2015-12-11

Dzieciarnio,  (bo tak żartobliwie Was czasami nazywam, co bardzo się Marceli podoba i często prosi: Mamo zawołaj swoją Dzieciarnię),

za każdym razem, gdy publikuję kolejny wpis dla Was, o Was, o nas, obiecuję sobie, że to już ostatni raz taka długa przerwa, że będę pisać częściej, po to by samej pamiętać kiedyś więcej, by nie mieć problemu z napisaniem tego wszystkiego, co chciałabym napisać. A potem mija dzień, tydzień, miesiąc, dwa...

W październiku, kiedy to ostatni raz pisałam dla Was, kolejny wpis planowałam na wieczór 20go, bo tego właśnie dnia po raz pierwszy doświadczyłam takich emocji. Zobaczyłam Ciebie Marcelko pośród innych dzieci, przebraną za marchewkę, śpiewającą wspólnie z innymi piosenki, których kompletnie nie pamiętam, za to bardzo dobrze pamiętam recytowany przez Ciebie wierszyk: "wpadła gruszka do fartuszka...". Oczy mi się zeszkliły, gdy tylko przekroczyłam próg przedszkola i dojrzałam w sali stojącą Ciebie, i co chwila podczas przedstawienia zachodziły łzami, gdy uświadamiałam sobie, że jesteś już taka duża, mądra i przeurocza. Od tego dnia - oficjalnie przedszkolak, a ja dumna Mama. Czy kiedykolwiek takie uroczystości będą wzruszały mnie mniej? W przyszły piątek - kolejna. Wspólne z rodzicami kolędowanie, którego nie mogę się już doczekać, a urywkami świątecznych piosenek raczysz mnie ciągle w domu. "W koło choinki, w koło choinki...", "Przyszedł Pan, w kolebusi[...], obok swojej mamusi". 

Październikowe popołudnie, które tak dobrze pamiętam, a w kalendarzu już za moment połowa grudnia. W domu świąteczną atmosferę rozpoczął adwent, o którego istnieniu przypomina nam codziennie otwierana po śniadaniu jedna paczuszka.(zdrobniale, bo to rzeczywiście są paczuszki, - naklejki, kolorowanki, słodkości - drobnostki, które nie miały nadwyrężyć domowego budżetu, a mimo to - wywołać szeroki uśmiech na Waszych twarzach). Tata gałąź przywiózł z lasu, zamontował na ścianie, Mama paczki popakowała w szary papier, ponaklejała gwiazdy z numerami, poozdabiała drewnianymi reniferami i choinkami, i za pomocą sznurka na gałęzi wszystko powiesiła. W ten sposób powstał nasz prywatny kalendarz adwentowy, którego przygotowanie zajęło mi kilka wieczorów, dało mnóstwo radości, a teraz cieszy oko, bo jest jednocześnie fajną dekoracją świąteczną w naszych salonie. Piątego grudnia cały dom wypełnił zapach pieczonych pierników. Lukrowaliście, posypywaliście, przyklejaliście srebrne kuleczki, wyjadaliście posypki rękoma, zlizywaliście przesłodki lukier ze świeżo upieczonych, jeszcze ciepłych pierników, kilkanaście zjedliśmy od razu, kilka ponadgryzaliście, Tata kilka razy zamiatał, bo kolorowe kuleczki, czekoladowe wiórki roznosiliście po całym domu. A teraz czekamy, aż zamknięte w zielonym pudełku po klockach Lego pierniki zmiękną i będziemy się nimi zajadać w czasie świąt. Wieczorem wspólnie przygotowaliśmy posiłek dla Świętego Mikołaja - ciepłe mleko w żółtym kubku, kilka pierników w misce, "Mamo, i marchewka dla reniferów". "Mamo, a my mamy w domu komin? To jak Mikołaj do nas wejdzie?" I jakież zdziwienie było rano, nie prezentami, a faktem, że nie ma żółtego kubka po mleku...A Mikołaj - kulturalny facet, wypił, zmył i odstawił na szafkę. A Mama...? No cóż, gapa. Zdarza się każdemu. :)
I choć otrzymaliście prezenty, to największą radość sprawiły Wam żelki (zjadane na prawdę od święta), miska popcornu i bajka o świętym Mikołaju, wspólny spacer po Starym Mieście, biegi wokół pełnej światełek choinki, możliwość wejścia do ogromnej, świecącej się bombki i gorąca czekolada z bitą śmietaną w kawiarni. Dobry, wspólny czas. I mąż się tak uroczo uśmiechał w tym świątecznym blasku. 
Salon mamy już w połowie udekorowany, w Waszym pokoju palą się choinkowe lampki, które szczególnie Marcelce sprawiają mnóstwo radości i codziennie zasypiamy, czytając książki przy ich ciepłym świetle. A jeszcze z kalendarzowych zadań czeka nas Dzień Kolęd, czytanie biblijnych powieści o Narodzinach Pana Jezusa i oczywiście ubieranie choinki - chociaż na razie trudno jest mi sobie wyobrazić STOJĄCĄ choinkę, na której WISZĄ bombki, łańcuchy i kolorowe ozdoby , i jakoś nie widzę Karolka, który tylko oczami spogląda na te wszystkie świecidła, a srebrnymi koralikami nie obwiesza całego siebie. 
Ale to wszystko ma swój urok. Najpiękniejszy przecież czas w roku. 

W drugiej połowie listopada, przez dwa tygodnie po osiem godzin dziennie uczestniczyłam w kursie. Czas się w końcu przekwalifikować, pomyśleć o swoim udziale w domowym budżecie i rozwoju siebie. I wiecie, ten ośmiogodzinny system szkolenia, kiedy to wychodziłam rano na przystanek, popołudniu traciłam mnóstwo czasu na powrót autobusem do domu, uświadomił mi, jak mam dobrze będąc z Wami w domu. I jak podziwiam te Mamy, które poza obowiązkami związanymi z dziećmi i domem, mają również pracę zawodową. Miałam wrażenie, że nie mam czasu kompletnie na nic. Kiedy wracałam - była już prawie 17. Czyli niewiele ponad trzy godziny czasu z Wami. Czasu na to, by zjeść obiad, pobawić się, porozmawiać, dowiedzieć, co działo się w przedszkolu, wykąpać, poczytać przed zaśnięciem. A, gdy w domu panowała zupełna cisza, zabierałam się za szykowanie Wam obiadu/zupy na następny dzień, ogarniałam pranie i porządki "po swojemu". Nic nie czytałam, nic nie oglądałam, bo zwyczajnie nie miałam czasu i jednocześnie starałam się chodzić wcześniej, niż zazwyczaj spać. 

Było mi zdecydowanie za mało Was. Jesteście moim priorytetem i chociaż wiem, że zarówno praca zawodowa, rozwój osobisty są niezmiernie ważne w życiu każdego człowieka, ja chcę - póki mogę być jeszcze z Wami. I myślę, spoglądam w przyszłość i zastanawiam się, w którym kierunku pójść - by z Wami być jak najdłużej. W książce, którą podkradłam Tacie "Everest - na pewną śmierć", przeczytałam o tym, jakie myśli towarzyszyły człowiekowi, który był przekonany, że za chwilę umrze i nie wiedział jeszcze o tym, że od losu otrzyma jeszcze jedną szansę - drugie życie. "Może wasze myśli będą inne, ale mogę was zapewnić, że nie będziecie się skupiać na swoich sukcesach ani na materialnych aspektach życia". Dlatego jestem. I chciałabym byście i Wy w przyszłości dokonywali wyborów kierując się tym, co podpowiada Wam serce. Nie idźcie ślepo za innymi, nie dajcie sobie wmówić, że Wasz wybór jest gorszy. Kierujcie swoim życiem, tak jak Wy chcecie. A wtedy będziecie zwyczajnie, po ludzki szczęśliwi!

Z grudniowymi pozdrowieniami,
Wasza Mama. 








2015-10-19

Loleczku o łobuzerskim uśmiechu,

ostatnio, kiedy pisałam o Tobie (w maju !!) byłeś chodzącym przy meblach niemowlakiem. A teraz masz ponad 16 miesięcy i jak powiedziała ostatnio Ciocia Kamila - można się już z Tobą dogadać. Choć nie wiele mówisz, to wszystko gestem potrafisz wytłumaczyć. Rozbraja mnie Twoje " Mamo, mamo, mamo", kiedy przybiegasz do kuchni i palcem pokazujesz, gdzie mam iść i czego potrzebujesz. Często wołasz mnie do wspólnej zabawy, wskazując na książki albo klocki. Wybierasz kilka, usadawiasz się na moich kolanach i rozpoczynamy przygodę ze światem bajek, rymowanek i wyliczanek. A jeszcze niedawno śmieliśmy się z Tatą, że nie wyrażasz zbyt dużego zainteresowania literaturą dla najmłodszych, a tu proszę - jedna z ulubionych rozrywek. Może poza sportem, zamiłowanie do czytania jednak odziedziczysz po mnie.
Z przyjemnością obserwuję Twój rozwój, który dzięki obecności starszej Siostry przebiega szybciej, jak to chyba ma miejsce w większości takich przypadków. Patrzysz na Marcelkę i naśladujesz ją we wszystkim. Jeśli Ona tańczy w salonie, Ty po chwili dołączasz do niej i podnosząc jedną rękę do góry kręcisz piruety. Jeśli Ona buduje z Lego, co oboje uwielbiacie, Ty towarzyszysz Jej w budowaniu domów z tarasami i bijesz sobie brawo za każdym razem, gdy uda Ci się dobrze połączyć ze sobą klocki. Albo rozłączasz elementy żółtej kopary i co chwili przybiegasz do mnie ze swoim słynnym "o o o o  o o" i w ten sposób każesz sobie naprawiać pojazd. Twoje "oooo" wyraża wszystko.  Że coś zmajstrowałeś, że wylałeś wodę z kubka, że masz coś w rękach, że znalazłeś śmieci i koniecznie muszę Ci otworzyć kosz, bo uwielbiasz robić porządki, że chcesz się napić, bo akurat pije też Twoja siostra, że chcesz Taty samochód (pilnie strzeżony na półce, do której nie dosięgacie). Jeśli Marcelka gotuje zupy (a w Jej menu są i lalkowe i, kwiatowe, i samochodowe), Ty obok mieszasz łyżką w kubku, nalewasz z dzbanka i patrząc na swoją "Mistrzynię" serwujesz mi kawę z różowej filiżanki. Jeśli Twoja starsza Siostra bawi się w bycie Mamą, Ty bierzesz misia, wkładasz go do kołyski i po chwili przykładasz mu do buzi zieloną butelkę z mlekiem. I bardzo cieszy mnie Twoje wczesne zaangażowanie w zabawy polegające na naśladowaniu dorosłych, dostęp do zabawek (których Melka w Twoim wieku jeszcze nie posiadała), a najbardziej sam fakt posiadania takiej życiowej Mentorki. 

Od 1 października coraz częściej sygnalizujesz potrzeby fizjologiczne, a konkretnie jedyneczkę. Łapiesz się za pieluszkę i na słowa biegniemy do łazienki, stajesz pod jej drzwiami, siadasz na nakładce sedesowej i w asyście naszych braw robisz to, co należy. Duma Synku! A nagrodą jest oczywiście spłukanie wody - kto by pomyślał, że jeden przycisk i odgłos lecącego strumienia wody mogą dać Dziecku tyle frajdy. 

Jesz samodzielnie. Pomagam Ci tylko przy zupach, bo to jedyny posiłek, który wymaga Twojego zabawiania. A, że za warzywami nie przepadasz, to chociaż bawiąc się, czy czytając jestem w stanie Ci ich trochę przemycić. Uwielbiasz owoce, mógłbyś je jeść w kilogramach. Jabłka, czy gruszki - jak Siostra - w garści, w całości. I suszone, każdy rodzaj. Na obiad najlepiej mięso. Kotlet, pulpet - nie ważne. Tych drugich potrafisz zjeść i trzy na raz. Kiedy robię makaron Ty wyjadasz Marceli wędzony boczek, a Ona Tobie kluski. Typowy mężczyzna. Zupełnie jak Tata. I wszelkie słodycze, przekąski, których ilości pilnuję i (niestety według Was) skrupulatnie wyliczam - może dlatego tak reagujecie, gdy je na naszym, bądź gościnnym stole widzicie.

Zasypiasz samodzielnie. W ciągu dnia Twoje marudzenie i płacz w okolicach południa oznaką, że Twój organizm potrzebuje odpoczynku. Idziemy wtedy na sypialnię i w swoim łóżeczku rozpoczynasz zabawę. Przekręcasz się we wszystkich kierunkach świata miliony razy, wstajesz i z powrotem się kładziesz setki, wychodzisz i wchodzisz kilkadziesiąt. Zaczepiasz mnie przez szczeble, specjalnie wylewasz wodę ze swojej butelki i pokazujesz mi, że masz mokre prześcieradło/ubranie/poduszkę. Bawisz się w wyrzucanie wszystkiego, co aktualnie leży z Tobą w łóżku, ściągasz skarpety i każesz je sobie nakładać. Wymęczony (i ja też) po niespełna godzinie zasypiasz i potrafisz spać kolejne trzy. A wieczorne Twoje rytuały zależą od stopnia intensywności zabaw w ciągu dnia. Czasami zasypiasz pijąc mleko z butli, a czasem mamy powtórkę z południowej rozrywki. Ale tą ogląda już Tata.Usypiasz na brzuchu, z rękoma podłożonymi pod siebie. W takiej samej pozycji układasz się też wtedy, gdy jesteś usypiany w naszych ramionach. Często widać, że jest Ci zwyczajnie nie wygodnie i palcem wskazujesz na łóżeczko i każesz się do niego odłożyć. Na przespane noce nadal czekamy, bo jedna butla nocnego mleka to Twoje minimum. Najczęściej są dwie, głód sygnalizujesz głośnym płaczem, a po ich wypiciu zasypiasz momentalnie.

Jesteś niesamowicie charakterny. Nerwus i niecierpliwość w niespełna 11 kilogramowym ciele. Kilkanaście razy dziennie myjesz zęby. Za każdym razem, kiedy myje ktoś z nas i wtedy, gdy wejdziesz do łazienki i spojrzysz na pastę, bo szczoteczka rzadko kiedy znajduje się na swoim miejscu. Rzucasz ją tam, gdzie popadnie i krzyczysz wniebogłosy, bo czekasz na umycie zębów, a my biegamy po mieszkaniu i szukamy jej w przeróżnych dziwnych miejscach. Aktualnie leży chyba na mikrofalówce.
Uwielbiasz wspinać się na stół i wypijać wszystko ze stojących na nim kubkach, ewentualnie maczać w nich ręce. Ściąganie Cię z krzeseł kończy się awanturą, płaczem i obrażony wybiegasz z pokoju, bądź pokładasz się na podłodze. To dla nas nowość. Marcela nie reagowała w ten sposób, a Twoje wybieganie z płaczem z pomieszczenia lub krzyki z głową przy panelach to codzienny widok na większość naszych stanowczych NIE. Ściągasz zaczepione na żabkach zasłony i firanę w sypialni, nie reagując zupełnie na nasze KAROL NIE WOLNO. Zdjęty z łóżka = płacz. Wyciągasz sobie plastikowe miski z kuchennej szafki i stając na nich chcesz wspinać się na blat. Wchodzisz na nocnik, a z niego próbujesz wejść do wanny. Otwierasz drzwiczki bębna pralki i albo próbujesz cały się w nim zmieścić, albo wchodzisz do niego stopami, a rękoma ściągasz rzeczy stojące na pralce. Schowałeś się za zasłoną i zrywałeś tapetę, wychlapałeś się wodą z sedesu tak, że miałeś mokrą głowę i ubranie do przebrania. A w takich zabawach, których to Ty jesteś zdecydowanym prowodyrem - chętnie towarzyszy Ci i Twoja Siostra, która sama na takie pomysły nie wpada, a jeśli wpada, to ich nie realizuje. Ale wystarczy Jej jeden impuls z Twojej strony i masz wiernego towarzysza.

I już  - na szczęście - coraz rzadziej zdarzają Ci się awantury przy jedzeniu. Potrafiłeś rzucić talerzem z pełną zawartością (refleks Mamy - niezawodny), kubkiem, czy widelcem nie przejmując się, że trafiasz komuś prosto w talerz/rękę/głowę. Oczywiście przy tym krzyk taki, jakby Was było przynajmniej dziecięciu i nasze próżne domysły, o co Ci tak na prawdę Loleczku chodzi. Często podczas posiłku kilka razy życzysz sobie, żeby dolewać Ci wody/soku do butelki i cóż z tego, że butelka jest pełna i dopełniona dosłownie minutę wcześniej. Więc wstaję, biorę dzbanek i udaję naśladując głos lejącej się wody (coś na kształt "psssssss") i podaję Tobie, widząc Twoją zadowoloną minę i ciesząc się, że mam kolejną minutę spokoju. Nie dolanie wody = płacz. Swój posiłek kończysz podając mi widelec i odkładając talerz ze swojego blatu na stół. Kręcisz głową, ściągasz śliniak i wskazując na zapięcie w krzesełku oznajmiasz, że więcej już jadł nie będziesz i trzeba Cię wyciągnąć.

Uwielbiasz kąpiele. Woda lecąca Ci po oczach i wlewająca się do uszu nie robi na Tobie najmniejszego wrażenia. Podczas kąpieli najlepsze są dwie zabawy. Picie wody z plastikowych kubeczków albo zanurzanie głowy i wypijanie prosto z wanny. A druga to ciągłe odkręcanie wody i rozchlapywanie jej poprzez przystawianie dłoni pod sam kran. Gdy przytrzymuję go ręką, tak żebyś nie mógł go wciąż odkręcać - próbujesz mnie gryźć albo szczypać ze złości.
Tak - gryzienie i szczypanie to Twoje metody obrony przed Marcelką i reakcja natychmiastowa, gdy coś idzie nie po Twojej myśli. Gdy Marcela ściska Cię za mocno, przytula wtedy, gdy nie masz na to ochoty, wyrywa zabawkę w zabawie, prowadzi za rękę (bo aktualnie bawi się w przedszkole) - gryziesz w tą część ciała, która jest najbliżej albo szczypiesz - najczęściej za twarz. Twoja Siostra chodziła już z siniakiem na poliku, który zrobiły Twoje bialuśkie zęby, obecnie ma czerwony ślad tuż nad łopatką. Mnie gryziesz w nogi i ramiona, ale traktujesz to jako zabawę, szczypiesz w twarz, gdy jestem tuż obok, a Ci czegoś zabroniłam, zabrałam z miejsca, w którym chciałeś być, a nie powinieneś.

Mimo Twojego płaczu, którym czasem się zanosisz, a którego zrozumieć nie potrafimy (wieczór. kolacja. kasza manna, którą lubisz. wkładamy Cię do krzesełka - płacz, wyjmujemy - jeszcze większy), po całym dniu mając z Tatą po prostu dość i pragnąc ciszy absolutnej - jesteś najsłodszym chłopcem, jakiego znam. Rozbrajasz niebieskimi oczami, którymi wszyscy się zachwycają. Szelmowskim uśmiechem czarujesz Panie w aptece i kasjerki w supermarketach, podczas codziennych zakupów. Kiwasz głową do sąsiadów, gdy słyszysz moje wypowiadanie w ich stronę dzień dobry. Wyciągasz rękę i witasz się z tymi, którzy pierwsi wykonają taki gest w Twoją stronę. Zaskarbiasz sympatię właścicieli czworonogów, bo nie boisz się żadnych zwierząt, a na widok psów wprost szalejesz. Biegniesz, głaszczesz, wystawiasz buzię do całowania, przytulasz się i próbujesz na nie wsiadać, jeśli gabarytowo Ci odpowiadają.
Uwielbiam obserwować, gdy kładziesz głowę na klatce piersiowej Taty, zerkasz Mu w oczy i całujesz w policzki. Rozczulasz mnie, gdy co kilka chwil przybiegasz i  przytulasz się do mojej nogi. Patrzysz w oczy i mówisz Mamo Mamo, a gdy bawimy się na dywanie, podchodzisz z tyłu i głowę kładziesz na moich plecach. I zapamiętam wieczór, w którym po codziennych całusach i życzeniu Ci dobrej nocy, poszłam czytać książkę Marcelce, Tata zabrał Cię na sypialnię, a Ty po chwili cichutko wszedłeś do Waszego pokoju i obdarowałeś mnie jeszcze jednym buziakiem. Ot tak. Z samego z siebie. Z ogromnego serca.

Mamy Chłopak. Syn. Najlepszy. Kosmiczne emocje. I Twoje i Nasze.
A ileż radości dzięki Tobie.

2015-10-09

Moje Anioły,

właśnie teraz kiedy zaparzyłam sobie pokrzywę, włączyłam małą lampkę, okryłam Was kołdrami i sama zawinęłam się w zielony koc, by wsłuchując się w głos ciszy napisać do Was i o Was - mój komputer postanowił, że się nie włączy. Ktoś, kto nade mną czuwa daje mi znak, że mam się położyć wcześniej i dać gonitwie myśli odpocząć. Po zapaleniu górnych dróg oddechowych i krtani, szkarlatynie oraz reakcji uczuleniowej na antybiotyk w postaci zsypanego całego starszego ciałka. Po całych dniach spędzanych z Waszą dwójką i nocnych rachunkach sumienia w dresie na świeżym powietrzu powinnam położyć się wcześniej niż o północy, pamiętając, że pobudka czeka mnie zapewne tuż po szóstej. U Was pojęcie weekend oznacza jedynie dni wolne od przedszkola. Tak - położę się. 
Dobrze, że jest Ktoś kto nade mną czuwa. 

2015-09-23

Najdroższe Anioły,

śpicie razem na sypialni, a ja z maską na włosach, po ogarnięciu naszej rzeczywistości, w ciszy wypełniającej mieszkanie siadłam, by spisywać wydarzenia ostatnich dni, tygodni, miesięcy...Jestem tu coraz rzadziej, bo codzienność z Wami pochłania mnie na tyle, że w ciągu dnia nie jestem w stanie wygospodarować czasu na spokojne zebranie myśli, a wieczorami brakuje mi po prostu sił. I dziś, kiedy wreszcie postanowiłam oddać się przyjemnej czynności pisania do Was - klawiatura komputera zaczyna szwankować i nie wiem, na jak długo starczy mi do niej cierpliwości. Nie zdziwcie się, gdy zdanie urwie się w połowie. Będzie to oznaczało, że moje pokłady wyżej wymienionej cechy ( której mi w życiu brak) właśnie się wyczerpały. 

Melciu moja,

przedszkolaku, z którego jestem niesamowicie dumna! Po pierwszym tygodniu września, pełnym emocji, bolesnych dla nas obu rozstań, Twoich łez i moich wieczornych, zastanawianiu się nad sensownością wysyłania trzylatka do przedszkola, podjęliśmy z Tatą decyzję najlepszą z możliwych. Zmieniliśmy Ci grupę, w której masz swoją podwórkową przyjaciółkę i dzieci w Twoim wieku oraz starsze. Dwa dni, które spędziłaś w towarzystwie rówieśników i dzieci młodszych (nawet o prawie rok) - jeszcze niemówiących i ze smoczkami dość skutecznie zniechęciły Cię do przedszkola. Pozytywne nastawienie, które budowaliśmy w Tobie przez kilka miesięcy, podekscytowanie pierwszym dniem (bez łez) padło po czterech godzinach pobytu wśród nieustannie płaczących dzieci. Nie zapomnę wyrazu Twojej twarzy, gdy odbierałam Cię zaraz po obiedzie, a Ty zapłakana leżałaś na leżaczku. Zaczęłam się zastanawiać, po co to wszystko, skoro jestem w domu i możesz być tu, gdzie czujesz się najlepiej. Jakim kosztem?! Nerwami obu stron. Łzami i tęsknotą? Trzeciego dnia odpuściliśmy, bo nie byliśmy w stanie Cię ubrać. Moglibyśmy, ale na siłę Cię przytrzymując, a to chyba nie o to chodzi. Czwartego zmieniliśmy Ci grupę. Potem przyszedł czas tygodniowego przeziębienia i próby odbudowywania dobrego wizerunku przedszkola w Twoich oczach. Przez cztery pierwsze dni dom opuszczałaś ze smutkiem na twarzy, a przedszkolne drzwi witałaś łzami i wtulaniem się we mnie. Piątego  - wyszłaś z uśmiechem, a po weekendzie - w poniedziałek rano "Karolek, Ty wiesz, że ja dziś idę do przedszkola" wypowiedziałaś z wielką radością. I od tego dnia jest bardzo dobrze. Wychodzisz zadowolona, śpiewasz nowe piosenki (po angielsku też), uczysz mnie wierszyka, opowiadasz o stworzeniu świata przez Boga i pytasz, jak się bawi w Jezusa(??). Po powrocie do domu bawisz się w... przedszkole oczywiście. Ale w mojej ocenie jesteś niezwykle krzyczącą i surową nauczycielką. Potrafisz nawet zamknąć w sali swoje "dzieci", po to, żeby pójść sobie na zakupy. Mówi się, że Dzieci naśladują zachowania dorosłych, ale gdy pytam, czy Panie w przedszkolu też tak odnoszą się do Dzieci, na szczęście odpowiadasz, że są miłe i nikt nie podnosi głosu. 

I wreszcie opuścił mnie skurcz żołądka, który towarzyszył mi codziennie od początku września. Przychodził wieczorem, a znikał na kilka godzin, gdy miałam Cię obok siebie. Te dwa dni w pierwszym tygodniu psychicznie były bardzo trudne do zniesienia. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca w domu, przez  dwie godziny przemeblowywałam Wasz pokój, zerkając co chwila na zegarek i zastanawiając się, co właśnie robisz.  W obcym miejscu. Z obcymi ludźmi, z porządkiem dnia znanym tylko z opowieści, z zasadami, które w domu nie obowiązują. 
I choć początkowo od myślenia o tym wszystkim dosłownie pękała mi głowa, tak dzisiaj po tych kilku dniach wiem, że to była dobra decyzja. I nie traktuję tego w kategoriach, żeby mi było lżej, bo jak do tej pory wcale nie jest (I co, z jednym lżej no nie?), tylko żeby Tobie było lepiej. Rozwijasz się społecznie przez kontakt z rówieśnikami, plastycznie, muzycznie i ruchowo. Masz zapewnioną naukę religii i angielskiego, a i rozstania nam dobrze służą. Popołudnia - nasz wspólny czas chcę wykorzystywać jak najlepiej. Nie na sprzątaniu, nie na gotowaniu, ale na budowaniu fajnych wspomnień. Wspólnie z Wami. Wychodzisz z uśmiechem. Wracasz z uśmiechem. Jest tak, jak chciałam, żeby było. 

O Tobie Córeczko mogłabym pisać godzinami, tworzyć powieści o Twoim logicznym myśleniu, sprytnym kombinowaniu.

[Po zjedzeniu czekoladki]
Mamo, mogę jeszcze?
Nie, zjadłaś jedną i wystarczy.
Ale dla lalki, ona by bardzo chciała.

[Podczas wspólnego Waszego usypiania, gdy siedzę między łóżkami, a nie leżę koło Ciebie - jak zazwyczaj]
Połóż się Mamo, musisz dużo odpoczywać. 

[Dialog z Ciocią]
Marcelka, zajmujesz się trochę Karolkiem?
(Po krótkim milczeniu)Teraz zajmuję się makaronem.

[Po pierwszych dniach w przedszkolu]
Dobrze mi w domku z Mamą. Chcę być cały dzień w domu.
Pani mówiła, że jutro jest niedziela i nie musimy przychodzić do przedszkola. 

Karolek, jestem z Ciebie na prawdę dumna, że mi tak zabawki pomogłeś posprzątać.

Macie ze sobą już na prawdę bardzo fajną relację. Wiesz, że jesteś starsza i racji tego, chcesz Karolowi pomagać w wielu czynnościach często Mu przy tym powtarzając. Bo ja Karol, jestem starsza. Po spacerze zdejmujesz Mu bluzę i buty, w wannie myjesz i spłukujesz prysznicem. Coraz częściej wołasz do wspólnej zabawy, choć i tak ulubioną jest śpiewanie (czyli krzyczenie, kto głośniej) podczas jedzenia i granie w chowanego. A kryjówka za zasłoną - nieśmiertelna.
Ale jak to chyba w każdym rodzeństwie bywa, szczególnie tym dzielącym pokój i zabawki - nie ma dnia bez krzyków, kłótni i potoku łez. Karol jest coraz silniejszy i starszy, a co za tym idzie - bardziej świadomy. Potrafi walczyć o swoje - zabawki i miejsce na moim kolanie. Przepychacie się, gryziecie,a po chwili już o tym nie pamiętacie. A ja za to pamiętam, jak Karol kładzie głowę na Twoim kolanie i tuli się do Ciebie, gdy wstajesz z drzemki. I pamiętam, jak mówisz Tacie rozczulającym głosem: zobacz, On jest taki malutki i biedniutki. I widzę, jak po kilku godzinach spędzonych bez siebie obcałowujesz Karola, gdy razem przychodzimy po Ciebie. 

Jesteś moją najukochańszą Córką. A te kilka godzin codziennie bez Ciebie pokazało mi, jak bardzo jesteśmy ze sobą związane. Nie przypuszczałam, że będę aż tak tęsknić i codziennie z niecierpliwością czekać na moment przytulenia po przedszkolnej zabawie. 

Kończę Maleńka. Lecę czuwać obok Twojego ciepłego ciałka! 

2015-08-31

Marcelko,

miał być długi wpis o Was, o Nas, letnim kończącym się czasie, Waszym rozwoju i relacjach. Twoich bystrych odpowiedziach i zaskakujących pytaniach, inteligentnych dialogach i o mądrym wyjaśnianiu świata. Ale o tym kiedy indziej, w porę bardziej deszczową, bo dziś - kolejny już dzień - żegnamy wakacje i na dobre rozstać się z nimi nie możemy.

Przed jutrzejszych dniem we mnie moc emocji, jaka nie towarzyszyła mi chyba nigdy dotąd przed pierwszym września. W Tobie - radość i podekscytowanie. Nie możesz doczekać się, kiedy wreszcie pójdziesz do przedszkola. Myślę, że jesteś gotowa. Przygotowywanie Ciebie to był cały proces, nauka samodzielności i zaradności od pierwszych miesięcy. Wiesz, co się wydarzy jutro, jak wygląda typowy dzień przedszkolaka, kiedy po Ciebie wrócę. Wiesz, że może przyjść moment, że zrobi Ci się smutno i zatęsknisz za domem (chociaż Ty twierdzisz, że nie będziesz w ogóle smutna), wiesz, że inne dzieci mogą płakać ( jak zobaczę, że ktoś siedzi w kąciku i płacze, to podejdę i powiem - nie smuć się, mama po Ciebie przyjdzie, w przedszkolu przecież jest fajnie, choć się pobawimy). Radość i duma, że jesteś na prawdę mądrą dziewczynką. Wiem, że to Twój właściwy moment. Uwielbiasz towarzystwo i zabawy z rówieśnikami, prace plastyczne, które ze względu na młodszego brata mieliśmy ostatnio mocno ograniczone. Trudno jest się w pełni skupić na zabawie z Tobą, gdy nieustannie trzeba patrzeć na Karola, który wszystko Ci zabiera i wszystko zjada. 

A ja choć bardzo się cieszę razem z Tobą, Twoją radością ze zbliżającego się wielkiego dnia, to jest mi tak po ludzku smutno, bo wiem, że pewien etap jutro się kończy. Nasze długie poranki, śniadania w piżamach, tarasy i domy z Lego, pikniki na dywanie z "Czereśniową", powolne spacery i wspólne drzemki. Smutno, bo rośniesz tak szybko. Za szybko. Czas ucieka, ale wiem, że dobrze go wykorzystuję. Te trzy wspaniałe lata w domu z Tobą to dobrze spędzony czas. Bez poczucia, że coś tracę, a ze świadomością, że to najlepsze, co mogłam Tobie dać. Siebie.

Nie zmieniaj się Córeczko. Miej swoje zdanie i nie pędź ślepo za innymi. Słuchaj tylko mądrych rad, nie przejmuj się nieprzemyślanymi słowami rówieśników, czy nauczycieli. Bądź otwarta i ciekawa świata, z uśmiechem podchodź do ludzi, odważnie poznawaj świat. I pamiętaj, że w Najbliższych zawsze masz wsparcie. Bądź dzielna!

A Ty Matko nie płacz jutro! 

2015-08-18

Istoty moje,

po naszych wakacyjnych wojażach jesteśmy wreszcie u siebie. Wyjechaliśmy pod koniec czerwca i z niespełna tygodniową przerwą na pobyt w domu, przepakowanie walizek i zabranie wszystkich potrzebnych rzeczy na wyjazd nad morze, dopiero w sobotę wróciliśmy na dobre. To był piękny, letni, beztroski czas. I mimo trwających nadal ciepłych dni, już żałuję, że lato dobiega końca. A chłodniejsze wieczory i poranki ( Mamo, terakota na balkonie jest bardzo zimna) przypominają, że niebawem zacznie się wrzesień. Ale po kolei. Powspominajmy trochę.

18 lipca z samego rana dotarliśmy do Krynicy. Podróżowanie nocą z Wami to czysta przyjemność. Bo nawet jeśli nie śpicie, to w ciszy podziwiacie miasta przez okna samochodu. Kolorowe lampy przy warszawskich knajpach na Wiśle, pięknie oświetlony mosty, czy ciemność lasu na nieoświetlonych drogach. Obudziliście się, gdy koło ósmej dotarliśmy  na miejsce i parkując samochód przy naszym pensjonacie zobaczyliście morze. Piękne, błękitne, spokojne. I uwielbiam w Was - w Dzieciach to, że Wam mnóstwo miejsc, sytuacji, rzeczy odpowiada. Nie patrzycie na niedogodności, które nam w pierwszym dniu odebrały humory, a zachwycaliście się wszystkim. Mamo patrz, jaka śliczna umywalka. Jaka piękna kabina. Nie zwracaliście uwagi na nieposprzątany do końca nasz pokój, wystrój z czasów PRLu, brak kuchni w tym samym budynku. A ucieszył Was ogromny taras, po którym Karol z miotłą w ręku stawiał coraz więcej kroków, nie reagowaliście na odrapania, stare meble, wypadające ze stolika śruby, ułamane półki i wieszaki. I po dniu, i nam Wasz nastrój też się udzielił, a dzięki temu na prawdę mieliśmy się z czego pośmiać. Pod koniec pobytu Tata stwierdził, że nawet ten nasz "apartament" zaczął Mu się podobać! Trafiliśmy na fantastyczną pogodę, nie upały, które po kilku godzinach pobytu na plaży by nas zmęczyły, a ponad dwadzieścia stopni na termometrach umożliwiało całodzienne zabawy w wodzie i piachu. Rozbijaliśmy nasz obóz blisko morza i wykopywaliśmy Wam prywatny basen ze stałym dopływem morskiej wody. Chlapaliście się w nim przez cały dzień z przerwami na posiłki i odpoczynek w namiocie/wózku. Budowaliśmy zamki otoczone fosą, mosty z przepływającą pod nimi wodą, torty, ciasta i wszelkie babeczki ozdabiane muszlami i patykami. Graliśmy w piłkę, ganialiście się na czworaka po tej wieeeelkiej piaskownicy, chowaliśmy się przed wiatrem w namiocie i otuleni ręcznikami ogrzewaliśmy nasze ciała, robiliśmy piękne sesje zdjęciowe, oglądaliśmy zachód słońca, poszukiwaliśmy dzików, zajadaliśmy się goframi i po prostu cieszyliśmy się sobą. Ciocia Aneta, z której rodziną wspólnie spędzaliśmy te wakacje stwierdziła, że jesteśmy jacyś tacy spokojni, wypoczęci i wyluzowani. Chcieliście to jedliście, nie chcieliście to nie. Robicie to samodzielnie w domu, więc nie rozumiem, czemu w restauracjach mieliśmy Wam na to nie pozwalać. Tak, nawet roczny Karol je mnóstwo rzeczy sam, bo tak chce i już. Spaliście, gdy mieliście na to ochotę. Biegaliście na bosaka, brudząc się wszystkim, czym tylko można, Karol nie raz miał buzię pełną piachu, ale przed dwoma laty z Marcelką też to przerabialiśmy i jaka Dziewczyna nam wyrosła! Morze opuściliśmy w południe z górą nasmażonych placków, deszczem za oknem i przez przypadek zatrzymaliśmy się przy fajnym parku rozrywki. Marcelka po raz pierwszy jechała na kucyku, przepłynęliśmy się statkiem, powygłupialiśmy wspólnie na dmuchańcach i koło północy dotarliśmy do Dziadków. Szczęśliwi i zadowoleni. I choć z Dziećmi wakacje wyglądają zupełnie inaczej, bo nawet gazety nie zdarzyłam do końca przeczytać (morskie fale mi ją zalały) to umysł psychicznie bardzo wypoczął. I na zawsze pozostaną w sercu te momenty, gdy we trójkę przewracamy się na piachu, gdy oboje na mnie leżycie/siedzicie/skaczecie, a ja czuję, że jestem w takim momencie swojego życia, w którym być powinnam. Z Wami. Po prostu.

Dalszą część beztroskich wakacji spędziliśmy u Dziadków. Tym z Podlasia daliśmy możliwość odpoczynku w górach, a my przejęliśmy obowiązki nad całym domostwem. Miałam pomoc dzięki obecności piętnastoletniej Oli - córce mojego brata ciotecznego, która na całe szczęście uwielbia Dzieci. Kąpała Was po całodniowych zabawach na podwórku i bieganiu na bosaka, spacerowała i karmiła, jeśli tego chcieliście. Grała w chowanego i berka, kąpała się z Wami w basenie i po prostu - fajnie, że była. I jak to my Baby - popłakałyśmy się, gdy wyjeżdżała, bo dwutygodniowe wspólnie przebywanie i rozmowy bardzo nas do siebie zbliżyły.
Prawie 40 stopniowe upały sprawiły, że południa spędzaliśmy w domu budując z klocków, urządzając kino domowe, czy drzemiąc. Odżywaliście wieczorami na podwórku u sąsiadów. Skakaliśmy na trampolinie, wymyślając na niej przeróżne zabawy (berek, chowanego!), jeździliście na rowerach, bawiliśmy się w raz dwa trzy baba jaga patrzy. Niesamowicie dobry czas. Radość i spokój. A mi Wasze wakacje na Podlasiu będą kojarzyć się z melodyjką z czarnego BMW z tablicą rejestracyjną Marcelina, brudnymi stopami i kilogramami owoców. W przyszłym roku znów to powtórzymy!
Ostatni tydzień spędziliśmy na wsi u rodziców Waszego Taty, dając im możliwość lepszego poznania wnuków i nacieszenia się Wami. To czas, dzięki któremu bardziej oswoiliście się z wodą, bo patrząc na Ciebie Marcelko widzę ogromną zmianę. Od kurczowego trzymania się mnie za szyję na basenie w Hajnówce, po wbieganie bez naszego towarzystwa do wody sięgającej Ci klatki piersiowej podczas naszego jednodniowego wypadu do Stężycy, przez niechęć do wychodzenia ze stawu, w którym kąpaliśmy się podczas zachodu słońca, po ostatni pobyt na basenie, gdzie kładłaś się na wodę, podtrzymywania przeze mnie próbowałaś płynąć żabką, stawałaś mi na kolanach chcąc się z nich wybijać i coraz częściej nie przejmując się tym, gdy woda wpadała Ci do oczu i uszu.

A teraz od niedzieli wróciliśmy do naszego stałego rytmu dnia, który mimo domowych obowiązków i większego zmęczenia - bardzo lubię. Poranne spacery, zabawy na placu i lody w kawiarni z plastikowym domkiem, spotkania z sąsiadami i ich dziećmi, popołudniowe drzemki i moje wieczorne gotowanie.

Lato trwaj. Nie odchodź jeszcze. Daj się sobą nasycić. 

2015-07-16

Robaczki moje,

mam kilka minut dostępu do okupowanego przez Tatę komputera, brak weny na pakowanie, składanie i zastanawianie się, co może przydać nam się nad morzem -  a wyjeżdżamy już jutro w nocy - dlatego siadłam i piszę. Dopijam popołudniową kawę (nie wiem, jak mocną powinnam sobie zrobić, żeby zobaczyć jakikolwiek jej wpływ i nie zasnąć w przeciągu 5 minut od położenia głowy na poduszce), podjadam czereśnie i baletki z marmoladą. Nie mogę uwierzyć, że od zeszłorocznego naszego pobytu nad morzem minął już cały rok, bo pamiętam go, jakby to było dosłownie kilka dni temu. Pamiętam mnóstwo szczegółów, pięknych chwil i emocji nam towarzyszących. I z niecierpliwością czekam na ten tegoroczny. Na zmianę klimatu i wspólny tydzień bez komputera, pracy i presji codziennych obowiązków. W tamtym roku było pięknie, ale w tym wiem, że będzie jeszcze piękniej. Bycie z Wami sprawia mi przeogromną radość, szczególnie to, gdy nad głową "nie wiszą" codzienne obowiązki, a mogę leżeć i patrzeć na Was. Jak dziś, gdy przy porannej kawie siedzieliśmy z Tatą i obserwowaliśmy Wasze zabawy w salonie. Ganialiście się na czworaka po dywanie, a potem urządziliście bitwę na poduszki. Jak wczoraj - gdy podczas kąpieli wspólnie chlapaliście się wodą, Marcelka myła Karola, a potem delikatnie spłukiwała Go prysznicem. A potem wspólnie leżeliśmy w łóżku w sypialni i próbowałam Wam czytać książkę. Bezskutecznie, bo woleliście wspinać się na mnie i na siebie nawzajem. A potem Loluś ot tak, sam z siebie położył się na Marcelce i dał jej buziaka. Rozczulają mnie takie sytuacje. Widzę inność Waszych relacji. Bliskość i większe przywiązanie. Próby wspólnych zabaw. Wzajemną troskę - szczególnie ze strony starszej Siostry, która po kąpieli biegnie po skarpetki dla brata, żeby Mu zimno nie było, albo po zabawkę, gdy się uderzy/przewróci. I dumę, gdy woła: "Mamo, zobacz - Karol sam do Ciebie idzie". A takich momentów jest coraz więcej. Pierwsze samodzielnie postawione kilkanaście kroków. Duma i radość przeogromna. Akurat to nie ulega zmianie w przypadku kolejnego Dziecka, bo każde mniejsze i większe postępy w rozwoju cieszą tak samo mocno. I tak samo się ich wyczekuje. 

Patrzę na Was i widzę różnice w charakterach i usposobieniach. Karolku, jesteś niesamowitym nerwusem. Gdy sobie coś wypatrzysz będziesz wołał "to, to, to, to" dotąd, aż to dostaniesz, a jeśli Twój błagalny ton nie zrobi na nas wrażenia, zaczynasz płakać, pokładać się na ziemi, wyrzucać na podłogę (z ogromnym zdenerwowaniem) to, co akurat trzymasz w ręku. Jeśli przytrzymuję szufladę, bo nie chcę, żebyś ją otwierał / kran, żeby przez całą kąpiel nie leciała z niego woda muszę liczyć się z tym, że będziesz próbował mnie z całych sił odsunąć, potem zaczniesz gryźć/bić, by na końcu i tak rozpłakać się (chociaż tu bardziej pasuje rozedrzeć) na cały głos, często przy tym padasz na twarz dla wzmocnienia efektu swojego gniewu na Matkę. Gdy słyszysz moje "Karol, nie wolno", patrzysz na mnie i zaczynasz płakać. A ja przy tym widzę Twoją ogromną wrażliwość na to, co się do Ciebie mówi i jakim tonem to wypowiada. Jesteś niesamowicie ostrożny. Chodzisz, ale kilkanaście kroków to Twój dotychczasowy rekord. Wyznaczasz sobie cele i do nich zdążasz pewnym, za szybkim często krokiem. Ale musisz widzieć możliwość ( po pokonanych kilku(nastu) krokach) złapania się/przytrzymania czegokolwiek. Na podwórkowych i placowych terenach brakuje Ci jeszcze odwagi. Ale uwielbiasz chodzić trzymany za jedną rękę, a i ja z przyjemnością spaceruję tak z Tobą. 
No i jesteś niesamowitym przytulasem. Bawisz się pięknie, oglądasz książki, wkręcasz śruby, by po chwili przypomnieć sobie o istnieniu Matki, wdrapujesz się na kolana, kładziesz głowę na ramieniu, chwilę pozostajesz w takiej pozycji, by znów ruszyć do swoich zabaw. 

A z Ciebie Marcelko rośnie niesamowita kombinatorka. Uwielbiam Twój tok myślenia, próby walki o swoje i podchody, by osiągnąć to, czego chcesz.

Mamusiu, dziś będę bardzo grzeczna wieczorem. Czy włączysz mi bajeczkę.
Mam taki plan. Jak będzisz usypiała Karola, to ja wtedy obejrzę sobie Peppę.
(konspiracyjnym szeptem na placu zabaw) Mamo, muszę Ci coś powiedzieć. Chodźmy teraz szybciutko do sklepu i kupimy sobie gumy.
Taki mamy plan. Pójdziemy sobie dziś na spacer. I kupimy albo lizaczka, albo loda. Co Ty na to?
Zjadłam pięknie cały obiadek, to może zjemy teraz sobie lody.

Karol, to nie jest śmiechu warteK. (ja:) Co śmiechu? (Ty:) No warteK!
(karmisz Karola obiadem): Karol, otwórz buzię. Leci, leci samolocik do hangaru.
(podczas zabawy w sklep): To kosztuje pięć funtów.
(podczas zabaw z sąsiadką w Bielsku - gdy Jej towarzystwo już Ci przeszkadza) Babciu, chodź weźmiemy pilot i odprowadzimy już Patrycję. 

Jesteś bardzo rezolutną i samodzielną (za chwilę) trzylatką. Nie lubisz przegrywać, i złościsz się gdy coś idzie nie po Twojej myśli. Upartość i niecierpliwość masz po mnie. Orientację w terenie zdecydowanie po Tacie.

I wiem, że jestem najbliższą Ci osobą na świecie. Dobrze jest mieć córkę. Dobrze jest być Mamą Córki!


 

2015-06-20

To pierwszy taki wieczór od prawie miesiąca, gdy siadam i piszę. Tak długa przerwa nie jest spowodowana jedynie brakiem czasu i sił, a dostępem do jednego komputera, który codziennie zabierany jest przez Tatę do pracy, na wyjazdy, kiedy zostajemy sami i wieczorami, gdy milion meili, tabel i raportów do przeczytania...
 
Śpicie wszyscy. A ja popijam siemię lniane (naczytałam się o jego zdrowotnych działaniach, a lubię takie specyfiki i ich smak) i zastanawiam się, co powinnam o minionych tygodniach napisać.
 
Jestem z Wami całymi dniami. Z Wami i dla Was. Czerwcowe ciepłe dni sprawiły, że w domu bywamy bardzo krótko. Wracamy by się zdrzemnąć, zjeść jakiś konkretny posiłek i popołudniu wyruszyć na drugi spacer. Ciągłe wyjścia, weekendowe wyjazdy sprawiają, że Marcelka wstaje i planuje nam cały dzień, a gdy zajeżdzamy w jedno miejsce pyta, gdzie pojedziemy potem. Przebywanie w domu Was nudzi, szczególnie Marcelkę, która nie bardzo ma ochotę na rysowanie, lepienie, budowanie z klocków, a nieustannie dopytuje o plac zabaw i huśtawki. Tak, z tych ostatnich mogłaby nie schodzić. A ja uwielbiam nasze osiedle i klimat na nich panujący. Dzięki Wam poczułam się tutaj naprawdę u siebie. Gdy wchodzimy do Stokrotki, co chwila spotykam jakieś znajome twarze, rodziców, którzy Was zaczepiają i, których ja dzieci znam z imienia. Marcelka wkroczyła w etap zabaw z rówieśnikami i Mama na placu zabaw potrzebna jest jedynie do wspólnego pójścia pod drzewo w celu załatwienia potrzeby fizjologicznej i wyciągnięcia jakiejś przekąski z torby. Chyba najlepiej Córeczko dogadujesz się z Kaliną - swoją rówieśnicą, z którą we wrześniu spotkacie się też w przedszkolu. Siadacie pod ogrodzeniem placu i z plastikowych foremek, łopatek i grabi bawicie się w zespół. Zapytana o jego nazwę, odpowiadasz, że to "Instrumenty Dziewczyn". Budujecie, gracie w berka, w chowanego i zaczynacie czuć przynajeżność do jednej płci, nie pozwalając Wojtkowi bawić się z Wami, bo przecież "to jest pociąg dziewczyn, pociąg chłopców jest na tamtej ławce". Masz swoje lepsze i gorsze dni. Dni, w których nic Ci nie pasuje, podczas których krzyczysz bez powodu, domagasz się jedynie bajki i wszystko, co mówisz przybiera rozkazujący ton. Zaciskam wtedy zęby, podnoszę głos, wymyślam kary, bo nie pozwolę sobie, byś biła mnie w twarz i mam nadzieję, że takie zachowania będą pojawiały się jak najrzadziej. Dni, podczas których chodzisz za mną krok w krok, nie chcesz pobawić się nawet przez chwilę sama, a towarzysz mi we wszystkim. Nawet w toalecie. "Co robisz, siku, czy kupę? Już zrobiłaś? Mogę Ci podciągnąć majtki". Dni, w których, gdy tylko znikam z Twojego pola widzenia słyszę, co chwila: Mamo, przyjdź. Mamo, chodź. Mamo, zobacz! Dni, w których pytasz, a ja odpowiadam, ale moje odpowiedzi Ci się nie podobają i zamiast tego jest krzyk; w których gramy w piłkę, a gdy jej nie złapiesz to płaczesz, bo chciałaś złapać. Płaczesz, bo Ty chciałaś zakręcić kran. Płaczesz, bo Ty chciałaś sama nalać soku. Płaczesz, bo Ty chciałaś włączyć zmywarkę. Jeszcze, żebym została wczesniej poinformowana o Twoich zachciankach, to mogłabym je spełnić, a tak dowiaduję się o nich dopiero po fakcie i niestety jestem narażona na cokilkuminutowe wybuchy gniewu i buntu. I nucę sobie wtedy wraz z Kasią Nosowską "muszę to przespać, przeczekać, przeczekać trzeba mi..."
 
Jesteś niesamowicie rezolutna i mądra. Przed wyjazdem do Bielska, gdy zdenerwowałaś mnie tym,  że po raz kolejny przyciskałaś Karola tak, że płakał, powiedziałam Ci, że jest mi z tego powodu bardzo smutno. Z nadzieją w oku zapytałaś, czy pojedziemy do Babci, na co odrzekłam, że pojedziemy, chociaż w tym momencie wcale nie mam ochoty jechać razem z Tobą. A Ty z rozbrajającym uśmiechem zapytałaś mnie: "I co, zostaniesz sama w domu"? :)
 
A, gdy przez przypadek wysypałam na dywan Twoje kredki, usłyszałam od Ciebie: "Mamo, to teraz zapraszam do posprzątania kredek".  I usłyszałam sąmą siebie!
 
Karol, Ty nie pójdziesz. Jesteś zagorączkowany.
 
Trochę smaruję, trochę tak podjadam. ( podczas przyrządzania na drugie śniadanie kanapki z Nutellą)
 
Ja: Marcelka, czemu nie chciałaś myć się z Ciocią?
Marcelka: "Czemu, czemu, bo nie ma dżemu"!
 
 
I obserwując Ciebie wiem, że przedszkole bardzo dobrze Ci zrobi, uwielbiasz kontakt z dziećmi, podchodzisz do zupełnie obcych na placu i próbujesz zainteresować się tym, co robią i w jakiś sposób do nich dołączyć. Nawet do starszych chłopaków. W domu naśladujesz zachowania brata - chcesz być karmiona, jesz papier, bo i Karol wszystko pakuje do buzi, chodzisz na czworaka, bo tak jeszcze porusza się Twój młodszy brat. I ciągle dopytujesz, kiedy pójdziesz do przedszkola, z dumą chwalisz się innym, a przedszkole, do którego Cię zapisaliśmy już określasz mianem swojego.
 
Jesteś niesamowicie uparta, zawsze chcesz postawić na swoim. W domu, bo na placu, w kontakcie z dziećmi po chwili wytłumaczenia bez nerwów potrafisz odpuścić. Tata mówi, że w Tobie widzi mnie. Podobno jestem taka sama. Z jednej strony takie zachowania potrafią sprawić, że mam ochotę wystrzelić się w kosmos, z drugiej wierzę, że te cechy sprawią, że będziesz potrafiła odnaleźć się w każdej sytuacji i z determinacją będziesz osiągać cele i realizować swoje marzenia. Dasz sobie radę. Na pewno.
 
Karolku,
 
31 maja wyprawiliśmy w domu Twoje pierwsze urodziny. Niedzielny obiad rodzicom i chrzestnym w marynistycznych barwach, połączony ze wspólnym spacerem, placem zabaw, lodami i taką ilością jedzenia, że obdarowałam wszystkich wychodzących. A wieczorem, tuż po doprawadzeniu mieszkania do akceptowanego przeze mnie poziomu porządku przeglądałam w telefonie opcje spędzenia dnia następnego - Twojego pierwszego Dnia Dziecka.
 
I wiecie, chciałabym, żeby taki Dzień własnie pojawił się jako pierwszy we wspomnieniach Marcelki. Upalny dzień, temperatura w okolicach 30 stopni, a my w najlepsze bawiliśmy się od rana w Centrum Kultury. Poznawaliście pory roku, barwy, smaki i zapachy w nich dominujące. Fantastyczna sensoryczna zabawa zarówno dla trzylatki, jak i roczniaka. Później nieznany nam do tej pory plac zabaw, lody w McDonaldzie (ale ja nie chce do żadnego Donalda, ja chcę na lody), spacer w parku, moczenie nóg w fontannie i powrót do domu autobusem w godzinach szczytu. Zabawianie znudzonego Karola w wózku i Marcelka, która ze zmęczenia i gorąca usnęła mi na rękach. Wróciliśmy do domu na obiad, i choć ja byłam wyczerpana, Wam sił nie brakowało i pojechaliśmy na specjalny koncernt dedykowany dzieciom. W uroczym miejscu - w patio otoczonym zielenią, kolorowymi balonami i tarasowymi huśtawkami, na których bujaliście się razem do siebie przytuleni. Piękny Dzień. Piękni My!
 
Loleczku, w czwartek postawiłeś swój pierwszy samodzielny krok. Jesteś bardzo ostrożny. Gdy nie masz możliwości złapania się czegokolwiek nie chcesz iść, nawet nie próbujesz. Idziesz trzymany za dwie ręce, za jedną - bokiem, jak gdybyś szedł przy ścianie. Może w Bielsku będziesz chciał złapać koty, dogonić Sapera i zaczniesz biegać? Nauczyłeś się, że reagujemy na Twój krzyk, więc krzyczysz, gdy Marcelka Ci coś zabiera, krzyczysz, gdy do Ciebie podchodzi i nawet jeszcze nie zaczyna Ci nic robić. :) Krzyczysz, gdy zobaczysz, że Twoja Siostra ma w kubku picie, a Ty jeszcze nie dostałeś. Krzyczysz, gdy zabieram Ci słoik, który z przyzwyczajenia włożyłam do niezabezpieczonej szafki. Kczyczysz i próbujesz zabrać moją rękę, gdy przytrzymuję szufladę, żebyś jej nie otworzył. Krzyczysz, gdy nie masz widelca w ręku, a ja sama próbuje Cię karmić. Odwracasz wtedy głowę w drugą stronę i koniec końców, nawet potłuczone z masłem ziemniaki (ulubione Marceli) zjadasz rękoma ugniatając je dodatkowo przed włożeniem do buzi.
 
Widząc zwierzęta robisz swoje charakterystyczne gardłowe hyhyhyhyhy. A ze wszystkiego, co się rusza i tak najbardziej uwielbiasz wrony. Pokazujesz, jak się myjesz, jak się robi mniam mniam i gdzie masz uszy. Zapytany pod koniec  posiłku, czy chcesz jeszcze jeść, często kręcisz głową, że nie, po czym odstawiasz talerz na stół i sam zdejmujesz śliniak. Konkretnie!
 
Plac zabaw pokonujesz na czworaka, bo ani w wózku, ani tym bardziej na rękach nie sposób Cię utrzymać. Chętnie rozwalasz Marcelkowe babki i sam probujesz pierwsze stawiać.
 
Nadal nie jesz zup. Nie znosisz się ubierać i wychodzić z wanny, a pieluchę zmieniam Ci jedynie na stojąco.
 
Nadal miliony razy dziennie mówisz "Tata" i "Mama". Albo "to", gdy czegoś się domagasz, a powtarzane ciągniem "tatatatatata" oznacza, że aktualnie bawisz się jakimś samochodem. Uwielbiasz nasze buc i stukanie się głowami.
 
Coraz częściej usypiasz w łóżeczku sam albo gdy leżę obok na dużym łóżku. Masz w ciągu dnia jedną długą bądź dwie krótsze drzemki. W nocy budzisz się raz lub dwa.
 
I nie jesteście tak nauczeni, że każdy dzień ma wyglądać tak samo. Potraficie i chętnie dostosowujecie się do naszych wspólnych planów, dzięki czemu z przyjemnością możemy robić krótsze i dłuższe wypady. Karolowi wystarczy wózek, ręce rodzica lub fotelik samochodowy, Marcelka coraz częściej zasypia po kilku(nastu) minutach od wejścia do auta. Są dni, gdy nie śpi wcale, na obiad jemy frytki, a na kolację dopijamy koktajl truskawkowy. Dni, w których kąpiecie się już o 19stej, bo zmęczni całodniowymi wojażami, w porze wieczorynki nie macie już sił na cokolwiek. I dni, w których po 19stej budzicie się z drzemek, zabieramy jabłka i wychodzimy jeszcze na wieczorny spacer.  Lato to taka pora roku, która rządzi się trochę swoimi prawami. Przynajmniej w naszej rodzinie. Skoro czujecie potrzebę zaśnięcia o 17stej - śpicie, jeśli nie macie ochoty na odpoczynek w ciągu dnia - nie zmuszamy i nie usypiamy na siłę.
 
Ach lato...Dobrze, że za chwilę rozpoczniesz się na dobre. Z przyejnmnością wybieram się niebawem do Rodziców, z utęsknieniem czekam na wyjazd nad morze. Mam nadzieję, że i z Tatą uda mi się spędzić kilka wieczorów w samotności.
 
Inny czas. Dobry. Wakacyjny. Bez pośpiechu. Z buzią w truskawkach i z gołymi stopami, opaloną skórą i lodami na drugie śniadanie. Ach lato...Czekam!


 

2015-05-27

Karolku,

skończyłeś dziś rok. Nie jesteś już niemowlakiem, a małym Dzieckiem. Moim chłopczykiem, chłopcem. A ja bardzo dobrze pamiętam ten dzień rok wstecz, gdy maj był taki upalny. Towarzyszyło mi mnóstwo emocji, strach, tęsknota za Twoją wtedy przecież jeszcze tak małą siostrą, podniecenie i niecierpliwość, by tulić Cię wreszcie w ramionach. Pamiętam wszystko. Siebie wymalowaną niczym na randkę z Tatą, Panią Doktor, która smiała się, że po KTG miałam w planach powrót do domu i prawiącą mi komplementy, że tak pięknie rodzę. Pamiętam, jak leżałam i czekałam na kolejne skurcze, a położne szykowały Ci rożek i podgrzewały miejce, w którym położyły Cię zaraz po tym, gdy opuściłeś po raz pierwszy ciepło moich ramion. Pamiętam Twoją śmieszną czapeczkę na głowie i swoją niesamowitą radość i szczęście.
 
Tak. Jestem szczęściarą. Mam mnóstwo. Mam wszystko to, czego potrzeba mi by być szczęśliwą. Uwielbiam Cię. Twoje wielkie, niebieskie oczy i łobuzerski śmiech, w momencie w którym coś kombinujesz, śmiech, od którego myślę, że może boleć Cię gardło. Uwielbiam Twoje miny pełne skupienia, gdy wyciągasz lego z pudełka i próbujesz samodzielnie budować coś na kształt wieży. Uwielbiam Twoją zawziętość, próby zrobienia czegoś, co powstało w Twojej głowie i mimo przeszkód, zabezpieczeń uslinie starasz się to zrealizować. Wchodzisz na Marceli krzesełko, z krzesła na stół i po chwili słyszę śmiech i wiem, że wykombinowałeś coś, co wprawiło Cię w wielką dumę i daje Ci mnóstwo frajdy. Wiesz, że skarpety i buty nakłada się na stopy. Nauczyłeś się pokazywać palcem, więc teraz wskazującym i okrzykiem wyrażasz to, co chcesz dostać, to, o co Ci chodzi. Poproszony lokalizujesz lampy na sufitach, nos na swojej twarzy i wrony za oknem. Sprzątasz kredki do pudełka i klocki po zabawie. Jesz sam. Widelcem. I złościsz się,. gdy go nie masz, a ja próbuję Cię nim karmić. Śniadania - parówki, jajecznicę, pokrojoną w wagony kanapkę układam na talerzu i stawiam przed Tobą. Podobnie jest z obiadami. Karmię Cię jedynie zupami/kaszami i pokarmami w postaci płynnej. Fakt, sprzątanie po posiłku zajmuje mi niekiedy więcej czasu niż jego przygotowanie, ale nie zamierzam z tego powodu hamowac Twojego pędu ku samodzielności i radości z naśladownictwa starszej Siostry. Nie znosisz czapek i notorycznie zdejmujesz i wyrzucasz je na spacerach i albo ja po nie wracam, albo ktoś je znajduje i nam oddaje. Nie lubisz wychodzić z wanny po kąpieli, otulany w ręcznik od razu zaczynasz płakać. Podobnie jest z myciem zębów, nie dajesz sobie ich wyszorować, bo sam chcesz trzymać szczoteczkę i zjadać samą pastę, gdzieś mając ich porządne szczotkowanie. Nie masz jeszcze ochoty na stawianie pierwszych kroków. czy chodzenie za ręce, a co raz częściej puszczasz się i stoisz samodzielnie przez dosłownie kilka sekund.
 
Życzę Ci najbliższy memu sercu Chłopczyku, byś zawsze miał w sobie pogodę ducha taką, jaką masz w sobie każdego dnia. Uśmiechaj się do ludzi i zwierząt, promieniuj radością i roztaczaj ją wokół. Miej przy sobie dobrych i wartościowych ludzi. Uparcie realizuj cele i pamiętaj, że marzenia się spełniają. Bądź dzielny i odważny. Nie bój się być tym, kim tylko zechcesz, a ja będę Cię wspierała we wszystkich Twoich decyzjach. Czy postanowisz, że się ożenisz i zamieszkasz w Lublinie, czy zechcesz podróżować i zwiedzać afrykańskie kraje. Czy będziesz chciał być księdzem, czy mechanikiem reperującym samochodzy. Czy wybierzesz zawód strażaka, czy filozofa. A może zechcesz pracować jako weterynarz albo to Ty zostaniesz w domu i zajmiesz się wychowaniem dzieci. We wszystkich decyzjach będę Cię wspierała, będę stała obok i Cię wysłucham. Nie będę narzucać swoich pomysłów, a zrobię wszystko, byś mógł spełniać to, o czym tylko marzysz. Co da Ci spełnienie i uczyni Cię szczęśliwym człowiekiem. Takim po prostu bądź! Tego, z całego serca Ci życzę. Mój Roczniaku!
 

2015-05-17

Cisza wypełniła dom. W lodówce "udawany marcinek", w SMSach Babcia pisze, żebym odpoczęła. Ale ja już chyba nie potrafię leżeć/siedzieć i właściwie nie robić nic. Na prawdę nie pamiętam wieczoru, kiedy to po Waszym zaśnięciu wzięłam książkę i po prostu ją czytałam. Błąd. Bo nie potrafię się skupić, bo za chwilę mam tysiąc myśli w głowie i zaległych rzeczy do zrobienia. Ostatnich kilka spędziłam na segregowaniu zdjęć, tworzeniu albumów i folderów z tymi, które chcę mieć w papierowej formie. Ograniczyłam się do 600 z ostatnich dwóch i pół lat, a jest ich cały ogrom. Wasze pierwsze uśmiechy, jedynki widoczne w szczerych uśmiechach, pierwsze posiłki zjadane łyżeczką i samodzielnie rękoma, pierwsze próby stawania przy meblach. Oglądam, wspominam, porównuję, szukam podobieństw wizualnych i w charakterze. Marcelka w wieku w jakim obecnie jest Karol swobodnie chodziła trzymana za obie ręce, Karol nie chce nawet prostować nóg i od razu siada na kolanach. Za to jest mistrzem naśladowania. Gdy wycierałam wilgotną chusteczką pozostałości masła z Marcelkowej kanapki, On nie wiem skąd , ale również znalazł chusteczkę i patrząc na mnie, pomagał mi w porządkach. Gdy Tata mróży oczy, Karol robi to samo. I chociaż Marcela była dużo sprytniejsza w nauce nowych sztuczek (a może to ja miałam więcej czasu na naukę nowych umiejętności) tak Karol obserwując starszą Siostrę szybciej uczy się praktycznych umiejętności i poważniejszych zabaw. Samodzielnie zjada śniadanie w postaci parówki, czy kanapek, lubi mieć widelec w ręku i coraz sprawniej się nim posługuje. Wspólnie rysujemy i lepimy z plasteliny, budujemy z Lego i układamy konstrukcje z drewnianych klocków. I chociaż bywają dni, że Karol piszczy na widok Marcelki i nie jest to niestety pisk oznaczający radość, a Marcela ściska Go i popycha, bo młodszy brat przeszkadza w Jej zabawach, tak widać troskę starszego o młodsze. Gdy w złości ubieram Karola, bo ciągle się wyrywa, wygina i marudzi i mówię Mu, że teraz ma siedzieć i się uspokoić, to Marcelka mnie upomina: Ale nie mów tak do Karola, On chce teraz iść. Uwielbiam gdy po długiej drzemce Karol wstaje, a Marcelka od razu krzyczy, to ja do Niego już idę. I wchodzi do łóżeczka i go stęskniona przytula, a z pokoju nie dobiegają żadne płacze i jęki. Uwielbiam, gdy mówi: Chodź Karol, pobawimy się. Chcesz to? Proszę, masz, weź sobie, pobaw się. Karol tu nie możesz iść, tu możesz upaść. A młodszy wpatrzony w starszą Siostrę, chce towarzyszyć jej w zabawach i robić wszystko to samo. Rodzeństwo. 22 miesiące różnicy. Siostra i Brat. Wierzę, że niebawem najlepsi przyjaciele.
 
Marcelko,
 
córeczko moja najukochańsza. Wiesz jak fajnie jest być Mamą Córki. Ogromna odpowiedzialność, bo patrząc - naśladujesz mnie we wszystkim. Chcesz malować się, jak Mama, spryskać perfumami, nosić korale i obcasy, mieć czerwone paznokcie i błyszczych na ustach przed wyjściem na spacer, koczek jak Mama i kolczyki, gdy podrośniesz. Dziewczynka. Mała Kobieta.
 
Ostatnie wieczory spędzone na segregowaniu zdjęć przeniosły mnie do czasów, które z jednej strony były przecież całkiem nie dawno, a z drugiej patrząc na Ciebie teraz wydają się tak odległą przeszłością. Wszystkie Twoje najważniejsze momenty - uwieczniane na fotografiach. Pierwsze uśmiechy, samodzielne siedzenie, pierwszy posiłek w krześle do karmienia, kilka kroków postawionych tuż przed wyjazdem na Węgry. A niebawem - pierwsze wyjście do przedszkola. Tak, od września oficjalnie dołączysz do grona trzylatków naszego osiedlowego przedszkola. I z jednej strony bardzo mnie ten fakt cieszy, bo jak sama mówisz, chcesz już chodzić do przedszkola i nie możesz się doczekać. Rozumiesz w teorii, jak wygląda dzień przedszkolaka, wiesz, że Cię tam zaprowadzę i po Ciebie przyjdę. Myślę, że zaadoptujesz się szybciej, niż przypuszczam. Ale w momentach, gdy w domu zasypiasz na drzemkę - która zbiega się z porą odpoczynku Karola i usypiam Go na rękach, a Ty leżysz obok - domagasz się mojego głaskania i przytulenia do Ciebie, a  ja zwyczajnie nie mam, jak tego zrobić z niespełna 10 kg Synem na rękach. Miewam wtedy wiele obaw. Kto Cię w takich sytuacjach przytuli i pogłaszcze. Domyślam się, że  to właśnie będzie moment Twojej największej tęsknoty za Mamą, bo być może wyrwana z zabawy, w której o domu myśleć nie będziesz, właśnie wtedy sobie przypomnisz. I dylematy, bo przecież, jestem w domu, mogłabyś jeszcze zostać i czasem czuję się tak, jakbym pozbywała się jednego Dziecka dla większego swojego spokoju i możliwości odpoczynku. Ale to zupełnie nie jest tak.  Wiem, że takiej ilości zabaw ruchowych, plastycznych, towarzystwa rówieśników, których uwielbiasz, wspólnych przedstawień, nauki wierszy i piosenek nie jestem w stanie Ci zapewnić. Jestem pozytywnej myśli, bez spinania się i przymusu. Ale też wiem, że Twojego dłogotrwałego płaczu za domem, jeśli taki zaistnieje nie zniosę. I nie wiem, gdzie mieści sie moja granica rozróżniająca płacz krótkotrwały od długotrwałego. Czy są to trzy dni, tydzień, czy kilka tygodni. Nie wiem, czy będę potrafiła zaprowadzić Cię do sali, jeśli w Twoich oczach zobaczę smutek i chęć zostania z Mamą. Nie wiem, nigdy tego nie doświadczyłam, a przecież jesteś moim Sercem Najdroższym i Twoja radość, poczucie bezpieczeństwa i wewnętrzny spokój są moimi priorytetami. Ty w tym wszystkim jesteś najważniejsza, pamiętam o tym i będę pamiętać.
 
Jesteś mądra, rezolutna i bardzo sprytna. Gdy na placu zabaw w wąwozie, siedzę sobie na ławce i słyszę dobiegające - Mamo patrz - jestem przekonana, że bawisz się z Oliwką w piaskownicy, a właściwie nie jest to piaskownica, tylko kamkownica (no bo jak nazwać piaskownicę, w której właściwie nie ma piasku, tylko kamyki) i zdziwienie moje jest ogromne, bo siedzisz na samej górze wspinaczkowej góry i mam dwie możliwości reakcji. Albo kazać Ci natychmiast zejść i zabronić wchodzić kolejny raz, bo jesteś za mała, możesz spaść i zrobić sobie krzywdę, albo podziwiać, pochwalić za spryt, pozwolić wejść jeszcze raz i kazać uważać. Wybieram drugą opcję i jestem bardzo dumna! Kombinujesz, balansujesz ciałem, trzymasz równowagę i zwyczajnie się nie boisz. Więc jak tu nie być dumnym. Następnego dnia wspinasz się na tak zwanego pajączka, czyli konstrukcję w kształcie trójkąta, zbudowanego z połączonych ze sobą sznurków, bo których trzeba się wspinać, by wejść na sam szczyt. Wchodzisz prawie na samą górę, pewnie weszłabyś wyżej, ale poprosiłam, żebyś zeszła ze względu na mój brak możlwości jakiejkolwiek asekruacji Ciebie, a nawet patrzenia, bo...Karol w tym czasie zajadał się piachem! Samodzielne zjeżdzanie z rurki na placach zabaw opanowałaś już do perfekcji, a nawet pokazujesz i tłumaczysz innym dzieciom jak należy to dobrze robić.
 
Pogadać można już z Tobą na wiele tematów, jesteś wszystkiego ciekawa. Gdy używam zwrotu Francja - elegancja, pytasz mnie, co to znaczy, by po jakimś czasie w momencie wyjścia na spacer powiedzieć: Ale się elegancko ubrałaś Mamo - można powiedzieć Francja - elegancja! Wprawdzie szare, dresowe spodnie i trampki to może niezbyt elegancji strój wyjściowy, ale fakt, że wszystko rozumiesz, zapamiętujesz i używasz w odpowiednich sytuacjach - zaskakuje, bo nawet trzech lat jeszcze nie masz. Ostatnio bardzo lubisz używać zwrotów: Co o tym myślisz? A jak myślisz? Ale super pomysł. A Ty, na co masz ochotę?
 
Jesteś w fazie wymyślania piosenek na poczekaniu, o tym, co widzisz lub usłyszysz. Śpiewasz piosenkę, gdy jedziemy samochodem o samochodzie, w którym kręcą się koła, a na huśtawce o drzewach i kwiatach, które widzisz przed sobą. Znasz na pamięć Aniele Boży, a akutlanie uczymy się Ojcze Nasz. I to Ty przypominasz mi o codziennej modlitwie do Niebios! A właśnie Mamo, nie pomodliłyśmy się jeszcze. A dziś, zanim jeszcze zdąrzyłam przyjść do Ciebie do pokoiku, bo z  Karolem na rękach przygotowywałam Mu wieczorne mleko, Ty już klęczałaś przy łóżku i sama dziękowałaś Bogu za dobry dzień i prosiłaś o dobrą noc.
 
Nauczyłaś się zapinać zamek błyskawiczny, potrafisz kolorystycznie skompletować sobie ubranie. Któregoś poranka do sypialni przyszłaś ubrana w majtki z zielonymi sercami, do tego zielone dresowe spodnie i białe skarpety z zielonymi serduszkami. Wszystko w jednym odcieniu. Tylko bluzki leżą za wysoko i nie miałaś możliwości samodzielnego wyboru.
 
Pomagasz mi w kuchennych czynnościach, daję Ci nóż (nie plastikowy, nie tepy - obiadowy), ale zwykły, mały nóż, którym kroisz mi pieczarki, czy kalafiora. Razem zagniatamy ciasta, odmierzasz składniki, licząc kolejne łyżki cukru, czy mąki. Oczywiście - to rodzinne - uwielbiasz słodycze, więc przy każdej pomocy w kuchni masz nadzieję na słodkie masy do wylizywania. Jak mawiasz: Troszkę smaruję, troszkę próbuję. Przygotowujesz sztućce do posiłków, wyciągasz miski na zupę, bo leżą w zasięgu Twoich rąk, sama nalewasz sobie sok z kartonów z dozownikiem (a sytuacja, w której ja pośpiesznie nalałam Ci sok, nie wiedząc, że chcesz zrobić to sama, skończyła się Twoją ogromną złością, płaczem i specjalnym wylaniem go na podłogę! - tak miewasz bunty).
 
Jesteś bardzo wrażliwa. Gdy czytamy książkę o biedronce, która została zamknięta w pudełku po zapałkach, masz w oczach łzy. Podobnnie, gdy wspólnie pierwszy raz oglądamy Krainę Lodu ( i tak wolisz Peppę), a Elza nie wraca ze swoją siostrą do zamku. Bliska łez ciągle dopytujesz, gdzie jest Elza.
 
I rozczulasz mnie, gdy bawisz się z koleżankami na placu zabaw, zjeżdzacie ze zjeżdżalni, huśtacie się, a Ty przybiegasz do mnie i szepczesz mi coś bardzo cicho. Przekonana byłam, że chcesz po prostu siku, a Ty mówisz: Bardzo Cię kocham i biegniesz dalej.
 

2015-05-05

Dzwońce najukochańsze,

dużo się ostatnio dzieje. Sytuacje, o których Wy na tym etapie swojego życia pojęcia nie macie, a które dla mnie mają ogromne znaczenie. W czwartek 16 kwietnia zmarł Wasz pradziadek. I po raz pierwszy w swoim życiu straciłam Kogoś niezwykle ważnego. Bo to właśnie Dziadek w moim przed-przedszkolnym czasie spędził ze mną mnóstwo czasu. To Dziadek karmił mnie cytryną z cukrem i nauczył jeść chleb z wodą i cukrem. Śmiał się, gdy zawsze podczas posiłków przewracałam stopami plastikowe czerwono-białe okrągłe taborety. Pozwalał się leczyć i potrafił mnie nakarmić. Miał na mnie swój niezawodny sposób, o którym dopiero po latach dowiedziałam się prawdy. Codziennie robiłam Dziadkowi masaże twarzy - 20 "głaskań" każdego z policzków, 30 razy po czole i 60 razy po oczach, i długo wierzyłam w ich lecznicze działanie. A był to po prostu patent bym przez chwilę posiedziała/poleżała spokojnie, czasem zasnęła. O jakże było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że one wcale nie przywracały Mu zdrowia!
A w późniejszych - moich nastoletnich latach, gdy całe dnie spędzałam razem ze swoją cioteczną siostrą Gosią właśnie u Dziadków na 3go Maja, to Dziadek był tym, który o niewiele pytał, a wszystko wiedział. Gdzie byłyśmy, co robiłyśmy. To Dziadek któregoś dnia poprosił Gośkę o papierosa, bo Mu się skończyły, a Ona przecież swoje ukrywa za doniczką na klatce schodowej. To Dziadek był wysyłany na zwiady pod "ósemkę" do chłopaków, o których w tamtych czasach marzyłyśmy, by w przyszłości zostali naszymi mężami. Nauczył nas grać w karty i pokazał jak się kantuje. I wiecie, chociaż w sobotę dwa dni po całym zdarzeniu Go pożegnałam, wycałowałam, opłakałam, to mam wrażenie, że to dwie różne osoby i sytuacje. Ciężko mi jest w głowie poprzestawiać fakty, przyzwyczaić się do nowych myśli. I chociaż mam w głowie obraz cmentarnego grobu pełnego kwiatów, tabliczkę z nazwiskiem, to wydaje mi się, że gdy następnym razem pójdę odwiedzić Babcię, to w sypialce - jak zawsze zastanę Dziadka. Albo w kuchennym oknie. Albo na klatce schodowej w kraciastej koszuli. Ostatnimi czasy bardziej małomównego, mniej uczestniczącego  w życiu rodzinnym, bardziej podporządkowanego Babci, ale będzie, bo przecież był zawsze. I tak było dobrze i tak być powinno. I mimo mej szczerej chrześcijańskiej wiary w Niebo, i w to, że spotkamy się w niebie - jak napisałam na wieńcu, jest mi po prostu nadal smutno na samą myśl. Będę Wam o Nim opowiadać, bo ja tak naprawdę o swoich pradziadkach nie wiem kompletnie nic. A z Dzidka był naprawdę dobry człowiek. I będzie brakowało mi jego „dzwońcu, kozo, niuniu, skoczysz do sklepu i kupisz najtańsze bez filtra”.

Nie pisałam tyle, że trudno jest mi zebrać myśli, napisać wszystko to, co bym chciała, bo po raz pierwszy w swoich zapiskach do Was mam aż tak długą przerwę. A biorąc pod uwagę Wasz codzienny rozwój, poziom interakcji, wzajemne stosunki – wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Ostatnimi czasy mam w sobie mnóstwo spokoju i cierpliwości. I nie mam pojęcia, skąd to czerpię i skąd te moce na mnie napływają. Ale po prostu czuję wewnętrznie, że to ja mam być tą ostoją dla Was, bo przecież nadal stanowię centrum Waszego świata. W pamięci mam okropny dzień, najgorszy z dotychczasowych pod względem mojej złości, krzyku, bezradności i słabości. Po raz pierwszy zamknęłam się w łazience, pod którą staliście i oboje płakaliście, a ja próbowałam uspokoić nerwy. To był bardzo zły dzień, kolejny już raz dał mi dobitnie zrozumieć, że tylko moje opanowanie jest w stanie podziałać na Was kojąco. Teraz naprawdę doświadczam niezwykłego wewnętrznego spokoju, nie denerwują mnie sytuacje, w których oboje płaczecie. I choć staram się zachować ogromną powagę, bo przecież rozumiem emocjonalność niespełna trzylatki, to w głębi  uśmiecham się do Marcelkowego NIE na wszystko. „ Nie podobają mi się te schody, nie będę po nich wchodzić, nie chcę takich schodów, nie będę się rozbierać, nie chcę nic robić, cały dzień chcę oglądać bajki, nie chcę się myć, chcę się myć, nie chcę się myć z Karolem, chcę długo siedzieć w wannie, nie chcę wychodzić, nie chcę spać z Tatą…” – i tak w przeciągu niecałej godziny w połączeniu z płaczem, krzykiem, marudzeniowym jęczeniem. Owszem – podnoszę głos, staram się być stanowcza, nie dać sobie wejść na głowę, nie usprawiedliwiać Waszego zachowania zmęczeniem i z tego tytułu nie pozwalam na wszystko. Ale robię to bez negatywnych emocji w sobie i oby tak mi pozostało jak najdłużej.
Patrzę na Was i chcę zapamiętać, to jacy jesteście, patrzę i się zachwycam każdym z Was z osobna. Czerpię radość z tego, że z Wami jestem, że w południe mogę urządzić sobie piknik na dywanie i razem z Marcelką jeść kanapki z nutellą, że z kubkiem kawy w ręku przez pół godziny obserwuję Was jedzących śniadanie, że wychodzimy na kilkugodzinne spacery, przynosimy do domu w skarpetach piach z piaskownicy, a ubrania lądują bezpośrednio w pralce lub odplamiaczu, że tańczymy do boogie woogie i kaczuszek i we trójkę gramy w chowanego w domu.  Nie powtórzy się to, co trwa teraz. Za niczym nie tęsknie, nie chcę niczego przyśpieszać. Owszem, dobrze jest spędzić wieczór bez Was, wolny od szykowania kolacji i usypiania, dobrze jest wybrać się na samotne zakupy, by poczuć się kobieco i nadal atrakcyjnie, dobrze jest obejrzeć film z mężem i posiedzieć w barze z sąsiadką i to wszystko jest niezwykle potrzebne do mojej wewnętrznej równowagi, ale po prostu lubię być z Wami. Bardzo.

Karolku,
W kwietniu skończyłeś 11 miesięcy. Półtora miesiąca przerwy to niesamowity postęp w Twoim rozwoju i naszych relacjach. Półtora miesiąca podczas, którego miałeś kilkakrotnie katar, bakteryjne zapalenie gardła, lekkie zmiany w oskrzelach i dwutygodniową biegunkę – reakcja poantybiotykowa? Okres, w którym na sam widok łyżeczki do karmienia odwracałeś głowę i wyginałeś się w krześle najdalej jak mogłeś ode mnie, a każdy posiłek wiązał się z zabawianiem, zagadywaniem, odwracaniem uwagi. Ale nie jesteś niejadkiem. Masz swoje smaki, rzeczy, które zjadasz z apetytem – wszystkie owoce (w kawałkach lub w całości – jedzone samodzielnie), banany z jogurtem naturalnym, twarogi, parówki, pieczywo z masłem, omlety, naleśniki, szpinak, żurawina suszona zblenderowana z ugotowanymi płatkami owsianymi i owocami. Nadal odwracasz głowę na widok jajecznicy, plujesz jajkiem na miękko, wyrzucasz z buzi wszelkie kawałki kotletów, jesteś w stanie zjeść kilka łyżek zupy. O dziwo – najchętniej (chociaż słowo najchętniej w Twoim przypadku odnośnie zup brzmi absurdalnie) te słoikowe. Kombinowałam i nadal kombinuję, żeby rozpoznać Twoje preferencje. Miksuję na gładko, albo wcale. Rozgniatam widelcem warzywa albo daję sam wywar, karmię Cię albo układam kawałki warzyw i mięsa na blacie. Po każdym Twoim posiłku podłoga w kuchni wymaga zmycia, niekiedy (po pieczywie) odkurzenia, ale lubisz samodzielnie. Gdy Cię karmię i tak wyjmujesz wszystko z buzi, by zobaczyć, co dostałeś, więc cały proces mija się z celem, bo i tak wszystko wokół jest brudne. Ty jesz, ja mam chwilę, w której siedzę albo planuję posiedzieć, ale moje plany często ulegają zmianie. Bo starsze Dziecię – „Mamo soku, mamo dasz mi żurawinki i rodzynek, mamo poczytamy książkę, mamo obierzesz mi jabłko…”
Ostatnie półtora miesiąca to również czas, w którym przeszliśmy od etapu Twojej niechęci wobec butelki z mlekiem modyfikowanym – na sam widok wpadałeś w histeryczny płacz połączony z wyginaniem się na rękach – do momentu obecnego, czyli Twojej radości na sam jej widok połączonej z charakterystycznym  odgłosem wydawanym na samą myśl o za chwilę mającym nastąpić mlecznym posiłku. Moje mleko dostajesz raz na dwa dni, bo chcę spokojnie, bez pośpiechu całkowicie zrezygnować z karmienia, byś zarówno Ty, jak i mój organizm miał czas przygotować się do zmian. Obawiałam się rezygnacji z karmienia, bo widziałam Twoją miłość w oczach i miałam, i nadal mam świadomość dobra, jakie dzięki temu otrzymujesz, a Twoja reakcja na butelkową postać mleka nie rokowała dobrze. Ale przyzwyczajałam, stawiałam pełną w ciągu dnia na Twoim widoku, aż wreszcie po raz pierwszy wypiłeś mleko po przebudzeniu w nocy z rąk Taty w postaci innej niż z matczynej piersi. I mam więcej luzu, bo nie jestem już niezbędna do wieczornego usypiania ani ograniczona czasowo podczas wszelkich wyjść.
Jesteś wszędobylski. Nadal chodzisz trzymając się mebli i choć w tym, co robisz jesteś niezwykle sprawy i pewny, to nie próbujesz wykonywać jeszcze pierwszych kroków. Wspinasz się na bujak, otwierasz szafki i szuflady, a ostatnio za cel swoich codziennych odkryć postawiłeś sobie kuchnię. Szufladę ze spożywczymi artykułami suchymi  - nie wiem, w jakim stanie jest makaron do lasagne i canelloni oraz szafka, w której trzymam słoiki z przetworami i te, z których zawartość została już zjedzona. Twoja obecność w kuchni – usiłowanie otwarcia piekarnika, czy zamrażarki, grzebanie w śmieciach znacznie utrudnia moje sprawne przygotowywanie posiłków, bo co chwila zabieram Ci coś z rąk, chowam, wynoszę do drugiego pokoju, by po sekundzie znów zobaczyć Cię, od wejścia do kuchni nieśmiało skręcającego w stronę ulubionych szafek.
Masz kilka swoich sztuczek - Babcia w Bielsku nauczyła Cię pokazywać Twoje „loki” na prawie łysej jeszcze główce. wiesz gdzie sroka ważyła kaszkę, witasz się wyciągając rękę na słowo „cześć”, pokazujesz, jaki już jesteś duży, no i bijesz brawo. Uwielbiam, gdy to robisz, bo bijesz za każdym razem sobie samemu w momencie, gdy Ci się coś uda – ułożyć klocek na ukochanej Ikeowskiej, drewnianej piramidce, czy zbudować cokolwiek z Duplo. Patrzysz wtedy na mnie albo na Tatę i bijesz sobie sam brawo i czekasz aż my też zrobimy ten sam gest. I pamiętam, jak ostatnio krzątałam się w kuchni i kątem obserwowałam Ciebie zajętego wspomnianą wyżej piramidą. Wkładałeś jeden klocek, patrzyłeś na mnie i z uśmiechem wyczekiwałeś mojej reakcji. Po każdym kolejnym klocku robiłeś tak samo, z dumą zerkałeś w moją stronę i oczekiwałeś braw pochwały. Chwalę Synku, chwalę. Głaszczę z uznaniem po głowie, całuję i klaszczę. Dumna Matka! I zastanawiam się nad jakąś zabawką dla Ciebie, bo masz ogromne zamiłowanie do budowania wież z wszystkiego. Nawet podczas jedzenia posiłków, na kubku do picia układasz jedzenie i gdy kawałek marchwi wyląduje na czubku ustnika nagradzasz siebie brawami. Potrafisz robić i mówić papa. Machasz wprawdzie wykonując gest, jakbyś chciał kogoś przywołać do siebie, ale robisz to z ogromnym przejęciem, a gdy wychodzimy z domu na spacer, podczas zakładania butów i kurtki zaczynasz się już żegnać (chyba) z domem, bo słyszę tylko wielokrotnie powtarzane papa papa…
Jesteś ogromnym przytulasem i tego typu zachowań doświadczam po raz pierwszy w życiu, bo Twoja starsza Siostra nie była aż tak skora do przytulania się i wszelkich pieszczot. A Ty, bardzo często gdy bawimy się na podłodze, podchodzisz do mnie i kładziesz swoją głowę na moich kolanach, wspinasz się i przytulasz do matczynej piersi – szczególnie w sytuacjach, w których jesteś zmęczony. Gdy na podłodze kładę poduchy, przewalasz się po nich, kładziesz i odpoczywasz. Podobnie jest po przebudzeniu, turlasz się po łóżku, przytulasz do mnie i Taty, siadasz, by po chwili przewrócić się na poduchy. Uwielbiasz to tak samo, jak i ja. A w piątek, gdy pojechaliśmy do rodziców Waszego Taty, to czekał na Nas Dziadek Wacław, którego nie widujecie zbyt często. Usiadłam na podłodze, Ty położyłeś głowę na moich kolanach i leżałeś tak przytulony przez kilka minut. Czułam, że jestem tą, która daje Ci poczucie bezpieczeństwa, tą, której obecność i bliskość zapewnia Ci wewnętrzny spokój. Cały sens wszystkiego w takich chwilach.
Nie masz lęku przed wodą, uwielbiasz kąpiele i rozchlapywanie wody wokół. Śmiejesz się, gdy jej krople spadają Ci po twarzy. Rozumiesz słowo „chlap”, a ja lubię patrzeć na Was w kąpieli, wzajemnie opryskujących się wodą, cieszę wspólnie z Wami, nie protestuję nawet wtedy, jeśli zarówno ja, jak i podłoga w łazience jesteśmy całe mokre.
Lubisz wspinać się po schodach – te w Bielsku u Dziadków podczas Wielkanocy opanowałeś do perfekcji i nie można było spuszczać Cię z oczu, bo przemieszczałeś się po nich niezwykle szybko i sprawnie.
Nie boisz się czworonogów, dajesz się całować Saperowi, „głaszczesz” koty, wyciągasz ręce do koni, które po raz pierwszy z tak bliskiej odległości widzisz w sobotę podczas majówkowego weekendu  u Dziadków.
Uwielbiasz huśtawki. Śmiech w głos, uzębienie na widoku i chwilowy płacz tuż po zejściu.
Lubisz dzielić się jedzeniem ze wszystkimi. Wyjmujesz z buzi, by nadgryzionymi kęsami karmić tych, którzy są najbliżej Ciebie. Rozczulające.
Lubisz przemieszczać się po mieszkaniu pchając przed sobą chodzik – prezent od współpracowników Taty.
Uwielbiasz wylewać z buzi wodę, którą na obecnym etapie pijesz z poMarcelkowego kubka Lovi 360.
Niezwykłą frajdę sprawia Ci ściąganie czapki na spacerze, co robisz ewidentnie specjalnie, bo zaczynasz się śmiać, gdy tylko podnosisz rękę w stronę swojego okrycia głowy, a ja z uśmiechem grożę Ci palcem.
Masz już za sobą:
- owsiankę na bazie zwykłego mleka 3,2 %, kompot z truskawek, zabawy w piaskownicy, zjazdy ze zjeżdżalni na brzuchu, malowanie kredkami i mazakami, lepienie z plasteliny, pół czekoladowego Kinderka.

Rozpływam się w miłości do Ciebie. Uwielbiam etap, w którym obecnie się znajdujesz. Taki jeszcze nadal mały, wymagający obecności Mamy, przytulający się i spragniony pieszczot. Podziwiam i uczę się Twojej radości. Jesteś tak rozkosznie szczęśliwy i zadowolony we wszystkim co robisz. A swoich najbliższych obdarowujesz najpiękniejszymi uśmiechami, jakie świat widział. I nie znam takich słów, bym potrafiła opisać to, co do Ciebie czuję i jakie emocje wywołujesz w swojej Matce. Szczęśliwej Matce!

2015-03-18

Karolku,

ponad miesiąc (!!!) nie pisałam o Tobie. To bardzo dużo. Za dużo, bo to przecież etap Twojego intensywnego rozwoju. Ale przyznam szczerze - wieczorami nie mam zwyczajnie sił - fizycznych, by zmobilizować się do pisania i jasności umysłu, by zbudować zdania zrozumiałe dla tych, którzy tu zaglądają. (Chociaż poza rodziną i najbliższymi, czy ktoś to w ogóle czyta..) A w ciągu dnia nie mam czasu. Po prostu. I to nie jest tak, że w dzisiejszym świecie każdy powtarza, że nie ma na nic czasu. Ja go na prawdę nie mam. Nie jestem w stanie spisać swoich myśli w Waszym towarzystwie. Jeśli Ty zasypiasz - mojej uwagi domaga się Twoja Siostra, a poza wspólną zabawą są jeszcze domowe czynności do ogarnięcia. Jeśli na popołudniowy odpoczynek udaje się Marcelka - z Tobą nie wiele jestem w stanie zrobić, bo gdy zauważysz, że mam dwie wolne ręce i znajduje się w zasięgu Twojego wzroku, po chwili jesteś obok i wszelkimi sposobami próbujesz dostać się na moje kolana. I owszem potrafisz bawić się sam, zająć jakimś przedmiotem - czymkolwiek, ale ciągle muszę mieć Cię na oku, bo jak na 9 miesięczniaka przystało - jesteś bardzo ciekawy świata.

Lubisz kąt pod biurkiem Taty, pełen kabli i z półką szufladami, lubisz miejsce za zasłoną, gdzie ukrywam suszarkę na pranie. Lubisz szafkę pod lustrem w przedpokoju, szuflady w kuchni, drzwi od piekarnika i pralki. Te ostatnie - ku mojemu zdziwieniu potrafisz samodzielnie otworzyć i wkładasz/wyjmujesz z pralki to, co aktualnie znajduje się w zasięgu Twoich dłoni. Uwielbiasz stać i przemieszczać się przy wszystkim. Przy łóżku w salonie, stoliku w Waszym pokoju. Z magnetycznej tablicy ściągasz magnesy i próbujesz je samodzielnie przyczepiać. Wspinasz się na swój bujak, wspinasz na krzesełko Marceli, a z niego prosto na kanapę. Lulasz lalkę w wózku, zdejmujesz z niej kołdrę, po czym ponownie przykrywasz. Uwielbiasz - siedząc w krzesełku - zrzucać wszystko na ziemię, po czym od razu się rozpłakać, bo przecież nie mam czym się bawić, więc ćwiczę skłony milion razy dziennie. Siedzisz albo na kolanach, albo normalnie na pupie, ale przytrzymujesz się jeszcze jedną ręką - bez tego - lecisz jeszcze na boki. Samodzielnie zdejmujesz kółka z Ikeowskiej piramidy, po czym w towarzystwie moich braw i zachwytów kilka bez mojej pomocy zakładasz.

Jesteś bardzo szybki. Zostawiam Cię na dywanie w salonie, by w spokoju udać się do toalety, ale zanim zdążę zamknąć drzwi, Ty jesteś już pod nimi. Zostawiam  w salonie, by szybko umyć włosy, ale zanim dobrze je zmoczę, Ty już przytrzymując się krawędzi wanny obserwujesz moje poczynania. Musisz być szybki - w końcu Marcelka gra z Tobą w berka. I w chowanego też. Uczy Cię liczyć i każe nie podglądać. 

Jesteś silny. Tak myślę. Masz mocny uchwyt dłoni i na prawdę potrafisz przywalić zabawką prosto w moje czoło, czy policzek. Łapiesz za lampę, która stoi w naszej sypialni i trzymasz się jej tak kurczowo, że ja biorąc Ciebie na ręce, ciągnę jednocześnie i lampę. Podobnie jest ze złożoną suszarką na pranie, której nie chcesz puścić, a ja podnosząc Ciebie z podłogi, podnoszę wraz z suszarką, która po chwili ląduje na moich stopach.

Z apetytem zjadasz owoce. Bez zabawiania, marudzenia i bez pomocy Mamy. Pokrojone niewielkie kawałki banana, jabłka, czy pomarańczy rozkładam przed Tobą na blacie i obserwuję, jak dobrze sobie z nimi radzisz. Bierzesz w dłoń, oglądasz, wkładasz na buzi, wyjmujesz, rozgniatasz ręką i z powrotem próbujesz chwycić palcami i trafić prosto do ust. Podobnie robię z warzywami i mięsem, które podaję w ramach obiadu. Jak każdy - miewasz lepsze i gorsze dni. Raz zjadasz ze smakiem, innym razem odwracasz wzrok, zaczynasz krzyczeć i się denerwować dając mi tym do zrozumienia, że nie masz ochoty na to, co przygotowałam. Uwielbiasz ugotowaną na wodzie owsiankę i lekko zblenderowaną z żurawiną, bananem, amarantusem i wiórkami kokosowymi. Nie przepadasz za chrupkami kukurydzianymi i jajecznicą. Nie jesteś też wielkim smakoszem gotowych kaszek, które tak chętnie piła Twoja Siostra. Wolisz kaszę manną/kukurydzianą/ryż/płatki jaglane gotowane na wodzie i wymieszane z mlekiem modyfikowanym.

Jak twierdzi Tata - jesteś dość oporny na wiedzę i naukę nowych umiejętności - określanych przez nas mianem sztuczek. Potrafisz (jak masz ochotę, ale nie na nasze zawołanie) zrobić papa. Kierujesz przy tym rękę w swoją stronę i naprzemiennie zamykasz i otwierasz dłoń. Pokazuję, jak się bije brawo, gdzie sroka kaszkę ważyła i jaki jesteś duży, ale poza tym, że to wszystko - jak WSZYSTKO w dotychczasowym Twoim życiu Cię to ogromnie bawi  - to nie jesteś zbyt chętny do powtarzania. Ale Tata twierdzi, że choć może z wiedzą nie będziesz za pan brat, za to pewnie będziesz dobry z WFu ;) Ale tak, czy siak - jutro mam za zadnie nauczyć się nowej sztuczki. Także bądź gotowy od samego rana Synu!

I cóż mogę jeszcze dodać - uwielbiam Cię PRZEogromnie i widzę miłość do Matki w Twoich oczach. Domagasz się - krzykiem, płaczem, marudzeniem - mojego towarzystwa, noszenia na rękach, mnóstwa pieszczot i przytulania. Nie lubisz zostawać sam, chcesz towarzyszyć mi we wszystkich czynnościach. Człapiesz za mną po całym mieszkaniu, wspinasz się po nogach, gdy robię makijaż, przestajesz interesować tym, co Cię zajmowało, gdy tylko zobaczysz, że usiadłam na ziemi i po chwili stoisz już oparty o moje ramiona. Wyciągasz ręce w moją stroną, gdy na rękach nosi Cię ktoś inny. I wiem, że często najgrzeczniejszy i najmniej piskliwy jesteś wtedy, gdy nie ma mnie w pobliżu. Gdy zobaczysz, że weszłam do pokoju, przeszłam do kuchni, zaczynasz płakać i od razu zmierzasz w moją stronę.

Złościsz się, gdy zabieram Ci coś z rąk, ale przechodzi Ci na szczęście równie szybko. A zabieram mnóstwo rzeczy - kredki i mazaki Marcelki, książki, które zjadasz, papiery, które wkładasz do ust, chusteczki nawilżające, nasączone przecież chemią, ubranka misiów, korale naszej młodej Damy, wtyczki itp... Nie znosisz ubierania się. Wyrywasz się, przekręcasz, krzyczysz, więc jest to moment mojego całkowitego skupienia i zabawiania Cię tak, by wszystko zrobić maksymalnie sprawnie.

W nocy budzisz się, co dwie godziny. Gdy uda Ci się przespać bez pobudek pełne trzy - odnotowuje to w pamięci i dzielę się dobrymi wieściami z Tatą, pełna nadziei, że może nasze noce będą w końcu wyglądały inaczej. Bywa i tak - jak w zeszły czwartek - gdy po swoich tańcach wróciłam do domu o 22.30 - a Ty zasnąłeś punkt 20sta, obudziłeś się tuż po moim wejściu po raz czwarty. Kolejny raz zaraz po tym, gdy położyłam się do łóżka. I potem tradycyjnie, co 1,5 - 2 godziny. Noce bywają bardzo męczące. Mój organizm już się tak dostosował, że potrafię rano funkcjonować w miarę normalnie, ale po kilku/nastu nocach mam kryzys. Potrzebuję odpocząć, odespać, zrobić cokolwiek dla siebie, z myślą tylko o sobie. I posiadam tę wspaniałą umiejętność natychmiastowego zasypiania. Gdy tylko odkładam Cię do łóżeczka, przykładam głowę do poduszki i zasypiam dosłownie po chwili. Bardzo często w weekendy, Tata bawi się z Wami na podłodze w Waszym pokoju, gdzie krzyczycie, rozmawiacie, a ja śpię w tym samym pokoju to nie przeszkadza mi kompletnie nic.  Wybudza mnie każde Wasze piśnięcie, głośniejsze przekręcanie się w łóżku, mówienie przez sen, ale po sprawdzeniu, że śpicie dalej spokojnie, po minucie śpię i ja. Albo to geny - po Tacie albo wynik prawie trzyletniego zmęczenia nieprzespaną nocą.

Masz siedem zębów, najpiękniejsze wielkie, niebieskie oczy, które komplementują wszyscy znajomi i nieznajomi, ogromną radość i śmiech w głos, gdy bujasz się pierwszy raz na huśtawkach, uśmiech na twarzy, gdy tylko kładę Cię w poziomie na rękach, bo wiesz, że za moment będziesz jadł, a te chwile lubisz równie mocno jak ja. Często trzymając moją pierś w ustach, patrzysz mi prosto w oczy i nie puszczając jej, cały czas się śmiejesz. Gdy ja odwracam wzrok i udaję, że tego nie widzę, Ty specjalnie mnie zaczepiasz i ewidentnie próbujesz rozśmieszyć.

Jesteś dopełnieniem mojego szczęścia. Niezwykle pogodnym i radosnym Dzieckiem, Dzieckiem, którego śmiech - głośny, szczery, piękny słychać w naszym domu najczęściej ze wszystkich. Niech Twoja pogoda ducha trwa jak dłużej, a ta dziecięca czysta radość nigdy Cię nie opuszcza.

2015-02-26

Dzieciaczki,

śpicie razem na sypialni, bo jeszcze nie przeniosłam Marceli do Jej pokoju i łóżka. Usypiam Was jednocześnie w takie wieczory, jak dziś - a których ostatnio coraz więcej. W zeszłym tygodniu - trzy pod rząd. I nauczyłam się organizacji domowej bez pomocy Taty. Daję radę, ale odnoszę wrażenie,  że towarzyszy mi nieustanny stres. Bo robię "podchlapkę" Marceli, a z pokoju obok słyszę płacz Karola, bo przygotowuje kolację z najmłodszym na rękach, bo zastanawiam się, jak będzie wyglądało nasze wybieranie na spacer. Czy w pośpiechu nałożę pierwszy, lepszy sweter na domową bluzkę i spodnie, które znajdują się na wyciągnięcie ręki, czy Karol będzie zanosił się płaczem podczas ubierania, a Marcela krzyczała przy każdej części garderoby, której w celu przyśpieszenia wyjścia z domu założę Jej ja. I tłumaczę sobie sama, że przecież nie mam powodów do stresów, nikt mnie nie kontroluje, z niczego nikomu nie muszę się tłumaczyć, że powinnam wrzucić na luz i przyzwyczaić się, że przecież Dzieci są Dziećmi, denerwując się niczego nie zmienię, a krzyki, płacz Maluchów to przecież normalność.

Marcelko,

Twój słowotok trwa od rana do nocnego zamknięcia oczu z półtoragodzinną przerwą w ciągu dnia. Mówisz wszystko, o wszystko pytasz. Setki raz o to samo. A po czemu? Mamo, a kto to? - Wskazując na zdjęcie, na którym jesteś Ty i przecież dobrze o tym wiesz. Mamo, a czy garnek jest gorący? A patelnia? A rączka od patelni? A jaka to zupa? A są w niej pieczarki? A marchew? A ziemniaki? A czemu czajnik nie ma gwizdka? A jakie to kwiaty? A jak jest koza po angielsku? A może spotkamy Freda jak wyjdziemy na spacer? Mamo, a Fred lubi jak się go głaszcze? A gdzie jest Tata? - kilka(naście) razy w ciągu dnia, gdy Tata wyjeżdza na dłużej? A czemu On tak długo i długo pracuje? Może wreszcie przyjedzie. Mamo, a z kim rozmawiałaś? A co Ciocia pytała? I co jeszcze mówiła? Mamo, a Basia umie robić na sedes? Mamo, a Franek ma już zęby? Mamo, a Patrycja lubi płatki na mleku? Mamo, a rzodkiewka jest zdrowa? A Oliwka je rzodkiewkę? I  tak od rana do wieczora. Nie wiem, czy wszystkie dwuipółlatki tak mają. Czy każde Dziecko tyle mówi, jest takie ciekawe całego świata.  Przyznam - bywa to męczące. Ale, na ile potrafię staram się tego nie pokazywać, a tłumaczyć, objaśniać i odpowiadać. Po dorosłemu, ale pamiętając, ile masz lat. I choć nie łatwo mi wytłumaczyć kwestię ślubu Kościelnego i nakładania sobie obrączek, gdy pytasz, skąd mam ten pierścionek. co to jest obrączka, czemu Tata też ma obrączkę, to widzę, jak dużo rozumiesz, choć wydawać by się mogło, że to tematy jeszcze nie do ogarnięcia dla Twego wieku.  Ale przychodzisz i sama mi mówisz, że jak kiedyś będziesz dorosła i będziesz miała męża, to w Kościółku też dostaniesz taką obrączkę! Nie chcę kwitować odpowiedzi jednym zdaniem, że dostałam od Taty i tyle. Skoro można opowiedzieć tak dużo i w głębszy sposób zaspokoić Twoją ciekawość, to opowiadam, uczę, a co zostanie u Ciebie, zaprocentuje w przyszłości. Widzę to!
I słucham zza ściany, gdy tłumaczysz świat Karolowi:
Karol, coś Ci wytłumaczę. Jak to się porwie, to polecisz.
Karol, Maluszku!
Karol nie trzeba płakać. Mama jest, Tata jest, Marcelka jest.
Codziennie obserwuję Twój rozwój. Widzę, jak każdego dnia powiększasz zasób swojego słownictwa. Używasz wyrazów w celu wyrażenia własnych emocji i pytania o nasze. Widzę, jak wielkie korzyści niesie ze sobą codzienne czytanie przed snem albo opowiadanie wymyślanych na poczekaniu histrorii, czy bajek. W zależności od Twoich chęci i sytuacji. Gdy opowiadam o Czewronym Kapturku, bo tą właśnie bajkę sobie zażyczyłaś, przypominają mi się słowa Babci Beatki, którą kiedyś wujek Bartek ciągle w bajkach upominał, że wczoraj było przecież inaczej. Z Tobą jest podobnie. Gdy Czerwony Kapturek niesie Babci ciasto, Ty mnie poprawiasz, że przecież bułeczki ( bo wersja z bułkami była poprzedniego dnia)! Gdy lepimy z ciastoliny zieloną żabę, Ty przypominasz sobie, że przecież żabka nie posłuchała się Mamy i zabłądziła w lesie (moja własna wieczorna twórczość). Sama coraz częściej sięgasz do książek i czytasz mi. Patrzysz na obrazki i tworzysz coraz mądrzejsze, prawdziwie bajkowe historie.
Twoja wersja Kopciuszka:
I potem Wróżka mówi - Kopciuszku o północy musisz być w domu.
Okej, okej, okej.
Macocha pyta Kopciuszka. Czemu tyle sprzątasz? Bo tu taki bałagan. A potem przyniosła Jej klocki i Kopciuszek budował i rozwalał, budował i rozwalał!
Któregoś wieczoru przed zaśnieciem mówisz mi najpięknieszy komplement świata. Wymieniasz moje ładne części ciała...
Mamusiu, masz takie ładne oczka. Mamusiu, masz takie ładne policzki[...]. Masz takie ładne ramiona. Możesz mieć skrzydła i będziesz aniołem!    <3
Następnego dnia swoją wersję nieco ulepszasz.
Jak Mama będzie miała skrzydła, będzie aniołem.
A Karol? pytam
Karol będzie motylem.
A Tata?
Tata bałwanem!!
Myślę, że słowo bałwan ma dla Ciebie jeszcze jedynie wydźwięk bardzo pozytywny, ale użycie słowa w takim kontekście rozbawiło nas do łez.
Podziwiam Twoją wyobraźnię, umiejętność tworzenia historyjek, wymyślania rozmów telefonicznych i coraz częściej też zabaw. Z pustej suszarki na pranie tworzysz sobie miasteczko, które ma otwierającą i zamykającą się bramę. Stawiasz przede mną swoją pompowaną krowę - mówisz, że to będzie nasza brama, podajesz piłkę, która tymaczasowo pełni funkcję pilota do tej bramy. I otwieramy, i zamykamy. Wchodzisz i wychodzisz.
Tworzysz swój pierwszy rysunek. Potret Świętego Mikołaja, który ma okrągłą głowę, dwoje oczu na swoim miejscu, poziomą, prostą kreskę - buzię, włosy sterczące do góry, dwie kreski - jako ręce, dwie - jako nogi. Cały czarny. Dumna jestem niesamowicie. Nie przypuszczałam, że takie zwyczajne, wydawać by się mogło proste rzeczy dadzą mi tyle radości. Gdyby kiedyś, w czasach, w których nie miałam własnych Dzieci, jakaś koleżanka pokazała mi takie dzieło swojego malucha, myślę, że w duchu nie wiedziałabym kompletnie, o co jej chodzi. Takie sytuacje może zrozumieć tylko Kobieta - Matka, tylko Ona pojmie, zrozumie ten matczyny zachwyt.
Coraz bardziej lubisz wszelkie platyczne zabawy, które uskuteczniamy zaraz po tym, gdy Karol idzie na swoją pierwszą drzemkę. Na stoliku w pokoju masz pudełka z kredkami i mazakami, codziennie zmieniasz wystrój naszej tablicowo-magnetycznej ściany. Lubisz kleić, lepić z ciastoliny, pierwsza masa solna za nami, uczę Cię trzymać nożyczki i wycinać. Tata twierdzi, że jesteś bardzo dobrze manualnie rozwinięta, jak na swój wiek, a Tata przecież wie, co mówi.
Na topie: "Kundel bury" i "Old MacDonald..." w wersji angielskiej i polskiej. Zabawa w sklepową, chrupki kukurydziane (z racji posiadania młodszego brata), jajecznica na śniadanie (mogłabyś jeść codziennie), rodzynki (do podjadania podczas Peppy).
I gdybym miała więcej sił, i nie czuła, że mój umysł odpływa, a wzrok sam powoli się zamyka pisałabym i pisała o Tobie. Książki. Niekończące się poematy. Cudaku mój! Uwielbiam.