2015-06-20

To pierwszy taki wieczór od prawie miesiąca, gdy siadam i piszę. Tak długa przerwa nie jest spowodowana jedynie brakiem czasu i sił, a dostępem do jednego komputera, który codziennie zabierany jest przez Tatę do pracy, na wyjazdy, kiedy zostajemy sami i wieczorami, gdy milion meili, tabel i raportów do przeczytania...
 
Śpicie wszyscy. A ja popijam siemię lniane (naczytałam się o jego zdrowotnych działaniach, a lubię takie specyfiki i ich smak) i zastanawiam się, co powinnam o minionych tygodniach napisać.
 
Jestem z Wami całymi dniami. Z Wami i dla Was. Czerwcowe ciepłe dni sprawiły, że w domu bywamy bardzo krótko. Wracamy by się zdrzemnąć, zjeść jakiś konkretny posiłek i popołudniu wyruszyć na drugi spacer. Ciągłe wyjścia, weekendowe wyjazdy sprawiają, że Marcelka wstaje i planuje nam cały dzień, a gdy zajeżdzamy w jedno miejsce pyta, gdzie pojedziemy potem. Przebywanie w domu Was nudzi, szczególnie Marcelkę, która nie bardzo ma ochotę na rysowanie, lepienie, budowanie z klocków, a nieustannie dopytuje o plac zabaw i huśtawki. Tak, z tych ostatnich mogłaby nie schodzić. A ja uwielbiam nasze osiedle i klimat na nich panujący. Dzięki Wam poczułam się tutaj naprawdę u siebie. Gdy wchodzimy do Stokrotki, co chwila spotykam jakieś znajome twarze, rodziców, którzy Was zaczepiają i, których ja dzieci znam z imienia. Marcelka wkroczyła w etap zabaw z rówieśnikami i Mama na placu zabaw potrzebna jest jedynie do wspólnego pójścia pod drzewo w celu załatwienia potrzeby fizjologicznej i wyciągnięcia jakiejś przekąski z torby. Chyba najlepiej Córeczko dogadujesz się z Kaliną - swoją rówieśnicą, z którą we wrześniu spotkacie się też w przedszkolu. Siadacie pod ogrodzeniem placu i z plastikowych foremek, łopatek i grabi bawicie się w zespół. Zapytana o jego nazwę, odpowiadasz, że to "Instrumenty Dziewczyn". Budujecie, gracie w berka, w chowanego i zaczynacie czuć przynajeżność do jednej płci, nie pozwalając Wojtkowi bawić się z Wami, bo przecież "to jest pociąg dziewczyn, pociąg chłopców jest na tamtej ławce". Masz swoje lepsze i gorsze dni. Dni, w których nic Ci nie pasuje, podczas których krzyczysz bez powodu, domagasz się jedynie bajki i wszystko, co mówisz przybiera rozkazujący ton. Zaciskam wtedy zęby, podnoszę głos, wymyślam kary, bo nie pozwolę sobie, byś biła mnie w twarz i mam nadzieję, że takie zachowania będą pojawiały się jak najrzadziej. Dni, podczas których chodzisz za mną krok w krok, nie chcesz pobawić się nawet przez chwilę sama, a towarzysz mi we wszystkim. Nawet w toalecie. "Co robisz, siku, czy kupę? Już zrobiłaś? Mogę Ci podciągnąć majtki". Dni, w których, gdy tylko znikam z Twojego pola widzenia słyszę, co chwila: Mamo, przyjdź. Mamo, chodź. Mamo, zobacz! Dni, w których pytasz, a ja odpowiadam, ale moje odpowiedzi Ci się nie podobają i zamiast tego jest krzyk; w których gramy w piłkę, a gdy jej nie złapiesz to płaczesz, bo chciałaś złapać. Płaczesz, bo Ty chciałaś zakręcić kran. Płaczesz, bo Ty chciałaś sama nalać soku. Płaczesz, bo Ty chciałaś włączyć zmywarkę. Jeszcze, żebym została wczesniej poinformowana o Twoich zachciankach, to mogłabym je spełnić, a tak dowiaduję się o nich dopiero po fakcie i niestety jestem narażona na cokilkuminutowe wybuchy gniewu i buntu. I nucę sobie wtedy wraz z Kasią Nosowską "muszę to przespać, przeczekać, przeczekać trzeba mi..."
 
Jesteś niesamowicie rezolutna i mądra. Przed wyjazdem do Bielska, gdy zdenerwowałaś mnie tym,  że po raz kolejny przyciskałaś Karola tak, że płakał, powiedziałam Ci, że jest mi z tego powodu bardzo smutno. Z nadzieją w oku zapytałaś, czy pojedziemy do Babci, na co odrzekłam, że pojedziemy, chociaż w tym momencie wcale nie mam ochoty jechać razem z Tobą. A Ty z rozbrajającym uśmiechem zapytałaś mnie: "I co, zostaniesz sama w domu"? :)
 
A, gdy przez przypadek wysypałam na dywan Twoje kredki, usłyszałam od Ciebie: "Mamo, to teraz zapraszam do posprzątania kredek".  I usłyszałam sąmą siebie!
 
Karol, Ty nie pójdziesz. Jesteś zagorączkowany.
 
Trochę smaruję, trochę tak podjadam. ( podczas przyrządzania na drugie śniadanie kanapki z Nutellą)
 
Ja: Marcelka, czemu nie chciałaś myć się z Ciocią?
Marcelka: "Czemu, czemu, bo nie ma dżemu"!
 
 
I obserwując Ciebie wiem, że przedszkole bardzo dobrze Ci zrobi, uwielbiasz kontakt z dziećmi, podchodzisz do zupełnie obcych na placu i próbujesz zainteresować się tym, co robią i w jakiś sposób do nich dołączyć. Nawet do starszych chłopaków. W domu naśladujesz zachowania brata - chcesz być karmiona, jesz papier, bo i Karol wszystko pakuje do buzi, chodzisz na czworaka, bo tak jeszcze porusza się Twój młodszy brat. I ciągle dopytujesz, kiedy pójdziesz do przedszkola, z dumą chwalisz się innym, a przedszkole, do którego Cię zapisaliśmy już określasz mianem swojego.
 
Jesteś niesamowicie uparta, zawsze chcesz postawić na swoim. W domu, bo na placu, w kontakcie z dziećmi po chwili wytłumaczenia bez nerwów potrafisz odpuścić. Tata mówi, że w Tobie widzi mnie. Podobno jestem taka sama. Z jednej strony takie zachowania potrafią sprawić, że mam ochotę wystrzelić się w kosmos, z drugiej wierzę, że te cechy sprawią, że będziesz potrafiła odnaleźć się w każdej sytuacji i z determinacją będziesz osiągać cele i realizować swoje marzenia. Dasz sobie radę. Na pewno.
 
Karolku,
 
31 maja wyprawiliśmy w domu Twoje pierwsze urodziny. Niedzielny obiad rodzicom i chrzestnym w marynistycznych barwach, połączony ze wspólnym spacerem, placem zabaw, lodami i taką ilością jedzenia, że obdarowałam wszystkich wychodzących. A wieczorem, tuż po doprawadzeniu mieszkania do akceptowanego przeze mnie poziomu porządku przeglądałam w telefonie opcje spędzenia dnia następnego - Twojego pierwszego Dnia Dziecka.
 
I wiecie, chciałabym, żeby taki Dzień własnie pojawił się jako pierwszy we wspomnieniach Marcelki. Upalny dzień, temperatura w okolicach 30 stopni, a my w najlepsze bawiliśmy się od rana w Centrum Kultury. Poznawaliście pory roku, barwy, smaki i zapachy w nich dominujące. Fantastyczna sensoryczna zabawa zarówno dla trzylatki, jak i roczniaka. Później nieznany nam do tej pory plac zabaw, lody w McDonaldzie (ale ja nie chce do żadnego Donalda, ja chcę na lody), spacer w parku, moczenie nóg w fontannie i powrót do domu autobusem w godzinach szczytu. Zabawianie znudzonego Karola w wózku i Marcelka, która ze zmęczenia i gorąca usnęła mi na rękach. Wróciliśmy do domu na obiad, i choć ja byłam wyczerpana, Wam sił nie brakowało i pojechaliśmy na specjalny koncernt dedykowany dzieciom. W uroczym miejscu - w patio otoczonym zielenią, kolorowymi balonami i tarasowymi huśtawkami, na których bujaliście się razem do siebie przytuleni. Piękny Dzień. Piękni My!
 
Loleczku, w czwartek postawiłeś swój pierwszy samodzielny krok. Jesteś bardzo ostrożny. Gdy nie masz możliwości złapania się czegokolwiek nie chcesz iść, nawet nie próbujesz. Idziesz trzymany za dwie ręce, za jedną - bokiem, jak gdybyś szedł przy ścianie. Może w Bielsku będziesz chciał złapać koty, dogonić Sapera i zaczniesz biegać? Nauczyłeś się, że reagujemy na Twój krzyk, więc krzyczysz, gdy Marcelka Ci coś zabiera, krzyczysz, gdy do Ciebie podchodzi i nawet jeszcze nie zaczyna Ci nic robić. :) Krzyczysz, gdy zobaczysz, że Twoja Siostra ma w kubku picie, a Ty jeszcze nie dostałeś. Krzyczysz, gdy zabieram Ci słoik, który z przyzwyczajenia włożyłam do niezabezpieczonej szafki. Kczyczysz i próbujesz zabrać moją rękę, gdy przytrzymuję szufladę, żebyś jej nie otworzył. Krzyczysz, gdy nie masz widelca w ręku, a ja sama próbuje Cię karmić. Odwracasz wtedy głowę w drugą stronę i koniec końców, nawet potłuczone z masłem ziemniaki (ulubione Marceli) zjadasz rękoma ugniatając je dodatkowo przed włożeniem do buzi.
 
Widząc zwierzęta robisz swoje charakterystyczne gardłowe hyhyhyhyhy. A ze wszystkiego, co się rusza i tak najbardziej uwielbiasz wrony. Pokazujesz, jak się myjesz, jak się robi mniam mniam i gdzie masz uszy. Zapytany pod koniec  posiłku, czy chcesz jeszcze jeść, często kręcisz głową, że nie, po czym odstawiasz talerz na stół i sam zdejmujesz śliniak. Konkretnie!
 
Plac zabaw pokonujesz na czworaka, bo ani w wózku, ani tym bardziej na rękach nie sposób Cię utrzymać. Chętnie rozwalasz Marcelkowe babki i sam probujesz pierwsze stawiać.
 
Nadal nie jesz zup. Nie znosisz się ubierać i wychodzić z wanny, a pieluchę zmieniam Ci jedynie na stojąco.
 
Nadal miliony razy dziennie mówisz "Tata" i "Mama". Albo "to", gdy czegoś się domagasz, a powtarzane ciągniem "tatatatatata" oznacza, że aktualnie bawisz się jakimś samochodem. Uwielbiasz nasze buc i stukanie się głowami.
 
Coraz częściej usypiasz w łóżeczku sam albo gdy leżę obok na dużym łóżku. Masz w ciągu dnia jedną długą bądź dwie krótsze drzemki. W nocy budzisz się raz lub dwa.
 
I nie jesteście tak nauczeni, że każdy dzień ma wyglądać tak samo. Potraficie i chętnie dostosowujecie się do naszych wspólnych planów, dzięki czemu z przyjemnością możemy robić krótsze i dłuższe wypady. Karolowi wystarczy wózek, ręce rodzica lub fotelik samochodowy, Marcelka coraz częściej zasypia po kilku(nastu) minutach od wejścia do auta. Są dni, gdy nie śpi wcale, na obiad jemy frytki, a na kolację dopijamy koktajl truskawkowy. Dni, w których kąpiecie się już o 19stej, bo zmęczni całodniowymi wojażami, w porze wieczorynki nie macie już sił na cokolwiek. I dni, w których po 19stej budzicie się z drzemek, zabieramy jabłka i wychodzimy jeszcze na wieczorny spacer.  Lato to taka pora roku, która rządzi się trochę swoimi prawami. Przynajmniej w naszej rodzinie. Skoro czujecie potrzebę zaśnięcia o 17stej - śpicie, jeśli nie macie ochoty na odpoczynek w ciągu dnia - nie zmuszamy i nie usypiamy na siłę.
 
Ach lato...Dobrze, że za chwilę rozpoczniesz się na dobre. Z przyejnmnością wybieram się niebawem do Rodziców, z utęsknieniem czekam na wyjazd nad morze. Mam nadzieję, że i z Tatą uda mi się spędzić kilka wieczorów w samotności.
 
Inny czas. Dobry. Wakacyjny. Bez pośpiechu. Z buzią w truskawkach i z gołymi stopami, opaloną skórą i lodami na drugie śniadanie. Ach lato...Czekam!