2014-12-19

W radiu..."jak statki na niebie", w salonie świeci się ubrana dziś choinka, na komodzie pali się świeca, mąż - coraz przystojniejszy - pracuje przy komputerze, dzieci śpią, a ciszę przerywa jedynie kaszel Marcelki. Właśnie wróciłam z tańców, pełna energii, sił i spokoju. Bo tego wszystkiego brak mi ostatnio...Mogłabym pójść spać, odpocząć, ale szkoda mi tak pięknego, grudniowego wieczoru. Tylko śniegu za oknem brak.

Moja Dziewczynko,

nawet nie wiem od czego zacząć, o czym napisać po miesiącu przerwy. Trudno zebrać myśli i w kilku akapitach streścić wszystko to, co pamiętać bym chciała.
Ciężki nasz czas - wierzę, że dobiega końca - bo nie możemy wyjść z przeziębień i chorób, które każą nam zostawać w domu. Już nie pamiętam, kiedy byliśmy we czwórkę na spacerze innym, niż ten do przychodni, kiedy spacerowaliśmy powoli, nieśpiesznie, ciesząc się ze wspólnej obecności. Myślę, że nie tylko mi, ale Tobie też dokucza ta codzienna, domowa rutyna. 

Wczoraj nie mogłam się na Ciebie napatrzeć, gdy w kucyku zrobionym ze wszystkim włosów siedziałaś na kanapie wpatrzona w Peppę, a ja Cię obserwowałam z matczynym zachwytem, bo jesteś taka już duża, a fryzura dodawała Ci niesamowitej powagi. Jesteś niezwykle mądra i bystra. 


Ja: Marcelko weź ten telefon, który STOI na stole. 
Ty: Nie stoi, tylko LEŻY. Telefon leży. 

Poprawiasz mnie podczas opowiadania bajki. Nie królewna Mamo, księżniczka. Nie złota piłeczka, tylko kolorowa!

Ja: Kto dzwoni do Taty?
Ty: Jakiś koleś.

Tata jest przystojny. Mama jest zgrabniutka. Zgrabniutka ta nasza choinka. Karol to stara baba(??)!! :) 

Nie bądź taka smuta. Bądź wesoła.

Dajesz Karolowi mój telefon i mówisz: No masz Karol, pogadaj sobie, zadzwoń do kolegów. No mów halo.

Mówisz, non stop mówisz. Nawet podczas mycia zębów muszę prosić Cię, żebyś skupiła się na szczotkowaniu, otwierała buzię jak należy i przestała wszystko wokół komentować. O popatrz, tam wisi Karola niebieski ręcznik. A mój żółty z misiem, a tam na grzejniku schną moje majtki i bluzki. I tak calusieńki dzień. Ale cieszę się przeogromnie, bo nie masz jeszcze nawet 2,5 roku, a "nadajesz jak najęta". Śpiewasz samodzielnie cztery zwrotki Na Wojtusia z popielnika, całą Mam chusteczkę haftowaną, chociaż teraz te dwie piosenki potrafisz połączyć zgrabnie w jedną całość. Potrafisz prowadzić przez telefon kilkuminutowe dialogi z Agnieszką (kimkolwiek ona jest) i opowiadać jej, co robisz lub będziesz robić. Nie jestem w stanie przeczytać Ci strony z książki, bo za chwilę Ty chcesz czytać mi. Patrzysz, co dzieje się na obrazkach i z tego tworzysz przekomiczne historie np. o ślimaku, który zbił szklankę, a pan (występujący już na zupełnie innej stronie i w innej bajce) śmiał się z całej sytuacji. Babci przez telefon opowiadasz o piesku, który to w wodzie zgubił majtki i miał z tego wielką radochę. Opowiadasz, co będziesz robić z Karolem, gdy Ten już podrośnie. Weźmiesz go za rączkę i pójdziecie razem na spacerek i będziesz Go huśtać na huśtawce. Oczywiście na topie jest teraz święty Mikołaj i wszelkie historie z nim związane. Jeśli Cię odwiedzi, to weźmiesz go za rączkę i pokażesz swój pokój i będziecie razem lepić z plasteliny albo naklejać naklejki. Planujesz też z Mikołajem pójść na spacer do lasu po maliny i po grzyby. Tańczyć i spać też zamierzasz z tym, który obdarowuje prezentami.

A jeśli o Mikołaju mowa, to koniecznie muszę wspomnieć o 6 grudnia. Dzień popularnie zwany Mikołajkami, tylko jak dwulatce wytłumaczyć, o co chodzi z tymi Mikołajkami. Ciągle dopytywałaś się, czy przyjdzie Mikołaj i takie jego małe Mikołajki? Tok myślenia znakomity, no bo skoro Mikołajki to pewnie jakieś małe i pewnie będzie ich co najmniej kilka. Wieczorem przygotowałyśmy  Mikołajowi na parapecie tuż przy drzwiach balkonowych kubek ciepłego mleka i kilka ciastek. Rano po przebudzeniu przybiegłaś do naszej sypialni oznajmiając, że miska i kubek są puste. Nie zobaczyłaś leżącej na podłodze sterty prezentów. Gdy poszliśmy razem z Tobą ich szukać skupiłaś się jedynie na tej pustej misce, a prezentów zupełnie nie widziałaś. A zapyta przez kogokolwiek o to, co dostałaś, pamiętasz jedynie o misiach - żelkach i kinderkach. Nowe naklejki, książki, bluzka zupełnie przegrywają ze słodyczami.

Pierwszego w życiu Mikołaja zobaczyłaś na zajęciach z angielskiego. I zareagowałaś podobnie jak większość dzieci. Wtuliłaś się we mnie tak, jak rzadko się wtulasz, z wielką nieśmiałością odebrałaś prezent i po krótkim oswojeniu z odwagą przybiłaś piątkę - haj fajf:) A z całej paczki i tak najlepsze były rozpuszczalne gumy do żucia! I wiesz - uwielbiam obserwować Cię na tych zajęciach, Twoje zaangażowanie, to jak naśladujesz wszystkie ruchy prowadzącej, jak nudzisz się, gdy tylko zaczyna się jakaś piosenka podczas której trzeba siedzieć, a ożywiasz momentalnie, gdy Pani wstaje, podskakuje lub robi obroty. Chętnie powtarzasz nowe słowa po angielsku. Wiesz, że żółty to yellow, a braun to brązowy. Śpiewasz piosenki sama wymyślając słówka w obcym Ci języku.

I wspólnie w niedzielę robiliśmy nasze pierwsze pierniki. Tyle rzeczy jako Mama robię w życiu po raz pierwszy. Z myślą o Was. Ty zajęłaś się głównie wyjadaniem srebrnych cukrowych perełek i maczaniu całych rąk w kolorowych posypkach, które  po skończonej pracy były w całej kuchni i salonie. Ale jak wszystko, pierniki znudziły Ci, zanim  zdążyliśmy je do końca udekorować.

Sama korzystasz z toalety. Sama myjesz i wycierasz ręce. Sama się rozbierasz i ubierasz, a pomagam Ci jedynie z przełożeniem koszulki przez głowę i układam Ci na ziemi ubrania tak, byś nie nałożyła ich tyłem na przód. Przed posiłkiem wyciągasz wszystkim sztućce, a sobie dodatkowo miskę z szuflady. I wszystko musisz robić sama, Gdy umyślisz sobie, że sama weźmiesz na przykład ręcznik z drzwi, a ja nie wiem, że chciałaś to zrobić bez mojej pomocy i Ci go podam, Ty go weźmiesz, odwiesisz z powrotem i zdejmiesz znów sama. Podobnie jest na przykład z ubraniem. Gdy się gdzieś śpieszymy i założę Ci spodnie, a Ty planowałaś ubrać je samodzielnie, ściągniesz je i założysz ponownie, ale już bez mojej interwencji. I wciąż słyszę: Ale ja chciałam sama!!! Idź Mamo, idź, nie podglądaj. Zamknij drzwi. Nie wchodź, ja sama! 

Mylą Ci się jeszcze zaimki osobowe. Zamiast mi mówisz Tobie. Gdy daję Wam lekarstwa, zawsze mówisz: I jeszcze Tobie (czytaj Mi) trzeba. I jeszcze Tobie nałóż. I Tobie jeszcze umyj :) 

Liczysz do dziesięciu. Świadomie, a nie tylko mechanicznie powtarzając cyfrę za cyfrą. Na nowo odkrywamy Mam oko na liczby.

Ale, ale...Cudaku, żeby nie było tak słodko. Jesteś niesamowicie uparta i myślę, że większość Mam dwulatków powiedziałaby o swoich dzieciach to samo. Gdy proszę Cię, żebyś przestała coś robić, robisz dalej i patrzysz na moją reakcję. Gdy proszę byś nie bawiła się światłem, bo skończymy czytać książki, bawisz się dalej, a gdy ja dotrzymuję swojego słowa (tak, staram się być konsekwentna) jest przeogromny płacz i lament. Najgorzej jest, gdy dopada Cię zmęczenie i wiem, że potrzebujesz snu, a Ty uparcie twierdzisz, że nie chcesz spać. Próbuję Cię sposobem wziąć na sypialnię (pod pretekstem usypiania Twojego brata) i zaczynam (trzymając Karola na rękach) śpiewać piosenki/ostatnio kolędy, by zmorzył się sen. Wtedy Ty zaczynasz wymyślać, że nie chcesz piosenek, chcesz bajkę. Gdy zaczynam bajkę, nie chcesz bajki, chcesz pić. Albo jesteś bardzo głodna. W takich momentach wiem, że sen to dla Ciebie lekarstwo, a Ty ze zmęczenia sama nie wiesz, czego chcesz. I próbuję się nie denerwować (choć jest ciężko) i ze spokojem słuchać, że nie chcesz Mamy, nie chcesz Karola, chcesz do Taty itp...Podziwiam Karola (naprawdę!), bo ostatnio mocno dajesz się Mu we znaki, a On to wszystko znosi praktycznie bez łez. Szczypiesz Go za poliki, ciągniesz za ucho, próbujesz podnosić za głowę, kładziesz się na Nim, siadasz w bujaku, gdy Karol w nim leży. Tłumaczę, proszę,  krzyczę, odprowadzam do pokoju po wcześniejszym uprzedzeniu, ale to wszystko nie wiele daje. Wiem, że to taki wiek, etap buntu, który w różnych momentach rozwoju będzie się nasilał, bądź też słabnął.

I wiesz, w momentach kryzysowych, gdy Twoja upartość, nieposłuszeństwo doprowadza mnie do czerwoności, patrzę na Karola i przypominam sobie taką Ciebie. Małą, uroczą, uśmiechniętą, gdy byłam całym Twoim światem, a Ty poza pełzaniem, rozsyłaniem uśmiechów i płaczem w momentach głodu, czy zmęczenia nie okazywałaś innych emocji. Jak to wszystko szybko się zmienia! Tylko dwa lata, aż dwa lata!

Śpij Cudaku. Zdrowiej. Jestem przy Tobie. Pamiętaj o tym zawsze. Czasem zmęczona. Czasem smutna. Czasem zdenerwowana. Czasem niecierpliwa i krzycząca. Ale jestem. 

Brak komentarzy: