2014-06-26

Karolu Wojciechu,

już oficjalnie mogę tu w tym miejscu napisać o drugim Twoim imieniu (Imię Twego Dziadka, bierzmowane Taty, drugie mojego Brata), które ukrywane było w tajemnicy przed Dziadkiem do niedzieli i wraz z piłkarskim tortem (nie tylko fan, a ile aktywny oldboy) stanowiło urodzinowy prezent.

Jutro kończysz miesiąc. Ważysz 5 kg, czyli od dnia wyjścia ze szpitala przybrałeś ponad 1,6 kg! I wcale nie dziwię się Twojej wadze, bo nie dość, że rośniesz mi oczach, to przy piersi mógłbyś leżeć godzinami. Jesz często, dużo, łapczywie, a po posiłku odbija Ci się tak po męsku, solidnie, na cały dom. Nie mam pojęcia, ile razy jesz w ciągu dnia, w nocy budzisz się, co dwie godziny. I po rozmowie z położną, obie stwierdziłyśmy, że być może Twoja niespokojność w ciągu dnia, trudności w zaśnięciu, twardy brzuch to efekt przejedzenia. Pewnie powinnam wprowadzić bardziej regularne odstępy w karmieniu, by dać odpocząć Twojemu wciąż pracującemu żołądkowi, ale też wiem, że matczyna bliskość, ciepłe mleko Cię uspokaja. Podobnie jak nasze ręce, kołysanie i lulanie, do którego naprawdę Cię nie przyzwyczajaliśmy. W ciągu dnia potrafisz być marudny, płaczliwy, mimo zaspokojenia wszelkich Twoich potrzeb - krzyczysz. Nie masz na razie fazy czuwania, oglądania świata, która łączyłaby się ze spokojnym leżeniem, rozglądaniem się. Chyba, że na rękach! I najbardziej nie lubię tych momentów, gdy wybieramy się we trójkę lub wracamy ze spaceru, Ty odłożony do łóżeczka płaczesz. Nie - nie płaczesz, krzyczysz w niebogłosy, a Marcelka buntuje się przed ubraniem/rozebraniem/wymyciem rąk i wtóruje Tobie w niosącej się chyba po całym bloku "muzyce". Jak Ty to wytrzymujesz całymi dniami? Sama nie wiem. I chyba pociążowe hormony (którym przypisywałam swoją dobrą energię, siły i nieustanną radość) przestają już działać albo w końcu po miesiącu nadszedł czas, by poczuć zmęczenie po nieprzespanych nocach,  zniecierpliwienie i chęć odpoczynku w samotności.

Ale mimo deszczu - widzę słońce. Urlop Taty się zbliża. Wizja odpoczynku na Podlasiu. Chrzcielno-urodzinowe spotkanie w gronie najbliższych i...marzy mi się morze. Wspólnie, we czwórkę, poza mieszkaniem, które bardzo lubię. Wizja siebie na plaży ( to nic, że z Dzieckiem przy piersi - tu na placach zabaw, w domu robię to samo), Marcelki w tej ogromnej "piaskownicy" i Taty, który ma chociaż chwilę na książkę, samotny bieg brzegiem morza, cokolwiek innego niż dom, dzieci i pracę, bo każdy potrzebuje przecież chwili wytchnienia.
A my czasu innego, niż ten codzienny, domowy, dość ściśle ustalony i przestrzegany, czasu wakacyjnego wykraczającego poza tygodniowy, nasz normalny rytm. Takiego, który da siłę na jesienne dni, zimowe wieczory i będzie miłym wspomnieniem rodzinnego lata. Takie wakacje mi się marzą.

Brak komentarzy: