2014-08-02

Radości mego serca, 

chciałabym byśmy kiedyś  z Waszym Ojcem byli wobec Waszych dzieci tacy, jacy wobec Was są moi Rodzice. Prawie trzy tygodnie spędziłam w towarzystwie swojej Mamy i po raz pierwszy od długiego czasu aż tak bardzo nie chciałam jechać gdziekolwiek, wyjeżdżać, wracać przecież do siebie. Wasi Dziadkowie starają dogodzić się Wam tak, jak potrafią najwspanialej. Ze wszystkich dobrodziejstw póki co korzystasz Ty Blondowłosa, ale już za rok staną się i one udziałem naszego Przeradosnego chłopca. 

Marcelko,

Podlasie to dla Ciebie raj na Ziemi. Przynajmniej ja tak Ciebie odbierałam, obserwując Twój niegasnący uśmiech na twarzy i radość, jaką miałaś z huśtania się z Babcią jeszcze w piżamach, robienia babek i podlewania kwiatów razem z Dziadkiem, chlapania się w basenie ze starszą sąsiadką, grania w piłkę do późnych godzin wieczornych, zabaw w chowanego i berka. Babcia mówiła, że wyglądasz tak, jakbyś nie mogła nacieszyć się przestrzenią. Przytyłaś od codziennej porcji świeżych owoców, malin, borówek, brzoskwiń-ufo, truskawek w postaci koktajlu, babek drożdżowych, bananowca z bitą śmietaną. Wszystkie posiłki Babcia przygotowywała z myślą o Tobie. A jaką zupę dziś ugotować Marcelce? A co jej zrobić na kolację? Zrobiłam twaróg z brzoskwiniami, malinami, borówkami i rodzynkami. Gdy podczas zabawy na szkolnym Orliku piłka wylądowała nam na dachu, następnego dnia dostałaś nową. A kupując odpustowe zegarki Babcia pomyślała, by wziąć dwa, bo przecież jeden za chwilę możesz porwać, zgubić...Plastikowe, tandetne, a ileż frajdy Ci sprawiły moja mała Damo! 
Wszystko z myślą o Tobie i doceniam bardzo, bo przecież Babci nikt o to nie prosił, zamiast wymyślać, biegać po zakupy, codziennie chodzić na rynek, mogła poczytać książkę, poleżeć na leżaku, odpocząć. Ale Jej się chce i będzie chciało zawsze, bo taką mam Mamę. W dobrej rodzinie zostałam urodzona. 

Ja z tych wakacji zapamiętam obraz Ciebie - prawdziwego, brudnego, lecz szczęśliwego dziecka z klejącą od kapiącego arbuza brodą, owocowym smakiem rąk od codziennej porcji lodów, czarnymi, bo wiecznie bosymi stopami, zrywającą kwiatki i przynoszącą za każdym razem nam po jednym, biegającą i krzyczącą po całym podwórku, kręcącą się w kółko na betonowej, gorącej od słońca kostce, i z hitem lata na ustach, czyli: " luda tańczy jak szalona..." 

Po prawie dwutygodniowej nieobecności wracasz do domu i z wielką radością, podekscytowaniem w oczach biegasz po znajomych alejkach, kierujesz się  w stronę placu zabaw krzycząc: "Ooooo, dzieci, ooooo buju", a uśmiech podczas spaceru nie schodzi Ci z twarzy. Korzystamy ze słońca, lato w pełni, w piaskownicy łapiemy sierpniowe promienie i tak spędzamy ostatnie nasze dni - Ty jako niespełna jeszcze dwulatka, ja jako (jeszcze) 27 latka. A jutro impreza - ChrzcinoUrodziny. Czas z nabliższymi. Będzie pieknie.


Karolku,

w Bielsku korzystałeś z dobrodziejstw w postaci dodatkowych rąk do noszenia i bujania w wózku na tyle, że nie wiele było takich momentów, byś spokojnie leżał sam, bez płaczu i marudnego nawoływania. Wystarczyło pochylić się nad Tobą, uśmiechnąć, zagadać, by na Twej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Stałeś się niezwykle towarzyski, domagający uwagi innych i wrażliwy na hałasy. Trafiliśmy na cudny, iście grecki czas i większość część dnia spędzałeś na świeżym powietrzu. W wózku, w samym bodziaku, bez czapek (bo wzoruję się na księżnej Kate (:) albo wylegiwałeś się na kocu, ciesząc z nieskrępowanych pieluchą swobodą ruchów. 

Masz skończone dwa miesiące, ważysz około 6,5 kg i jesteś niezwykle radosny. Wystarczy uśmiech w Twoją stronę, dobre słowo byś śmiał się przysłowiową pełną gębą, łącznie z oczami i gardłem, które w tym czasie próbuje wydawać krótkie, radosne okrzyki. Gdy biorę Cię na ręce i zaczynam karmić, Ty często zapominasz, że jeszcze przed chwilą chciało Ci się jeść i patrząc mi ciągle w oczy śmiejesz się najpiękniej jak potrafisz. Śmieszek. Cudak niesamowity. Nie lubisz zostawać sam, karuzela nad łóżkiem zajmuje Cię na kilka(naście) minut. Wybudzają Cię podwórkowe hałasy, krzyki dzieci na placu zabaw, a moje ręce podczas codziennych spacerów mają nie wiele odpoczynku od bujania Ciebie w wózku. Ale za noce muszę Ci podziękować. Budzisz się na 10 minut, zjadasz z zamkniętymi oczami tyle, ile potrzebujesz, przez chwilę trzymam Cię do odbicia i już śpiącego odkładam do łóżka. Żadnego lulania, ulewania, przebierania, kombinowania. A między 5, a 6 rano jesteś na tyle wypoczęty, uśmiechnięty, że nie myślisz niestety o ponownym zaśnięciu przez następne 2-3 godziny.  

Jutro Twój Wielki Dzień. Oficjalnie zostaniesz wpisany do grona chrześcijan. Czekam z niecierpliwością, by założyć Ci odświętnego rampersa i trzymając w ramionach drugi raz w życiu otrzymać błogosławieństwo dla Mamy i Dziecka. Już wierzę, że jesteś mój. Już to do mnie dotarło. I bardzo Cię kocham!


Brak komentarzy: