2017-11-01

Słońca Wy moje,

jesteśmy po wrześniowych zawirowaniach związanych z przedszkolem Karola. Moje wcześniejsze pozytywne myśli i przypuszczenia, że dobrze zadomowisz się Synu w miejscu, które odwiedzasz codziennie, w sali, która do tej pory była miejscem zabaw Twojej starszej Siostry, a od września miała być Twoim, po kilku pierwszych dniach całkowicie się zmieniły. Serce mi pękało, gdy widziałam Ciebie siedzącego samemu na dywanie, wtulonego w ukochaną podusię i nie jedzącego ze wszystkimi obiadu, bo przecież Mama powiedziała, że przyjdzie zaraz po obiedzie, więc siedziałeś i czekałeś, wpatrując się w drzwi. Drugi raz pękło mi na placu zabaw, wprawdzie Ciebie zabrałam całkiem radosnego ( bo Melka była obok), ale widok innych, płaczących, szwendających się po dworze dzieci, których nikt nie pocieszał, nie przytulił utwierdził mnie/nas w decyzji. Chyba tylko Wasz Tata i Babcia Beatka wie, ile mnie tych kilka dni Twojej obecności w przedszkolu łez, niepokoju i stresów kosztowało. A odetchnęłam dopiero gdy, podpisałam papier o Twoim wypisie. Potem przeszliśmy miesięczną infekcję(??) układu moczowego. Chociaż infekcją tego nazwać chyba nie można, bo wszelkie badania wyszły wzorowo. Do toalety biegałeś po kilkadziesiąt razy dziennie. Wychodziłeś z niej, by po 3 sekundach znów wrócić. Biegłeś przed nałożeniem butów i po nałożeniu, przed nałożeniem kurtki i już w niej na sobie. Przed wejściem do sklepu i zaraz po wyjściu. Kilka razy w ciągu jednego odcinka Peppy. Na kilka dni przerzuciliśmy się z powrotem na pieluchy, bo sytuacja bardzo męczyła i Ciebie, i nas, a zapach moczu odnosiłam wrażenie, że unosił się po całym mieszkaniu. Czy to był wynik stresów związany z sytuacją w przedszkolu, tak silne emocje, które w ten sposób dały o sobie znać? Potwierdzenia nie mamy, tak piszą mądrości internetowe, ale najważniejsze, że po miesiącu sytuacja sama się unormowała. Przestałeś się pytać (co jeszcze jakiś czasu temu było codziennością), czy dziś idziesz do przedszkola. Od razu sam odpowiadałeś, że nie chcesz, że nudzisz się tam bardzo i wolisz być z Mamą w domu, że mogę sobie pracować w domu/malować panie, a Ty nie będziesz przeszkadzał. A gdy wychodzimy gdzieś wszyscy razem do znajomych upewniasz się za każdym razem: A rodzice tam będą? 


I tak zostaliśmy razem Synu w domu. Pozmieniałam trochę plany, które do tej pory miałam w głowie, a których realizację miałam rozpocząć od września. Ciężej jest ogarnąć wszystko z Tobą, bo lubisz, kiedy moja uwaga jest skoncentrowana w całości na Tobie. I uwielbiasz wszystko robić ze mną? Mogę wsadzić tabletkę do pralki/zmywarki? Mogę popsikać? Mogę zmywać podłogi? To ja będę to kroił. Tak, te ostatnie czynności należą do Twoich ulubionych. Zapytany przedwczoraj o to, co możesz mi pomagać, wymieniłam Ci kilka czynności, na które wszystkie odpowiedziałeś, że to nudne. To co nie jest nudne? Gotowanie nie jest nudne! - odrzekłeś. I rzeczywiście. Wolisz być ze mną w kuchni, niż oglądać bajkę! Kroisz zwykłym nożem, mieszasz, przyprawiasz. I to jedne z nielicznych czynności, które Cię nie nudzą i które wykonujesz widać z przyjemnością. Do innych nie bardzo się garniesz. Sprzątanie? Schowanie ubrań do szafy? Ubranie się/rozebranie? O takich rzeczach trzeba Ci przypominać kilka(naście) razy, upominać, prosić, bo Tobie się nie chce/teraz nie możesz/zrobisz jak wrócimy/zjemy itp...

A poza tym to nerwowa i wybuchowa Istota z Ciebie. Krzyczysz gdy się mocno zdenerwujesz, walisz drzwiami od łazienki, stukasz w nerwach w szafę na korytarzu, próbujesz mnie ze złości ścisnąć. Grozisz, że zaraz wyleję ten cały sok na podłogę/popsuję Ci szczotkę do zębów/rozsypie wszystkie kredki...Niesamowicie wewnętrznie śmieszą mnie te Twoje groźby, bo zawsze silnie starasz się znaleźć coś takiego, co znajduje się w pobliżu Ciebie, a czego wykonanie mogłoby wprawić mnie w zdenerwowanie. Na szczęście ja się Twoich gróźb nie boję, wprawdzie żadnej jeszcze nie spełniłeś, a Twoja złość mija Ci tak samo szybko, jak przychodzi. Lubisz się przytulać, pieszczoch z Ciebie niesamowity, wrażliwiec jeszcze większy i esteta. Zwracasz uwagę na takie rzeczy, o które nie podejrzewałabym 3 letniego chłopca. Uwielbiasz kwiaty, co zawsze podkreślasz komentarzem zobacz, jak piękny kjat! Fordy Mondeo i taksówki z koniczyną wypatrujesz na odległość i buzia Ci się (dosłownie) nie zamyka. Nie wiem, ile razy dziennie słyszę Prawda Mamo? A mówisz tyle, że ostatnio sam stwierdziłeś A ja Ci to już ostatnio mówiłem, prawda Mamo? Mówiłem w poniedziałek i wtorek i w czwartek i sobotę. Tak Synu, mówiłeś, Ty w ogóle bardzo dużo mówisz. A zobacz, jakie puste gałęzie, już nie ma nich liści. A zobacz tam są worki, pewnie są w nich liście, prawda Mamo? Zobacz, jaki mały traktor. Widzisz? Pewnie po te worki przyjechał. A zobacz Mamo, tak stoi taki podobny samochód do Twojego. A co to jest tam napisane na przedszkolu? A to drugie? A ciekawe, co dziś Melka jadła w przedszkolu? Ale dziś wieje, co Mama? 

A gdy do domu wraca Marcelinka, to Ona staje się dla Ciebie wzorem, to w niej szukasz wszelkiego uznania i odpowiedzi, a przedpołudniowe prawda Mamo? zamieniasz na prawda Melcia? Kiedy Marcelka śpiewa piosenki z przedszkola, Ty podłapujesz kilka wyrazów i układasz swoją piosenkę. Gdy Marcelka koloruje, Ty siadasz obok Niej i też chcesz kolorować. Kiedy Marcelka robi swoje baletowe figury, Ty też zaczynasz tańczyć. Tak wiem, czasem z przekory jej przeszkadzasz, każesz kończyć, bo Ty teraz chcesz zaprezentować swoje umiejętności i przerywasz jej w pół zdania, ale wiem, że to Twój najlepszy wzór do naśladowania. 

A taka krótka migawka z dzisiejszego dnia, którą chciałabym zapamiętać. Ciebie - śpiącego w Kościele, rozłożonego, jak na łóżku w pierwszej ławce - przed samym ołtarzem. I chodzącego po cmentarzu na Lipowej, w Dziadkowej czołówce na głowie, co wzbudzało ogólne zainteresowanie innych, oglądającego groby po kolei i krzyczącego: Zobacz Melcia, jaki piękny znicz, zobacz jaki malutki....

Bądź spokojny Synu, jutro spędzimy kolejny wspólny dzień.