2014-09-20

Kilka chwil, dobrych momentów z dzisiaj.

Wspólny spacer po Starym Mieście (Lubelskie Święto Cydra), obowiązkowa wizyta na placu zabaw w parku w pobliżu Placu Zamkowego. I kolacja w Szerokiej. Przepyszna tarta ze szpinakiem i fetą jedzona do spółki z Marcelką, wizyty w restauracyjnych toaletach, bo po nauczeniu informowania o potrzebach fizjologicznych łazienki w miejscach publicznych są miejscem ogromnej fascynacji i zwiedzamy je nawet, co kilka minut. Jadłam, karmiąc jednocześnie Karola, patrząc na swojego przystojnego męża i puchnąc z dumy, bo moja dwuletnia córka samodzielnie zamówiła przy barze sok, precyzując jego smak. Uwielbiam obserwować Marcelkę i Karola razem. I choć w głównej mierze moja obserwacja polega na tym, żeby Karol nie oberwał, to zachwycam się Marcelkowym tłumaczeniem: Kalol, tutaj nie rób kupy, pójdziemy do łazienki. Kalol - nie płacz, bo za karę pójdziemy do pokoju. 

Tak, Marcela dostaje czasami kary. Najczęściej za specjalne wywołanie płaczu u młodszego brata. Po kilkakrotnym tłumaczeniu, że tak nie wolno, że boli, że trzeba delikatnie. Gdy ewidentnie robi to mając świadomość, że sprawia tym Karolowi ból. I po uprzedzeniu, że za takie zachowanie będzie kara - pójście na kilka minut do swojego pokoju. Rozczula mnie zawsze to, co następuje po takim zdarzeniu. Kalol psiasiam, Karol psiasiam, psiasiam....I rzeczywiście w oczach widzę skruchę, która trwa wprawdzie krótko, ale jest.

Dobry dzień. Bardzo. Radość z tego, gdzie i z kim jestem. I jak, co wieczór - podziękujemy wspólnie z Tatą Najwyższemu za przeżyty dzień. Jest za co, a wspólna modlitwa nas zbliża. Taki wieczorny rachunek sumienia, analiza tego, co było dobre, a nad czym trzeba pracować. Prawda o samym sobie. 

Brak komentarzy: