2014-02-27

Bezimienny,

wypinasz mój brzuch w różne strony świata, a ja choć przeżywam to po raz drugi, dziwię się, że tak nie wiele nas dzieli. Bo przecież czuję Cię pod dotykiem swojej ręki, głaszczę twardą wypukłość tuż nad mym pępkiem. I bardzo chciałabym Cię już zobaczyć. Czy urodzisz się czarny jak Tata, by ostatecznie i tak być blondynem jak ja, Twoja Siostra, Dziadek Wojtek i Wujek Bartek. A może pozostaniesz Dzieckiem z murzyńskim typem urody - szerokim nosem, śniadą cerą i dużymi ustami? Miej Taciny typ urody - będzie Mu miło.  

Za nami kolejna, comiesięczna wizyta. Same pochwały, dużo dobrego i skierowanie na rutynowe, cykliczne badania. Marzec upłynie błyskawicznie, wiem to. Za chwilę rodzinny weekend i przyjęcie weselne wujka Tadzia i cioci Zuzy. Potem zaczynamy remont, którego zobaczę właściwie  sam efekt końcowy - z Marcelką będziemy odpoczywać na Podlasiu. Później poremontowe, generalne porządki, które pewnie będzie trzeba zrobić w całym mieszkaniu, weekend w Warszawie, wizyta u ginekolog i kwiecień. Na początku maja planuję spakować szpitalną torbę, a od połowy miesiąca nie oddalać się dalej niż na okoliczne place zabaw. 3 czerwca - taką datę Twojego przyjścia na świat mam wpisaną w karcie. Równie dobrze może być to Dzień Mamy, Dzień Dziecka, czy dzień 22giej miesięcznicy Marceli.

Nie wpadam w zakupowy szał, nie mam aż tak rozbudowanego syndromu wicia gniazda, bo wiele rzeczy już po prostu mamy. Ale nie mogę oprzeć się maleńkim, typowo chłopięcym ubrankom, a ich wybieranie i płacenie za nie sprawia mi nie lada przyjemność. Czekam na wymalowanie Twojego łóżka na biało, jeszcze wstrzymuję się z zakupem nowych ochraniaczy, pościeli i wymarzonego koca. Decyzja o kolorach w Waszym pokoju nie zapadła.

I wiesz, dziwna jest ta matczyna tęsknota za wolnością. Tyle razy w ciągu tygodnia marzę o chwili wytchnienia, ciszy, czasie tylko i wyłącznie dla siebie. A gdy pozałatwiam wszystkie sprawy i mam czas na spokojny, samotny spacer lubelskimi ulicami - idę na przystanek i wracam do domu, bo sensu nie widzę w spacerowaniu bez ręki obok - ręki Twego Taty, czy Twojej Siostry.

Mam swój Sens, więc gdzie mi będzie lepiej...

2014-02-24

Córeczko,

odpoczywasz po ponad 2,5 godzinnym, powolnym, o własnych siłach spacerze, podczas którego na moment odwiedziłyśmy ciocię i Oliwkę, żeby podzielić się przesłodkim 3 bitem, którego całej blachy tak szybko sami nie zjemy, zaliczyłaś przejażdżkę Lidlowym wózkiem, dwukrotnie - plac zabaw, wchodzenie i schodzenie po wszystkich możliwych krawężnikach, pogoń za osiedlowymi czworonogami, które zmierzały w kierunku zupełnie innym niż planowałam i co chwilowym wydmuchiwaniem nosa - umiesz, robisz chętnie, a to zasługa Taty. 

Nie wiem, kiedy minęła tegoroczna zima, chociaż obawiam się mówić o niej w czasie przeszłym z obawy, że jeszcze nas wszystkich - spragnionych wiosennego słońca - zaskoczy. Była zupełnie inna, niż ją sobie wyobrażałam. Nie było spacerów na sankach, bo nie polubiłaś tego środka lokomocji, wspólne orły na śniegu mogę policzyć na palcach jednej ręki, a do wchodzenia w wielkie zaspy śnieżne sama musiałam Cię przekonywać. I w sumie to Ci się nie dziwię, bo ja sama nie jestem ogromną fanką tej chłodnej pory roku, po chwili marznę w stopy i ręce pomimo dwóch par rękawiczek, czy ciepłych skarpet. Wierzę, że i Tobie przeszkadzały i utrudniały sprawne poruszanie się dodatkowe warstwy ubrań, ciepła czapa, szalik na pół twarzy i ciężkie buty, które przed zimnem nie chroniły jednak tak jak powinny - zawsze wracałaś z lodowatymi, czerwonymi palcami...Ta zima kojarzyć mi się będzie z pluchą, dodatnimi albo kosmicznie niskimi temperaturami, wirusami gardła i czasem spędzonym w domu. 

Pod oknami kwitną przebiśniegi, więc już chyba na prawdę czas na wiosnę!

A Ty Cudaku mały, zwany Królewiczem zaczynasz swój bunt dwulatka. Piszczysz, krzyczysz, gdy zabraniam Ci wchodzić na meble, zabieram swoją biżuterię, którą uparcie starasz się ściągać, zdejmuję z parapetu, na który potrafisz wspiąć się po bujaku w kilka sekund. Ze złości gryziesz samą siebie, mnie drapiesz po twarzy, ciągniesz za włosy - nadal, uparcie, mimo próśb, kar i tłumaczenia. 

Na pytanie Taty: Kto tu rządzi: Leon, czy dzieci jego? - odpowiadasz Niunia, lekko zdziwiona, że Tata nie wie i pyta o coś tak przecież logicznego. Gdy jesz śniadanie, a ja w międzyczasie krzątam się po kuchni i coraz podtykam Ci łyżeczkę d ust, którą już i tak coraz lepiej operujesz - nawet w przypadku zup, Ty każesz mi usiąść na krześle obok Ciebie, a nie karmić Cię na stojąco. Gdy wszyscy razem wychodzimy na spacer, Ty siadasz na ostatnim schodku, czekasz aż założę Ci kurtkę i czapkę, a Tata koniecznie musi usiąść TU, czyli obok Ciebie. Czasem nie wyjdziesz z klatki - czekasz pod wózkownią - póki nie wyjmę brum brum i uparcie, konsekwentnie nie zamierzasz iść piechotą, tylko mam Cię wieźć - jak na królewicza przystało ;) Na płytach, które przyniósł Ci Tata zawsze po piosence jest jej wersja instrumentalna. Nie lubisz tych melodii bez słów, nie będziesz przy nich tańczysz, powtarzasz nie, nie, nie do momentu, aż któreś z nas przełączy na następną piosenkę albo sama zaczynasz kombinować przy odtwarzaczu. Masz swoje dwie ulubione. Tup, tup - czyli do Przedszkola idzie maluch i Kaki, czyli piosenkę o kasztanach. Uwielbiasz przy nich tańczyć, podskakiwać, chodzić na palcach/piętach, kręcić się wokół, a  poproszona przez nas o chwilę odpoczynku (z powodu całej czerwonej twarzy, mokrych włosów i pleców) siadasz na całe 7 sekund (policzyłam). 

Śpij Wulkanie Energii, Niesłabnąca Siło, Radości mego serca! I ja idę Ci potowarzyszyć. 

2014-02-18

Chłopczyku,

14 tygodni, a spotkamy się po tej drugiej, nieznanej Ci stronie świata, z której odbierasz bodźce dźwiękowe i dotykowe. Tak, to my Twoi Rodzice i śmiejąco się - nieustannie "mamująca" Twoja Siostra. 14 tygodni - niby tak nie wiele, ale jak pomyślę, że jeszcze remont przed nami, generalne porządki, Wielkanoc, weekend majowy - czas wydaje się jakby płynąć wolniej. 

Powoli zapełniam Twoją garderobę ubraniami w kolorze granatu, szarości, bieli i zieleni. Pasy i proste wzory, które bardzo mi odpowiadają. Zastanawiam się nad wyglądem Waszego pokoju. Gdybyśmy mogli rozlokować Was oddzielnie - Twój byłby cały marynistyczny. Biel, granat, pasy, kropki i elementy czerwieni. Ale, ale...muszę połączyć pierwiastek dziewczęcy z chłopięcym tak, by nie było pstrokacizny kolorów i wzorów. Może pasy granatowe z szarością, a może szare kropki z miętą? Bez zieleni na ścianach, narzutach i zasłonach. Docelowo - marzą mi się wszystkie białe meble, projekt Waszego przyszłościowego, piętrowego łóżka już wybrany, ale w pełni zrealizowany zostanie pewnie za jakieś dwa lata. I wiem, że te dwa lata upłyną błyskawicznie, a ja znów będę zmieniać, przeglądać googlowskie inspiracje i przemeblowywać. 

I zaczęłam ćwiczyć. Niby nie wiele, bo 20 minut dziennie, ale czuję się po nich jak młoda bogini. Uda od razu wydają się smuklejsze, pupa jędrniejsza i przed oczami wizja umięśnionego, pięknego poporodowego ciała. Mam nadzieję, że lubisz tryb życia swojej mamy. Poranną krzątaninę, przedpołudniowy spacer, południową drzemkę i zabawy z Marcelką, podczas których najlepiej jest jeśli w ogóle nie siedzę. Nawet kilkuminutowa pozycja po turecku, czy każda inna, gdzie moja pupa po prostu dotyka ziemi kończy się ogromnym - chwilowym, ale bardzo dokuczliwym bólem i problemem ze sprawnym podniesieniem się. Tata mówi, że ja po prostu w ogóle nie powinnam siadać, a wciąż coś robić. I na tym ciążowe dolegliwości rozpoczynają się i kończą. I oby pozostało już tak do końca. 

Tymczasem staram się nie przeziębić, nie złapać krążących po domu od weekendu wirusów, które rozsiewa Twój Tata, a które od wczoraj "przeszły" też i na Twoją Siostrę. 

Lublin w ciągu dnia zatopiony w słońcu. Pachnie wiosną. Czekam z utęsknieniem. Na Ciebie. 

2014-02-12

Półtoraroczna Dziewczynko,

 6go lutego skończyłaś 18 miesięcy i tak - nie wiem, kiedy ten czas upłynął. Przypuszczam, że za drugie tyle - które z powodu podwojenia obowiązków przeminie jeszcze szybciej - pójdziesz do przedszkola. Ale nic na siłę. Bez przymusu i konieczności. Decyzja zapadnie na bieżąco. Wierzę, że znajdziemy takie, gdzie przez kilka dni będę mogła obserwować Cię, Twoje zachowania, reakcje z rówieśnikami, wspólną zabawę i przyzwyczajać zarówno Ciebie, jak i siebie do braku naszej więzi non-stop. 

Teraz masz mnie na wyłączność. Jestem do Twojej dyspozycji praktycznie 24 godziny na dobę i widzę, jak bardzo przyzwyczaiłaś się do takiej sytuacji. Mama to najczęściej wypowiadane przez Ciebie słowo. Nie schodzi Ci z ust podczas nocnych pobudek, porannego wstawania, codziennej zabawy, gdy robię poranną toaletę, krzątam się po kuchni, zamykam na chwilę w toalecie albo w sypialni, a Tata przejmuje opiekę nad Tobą. Nieustające Mama Mama Mama...Twoja Babcia mówi, że przecież to normalne. Jestem Twoim poczuciem bezpieczeństwa, ciepłem, światem, wszystkim. I wiem, że ma w tym sto procent racji. 
Ale patrząc w przyszłość jestem trochę przerażona. Jak poradzisz sobie podczas mojej kilkudniowej nieobecności na początku czerwca? Jak zaakceptujesz nowego członka rodziny, który będzie wymagał mojego czasu i bliskości? Postaram się zrobić wszystko, byś nie poczuła się odtrącona, mniej ważna i w jakimkolwiek stopniu gorsza. Wierzę, że nakarmiony i śpiący niemowlak nieraz zostanie w domu pod czujnym okiem Taty, podczas gdy My będziemy bawić się na pobliskich palach zabaw, spacerować i odkrywać razem świat. Wiem, że będziesz tego potrzebować. Ja też. 

Póki co, cieszymy się sobą, swoją obecnością. Dobre samopoczucie, niekłopotliwy lokator pod sercem sprawia, że mogę funkcjonować tak, jak do tej pory. Codziennie spacerujemy - nawet w deszczu - i wracamy tuż przed albo w trakcie Twojej drzemki. Budujemy wieże z klocków, malujemy, gotujemy i tańczymy. Noszę Cię, całuję i ściskam miliony razy w ciągu dnia. 

Ty sama jesteś przeurocza, bardzo sprytna, samodzielna, choć ostatnio trochę leniwa, uparta, ale i posłuszna. 

Tak, masz półtora roku więc zachęcam Cię do samodzielnego jedzenia posiłków. Bywają dni, że oddajesz mi łyżeczkę/widelec mówisz Niunia i pokazujesz palcem na usta, że to ja mam Cię karmić. Podobnie jest ze spacerami, podczas których nie masz ochoty iść o własnych nogach, a wskazując na wózkownię mówisz brum, brum, wyciągasz wózek i próbujesz samodzielnie w nim siąść, a na spacerze zachęcana do wyjścia mówisz nie i nie wychodzisz. Chcesz jechać, więc jedziemy. 

Gdy domagasz się ode mnie na przykład szczotki do włosów (bo widzisz, że właśnie je układam) proszę, byś najpierw zabrała z łazienki swoje zabawki (książki, motyla, lalkę - czasem zabawki są wszędzie) i zaniosła je do swojego pokoju, a wtedy dam Ci to, czego chcesz. Ty posłusznie zbierasz zabawki, stajesz w progu swoich czterech kątów i wrzucasz je tak, byle tylko przekroczyły granice Twego królestwa. Bo przecież chciałam, żebyś zaniosła je do pokoju, nie wspomniałam, że mają być odłożone na odpowiednie miejsce. Sprytnie. Rozumnie. Śmieję się i podziwiam. 

Sprzątasz coraz chętniej. Czasem nawet ku mojemu wielkiemu zdziwieniu sama i bez proszenia(!!).

Nie przepadasz za bajkami. Pooglądasz chwilę podczas, gdy ja obok krzątam się po kuchni albo oglądam wraz z Tobą. Nie lubisz dziecięcych teledysków z piosenkami, które włączam Ci słysząc od Cioć, jak uwielbiają je ich pociechy. Ciebie w ogóle nie interesują, a po ich uruchomieniu słyszę nie, nie, nie albo bibę - czyli mam włączyć Twoją ulubioną piosenkę...będzie się działo, będzie zabawa i znowu noc będzie mało, będzie głośno...i pokrzykujesz przy niej za wokalistą Piersi - Oooopa! Za to coraz bardziej doceniasz kolekcję płyt - do słuchania, a nie oglądania -  którą masz dzięki Tacie. I tego typu piosenki Ci odpowiadają. Tańczysz przez kilkanaście minut, najpierw sama, potem biegniesz po lalkę, potem wleczesz misia większego od siebie, później kręcisz się w koło i ganiasz samą siebie wokół czerwonego siedziska. A na końcu próbujesz stawać na głowie. Aż do mokrych pleców i włosów na karku, a wtedy ich skręt od razu się powiększa. I nie, nie chcesz tańczysz ze mną w kółku trzymając się za ręce. Próbujesz naśladować moje ruchy, podskoki, klaskanie w kolana, czy tupanie nogami. Ale wszystko sama. Bez mojej pomocy. Podobnie jak z wchodzeniem i schodzeniem po schodach, gdzie nie chcesz dać mi ręki, a trzymając się barierki lub ściany samodzielnie próbujesz pokonać wszystkie schody. 15 minut mojej głośno wyrażanej dumy i zachęt. 

Plan dnia półtoraroczniaka:

6.00-7.00 - pobudka
7.00-8.00- śniadanie
10-11 - wyjście na spacer. 
12.30-13.00 - powrót do domu i drugie śniadanie
13-15 - drzemka. Czasem przedłuża się do nawet trzech godzin
15.30-16.00 - obiad. Zupa albo drugie danie, w zależności od tego, co przygotowuję dla Twego Taty i siebie i czy będą to rzeczy, które zjadasz chętnie, czy też nie.
16.00-19.00 - zabawy. W międzyczasie owocowy podwieczorek.
19.00 - kąpiel
19.30 - kolacja
20.00 - mycie zębów, oglądanie książek
20.30 - sen

I noc, której jeszcze nie przesypiasz w całości. Około 00.00 - 01.00 budzisz się i domagasz mleka. Nad ranem często budzisz się po raz drugi i znów chcesz mime, mime..., czyli mleka. Ale tutaj staramy się trzymać zasady byś jadła tylko raz w nocy, dążąc do upragnionych, w pełni przespanych naszych 7-8 , Twoich 10-11 godzin. Myślę, że nie potrzebujesz już posiłków w nocy, a budzisz się jedynie z przyzwyczajenia, bo pięć, pełnych porcji w ciągu dnia, w tym syta kolacja powinny zapewnić Ci uczucie sytości do rana. Dylematy, które nam rodzicom będą towarzyszyły już zawsze. 

2014-02-06

Chłopczyku,

jak się miewasz w tym już 24 tygodniu Istnienia wprawdzie jeszcze nie do końca na tym świecie, ale tam we mnie, pod sercem? Kręcisz się, wiercisz, dajesz o sobie znać o przeróżnych porach dnia i nocy. Nie budzisz mnie, ale nocne pobudki Twojej Siostry pełne żałosnego i niecierpliwego Mamo Mamo to też pora Twoich ruchów, które przypominają, że jest już Was dwoje. Synku. Syneczku. 

Może urodzisz się dokładnie za 4 miesiące - 6go czerwca? Wtedy dzielić Was będą równe 22 miesiące. Jak dla mnie - idealnie! Tego chciałam, o tym marzyłam. Dom. Rodzina. Dzieci. I nie, do końca nie słucham opowieści o tych Matkach, które wychowują dzieci z niewielką różnicą wieku, a które twierdzą, że psychicznie i fizycznie sfiksowałyby gdyby nie pomoc najbliższych. Nie jest to budujące, a przytłaczające, bo przecież wiem, że łatwo nie będzie. Ciężko przeogromnie, bo przy jednym aktywnym Dziecku czasem mam wrażenie, że nie ogarniam, a wciąż jest coś do zrobienia. Zdecydowanie wolę wzorować się na tych Kobietach, jak Ciocia Asia (dzieci z różnicą 11 miesięcy), Ciocia Aneta (14 miesięcy różnicy między chłopakami), które radzą sobie bez codziennej pomocy Mam, Babć, Cioć i wszelkich Nianiek i świadomie decydują się na kolejne dziecko. Będąc w ciąży z Marcelką nasłuchałam się przeróżnych historii, jakie to pierwsze tygodnie, miesiące bywają męczące i wyczerpujące. Ja mam zupełnie inne wspomnienia. Może to szczęście, a może po prostu trafiło mi się dobre dziecko, mąż? Bo miałam czas na długą kąpiel, wymalowanie paznokci i ugotowanie obiadu, poza codzienną pielęgnacją i dbaniem o Twoją Siostrę. Dobrze wspominam pierwsze dni w szpitalu, okres połogu, buzowały we mnie hormony szczęścia i ogromna energia. Nie pamiętam zmęczenia, spowodowanego nocnym wstawaniem, naprzemiennym przewijaniem, karmieniem, ulewaniem i przebieraniem...
I zdaję sobie sprawę, że teraz będzie inaczej. Nie będę miała możliwości zasypiać w ciągu dnia razem z Tobą, być może będziesz tak spragniony matczynej piersi i bliskości, że Tata będzie przywoził obiady z garmażerki, a Twoja Siostra zamiast na placu zabaw będzie bawiła się na balkonie. Zdaje sobie sprawę, że będą dni, gdy będę płakać ze zmęczenia, bo zawsze wtedy płaczę, że moja cierpliwość będzie na granicy wytrzymałości. Ale czy nie o tym marzyłam? Mam wspaniałego Męża. Przecież jestem silna i zaradna. Być może za bardzo jak Zosia Samosia, ale po prostu lubię decydować o wszystkim sama, popełniać błędy i wyciągać z nich wnioski, ponosić konsekwencje swoich decyzji. Samodzielnie decydować o własnych Dzieciach. Cenię sobie wolność. I chyba tak zostałam wychowana. Od najmłodszych lat ta Zosiowatość we mnie tkwi. 

Uśmiecham się na myśl o czerwcu. Nie czuję niepokoju, przerażenia. Wiem, że będzie dobrze. 

Poszedłeś spać? Przestałeś fikać. Miłoszu? Franku? Kajetanku? A może nazwalibyśmy Cię Groszek. Krótko, oryginalnie i bardzo mi do Ciebie pasuje. 

Głaszczę Cię na dobranoc. 
Śpij Okruszku.














2014-02-03

Dzieciaczki,

po całym dniu, dziwnie umęczona siadam do pisania. Bo przecież obiad z dwóch dań miałam od Babci (wczoraj wróciliśmy z Podlasia), krótki spacer w słońcu z Marcelką, która to zażyczyła sobie zabrania z domu lalki i jechania w wózku, później samotne zakupy w Lidlu (tak, czasem wyprawa do sklepu bez towarzystwa innych osób jest formą wypoczynku, krótkiego relaksu), zabawy, czytanie książek, pieczenie chleba i bycie na każde Mamo, Mamo. Codzienność, która trochę inaczej wyglądała przez ostatnie kilka dni. Odpoczęłam od domowych obowiązków. Jeden wieczór spędzony na snuciu remontowych planów zakończony w towarzystwie cioci Emilki. (Tak, polecam białostocką Savonę, ale tylko tą na przeciw Siennego Ryneczku, bo serwują tam przepyszne Sałatki Paryskie. I nie, nie jest to post sponsorowany, nie dostałam nic w zamian za reklamę lokalu, choć cioci Emilce by się należała przynajmniej darmowa jedna pompka soku do piwa :]). A w piątek wyjechaliśmy z Tatą sami, tylko we dwoje do Białowieży. Silny wiatr, temperatura poniżej -10 stopni zniechęciła nas do planowanych długich, zimowych spacerów, a odprężaliśmy się w hotelowym SPA, w basenie, gdzie woda mogłaby być kilka stopni cieplejsza, (bo uwielbiam kąpiele w gorącej wodzie, co odziedziczyłam chyba po Babci), Tata w saunach, a ja na podgrzewanych leżakach z książką w ręku. I mieliśmy czas na spokojną kolację, szarlotkę w restauracji tuż przed pójściem spać, rozmowy, bliskość, miłość, na siebie. Czyli na wszystko to, co między nami jest, a w codziennym zabieganiu, zmęczeniu zwyczajnie brakuje chęci i sił. Nasze małe wakacje. Dziękujemy Dziadkowie! Urlop, który będziemy wspominać i, za którym zatęsknimy pewnie jeszcze w lipcu tuląc do snu już wtedy dwoje dzieci. 

Marszczynosku,

w Twoim słowniku wyrazów każdego dnia pojawiają się nowe. Ja. Ty. Dziadzio, Sapiś - Saper, bat - brat, mima - mandarynka,  je - jest, da - daj, Papi - Patrycja (sąsiadka w Bielsku). 
Ja: Co byś chciała zjeść?
Ty: Kaka.

Dziadek: Jadę do miasta, co Ci kupić?
Ty: Kaka

Konsekwentnie. Zawsze czekoladka. W domu jej ilości dużo bardziej ograniczamy, a dawkę słodyczy odpowiednio wydzielamy, wyłamując się trochę z naszego schematu, gdy jesteśmy u Dziadków, jednych, czy drugich. Na szczęście w domu szybko zapominasz, że jeszcze chwilę temu miałaś ochotę na słodkości, a w zamian podjadasz rodzynki, które garściami wkładasz do buzi, łuskany słonecznik i pestki dyni. 

Uwielbiam sposób komunikacji z Tobą. To, że tak na prawdę potrafimy się już dogadać. Umiem Cię zrozumieć, wiesz w jaki sposób pokazać mi, na co masz ochotę, w co się uderzyłaś i która część ciała Cię boli. Pokazujesz, że masz ochotę na moją herbatę, czy kawę (a zawsze masz), ale mam Cię nią napoić łyżeczką! (Leniwiec!) Książkę będziemy czytać tu i prowadzisz mnie w miejsce, które właśnie upatrzyłaś sobie na lekturę (nadal królują MamOko). Rozwieszając pranie podajesz mi poszczególne części garderoby mówiąc, która należy do kogo. Oczywiście najwięcej jest tych Niuni.W Bielsku, gdy nadchodziła Twoja pora drzemki, sama wskazywałaś na schody i mówiąc aaaa sygnalizowałaś zmęczenie i chęć odpoczynku. Tłumaczyłaś Saperowi poprzez głośne NIE, NIE, NIE i odganianie ręką, że nie może zabierać Twoich zabawek, ani zjadać mandarynki z talerza. Na dobranoc całujesz wszystkich domowników, a gdy masz gotowe swoje mleko, robisz papa i zmierzasz w stronę swojego pokoju. Czasem chcesz, bym to ja tuliła Cię do snu, czasem wołasz Tatę, a mi machasz dłonią na pożegnanie, cmokasz w powietrzu i zupełnie nie przejmujesz się, że opuszczam pokój. A niekiedy pokazujesz na łóżeczko mówiąc tu i chcesz zasypiać bezpośrednio w nim. Takich przykładów naszej komunikacji, Twojej właściwej interpretacji świata, codziennych sytuacji mogłabym opisywać i opisywać. Rozumiesz wiele, bardzo wiele.

I robisz się coraz bardziej...łobuzerska, chochlikowata. Co z jednej strony bardzo nam z Tatą pasuje. Z drugiej zaś wiemy, że nie możemy pozwalać na wszystkie Twoje pomysły. Twój uśmiech, spojrzenie i już wiemy, że coś będziesz kombinować, że jakaś myśl zaświtała w tej blond głowie, a z naszych twarzy starasz się wyczytać, czy masz pozwolenie na jej realizację. Dziś zezwoliliśmy. Podczas, gdy my z Tatą zagadaliśmy się w kuchni, Ty cicho - zbyt cicho bawiłaś się w pokoju. Czym? Zdjęłaś z deski do prasowania moje dwa lakiery do paznokci, a my zamiast Ci je zabrać - obserwowaliśmy ile frajdy sprawia Ci zabawa nimi. A ileż frajdy później miałam starając się zmyć z kremowego dywanu czerwony lakier do paznokci. W domu unosi się zapach/smród zmywacza zmieszanego z Vanishem. Efekty będę oceniać jutro. 

Z Twoich ważnych życiowych wydarzeń:

- pełna doba bez Mamy. Babcia twierdzi, że mocno tęskniłaś. Dziadek miał łzy w oczach, gdy znalazłaś mój sweter i mówiąc Mama, Mama zaczęłaś tulić się do niego. Każdy dźwięk domofonu dawał Ci nadzieję, a później rozczarowanie, że to jeszcze nie Mama. A po naszym powrocie chyba odreagowałaś te godziny beze mnie, bo nie mogłam spokojnie się ruszyć, zrobić ciasta, ani pójść do toalety bez Twojej asysty. 

- pierwszy pączek. Z czekoladą ze słoika. Babciny wyrób. Przepyszny. 

- pierwszy świadomie wykonany malunek farbami. Dobrze, że ściany są łatwo zmywalne i ktoś wynalazł pralkę. 

- pierwsze podcięcie grzywki, bo zbyt długie kosmyki wpadały Ci już w oczy. Wprawdzie to tylko centymetr, ale odnotować trzeba. 

I wiesz, uwielbiam Cię. To jaka jesteś. Taka...moja. Radosna. Rozumna. Mądra. Nie płacząca z byle powodu. Konsekwentna i zdecydowana.  Szczęście Świata. Cud. Uśmiech w oczach.