2013-12-31

Po świątecznych dniach - odpoczywamy na Podlasiu. Piękne, słoneczne dni przypominają przygotowania do Wielkanocy, a nie Sylwestrowej nocy, którą od dawien dawna spędzę z rodzicami. W domu. Przy tortillowych przekąskach, sałatce gyros, szampanie Picollo, chrypiącym Mężu, śmiechu Marceli i kopniakach dobiegających z mojego wnętrza. Na nic innego nie mam ochoty. Żadne bale, przebierane domówki i knajpowe dyskoteki, bo tak jak jest, jest dobrze.
 
Zakatarzony znów Cudaku,
 
ostatnio rozdmuchane ideologie głoszą, że dziecko do drugiego roku życia nie ma poczucia swojej płciowości. Więc jak wytłumaczyć Twoją już widoczną kobiecą naturę, gdy w Wigilię ubrana w czerwoną princeskę wygładzałaś ją, robiłaś obroty i wszystkim pokazywałaś jak pięknie wyglądasz, a dumny uśmiech nie schodził Ci z twarzy, gdy otrzymywałaś pochwały od wszystkich najbliższych ze strony Taty. Lubisz być w centrum zainteresowania. Biegniesz prosto do lusterka, gdy na szyję zakładasz sobie korale Babci, bombki z kolczyków, czy nowe kapcie, których jedynie nazwa Marcelina zachęciła nas do kupna. Po schodach wchodzisz jak stara, noga za nogą, a nie krokiem dostawnym, jedną ręką trzymając się kogoś dorosłego. Chwilę zajmuje Ci wejście na kanapę, fotele i krzesła, a z nich prosto na stół (nie pozwalamy), by obserwować wylegujące się na parapecie sierściuchy. Najwięcej czułości okazujesz psu i kotom, które głaszczesz z czułością, przytulasz się, całujesz albo wystawiasz buzię do wylizania. Książeczkowe zwierzęta też otrzymują od Ciebie więcej całusów, niż my wszyscy razem wzięci.
 
Każdy swój poranek na Podlasiu rozpoczynasz od słów Babo, Babo, kierujesz się w stronę sypialni Dziadków, a potem masz mnóstwo rzeczy do zrobienia. Bo przecież poranna kawa - podpijasz ją Babci, karmienie kotów, włączenie choinki, która za każdym razem zachwyca Cię tak samo. ŁAŁ!! I żałuję, że nie widziałam wyrazu Twojej twarzy, gdy podczas spaceru z Babcią trafiłyście na moment, w którym zapaliły się wszystkie świecidełka pod bielskim ratuszem - a jest ich całe mnóstwo. Twoim ochom, achom i zachwytom podobno nie było końca.
 
I jesteś już taka duża, dorosła, z całym rzędem białych zębów (wychodzą kły) siedząca przy stole z kartką i długopisem w ręku albo samodzielnie pijąca z kubka, którego prawie cała zawartość trafia tam, gdzie powinna. Moja Dziewczynka! Ta z pięknymi oczami!
 
Mały Groszku, Pani Groszkowo,
 
za dwa tygodnie dowiemy się, kim jesteś. Prababcia Zosia, która zapomina, że Twoja płeć jest nam jeszcze nie znana, twierdzi, że jesteś chłopcem. A gdy Jej mówię, że tą tajemnicę poznany dopiero 13 stycznia podsumowuje: Jak się dowiecie, że dziewczynka - powiecie no trudno, a jak będzie chłopiec - powiecie dobrze, bardzo dobrze...:) Ja sama nie mam żadnych przeczuć. Nie wiem, o kim marzę. Z perspektywy naszej obecnej sytuacji - dziewczynki, którą mamy już w domu, myślę, że połączyłaby Was silna więź. Siostrzana. Najmocniejsza ze wszystkich. Tego bym Wam i sobie życzyła. Jeśli okażesz się Nim - bo przecież w moich dawnych wyobrażeniach zawsze był starszy syn i młodsza córka, dwie kobiety i dwóch mężczyzn w domu - będę musiała nauczyć się, jak wychować chłopaka. Mężczyznę dobrego i pewnego siebie, silnego, ale wrażliwego, z szacunkiem traktującego kobiety i odpowiedzialnego za rodzinę. I, czy rzeczywiście chłopaka jest wychować trudniej? Czy gorzej przechodzi wszelkie choroby, rozwija się powolniej? Czy to kwestia płci? Genów?
 
Kopiesz coraz mocniej, Twoje ruchy wyczuwalne są już nie tylko dla mnie. I zapomniałam już, jakie to przyjemne uczucie. Wzruszające i przypominające, że jest nas już czworo.
 
Tak, to był dobry, bardzo dobry rok. W ubiegłym mówiłam/pisałam to samo. Bo narodziny Marcelki, silna więź z Mężem, poczucie prawdziwego, naszego domu. Wtedy jeszcze nie planowaliśmy, nie myśleliśmy o drugim Dziecku, które sprawiło, że końcówka tego roku okazała się jeszcze piękniejsza i jest zapowiedzią na cudny, kolejny rok. I takiego właśnie Nowgo Roku życzę Wam wszystkim! Pełnego Cudów i Nadziei.
 
 

2013-12-23

Piszę w biegu. Pomiędzy pakowaniem rzeczy, czekaniem na wyjęcie chleba z piekarnika i snem Marcelki. Chciałabym mieć więcej minut, by poświęcić Wam tutaj tyle czasu ile potrzebuję, by opisać wszystko to, co chciałabym mieć w pamięci. W lodówce podlaska szuba i śledzie w sosie tatarskim, na balkonie sernik i udawany marcinek, w szafkach pochowane prezenty, pięknie popakowane przy dźwiękach świątecznych piosenek i ciepłej herbaty w porze nocnego snu Marceli i ciszy w domu. Przede mną pierwsza Wigilia, pierwsza od grudnia 1986 roku, którą spędzę z dala od rodzinnego domu, a w gronie najbliższych mojego Męża. Wyjeżdżamy popołudniu, a wrócimy może przed sylwestrem, może w okolicach Trzech Króli albo pomiędzy tymi dniami. Planu nie mamy, za to wielką, niebieską walizkę już prawie spakowaną.
 
Od już chyba dwóch tygodni ciemne poranki i zimowe popołudnia oświetlają nam światełka zawieszone w kuchni na karniszu i myślę, że dają więcej uroku i przytulności, niż nie jedna firana, zasłona, czy roleta. A od piątkowego popołudnia salon zdobi choinka w kolorach takich, jak lubię - bieli, srebrze i szarości. Sztuczna, bo prawdziwej nie miałby kto podlewać w czasie naszej nieobecności. Sztuczna, czyli dla mnie taka nie do końca choinka, bo kojarzy mi się głównie z galeriami handlowymi i wystawami sklepowymi, która choćby nie wiem, jak pięknie wystrojona zawsze pozostanie w tyle za tą zieloną, pachnącą, spod której trzeba odkurzać igły. I czekam na rok, w którym ubierzemy choinkę tylko w te ozdoby, które już od pierwszych dni grudnia będziemy wszyscy wspólnie wykonywać. Łańcuchy z bibuły i wycinanek, bombki z kartonu, nici i styropianu. Powiesimy na niej cukierki, pierniki i plastry cytryny, wszystkie kolory tęczy i to, co tylko nam przyjdzie do głów. Żadnej plastikowej bombki i koralikowego łańcucha!
 
Maleństwo pod sercem od 17 grudnia daje delikatnie znać o sobie. A ja jedynie wieczorem mam czas, by spokojnie przyłożyć rękę na brzuchu, pogłaskać i podziękować Niebu za to, że Jest! Marcelka w fazie NIE, denerwuje się brakiem naszej pełnej uwagi w ostatnich dniach, bo pochłonął nas wir świątecznych przygotować, porządków trochę dokładniejszych niż zwykle, prania i prasowania rzeczy do zabrania. Fascynuje Ją wchodzenie na krzesła, siedzenie na nich z kubkiem soku, czy książką w ręku. Wygląda wtedy tak dorośle, a jednocześnie przekomicznie patrząc na Jej wiek i poważną minę, jaką próbuje wtedy utrzymać na twarzy. Wszystko co pada, łącznie z Nią samą robi baaa, a swój zachwyt wyraża naśladując Nas okrzykiem aaaałłłł !!
 
I cieszy mnie nadchodzący świąteczny czas, spotkania z bliskimi i świadomość odpoczynku, dłuższego snu, dzięki Dziadkom. Cieszę się, że na zabawę z moją już tak samodzielną Córą będę mogła poświęcić więcej tego czasu, którego ostatnio wciąż brak. Spokojnie poczytamy książki, pogramy w piłkę, porysujemy bez ciągłego myślenia, że jeszcze tyle rzeczy do zrobienia i przygotowania. Będziemy leniuchować, spacerować i cieszyć się sobą.
 
Radości na ten zbliżający się czas, spokoju w sercu, więcej czasu dla siebie i poczucia szczęścia, bo przecież mamy je z kim dzielić !

2013-12-17

Groszku najmniejszy,

wczoraj rozpoczęliśmy kolejny tydzień. I wiem już, że każdą ciążę przeżywa się inaczej. Ja o swojej w ciągu dnia zupełnie zapominam. A to dzięki coraz lepszemu samopoczuciu, mdłościom, które powoli ustępują, kwasotą w ustach, która dokucza już tylko wieczorami, a zmęczenie zrobiło miejsce siłom i energii aż do momentu przykrycia się kołdrą. Wtedy to też mam czas, chwilę dla Ciebie. Głaszczę się po brzuchu i zastanawiam kim jesteś, jak będziesz wyglądać po urodzeniu, czy fikasz właśnie koziołki, a może odpoczywasz zupełnie jak ja. 

Jest inaczej. Całkiem inaczej. Nie mam czasu na rozczulanie się nad sobą. Nie odczuwam, że mój stan jest w jakimś stopniu odmienny. Nie mam potrzeby większego odpoczynku, odpuszczenia w codziennych obowiązkach. 
Z przyjemnością słucham słów lekarki podczas comiesięcznych wizyt, że wszystko wygląda, tak jak powinno, a dno mojej macicy jest piękne. Nie przeraża mnie (już) świadomość badania obciążenia glukozą, o którym naczytałam się tyle będąc w ciąży z Twoją siostrą. Nie straszny mi był do wypicia ten słodki napój, a perspektywa spędzenia kilku godzin w przychodni z książką w ręku cieszy. I z niecierpliwością czekam 20-21 tygodnia, kiedy to mam nadzieję nie odwrócisz się pupą w naszą stronę, a pokażesz, czy jesteś dziewczynką, czy chłopcem. Póki co Marcelka nazywa Cię Niunią (dziewczynka? - może coś podejrzewa, wyczuwa?), głaszcze po brzuchu, a przez pępek próbuje nakarmić Cię suszonymi owocami. 

Daj znać, że jesteś. Zamachnij się rękoma i nogami, i puknij Matkę z całej siły. Czekam. Czekam.


Cudaku z irokezem na czubku głowy i lokami z tyłu,

od tygodnia chorujesz. Zaczęło się od kataru, który strzelał z Twego nosa niczym z armaty, a gluty znajdowaliśmy dosłownie wszędzie - na Twoich spodniach i skarpetkach, na naszych ubraniach, na ziemi. W pewnym momencie miałam wrażenie, że wszystko jest mokre i nadaje się do prania. Podwyższony - nie wiele, ale ponad normę stan temperatury Twego ciała zmusił nas do odwiedzenia przychodni i usłyszenia, że masz brzydkie, czerwone, bakteryjne gardło. Wstrzymaliśmy się z antybiotykiem - oczywiście za pozwoleniem lekarza - do momentu, gdyby gorączka była większa niż 38 stopni. W pamięci ciągle mam Twoje biedne, całe w plamach ciało, które w ten sposób zareagowało na jedyny do tej pory podany Ci antybiotyk i w efekcie tydzień spędziliśmy w szpitalu. Antybiotyk już zawsze będzie dla mnie ostatecznością, złem koniecznym w sytuacji, gdy wszystkie inne leki zawiodą. Nie zimowy jeszcze krajobraz oglądamy z nosami w szybach i nieco mniej szkoda nam braku świeżego powietrza. Na atak zimy jesteś gotowa. Masz dobrą kurtkę, nieprzemakalne spodnie, śniegowce i tylko z zakupem sanek jeszcze się wstrzymujemy.

Póki co staram się, na prawdę się staram z uśmiechem, bez nerwów i z cierpliwością, która czasem mam wrażenie, że się skończyła spędzać w domu te Twoje chorobowe, cięższe dni. Pierwszą noc spałaś z nami, bo męczący katar nie pozwalał Ci swobodnie oddychać, budziłaś się co kilkanaście minut wzywając tę, która jest Ci najbliższa. Tata na jednej połowie łóżka, my na drugiej, z czego mój był jedynie skrawek łóżka. Częste kuksańce w twarz, włosy, które mi powyrywałaś szukając poczucia bliskości i bezpieczeństwa, nieustanne wiercenie, zmienianie pozycji, Twoje odkrywanie się, moje przykrywanie, czyli noc w pełni nieprzespana. Druga - lepsza, bo Tata został wyeksmitowany do salonu, a my łóżkiem podzieliłyśmy się na pół. Ale musiałam czuwać obok Ciebie, bo gdy tylko wychodziłam z pokoju, budziłaś się z krzykiem i płaczem. Z kolacją zjedzoną w półbiegu i niezmytym makijażem głaskałam Cię, póki obie nie zasnęłyśmy snem spokojniejszym, dłuższym. W ciągu dnia domagasz się mojej obecności przy Tobie. Złościsz się, gdy tylko siadam przy komputerze, chcąc mieć chwilę dla siebie, a Ciebie uczyć tym samym zabawy i kreatywności bez udziału innych osób. Nie potrafisz. Wspinasz mi się na kolana, zaczynasz płakać, próbujesz mnie gryźć. Nie, czy nie wolno działa na Ciebie jak płachta na byka. Czasem więc staram się udawać, że nie widzę, nie zwracać uwagi, bo wtedy sama szybko odpuszczasz.

Nadal jesteś Niunią. Ty sama, wszystkie dzieci i mój niepowiększający się od jakiegoś czasu brzuch, który całujesz z czułością, a przez pępek próbujesz swojej Siostrze/Bratu wpychać rodzynki, morele i inne suszone owoce, które, jak Tata uwielbiasz w przeciwieństwie do mnie. Rozczulasz mnie tym bardzo i wyzwalasz takie pokłady miłości, przy których moje codzienne nerwy i irytacja znikają w okamgnieniu. Wprawdzie na krótki czas, ale znikają...

Najukochańsze Dzieci,

muszę, muszę zapisać zdanie, które wczoraj usłyszałam podczas rekolekcji, żeby nie uciekło, nie umknęło. Najważniejsza jest nie miłość rodziców do dziecka, ale miłość rodziców do siebie nawzajem. I to jest właśnie ta najważniejsza wartość, którą rodzice mogą dać dziecku. Miłość do siebie. Bo przecież z niej pochodzą wszelkie inne dobra. Na niej opiera się cała istota i sens rodziny. Chyba za często o tym zapominam, za rzadko doceniam starania Taty, za dużo chcę i sama śpiewam sobie czego wciąż mi brak, przecież wszystko mam... I rzeczywiście tak jest, nie mam, na prawdę nie mam powodów do narzekania, bo przecież wszystko to, o czym marzę, czego pragnę jest na wyciągnięcie ręki. Szczęście jest tu, w domu, w nas samych i naszych najbliższych. Takie najprostsze prawdy, które czasem ciężko sobie uświadomić, przypomnieć, odgrzebać z zakamarków.

Dziecko uczy się z tego, co widzi.
Jeśli żyje w strachu, nauczy się bać.
Jeśli żyje w smutku, nauczy się nudzić.
Jeśli żyje w swobodzie, nauczy się bezwolności.
Jeśli żyje otoczone ironią, nauczy się nieśmiałości.
Jeśli żyje w krzyku, nauczy się atakować.
Jeśli żyje w spokoju. nauczy się wiary.
Jeśli żyje w lojalności, nauczy się bycia szczerym.
Jeśli żyje szacunkiem, nauczy się szacunku,
Jeśli żyje w radości, nauczy się bycia pogodnym.
Jeśli żyje w miłości, nauczy się odszukiwać miłość w świecie.

I życzę Wam właśnie wzrastania w rodzinie pełnej spokoju, lojalności, wzajemnego szacunku, codziennej pogody ducha i miłości.  

2013-12-07

Maleństwo, 

zwane Moma, Momą, Momem? Nie wiem, jak odmieniać to nietypowe imię nadane Ci przez Twoją Siostrę. Z zachwytem patrzę, gdy Marcelka za każdym razem przytula się i całuje mój odsłonięty brzuch. Robi to niezwykle delikatnie i czule z troską wypisaną na twarzy. Tak, z troską i miłością. Zadziwia, bo wiem, jak potrafi na odczepnego podejść do Taty, czy do mnie i machnąć raz, dwa ręką po naszym policzku, robiąc mooo, czyli moja, a jeśli ma już ciut przy długie paznokcie, to jeszcze potrafi zostawić czerwony ślad. W stosunku do mnie, a raczej do Ciebie jest inna, opiekuńcza i ciekawe, czy będzie taka sama, gdy pojawisz się na świecie? 

Zaczynamy drugi trymestr, od poniedziałku 16 tydzień, jeszcze miesiąc i będę mogła śmiało mówić, że połowa za nami. Ta gorsza, cięższa, a lepsza przed nami? Bo przecież przypadnie na okres wiosenny, będę mogła pochować dopiero co wyciągnięte z szafy grube szaliki i kurtki. I godzinami przemierzać alejki spacerowe Lublina bez obawy przed zmarznięciem - szczególnie tych malutkich paluchów Twej Siostry, która nie zawsze ma ochotę na noszenie rękawiczek. Wiosenny, długi wyczekiwany maj, a za chwilę już i Ty pojawisz się z nami. W naszym mieszkaniu, które dziś po raz kolejny pachnie swojskim, domowym chlebem. I kalafiorem z Marcelkowej zupy. Zupa - danie, którego przyrządzania mistrzynią jeszcze do nie dawna nie byłam. Wychodziły bez smaku i nie wyobrażałam sobie możliwości jej ugotowania bez dodatku pełnej chemii kostki rosołowej. Ale, ale...praktyka czyni mistrza. Smakują całkiem nieźle, co chwali nawet Tata, a jak Tata mówi, że NAWET dobre, to znaczy, że są na prawdę bardzo dobre. W momencie, w którym zacznę rozszerzać Twoją mleczną dietę o dodatkowe smaki, będziesz miał/a niebo w gębie, bo wszystko testuje na naszym pierwszym, blondowłosym króliku doświadczalnym. 

Wujek Tadzio pyta, czy mam jakieś przypuszczenia, co do Twojej płci. Nie mam absolutnie żadnych. Nie wiem, co znaczą słowa kobiet, że Matka zawsze czuje. Ja nie czuję nic. Poza ogromną Miłością do Ciebie, bez względu na to, czy zostaniesz Momą, czy Momem :) W głębi serca przypuszczam, że Tata, jak to mężczyzna marzy o synu, ale głośno tego nie powie. Dla Marceli pewnie ogromną radość sprawi kompanka do wspólnych herbatek z lalkami i nastolatkowego plotkowania. 
Dla mnie jesteś dopełnieniem naszego szczęścia. Rodziny, o której zawsze marzyłam. 

2013-12-06

Loczku mały,
dziś grudniowy, mikołajkowy dzień, który dla Ciebie swej niezwykłości, niecierpliwego wyczekiwania i ogromnej radości z podarunku nabierze dopiero w przyszłym roku. Bo choć i w tym, zaraz po Twoim wstaniu podłożyliśmy zapakowaną paczkę pod poduszkę i musiałaś z naszymi wskazówkami sama ją odnaleźć to nie rozumiesz jeszcze całej tej sytuacji z brodaczem w roli głównej. Początkowo pominęłaś kolorowy papier i ukryte pod nim dwie kolejne pozycje książkowe na rzecz pierwszego jaja z niespodzianką w środku.
I krótki, wspólny poranek, który nabrał swej magiczności, bo Tata został chwilę dłużej z nami w domu, przeczytał kilka pierwszych stron nowej książki, z głośników sączyła się muzyka z nowego krążka (szukałam pod poduszką - nie było, sięgaj tam, gdzie wzrok nie sięga, prawie dupą siedzisz na swoim prezencie - znalazłam! był pod materacem) i my skupione na nowych ilustracjach. Plus moje dobre samopoczucie, samopoczucie drugiego trymestru i pierwszy śnieg za oknem!
Kończysz dziś kolejny miesiąc swojego życia. Mając ich już szesnaście mogę śmiało stwierdzić, że dogadujemy się razem coraz lepiej i nie są to już tylko moje monologi, które jak do tej pory pozostawały bez odpowiedzi. Bobas podobno lubi wybór, więc pytam Cię często, czy masz na coś ochotę, czy zjesz serek, czy kanapkę, czy poczytamy książkę o mieście, czy parku. Lubię te Twoje konkretne tak lub nie, które ma potwierdzenie w czynach. Jedząc zupę, przy kolejnej łyżce mówisz stanowcze nie, bierzesz miseczkę, podajesz mi i chcesz bym ją odstawiła na blat, a sama próbujesz wyjść z krzesełka, bo przecież zakończyłaś już posiłek. Jeśli płatki ryżowe na mleku, to tylko ta porcja trafia z ochotą do Twych ust, na środku której widnieje rodzynka. Krzywisz się na sam widok twarogu, czy to przyrządzonego na słodko, czy na ostro, chleb wypluwasz, podobnie czynisz z ugotowanym żółtkiem. Nie wmuszam, jesz to, na co masz ochotę, a Twoje preferencje smakowe zmieniają się tak samo szybko, jak z płaczu potrafisz przejść do głośnego śmiechu.
Na samą siebie mówisz Niunia i nie mam pojęcia skąd się to wzięło, owszem zdarza mi się w ten pieszczotliwy sposób zwracać do Ciebie, ale zdecydowanie częściej używam innych określeń. A może od Niutka, którym to Tata raczy Cię od pierwszych dni Twego Istnienia i nadal w ten sposób (rzadziej, ale nadal) mówi o Tobie. A na spacerze, gdy chcemy, żebyś poszła w naszym kierunku słychać prawie jednoczesne: (Tacine) Niutek, chodź idziemy! (I moje) Misia, chodź już! Na pytanie, kto jest u Mamy w brzuszku odpowiedasz: Moma (???) Nie wiem, skąd w Twojej głowie takie określenie, bo przecież mówimy Ci, że w brzuszku u Mamy jest Twoja siostrzyczka lub braciszek, dzieciaczek, dzidziuś, nie dzidzia - bo tego ostatniego nadzwyczaj nie lubię. A jak słyszę skierowane w stronę siebie słowa: Oooo zobacz, ciocia ma dzidzi w brzuszku... to mam ochotę zapytać, co to jest ta dzidzi...Czemu nie uczymy swoich dzieci poprawnego nazywania i określania świata, jednocześnie kaleczymy nasz język. Skoro sama wymyśliłaś Moma, niech tak będzie, jeśli za jakiś czas zaczniesz mówić dzidzi, będzie dzidzi, ale ja w ten sposób o swoich dzieciach mówić nie będę. Kaczka to ała, Mama/Tata robią sicisici w toalecie - wchodzisz do nas (bez pukania), podajesz papier rwany w metrach i naciągasz nam majtki, spodnie. Sama na nocnik ani nakładę siadać nie chcesz. Faza Nie.

Powoli chyba się przyzwyczajasz, odzwyczajasz od noszenia na rękach ot tak, dla przyjemności, której to ja serwuje Ci coraz mnie, za to Tata nadrabia. Jak tylko wraca z pracy, chodzisz za Nim i wyciągasz ręce ku niebiosom, co praktycznie nie zdarza Ci się, gdy jesteśmy tylko we dwie. Teraz to Tata jest od zabaw tych ruchowych, gimnastycznych. Skaczesz Mu po brzuchu, robiąc patataj, stojąc na klatce piersiowej niczym ruchome piaski, szeroko rozkładasz ręce i starasz się utrzymać równowagę albo stoisz obiema stopami na jednej dłoni Taty, drugą Tata Cię przytrzymuje, a Ty wyprostowana niczym pierwszoklasista do zdjęcia cieszysz się z dumą wypisaną na twarzy. A ja jestem od głośnego klaskania, wyrażania zachwytów, wszelkich ochów i achów.

I myślę, że nie pamiętasz, ale pierwsze samoloty, gdy Twoje małe ciałko układaliśmy na swoich łydkach robiliśmy Ci, gdy miałaś kilka miesięcy, a podrzuty do góry, gdy tylko sztywno zaczęłaś trzymać głowę.  Może dlatego dziś jesteś taka odważna, śmiała i wszystkiego ciekawa. Nie boisz się świata, ludzi, zwierząt.
Jesteś otwarta i mądra. Pewna siebie i zaradna. Dostrzegasz własne sukcesy i potrafisz się nimi cieszyć.

Jesteś wspaniała. I bądź już taka zawsze.