2018-09-19

Maluszku - bezimienny jeszcze Synu!

Od niespełna 30 tygodni mieszkasz pod moim sercem. Ważysz 1717g według wczorajszego badania USG i wagowo jesteś większy od liczonych przeze mnie ciążowych tygodni. Wiercisz się nieustannie, ale Wy - moje dzieci chyba tak macie - , bo po raz kolejny odnoszę wrażenie, że nie sypiasz. Nagrywam pojawiające się i przemieszczające po całym brzuchu wypukłości Twoich części ciała. Czuję pod powłokami Twoje rączki? nóżki? - tego rozpoznać nie potrafię. I wiesz, mówiłam to ostatnio Twojemu Tacie - chociaż mam Cię ciągle ze sobą - tęsknie już do Ciebie. 

Ale może zaczniemy od początku? Opowiem Ci pierwsze tygodnie naszego wspólnego życia...

Jest środa. Środa Wielkiego Tygodnia. 28 marzec. Kolejny już dzień, w którym mój organizm daje mi sygnały, że być może rozpoczynasz swoją piękną przygodę - życie! Wracam z przeszkolenia, po zakupionej wczoraj nowej kasie fiskalnej, po drodze kupuję test ciążowy, z myślą, że zrobię go następnego dnia z samego rana - wtedy wg producentów jest najbardziej wiarygodny. Ale standardowo - nie wytrzymuję do rana. Po przekroczeniu progu domu, od razu kieruję się w stronę toalety i nie muszę długo czekać, żeby na teście zobaczyć dwie kreski...Mówię Tacie, a On stwierdza, że przecież o tym wiedział, że przeczuwał, o czym mi już kilka dni wcześniej mówił. Po raz pierwszy - nie płaczę. Tata pyta się, czy ma zostać w domu, czy może jechać do pracy po takich wieściach. Jedzie. Chyba trochę dumny, z lekkim jeszcze niedowierzaniem, radością. Podobne uczucia towarzyszą i mi. Bo przecież marzyliśmy oboje o tym, żeby mieć więcej niż dwoje dzieci, bo doceniamy dar, jakim jest dziecko, wiedząc, że nie wszyscy tego doświadczają. Bo mamy przeświadczenie, że z Bożą pomocą damy radę,  nie kalkulujemy kosztów, a mamy przed oczami same zyski. Z drugiej strony - w mojej kobiecej/matczynej psychice nie nadszedł jeszcze ten moment, że z rozczuleniem zaglądam do wózków, rozpływam się na widok niemowlaków, a raczej cieszę w chwilach, gdy dwoje Twojego rodzeństwa bawi się wspólnie, a ja mogę leżeć i czytać. Zaczęłam doceniać te momenty, w których moja obecność przestała być im niezbędna w wielu czynnościach i poczułam lekkie przerażenie, że ta moja - powiedzmy- wolność w niektórych sytuacjach na nowo zostanie zakłócona. 
Telefonicznie pochwaliłam się Twoim Dziadkom, chociaż mogłam przecież poczekać te kilka dni i zrobilibyśmy im niespodziankę podczas Świąt, ale oczywiście nie wytrzymałam. Niech już tradycją zostanie, że wieści o kolejnym dziecku przekazuję telefonicznie. 

Podczas Wielkoczwartkowego nabożeństwa w Kościele - zapominam o Twoim istnieniu. Podnoszę i trzymam na rękach Twojego niemałego już przecież brata i dopiero Tata zwraca mi uwagę, że przecież nie powinnam dźwigać i muszę szczególnie na siebie uważać w tych pierwszych tygodniach. Modlę się za Ciebie, za Twoje istnienie...

Podczas Świąt przeszukuję internet w poszukiwaniu nowego lekarza prowadzącego. Wiem, gdzie chciałabym, żebyś przyszedł na świat, więc szukam specjalisty, który spokojnie nas przez te niecałe już 40 tygodni doprowadzi do szczęśliwego rozwiązania. Robię rozeznanie wśród bliskich mi kobiet-Mam, porównuję z opiniami w internecie i umawiam się na pierwszą wizytę. 
Zaraz po Świętach - lekarz potwierdza wszelkie symptomy mojego organizmu - "piękna ciąża, 6 tygodni", słyszę pierwsze bicie Twego serca, dostaję listę badań do wykonania, trzecią już w swoim życiu kartę ciąży. I wracam do domu z postanowieniem zmiany lekarza. Ten nie spełnił moich oczekiwań, zbyt szybko, bez większego zainteresowania, nie poczułam tej przysłowiowej "chemii" i zaczęłam kolejne poszukiwania. Tym razem padło na młodego lekarza-mężczyznę, którego już sam widok wzbudził moją sympatię. Uśmiechnięty, rzeczowy, poświęcając pacjentce tyle czasu, ile potrzebuje bez poczucia pośpiechu. Z pełnym przekonaniem wyrzuciłam "starą" kartę ciąży, na rzecz nowej i wyszłam z przekonaniem, że dobrze nam się będzie razem współpracowało przez następne miesiące.

Synu, mam nadzieje, że w najbliższych dniach dopiszę dalszą część tej historii, naszej historii. Moje plecy potrzebują odpoczynku na lewym boku, a trzymanie laptopa na kolanach i pisanie skutecznie to uniemożliwia. Tata od godziny śpi, Twoje rodzeństwo od dwóch, teraz czas na mnie i na Ciebie!