2014-04-30

Marceluś moja,

zmieniasz się. I nie chodzi mi tylko o wygląd fizyczny, bo nowa fryzura i pinka we włosach, o którą dopominasz się jedynie przed wyjściem na spacer to atrybuty dziewczynki, nie noworodka, nie niemowlaka, którym przecież byłaś nie tak dawno temu. A w dżinsowych rurkach i skórzanej ramonesce wyglądasz na co najmniej trzy lata! 

Pisząc o zmianach mam na myśli charakter. Twoja chęć robienia wszystkiego ama wciąż przybiera na sile. Bo samodzielnie chcesz się kręcić na karuzeli (ja nie mam prawa jej dotknąć, a że sama nie masz jak się rozkręcić, więc po prostu na niej siedzisz i też masz frajdę), wspinasz na wysokie zjeżdżalnie i zjeżdżasz na brzuchu. Ama schodzisz z czwartego piętra i na nie wchodzisz (w jednym ręku z butelką wody, drugą przytrzymujesz się ściany, a w zębach (!) bywa, że niesiesz klucze). Czasem Twoje pomysły samodzielności mnie przerażają, muszę Ci zwrócić uwagę, wytłumaczyć dlaczego nie pozwalam na takie zachowanie, co kończy się kilkunastominutowym płaczem, marudzeniem, gryzieniem czego popadnie, waleniem ze złości w zmywarkę, czy pokładaniem się na podłodze. Zdaję sobie sprawę, że to elementy sławnego buntu dwulatka. Czytam o rozwoju dziecka w Twoim wieku, uświadamiam sobie, jak wiele masz w sobie emocji, nie potrafisz ich nazwać, poradzić sobie z nimi tak, jak dorosły - stąd Twoje nerwy, frustracje i krzyk. Nam potrzeba cierpliwości, mnóstwo cierpliwości, stanowczości i spokoju wobec Ciebie. Najłatwiej o tym napisać, trudniej wykonać. Bo - Ciociu Moniko - tracę cierpliwość. Często! Zasiskam wtedy zęby, wychodzę. Płaczę. I jest lepiej. Po krótkiej chwili. 

Jesteś coraz odważniejsza wobec osób Ci nieznanych. Chętnie podajesz rękę na przywitanie sąsiadce, pierwsza wyciągasz dłoń do dzieci na placu zabaw. Największe zainteresowanie wzbudzają w Tobie kilkuletnie dziewczynki - myślę, że to za sprawą Patrycji, z którą przez kilka popołudni wspólnie się bawiłyście. Zachęcona przeze mnie próbujesz wspólnej zabawy piłką (zwaną przez Ciebie pupką, która towarzyszy nam w codziennych spacerach) z rówieśnikami. Pięknie rzucasz i kopiesz. Uczymy Cię też łapać. Nie masz problemu z dzieleniem się zabawkami. Chętnie pożyczasz swoje, bawisz się innymi, po czym grzecznie właścicielowi lub jego opiekunowi oddajesz. 

Mówisz z dnia na dzień coraz więcej i więcej. Gdy siadasz do kolacji, wołasz Tatę, by przyłączył się do nas. Tato, o tu (wskazujesz na krzesło), jeść! 
Mamo, chodź bawić, o tam. 

Poprawnie odmieniasz członków swojej rodziny wymieniając po kolei kogo kochasz. Mame, Tate, Babe, Dziadzia ( i tu nas bardzo zaskoczyłaś, bo przecież kierując się pozostałymi formami mogłabyś powiedzieć Dziadzie), Ciocie, Melke, Hesie, Iske, Apiś. 

Ja: Marcelka, jakie dziś huśtawki były po deszczu?
Ty: Moke.
Ja: A jaka była trawa, którą pan kosił?
Ty: Moka.


I znów ogromne zaskoczenie, bo przecież nie chodzę i nie powtarzam Ci "huśtawki są mokre, trawa jest mokra, huśtawki są mokre, a trawa mokra..." Słuchasz, wyłapujesz, uczysz się z codziennych naszych rozmów. Chłoniesz, zapamiętujesz. Wprawiasz mnie w ogromne zdumienie, gdy w zeszłą środę, przechodząc trasą, którą nie spacerujemy często, odczytujesz napis APTEKA - po Twojemu "pteka". W kolejnych dniach znów prawidłowo odczytujesz na szyldach i reklamach, a także ten napisany Ci palcem na blaszce wysypanej mąką i zrobiony przeze mnie z plasteliny. Globalne czytanie!  I złość na samą siebie, że zaniedbałam kwestię związaną z nauką metodą Glenna Domana. Bo skoro wyłapujesz nazwy pokazywane Ci podczas spacerów, to wiem, że systematyczna nauka-zabawa przyniosłaby pewnie zaskakujące rezultaty.

Jeszcze kilka dni temu zapytana, jak chciałabyś, żeby nazywał się Twój brat - odpowiadałaś - chłopkal, czyli po prostu chłopczyk albo bat. Od przedwczoraj swojego bezimiennego jeszcze brata nazywasz - Kajoj. Imię Karol znalazło się pośród kilku tych, które dawałam Ci do wyboru. To zapamiętałaś doskonale i podczas codziennych czynności przypominasz sobie o nowym słowie, które znasz i z wielką radością na ustach powtarzasz Kajoj, Kajoj, Kajoj...

Nadal budzisz się w nocy. Najczęściej raz na porcję mleka, której nadal Ci nie bronię, nie oduczam, choć od wielu specjalistów pewnie usłyszałabym, jak to "marnuję" swoje dziecko. Że przyzwyczajam, że jesteś duża, że próchnica mlekowa i krzywy zgryz. I, że powinnaś już przesypiać całe noce. Tak, też bym tego chciała. 
Jako pierwsze po przebudzeniu na topie są: buju (czyli huśtawki), kejki (książki z naklejkami), bajka (ale taka do czytania, w komputerze nie oglądasz, nie chcesz, a ja wiem, że nic na tym nie tracisz), kaka (czekoladka - wypowiadana zawsze z uśmiechem, a nóż się uda i dostaniesz). 

Tata: Chodź tu do Ojca, wymyję Ci pupę.
Ty: I Sina (i zaczynasz się żegnać) 

:) 

2014-04-23

Dzieciaczki,

w ciągu dnia ponad dwadzieścia stopni na termometrze, okulary przeciwsłoneczne, trampki, kolorowe chustki na szyi i luźne tuniki, czyli prawdziwa moja wiosna. 

Siedzę z miską pełną lodów, brzoskwini i bitej śmietany. Co chwila zmieniam pozycję, bo ból pod łopatką daje coraz mocniej o sobie znać. 35 tygodniowy Malec reaguje na zimne i słodkie potrawy, a jego ruchy obserwuję patrząc na swój brzuch w sypialnianym lustrze. Swędzący piłko-arbuz, który kremować muszę przynajmniej dwa razy dziennie. Marcelka od 21 godziny śpi dotleniona porcją dwóch długich spacerów. Poza byciem tu dla Was na dzisiejszy wieczór nie planuję nic. 

Tegoroczne Święta Wielkanocne dla mnie zupełnie nowe, bo w całości spędzone z rodziną Taty. Bez "Śpiewajmy Panu, bo wielka Jego moc i chwała...", "Baranków" o północy w Wielką Sobotę i roladek z szynki w galarecie to jakoś nie to samo. I obiecałam samej sobie już w grudniu i teraz przy okazji kolejnych świąt, że Wam moje Drogie Cudeńka te ważne w chrześcijaństwie dni będą tymi rok rocznie wyczekiwanymi. Kojarzącymi się z zapachem pierników, sernika, czerwonego barszczu i wielkanocnego żurku. Będę mieć czas, by wspólnie ubrać choinkę i własnoręcznie zrobić pisanki. W grudniu dom rozświetlą świecie i światełka, a na wielkanocnym stole (jeśli kiedykolwiek to ja będę organizować śniadanie wielkanocne w naszym domu) zagości jasna zastawa, żółć, zieleń i mnóstwo kwiatów. Poza tym chcę byście wiedziały, po co i dlaczego to wszystko. Czyje Narodziny świętujemy zimą i skąd nazwa Wielkanoc. Będzie pięknie. Radośnie. Rodzinnie. Będzie czuć atmosferę bardziej uroczystą, odróżniającą te magiczne dni, od tych pozostałych w roku. 
Czas. Ciepło i My. 

Synku,

kiedy pytają mnie, jak się czuję - odpowiadam zgodnie z prawdą, że dobrze. Bo rzeczywiście czuję się dobrze. Nie dokucza mi fizyczne zmęczenie, mimo dwóch spacerów z Twoją siostrą, prania i codziennego gotowania. Nie łapię wielkiej zadyszki i nie muszę się położyć, gdy po raz kolejny wchodzę na czwarte piętro. Mam siły i chęci. Owszem, czuję częściej ból w kręgosłupie, ucisk pod łopatką, który dokuczał mi w ciąży z Marcelką  i teraz też daje o sobie znać, ból niemal wszystkiego, gdy choć na dłuższą chwilę usiądę na podłodze, ból bioder po nocy, bo ileż czasu można spać na jednym boku, niewygodność wielu pozycji, bo sporych rozmiarów brzuch zwyczajnie przeszkadza. Ale przecież są to typowe ciążowe dolegliwości, zupełnie normalne na tym etapie ze świadomością, że potrwają jeszcze tylko kilka tygodni. Więc cóż pozostało mi innego, jak cieszyć się tymi ostatnimi dniami, podziwiać siebie w swej powiększonej formie i starać się nie narzekać pamiętając, że pewnie szybciej niż przypuszczam zatęsknię za tym, co trwa teraz. 

Dokupuję brakujące rzeczy z wyprawkowej listy, zamawiam Ci komplet pościeli, pieluchy w gwiazdy i sowy. I mam łzy w oczach, kiedy Marcela z czułością odsłania mój brzuch i mówi bat - głaszcze Cię przez skórę i przytula swój polik do mojego pępka. Niezwykle czule, niezwykle wzruszająco, dziś jakoś tak inaczej, z tęsknotą w oczach (?) i wiem, że będę za tym tęsknić. Tłumaczę Jej, że już nie długo dołączysz do naszej rodziny, a Ona będzie najlepszą starszą Siostrą, jaką świat może sobie wyobrazić. 

Tęsknie i ja. Twoja Mama. 

Minko, 

zapytana, jak się nazywasz odpowiadasz albo Minka, albo Niuńka, albo po prostu ja! Twój zasób słownictwa codziennie się powiększa. Nie sposób mi nawet wypisać wszystkich słów, które już mówisz, bo powtarzasz niemal wszystko, a każde kolejne to na prawdę wielka radość. Nie sądziłam, że jeden wyraz, kilka liter może dać Matce tyle radości. Poza nią, to też następny, dużo łatwiejszy sposób komunikacji, bo potrafisz już wypowiedzieć i znasz znaczenie słów: starczy (np. gdy kręcisz się na karuzeli albo jesz posiłek), chodź, które dla nas bywa ostatnimi czasy niezwykle męczące, używane przez Ciebie miliony razy w ciągu dnia w kontekście chodź babić (czyli bawić się), już, czekam, idź, jedź, łap, myć, spać, jeść, pić. Do dziwności słowotwórczych, które rozumieją tylko Twoi najbliżsi należy słowa uma, które oznacza jednocześnie zimno i biedronkę. Inka to nadal niezmiennie żurawina i rodzynka, ciemko to ciemno, a ciepka to ketchup, o który dopominasz się bez względu na to, czy jesz placki na słodko, czy kotlety z ryżem. Amin to słowo określające Kościoł, krzyż, zakonnice oraz składanie rąk w geście - jak do modlitwy i wszystkie elementy, które kojarzą Ci się z naszą wiarą. Zaczynasz odmieniać wyrazy w odpowiedniej formie. Nie ma Taty, to jest Mamy, czekamy na Tate, Tata przyjedzie do Niuńki. Gdy u Babci pod stołem po kolei odnajdujesz piłki, liczysz je odmieniając liczebniki - jedna, dwie albo duga. Zaczynasz łączyć wyrazy w proste konstrukcje zdaniowe. Mamo patrz.Tato chodź tam. Babić. Ciocia idź. Uczysz się imion członków Twojej najbliższej rodziny, bo Podlaskich zwierząt pamiętasz doskonale. 

W Wielki Czwartek po raz pierwszy odwiedziłaś zakład fryzjerski i opuściłaś go z nową fryzurą, którą teraz dumnie, prześmiesznie przy tym wykręcając szyję wszystkim pokazujesz. Wczoraj po raz pierwszy siedziałaś na motorze. A w weekend mam nadzieję wybierzemy Ci Twój pierwszy rowerek biegowy.

Nie chcesz bawić się sama. Towarzysz mi w dosłownie wszystkich czynnościach. Czy to jestem w kuchni i obieram warzywa do zupy, siedzę na sedesie, czy suszę włosy w łazience - Ty stoisz, przyglądasz się co robię albo szukasz sobie zajęcia tuż obok mnie. Układasz sprawnie i szybko wieżę z lego, ale tylko wtedy, gdy ktoś towarzyszy Ci obok, gotujesz zupę z drewnianych owoców, gdy mieszam je razem z Tobą. To, co mnie cieszy i zaskakuje to fakt, jak długo potrafisz skupić się na oglądaniu jednej książki - oczywiście razem z kimś (na topie: Wiosna na ulicy Czereśniowej, podobnie jak w serii Mamoko -  dużo postaci, zdarzeń, możliwości do opowiadania). Uwielbiasz też te książki/zeszyty ćwiczeń z naklejkami. Pierwszy taki dostałaś od wujka Bartka i cioci Kasi, a kolejne z serii Mali geniusze, Akademia 2-latka zamówiłam Ci przez internet. Ćwiczą zdolności manualne, spostrzegawczość, poszerzają słownictwo i na prawdę na długi czas potrafią Cię zająć. Przestajesz się skupiać, gdy zaczynasz zjadać naklejki, przyklejać je sobie na stopy albo na mój brzuch - dla bata.

A ja? Uwielbiam poranki, gdy nie wołasz już Mamo, Mamo, a sama przychodzisz do naszej sypialni, układasz się między nami i zapytana, czy chcesz się jeszcze poprzytulać do Mamy, odpowiadasz radośnie tak i mocno obejmujesz mnie za szyję. I zdarza się, że jeszcze na kilkadziesiąt minut zasypiamy w siebie wtulone. Uwielbiam nasze wiosenne, wieczorne spacery. Powolne, nieśpieszne, bezwietrzne, pachnące bzem, bez konkretnego celu. Poznajemy nowe place zabaw, obserwujemy samochody na kładce, ganiamy koty, huśtasz się, ile dusza zapragnie. Obserwuje Cię, jak idziesz tuż przede mną albo obok trzymając mnie za rękę i nie mogę się nadziwić, że jesteś moja, taka duża, cudna i rozumna. Obserwuje Twoje miny, zachowania, to, jak się zmieniasz i mam wrażenie, że codziennie odkrywam Cię w pewnym stopniu na nowo. I choć wiem, że powinnam więcej odpoczywać, oszczędzać się, leżeć to chcę te ostatnie tygodnie spędzić z Tobą, zrekompensować Ci i zawczasu wynagrodzić czas, który nadejdzie. 

I Babciu Beatko, czy oby na pewno drugie Dziecko kocha się tak samo? Tak samo mocno? 


2014-04-15

Synku,

to ja - Twoja coraz bardziej fizycznie zmęczona, rozdrażniona i częściej narzekająca na wszystko Matka. 34 tydzień ciąży zaczyna o sobie dawać znać przeróżnymi bólami. Nawet kilkuminutowe siedzenie w jednej pozycji - najczęściej podczas zabaw podłogowych z Twoją Siostrą powoduje, że po wstaniu muszę przez kilka minut "rozchodzić" zbolały kręgosłup i pupę, bo to na niej odczuwam największy ból i promieniujący z pleców ucisk. Gdy wychodzę gdzieś sama - co wprawdzie rzadko się ostatnio zdarza - z przyzwyczajenia wpadam w swój żołnierski chód, po chwili jednak muszę zwolnić, bo zbyt mocno uciskasz na moje podbrzusze, a zbyt szybki krok powoduje jego bóle. Przestawiam się na żółwie wręcz tempo, starając się uniknąć przy tym wyglądu chodzącej kaczki. Częściej odczuwam potrzebę poleżenia, odpoczywania i nic nie robienia, co przy aktywności Marcelki jest rzadko możliwe. Nawet wieczorami rezygnuję z możliwości długiego poleżenia w wannie, poczytania książki na rzecz wcześniejszego położenia się spać.

 Ruszasz się - w moim odczuciu - bez przerwy, uwielbiając przy tym wieczorno-nocne harce. Sprawiasz, że toaletę odwiedzam dużo częściej niż w "normalnym"stanie, a wizyty w niej - rzadko jednak bez asysty blondowłosej - traktuję jako rozrywkę i ciszę dla siebie. Objadam się liśćmi białej kapusty, które smakują mi bardziej niż ptasie mleczko i wedlowska.

Marcelka wie, że Ty to jej bat. Podbiega, odsłania brzuch, całuje, zasłania i dalej wraca do zabawy. Wspólnie rozpakowujemy paczki, w których kurierzy przywożą nam brakujące wyprawkowe rzeczy i wie, które koce i pieluchy przeznaczone są dla Niuni, czyli Ciebie. 

I proszę, przyjdź na świat w terminie. Mimo zmęczenia, fizycznych dolegliwości, huśtawki nastrojów - daj mi nacieszyć się jeszcze tym czasem tu i teraz. Przygotować wszystko, odpocząć, bo szybkość upływającego czasu mnie przeraża. No i musisz poczekać, bo nadal nie mamy wybranego Ci imienia...

2014-04-08

Cudaku o pięknych ślepakach,

codziennie Twoja Prababcia Zosia zadawała mi to samo pytanie, na które od razu odpowiadała: Czy Ty wiesz, co Ona ma piękne. Oczy! Żeby tylko z nich nie wyrosła. Albo: Czy Ty widziałaś Jej oczy. Ale Ona ma ładne oczy. Każdego dnia naszego pobytu na Podlasiu. Codziennie od momentu, w którym Twoje ślepaki stały się tak pięknie niebieskie. 

Dwutygodniowy pobyt u Dziadków zrobił nam obu bardzo dobrze. Ty miałaś czas, by nacieszyć się tymi, których na co dzień oglądać możesz jedynie na ekranie komputera, a ja by odpocząć od codzienności. Każdego poranka całowałaś mnie, zamykałaś drzwi mówiąc ciiii i dając mi jeszcze trochę snu, schodziłaś na dół z Babcią, by nakarmić koty, rozpakować zmywarkę, zrobić kawę, wycisnąć sok i pożegnać jadącego na ósmą do pracy Dziadka. Popołudnia spędzałaś ze starszą o dwa (czy trzy?) lata sąsiadką Patrycją, której imię skróciłaś sobie do zdecydowanie wygodniejszej dla Ciebie formy - Pika! Od samego rana czekałaś, kiedy przyjdzie, udawałaś, że do niej dzwonisz, a każdy telefon, domofon dawał nadzieję na wspólną zabawę. Patrycja Cię przytulała, Ty ją całowałaś, potem ona Ciebie całowała, a Ty ją przytulałaś. I tak każdego dnia. Wspólnie malowałyście, naklejałyście naklejki i bawiłyście się w chowanego, którego zasady są już Ci nieco bliższe. Wiesz na czym polega odwracanie głowy do ściany, niepodglądanie i liczenie, które w Twoim języku brzmi jeszcze nieco po chińsku, ale cyfra pięć wychodzi Ci idealnie. Cieszysz się prze-ogromnie, gdy uda Ci się znaleźć przeciwnika, ale jeszcze większą frajdę sprawia Ci wyskakiwanie - po dosłownie sekundzie - z kryjówki i krzyczenie tutaj! 

Od piątku zaczęłaś w widoczny sposób pokazywać nam, że brakuje Ci Taty. Od samego rana myśl o Tacie towarzyszyła Ci we wszystkich czynnościach. Aż do niedzieli, gdy po dwóch tygodniach nieobecności zobaczyłaś swego Mężczyznę i wszystko chciałaś robić jedynie z Nim. Gdy Tata przychodził do kuchni, by zrobić kawę, zjeść, Ty od razu biegłaś za Nim krzycząc Taaaatoooo, chodź. Brałaś za rękę i prowadziłaś do swego odmienionego pokoju i zabawek, którymi nacieszyć się jeszcze nie możesz. 

U Dziadków zdecydowanie powiększyłaś swój zasób słownictwa. Nie, nie mówisz jeszcze zdaniami, nie łączysz wyrazów, ale każde kolejne, poprawnie wymawiane sprawia mi wielką radość i jest powodem do dumy. Idź. Czekam. Chodź. Starczy. Myć. Ania (Mama Patrycji). I wiele, wiele innych sprawnie skracanych tak, by Tobie było wygodniej, łatwiej, a jednocześnie być zrozumianą.

Jesteś na etapie czytania książek w języku nam kompletnie niezrozumiałym, wpatrujesz się w litery, zdania i tworzysz opowieści jakby po chińsko-węgiersku. Robisz to z tak poważną miną, zdecydowanie i pewna swojego, że łącznie z Dziadkami i Tatą dumni jesteśmy tak z tej Twojej nowej umiejętności, jakbyś na prawdę mówiła już w jakimś obcym języku. W ten sam sposób recytujesz też wiersze, czekając na oklaski po kilku wersach, które dla Ciebie są zachętą, by mówić dalej. Wczuwasz się, gestykulujesz, pokazujesz na przedmioty i mówisz, mówisz, i mówisz. 

Wszystko chcesz robić ama, a ja Ci na to pozwalam. Więc sama jesz -  poranne płatki, barszcz czerwony i utarte jabłko posypane cukrem, schodzisz i wchodzisz na czwarte piętro, wspinasz się po wszystkich konstrukcjach na placach zabaw, z moją obecnością obok, ale nie mogę trzymać Cię za rękę, asekurować w widoczny sposób, bo się złościsz - chyba, że sama o to poprosisz. Ama nakładasz czapkę, próbujesz zawiązać kolorystycznie dobraną chustkę i dopasować buty do odpowiedniej stopy. Nadal nie oglądasz bajek, a na tych w formie książkowej jesteś w stanie skupić się już chwilę dłużej, wysłuchać czytanego tekstu i doczekać do morału, bez ciągłego przewracania stron i wypytywania co to, kto to. Słuchasz! 

Zapytana jak się nazywasz odpowiadasz - Minka. A na pytanie, jak chciałabyś, by nazywał się Twój brat mówisz, że jajko! :)

Zjadając jajecznicę przytykasz swój kubek ustnikiem do jaj i cmokasz. 
Pytam się więc: Marcelka, a kogo Ty poisz? 
                         Jajo!! 

( I wszystko jasne. A ja głupia myślałam, że krowę, która narysowana jest na talerzu. Ale przecież jajo może też mieć ochotę na wodę no nie?) 
:]




2014-04-07

Dzieciaczki,

siedzę przy naszym starym-nowym stole. Nieużywany spod okna został przeniesiony w miejsce wyburzonej ściany. Jest pięknie. Praktyczniej, przestrzenniej. Mam ochotę wygodnie się rozsiąść, spokojnie zjeść, rozmawiając jednocześnie z siedzącym na przeciw na krześle bądź kanapie Tatą. Wasz pokój nabiera takich kolorów i kształtów o jakich marzyłam. Szare pasy na ścianie, białe łóżko jeszcze przez miesiąc należące do Marcelki, biały stolik i półki. Czyli jesteśmy w domu po dwutygodniowej przerwie wiosennej (jak w amerykańskich filmach).

Maluszku pod sercem,

rozpoczął się ósmy miesiąc naszej wspólnej wędrówki. Nie mam pojęcia, który to dokładnie tydzień ciąży. Czas pędzi tak szybko, że pamiętam jedynie datę przewidywanego Twego przyjścia na świat zapisaną w karcie. Nie mam żadnych zdjęć ze sporych już rozmiarów brzuchem, ani pomysłu na Twoje imię. Twoja Prababcia Henia byłaby prze-szczęśliwa mając pierwszego prawnuka Jana. I jest to jedyne męskie imię, które pięknie wypowiada Twoja Siostra. Zarówno Jan, Jaś, jak i Janek. Ale Ty - Jankiem??? 

Miałam dwa tygodnie na odpoczynek, przedłużony poranny sen i beztroskie wylegiwanie się popołudniami. Zajadałam liście kapusty, nieugotowane różyczki kalafiora i wącham kawę w ziarnach - to moje ciążowe "zachcianki", przedziwne smaki i zapachy, na które do tej pory chęci zupełnie nie miałam. 

W głowie rośnie lista rzeczy, które muszę dokupić do Twojej wyprawki, mojej szpitalnej torby i Waszego pokoju, by wyglądał, tak jak chcę. Lista rzeczy do sprzedania, by zaoszczędzić trochę grosza. A, gdy zbliża się pora drzemki Twojej Siostry to zastanawiam się, co powinnam zrobić w pierwszej kolejności. Czy położyć się obok Niej, dać odetchnąć zmęczonym po spacerze plecom i nogom, porządkować szafy, komody, czy kompletować brakujące rzeczy, by wszystko nie zbiegło się w ostatnim miesiącu. 

Coraz częściej czuję się fizycznie zmęczona, dodatkowe kilogramy obciążają kręgosłup, zabawy na placu zabaw wyczerpują, a jedyną wygodną pozycją jest leżenie na boku. Ale dam radę. Ze wszystkim. Powoli. Bez pośpiechu i ostrożnie. Twoje bezpieczne powitanie po tej stronie świata jest w tym momencie na pierwszym miejscu. Reszta może poczekać. 

I wiesz - bardzo trudno jest mi wyobrazić siebie jako Mamę dwójki dzieci. Często, gdy leżymy z Tatą i Marcelką, wygłupiamy się, przytulamy, po prostu jesteśmy blisko, zaczynamy zastanawiać się, jak to będzie za dwa miesiące. Jak zmieni się nasze życie. Ale uwierz - jestem pełna optymizmu, słońca i dobrej myśli.