2014-12-19

W radiu..."jak statki na niebie", w salonie świeci się ubrana dziś choinka, na komodzie pali się świeca, mąż - coraz przystojniejszy - pracuje przy komputerze, dzieci śpią, a ciszę przerywa jedynie kaszel Marcelki. Właśnie wróciłam z tańców, pełna energii, sił i spokoju. Bo tego wszystkiego brak mi ostatnio...Mogłabym pójść spać, odpocząć, ale szkoda mi tak pięknego, grudniowego wieczoru. Tylko śniegu za oknem brak.

Moja Dziewczynko,

nawet nie wiem od czego zacząć, o czym napisać po miesiącu przerwy. Trudno zebrać myśli i w kilku akapitach streścić wszystko to, co pamiętać bym chciała.
Ciężki nasz czas - wierzę, że dobiega końca - bo nie możemy wyjść z przeziębień i chorób, które każą nam zostawać w domu. Już nie pamiętam, kiedy byliśmy we czwórkę na spacerze innym, niż ten do przychodni, kiedy spacerowaliśmy powoli, nieśpiesznie, ciesząc się ze wspólnej obecności. Myślę, że nie tylko mi, ale Tobie też dokucza ta codzienna, domowa rutyna. 

Wczoraj nie mogłam się na Ciebie napatrzeć, gdy w kucyku zrobionym ze wszystkim włosów siedziałaś na kanapie wpatrzona w Peppę, a ja Cię obserwowałam z matczynym zachwytem, bo jesteś taka już duża, a fryzura dodawała Ci niesamowitej powagi. Jesteś niezwykle mądra i bystra. 


Ja: Marcelko weź ten telefon, który STOI na stole. 
Ty: Nie stoi, tylko LEŻY. Telefon leży. 

Poprawiasz mnie podczas opowiadania bajki. Nie królewna Mamo, księżniczka. Nie złota piłeczka, tylko kolorowa!

Ja: Kto dzwoni do Taty?
Ty: Jakiś koleś.

Tata jest przystojny. Mama jest zgrabniutka. Zgrabniutka ta nasza choinka. Karol to stara baba(??)!! :) 

Nie bądź taka smuta. Bądź wesoła.

Dajesz Karolowi mój telefon i mówisz: No masz Karol, pogadaj sobie, zadzwoń do kolegów. No mów halo.

Mówisz, non stop mówisz. Nawet podczas mycia zębów muszę prosić Cię, żebyś skupiła się na szczotkowaniu, otwierała buzię jak należy i przestała wszystko wokół komentować. O popatrz, tam wisi Karola niebieski ręcznik. A mój żółty z misiem, a tam na grzejniku schną moje majtki i bluzki. I tak calusieńki dzień. Ale cieszę się przeogromnie, bo nie masz jeszcze nawet 2,5 roku, a "nadajesz jak najęta". Śpiewasz samodzielnie cztery zwrotki Na Wojtusia z popielnika, całą Mam chusteczkę haftowaną, chociaż teraz te dwie piosenki potrafisz połączyć zgrabnie w jedną całość. Potrafisz prowadzić przez telefon kilkuminutowe dialogi z Agnieszką (kimkolwiek ona jest) i opowiadać jej, co robisz lub będziesz robić. Nie jestem w stanie przeczytać Ci strony z książki, bo za chwilę Ty chcesz czytać mi. Patrzysz, co dzieje się na obrazkach i z tego tworzysz przekomiczne historie np. o ślimaku, który zbił szklankę, a pan (występujący już na zupełnie innej stronie i w innej bajce) śmiał się z całej sytuacji. Babci przez telefon opowiadasz o piesku, który to w wodzie zgubił majtki i miał z tego wielką radochę. Opowiadasz, co będziesz robić z Karolem, gdy Ten już podrośnie. Weźmiesz go za rączkę i pójdziecie razem na spacerek i będziesz Go huśtać na huśtawce. Oczywiście na topie jest teraz święty Mikołaj i wszelkie historie z nim związane. Jeśli Cię odwiedzi, to weźmiesz go za rączkę i pokażesz swój pokój i będziecie razem lepić z plasteliny albo naklejać naklejki. Planujesz też z Mikołajem pójść na spacer do lasu po maliny i po grzyby. Tańczyć i spać też zamierzasz z tym, który obdarowuje prezentami.

A jeśli o Mikołaju mowa, to koniecznie muszę wspomnieć o 6 grudnia. Dzień popularnie zwany Mikołajkami, tylko jak dwulatce wytłumaczyć, o co chodzi z tymi Mikołajkami. Ciągle dopytywałaś się, czy przyjdzie Mikołaj i takie jego małe Mikołajki? Tok myślenia znakomity, no bo skoro Mikołajki to pewnie jakieś małe i pewnie będzie ich co najmniej kilka. Wieczorem przygotowałyśmy  Mikołajowi na parapecie tuż przy drzwiach balkonowych kubek ciepłego mleka i kilka ciastek. Rano po przebudzeniu przybiegłaś do naszej sypialni oznajmiając, że miska i kubek są puste. Nie zobaczyłaś leżącej na podłodze sterty prezentów. Gdy poszliśmy razem z Tobą ich szukać skupiłaś się jedynie na tej pustej misce, a prezentów zupełnie nie widziałaś. A zapyta przez kogokolwiek o to, co dostałaś, pamiętasz jedynie o misiach - żelkach i kinderkach. Nowe naklejki, książki, bluzka zupełnie przegrywają ze słodyczami.

Pierwszego w życiu Mikołaja zobaczyłaś na zajęciach z angielskiego. I zareagowałaś podobnie jak większość dzieci. Wtuliłaś się we mnie tak, jak rzadko się wtulasz, z wielką nieśmiałością odebrałaś prezent i po krótkim oswojeniu z odwagą przybiłaś piątkę - haj fajf:) A z całej paczki i tak najlepsze były rozpuszczalne gumy do żucia! I wiesz - uwielbiam obserwować Cię na tych zajęciach, Twoje zaangażowanie, to jak naśladujesz wszystkie ruchy prowadzącej, jak nudzisz się, gdy tylko zaczyna się jakaś piosenka podczas której trzeba siedzieć, a ożywiasz momentalnie, gdy Pani wstaje, podskakuje lub robi obroty. Chętnie powtarzasz nowe słowa po angielsku. Wiesz, że żółty to yellow, a braun to brązowy. Śpiewasz piosenki sama wymyślając słówka w obcym Ci języku.

I wspólnie w niedzielę robiliśmy nasze pierwsze pierniki. Tyle rzeczy jako Mama robię w życiu po raz pierwszy. Z myślą o Was. Ty zajęłaś się głównie wyjadaniem srebrnych cukrowych perełek i maczaniu całych rąk w kolorowych posypkach, które  po skończonej pracy były w całej kuchni i salonie. Ale jak wszystko, pierniki znudziły Ci, zanim  zdążyliśmy je do końca udekorować.

Sama korzystasz z toalety. Sama myjesz i wycierasz ręce. Sama się rozbierasz i ubierasz, a pomagam Ci jedynie z przełożeniem koszulki przez głowę i układam Ci na ziemi ubrania tak, byś nie nałożyła ich tyłem na przód. Przed posiłkiem wyciągasz wszystkim sztućce, a sobie dodatkowo miskę z szuflady. I wszystko musisz robić sama, Gdy umyślisz sobie, że sama weźmiesz na przykład ręcznik z drzwi, a ja nie wiem, że chciałaś to zrobić bez mojej pomocy i Ci go podam, Ty go weźmiesz, odwiesisz z powrotem i zdejmiesz znów sama. Podobnie jest na przykład z ubraniem. Gdy się gdzieś śpieszymy i założę Ci spodnie, a Ty planowałaś ubrać je samodzielnie, ściągniesz je i założysz ponownie, ale już bez mojej interwencji. I wciąż słyszę: Ale ja chciałam sama!!! Idź Mamo, idź, nie podglądaj. Zamknij drzwi. Nie wchodź, ja sama! 

Mylą Ci się jeszcze zaimki osobowe. Zamiast mi mówisz Tobie. Gdy daję Wam lekarstwa, zawsze mówisz: I jeszcze Tobie (czytaj Mi) trzeba. I jeszcze Tobie nałóż. I Tobie jeszcze umyj :) 

Liczysz do dziesięciu. Świadomie, a nie tylko mechanicznie powtarzając cyfrę za cyfrą. Na nowo odkrywamy Mam oko na liczby.

Ale, ale...Cudaku, żeby nie było tak słodko. Jesteś niesamowicie uparta i myślę, że większość Mam dwulatków powiedziałaby o swoich dzieciach to samo. Gdy proszę Cię, żebyś przestała coś robić, robisz dalej i patrzysz na moją reakcję. Gdy proszę byś nie bawiła się światłem, bo skończymy czytać książki, bawisz się dalej, a gdy ja dotrzymuję swojego słowa (tak, staram się być konsekwentna) jest przeogromny płacz i lament. Najgorzej jest, gdy dopada Cię zmęczenie i wiem, że potrzebujesz snu, a Ty uparcie twierdzisz, że nie chcesz spać. Próbuję Cię sposobem wziąć na sypialnię (pod pretekstem usypiania Twojego brata) i zaczynam (trzymając Karola na rękach) śpiewać piosenki/ostatnio kolędy, by zmorzył się sen. Wtedy Ty zaczynasz wymyślać, że nie chcesz piosenek, chcesz bajkę. Gdy zaczynam bajkę, nie chcesz bajki, chcesz pić. Albo jesteś bardzo głodna. W takich momentach wiem, że sen to dla Ciebie lekarstwo, a Ty ze zmęczenia sama nie wiesz, czego chcesz. I próbuję się nie denerwować (choć jest ciężko) i ze spokojem słuchać, że nie chcesz Mamy, nie chcesz Karola, chcesz do Taty itp...Podziwiam Karola (naprawdę!), bo ostatnio mocno dajesz się Mu we znaki, a On to wszystko znosi praktycznie bez łez. Szczypiesz Go za poliki, ciągniesz za ucho, próbujesz podnosić za głowę, kładziesz się na Nim, siadasz w bujaku, gdy Karol w nim leży. Tłumaczę, proszę,  krzyczę, odprowadzam do pokoju po wcześniejszym uprzedzeniu, ale to wszystko nie wiele daje. Wiem, że to taki wiek, etap buntu, który w różnych momentach rozwoju będzie się nasilał, bądź też słabnął.

I wiesz, w momentach kryzysowych, gdy Twoja upartość, nieposłuszeństwo doprowadza mnie do czerwoności, patrzę na Karola i przypominam sobie taką Ciebie. Małą, uroczą, uśmiechniętą, gdy byłam całym Twoim światem, a Ty poza pełzaniem, rozsyłaniem uśmiechów i płaczem w momentach głodu, czy zmęczenia nie okazywałaś innych emocji. Jak to wszystko szybko się zmienia! Tylko dwa lata, aż dwa lata!

Śpij Cudaku. Zdrowiej. Jestem przy Tobie. Pamiętaj o tym zawsze. Czasem zmęczona. Czasem smutna. Czasem zdenerwowana. Czasem niecierpliwa i krzycząca. Ale jestem. 

2014-12-07

Cudaki,

gdy patrzę na datę ostatniego wpisu, mam wrażenie, że minął nie prawie miesiąc (!!!), a kilka dni. Bo poza Waszymi postępami rozwojowymi i nowymi umiejętnościami nic się praktycznie nie zmieniło. Nadal chorujemy. Od końca października nie możemy uporać się z wirusami, bakteriami, kaszlem i męczącym katarem, które w różnym stopniu i intensywności dotyczą każdego z Was. Chorujecie razem lub osobno. Jedno zdrowieje, drugie zaczyna i tak w kółko...Mieliśmy kilka dni, w których powróciliśmy do codziennego rytmu dnia z ulubionymi naszymi spacerami i drzemkami tuż po nich. Kilka dni podczas których wybraliśmy się na zakupy przed Chrzcinami u małego Frania. Ale gdy wieczorem w środę 26 listopada odkładałam wieczorem Karola do łóżeczka (i wydawał mi się dziwnie ciepły - pamiętaj Matko - Tobie takie rzeczy się nie wydają), a rano obudził się z ponad 38 stopniową gorączką, przebiegła mi przez głowę myśl, że choroby często krzyżują nam plany. I choć wyprasowałam nową spódnicę i dobrałam kolorystycznie rajstopy do sukienki Marceli czułam, że ten dzień uświetni obecność jedynie Taty, będącego jednocześnie Ojcem Chrzestnym Franka, a my zostaniemy w domu. Ropy czopne na migdałach, konieczność antybiotyku potwierdzona u dwóch lekarzy (bo do antybiotyków podchodzimy bardzo ostrożnie) i wizja kilku dni spędzonych samej z Dziećmi (bo Tata zostawał na szkoleniach w Warszawie). Te dni potraktowałam jako swoje najlepsze rekolekcje adwentowe. Naukę przeogromnej miłości, wyrozumiałości, cierpliwości i pokory. I wiecie, to były bardzo dobre dni. Nad stołem w salonie zawisł kalendarz adwentowy - małe paczuszki z białych torebek śniadaniowych, ponumerowane i ozdobione czerwonymi wstążkami, a w środku drobiazgi, czekoladki i zadania do wykonania dla pierworodnej. Napisałyśmy list do Świętego Mikołaja, zrobiłyśmy jego portret, który wisi na ścianie, spędzaliśmy długie godziny na czytaniu, przeglądaniu książek, lepieniu, kolorowaniu i dywanowym - nic nie robieniu. I owszem - bywały kryzysowe momenty, gdy miałam ochotę zamknąć się na balkonie i przez 15 minut słuchać jedynie ciszy. Momenty,  w których Karol płakał w łóżeczku domagając noszenia na rękach, a ja musiałam myć Marcelę, bo nie zdążyła do toalety. Momenty, w których oboje marudziliście ze zmęczenia w tym samym momencie. Ale nauczyłam się z Karolem na rękach robić praktycznie wszystko. Razem przygotowywaliśmy śniadanie i je zjadaliśmy, razem robiliśmy kolacje, odkurzaliśmy i zapieraliśmy dywan. A wieczorami, które miały być moimi świętymi, samotnymi wieczorami, odpoczynkiem od gwaru, śmiechu, krzyku, wisku, ryku, złości, setek pytań, miliona odpowiedzi - Karol postanowił budzić się co godzinę! Spałam po pięć z przerwami na wstawanie i tulenie każdego z Was. Ale dowiedziałam się, że rodzice zbawiają się poprzez wychowywanie Dzieci. Czy coś więcej trzeba mówić? 

Karolku,

27 listopada skończyłeś pół roku. Tata dziś powiedział, że wpatrujesz się we mnie jak w obraz. I wiesz, widzę to...Ten Twój uśmiech, a raczej głośny śmiech, pisk, gdy mnie widzisz. Twoja radość nie do opisania. Nie widziałam Dziecka bardziej pogodnego od Ciebie. Dziecka, któremu tak nie wiele potrzeba, by śmiało się całe ciało. Nie przypuszczałam, że Tobie - takiemu półroczniakowi już tak wielką różnicę robi to, z kim zostajesz. Z Marcelą we wtorek wybrałyśmy się zwyczajowo na angielski, Ty zostałeś z Ciocią Sylwią, która  praktycznie nie wypuszcza Cię z rąk, jeśli z Tobą zostaje. Wróciłyśmy, opuszczając wcześniej zajęcia, bo byłeś bardzo marudny. Przytuliłeś się, położyłeś głowę na ramieniu, a ja poczułam, że na prawdę tęskniłeś. To Twoje wtulenie we mnie, uśmiechnięty wzrok przez zapłakane jeszcze oczy dały temu wyraz. Siła Matczynej Miłości. I wiem, jak bardzo jesteśmy ze sobą związani. Uwielbiam nosić Cię na rękach i żałuję, że nie zawsze mogę poświęcić Ci tyle uwagi, ile bym chciała. Uwielbiam zabierać do naszego łóżka i budzić się, widząc Twoją uśmiechniętą twarz. Nie mam żadnych dylematów, czy powinnam Cię zabierać do naszego łóżka, czy też nie, czy powinieneś zasypiać przy piersi, czy nie. Miałam takie (zupełnie niepotrzebnie) z Marcelką i wiem, że wszystko mija, bo przecież Marcelka nauczyła się spać bez lulania, przestała jeść w środku nocy, już nie potrzebuje moich włosów, by zasnąć. W Twoim przypadku będzie podobnie, do wszystkiego dorośniesz, od wszystkiego prędzej, czy później się odzwyczaisz. Nie naciskam, nie szukam sposobów, a pozwalam Twojemu/naszemu rytmowi toczyć się naturalnie tak, jak w danej chwili nam wszystkim po prostu pasuje. 

Próbujesz nowych smaków. Z racji obecności Starszej Siostry, Twoje menu układam tak, by nie musieć całego wieczoru, czy poranka spędzać przy garnkach, a na bazie jednej zupy przygotowywać Twoje potrawy. Jadłeś już: ziemniaki, marchew, selera, pietruszkę, buraka, kalafiora, brokuła, pora, dynię, mięso jagnięce, cielęce (ze słoików), indycze, królicze i z kurczaka w przeróżnych kombinacjach mięsno-warzywnych. Z odrobiną masła i ziół dla smaku. Poza tym kaszę manną, jaglaną, jęczmienną i ryż. Banany, jabłka, gruszki, morele, czarne jagody, śliwki, porzeczki i mandarynki(!!). To, do czego nie mam dostępu podaję ze słoików - w szczególności owoce, które z racji obecnej pory roku są trudno dostępne. 

Lolku, zaczynasz się przemieszczać. Pełzasz do tyłu, a ja zastanawiam się, czy do przodu w ogóle będziesz. Próbujesz przyjąć postawę, jak do raczkowania. Ale gdy podniesiesz nogi i pupę, to dłonie są jeszcze zbyt słabe by utrzymać taki ciężar. Sprytnie przemieszczasz się po podłodze. Układam Cię na kocu, ale Ty po chwili i tak znajdujesz się poza nim, na dywanie bądź na panelach. Coraz mniej interesują Cię Twoje grzechotki, a jako cel wybierasz sobie klocki Lego, drewniane garnki do gotowania Twojej Siostry, klapek Taty, czy miskę z praniem. Codziennie miliony razy przypominam Marcelce i sama zwracam uwagę na to, co znajduje się w zasięgu Twoich małych rąk - płatki musli, w które wdepnąć można chodząc boso po dywanie, kawałki ciastoliny na podłodze, kredki świecowe, pokrywki od mazaków i wiele innych rzeczy, drobnych przedmiotów. Nowość, bo gdy Twoja Siostra była w Twoim wieku pamiętaliśmy z Tatą i nic niebezpiecznego dla rąk i buzi malucha się na niej nie znajdowało. Teraz wiem, jak bardzo musimy uważać, bo wszystko, co wpadnie Ci w ręce od razu wkładasz do ust. 

Śpij Maluszku lepiej niż do tej pory i bądź wreszcie zdrów, bo przeraża mnie Twój zatkany znów nos ( tak, kilka minut temu Cię karmiłam) i słyszałam trudności w przełykaniu pokarmu. Wczoraj skończyłeś antybiotyk, a od piątku Twoja Siostra kaszle i jest zakatarzona. Twój osłabiony organizm jest teraz podany na wszelkie ustrojstwa...W takich dniach, nawet w obliczu zbliżającego się najpiękniejszego okresu w roku tęsknie za wiosną.

2014-11-09

Skarby moje Najdroższe,

śpicie. W domu panuje dziwna cisza. Nikt mnie o nic nie pyta, niczego nie chce, nie oczekuje obecności i uwagi. Ciekawe, ile mam tego czasu jeszcze dla siebie, choć nie w pełni dla siebie, bo przecież piszę Wam, o Was. 

Od ponad dwóch tygodni próbujemy wyjść z przeziębień, w pełni wyzdrowieć tak, bym na dobre mogła pochować leki z mikrofalówki, a ze ściany zdjąć tabelę z rozpiską syropów z podziałem na dwa imiona i trzy pory doby. Kaszel wybudza Was w nocy, a wtedy jedno z Was domaga się mlecznego, ciepłego posiłku, a drugie woła: Mamo przyjdź... Kilka pobudek w ciągu jednej nocy na 6-7 godzin snu. Ale i tak nie potrafię położyć się spać wcześniej niż o północy. Bo zawsze mam mnóstwo rzeczy do zrobienia, których nie spisana lista zalega gdzieś tam w głowie. Bo za przygotowywanie obiadów, zup i prasowanie zabieram się dopiero wtedy, gdy zaśniecie. Bo ciągle mam nie wybrane zdjęcia do wywołania, dywan pod fotel rysujący panele nie zamówiony, plan na samodzielne wykonanie kalendarza adwentowego Marcelce jeszcze nie końca sprecyzowany, a kindelek, który w prezencie otrzymałam od rodziców w lipcu(!!) jeszcze ani razu nie został uruchomiony. I chyba tak na prawdę nigdy przed urodzeniem dzieci nie zastanawiałam się, ile czasu dla siebie w ciągu dnia, tygodnia, miesiąca ma Kobieta - Matka. Oczywiście piszę tu tylko o swojej sytuacji, gdy różnica wieku między dziećmi jest nie wielka, odległość do Dziadków zbyt wielka, a mąż zarabia, bo przecież ktoś musi...Gdy dzieci są ze mną 24 godziny na dobę, a poza wszystkimi czynnościami związanymi z ich pielęgnacją, wychowaniem i nieustannym wyjaśnianiem świata do ogarnięcia jest również mieszkanie i cała masa obowiązków, które w ciągu dnia trzeba wykonywać w tak zwanym międzyczasie. 
Chwile dla siebie? Wyrwane minuty, rzadko godziny. Odpoczynek na fotelu dentystycznym, zakupach w samotności i nocnym kucharzeniu w słuchawkach na uszach. Tak, bywam zmęczona. Tak, bywa ciężko. Tak, wybucham,  tracę cierpliwość i krzyczę. Ale mąż to widzi i każe wyjść. Gdziekolwiek. Więc zapisuję się na tańce. Latino solo. Bo od zawsze uwielbiam taniec, bo muzyka i poruszanie się w jej rytm wywołuje we mnie bardzo pozytywne emocje i jest to jedna z niewielu rzeczy, których w życiu żałuję, że nie zaczęłam już wiele lat temu, by teraz tańczyć profesjonalnie. I chodzę, póki co raz w tygodniu, a jedyna godzina, jaka nam wszystkim pasuje, to 21, gdy Karol śpi. Ale warto. Bardzo. Nawet, gdy całodzienne zmęczenie podpowiada, by zostać w domu. Zrobić coś dla siebie, by nie dać się zwariować. By mieć poczucie, że poza życiem toczącym się w mieszkaniu na czwartym piętrze i spacerach osiedlowych istnieje jeszcze inny świat, w którym choć w małym stopniu i ja uczestniczę. 

Sarenko, 

bo tak ostatnio kazałaś mi siebie nazywać, bombardujesz mnie w ciągu dnia taką ilością pytań odnoście każdej sytuacji, wykonywanej czynności, że po Twoim zaśnięciu cieszę się na te kilka godzin ciszy, zgodnie z treścią słów kołysanki: to już trzeba tylko spać. Płynąć w kolorowym niebie i odpocząć ciut od siebie, żeby rano znowu chętnie wstać. Pytasz dosłownie o wszystko.

Mamo, co robisz?
Mamo, czego tam szukasz?
Mamo, co tak patrzysz?
Mamo, co gotujesz? 
Mamo, co tam wsypujesz? Mamo, to kakao/mąka/cukier/mleko?
Mamo mogę spróbować? 
Mamo, mogę usiąść na blacie?
Mamo robisz siku? Mamo tylko nie rób w majtki. Mamo masz papier? Mamo, to ja poczekam tu pod drzwiami. Mamo już zrobiłaś?
Mamo myjesz włosy?Mamo masz mokre włosy?Mamo już skończyłaś?Mamo masz ręcznik?Mamo będziesz suszyć włosy?
Mamo nakładasz majtki? Mamo to Twoje spodnie? Mama ma spodnie, Marcelka ma spodnie i Karol ma spodnie. Ładne masz spodnie. 
Mamo co tam Ci spadło? Czego szukasz?To Twoja wsuwka? Mamo, mogę zobaczyć?

I tak przez cały dzień. Od rana do wieczora. Staram się cierpliwie na wszystkie odpowiadać, tłumaczyć, co robię i po co. Wiem, że ode mnie się uczysz, wiem, że ze mnie bierzesz przykład, bacznie obserwując mnie przez cały dzień. Ale staram się też tłumaczyć, że nie jestem w stanie być na każde Twoje: Mamo przyjdź, które rozbrzmiewa niezliczoną ilość razy. Tłumaczę, że nie we wszystkich sytuacjach koniecznie musisz mi towarzyszyć. Że chętnie dwójeczkę zrobię sama w toalecie i nie musisz mi pomagać w nakładaniu spodni. Zachęcam do samodzielnej zabawy, podsuwam pomysły, ale one zajmują Cię na dosłownie kilka minut. Chcesz być ciągle obok, wszystkiemu się przyglądając, we wszystkim brać udział. 

Zaczynasz wykazywać troskę wobec swoich najbliższych. Mamo jesteś głodna? Mamo ubrałaś się ciepło? Masz rękawiczki? Tato zjesz placuszki? A gdy wychodzimy z samochodu i do domu niosę Cię na rękach, przykrywasz mi uszy swoimi rękoma, a gdy pytam co robisz, odpowiadasz, że tak trzymasz ręce, żeby mi wiatr nie wiał...

Rozpoczynasz etap zabaw w naśladownictwo. Ostatnio przyniosłaś przeróżne grzebienie i szczotki mówiąc, że jesteś fyzjerką i będziesz mnie czesać. Szczotka robiła Ci za suszarkę, przełączałaś "guziki", udawałaś dźwięk pracującej suszarki, a ja posłusznie musiałam wykonywać Twoje polecenia - pochylać i odchylać głowę, choć znaczenia tych dwóch wyrazów jeszcze Ci się mylą.

Codziennie dzwonisz do kzianki (koleżanki), opowiadasz jej co robisz, zaśmiewasz się podczas prowadzonej rozmowy i bardzo często, gdy proszę Cię o wykonanie czegokolwiek odpowiadasz, że teraz nie możesz, bo właśnie dzwoni kzianka albo, że Ty musisz do niej zadzwonić. Próbujesz wymigiwać się od codziennych swoich obowiązków twierdząc, że nie możesz teraz posprzątać zabawek, bo bardzo boli Cię...gardło/brzuch/nóżki. Na spacerze nie dasz rady już iść, jesteś bardzo zmęczona i bolą Cię rączki...Gdy chcę Cię ubrać przed spacerem słyszę: teraz nie mogę, bo coś tutaj robię. A tego papierka nie możesz podnieść, bo trzymasz w ręku kartkę...

Odróżniasz 10 kolorów (w tym trzech znasz angielską nazwę), a obecnie jesteśmy na etapie poznawania brązowego i granatowego. Polubiłaś bajki na tyle, że potrafisz przez kilkanaście minut oglądać nie odrywając się co chwila i nie biegnąc sprawdzić, co aktualnie robię. Coraz częściej przesypiasz całe noce, przed snem domagasz się albo gwiazdek (czyli kołysanki - idzie niebo ciemną nocą, ma w fartuszku pełno gwiazd...) albo historii o piesku i benzynie (nadal!). Nie chcesz żadnych bajek o Czerwonym Kapturku, Jasiu i Małgosi, Kopciuszku, czy Złotej Rybce. No chyba, że piesek podczas swej wycieczki kogoś z bajkowych bohaterów spotka, to wtedy jesteś w stanie wysłuchać. Potrafisz zaśpiewać Chusteczkę haftowaną, Jesteśmy Jagódki i Kółko graniaste. Wiesz, że w niedzielę chodzimy do Kościoła, a we wtorek na pink end, bo tak nazywasz swoje zajęcia z angielskiego, na które z utęsknieniem czekasz cały tydzień. Na ostatnich byłaś sama! Ja czekałam pod salą, a Ty bez problemu poszłaś wraz z innymi dziećmi i tylko pod koniec wyszłaś do mnie, bo jak powiedziałaś, zrobiło Ci się smutno....( i powiem Ci szczerze - mi też było). Uwielbiasz bawić się w chowanego, za każdym razem chowasz się za zasłoną i denerwujesz się, jeśli za szybko zostaniesz znaleziona. Dlatego ta zabawa nie należy do moich ulubionych, bo nie wiem, ile czasu powinnam Cię szukać tak, by odnalezienie Cię sprawiło Ci radość, a nie wywołało wściekłość. 

Jesteś bardzo samodzielna. Po powrocie ze spacerów zdejmuję buty i idę z Karolem na łóżko, by zdjąć mu kombinezon i szybko wrócić do Ciebie. Ale zatrzymuję się i obserwuję. Pomagam jedynie przy fikuśnie wywiązanym szaliku. Samodzielnie zdejmujesz buty i kurtkę (najpierw guziki na napy, potem zamek), zdejmujesz bluzę (jeśli zapinana jest na zamek) i idziesz do toalety. Zdejmujesz spodnie i majtki, podstawiasz stopień, kładziesz nakładkę i się załatwiasz. Podcierasz i ubierasz. Spłukujesz wodę i idziesz do łazienki umyć ręce. Stajesz na koszu, podciągasz rękawy, myjesz, wycierasz i udajesz się do kuchni na drugie śniadanie...Samodzielnie potrafisz zdjąć i nałożyć majtki, skarpety i spodnie. Wszystko jesz sama. Coraz częściej do posiłków daję Ci nóż. Jeszcze bardzo nieporadnie, ale próbujesz, uczysz się. 

No i powiedziałaś Kocham Cię Mamo! Serce Ty moje!


Mistrzu, (choć Marcela pewnie by powiedziała: to nie Mistrz, to Hrabia,)

od starszej Siostry łapiesz wszystkie wirusy i zarazki. Nie jestem w stanie uchronić Cię przed katarem, kaszlem i zapaleniem oczu, które zaraz po Marcelce dopada i Ciebie. Ale wierzę, że to już ostatnie dni wybudzającego Cię w nocy kaszlu i pierwszych słodkości w postaci syropów. Poza ich smakiem zaakceptowałeś i ze smakiem zjadłeś marchew, ziemniaka, jabłko i gruszkę. Ale przyznam, że karmienie Ciebie nie należy do najprzyjemniejszych czynności, bo muszę trzymać Ci obie ręce, inaczej po każdej łyżeczce jedzenia obie piąstki lądowałyby u Ciebie w buzi. Wkładasz palce w jedzenie, przypadkowo strącasz wszystko z łyżki tak, że po trzech łyżeczkach marchwi, mam ją we włosach i na bluzce. Poczekaj jeszcze chwilę, naucz się prawidłowego połykania, usiądź sam, a  dostaniesz swoje krzesło i będziesz smakował jedzenie palcami. Nie, nie będę martwić się brudnymi ubraniami i koniecznością sprzątania podłogi po każdym posiłku. Już to przeżyłam. Będziesz jadł z apetytem i bez stresu, czerpiąc z tego przyjemność i ucząc się jednocześnie samodzielności.

Póki co, przekręcasz się we wszystkie strony świata. Lubisz leżeć na brzuchu, w śliskiej wannie pełzniesz po zabawki. Łapiesz za kółka zawieszone brzy bujakowych zwierzakach, wkładasz stopy do buzi i ślinisz wszystko, co tylko trafi w Twoje ręce. Śpisz w sypialni, w swoim łóżku. Zaliczyłeś pierwszą przejażdżkę w spacerówce Marcelki, gdy Twój wózek Tata przez przypadek zabrał w bagażniku ze sobą pracy, a Ty dzięki temu mogłeś oglądać świat z innej perspektywy. Lubisz swój "namiot", czyli pieluchę narzuconą na bujaczek, wtedy gdy w nim leżysz. Zabawa wymyślona przez Tatę i ma dzięki temu chwilę ciszy bez rozpaczliwego wzywania o towarzystwo. Tak, jesteś niezwykle towarzyski. Socjologiczne motto: Człowiek istota społeczna. Zgadza się, oj zgadza.

Marcelka coraz bardziej docenia Cię, jako człowieka - towarzysza zabaw. Kładzie się obok Ciebie na brzuchu i krzyczy: Mamo, zobacz, tak się bawimy. Pokazuje Ci obrazki w książkach, podnosi Cię za ręce do siadu, co nazywamy windą, codziennie trzyma w ramionach, a dziś nosiła Cię nawet na barana. Kąpiecie się wspólnie, bo Marcela zawsze chce kąpać się razem z Tobą. 

Jesteś niezwykle fajny, zarażasz pogodą ducha i tym swoim śmiechem w głos. I mam nadzieję, że te cechy Twojego charakteru już się nie zmienią. Radości moja!

 Śpij spokojnie Synku. Czuwam obok. 



2014-10-26

Maluszku,

śpisz pośrodku naszego dużego sypialnianego łóżka. Na własne w Waszym pokoju przyjdzie jeszcze czas. A ja - przyznam Ci się szczerze - bardzo lubię mieć Cię obok, bo wiem, że ten czas szybko minie. Lubię na Ciebie spoglądać, sprawdzać, czy jesteś przykryty i choć budzę się w nocy milion razy - Twój spokojny oddech i poranny uśmiech to wystarczająca rekompensata. 

Jutro kończysz pięć miesięcy. 16 października po raz pierwszy (na kocu Olka - być może za parę lat swojego najlepszego kumpla) przekręciłeś się z brzucha na plecy. Teraz przekręcasz się cały czas. Bardzo szybko i sprawnie, tak, że niekiedy podczas zmiany pieluchy, czy ubrania kilka razy muszę przekręcać Cię i układać na plecach - lekko przytrzymując, by uniemożliwić kolejny obrót. Bawisz się grzechotkami, przekładać je z ręki na ręki, trzymasz i wkładasz do ust gryzaki. Ale i tak najlepsze są własne dłonie. Z niecierpliwością i lekkimi obawami oczekuję tego pierwszego zęba, choć i teraz bez nich potrafisz sprawić mi niezły ból podczas karmienia. Trzymasz moją pierś w ustach i zamiast ją puścić - ciągniesz i rozglądasz się na boki, wodzisz wzrokiem za pędzącą Marcelą. Mam nadzieję, że moje sutki nie będą przypominały (jak mawia Tata) wentyli u stara! 

Lubisz sen na świeżym powietrzu. Jeśli zostajemy w domu (bo zdrowie lub bardzo zła pogoda uniemożliwia nam wyjście) śpisz około dwóch godzin w ciągu całego dnia. Około 17stej przychodzi Twoja pora marudzenia, która trwa do kąpieli. Musisz być wtedy noszony (tak, trzeba chodzić, nie lubisz gdy się za długo siedzi), zabawiany rozmową, grzechotkami. W przypadku Twojej Siostry było tak samo. Trzy krótkie drzemki w ciągu dnia i niemowlęce popołudniowe znudzenie. Lubisz towarzystwo, w dobrym nastroju chętnie obserwujesz świat z bujaka i towarzysz nam we wszystkich domowych czynnościach. Trzymając się na kolanach budujemy we trójkę z Duplo, czytamy książki, jemy posiłki. 

I tak, jak Ty jesteś wiernym obserwatorem poczynań, zabaw swojej starszej Siostry, tak Ona darzy Cię ogromną miłością. Dziś, podczas gdy ja w łazience układałam włosy, Marcelka rozmawiała z Tobą leżącym w swoim łóżku. I wiesz co Ci mówiła...? Kokam. Baldzo kokam! Słuchałam i patrzyłam na Was. Z ciepłem w sercu. Radością i wielką miłością. 

2014-10-23

Karolku,

nakarmiłam Cię i przeniosłam do Twojego łóżka w dziecinnym pokoju. Obok mnie pusty kosz i łzy w oczach, tak bardzo znajome, łzy które miałam też dwa lata temu. Ulotność wszystkiego, przemijanie. Mam wrażenie, że nie zdążyłam nacieszyć się Tobą śpiącym obok naszego łóżka. Czy zdążę nacieszyć się Tobą takim małym? Czemu w życiu nie ma funkcji stop i przewijania...

Królu mój, Ty śpij, Ty śpij a ja...

Całusy zza ściany!

2014-10-22

Niebieskookie kluseczki

lubię tak na Was nazywać, pieszczotliwie, bo rymuje się z nazwiskiem. 

Kalol, jak ulośniesz to będę Cię bujać i dam Ci szpinaku. 
Kalol, jak będziesz chodził, to będziemy szybko biec do łazienki i położę Ci nakładkę.
Kalol, chcesz zupy?
(Na klatce schodowej) Kalol tu nie wolno krzyczeć. 
Kalol nie może lizaka, Kalol nie ma zębów.

Marcelko, jesteś moją pomocnicą numer jeden. Coraz delikatniejszą wobec Brata, na tyle, że nie obawiam się zostawić Was samych, a samej wyjść do toalety, czy do łazienki wysuszyć włosy. Zabawiasz Karola grzechotką, jeśli o to poproszę, podajesz gryzak, który mu wypada. Bierzesz na ręce, trzymasz z moją pomocą, a po chwili stwierdzasz już chce do Mamy. Z przyjemnością obserwuję Was leżących na brzuchu i wspólnie bawiących się grającym pianinem od Fisher Price albo oglądających Czereśniową. 

Ostatnio upodobałaś sobie pytanie mnie o wszystko:
A co to?
A co tam patrzysz?
Czego szukasz?
Co jesz?
Jesteś głodna?
Jest Ci zimno?

Twoja ciekawość świata zachwyca, a ja staram się cierpliwie odpowiadać, gdy po raz enty pytasz mnie, a co to pokazując w książce na...psa! To chyba taki etap, faza acoto, którą każde dziecko przejść musi. 

Naśladujesz mnie perfekcyjnie, a ja śmieję się patrząc na Ciebie i obserwując Twoje, a jednocześnie swoje zachowania. Bierzesz swoją lalkę Elunię (nie mylić z Elą, bo to nie jest jedna i ta sama lalka. Po powrocie z Bielska: Elunia, czekałaś???), podciągasz swoją bluzkę do góry, bo Elunia jest głodna i trzeba ją nakarmić, po czym biegniesz po papierek, bo zaraz będzie kapało...Tak, ja zawsze muszę przy karmieniu Karola mieć pod ręką pieluchę, bo na brak pokarmu nie narzekam, a mleko tryska dosłownie strumieniami.
Gdy odkładam Karola do bujaczka wyjmujesz mi z ust i mówisz: Kalol, tylko bez płaczu. 
I te Twoje, tak bardzo moje: O Bozie, Bozie...

Z Tatowego słownika zapożyczyłaś kulwa mać! Nie, nie przeklinamy w domu, Tacie zdarza się podczas pracowniczych rozmów telefonicznych. I choć nie wiesz, co te słowa oznaczają, doskonale wiesz, w którym momencie się je stosuje. Po raz pierwszy - tak dosadnie - gdy wyszłaś na balkon, a po chwili wróciłaś mówiąc kulwa mać, zapomniałam czapki. Kolejny raz, gdy jedząc serek ubrudziłaś sobie nos...Początkowo nie zwracałam na to uwagi, mając nadzieję, że owe słowo zniknie samo z Twojego języka, później postanowiłam Ci wytłumaczyć, że nie są to ładne wyrazy, że jeszcze nie raz je pewnie usłyszysz, ale powtarzać nie powinnaś. I teraz, gdy usłyszysz, że ktoś przy Tobie mówi choćby kurczę, czy kurdę, od razu mnie o tym informujesz.

Od tygodnia nie pijesz w nocy mleka! Przyszło samo, jak dużo rzeczy. Bez pośpiechu, stresu Twojego i naszego, łez i złości. Przez kilka dni tłumaczyłam Ci wymieniając znajome Ci dzieci, że Oliwka nie pije już w nocy mleka, ani Wojtek, ani Patrycja, przed snem Ci jeszcze powiedziałam, że może i Ty byś już zrezygnowała z tych nocnych, mlecznych pobudek, no i się udało. Podobnie jak z zasypianiem trzymając się moich włosów. Jestem obok. Siedzę na łóżku albo tuż przy nim, opowiadam bajkę, śpiewam, głaszczę, ale tak, że Twoje ręce nie dosięgają do moich włosów. Pierwszej nocy przez chwilę się buntowałaś, kilka razy poprosiłaś, żebym się obok Ciebie położyła, ale zagadywałam ciekawą historią o piesku i benzynie (tak, uwielbiasz bajkę o tym, jak pies wyrusza gdziekolwiek samochodem i nagle samochód mu staje, bo nie ma w baku benzyny....) i obeszło się bez łez. Nie jestem zwolenniczką tych drastycznych (dla mnie) metod rezygnowania z czegoś na już, bo tak postanowiłam i tyle. Przecież kiedyś próbowałam w środku nocy. Po kilkunastominutowym Twoim płaczu - odpuściłam wiedząc, że przyjdzie kiedyś i pora na Ciebie. Bez spinania się, nie słuchając porad innych, że jesteś już za duża na mleko...
Dorastasz Kochana, zmieniasz się, a ja jestem w stanie wytłumaczyć Ci prawie wszystko, powtarzając w myślach samej sobie, tysiące razy dziennie, że krzyk i złość nic nie pomogą. Tłumacz, wyjaśniaj, traktuj jak równego sobie. To Twoje Dziecko, Ty masz wpływ na Jego wychowanie. Ty w głównej mierze decydujesz, jakim człowiekiem będzie w przyszłości. 

Póki co, korzystam ile mogę, że się do mnie przytulasz, podchodzisz od tyłu i całujesz w plecy. Korzystam, póki chcesz, żebym to ja Cię usypiała. Korzystam, póki chcesz, żebym na naszym dziewczyńskim spacerze niosła Cię na rękach. Przypomina mi o tym nieznajoma Kobieta, która zagaduje nas na spacerze i pyta o Waszą różnicę wieku. Ma w domu ośmiolatka i 20 miesięcy starszą od niego siostrę i stwierdza, że mi zazdrości...Was. W takim wieku. Rozumie, że bywa ciężko, ale zazdrości...Wiem, że za chwilę urośniesz, a świat pochłonie Cię na tyle, że Mama już nie będzie centrum Twojego świata. Naturalna kolej rzeczy, więc korzystam póki mogę i cieszę się ze spotkań z nieznajomymi, którzy nieświadomie przywracają moim myślom właściwy tor. 

2014-10-08

Najdroższe Skarby,

od piątkowego popołudnia jesteśmy na Podlasiu. Z Marcelkowym katarem do pasa i Karolowym kaszlem, charczeniem. Inhalujemy, oklepujemy, odciągamy i mam nadzieję, że czystość w oskrzelach i płucach u Najmłodszego potwierdzona już przez dwóch pediatrów jest trafioną diagnozą, a kaszel rzeczywiście wywołany jest zalegającą w krtani wydzieliną, której tak małe Dziecko nie jest w stanie jeszcze samodzielnie odchrząknąć. Więcej czasu spędzamy w domu, biegam z bujakiem między górą, a dołem i cieszę się na każde kilka chwil ciszy i możliwość odpoczynku, gdy Wasze drzemki zbiegają się w tym samym czasie. Rzadkość, ale są. 

Marcelka rozumie pojęcie swojego domu i wie, że ten w którym obecnie przebywamy należy do Dziadków. Ale jak sama stwierdziła: Lubię być w Bielsku. Jeszcze nie chcę do mojego domku. Biega od szóstej rano do dwudziestej wieczorem z przerwą na jedną ponad godzinną drzemkę w ciągu dnia. Tańczy, śpiewa, koncertuje z ukłonami tuż po występie. Wymyśla historie, czyta książki, opowiadając o tym, co widzi na obrazkach. Jedzie, jedzie krówka, patrzy (udawany odgłos zdziwienia - jak Babcia), a tu raptem...robaczek. W Podlaskim domu ma swoje dwa ulubione miejsca - parapet kuchenny, z którego obserwuje robotników pracujących nad nowym wyglądem podwórka, widzi wbiegającą przez uchyloną bramę Sarę, krzyczy mimo zamkniętego okna do chodzącej po dworze Babci Zosi i obserwuje toczące się przecież całe życie w kuchni oraz kawałek podłogi w pokoju wujka Bartka, między rozłożonym łóżkiem, łóżeczkiem dziecięcym, a drzwiami balkonowymi. Znosi tam wszystkie poduszki i zaprasza mnie do swojej bazy. Paraduje po domu ze swoją znalezioną białą opaską (z chrztu) i mówi, że wybiera się na bal, ściąga hepki (skarpety) i prosi, żeby z łóżka zabrać Karola, bo będzie hakać. Babcia mówi, że jej energią można by obdarować jeszcze co najmniej troje spokojniejszych dzieci. Ale ja bardzo się cieszę, że jest właśnie taka. Żywiołowa, spontaniczna, z mnóstwem pomysłów na minutę, śmiała i radosna. Esencja dzieciństwa. Moja Artystka. Aktorka, śpiewaczka i instruktorka w jednej, jakże uroczej Osobie!


 Wielkooki,

codziennie zachwycam się Twoim pogodnym usposobieniem, radością ze wszystkiego i do wszystkich. Najchętniej leżałbyś na brzuchu i wpatrywał się w pochyloną, zabawiającą Ciebie twarz. Myślę, że mógłbyś tak cały dzień. Piszczysz z radości, śmiejesz się w głos, a łaskotki masz zlokalizowane chyba na każdym centymetrze swojego prawie 8 kilogramowego ciałka. Śmiejesz się, gdy łaskoczę Cię pod pachami, piszczysz, gdy palcem przejeżdżam wzdłuż  Twoich pleców,  z uśmiechem próbujesz chować gilgotane przeze mnie Twoje stopy. Lubisz być podrzucany do góry i noszony przodem do świata. W kąpieli leżysz błogo i czekasz na wszystkie zabiegi pielęgnacyjne. Pan Hrabia. Król Karol. Najdostojniejszy. Swym uśmiechem uspokajający zniecierpliwione i zdenerwowane matczyne serce.

Masz skończone cztery miesiące. Ilości Twojego przekręcenia z pleców na brzuch mogę policzyć na palcach jednej ręki. O odwrotnym obrocie nawet nie myślisz. Wolisz leżeć, obserwować, myśleć i radować przestrzeń wokół. Taki spokój ducha.

Interesujesz się grzechotkami, potrafisz je utrzymywać i zająć się nimi przez kilka/naście minut. Uwielbiasz swoje dłonie, które są nieustannie zimne i mokre od wkładania ich do buzi. Myślę, że to z powodu ząbkowania, a pediatra potwierdziła moje przypuszczenia twierdząc, że w tym miesiącu wyjdą Ci jedynki. Zapoznajesz się z kotami i Saperem, specjalnie głaszczę ich sierść Twoimi dłońmi wierząc, że im wcześniejszy kontakt z czworonogami, tym mniejsze prawdopodobieństwo wystąpienia wszelkich alergii. Też będziesz miłośnikiem zwierząt, ale póki co - jesteś najwierniejszym fanem swojej starszej Siostry. Wpatrujesz się w Nią, słuchasz, śledzisz wzrokiem, a Ona coraz częściej zaskakuje mnie swoją i delikatnością(!), i siostrzaną Miłością. Codziennie opowiada, co będziesz robił, jak urośniesz. Czego Cię nauczy, jak już będziesz duży. Nawet jajko z niespodzianką Ci od prababci Heni przywiozła, a gdy następnego dnia Ją tym jajem częstowałam to powiedziała: To Kajoja!

Nie płacz Karol, Mama zaraz przyjdzie. 

Ja: Karol, Mamę już bolą ręce od tego noszenia. Poleż sobie teraz trochę. 
Marcelka: (Próbuje podnieść Cię za głowę) Chodź Karol, ja Cię ponoszę. Mnie nie bolą rączki.

Będzie z Was zgrana drużyna. Wspaniały duet. A ja codziennie utwierdzam się, patrząc na Wasze relacje, interakcje, że rodzeństwo to wspaniały prezent, jaki Rodzice mogą ofiarować swoim Dzieciom.

Śpijcie Skarby Moje. Śpijcie spokojnie. 

Zakochana w Was Mama!

2014-09-30

Najukochańsza,

któregoś wieczoru przemierzasz pokój z kubkiem w ręku. Jest pora wieczorowa. Tuż przed kąpielą. Czas sprzątania zabawek.

Ja: Marcelka, chodź posprzątamy zabawki.
Ty: Nie mogę, mam kubek w ręku. Mam zajęte ręce.

Rozmowa z dzisiaj.

Ja: Marcela, a kto posprząta zabawki?
Ty: Pani.
Ja: Jaka Pani?
Ty: Jaga.
Ja: Babcia Jaga?
Ty: Tak.
Ja: To zawołaj ją, bo ja nie będę sprzątać.
Ty: Babciu Jaga!!! Nie słyszy. 
  
W piątek byłaś na bilansie dwulatka. Bilans, podczas którego mogłam powiedzieć właściwie wszystko, bo badanie wzroku polegało na zapytaniu mnie, czy widzisz okruszki, a badanie słuchu, czy dobrze słyszysz..Początkowo nawet pielęgniarka nie chciała Cię ani ważyć, ani mierzyć, żeby nie przestraszyć (??), ale staniecie na wadze i przy ścianie nie stanowiło dla Ciebie powodu do przestraszenia, czy jakiejkolwiek obawy. Może dlatego, że przez dwa dni przed wizytą w przychodni mówiłam Ci o tym, co Cię czeka, że Pani doktor obejrzy Twoje zęby, brzuch i poprosi, żebyś stanęła na wadze. Ważysz niecałe 14 kg, mierzysz 92 cm. I tak, potrafisz budować wieżę z klocków, łączyć dwa wyrazy w zdanie, umiesz biegać i się przy tym nie przewracasz, potrafisz trzymać łyżeczkę i informujesz o potrzebach fizjologicznych. Wiele osób widząc Cię, Twoją sprawność fizyczną, życiową samodzielność i zasób słownictwa ocenia Cię na kilka miesięcy starszą. 

Znasz trzy podstawowe czasy i potrafisz używać czasowników w odpowiedniej formie dostosowanej do przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Byłam, zrobiłam, malowałam, bujałam, idę, jem, pójdziemy, kupimy itp...Gadasz jak najęta. Dosłownie - nie zamyka Ci się buzia. Śpiewasz wymyślone na poczekaniu piosenki. Np. o gruszce na melodię - była sobie żabka/gruszka mała... Coraz częściej wybierasz książkę, siadasz na łóżku i samej sobie opowiadasz różne historie. W opowieści lubisz wplatać Babcię - nie Babę Jagę. 

Nie zawsze informujesz, że chcesz zrobić siku. Gdy poczujesz potrzebę po prostu idziesz do łazienki, zdejmujesz spodnie i majtki, po czym przypominasz sobie, że potrzebujesz papieru, więc idziesz do toalety, urywasz kawałek i wracasz do łazienki, by do nocnika zrobić, to co należy, samodzielnie się podcierasz, a brudny papier wyrzucasz do sedesu, zamykasz deskę, spuszczasz po nim wodę i się ubierasz. Nadal zdarzają Ci się wpadki. Często odnoszę wrażenie, że to próba zwrócenia na siebie uwagi, bo wtedy rzucam przecież wszystko i lecę umyć Ci pupę i nałożyć czyste ubranie, a czasem chyba po prostu Ci się nie chce wołać, iść, rozbierać, wyciągać nocnik, ubierać. 

Jesz pomidory! Uwielbiasz strażaka, którego nazywasz tragarz(ż?)em, Klub Przyjaciół Myszki Miki i od czasu do czasu pieluchową Dorę. Nadal królują klocki Lego (teraz jesteśmy na etapie budowania oddzielnych domów dla poszczególnych zwierząt), zabawy z klejem (którego w zapomnieniu nazywasz olejem) i wciąż mi tłumaczysz, że kleju nie wolno jeść, bo to nie pomadka. Skarpety nadal są hepkami, śmieciarka to hamka, a skaczę to hakę.

I wiesz, uwielbiam te momenty, gdy obie wkładamy po wspólnej kąpieli szlafroki i idziemy się pokazać Tacie, gdy w pościeli zjadamy budyń na kolację, a  w tle słychać głosy bajkowych strażaków, gdy ogarnia nas głupawka podczas Twojego popołudniowego zasypiania. Chwile, które nadają wszystkiemu sens. 


2014-09-20

Kilka chwil, dobrych momentów z dzisiaj.

Wspólny spacer po Starym Mieście (Lubelskie Święto Cydra), obowiązkowa wizyta na placu zabaw w parku w pobliżu Placu Zamkowego. I kolacja w Szerokiej. Przepyszna tarta ze szpinakiem i fetą jedzona do spółki z Marcelką, wizyty w restauracyjnych toaletach, bo po nauczeniu informowania o potrzebach fizjologicznych łazienki w miejscach publicznych są miejscem ogromnej fascynacji i zwiedzamy je nawet, co kilka minut. Jadłam, karmiąc jednocześnie Karola, patrząc na swojego przystojnego męża i puchnąc z dumy, bo moja dwuletnia córka samodzielnie zamówiła przy barze sok, precyzując jego smak. Uwielbiam obserwować Marcelkę i Karola razem. I choć w głównej mierze moja obserwacja polega na tym, żeby Karol nie oberwał, to zachwycam się Marcelkowym tłumaczeniem: Kalol, tutaj nie rób kupy, pójdziemy do łazienki. Kalol - nie płacz, bo za karę pójdziemy do pokoju. 

Tak, Marcela dostaje czasami kary. Najczęściej za specjalne wywołanie płaczu u młodszego brata. Po kilkakrotnym tłumaczeniu, że tak nie wolno, że boli, że trzeba delikatnie. Gdy ewidentnie robi to mając świadomość, że sprawia tym Karolowi ból. I po uprzedzeniu, że za takie zachowanie będzie kara - pójście na kilka minut do swojego pokoju. Rozczula mnie zawsze to, co następuje po takim zdarzeniu. Kalol psiasiam, Karol psiasiam, psiasiam....I rzeczywiście w oczach widzę skruchę, która trwa wprawdzie krótko, ale jest.

Dobry dzień. Bardzo. Radość z tego, gdzie i z kim jestem. I jak, co wieczór - podziękujemy wspólnie z Tatą Najwyższemu za przeżyty dzień. Jest za co, a wspólna modlitwa nas zbliża. Taki wieczorny rachunek sumienia, analiza tego, co było dobre, a nad czym trzeba pracować. Prawda o samym sobie. 

2014-09-15

Dzieciaczki moje Najdroższe,

w domu błoga cisza, tylko dźwięki klawiatur i zapach gorącego jeszcze leczo. Jesteście moim światem, życiem, wszystkim. Dajecie siłę, energię i radość nie z tej ziemi. Nie potrafię i nawet nie chcę wyobrażać sobie innego scenariusza własnego życia. Sens. Dwoje Dzieci. Rodzina. Wszystko już mam. 

Marcelusiu moja,

jesteś wspaniała, radosna, mądra i coraz śmielsza wobec obcych, często zaczepiających Cię osób. Wiem, że poradzisz sobie w życiu. 

Dziś na dożynkach wojewódzkich Ty z racuchem w ręku mówisz do mnie - usiądę, po czym obserwuję Cię, jak odchodzisz od nas i sadowisz się na wolnym krześle obok małżeństwa reprezentującego jakąś organizację, którzy w tym momencie z krzeseł nie korzystali. Więc usiadłaś i spokojnie dokończyłaś zlizywanie z racucha cukru pudru. 

Gdy kilka dni temu na ulicy zaczepiła Cię jakaś kobieta z pytaniem, czy chcesz naklejkę od pani doktor odpowiedziałaś - Nie chcę naklejki, zjadłam loda. Naklejkę dostałaś, odkleiłaś, a papier po niej oddałaś lekarce. 

Z przyjemnością wchodzę z Tobą do sklepów spożywczych, oglądasz towary, bierzesz to, co potrzebujemy, a to czego nie bierzemy - odkładasz na miejsce. Podajesz kasjerom pieniądze. Wszystko bez histerii, dodatkowych słodkości, które oczywiście, że chcesz, ale po moim wytłumaczeniu odnosisz z powrotem. Gorzej wypadają zakupy odzieżowo-obuwnicze, bo w tego typu sklepach momentalnie lokalizujesz stoiska z butami, siadasz na podłodze, zdejmujesz swoje buty i po chwili masz już na nogach za duże kalosze albo krzyczysz Mama pomóż starając się wepchać na swoje stopy trampki w rozmiarze 19. Biegasz między półkami, grasz ze mną w chowanego, przymierzasz opaski, ściągasz spinki, bierzesz kilka wieszaków z jednego rodzaju swetrami, więc moja cała uwaga zdecydowanie skupia się na Tobie i wspólnym odnoszeniu wszystkiego tam, gdzie być powinno. Wielbię zakupy online i możliwość zwrotu zamówionego towaru.

Ostatnimi czasu upodobałaś sobie pytanie zaczynające się od słowa mogę.

Mamo, mogę to wziąć?
Mamo, mogę tu wejść,
Mamo, mogę tu poskakać?
Mamo, może tu Ela leżeć?

I nie wiem, czy tak już Ci zostanie, czy to przejściowy etap Twojej grzeczności, a może po prostu uwielbienie wobec słowa mogę. 

Nadużywasz zwrotu - byłam pierwsza. 

Gdy wybieram się do toalety, Ty biegniesz ze mną i krzyczysz - byłam pierwsza. Gdy wracamy po popołudniowym spacerze do domu i tłumaczę Ci, że już pora na kąpiel, od razu słyszę - byłam pierwsza. Gdy Ciocia Justyna pyta się Oliwki, czy ma ochotę się pohuśtać - Ty biegniesz w stronę huśtawki krzycząc oczywiście - byłam pierwsza. 

Zaczynasz mieć poczucie humoru, żartować i kombinować. Podczas oglądania książki, Tata pyta się Ciebie - gdzie są małpy,a Ty je zasłaniasz i śmiejąc się mówisz nie ma. Uwielbiasz grać w chowanego, odwracasz się, zasłaniasz oczy, liczysz po swojemu (zawsze siedem, osiem, siedem, osiem) i zerkasz między palcami albo ukradkiem się odwracasz, żeby zlokalizować chowającego się towarzysza zabawy. 

Wymyślasz niestworzone historie. Patrząc na jakieś obiekty, często mówisz, tu byłam z Tatą/Mamą/Babcią/Dziadkiem, a gdy zaczynam Cię wypytywać, co tam robiłaś/kupiłaś wymyślasz odpowiedzi na poczekaniu. Będąc w Bielsku często opowiadałaś, jak to rzekomo byłaś z Dziadkiem w Lidlu po kredki i upadłaś tam na kolana. Oczywiście w Lidlu byłaś z Dziadkiem nie raz, ale kredki i kolana to już Twoja bajka. 

Wszystkie Twoje lalki nazywają się Ele. Prowadząc swoje rozmowy telefoniczne naśladujesz Babcię Beatkę często powtarzając to pa, pa, papa. 

Z Twoich pierwszych razów: pierwsza lalka - bobas, pobyt na wesołym miasteczku (karuzela łańcuchowa - sama, samochody z Tatą i łabędzie z Mamą). 

Lubisz wszystkie publiczne toalety i załatwianie się na trawę - nawet, co kilka minut, jeśli zauważysz inne, siusiające dzieci.

Doskonale radzisz sobie na rowerku biegowym. Coraz częściej unosisz obie nogi i utrzymujesz równowagę.

Do znajomości różowego, niebieskiego, zielonego, czerwonego i żółtego (który często myli Ci jeszcze z zielonym) dołączył biały i czarny. Zielony - Tato, jedź!

I choć Twoja upartość, niedelikatność wobec Karola i niosące się po całym domu co chwila Mamo Mamo, Mamo doprowadzają mnie nie raz do białej gorączki to momenty, w których przychodzisz i całujesz mnie np. w kolano albo w oko są najcudowniejszą rekompensatą.

 Nie mogłabym sobie wymarzyć fajniejszej córki. Łobuziaro!!


Karolu zwany Burmistrzem,

tak, to określenie Babci Heni idealnie do Ciebie pasuje. Często przybierasz taką minę - nadymasz swoje krągłe poliki i po prostu obserwujesz. No mówię Ci - jak burmistrz. Uwielbiasz swoje odbicie w lustrze. Patrzysz, piszczysz, machasz rękoma i nogami, i się śmiejesz. Podobnie reagujesz na śmiech, jaki wydaje z siebie lalka Marcelki. Jesteś duży i wciąż tak samo radosny. Uwielbiam, gdy skupiasz na czymś/na kimś wzrok i patrzysz tymi swoimi wielkimi oczami z jednocześnie rozchyloną buzią. 

Dziękuję Ci za noce, podczas których budzisz się najczęściej dwa razy, a po kilkuminutowym jedzeniu od razu zasypiasz. 

I jesteś bardzo dzielny, mój chłopczyku, bo już nie liczę razów, które dostajesz od swej starszej Siostry. Nie wiem, czy to chęć zwrócenia na siebie uwagi, zazdrość, zwykła złośliwość, czy cokolwiek jeszcze innego. Ale trzyminutowe samotne siedzenie w pokoju skutkuje. Marcelka powraca z rozczulającym Kalolku, psiasiam. Kalolku psiasiam. Wiem, że uwielbia Cię całą sobą, ale czasem odnoszę wrażenie, że nie ma co zrobić z energią i siłą, którą posiada i tu gdzieś za mocno ściśnie, tam przywali, tam ugryzie. Ale nie bój się, chronimy Cię, tłumaczymy i nie zostawiamy Was jeszcze samych na dłużej niż kilka sekund. Ale dla Niej inny obraz rodziny już nie istnieje. Gdy mówimy, że gdzieś się wybieramy, pojedziemy, zawsze wymienia członków swojej rodziny - Ciebie często umieszczając na pierwszym miejscu. To od Niej dostałeś możliwość polizania swojego pierwszego w życiu lizaka - wcześnie - w trzecim miesiącu życia. To na Nią patrzysz z zaciekawieniem, śledząc wzrokiem, jak przebiega obok Twojego bujaczka, to Ona jako pierwsza wyjaśni Ci rzeczywistość, to Ją będziesz naśladował we wszystkim, to Ona będzie Twoim przewodnikiem na podwórku, to trzymając właśnie Jej rękę będziesz poznawał place zabaw, to z Nią do pewnego momentu będziesz przemierzał świat, 

I choć bywa ciężko, wyczerpanie zarówno fizyczne, jak i psychiczne wpływa na mój nastrój, zachowanie, nerwowość to codziennie dziękujemy wspólnie z Tatą Najwyższemu za Was, za nasze Dzieci. Tak, macierzyństwo, ojcostwo nie jest łatwe, ale uczę się patrzeć na wszystko z perspektywy MOGĘ. Uczę się choć nie przychodzi mi to z łatwością. Staram się tłumaczyć samej sobie, odpuszczać w pewnych kwestiach. Po chwili namysłu dziękuję Tacie za słowa przecież nie jest wcale tak brudno, cieszmy się, że w ogóle mamy gdzie mieszkać...

Odpuść, usiądź, żyj, ciesz się tym, co masz. Wyrywaj chwile dla siebie. Sekundy ciszy, wolności i głębokiego oddechu. 

Uczę się tego. Dla Siebie samej i dla Was. 



2014-09-03

Lolku mój,

tak nazywa Cię Twoja starsza Siostra. Karolkiem lub Lolkiem. 27 sierpnia skończyłeś 3 miesiące. Waga łazienkowa wskazuje 7 kilogramów, a ubrania na 62 cm robią się już za małe. Wszyscy mówią, że jesteś duży, a ja zastanawiam się, kiedy gondola zrobi się na Ciebie za krótka. Wiem, że porównywanie Dzieci nie ma sensu, bo każde jest inne, ale skoro mam już Was dwoje i to w tak nie długim odstępie czasu to porównywanie wychodzi samo, jakoś tak naturalnie. Jesteś dużo spokojniejszy niż Marcelka na tym samym etapie rozwoju, mniej ruchliwy (chociaż to zmienia się z każdym dniem). Nie lubisz leżeć na brzuchu, bo Twoja głowa (3 miesiące, a czapki na obwód głowy 43cm są już za małe) jest zdecydowanie zbyt ciężka, a ta pozycja zwyczajnie Cię męczy. Chwilę poleżysz, po czym zaczynasz stękać z wysiłku i ta perspektywa patrzenia na świat póki co Ci nie odpowiada. A ja nie zmuszam. Kładę codziennie, ale krótko, noszę do góry i przodem do świata byś w ten sposób trenował mięśnie.

Za to jesteś najradośniejszym chłopczykiem, jakiego widziałam. Jedno spojrzenie na Ciebie, radosna twarz rozmówcy, pogłaskanie po poliku wystarczą, by wywołać szczery śmiech na Twojej twarzy. I często, gdy już przysypiasz, patrzysz na wpół otwartymi oczami (spojrzenie tęskniące za rozumem, jak mawia Babcia ) a dojrzysz mnie kołyszącą Twój wózek, posyłasz mi tak cudny uśmiech, że zamieniam MUSZĘ kołysać, na MOGĘ kołysać i cieszę się z tych chwil jak głupia. Śmiejesz się w głos, piszczysz i masz łaskotki Mój Ty Niebieskooki. I wiesz  - jesteś przeuroczym niemowlakiem. Takim kształtnym, proporcjonalnym z wielkimi, niebieskimi oczami. Jesteś uosobieniem radości i spokoju. Płaczesz wtedy, gdy po długiej drzemce budzisz się na jedzenie - wtedy nie ma zmiłuj - muszę być w pobliżu albo gdy jesteś zmęczony. Już po Twoich oczach potrafię rozpoznać, kiedy chcesz spać, a które marudzenie świadczy o znudzeniu i tęsknocie za towarzystwem. Uwielbiasz być zabawiany. Leżeć na plecach i widzieć nad sobą znajomą twarz, która się do Ciebie uśmiecha, zaczepia, stroi miny, naśladuje dźwięki. 

Śpisz pięknie na świeżym powietrzu, nawet do trzech godzin. Takie senne maratony nie zdarzają Ci się w domowym łóżku. Tu wiele hałasów Ci przeszkadza i zakłóca Twój spokojny, lecz i tak krótki sen.

I wybacz swej starszej Siostrze, że często wobec Ciebie jest tak niedelikatna. Nie ma jeszcze wyczucia. Przytula Cię z całych sił, pokładając się całym ciałem na Tobie, całuje we wszystkie części Twego ciała, trochę za mocno, ale wszystko to robi z miłości. Wiem o tym. Widzę. Każdego poranka tuli się do Ciebie, codziennie słyszę: Na ręce chcę Kalolka". I siada na łóżku, prostuje nogi, a ja układam Cię na Jej kolanach, podtrzymując głowę i asekurując przed Marcelkowymi czułościami. Gdy płaczesz dzieli się z Tobą zabawkami, przynosi ulubioną lalkę Elę, dziś wystroiła Cię w Babciny naszyjnik ;) 

Dobrze, że jesteś. Kolejne marzenie - marzenie o chłopcu, o synku - spełnione!

2014-08-27

Maleńka,

o naszym wakacyjnym wyjeździe nad morze i obecnym pobycie w Bielsku następnym razem. Dziś tylko o Tobie, pewnie zbyt chaotycznie, bo za dużo wszystkiego, myśli, zdarzeń, sytuacji, słów, zdań. Tego, co chciałabym zapisać i zapamiętać.

Zmieniasz się. Z pulchnego niemowlaczka w dziewczynkę, która nie ma już tak wystającego, krągłego brzucha i fałdek we wszystkich możliwych miejscach. Może z biegiem czasu tak jak ja będziesz chudzielcem, by później stać się eteryczną blondyneczką?

Z nowości? Pożegnałaś pieluchy w ciągu dnia, od tygodnia masz zakładaną jedynie na noc. Trening czystości zaczęliśmy w zeszły wtorek. Rano, zmotywowana zdjęłam Ci pieluchę, zwinęliśmy dywany, poszłyśmy do sklepu wybrać majtasy, a na spacer zabrałyśmy 3 zestawy spodni i wszystkie się przydały. Nagradzałam Cię cząstką kinderka albo naklejkami, które przyklejałaś na kartkę umieszczoną na lodówce. W środę na ulicy Okopowej, tuż po mojej kontrolnej wizycie u ginekolog, zachęcona obiecanym jajem z niespodzianką po raz pierwszy załatwiłaś się na trawę. Zamiast czekoladowego jajka, bo nie było ich w sklepie, wybrałaś sobie ( o ileż zdrowszy ) baton musli, po czym załatwiłaś się na środku sklepu z ubraniami, w którym kupiłam sobie nowe spodnie. W piątek, już na Podlasiu zaliczyłaś pięć wpadek i była to największa ich liczba podczas jednego dnia. A od soboty pięknie sygnalizujesz wszystkie potrzeby, podczas spacerów załatwiasz się w ustronnym miejscu i wierzę, że niebawem pożegnamy się i z pieluchami w nocy. Duma Córeczko, jestem z Ciebie przeogromnie dumna. I nadal po każdej jedyneczce i dwójeczce do sedesu z przyzwyczajenia wszyscy nagradzamy Cię brawami. Nie przypuszczałam, że pójdzie aż tak szybko, choć wiem, że sami, na własne życzenie, z niewiedzy i braku doświadczenia przedłużyliśmy ten etap, przeoczyliśmy moment, w którym byłaś już gotowa. Wcześniej, podczas ciepłych dni zdejmowałam Ci pieluchę, by po kilku wpadkach założyć Ci ją ponownie. Myślę, że zdezorientowałam Cię tym wszystkim, bo nie wiedziałaś, czy masz robić w pieluchę, czy też jednak nie. Było przecież już wiele takich sytuacji, że sama mówiłaś, że chcesz siku i już wtedy powinien być to dla mnie znak, że jesteś gotowa. Ale ostatnie tygodnie ciąży, wielki brzuch, problemy w zginaniu się, pojawienie się rodzeństwa, wakacyjne wojaże i niewiedza, jak się za to odpieluchowanie zabrać (pieluchomajtki, majtki treningowe, pieluchy na spacery, czy nie) - wszystko to sprawiło, że ten etap się przedłużył, ale wciąż nie mogę się Ciebie nachwalić i cieszę, że mamy to już za sobą. 


Mówisz wszystko, czasem aż za wiele. Budujesz coraz dłuższe zdania:

Tata zrobi siku, to przyjdzie i już jedziemy.
Juto pójdę z babcią na rynek po mlinki.
Moja Mama? Gdzie moja Mama?
Kalolku, nie płacz. Kalolku chodź.

Do Twoich ulubionych ostatnio słów należą:

no - powtarzane zaraz po wyrazie tak, stanowiące odpowiedź na wszystko, będące wyrazem aprobaty, chęci i zgody.

Marcelka, chcesz iść na spacer?
Tak, no. 

bardzo - ostatnimi czasy wszystko chcesz bardzo.  

Bardzo chcę kompotu. 
Bardzo chcę obiad. 
Bardzo chcę pić. 
Nie mam naklejek. Bardzo nie mam naklejek. ;) 

Jejku. jejku. 

Fak - które momentalnie przechwyciłaś z Tacinego fuck - na widok Karolkowej kupy. I teraz, gdy towarzysz mi podczas zmiany pieluchy u Twego brata, a w niej akurat znajduje się dwójeczka, komentujesz to z angielskiego ooo fak!

Nadal zaprzeczasz po wyrazie zaprzeczanym.
Boje nie. Pójdę nie. Mama idź nie. 

Balu ciem (i ten wyraz twarzy, który towarzyszy Ci podczas wypowiadania tych dwóch słów), czyli codziennie, przed zaśnięciem domagasz się opowiadania historii o balu. Początkowo w standardowej wersji, czyli Kopciuszek idzie na bal. Kopciuszek rymowany w wersji Taty:
Dobra wróżka mówi: Kopciuszku, przynieś szmatę spod okienka, będzie z niej super sukienka. 
Daj jeszcze te szmatki, będą fajne gatki.Daj z łazienki dwa waciki, wyczaruję ci z tego nowe buciki. Przynieś z kuchni dwa rogale - będą z tego czerwone korale. Przynieś kawałek gazety, będziesz miała z tego na bal bilety... :) 
 
Później próbowaliśmy przeróżnych modyfikacji. Bal urządzają zwierzęta w miejscach, jakie tylko przychodzą nam do głowy, ale od długiego już czasu nasz dialog przed zaśnięciem wygląda tak:

Ty: Balu ciem.
Ja: A gdzie robimy bal.
Ty: W lasu.
Ja: A kto urządza bal?
Ty: Zilafka.

I tak każdego wieczoru. Stwierdziliśmy z Tatą, że ta żyrafka to nieźle imprezowe zwierzątko.

I choć można się już z Tobą dogadać, porozmawiać i porozumieć, dowiedzieć, na co masz ochotę, co robiłaś, z kim się bawiłaś, to wiele wyrazów mówisz jeszcze po swojemu. I tak bóby nadal pozostają borówkami, a pomki to pomidory (których nie lubisz), kepul to keczup, zampok to zamknąć, cięgień jest księżycem, brum samochodem, a halo telefonem (starą nokią) przez który prowadzisz rozmowy dzwoniąc do Dziadków, do Taty albo do Kuby?? I  zastanawiamy się, skąd ten Kuba tak często pojawia się w Twoich zdaniach, bo znasz tylko jednego - znajomego ze studiów Taty, będącego jednocześnie właścicielem jednej z naszych ulubionych, lubelskich restauracji. Czymże on tak sobie zasłużył, byś dzwoniła do Niego przynajmniej raz dziennie, a ostatnio każesz opowiadać o nim bajki...

Rozróżniasz kilka podstawowych kolorów. Czerwony, zielony, żółty oraz ukochane pink i blue, których polskich nazw chyba nawet nie znasz. Uwielbiasz grać w piłkę i biegać. Codziennie słyszę: gramy? Biegamy? Mamo goń! Łap!

Nadal budzisz się w nocy. Nadal te przespane w pełni mogę policzyć na palcach jednej ręki. Przebudzasz się i domagasz mojej obecności. Nie śpisz spokojnie, pokrzykujesz i nie mam pojęcia w ilu pozycjach śpisz podczas jednej nocy. 

Menu śniadaniowe wybierasz sobie sama. Najczęściej są to: kulki na mleku, jajo albo parówki. Na drugie śniadanie serek waniliowy - zazwyczaj na ławce podczas spaceru. Uwielbiasz borówki, winogrona i arbuza. Maliny jako dodatek do mlecznych posiłków (kasz, czy płatków ryżowych). Mizerię z ogórków do obiadu, zsiadłe mleko i kiełbasę - zamiłowanie do tego typu smaków zdecydowanie odziedziczyłaś po Tacie. Mięso mielone w postaci kotletów, wszelkich pulpetów, w lasagne, czy tradycyjnym bolognese. I lody. I lizaki. Uwielbiasz lizaki. A moment, w którym je otrzymujesz/znajdujesz w torebce Babci - bezcenny. Uśmiech oczu, radość na buzi - i tak wiem, nie powinno się do trzeciego roku życia dawać dziecku słodyczy.


Doprowadzasz mnie do szału, gdy chcę Cię ubrać, a Ty zwyczajnie, specjalnie wtedy ode mnie uciekasz, zaczynasz skakać po łóżku, przewracać Cię, a gdy na siłę Cię przytrzymuje pokładasz się tak, jak gdybyś nie potrafiła stać. Trenujesz moją cierpliwość, bo nadal zasypiasz bawiąc się moimi włosami. Bawiąc i jednocześnie wiele z nich przez ciągnięcie wyrywając. Nie wiem, ile jeszcze razy mam mówić, że zwyczajnie mnie to boli. A każda próba zabrania Twojej ręki z moich włosów kończy się krzykiem i płaczem, bo wiem, że nie potrafisz inaczej. Jedni mają swoje ulubione koce, poduszki, miśki, a Ty masz moje włosy...

I nie wiem, jak mam Ci tłumaczyć (spokojnie, czy krzykiem), że każde Twoje uderzenie Karola, czy to ręką, czy butelką z wodą, czy czymkolwiek innym sprawia mu ból. Wiesz, rozumiesz, tłumaczysz, że Karol płacze, że nam przykro, a wciąż robisz to samo. Całujesz trochę za mocno, przytulasz używając zbyt dużej siły, ale tłumaczę też sobie, że jesteś przecież mała, że nie masz wyczucia siły, nie potrafisz ocenić. Nie zostawiam Was samych nawet na minutę. Z drugiej strony widzę, jak bardzo jesteś już z nim związana. Każdy poranek (jeśli Karol nie śpi) zaczynasz od głaskania i całowania młodszego brata. Gdy płacze mówisz: Daj cycka Kalolowi. Pod naszą kontrolą bujasz Go w bujaku, wozisz w wózku, trzymasz na rękach, zabawiasz, gugasz. Odpychasz ręce naszej przemiłej, starszej sąsiadki, która w momencie, gdy Karol zaczyna płakać - chce go polulać w gondoli, krzyczysz ze złośią do zaglądających do wózka obcych osób mój Kalol!! I wiem, widzę, jak bardzo Go kochasz. 

I mam nadzieję, że widzisz, czujesz, jak bardzo Cię Kocham. Mamuciu chodź. Całusy dawane bez proszenia. Momenty, w których przybiegasz i się do mnie przytulasz. Ot tak. Z potrzeby serca. Łapię momenty. Zapisuję w środku te chwile. Jesteś moim największym szczęściem, skarbem świata, wyzwalaczem uśmiechów, radością, wszystkim...



2014-08-06

Marcelko,

dwa lata temu o tej porze w sali numer 3 trzymałam Cię w ramionach z wielkim niedowierzaniem, że Jesteś. Obolała, lecz najszczęśliwsza na świecie.  Dzis masz dwa lata, a ja jak pewnie każda Matka zastanawiam się, kiedy to wszystko minęło.  Kiedy z leżącego i gugającego noworodka stałaś się mówiącą pełnymi zdaniami dziewczynką.

Wczoraj, w przeddzień Twoich urodzin, zrobiłam ciasto z dużą ilością galaretki na wierzchu, bo wiem, że ją uwielbiasz. Powiesiłam balony miedzy lampami, słomki zawiązałam w supełki, w serwecie złożonej w kształt tulipana ukryłam kindereka, a w pokoju w salonie stanęła piękna, drewniana kuchenka do gotowania. I ani trochę nie przeszkadza mi jej różowy kolor. Razem z herbacianym zestawem od wujka Bartka i Cioci Kasi i kompletem garnków od Babci Ali całość pięknie się prezentuje. Zajmuje nie wiele miejsca, a daje dużo możliwości do zabawy. Odśpiewaliśmy Ci z Tatą sto lat i po raz drugi w tym tygodniu zdmuchnęłaś swoje dwie świeczki. Pierwszy raz uczyniłaś to w niedzielę podczas ChrzcinoUrodzin. Wyszłyśmy do samochodu by zmienić poplamioną sukienkę, a gdy wróciłyśmy na środku czekali na Ciebie Najbliżsi w kolorowych czapkach na głowach i biały tort z misiem trzymającym niebieską cyfrę, a na lukrowych kwadratach umieszczone zostały litery Twego imienia. Dzięki pomysłowemu kucharzowi pomyłka w imieniu nie została zauważona i byłaś Marcelą, a nie Marcelem. Biegałaś prawie do 20, podekscytowana całą sytuacją, obecnością Dziadków, Cioć, Wujków i nieograniczonym prawie dostępem do słodyczy nie chciałaś wracać do domu.

Moja Dwulatka.  Dziewczynka. Biegający uśmiech i energia nie do pokonania. Blond Cudak radujący się ze zbierania patyków i kamieni podczas spacerów, uwielbiacz lodów, winogron i huśtawek.

Czego Ci życzyć Najdroższa?

Ciesz się małymi rzeczami, czerp przyjemność z codziennych sytuacji. Spoglądaj w niebo, uśmiechaj się do słońca, tańcz boso w kałużach, ucz się od mądrych ludzi, miej kilku wspaniałych przyjaciół i własne zdanie. Dużo czytaj, słuchaj serca, wierz i jak najdłużej bądź Dzieckiem. Stawiaj sobie wymagania. Nie idź za wszystkimi. Pozostań sobą.






2014-08-05

Synku,

w niedzielę podczas Mszy Świętej o godzinie 13.00 przyjąłeś Sakrament Chrztu Świętego. Wnosiłam Cię w ramionach pełna wzruszenia, bo wystarczyło jedno spojrzenie na moją Mamę trzymającą na rękach Twoją Siostrę, by moje oczy zrobiły się całe szkliste. Już tak mam. Ryczę przy wszystkich możliwych okazjach. Uroczystość chwili, pieśń na wejście i świadomość przemijania wszystkiego, bo przecież nie tak dawno ten sam Kościół, ta sama godzina, Ci sami najbliżsi...Nie płakałeś, z powagą na twarzy zniosłeś moment polania głowy wodą, a potem śmiałeś się, jak to masz w zwyczaju.  I wierzę, że pieśń tuż po obrzędzie chrztu została zaśpiewana specjalnie z myślą o mnie. Ukochane Oto są Baranki młode, oto ci, co zawołali Alleluja. Dopiero przyszli do zdroju, światłością się napełnili...

I wiesz - masz wspaniałych Rodziców Chrzestnych. Mój Brat, bo nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. Troska mimo upływu lat, mojego dorosłego już przecież wieku, bo na zawsze będę Jego młodszą siostrą. I Ciocia Emilia - moja przyjaciółka od czasów licealnych. Niegasnący uśmiech na twarzy, radość i optymizm, które mam nadzieję odziedziczysz właśnie po Niej. Nasze długie godziny spędzone na schodach pod Delikatesami", moje pierwsze dyskoteki właśnie w Jej towarzystwie, nieskończona liczba przegadanych minut i teraz Ty, który mam nadzieję sprawisz, że nasze drogi, mimo odległości, różnych miejsc zamieszkania nigdy się nie rozejdą. 

Piękny obraz z Aniołem od wujka Bartka, 365 biblijnych historii od Emilki, to pamiątki, które chciałabym byś w przyszłości pokazał swoim Dzieciom. Ponad 30 stopni w cieniu, świąteczny obiad w Oranżerii, podlaski Marcinek zamiast tortu, na którym wysypany napis nie przetrwał dwustu kilometrów, za dużo jedzenia, gerbery na stołach, czyli miałeś bardzo piękny Dzień! Karolu Wojciechu. Pięknie. Pięknie. 


2014-08-02

Radości mego serca, 

chciałabym byśmy kiedyś  z Waszym Ojcem byli wobec Waszych dzieci tacy, jacy wobec Was są moi Rodzice. Prawie trzy tygodnie spędziłam w towarzystwie swojej Mamy i po raz pierwszy od długiego czasu aż tak bardzo nie chciałam jechać gdziekolwiek, wyjeżdżać, wracać przecież do siebie. Wasi Dziadkowie starają dogodzić się Wam tak, jak potrafią najwspanialej. Ze wszystkich dobrodziejstw póki co korzystasz Ty Blondowłosa, ale już za rok staną się i one udziałem naszego Przeradosnego chłopca. 

Marcelko,

Podlasie to dla Ciebie raj na Ziemi. Przynajmniej ja tak Ciebie odbierałam, obserwując Twój niegasnący uśmiech na twarzy i radość, jaką miałaś z huśtania się z Babcią jeszcze w piżamach, robienia babek i podlewania kwiatów razem z Dziadkiem, chlapania się w basenie ze starszą sąsiadką, grania w piłkę do późnych godzin wieczornych, zabaw w chowanego i berka. Babcia mówiła, że wyglądasz tak, jakbyś nie mogła nacieszyć się przestrzenią. Przytyłaś od codziennej porcji świeżych owoców, malin, borówek, brzoskwiń-ufo, truskawek w postaci koktajlu, babek drożdżowych, bananowca z bitą śmietaną. Wszystkie posiłki Babcia przygotowywała z myślą o Tobie. A jaką zupę dziś ugotować Marcelce? A co jej zrobić na kolację? Zrobiłam twaróg z brzoskwiniami, malinami, borówkami i rodzynkami. Gdy podczas zabawy na szkolnym Orliku piłka wylądowała nam na dachu, następnego dnia dostałaś nową. A kupując odpustowe zegarki Babcia pomyślała, by wziąć dwa, bo przecież jeden za chwilę możesz porwać, zgubić...Plastikowe, tandetne, a ileż frajdy Ci sprawiły moja mała Damo! 
Wszystko z myślą o Tobie i doceniam bardzo, bo przecież Babci nikt o to nie prosił, zamiast wymyślać, biegać po zakupy, codziennie chodzić na rynek, mogła poczytać książkę, poleżeć na leżaku, odpocząć. Ale Jej się chce i będzie chciało zawsze, bo taką mam Mamę. W dobrej rodzinie zostałam urodzona. 

Ja z tych wakacji zapamiętam obraz Ciebie - prawdziwego, brudnego, lecz szczęśliwego dziecka z klejącą od kapiącego arbuza brodą, owocowym smakiem rąk od codziennej porcji lodów, czarnymi, bo wiecznie bosymi stopami, zrywającą kwiatki i przynoszącą za każdym razem nam po jednym, biegającą i krzyczącą po całym podwórku, kręcącą się w kółko na betonowej, gorącej od słońca kostce, i z hitem lata na ustach, czyli: " luda tańczy jak szalona..." 

Po prawie dwutygodniowej nieobecności wracasz do domu i z wielką radością, podekscytowaniem w oczach biegasz po znajomych alejkach, kierujesz się  w stronę placu zabaw krzycząc: "Ooooo, dzieci, ooooo buju", a uśmiech podczas spaceru nie schodzi Ci z twarzy. Korzystamy ze słońca, lato w pełni, w piaskownicy łapiemy sierpniowe promienie i tak spędzamy ostatnie nasze dni - Ty jako niespełna jeszcze dwulatka, ja jako (jeszcze) 27 latka. A jutro impreza - ChrzcinoUrodziny. Czas z nabliższymi. Będzie pieknie.


Karolku,

w Bielsku korzystałeś z dobrodziejstw w postaci dodatkowych rąk do noszenia i bujania w wózku na tyle, że nie wiele było takich momentów, byś spokojnie leżał sam, bez płaczu i marudnego nawoływania. Wystarczyło pochylić się nad Tobą, uśmiechnąć, zagadać, by na Twej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Stałeś się niezwykle towarzyski, domagający uwagi innych i wrażliwy na hałasy. Trafiliśmy na cudny, iście grecki czas i większość część dnia spędzałeś na świeżym powietrzu. W wózku, w samym bodziaku, bez czapek (bo wzoruję się na księżnej Kate (:) albo wylegiwałeś się na kocu, ciesząc z nieskrępowanych pieluchą swobodą ruchów. 

Masz skończone dwa miesiące, ważysz około 6,5 kg i jesteś niezwykle radosny. Wystarczy uśmiech w Twoją stronę, dobre słowo byś śmiał się przysłowiową pełną gębą, łącznie z oczami i gardłem, które w tym czasie próbuje wydawać krótkie, radosne okrzyki. Gdy biorę Cię na ręce i zaczynam karmić, Ty często zapominasz, że jeszcze przed chwilą chciało Ci się jeść i patrząc mi ciągle w oczy śmiejesz się najpiękniej jak potrafisz. Śmieszek. Cudak niesamowity. Nie lubisz zostawać sam, karuzela nad łóżkiem zajmuje Cię na kilka(naście) minut. Wybudzają Cię podwórkowe hałasy, krzyki dzieci na placu zabaw, a moje ręce podczas codziennych spacerów mają nie wiele odpoczynku od bujania Ciebie w wózku. Ale za noce muszę Ci podziękować. Budzisz się na 10 minut, zjadasz z zamkniętymi oczami tyle, ile potrzebujesz, przez chwilę trzymam Cię do odbicia i już śpiącego odkładam do łóżka. Żadnego lulania, ulewania, przebierania, kombinowania. A między 5, a 6 rano jesteś na tyle wypoczęty, uśmiechnięty, że nie myślisz niestety o ponownym zaśnięciu przez następne 2-3 godziny.  

Jutro Twój Wielki Dzień. Oficjalnie zostaniesz wpisany do grona chrześcijan. Czekam z niecierpliwością, by założyć Ci odświętnego rampersa i trzymając w ramionach drugi raz w życiu otrzymać błogosławieństwo dla Mamy i Dziecka. Już wierzę, że jesteś mój. Już to do mnie dotarło. I bardzo Cię kocham!


2014-07-20

Siedzę na balkonie. Oddycham pełną piersią w tą ciepłą, lipcową noc. Tak, mogłabym iść spać, bo przecież za chwilę zaczniecie budzić się na zmianę, ale powietrze, niebo pełne gwiazd zachęcają by posiedzieć choć chwilę, wycisnąć z lata to, co w danym momencie mogę, nasycić się spokojem, ciszą, samotnością.  

Jest mi po ludzku dobrze.


2014-07-18

Dzieciaczki,

gdy patrzę na datę ostatniego wpisu, to przeraża mnie fakt, że piszę tak rzadko, bo myśli i zdarzeń wiele, a wszystko chciałabym mieć zapisane na kartach tego bloga. Ale, ale...doba wciąż zbyt krótka, a wieczorami zwyczajnie sił i weny twórczej do pisania brak. I choć aktualnie rąk do pomocy więcej, to spraw do załatwienia przybywa, bo zbliża się trzeci sierpnia - dzień Chrztu Karola połączony z potrójnymi urodzinami: drugie Marcelki, 32 mojego Brata, będącego od tego dnia jednocześnie Ojcem Chrzestnym Najmłodszego i moje już 28! (Wciąż nie mogę uwierzyć, że mam już tyle lat, zatrzymałam się na etapie - cztery lata wstecz i zawsze odruchowo chcę mówić, że liczę wciąż 24 wiosny. Tak, a w moim wieku Rodzice prowadzili Wujka Bartka do Pierwszej Komunii!!) Wybieram zaproszenia, przeszukuję internet w poszukiwaniu strojów na tę ważną uroczystość - nie przekonują mnie wszelkie białe garnitury, atłasy, muszki i kaszkiety i randkuję z Waszym Ojcem wtedy, gdy tylko mamy ku temu okazję. Ostatnio - w Lublinie, gdy Wy smacznie spaliście pod opieką Babci Beatki - my wybraliśmy się do pobliskiej pizzerii, na Statoil po hot-dogi, które spożywaliśmy między Żabką, a Stokrotką, czyli w miejscu codziennych naszych spacerów. Ale nocą, w objęciach Taty, przy kapiącym deszczu siedzenie na barierkach było najlepszą randką z możliwych. I tyle komplementów, że wyglądam NAWET fajnie! I wczoraj we dwójkę zjedzone tortille w pobliskim barze, spacer po mojej rodzinnej miejscowości, trzymanie się za ręce, które przy prowadzonych najczęściej dwóch wózkach jest rzadko możliwe. Pięknie, po prostu pięknie. Na Podlasiu całe życie od rana do wieczora przenosi się na świeże powietrze. Poranną kawę pijemy przy stoliku, obiad jemy w altanie, wszędzie pieluchy, stroje kąpielowe, ręczniki, chustki na głowę i piach z piaskownicy. Odpoczywam, kiedy mogę w wersji all inclusive, bo Babcia, jak to Babcia - przejęła wszelkie moje obowiązki domowe, a ja spędzam czas na karmieniu Karolka, zabawach z Marcelką, kąpaniu się w basenie, graniu w piłkę i belka. I teraz - popijając zimnego bezalkoholowego Radlera mogę śmiało - na trzeźwo - stwierdzić, że jest Pięknie! 


Karolku,

od siódmego lipca się uśmiechasz. Początkowo delikatnie, tylko wybrańców obdarzałeś nieśmiałym uśmiechem. Teraz - codziennie, gdy tylko jesteś wyspany i najedzony, od ucha do ucha, szczerze, bezzębnie - przeuroczo! Uwielbiam te momenty, gdy po zaspokojeniu pierwszego głodu, spoglądasz na mnie swoimi radosnymi oczami, jakby w podzięce za dobry posiłek i delektując się chwilą (bo jeszcze z piiersią przy ustach) śmiejesz się do mnie najpiękniej jak potrafisz. 

Rośniesz w oczach. Twoja Prababcia Henia stwierdziła, że udają nam się dzieci, a każde kolejne to ładniejsze. Masz oczy w kolorze granatu, a ja zastanawiam się, czy będą błękitne, jak Twojej Siostry, czy może zielone po Tacie i jego rodzinie. I zaczynają rosnąć Ci włosy. Ciemne. I proszę, niech ciemnymi pozostaną. Podobnie, jak Twoja skóra. W samochodzie śpisz, budząc się jedynie w swojej porze karmienia. Szczepienie znosisz wzorowo, bez jakichkolwiek reakcji po.

Podlaskie powietrze zdecydowanie Ci służy. Śpisz na podwórku, chroniony firankową moskitierą, budząc się na jedzenie, zmianę pieluchy, rozdanie uśmiechów i ponownie zasypiasz w pozycji zdrowego dziecka. W nocy wstajesz regularnie co 2,5-3 godziny. Najczęściej przy drugiej pobudce zabieram Cię do naszego łóżka, w którym zostajesz już do rana. (Wiem, wiem - nie powinnam na to pozwalać, bo Dziecko się przyzwyczai, ale już nauczona doświadczeniem wiem też, że wszystkiego można oduczyć, jeśli przyjdzie ku temu odpowiednia pora). I robię to z własnej wygody, zasypiam, kiedy jesz, karmię, gdy się budzisz bez konieczności wstawania. Ot, taka się wygodna zrobiłam!

I wiesz...z każdym dniem kocham Cię coraz mocniej, nie potrafiąc wyobrazić sobie naszego życia bez Ciebie. I przeraża mnie fakt, że rośniesz tak szybko. Gdy patrzę na Twoją Siostrę, która przecież chwilę temu leżała w bujaczku i posyłała nam bezzębne uśmiechy - na nic już nie czekam z niecierpliwością. Nie czekam, kiedy się przewrócisz na plecy, usiądziesz, czy wstaniesz, bo to przecież i tak nastąpi. Cieszę tym, jaki jesteś teraz, bo wiem, że taki malutki nie będziesz już nigdy. Staram się zapamiętać, zapisać w pamięci Ciebie z buźką pokrytą trądzikiem niemowlęcym, fałdkami na nogach i okrągłymi polikami. I będę robiła to na każdym etapie Twojego rozwoju. Codziennie. Patrzę. Zachwycam się. Całuję. Jestem!


Marcelko,

rządzisz. Próbujesz wprowadzać swoje zasady wszystkim i wszędzie.  

Zosia - nie. Idź! O tam. Do domu! 
Hapel (Saper), nie wolno. Oddaj. Tam nie idż.
Dziadzio nie, Bacia nie, Mama tak! 
Oddaj. To moje!
Do Babci Zosi, która mówi, że weźmie sobie Twoją bluzkę - Lepej nie!
Mamo, czytaj. To nie, to nie, to nie. (gdy pokazuję różne bajki w książce). Wybrałaś sobie tę o dinozaurach i wszechświecie. 
Podczas usypiania śpiewam Ci piosenkę. Ta nie. Zaczynam następną. Ta nie. Kolejną. Ta nie. Gwiazdki kcę. I tak miliony razy.

Myślę, że na Podlasiu, u Dziadków masz najlepsze wczasy pod słońcem. Rano, jeszcze w piżamce (co bardzo Cię bawi), przed lub tuż po śniadaniu wychodzisz na swoją prywatną huśtawkę, na której zawsze jesteś pielsia i nie ma żadnej kolejki. Posiłki zjadasz na świeżym powietrzu/balkonie - wedle życzenia. Nie musisz dzielić się swoimi zabawkami do piasku, bo w piaskownicy, która rok temu stanęła na naszym podwórku bawisz się sama lub z sąsiadką Patrycją - nadal przez Ciebie zwaną Piką. Biegasz boso, bez pieluchy, bo nocnik stoi na zewnątrz i czasem z przypominaniem, czasem bez - do niego załatwiasz swoje potrzeby (duma Córciu, duma!) Ręce myjesz w wodzie z basenu, opalasz się na leżaku, pachniesz kremem do opalania, słońcem i owocami, a uśmiech i energia Cię nie opuszcza. Jesz lody z naszej kultowej budki od Jankowskiego, z torbą zakupową na ramieniu spacerujesz po Biedronce, grasz w piłkę na pobliskim Orliku, skaczesz na trampolinie na sąsiednim podwórku, po raz pierwszy masz na stropach założone wrotki a w okularach przeciwsłonecznych i niebieskich crossach wyglądasz jak prawdziwa letniczka. Biegasz tańczysz, kręcisz biodrami, robisz swoją zalotną minkę - przechylasz głowę na bok i śmiejesz się, ale tak  z dystansem.

Pięknie mówisz. Zdaniami. Zaprzeczasz po wyrazie, który ma być zaprzeczeniem.  Boję nie. Piję nie itp... Jeśli widzisz, że nie potrafię zrozumieć, co masz na myśli, próbujesz wyjaśniać gestem, ciałem do momentu, w którym zobaczę uśmiech na twarzy i usłyszę z ulgą wypowiadane przez Ciebie tak. Rozróżniasz dwa kolory, których nazw nie znasz po polsku, a po angielsku: pink i blue. I gdy zobaczysz coś w danym kolorze krzyczysz: to blu, to blu. Mamo, patrz, blu! Uwielbiasz patyki. Na spacerach zawsze wyszukujesz jeden sobie, drugi dajesz mi. Teraz, z racji większej ilości osób - wszyscy wracamy ze spaceru z drewnianym kijem, a dla osób, które zostały w domu przynosimy w prezencie. 

I wiesz, nie jestem w stanie opisać słowami tego, jaka jesteś. Wybieram momenty, chwile, zdania, które chcę zapamiętać, a  które przypomną mi taką Ciebie, moją niespełna dwuletnią. Robię zdjęcia, nagrywam filmy, rozkoszuje dumą, gdy na Ciebie patrzę.

Jesteś wspaniała Córeczko. Moja duma. Radość serca.


A przed oczami obraz Ciebie, dwuletniej blondwłosej dziewczynki, wyglądającej z naszej sypialni przez okno w deszczowy dzień i wypowiadającej jak mantrę zdania. Z akcentem, smutkiem w głosie:
Nikogo nie ma. 
Dzieci nie ma. 
Buju moke.
Ziu moke.

I mój uśmiech. Zawsze, gdy to słyszę.

2014-06-26

Karolu Wojciechu,

już oficjalnie mogę tu w tym miejscu napisać o drugim Twoim imieniu (Imię Twego Dziadka, bierzmowane Taty, drugie mojego Brata), które ukrywane było w tajemnicy przed Dziadkiem do niedzieli i wraz z piłkarskim tortem (nie tylko fan, a ile aktywny oldboy) stanowiło urodzinowy prezent.

Jutro kończysz miesiąc. Ważysz 5 kg, czyli od dnia wyjścia ze szpitala przybrałeś ponad 1,6 kg! I wcale nie dziwię się Twojej wadze, bo nie dość, że rośniesz mi oczach, to przy piersi mógłbyś leżeć godzinami. Jesz często, dużo, łapczywie, a po posiłku odbija Ci się tak po męsku, solidnie, na cały dom. Nie mam pojęcia, ile razy jesz w ciągu dnia, w nocy budzisz się, co dwie godziny. I po rozmowie z położną, obie stwierdziłyśmy, że być może Twoja niespokojność w ciągu dnia, trudności w zaśnięciu, twardy brzuch to efekt przejedzenia. Pewnie powinnam wprowadzić bardziej regularne odstępy w karmieniu, by dać odpocząć Twojemu wciąż pracującemu żołądkowi, ale też wiem, że matczyna bliskość, ciepłe mleko Cię uspokaja. Podobnie jak nasze ręce, kołysanie i lulanie, do którego naprawdę Cię nie przyzwyczajaliśmy. W ciągu dnia potrafisz być marudny, płaczliwy, mimo zaspokojenia wszelkich Twoich potrzeb - krzyczysz. Nie masz na razie fazy czuwania, oglądania świata, która łączyłaby się ze spokojnym leżeniem, rozglądaniem się. Chyba, że na rękach! I najbardziej nie lubię tych momentów, gdy wybieramy się we trójkę lub wracamy ze spaceru, Ty odłożony do łóżeczka płaczesz. Nie - nie płaczesz, krzyczysz w niebogłosy, a Marcelka buntuje się przed ubraniem/rozebraniem/wymyciem rąk i wtóruje Tobie w niosącej się chyba po całym bloku "muzyce". Jak Ty to wytrzymujesz całymi dniami? Sama nie wiem. I chyba pociążowe hormony (którym przypisywałam swoją dobrą energię, siły i nieustanną radość) przestają już działać albo w końcu po miesiącu nadszedł czas, by poczuć zmęczenie po nieprzespanych nocach,  zniecierpliwienie i chęć odpoczynku w samotności.

Ale mimo deszczu - widzę słońce. Urlop Taty się zbliża. Wizja odpoczynku na Podlasiu. Chrzcielno-urodzinowe spotkanie w gronie najbliższych i...marzy mi się morze. Wspólnie, we czwórkę, poza mieszkaniem, które bardzo lubię. Wizja siebie na plaży ( to nic, że z Dzieckiem przy piersi - tu na placach zabaw, w domu robię to samo), Marcelki w tej ogromnej "piaskownicy" i Taty, który ma chociaż chwilę na książkę, samotny bieg brzegiem morza, cokolwiek innego niż dom, dzieci i pracę, bo każdy potrzebuje przecież chwili wytchnienia.
A my czasu innego, niż ten codzienny, domowy, dość ściśle ustalony i przestrzegany, czasu wakacyjnego wykraczającego poza tygodniowy, nasz normalny rytm. Takiego, który da siłę na jesienne dni, zimowe wieczory i będzie miłym wspomnieniem rodzinnego lata. Takie wakacje mi się marzą.