2015-01-25

 (z toalety): Mamo zabierz Karola, bo nie mogę się skupić.

Ja nie mam aparatu, mam ładne ząbki i nie muszę iść do okulisty.

Mamusiu, chcę lizaczka, ale ja bardzo chcę lizaczka.

Dobra, dobra, okej, okej, posprzątam. 

(lekko ściszonym głosem, z chochlikowatym uśmiechem): Wstaniemy rano i zjemy śniadanko, to Mama poczaruje czekoladkę. Dobra? 


Córeczko,

sprawdzasz naszą cierpliwość, ile pokładów jej w sobie mamy, sprawdzasz na ile możesz sobie pozwolić i nami rządzić. Coraz częściej się po prostu nas nie słuchasz. Nie wykonujesz poleceń. Udajesz, że nie słyszysz. Zapytana, czy zrozumiałaś - odpowiadasz, że nie. Zapytana, czy więcej tak robić nie będziesz - odpowiadasz, że będziesz robić cały dzień i całą noc. Gdy proszę, żebyś przyszła, to się ubierzemy, odpowiadasz, że teraz nie przyjdziesz. Gdy na spacerze chcę byś dała mi rękę, bo zbliżamy się do ulicy - nie chcesz podać. Gdy proszę o pomoc przy rozbieraniu choinki - nie możesz, bo boli Cię brzuch. Gdy Tata proponuje, że pomasuje Ci brzuszek, odpowiadasz, że będzie Cię dłuuugo bolał. Gdy proszę byś pochowała miniaturowe meble do domku swoich miśków, zaczynasz nimi rzucać, bo domek stoi za daleko i nie dasz rady. Często słyszę odpowiedź, że czegoś nie zrobisz, bo nie możesz, nie dasz rady, jesteś zajęta...Ostatnimi dniami zdarzają Ci się też wpadki z niezdążeniem do toalety. I gdy widzę Twój uśmiech na twarzy, gdy po raz kolejny tego samego dnia krzyczysz: "Zrobiłam w majtki", a Twoje bose stopy pluskają się w kałuży, mam wrażenie, że robisz to specjalnie. A gdy w tym samym momencie Karol płacze, bo jest zmęczony/głodny/znudzony albo próbujemy wybrać się na spacer, mam wrażenie, że tego dnia więcej już nie zniosę. To są te momenty, w których mój głos wkracza na inny poziom decybeli, a na Tobie i tak nie robi to żadnego wrażenia. I nie wiem też, jak tłumaczyć Ci, jak z Tobą rozmawiać na temat Twoich relacji z młodszym Bratem, a dokładnie - nie biciem Go, nie gryzieniem, nie przyciskaniem Jego głowy do podłogi w momencie, gdy sobie po niej pełza, nie wkładaniem palców do buzi, nie krzyczeniem do ucha. Zupełnie nie reagujesz, gdy prosimy miłym głosem, nie reagujesz, gdy Tata stanowczo kolejny raz zwraca Ci uwagę, nie reagujesz, gdy Cię od Karola odciągamy, bo po chwili robisz to samo i odprowadzenie do pokoju pełnego zabawek też powoli przestaje być dla Ciebie jakąkolwiek formą kary. Nie wiem, co w Ciebie ostatnio wstąpiło, że ten nasz Cudak Karol tak Ci przeszkadza. Staram się poświęcać Ci dużo uwagi. Dzielić swój czas tak, byś wiedziała, że w pewnych momentach dniach masz mnie tylko dla siebie. Gdy Karol zasypia często nie robię nic, co w danym momencie powinnam robić, a po prostu się z Tobą bawię. Mam nadzieję, że Twój dwuletni bunt niebawem się skończy i na jego miejscu nie pojawi się żaden nowy. Bo wiem, że jesteś cudna, wspaniała, na swój wiek bardzo mądra i rozwinięta, ale potrafisz mnie tak niesamowicie zdenerwować, że w środku gotuje się we mnie wszystko i gdybym tylko mogła, w takich kryzysowych momentach wychodziłabym na dwór, by wrócić do domu z nową porcją miłości i spokoju wobec Ciebie.

Karolku,

za chwilę skończysz 8 miesięcy. Od przedwczoraj możesz pochwalić się górną jedynką i umiejętnością gryzienia Matczynego ramienia, gdy noszę Cię na biodrze. Pełzasz po całym domu. Przemieszczasz się najczęściej tam, gdzie ja kieruję swoje kroki. Towarzysz mi w łazience. Podczas gdy ja myję włosy, Ty próbujesz wspinać się przytrzymując drzwi od pralki albo przewracasz łazienkowy kosz, ten sam, który jeszcze nie tak dawno temu służył za doskonałą zabawę Twojej Siostrze. Z salonu pełzniesz, gdy tylko dostrzeżesz, że kręcę się po kuchni, po chwili przemieszczasz się pod stołem i krzesłami, by znaleźć się tuż przy moich nogach, Siadasz na kolanach - to Twoja ostatnio ulubiona pozycja - przytrzymujesz niskich mebli (pudeł z zabawkami, krzesełka, czy podestu Mareli) i prostując nogi - wstajesz. Wchodzisz wszędzie, najchętniej w najmniejsze kąty i tam gdzie jest pełno kabli. Otwierasz szuflady, przewracasz na siebie Marcelkową kuchnię do gotowania, uwielbiasz w niej to (w kuchence oczywiście), że posiada otwierane drzwiczki pralki i piekarnika. Na dywanie może leżeć stos grzechotek, śpiewająco-grające Fisher Price, a Ty i tak wypatrzysz to, co zabawką nie jest lub do Ciebie nie należy. Przeszkadzasz swojej starszej Siostrze w zabawie. Rozwalasz jej tory, zabierasz wagony pociągu, zabierasz wszystkie przedmioty służące do gotowania i picia kawki. Uwielbiasz drewnianą małą łyżeczkę, dzbanek do herbaty i zwierzęta z farmy Dumelka. 

W piątek po raz pierwszy posadziłam Cię w krześle do karmienia - nie potrafisz jeszcze samodzielnie usiąść, więc nie przeforsowywałam Twego kręgosłupa zbyt długo, ale nowa perspektywa widzenia bardzo Ci się spodobała. Z wielkim uśmiechem na twarzy uderzałeś rękoma, waflem ryżowym i niekapkiem o biały ikeowski blat. A ja wpatrywałam się w takiego radosnego Ciebie, Swojego Syna i chcę ten obraz zapamiętać. Tak samo, jak mam przed oczami widok półrocznej Marceli w ogrodniczkach i różowej bluzie podczas zakupów w Reserved i jej uśmiech na mój widok. Tak samo widzę Ciebie w zielonej bluzce w paski, piszczącego z radości i śledzącego każdy mój ruch podczas przygotowywania obiadu. 

Uwielbiasz jeść. Smakuje Ci wszystko, co dajemy Ci do jedzenia. Byle szybko, łyżka za łyżką, bo inaczej zaczynasz się denerwować. 
Z nowości: chrupki kukurydziane, wafle ryżowe, daktyle i lody(!). 

I widzę oznaki lęku separacyjnego, które mogą towarzyszyć dzieciom właśnie w wieku zbliżonym do Twojego. Gdy tylko usiądę na dywanie, Ty od razu zostawiasz to, czym się aktualnie zajmujesz i pełzniesz w moim kierunku, wspinasz się po mnie, ciągniesz za bluzkę do momentu, aż wezmę Cię na ręce, A dzisiejszego wieczoru, podczas gdy czytałam Marcelce bajki na dobranoc, zbudziłeś się z wielkim płaczem. Tata nosił, przytulał, całował, ale nie chciałeś się uspokoić. Poszłam z zamiarem nakarmienia Cię, choć głodny na pewno nie byłeś, ale wiem, że matczyne mleko jest dla Ciebie najlepszym uspokajaczem. I tu mnie niesamowicie rozczuliłeś. Bo gdy tylko wzięłam Cię na ręce - przestałeś płakać. Wtuliłeś się we mnie, położyłeś głowę na moim ramieniu, ja swoją przytuliłam do Twojej i bez najmniejszego chlipnięcia zasnąłeś, Tak po prostu. Bezpieczeństwo. Ciepło. Miłość. 



Ja: Artuś chcesz coś dodać o Karolku? (Gdy piszę czasem pytam Tatę o ciekawe spostrzeżenia na temat naszych Dzieci)
Artur: No co, zarąbisty jest! 

2015-01-14

Dzieciaczki,

kilka słów o naszych pierwszych we czwórkę świętach. Pamiętam, jak w zeszłym roku spędzając Wigilię po raz pierwszy nie w rodzinnym domu, napisałam Mamie, jak to fajnie będzie za rok, gdzie Marcelka będzie już taka duża i dołączy do nas Karol. Rok wydawał się tak odległym czasem, minął (jak zawsze) nie wiadomo kiedy. I doczekałam się pierwszych w takim gronie Świąt. Wigilii w zmienionej nieco wersji, ciut przyśpieszonej, by Starsze Dziecię dotrwało do wizyty najprawdziwszego Mikołaja, takiego z pastorałem i okularami przeciwsłonecznymi :) Po chwilowym strachu, przyszło oswojenie, odbieranie prezentów, przybicie piątki i wspólny na korytarzu taniec. Po raz pierwszy patrzyłam na swoją córkę - przejętą całą sytuacją, zaskoczoną, mimo codziennych opowieści wizytą świętego, otwierającą po kolei wszystkie prezenty. Świąteczne dni w gwarze, chaosie i ze śmiechem czwórki Dzieci, z ogromnym trudem, by wszyscy razem wspólnie zasiedli do stołu i bez możliwości przyjęcia wszystkich dzwoniących grup kolędniczych, bo jak jedno zasypiało, to drugie wstawało, jak tamto się budziło, to przychodziła pora drzemki trzeciego. I ta piękna cisza, trwająca wprawdzie chwilę, gdy po 21szej oglądaliśmy wspólnie kabaretony, a dwie elektroniczne nianie strzegły dziecięcego snu. Mi osobiście do szczęścia nic więcej nie potrzeba.

A teraz po niespełna tygodniowym pobycie w domu znów jesteśmy u Dziadków na Podlasiu. W tym roku nie mogę nacieszyć się domowym, świątecznym klimatem. Zapachem choinki, świecą z reniferem, światełkami w korytarzu, bo jesteśmy ciągle w rozjazdach. Ale czy lampki choinkowe nie mogą wisieć cały rok, tworzyć klimat i cieszyć oko? Ale póki mogę i  mam okazję - odpoczywam w rodzinnym domu, wiedząc, że tydzień z dwójką bez niczyjej pomocy byłby bardzo ciężkim czasem, cieszę się więc z wieczorów wolnych od domowych obowiązków, czytam książkę, ćwiczę i z przyjemnością, z wolnymi rękami patrzę na Was w objęciach Dziadków.

Marcelko,

jesteś fantastyczna. Wulkan energii, radości i mądrości w jednym niespełna 15 kilogramowym ciele. Upartość i chwilową złość masz podobno - jak twierdzi Tata - po mnie. Owszem, patrząc na Ciebie, widzę pewne swoje cechy charakteru.W przyszłości będziemy się kłócić szybko i głośno, a po chwili zupełnie zapominać o całym zdarzeniu.

W lutym skończysz 2,5 lata. Jesz samodzielnie, potrafisz prawie w całości ubrać się bez pomocy innych, odróżniasz kolory, śpiewasz z pamięci coraz więcej piosenek, precyzujesz, na co masz ochotę do zjedzenia, coraz częściej sama dobierasz sobie elementy garderoby buntując się przeciwko temu, co wybieram Tobie ja. O dziwo - mimo, że nigdy nie starałam się ubierać Cię na różowo - zawsze wybierasz w pierwszej kolejności ten kolor. Mówisz o swoich uczuciach, pytasz o uczucia innych, troszczysz się o swoich najbliższych. Gdy wyganiasz mnie z kuchni/pokoju/pomieszczenia w którym się znajdujesz "Mamo, idź" i mówisz to tonem, który mi się nie podoba, mówię Ci o tym, a Ty patrząc w moje (smutne) oczy mówisz, że już tak nie będziesz i przytulasz się czule pytając, czy już nie jest mi przykro.

"Już nie jesteś smutna?".
"Już nie boli cie brzuch?".
"Tylko trzymaj się barierki, bo jest ślisko".
"Babciu, tylko nałóż buty i czapkę".
"Dziadku, jak było w Kościele"?
"Dziadku, jak się czujesz, nie boli cię głowa?"

Codziennie kilka/naście razy śpiewasz kolędę "Dzisiaj w Betlejem" w wersji ciut skróconej. 
Dzisiaj w Betlejem wefoła nowina, że panna cz porodziła syna. Jezus się rodzi, owobodzi, grają, króle witaja, patede piedają, klękają, cuda ogłaszają...:)  Stajesz na podeście, bierzesz kredkę w rękę i z niczym mikrofonem, i ukłonami dajesz koncerty. Uwielbiasz też te na Dziadkowym pianinie koniecznie przed publicznością.

Przeszedł Ci etap zawstydzenia. Czy to rodziców kolega - Pan Piotr, czy Ciocia Ewa, Ciocia Emilka, czy chrzestna Twojej rówieśnicy Oliwki, którą widzisz pierwszy raz w życiu. Z każdym chcesz się bawić. "Piotrze, chodź" "Ciocia chodź, gramy w piłkę". "Oooo Henia. Chodź sprawdzimy, czy urosła". Jadziu, chodź, szukaj Marcelki". 

Uwielbiam Twoje nie Mamo, a ostatnimi czasy - "Mamusiu". "Mamusiu, chodź zobacz". "Mamusiu, dziękuję za obiad". "Proszę bardzo Mamusiu". 

Coraz więcej osób twierdzi, że w przyszłości zostaniesz pisarką albo poetką, bo wyobraźni może pozazdrościć Ci nie jeden artysta. Na poczekaniu wymyślasz historie, opowieści o królewiczach, macochach i księżniczkach. Tworzysz barwne opowiadania o sobie samej, gdzie i z kim byłaś, co komu kupiłaś i widziałaś. Po odwiedzinach u Twojej Prababci Heni opowiadałaś, że odwiedził ją (Henię) jakiś koleś, który przyszedł w sandałach i tańczył z Babcią na dywanie "Mam chusteczkę haftowaną". W okresie świątecznym głównym bohaterem opowieści był święty Mikołaj, z którym to byłaś na nie jednej wycieczce, który jadł z Tobą czekoladki, i którego...nosiłaś na rękach i wiele, wiele innych, których nie jestem w stanie przytoczyć, które bawią mnie niesamowicie, ale słucham z należytą powagą, skupieniem i z zainteresowaniem wypytuję o szczegóły. 

I do dziś nie wiemy, kim jest tajemniczy "Ciomk"? Ciocia Ewa przywiozła Ci domino, gdzie na każdej karteczce jest zwierzak i cyfra. Nazywałaś je wszystkie prawidłowo, a jednego z nich - fioletowego stwora ochrzciłaś po prostu Ciomk i za każdym razem, gdy wyciągasz domino tak go nazywasz. Ciomk to przecież Ciomk. I on też ma różne przygody. Albo jest na szkoleniach albo mieszka w domku zamykanym na klucz. Jest nie groźny i nie gryzie. 

I gdy teraz to piszę, myślę o Tobie, starając się wychwycić wszystko, nie tylko te same wspaniałości i cudowności,to poza momentami zmęczenia w ciągu dnia, (rzadko się zdarza byś drzemała, widać, że jesteś zmęczona, ale spać nie chcesz) chwilowym kryzysem podczas którego marudzisz, jesteś głodna, nie masz ochoty na nic, co proponuję, a który na szczęście szybko Ci przechodzi - jesteś na prawdę Dobrym Dzieckiem. Posłusznym i pogodnym. Pełnym ciepła i radości. Nie płaczącym z byle powodu, a w momentach w których widać, że jesteś bardzo zmęczona, a wiem, że usypianie Ciebie będzie wyczerpujące psychicznie dla nas obu - rezygnuję z drzemek w ciągu dnia i za radą Babci staram się odwrócić Twoją uwagę i skupić na czymś innym nasze emocje.

Moja Dziewczynka! 


Karolku,

przed Twoim przyjściem na świat zastanawiałam się, czy drugie Dziecko kocha się tak samo mocno, jak to pierwsze. Czy każdy z postępów w rozwoju - przecież już tak dobrze znany - cieszy tak samo mocno jak za pierwszym razem? I w obu przypadkach mam jedną odpowiedź - tak! Kocham Cię całym sercem, kocham całą sobą, zastanawiając nad potęgą ludzkiej miłości, potęgą miłości matczynej. Skąd się bierze, że jest jej tyle, że starcza każdemu dziecku. Owszem, kocham Was równie mocno, ale zupełnie inaczej. Jesteście z Marcelą na zupełnie różnych etapach rozwoju, Ona potrzebuje mnie z każdym dniem coraz mniej, z łatwością wyszukuje sobie nowych kompanów do zabaw, kąpieli, czy usypiania (czytaj - Babcia). Dla Ciebie wciąż jestem całym światem, to teraz zaczynasz odczuwać lęk separacyjny i płaczesz, gdy opuszczam pomieszczenie, w którym jesteś. Uspokajasz się po chwili, by znów rozpłakać się na mój widok i swoją nieszczęśliwą miną wymusić noszenie na rękach. Widzę, jak bardzo jesteś ze mną związany. Wkroczyłeś w etap, w którym nie chcesz, by inni - dla Ciebie jednak obcy - przechwytywali Cię w ramiona, przytulali, czy całowali. Dobrze rozpoznajesz swoich najbliższych i to w ich otoczeniu czujesz się najlepiej i najbezpieczniej. 

Nadal bawi Cię dosłownie wszystko. Zwykła zabawa w a kuku, podrzucanie do góry, radosne spojrzenie, wydawane dźwięki, udawane odgłosy. Łaskotki opanowały całe Twoje ciało, a z żeber - każde jest tym śmiesznym.

Pełzasz doskonale. Początkowo do tyłu i z obrotami z brzucha na plecy, i z pleców na brzuch potrafiłeś przemieścić się po całym pokoju. Patrzyliśmy z Tatą, jak sprawnie Ci to wychodziło. Niby do przodu się nie poruszałeś, a wszystko, co stawało się Twoim celem, za chwilę lądowało w Twoich ustach. Teraz jesteś na etapie pełzo-raczkowania. To drugie wychodziłoby Ci doskonale, gdyby nie fakt, że za każdym razem, gdy przyjmujesz pozycję do raczkowania zamiast próbować się przemieszać, ty prostujesz nogi w kolanach i opierasz się mocno na stopach, jak gdybyś chciał już stać. Nie interesują Cię Twoje grzechotki, nowa fioletowa małpa, czy śpiewająca piłka. Wybierasz zabawki Marceli - ku jej niespecjalnemu zadowoleniu. Otwierasz sobie jej kuchenkę, rozwalasz budowle z klocków, uwielbiasz stukać drewnianym dzbankiem o podłogę, ciągniesz i jednocześnie rwiesz kartki, na których Marcela właśnie maluje. Podjadasz kredki i Legowe ludziki. Tata nazywa Cię buldożerem. Suniesz, niczym żołnierz po podłodze po wcześniejszym wzrokowym wypatrzeniu sobie celu. Masz bardzo sprytne dłonie. Byle tylko coś złapać, pociągnąć, Jeśli będziesz rozwijał się tak dalej, myślę, że sprytem dorównasz siostrze, a może Ją nawet prześcigniesz...?

 W Twoim menu zagościł jeden posiłek owocowy i jeden mięsno-warzywny. Masz już za sobą pierwszy szpinak i kabanos, który dał Ci wiele frajdy. Podobnie jak samodzielnie zjadane chrupki kukurydziane. Deser z twarogiem, sok ze świeżo wyciskanej pomarańczy, bułka drożdżowa i babcine wafle:) Myślę, że będziesz dobry do jedzenia.

Masz już dwie dolne jedynki. Pierwsza pojawiła się 20 grudnia, druga 3 stycznia. 

W ciągu dnia śpisz 2-3 razy po niespełna godzinie. W nocy wstajesz co 1,5 - 2 godziny. W środku nocy, podczas kolejnej pobudki zabieram Cię do naszego łóżka, bo fizycznie nie jest w stanie usypiać Cię inaczej, niż przy piersi. A wspólne spanie - nie dość, że sprawia mi przyjemność to daje możliwość jakiegokolwiek wyspania się. I wiesz, jakoś nie mam dylematów, czy powinnam brać Cię do łóżka, czy też nie. Czy powinieneś już przesypiać noce, czy  nie. Nie zastanawiam się nad innymi sposobami usypiania, metodami karmienia itp,. bo wiem, że wszystko jest czasowe. Że kiedyś prześpisz całą noc, że nie będziesz jadł w nocy i przestanę usypiać Cię nosząc na rękach. I wiem, że to nastąpi niebawem, patrząc na Twoją Siostrę - za szybko. Postępuję tak, jak w danym momencie jest mi zwyczajnie dobrze i wygodnie, a wiem, że i Tobie moja bliskość służy. Nie przejmuję się tym, że się przyzwyczaisz, że będę musiała oduczać, niech wszystko płynie swoim tempem. 

Iskierko moja, promyku szczęścia i ogromie miłości. Często patrzymy z Tatą na Was i mówimy o tym, jak fajne Dzieci nam się trafiły. Naprawdę bardzo fajne.