tag:blogger.com,1999:blog-26467210227390997102024-03-25T23:46:12.355+01:00jot-em.jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.comBlogger246125tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-54525479636840787082024-03-25T23:45:00.002+01:002024-03-25T23:45:33.210+01:00<p> Jest tak cicho, że słyszę tylko tykanie zegara i dźwięk uderzania w klawiaturę. </p><p>Kiedy po treningu o 21.00 wróciłam do domu, pierwsze słowa, które usłyszałam to: "Poleżysz", wypowiedziane przez Ciebie Miłoszku. Rzuciłam więc torbę w korytarzu i położyłam się obok Ciebie. Z jednej strony miałeś Tatę, z drugiej mnie. Wygłupiałeś się jeszcze, nie wyglądając w ogóle na sennego. Twoje starsze rodzeństwo przy stole jadło płatki na mleku i Marcelka zaproponowała, że opowie Ci bajkę. Zażyczyłeś sobie o kotku, który miał przyjaciółkę - psa. Po wysłuchaniu dwóch historii zasnąłeś z dłońmi w moich włosach. Wyrośniesz z tego?? W niedzielę byliśmy na pięknym Misterium Śmierci Pana Jezusa. Choć w wydarzeniu uczestniczył tłum ludzi, musieliśmy iść tak, żebyś mógł wszystko widzieć. Miałeś tysiąc pytań...a mi tak trudno było wyjaśniać to, co nawet dla dorosłego jest przecież nie pojęte. Kiedy aktor grający Jezusa został przybity do krzyża, pytałeś kilkakrotnie, kiedy On się uratuje... I kiedy powstanie. Chciałeś poczekać, aż przejście do grobu będzie możliwie, żeby sprawdzić, co i kto w nim leży...</p><p>Każdy dzień rozpoczynamy od rytuału - owsianki, którą pomagasz mi przyrządzać. Ubierasz się sam - zawsze dwie różne skarpety, bo nie chce Ci się szukać par, bluza najlepiej rozpinana i wyścigi do przedszkola, bez względu na to, gdzie zaparkujemy i jakie mam buty na sobie... Jesteś na etapie obrażania się, czasem o dosłownie wszystko. Dziś podczas zakupów właściwie nie wiem za co, przestałeś się odzywać i swoim "warczeniem" emanowałeś niezadowolenie. Pewnie dlatego, że nie kupiłam: żelków, dużego słoika Nutelli (małego też nie), czekoladowych jajek, lizaka ani kinder jajka. (Przypomniałam Ci, że wczoraj dostałeś dużego czekoladowego zająca, większość zjadłeś od razu, a o pozostałą część spytałeś tuż po przebudzeniu. I były to pierwsze słowa jakie wypowiedziałeś do mnie po wstaniu.)Milczałeś jeszcze pół drogi do domu, potem Ci przeszło i odeszło w niepamięć. Pewnie do jutra aż coś nowego wymyślisz :) <br /></p><p>Ty Marcelko masz swoje codzienne rytuały pielęgnacyjne. Z kuchni słyszę zawsze, kiedy spryskujesz twarz tonikiem i czekasz chwilę aż wchłonie, żeby wklepać w twarz krem. Powtarzam Ci, że jesteś piękną dziewczyną i nadziwić się nie mogę, że stajesz się nastolatką. Kiedy w niedzielę nałożyłaś spódnicę otrzymaną w spadku po mnie, pudrową, ołówkową, do tego sportowe buty na lekkiej koturnie, rozpuszczony włos, narzucona krótka kurteczka - napatrzeć się nie mogłam na Ciebie. Rozbawiłaś mnie ostatnio, kiedy czytałam Ci legendę, żeby pomóc Ci ją zrozumieć, a Ty mi później chciałaś ją opowiedzieć i w Twojej wersji wystąpił "Pan Szary". Mówię Ci, że kogoś takiego nie było w legendzie, a Ty uparcie twierdziłaś, że na pewno czytałam o jakimś Panu Szarym. Zajrzałam więc jeszcze raz do książki szukając takiej postaci, a tam faktycznie było napisane: "i przechodził tamtędy jakiś szary człowieczek..." :) Wkręciłaś się w piłkę ręczną. Do dwóch pozalekcyjnych angielskich, doszły jeszcze 2 treningi sportowe. Jestem dumna, bo Ci się podoba i chcesz trenować. W ubiegłym tygodniu grypy młodzieżowe, w tym właśnie Twoja, miały swoją prezentację na Globusie przed meczem MKSu. Chociaż obejrzałam Cię niestety tylko na nagraniu, to wiedząc, że sprawia Ci to radość, cieszę się i ja. I wiedz, że jak już będziesz grała w reprezentacji, ja dołączę do sektora oficjalnych kibiców MKS, będę przychodziła ubrana w barwy klubowe i śpiewała wszystkie przyśpiewki zagrzewające drużynę do walki :) <br /></p><p>Karolku, jutro piszesz jakiś próbny test trzecioklasisty, nie bardzo wnikałeś w to, z czego ma być i czy na pewno wszystko umiesz/pamiętasz. Kompletnie nie przejmujesz się takimi rzeczami. Nie jesteś fanem czytania, za to coraz bardziej angażujesz się w piłkę nożną - treningi 3 razy w tygodniu + plus Ninja i piątkowy trening piłki z Tatą to łącznie 5 treningów w tygodniu...Po etapie, że na trening trochę Cię namawialiśmy, bo Ty nie potrafiłeś się zdecydować, czy chcesz jechać, czy nie, trudno Ci się było zebrać, przygotować rzeczy, by zdążyć na czas - teraz często przebierasz się zaraz po przyjściu ze szkoły, chcesz jeździć nawet na sobotnie sparingi, jesteś (zdaniem Taty, ale wierzę w Jego obiektywizm) jednym z nielicznych, myślących na boisku. Trenerzy zauważają Twoją pracę i postępy, zawsze jesteś typowany do rozgrywek, a to dało Ci wiarę w siebie, swoje umiejętności i dużo większą pewność na boisku. Jestem z Ciebie dumna! I doceniam te momenty, kiedy podwożę Cię do szkoły, a Ty przychodzisz, żeby się przytulić. Już nie rzucasz tylko "cześć" i nie idziesz w stronę drzwi wejściowych, a zostajesz chwilę dłużej na przytulenie i moje codzienne "Kocham Cię". Może Ci to minie, narazie cieszę się i doceniam te momenty. </p><p><br /></p><p>Czekam na te kilka dni wolnego z Wami. Wolnego od wstawania o 6.00, wożenia z nadzieją, że zdążymy na czas, chodzenia spać bez poganiania, bo przecież mamy wooolne, wspólnego pieczenia mazurków, malowania jajek, sadzenia hiacyntów i BYCIA. ! <br /></p>jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-11026219163185586592023-02-02T22:31:00.001+01:002023-04-22T22:31:39.510+02:00<p> <span> </span>Nie, nie będę znów pisała, jak dawno mnie tu nie było...Nie będę opisywała tych miesięcy, lat?, bo byłam wtedy z Wami, przy Was, towarzysząc Wam we wszystkich ważnych wydarzeniach, ucząc, wspierając, gotując, pomagając przy lekcjach, jeżdżąc na zajęcia dodatkowe, chodząc do logopedów, kupując kolejne długopisy do szkoły i nowe buty w coraz większych rozmiarach. Byłam z Wami, nie zawsze mając siłę i czas, by siąść i pisać tutaj. I dalej mogłabym mówić, że tego czasu nie ma, bo jest 23.00, jutro Karol zaczyna lekcje o 7.30, w głowie myśl, że muszę skończyć pisać pracę podyplomową i rozpocząć pisanie kolejnej i tak na prawdę milion rzeczy do zrobienia, ale...przecież zawsze jest coś do zrobienia. A kiedy ostatnio zajrzałam tutaj, żeby wykorzystać fragmenty pamiętnika w swojej pracy, dostrzegłam jaką wartość ma słowo tutaj. Przywraca w pamięci chwile, o których na co dzień nie myślę i pewnie umknęłyby z głowy, gdyby nie zapis. Dlatego jestem. Oby częściej!</p><p><br /></p><p><span> Dzieciory Wy moje Kochane!</span><br /></p><p>Macie 10, 8 i 4 lata. Moja M. to już prawie nastolatka. Chyba na takim etapie przejściowym jeszcze między zabawą, a jeżdżeniem autobusem po lekcjach do McDonalda z koleżankami. Nie przychodzi mi z łatwością towarzyszenie Ci jako młodej nastolatce. Może dlatego, że jeszcze nigdy nie byłam mamą dziecka w takim wieku? Może dlatego, że Maluchowi należy dać poczucie bezpieczeństwa w postaci bliskości, jedzenia i czystej pieluchy, a z Tobą czasem po prostu nie wiem, czego w danym momencie najbardziej potrzebujesz. Chcę byś wiedziała, że jestem. Wtedy, kiedy widzę przed snem, że masz gorszy nastrój i wdrapuję się do Ciebie na górę do łóżka, żeby pogadać, poprzytulać się, albo posłuchać książki, którą właśnie czytasz. Lubię czas, kiedy możemy wyjść tylko we dwie i próbować nowych makaronów albo kolejnej czekolady na gorąco. Czasem Ci mówię, że nie można nauczyć się, jak być mamą i musisz zrozumieć i wybaczyć mi błędy, które popełniam. </p><p>Lubisz polski, plastykę, WF i religię. Nie przepadasz za matematyką, i muzyką, cenisz Panią od historii. Zdecydowanie koleżeńskość jest Twoją mocną stroną. Wychodząc ze szkoły dzwonisz, żeby zapytać, czy możesz zaprosić do nas Zuzię, bawicie się i uczycie razem, po czym tego samego dnia, po basenie przyjeżdża do Ciebie na noc Kalinka. Po skończonych zajęciach robicie wypady do Leclerca na lody albo jakieś drobne zakupy papiernicze, wracacie razem autobusem, spotykacie się przed lekcjami na szkolnym parterze, żeby wspólnie spędzić razem czas. Nawet kiedy masz na późniejszą godzinę do szkoły niż Karol, lubisz jeździć razem z nim, bo ten czas z innymi jest dla Ciebie ogromnie ważny. I bardzo się z tego cieszę! </p><p>Dwa razy w tygodniu jeździsz na akrobatykę - ostatnio awansowałaś poziom wyżej. W domu nieustannie - nawet kiedy coś oglądasz - stajesz na głowie, albo coś tańczysz, albo się rozciągasz, robisz gwiazdy, próbujesz szpagaty. A Twój brat (ten środkowy, nie najmłodszy) tylko mówi: "Czy Ty musisz na prawdę ciągle stawać na głowie", "Czy Ty musisz zarzucać mi te swoje nogi"?! Bardzo lubisz czytać, czytasz codziennie, a przed snem to już Twoja tradycja. "Bo ja jak przeczytam choćby kilku kartek, to spać nie mogę". Chodzisz na dodatkowy angielski, trochę my z Tatą nie chcemy Ci go odpuścić, Ty byś pewnie zrezygnowała, bo trzeba się uczyć i przygotowywać do zajęć itp. Ale jak widzisz efekty (6 na półrocze) to rozumiesz sens tego mojego wożenia. Nie pójdziesz spać, ani nie wyjdziesz z domu, jeśli nie powiesz swoich magicznych słów do królika: "Dobranoc/Pa Chrupciu, bardzo Cię kocham". </p><p>Jesteś sumienna i dobrze zorganizowana. Pamiętasz, co i czego masz zadane, co należy przynieść albo kiedy jest sprawdzian. Bardzo płynnie przekroczyłaś próg 4 klasy, mimo wielości nowych obowiązków z tym związanych. </p><p>Tata twierdzi, że jesteśmy bardzo do siebie podobne charakterami, stąd może czasem te spory między nami. Ale przecież Ty wiesz...Kocham Cię najmocniej w świecie!</p><p><br /></p><p>Karolku, zwany Lolciuchem przez Miłosza :) "Lolciuchu...!!",</p><p><span> </span>Babcia twierdzi, że nie mówisz wiele, ale jak już coś powiesz...to to jest takie wyważone i mądre. (Słyszałam to już od znajomych i podobno masz tak po Tacie) :) Czasem sobie myślę, że chciałabym mieć Twój luz. "Mamo, w bałaganie mi się lepiej pracuje". "Mamo, jak ja posprzątam, to nie mogę niczego znaleźć, a tak to wiem, że wszystko leży na biurku". Nie masz spiny związanej z ocenami, szkołą i nauką. </p><p>(budujesz z klocków)</p><p>- Synu, czy Ty wiesz, że na 36 stron w ćwiczeniach, połowę masz niezrobioną, wszędzie są pieczątki od Pani z napisem DOKOŃCZ. </p><p>- Ale to nie na jutro. (i dalej budujesz).</p><p><br /></p><p>- Karol, odrobiłeś na jutro lekcje?</p><p>- Hmmm... załóżmy, że tak. :)</p><p><br /></p><p>- Ale wiesz Mamo, że jak są takie zadania w ćwiczeniach, że przepisz do zeszytu, to ja nigdy już tego nie przepisuję, Pani tego nie sprawdza.</p><p><br /></p><p>Jak masz w pracy domowej napisać swoją myśl wyrażoną w 5 zdaniach, to napiszesz dokładnie 5 zdań i ani jednego więcej. Jeśli z lektury masz wybrać 3 dowolne zdania i je przepisać do zeszytu, to z pół godziny zajmie Ci, zanim znajdziesz te najkrótsze. </p><p>I powiem Ci, że ja też nie mam żadnej spiny związanej ze szkołą, mam swoje zdanie dotyczące ocen i sama nie chcę, byście brali udział w takim bezsensownym wyścigu szczurów. Oczywiście nauka jest ważna i cenna, ale nie na zasadzie konieczności bycia najlepszym we wszystkim i zawsze. Lubię to, że nie masz czasu zjeść, bo przecież przerwy są takie krótkie, a Wy gracie na korytarzu w "Mundial". Cieszę się, że w 2 semestrze I klasy otworzyłeś się, bardziej uspołeczniłeś, zacząłeś zgłaszać, wypowiadać się, a nawet jak to oceniła Pani - "czasem jest zbyt pewny siebie i to Go gubi (szczególnie na matematyce)." Nie lubisz czytać, a wszystkie lektury są nudne, bardzo lubisz programy przyrodnicze, ciekawostki o świecie i rzeczy techniczne. Ostatnio fascynujesz się torami kulkowymi i robisz coraz bardziej skomplikowane układy. Uwielbiasz prace plastyczne i przywiązujesz dużą wagę do ich staranności. Lubisz tworzyć, coś sklejać klejem na gorąco, wymyślasz i eksperymentujesz. </p><p>Chodzisz kolejny rok na zajęcia NINJA i one dają Ci dużo frajdy. Mnóstwo pochwał dostaję od trenera na Twój temat, a te dodają Ci jeszcze więcej skrzydeł. Wygrywasz, kiedy na zajęciach Pan robi konkurs, kto najdłużej będzie wisiał na drążku, zajmujesz pierwsze miejsce w konkursie na dodatkowym angielskim: "A widzisz, inni się dużo uczyli, a ja nawet nie wiedziałem, że coś będzie". </p><p>Jesteś wrażliwy i czuły, empatyczny i ostatnio coraz bardziej pomocny. Po prostu. Sam z siebie. Bez przypominania ogarniasz królika, bez złoszczenia, że Ty wcale tego królika to nie chciałeś, bez marudzenia odkurzasz, czy ogarniasz biurko, a na moje prośby mówisz entuzjastycznie: "dobrze". </p><p>Nie lubisz, kiedy coś Ci nie wychodzi, to wywołuje płacz u Ciebie, często masz swoje zdanie i nie sposób Ci wytłumaczyć, że możesz nie mieć racji albo mogłeś się w czymś pomylić, a mylić to bardzo się nie lubisz. Podobnie jak przyznawać do błędu, Zawsze tak potrafisz przedstawić sytuację, że błąd i tak będzie leżał po czyjejś innej stronie. </p><p>Jesteś rozdarty między chodzeniem na piłkę nożną, a nie chodzeniem. Miałeś już transfer z jednego klubu do drugiego, żeby sprawdzić, jak wyglądają zajęcia w różnych miejscach i do końca nie potrafisz się określić, a my nie chcemy Cię zmuszać, tylko dać możliwość, żebyś robił, to co lubisz. </p><p>Lubię Twoją otwartość i poczucie humoru. "Wielka księga Kawalarza" to narazie jedna z nielicznych książek, które samodzielnie chcesz czytać. Cenię w Tobie to, że jesteś bardzo przyjacielski w relacjach z kolegami, potrafisz być mocno opiekuńczy w stosunku do Miłosza. I kiedy patrzę na Ciebie to wiem, że po prostu dobry z Ciebie chłopak. Zwyczajnie dobry. Ale w tej zwyczajności jest duża niezwykłość!</p><p><br /></p><p>CDN... ;)</p>jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-78775779979582176052021-04-22T00:02:00.000+02:002021-04-22T00:02:06.028+02:00<p> Szaleństwo! Nie było mnie tu rok??!!! Nawet nie wiem, od Kogo/czego zacząć. </p><p>Może od Najmłodszego, bo chyba po Nim w ciągu tego roku widać upływ czasu i ogromny postęp w rozwoju. </p><p>Synu, masz prawie 2,5 roku. I dajesz nam codziennie mnóstwo powodów do radości. Swoimi minami, popisami, uporem i dobrocią. Jesteś do szaleństwa zakochany w swojej hulajnodze, którą nazywasz "lo". Ostatnimi czasy, poza "ja" jest to najczęściej wypowiadane przez Ciebie słowo. Wczorajszy popołudniowy spacer - ponad 2 km bez żadnego postoju. Wracaliśmy po 21.00, każdy na swojej hulajnodze, Ty bez drzemki w ciągu dnia, w świetnym wciąż humorze. Jeździsz tak szybko, że albo muszę truchtać, żeby dorównać Ci tempa, albo wyprzedasz mnie, robisz kółko i zawracasz, żeby być na równi ze mną. Wzbudzasz ogólne zachwyty, że "taki mały, a tak jeździ", "a ile to on ma lat, że tak śmiga", a Ty podłapujesz pochwały i jeszcze bardziej przyspieszasz, albo podjeżdżasz do przechodniów i z dumą prezentujesz dwa palce, bo przecież tyle masz już lat. Czasem puszczasz jedną ręką kierownicę, aby siedzącym na ławce powiedzieć swoje "heeeeej" i bez oglądania się za siebie jedziesz dalej. </p><p>Poza hulajnogą lubisz jeść. Jesteś dzieckiem, które jako pierwsze siada do stołu, kiedy tylko zawołam Waszą Trójcę na posiłek. Tobie nie trzeba dwa razy powtarzać. Uwielbiasz swoje "tośty" i "paćki", i "łe" czyli chleb z masłem i serem, wszelkie zupy, zwane "upami" (czasem mam problem z rozróżnieniem, czy chcesz jeść, czy potrzebujesz skorzystać z toalety). Ale zapytany na co masz ochotę, zawsze odpowiadasz, że na "tośty". Z lekkim przerażeniem obserwowaliśmy Cię z Tatą, kiedy po utrzymującej się dość długo biegunce i wymiotach próbowałeś chyba nadrobić stracone gramy i mogłeś jeść dosłownie cały czas. Zupy domagałeś się siedząc i przy stole i krzycząc na całe gardło "uuuuupaaaaa", godzinę po śniadaniu, czyli w okolicach 10.00 rano, a na kolację zjadałeś ponad 20 placków...Ten stan utrzymywał się kilka dni, w ciągu weekendu zrobiłeś się cięższy o kilogram i wróciłeś do normalnego zachowania. Czasem nawet dzielisz się jedzeniem. Poproszony, odrywasz ze swojej kanapki milimetrowy okruch chleba i dajesz go Marceli. Albo oddajesz swój już mocno nadgryziony tost, kiedy zobaczysz, że na talerzu pojawia się kolejna, świeża porcja ciepłych kanapek. </p><p>Bardzo lubisz książki. A ja często przystaję i obserwuję Cię, kiedy rano wstajesz, sięgasz do swojego koszyka po jakąś obrazkową lekturę, siadasz sam na kanapie i "czytasz". I po raz <i>niewiemjużktóry </i>oglądamy wspólnie serie książek, które jeszcze nie tak dawno przeglądałam z Twoim rodzeństwem. Zadaję Ci te samy zagadki i wiem, że to rodzaj zabawy, który się nie nudzi, bo i Starszaki często do nas dołączają. Lubisz też wszystkie typowo chłopięce zabawy, najchętniej ze starszym Bratem, którego naśladujesz we wszystkim. Ale i ze starszą Siostrą też się czasem pobawisz, o ile to Ona zechce zaprosić Cię do wspólnej zabawy. I nawet czasami przez chwilę posłusznie wykonujesz Jej polecenia. Bawicie się wspólnie w szkołę, a Ty kiedy możesz - grzecznie piszesz po tablicy, siadasz, kiedy Marcelka Ci coś tłumaczy. Jeszcze jakiś czas temu bez oporów dawałeś się przebierać, pozwalałeś nakładać sobie bransoletki, paski, torebki i inne dziewczyńskie akcesoria, woziłeś wózek z lalkami albo sam wsiadałeś do pojazdu dla lalek i udawałeś malutką córeczkę. Teraz zdecydowanie wolisz zabawy z "Lolem". A z zabawek Marcelki najbardziej pasuje Ci Jej łóżko i wdrapywanie się do Niej na samą górę. Kiedyś to był azyl Twojej Siostry, teraz nawet zawieszona kartka "Zakaz Wstępu" nie robi na Tobie wrażenia. </p><p>Masz swoją ulubioną piosenkę. Niezmiennie od roku jest to "Bella Ciao". Kiedy tylko ktoś z nas wypowie słowo 'piosenka', 'słuchać', 'włączyć muzykę' krzyczysz na cały dom: "ciał, ciał, ciał". I skaczesz uradowany po kanapie, gdy tylko usłyszysz znajome pierwsze takty. </p><p>Jesteś na etapie "ja". Wszystko "ja". Sam myjesz ręce i buzię po posiłkach. Sam musisz wejść i wyjść z fotelika samochodowego. Sam musisz otwierać drzwi wejściowe do domu albo te do klatki schodowej. Schodzenie z naszego czwartego piętra wygląda tak, że Starszaki z reguły schodzą jako pierwsze, Ty ze mną za Nimi, W okolicach drugiego piętra krzyczysz: "Lalo ja, Lela ja, Lalo ja, Lela ja" na znak, że Ty chcesz jako pierwszy otworzyć drzwi wyjściowe. (Naprawdę mamy dobrych sąsiadów. Myślę, że są nad wyraz cierpliwi i wyrozumiali). Gdy poproszę o coś Twoje rodzeństwo, Ty startujesz jako pierwszy ze swoim: "Lalo ja, Lela ja" na ustach. </p><p>Oglądanie bajek nazywasz "tli tli". Tak, dzieciaki często Cię podpuszczają, bo tylko słyszę jak mówią: "Idź, zapytaj mamy, czy możemy coś pooglądać", a Ty uradowany od razu biegniesz i krzyczysz: "Mamo, tlitli??? Mamo, tlitli??? I Twój dotychczas ulubiony bohater to nie kto inny, jak Strażak Sam. </p><p>Od piątku jesteśmy na etapie odpieluchowania, szybka decyzja, szybkie działanie, bo przecież jesteś już taki duży i można się z Tobą fajnie porozumieć i dogadać, mimo ubogiego jeszcze Twego zasobu słów. Dziś pierwszy dzień bez żadnej wpadki. Bez mojego przypominania. Sam wiedziałeś, kiedy potrzebujesz skorzystać z toalety i wyrabiałeś się na czas. Myślę, że śmiało mogłam zebrać się z tym wcześniej, ale po pierwsze - nie chciało mi się ;), a po drugie - uważam, że trafiliśmy w bardzo dobrym momencie. Jesteś już na tyle rozumny, że zaskoczyłeś od razu, cztery wpadki dziennie to dotychczas Twój "rekord", więc myślę, że jesteśmy na końcu drogi, zanim na dobre ją rozpoczęliśmy. </p><p>I lubię Cię Gościu, bardzo! Jak podchodzisz i całujesz. W usta, potem w oba poliki, w ucho prawe i ucho lewe, w brodę, czoło i oczy. Czasem jeszcze w kolczyki, jeśli mam dłuższe, zwisające, to i je potrafisz wycałować. I lubię, kiedy wtulasz obie dłonie w moje włosy, kiedy usypiam Cię wieczorem. I lubię te Twoje: "Mamo, co to?" wypowiadane z takim fajnym akcentem, szczerym zdziwieniem w głosie. I Twoje "aaaaaaaa", kiedy Ci coś wyjaśniam, a Ty swoim "aaaaa" odpowiadasz sz tak, jakbyś mi chciał powiedzieć: No przecież wiem, już wszystko jasne, nie musisz już tłumaczyć". </p><p>I myślę Synu, że mogłabym tu jeszcze pisać i pisać o Tobie...Ale muszę wziąć pod uwagę, że jest już północ, Twego starszego Brata trzeba rano zaprowadzić do przedszkola, u Marcelki nocuje Jagoda. Z racji Dnia Ziemi i konieczności ubrania zielonego stroju na zdalne lekcje, mam im wpleść we włosy rano zielone druciki (do zabaw plastycznych). I chyba jeszcze przed 8.00 trzeba skoczyć po małe zakupy. Reszty dnia nie planuję, Zaplanuje się sama. </p><p>Ściskam. Wasza Mama. </p>jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-33827140647075917942020-04-16T00:10:00.000+02:002020-04-16T00:10:38.762+02:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div>
Najdrożsi, </div>
<div>
<br /></div>
<div>
przedziwny to czas ostatnio się dzieje. Od miesiąca - narodowa kwarantanna i cała rzeczywistość oznaczona została hasztagiem #zostanwdomu. Świat zaczął funkcjonować w trybie online, w którym to ja - człowiek społeczny, spragniony kontaktów osobistych nie do końca potrafi się odnaleźć! Nie mogę pójść na Eucharystię, ani w niedzielę, ani w zwykły dzień, bo wprowadzone obostrzenia pozwalają przebywać w Kościele jedynie 5 osobom. Klękam więc przed świecą, wpatrując się w wystawiony na ekranie Najświętszy Sakrament i dostrzegam wartość tego wszystkiego, co jeszcze miesiąc temu było oczywistością. Wychodząc z domu lubię odetchnąć - dosłownie i nie musieć przy tym zasłaniać ust. W sklepach lubię dotknąć, sprawdzić konkretny produkt bez dodatkowej warstwy w postaci rękawiczek, a z drugim, napotkanym człowiekiem rozmawiać bez koniecznego dwumetrowego odstępu. Przytulić, dotknąć ramienia, poklepać po plecach. Brakuje mi Najbliższych, Przyjaciół, rozmów przy kawie i planszówek z dorosłymi. Rzeczywiście jest to dobry czas, by samemu móc zobaczyć, jakich relacji, aktywności i czego tak zwyczajnie nam w życiu brak! </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Dwa dni po zamknięciu szkół Marcelka przeszła w tryb internetowej nauki i jestem wdzięczna za ogarniętą wychowawczynię, która to nie zrzuciła obowiązku realizacji programu nauczania na rodziców, próbujących odnaleźć się w nowej sytuacji, a sama "zabiera" dzieciaki do wirtualnej szkoły i organizuje im codziennie 2,5 godziny zajęć zacząwszy od polskiego, przez matematykę, plastykę, a skończywszy na wychowaniu fizycznym. W tym czasie próbuję zorganizować czas chłopakom, co nie jest do końca łatwe, bo obaj nie potrafią usiedzieć spokojnie w miejscu. Karol swoje zadania, które mailowo wysyła ich nauczycielka robi, co chwila licząc, ile stron mu do zrobienia jeszcze zostało. Wkłada w to minimum zaangażowania, a znudzenie, które wyraża zarówno jego pozycja przy stole, jak i twarz sprawiły, że ja sama trochę odpuściłam. Po wewnętrznej presji, jaka towarzyszyła mi w pierwszych tygodniach, by wszystko realizować zgodnie z planem widzę, że lepiej matematyki uczy się wydając resztę z banku podczas kolejnej rozgrywki w "Monopol", a strategicznego myślenia i przewidywania ruchów przeciwnika w "Splendorze". Chociaż ja, przyznaję uczciwie, nie reaguję już aż tak entuzjastycznie na pytanie dzieci, jak tylko Miłosz pójdzie na swoją drzemkę: "To, w co zagramy?" i potem mija kolejne 20 minut dyskusji, bo każde chce grać, w co innego, a wczoraj graliśmy w to, co Ty chciałaś/chciałeś, a ja w to nie chcę itp...Ale, co zrobić. Zostajemy w domu i gramy, bo inaczej zmiecie nas z planszy :)<br />
<br />
Dzieciaki, w niedzielę obchodziliśmy pamiątkę najważniejszego święta w naszej wierze. I chociaż ten czas był zupełnie inny, to czy mniej wartościowy?? Staraliśmy się stworzyć nasz Domowy Kościół na tyle, na ile potrafiliśmy i w taki sposób, byście mogły jak najwięcej z tego zrozumieć i zapamiętać. Całe Triduum przeżywaliśmy w łączności z Poczekajką, bo widok znajomych twarzy sprawiał, że mieliśmy większe poczucie wspólnotowości i bycia razem z innymi. Podkreślaliśmy ważność chwili zarówno strojem, przygotowaniem stołu i czynnym uczestnictwem. My Rodzice - tak, Wam to różnie wychodziło ;) Pierwszy raz doświadczyliśmy w domu wzajemnego umywania nóg, rodzinnej wieczerzy wielkoczwartkowej, adoracji Krzyża i światłości, która stopniowo rozświetlała nasz salon w Wielką Sobotę. Pierwszy raz w Piątek uczestniczyłam z Wami w Drodze Krzyżowej, a o 15.00 modliłam się w pustym Kościele. Niedzielny poranek był pięknym ukoronowaniem tego, co wspólnie przeżywaliśmy przez ostatnie popołudnia. I w naszym przypadku konieczność pozostania w domu pozwoliła nam doświadczyć piękna tych chwil w zupełnie inny niż dotychczas sposób.<br />
<br />
A teraz? Czekamy na powrót do normalnej rzeczywistości. Marcelka łączy się online ze swoją przyjaciółką z Bielska, która mówi jej, jak bardzo za nią tęskni, wirtualnie spotyka się z przyjaciółką z osiedla obok, wspólnie tańczą i czytają sobie "Dzieci z Bullerbyn". I zdecydowanie chce już powrócić do szkolnych przerw i...obiadów. ( To drugie pozostawię bez komentarza (: )<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br /></div>
</div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-91140166240825134482019-11-27T23:54:00.000+01:002019-11-27T23:54:44.061+01:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Miłoszu mój,<br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
rok temu o tej porze jadłam kolację w towarzystwie Twego Taty i Babci, i zastanawiałam się, jak będzie wyglądać dzień Twego porodu. Nie przypuszczałam, że tuż po północy będę siedziała w samochodzie ze skurczami i czekała, aż Tata znajdzie w swoim samochodzie skrobaczkę, oczyści szyby i ruszymy do szpitala. Pamiętam wszystko. Szpitalną ciszę, lekarkę, która badała mnie na izbie, ładny makijaż położnej, piosenkę w radiu, ból, wdzięczność, zapach towarzyszący Twoim narodzinom.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Cudaku, jesteś iskrą w naszej radości. Nie wiem, jak funkcjonowaliśmy bez Ciebie, bez Twoich okrzyków wyrażających radość, bez Twojego "o", krótkiego, mocnego, wypowiadanego w nowych sytuacjach, gdy coś Cię zaskoczy, gdy coś nowego zobaczysz. Rozwijasz się w bardzo szybkim tempie, a ja wiem, że to obecność starszego rodzeństwa jest głównym tego motorem. Gdy w wakacje jechaliśmy do Bielska przemieszczałeś się pełzając. To tam pierwszy raz stanąłeś na korytarzu, trzymając się schodka, to tam po paru dniach przeraczkowałeś cały korytarz z każdym dniem bardziej umacniając swoje nowe umiejętności. Pamiętam wieczór, gdy przebudziłeś się po jakiejś godzinie po zaśnięciu i stałeś w łóżku czekając aż przyjdę. I Twój widok Ciebie stojącego, przytrzymującego się barierki łóżka bardzo mnie zaskoczył i uradował. Nie przypuszczałam, że przeżywając po raz trzeci wszystkie te kolejne etapy rozwoju, będą mnie one tak zwyczajnie szczerze radować. Siadać nauczyłeś się pod Krakowem, w Czernej, gdy przebywaliśmy na naszych piętnastodniowych rekolekcjach, a Ty zdobyłeś tam ksywkę "Sprężyna", bo brany na kolana nieustannie na niech podskakiwałeś. Nie siedziałeś w spokoju, nie stałeś, a ciągle góra-dół, góra-dół. Po wakacyjnym powrocie do domu musieliśmy się nauczyć Twojej wszędobylskości, tego, że przemieszczasz się po wszystkich pokojach i podnosisz przy wszystkim, nie koniecznie przy rzeczach, przy których wstawać powinieneś (ruszający się wózek Marceli, jeżdżące żółte auto, poduszka na kanapie). Zaliczyłeś kilka bolesnych upadków, bo początkowo nie potrafiłeś padać na pupę, tylko na plecy i głowę, ale z czasem robiłeś to sprytniej, ostrożniej, ucząc się na doświadczeniach. Od dwóch tygodni chodzisz. Chodzisz całymi dniami, bierzesz w ręce różne przedmioty, przenosisz z pokoju do pokoju i chodzisz. Jesteś niesamowicie zadowolony z nowej perspektywy spoglądania na świat i coraz bardziej dokuczliwy. Czasem już nie sprzątam, a plastikowe miski leżą na środku kuchni, razem z folią aluminiową i foliowymi woreczkami, gdzieś obok leży różowa patelnia, w sypialni książki, w łazience suszarki, w pokoju dzieci powyciągane piżamy i skarpetki, w wannie gazetka selgrosa, w moim bucie różowa plastikowa świnka od "pana dumelka".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Uwielbiam ten Twój głośny śmiech przy codziennych łaskotkach, już nie szczerbaty uśmiech (masz osiem zębów, między górnymi jedynkami urocza przerwa, dolna dwójka całkiem koślawa), Twój wyraz niezadowolenia, gdy głośno mówię "nie wolno" albo zabieram Ci coś, czego mieć nie powinieneś. Kładziesz się wtedy na ziemi z głową zwróconą do podłogi i tak lamentujesz albo odchodzisz ode mnie w drugi kąt pokoju, krzycząc coś przy tym po swojemu. Żartobliwie mówię, że się wtedy tak chwilowo obrażasz, ale na szczęście szybko Ci przechodzi. Tata nazywa Cię "sołtysem:, bo często chodzisz z wypiętym brzuchem i krzyczysz. Nisko. Gardłowo. Bardzo głośno. Co jeszcze w Tobie chcę zapamiętać? Chochliczy wyraz oczu, gdy wyrzucasz rzeczy siedząc w krześle do karmienia, jak podczas kąpieli sprawdzasz, czy masz na głowie okularki do pływania i ciągle ich dotykasz, jak śmiejesz się w głos za każdym razem, gdy bawimy się w "a ku ku", a Ciebie śmieszy to wciąż tak samo, jak zostawiony na sypialnianym łóżku przewalasz się po nim nie patrząc absolutnie na nic, czy walniesz głową w ścianę, zagłówek, czy moje kolano. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Uwielbiasz kąpiele, płaczesz, gdy jesteś wyciągany z wody, przekonujesz się do spacerów w wózku, bo te często kończyły się tym, że prowadziłam wózek jedną ręką, a Ciebie niosłam na biodrze. Tak wspominam nasze wrześniowe powroty ze szkoły Marcelki. Przez wąwóz, pod górę do przedszkola po Karola. Do domu wracałam cała mokra i padnięta, by następnego dnia znów mieć ochotę na powtórkę z rozrywki. Przecież tegoroczny wrzesień uraczył nas tak piękną pogodą, że szkoda było wybierać inny środek transportu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No i nie śpisz. Nie śpisz nawet trzech godzin pod rząd. Potrafisz wybudzać się kilka razy w odstępach, co godzinę. Wierzę, że sytuacja unormuje się trochę, gdy przestaniesz być karmiony naturalnie, ale wszystko na spokojnie. Na to przyjdzie jeszcze czas. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kończę Malutki. Masz trzecią pobudkę od 21. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Uściski MAMA</div>
</div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-29614274003730643802019-05-28T23:34:00.000+02:002019-05-28T23:34:02.336+02:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Miłoszu mój, zwany przez swoje rodzeństwo pieszczotliwie Miłuniem,<br />
<br />
wczoraj rano tęczowym, galaretkowym tortem i wspólnym "sto lat" obudziliśmy Twego starszego brata, dziś śpiewaliśmy Tobie, bo oficjalnie jesteś już "półroczniakiem". Wyrasta Ci dolna, prawa jedynka, której wypatrywałam codziennie, od co najmniej dwóch miesięcy. Po brodzie spływają Ci hektolitry śliny, które w połączeniu z obecnie lejącym się katarem, dają wciąż mokrą chustkę pod szyją. 19 marca pierwszy raz przekręciłeś się z brzucha na plecy, następnego dnia - w odwrotną stronę.<br />
Przemieszczasz się swoim sposobem, trochę turlasz, trochę pełzasz do tyłu, a od kilku dni podnosisz dupkę do góry, prostujesz ręce w łokciach i czekam, kiedy wystartujesz z raczkowaniem. Tak się właśnie zastanawiam, czy mamy jakiś rytm naszego dnia. Stałym, codziennym punktem jest Twoja poranna zabawa z Marcelką, która zaraz po przebudzeniu przychodzi na sypialnię, Ty najczęściej wtedy już nie śpisz, a jeśli przysypiasz, to oczywiście od razu przestajesz i Melka robi Ci tak zwaną "foczkę", czyli kładzie sobie Ciebie na swoim brzuchu i Cię zabawia, opowiada Ci przeróżne historie, trochę Cię tarmosi, czego jej wyperswadować nie umiem, trochę Ty Ją łapiesz za włosy i tak mija pierwsze pół godziny poranka. Potem wypada drzemka , tak między 9, a 10, która trwa od pół godziny, do dwóch i poza tym niczego więcej ustalić się nie da. Ale czy w ogóle można mówić o jakimś rytmie, kiedy ma się trójkę dzieci ? I wszystko zależy od naszych humorów, potrzeb na dany dzień i pogody. Jeszcze jakiś czas temu pięknie spałeś na dworze, teraz wózek bardzo dobrze służy Ci w momencie usypiania, ale samo świeże powietrze już nie wpływa tak na długość Twojego snu, bo lubisz patrzeć, obserwować - najchętniej z pozycji moich rąk. Jeszcze dwa miesiące temu, po powrocie z przedszkola wnosiłam Ciebie śpiącego w gondoli i zostawiałam na balkonie, wtedy spokojnie szykowałam obiad i mogłam zjeść razem z dziećmi. Teraz, gdy tylko przekroczymy próg klatki schodowej/ przedszkola budzisz się natychmiast. No i nauczyłam się robić mnóstwo rzeczy z Tobą na rękach, razem odkurzamy, razem przygotowujemy ciasto na placki/naleśniki i je smażymy. Razem jemy obiad i pijemy kawę. Nie siedzisz już tak spokojnie i w chuście, bo w początkowych miesiącach była ona nieraz naszym ratunkiem. Spałeś po 2-3 godziny, a ja wtedy ogarniałam wszystko, od domowych porządków, przez prasowanie, mycie (tak, pochylona, nad wanną, podtrzymywałam Ciebie jedną ręką, a włosy myłam drugą) i suszenie włosów. Przeszliśmy już etap Twojegp nocnego spania od 21.00 do 5 rano! Teraz do 1.00 potrafisz mieć ze 3-4 pobudki. Ale wiesz, jakoś niczym się nie przejmuje i nie denerwuje. Mając doświadczenie starszych dzieci, wiem, że to wszystko są tylko jakieś etapy przejściowe, które za chwilę ustąpią, dając miejsce kolejnym. Podczas nocnego karmienia, zabieram Cię do naszego łóżka, nie patrząc w ogóle na to, czy się do tego przyzwyczaisz, czy nie. Dzięki temu ja się wysypiam, a uważam, że ma to kluczowe znaczenie. Nie przejmuje się tym, że masz już pół roku, a jeszcze tak na prawdę nie dałam Ci niczego innego - poza moim mlekiem - porządnie zjeść. No i bardzo lubię Cię nosić na rękach, Twojego rodzeństwa już na dłuższą metę nie dam rady, a wiem, że za moment i Ty do nich dołączysz.<br />
<br />
I tak poza tym, to jesteś uroczy, Wszyscy mówią, że bardzo podobny do Taty i Karola. Ja nie widzę tego podobieństwa, za to wiem, że pięknie się śmiejesz, kiedy po drzemce wchodzę do sypialni, a Ty widząc mnie radujesz się od ucha do ucha. A chwilę temu, udawałam jakieś dziwne dźwięki, (sowa podobała CI się najbardziej i babcine "guuuufiiii" w wyskiej otonacji), żeby wywołać jakiekolwiek delikatne poruszenie kącików ust na Twojej twarzy. Teraz wystarczą "pierdziochy" w pachy, żeby usłyszeć Twój śmiech w głos.<br />
<br />
I wiesz, nawet Tata już się przyzwyczaił do Twojego Istnienia. Dla mnie - byłeś z nami Zawsze.<br />
<br />
<br /></div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-42701321938901918492019-05-28T22:41:00.000+02:002019-05-28T22:41:47.360+02:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Lolencjuszu,<br />
<br />
skończyłeś wczoraj 5 lat, nie wiem, kiedy to minęło. Dopiero co, płakałeś jak pterodaktyl i leżałeś z tymi swoimi długimi nogami i radowałeś nasze serca, radowałeś tak samo jak i dziś.<br />
<br />
Życzę Ci odwagi do ludzi i świata, podchodzenia bez obaw do nowych sytuacji, nie bój się zmian, uśmiechaj się do wszystkiego wiedząc, że masz nas. Mam nadzieje, że jeszcze długo będziesz żegnał mnie wychodząc do przedszkola słowami: "kocham Cię i przesyłam Ci kolorowe kwiaty, odbierz mnie po podwieczorku, ale zaraz po podwieczorku". Że jeszcze mnóstwo laurek dostanę z tęczą, domem, kwiatem, słońcem, sercem - w przeróżnej konfiguracji i kobiecych kolorach.<br />
<br />
I, że zawsze szczęściem będziesz nazywał przytulenie, tak jak ostatnio, kiedy Tata zaglądał do szafek, a na pytanie Melki, czego tak szuka, odpowiedział, że szczęścia. Ty po prostu powiedziałeś, to chodź i się przytul do mnie... Proste, szczere i piękne!<br />
<br />
Życzę Ci dużo Tatusiowych łaskotek, bo te podobno są najlepsze, jak najwięcej wygranych w Uno i Gobblety, asów w wojnie, żebyś jak najmniej miał pozdzieranych łokci i kolan podczas jazd na rowerze. A jeździsz całkiem szybko kładąc swój rower, jak motor podczas wchodzenia w zakręty.<br />
<br />
Bądź wciąż tak dobrym starszym Bratem. "Masz Miłosz poduszkę, położę Ci, żebyś się nie uderzył w ścianę". "Mamo, Miłosz się obudził, pewnie jest głodny".<br />
<br />
I obiecuje Ci to, czego życzyłeś mi w Dniu Matki: " Żebyś mnie tak mocno zawsze kochała, i żebym ja Cię tak mocno kochał". Kocham. Najmocniej na świecie!<br />
<br /></div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-34895495566586759592019-02-25T22:45:00.001+01:002019-02-25T22:45:45.660+01:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
trzy miesiące wcześniej...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatni tydzień listopada.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Synku, </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
z ogromną niecierpliwością czekamy na Ciebie. Moje ciało jest gotowe na Twoje przyjście, lekarz każe mi tylko czekać na jakiekolwiek skurcze. Kontrolne badania KTG notują jakieś małe, pojedyncze, ale zdecydowanie za słabe, żeby mówić o początkach porodu. Po każdej wizycie na Izbie wieczorem mam informować naszego lekarza, jak się czuję i wtedy będziemy podejmować decyzje, co robić dalej. Mój SMS praktycznie za każdym razem wygląda tak samo. Przesyłam informację, że czuję się bardzo dobrze, KTG prawidłowe, skurczy brak i poczekajmy jeszcze na rozwój akcji. Dajmy szansę naturze. Bo bardzo marzy mi się poród naturalny, bez niepotrzebnych przyśpieszaczy w postaci oxytocyny, jak to miało miejsce podczas dwóch poprzednich moich pobytów na porodówce. Piję herbatę z liści malin, chodzę po schodach na nasze 4 piętro kilka razy dziennie, tam umyję podłogę, tu zrobię kilka przysiadów i nic. i wiem ,że gdyby nie moje zdecydowanie, już dziś byłbyś na świecie, bo ostatnie USG pokazują, że ważysz już około 4 kg i zdaniem lekarza, teraz tylko niepotrzebnie rośniesz w masę. Ale ja chcę czekać. Skoro nic się nie dzieje, to znaczy, że masz jeszcze czas. Swój czas. A nawet nie ma jeszcze właściwego terminu, więc po co przeszkadzać naturze i ingerować. I chociaż poprzednich porodów nie wspominam źle i na tamten czas byłam z nich zadowolona, to teraz wiem, że wiele rzeczy było zupełnie niepotrzebnych i tym razem chciałabym, żeby było inaczej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
27 listopada - w dniu właściwego terminu porodu udaję się na KTG, dostaję informację od kolejnego lekarza, że mam się następnego dnia rano zgłosić do szpitala ( i wiem, że powtórzy się scenariusz, którego bardzo chciałam uniknąć - fotel, kroplówka i czekanie na skurcze). Ale nie chcę też sprzeciwiać się osobom kompetentniejszym, obawiam się, żeby mój upór nie doprowadził do tego, że wagowo okażesz się spory i w ostateczności wylądujemy na cesarskim cięciu. Dzwonię do Twojej Babci, żeby przyjechała do Twojego rodzeństwa, bo następne kilka dni spędzę w szpitalu. Kłócę się jeszcze w międzyczasie kilka razy z Panem Bogiem, bo przecież tak bardzo modliłam się o te skurcze, i co jest złego w tym, że marzy mi się tak bardzo naturalny poród. Przyjeżdża Babcia, jemy wspólnie kolację, dopakowuję torbę do końca, domalowuję (bezbrawnym!)lakierem paznokcie, modlimy się z Twoim Tatą o mądrego lekarza i położną podczas porodu i przed północą kładziemy się spać. Mam w sobie mnóstwo emocji, które nie pozwalają mi zasnąć. Ekscytacja na myśl, że to już pewnie jutro zobaczę Ciebie połączona z obawą, że to JUŻ JUTRO - PORÓD! Jaki będzie? Czy starczy mi sił? Zaczynam odczuwać jakieś delikatne skurcze, ale takie to towarzyszyły mi już nie raz, ale na wszelki wypadek postanawiam nie usypiać, a zaczynam odmawiać koronkę. I po chwili czuję w środku swojego ciała, jakby coś pękło. Nieznane mi dotychczas doświadczenie, taki dziwny dźwięk w sobie. Przebiegła mi myśl, że to może pęcherz płodowy pękł, ale, że nic się nie zaczęło dziać, to myśl po chwili minęła. Dopiero gdy wstałam do toalety, wody zaczęły wypływać, a skurcze się nasilać. Gdyby nie Mama, która kazała nam się szybko zbierać do szpitala, nie wiem, czy nie uparłabym się, żeby jeszcze czekać i liczyć odstępy między skurczami. Były bolesne, ale krótkie, trwały po kilkanaście sekund, ale podczas nich byłam w stanie wszystko zrobić. Kilka minut po pierwszej jechaliśmy do szpitala i wysyłałam SMSa naszemu lekarzowi informację, że za chwilę będę na porodówce. Podczas wypełniania wszystkich papierowych dokumentów skurcze się nasilały, odstępy co 7-5 minut, a podczas badania na izbie lekarka oceniła rozwarcie na 7cm. "ale Pani nie wygląda, jakby miała skurcze, co 5 minut". Na sali porodowej były cztery osoby, Tata cały czas przy mnie i dwie fantastyczne młode kobiety - położna i lekarka. I tylko muzyka w tle i cisza. I o 2:40 pojawiłeś się na świecie, zaraz po moich pełnych zdziwienia słowach: "ale to JUŻ???". I powiem CI Synu, że przytulenie do piersi takiego małego, umazanego człowieka, który właśnie opuścił Twoje ciało to najbardziej niesamowite, niewiarygodne i najpiękniejsze przeżycie. Po raz kolejny doświadczyłam CUDU, po raz kolejny byłam i nadal jestem pełna podziwu dla Stwórcy, że tak to wszystko zostało przemyślane. Gdy Cię tuliłam do siebie nawet nie zapłakałeś, byłeś taki spokojny i od razu pojawił się odruch ssania, bo zacząłeś szukać swojej "mlecznej krainy". I wiesz co CI jeszcze powiem..., że siła modlitwy jest ogromna. Moje prośby o piękny poród zostały wysłuchane, i wiem, że ten 28 listopad to była data zapisana od początku tam na Górze. Przecież lepszego planu nie było. Przyjechała Babcia - nie musiałam w nocy zaczynać dzwonić, ani do Cioci Izy, ani do Cioci Marty i czekać, aż przyjadą , bo nie wiem, czy wtedy zdążylibyśmy dotrzeć do szpitala. Nie musieliśmy organizować opieki do dzieci następnego dnia, bo Opieka już była na miejscu. Był środek pięknej nocy, na Kraśnickiej - cichej i spokojnej. Nie mogłam wymarzyć, by było lepiej!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
JESTEŚ MÓJ CUDZIE! Najdroższa Istotko. Jakże można tak Kochać!!</div>
</div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-17418752305118356222018-11-10T22:32:00.002+01:002018-11-10T22:32:36.164+01:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
Synku,</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
czekamy na Ciebie. Nawet nie wiesz, ile osób czeka wraz z nami na Twoje przyjście. Mamy fantastycznych ludzi wokół siebie, którzy co chwila pytają mnie o nasze samopoczucie, dają zapewnienie pomocy, gdy tylko takiej będziemy potrzebować. W przedszkolu Twojego rodzeństwa mam upoważnione dwie Przyjaciółki, które w momencie Twoich narodzin odbiorą i zaopiekują się Marcelką i Karolem. Przyjaciółki, które jeszcze jakiś czas temu nie istniały w naszym życiu, a teraz mogę śmiało je tak nazywać i pisać przez duże "P". Dziewczyny, Twoje Ciocie zorganizowały mi mój pierwszy w życiu Baby Shower. Pierwszą imprezę - niespodziankę. Był tort, piękne prezenty, (własnoręcznie zrobiona kołyska z pieluch (IZA<3), z której myślę, że nie wyciągnę ani jednego pampersa w najmniejszym rozmiarze, bo najzwyczajniej w świecie chciałabym, żeby przetrwała i jak najdłużej cieszyła moje oko. Wspólnie wybieraliśmy imię dla Ciebie. Wśród gości królował Maksymilian i Stanisław, ale mnie żadne z nich w pełni nie przekonuje.</div>
<div style="text-align: justify;">
-"Karol, a Ty jak chcesz, żeby się braciszek nazywał? Maksio, czy Stasio? - pyta Ciocia Marysia</div>
<div style="text-align: justify;">
-"JASIO!!"</div>
<div style="text-align: justify;">
Ewentualnie Twój mądry starszy Brat proponuje nazywać się Mandarynką, ewentualnie Kajtek bez majtek i do tego Srajtek. Dziś też spodobało mu się imię Jerzy, jak Jeż Jerzyk z gangu słodziaków z Biedronki. Ale do Jurka nikt mnie nie przekona :) I właściwie mamy 3 opcje. Kornel (Wtedy miałabym Melkę, Lolka i Nelka), Miłosz i Nikodem. A Ty Synu, które wybierasz?? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy w 31 tygodniu ciąży byłam na wizycie u swojego lekarza, ten z racji skracającej się szyjki macicy i twardego brzucha kazał mi więcej odpoczywać, żebym nie musiała lądować w szpitalu na podtrzymaniu ciąży i sterydoterapii. Więc ograniczałam się tyle, ile mogłam, ale podświadomie czułam, że nie ma obaw, że Ty podobnie jak Twoje rodzeństwo nie będziesz się śpieszył z przyjściem na ten świat. Dwa tygodnie później cała sytuacja wyglądała już znacznie lepiej, szyjka się zatrzymała, Ty jesteś duży i silny, więc lekarz kazał odstawić wszelkie leki rozkurczowe i nie ma potrzeby przesadnego leżenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
30.10 podczas wizyty między 35, a 36 tygodniem ważyłeś 3 kg, wg USG jesteś starszy o 2-3 tygodnie i możesz urodzić się już nawet 12 listopada, ale właściwy termin to 27-30 listopad. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ciocia Kamila, gdy spotykamy się w przedszkolu bacznie obserwuje mój brzuch i twierdzi, że się znacznie obniżył. Ja czuję bardzo intensywne Twoje ruchy, bolesne w dolnej części podbrzusza, przechodzące w lekkie kłucia, chwilowe uciski na pośladki, czy uda. I najgorszy jest moment zasiedzenia się, czy poleżenia w jednej pozycji, bo później zanim wstanę i rozruszam bolesny kręgosłup musi minąć chwila, zanim zacznę chodzić normalnie - bez bólu. W nocy budzę się, co 3-4 godziny, bo swoim ciężarem uciskasz mój pęcherz, więc urządzam sobie wędrówkę do toalety, do kuchni po wodę, do pokoju dzieci, by ich ponakrywać, a często zanim zdążę wyjść z ich pokoju są już z powrotem rozkryci. Potem kładę się na boku, odwracam w stronę Twojego łóżeczka i myśląc o Tobie zasypiam. Poza tym jest nieźle jak na ten tydzień ciąży, ogarniam domową rzeczywistość, mieszczę się w swoje buty, noszę na zmianę dwie pary spodni, Twoja starsza Siostra robi mi "drapanko po plecach", które uwielbiam. Karol stwierdził, że może mnie drapać, ale jak Mu zapłacę pięć złotych. </div>
<div style="text-align: justify;">
Mam przygotowane rzeczy do szpitala, w kartonie stoi wózek, dla moich potrzeb - idealny. No prawie, bo stwierdziłam, że nie wymyślono jeszcze idealnego wózka, który odpowiadałby mi w 100%. Ale, jeśli będę szukała pracy na etat - śmiało mogę zatrudnić się w sklepie z wózkami, bo ten temat stał mi się bardzo bliski w ostatnim czasie. W szafce bachną jabłkowe muffinki, w lodówce rosół, sernik z dyni i ryż zapiekany z jabłkami, w zamrażalniku gołąbki i pulpety od Babci, na paznokciach przeźroczysty lakier, na biurku plan porodu. Wygląda na to, że jestem gotowa. I modlę się codziennie, byś i Ty zechciał sam, bez szpitalnych zabiegów przyjść na ten świat. Naturalnie, bezpiecznie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
CzekaMY!!</div>
</div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-76837364264809721702018-09-19T22:39:00.003+02:002018-09-19T22:39:59.742+02:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
Maluszku - bezimienny jeszcze Synu!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Od niespełna 30 tygodni mieszkasz pod moim sercem. Ważysz 1717g według wczorajszego badania USG i wagowo jesteś większy od liczonych przeze mnie ciążowych tygodni. Wiercisz się nieustannie, ale Wy - moje dzieci chyba tak macie - , bo po raz kolejny odnoszę wrażenie, że nie sypiasz. Nagrywam pojawiające się i przemieszczające po całym brzuchu wypukłości Twoich części ciała. Czuję pod powłokami Twoje rączki? nóżki? - tego rozpoznać nie potrafię. I wiesz, mówiłam to ostatnio Twojemu Tacie - chociaż mam Cię ciągle ze sobą - tęsknie już do Ciebie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ale może zaczniemy od początku? Opowiem Ci pierwsze tygodnie naszego wspólnego życia...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jest środa. Środa Wielkiego Tygodnia. 28 marzec. Kolejny już dzień, w którym mój organizm daje mi sygnały, że być może rozpoczynasz swoją piękną przygodę - życie! Wracam z przeszkolenia, po zakupionej wczoraj nowej kasie fiskalnej, po drodze kupuję test ciążowy, z myślą, że zrobię go następnego dnia z samego rana - wtedy wg producentów jest najbardziej wiarygodny. Ale standardowo - nie wytrzymuję do rana. Po przekroczeniu progu domu, od razu kieruję się w stronę toalety i nie muszę długo czekać, żeby na teście zobaczyć dwie kreski...Mówię Tacie, a On stwierdza, że przecież o tym wiedział, że przeczuwał, o czym mi już kilka dni wcześniej mówił. Po raz pierwszy - nie płaczę. Tata pyta się, czy ma zostać w domu, czy może jechać do pracy po takich wieściach. Jedzie. Chyba trochę dumny, z lekkim jeszcze niedowierzaniem, radością. Podobne uczucia towarzyszą i mi. Bo przecież marzyliśmy oboje o tym, żeby mieć więcej niż dwoje dzieci, bo doceniamy dar, jakim jest dziecko, wiedząc, że nie wszyscy tego doświadczają. Bo mamy przeświadczenie, że z Bożą pomocą damy radę, nie kalkulujemy kosztów, a mamy przed oczami same zyski. Z drugiej strony - w mojej kobiecej/matczynej psychice nie nadszedł jeszcze ten moment, że z rozczuleniem zaglądam do wózków, rozpływam się na widok niemowlaków, a raczej cieszę w chwilach, gdy dwoje Twojego rodzeństwa bawi się wspólnie, a ja mogę leżeć i czytać. Zaczęłam doceniać te momenty, w których moja obecność przestała być im niezbędna w wielu czynnościach i poczułam lekkie przerażenie, że ta moja - powiedzmy- wolność w niektórych sytuacjach na nowo zostanie zakłócona. </div>
<div style="text-align: justify;">
Telefonicznie pochwaliłam się Twoim Dziadkom, chociaż mogłam przecież poczekać te kilka dni i zrobilibyśmy im niespodziankę podczas Świąt, ale oczywiście nie wytrzymałam. Niech już tradycją zostanie, że wieści o kolejnym dziecku przekazuję telefonicznie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podczas Wielkoczwartkowego nabożeństwa w Kościele - zapominam o Twoim istnieniu. Podnoszę i trzymam na rękach Twojego niemałego już przecież brata i dopiero Tata zwraca mi uwagę, że przecież nie powinnam dźwigać i muszę szczególnie na siebie uważać w tych pierwszych tygodniach. Modlę się za Ciebie, za Twoje istnienie...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podczas Świąt przeszukuję internet w poszukiwaniu nowego lekarza prowadzącego. Wiem, gdzie chciałabym, żebyś przyszedł na świat, więc szukam specjalisty, który spokojnie nas przez te niecałe już 40 tygodni doprowadzi do szczęśliwego rozwiązania. Robię rozeznanie wśród bliskich mi kobiet-Mam, porównuję z opiniami w internecie i umawiam się na pierwszą wizytę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaraz po Świętach - lekarz potwierdza wszelkie symptomy mojego organizmu - "piękna ciąża, 6 tygodni", słyszę pierwsze bicie Twego serca, dostaję listę badań do wykonania, trzecią już w swoim życiu kartę ciąży. I wracam do domu z postanowieniem zmiany lekarza. Ten nie spełnił moich oczekiwań, zbyt szybko, bez większego zainteresowania, nie poczułam tej przysłowiowej "chemii" i zaczęłam kolejne poszukiwania. Tym razem padło na młodego lekarza-mężczyznę, którego już sam widok wzbudził moją sympatię. Uśmiechnięty, rzeczowy, poświęcając pacjentce tyle czasu, ile potrzebuje bez poczucia pośpiechu. Z pełnym przekonaniem wyrzuciłam "starą" kartę ciąży, na rzecz nowej i wyszłam z przekonaniem, że dobrze nam się będzie razem współpracowało przez następne miesiące.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Synu, mam nadzieje, że w najbliższych dniach dopiszę dalszą część tej historii, naszej historii. Moje plecy potrzebują odpoczynku na lewym boku, a trzymanie laptopa na kolanach i pisanie skutecznie to uniemożliwia. Tata od godziny śpi, Twoje rodzeństwo od dwóch, teraz czas na mnie i na Ciebie!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-56788302354774996252018-05-30T20:37:00.002+02:002018-05-30T20:37:10.839+02:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Dzieciaki,<br />
<br />
żeby nie było, że u nas wciąż śnieg...Bo na dworze pogoda iście letnia. Temperatury w kwietniu dorównały dobremu czerwcu i nawet nie ma kiedy założyć różowej ramoneski, którą Marcelka dostała w prezencie. Z zimowych ubrań przerzuciliśmy się na krótkie rękawy, o poranku i wieczorami zakrywane długimi bluzami. Rozpoczęliśmy na dobre sezon balkonowy - w ubiegłą sobotę chłopacy kilka godzin spędzili na naszym"podwórku", czyniąc z niego mini ogród ziołowy. Czekamy na pierwsze nasze truskawki, bo te z rynku już podjedliśmy, zrywamy miętę do wody, a szczypior czosnkowy podjadamy w międzyczasie. Pachnie nam lawendą, rozmarynem i oregano, które Marcelka nazywa "oreoreno". Karol dzielnie codziennie podlewa wozem strażackim ziemię pod naszymi balkonami i obserwuje wzrost trawy, mleczy i stokrotek, które to przecież rosną - jak sam twierdzi - tylko dzięki tej jego wodzie. Poza sezonem balkonowym rozpoczęliśmy też ten sportowy - hulajnogowy i rowerowy. Karol z biegówki przesiadł się na rower dwukołowy i jazdę na nim ma już opanowaną do perfekcji. Już nie ściska mnie w żołądku na widok Syna zjeżdżającego z górki, czy wymijającego przechodniów. I mogę śmiało wypożyczać mojego męża innym rodzicom do pomocy w nauce na dwukołowcu ich pociech. Ma cierpliwość, spokój i podejście, także mój wkład w naukę jazdy moich dzieci na rowerze jest całkowicie zerowy. Ja nadaję się jedynie do obserwacji, zachwytów i wyrazów uznania dla obu stron.<br />
<br />
Synu, masz nieustanną potrzebę przebywania z Tatą i robienia wszystkiego jak Tata. Na pytanie: co zjesz na śniadanie? - odpowiadasz, to co, Tata. A ile zjesz tych jajek? Tyle ile Tata. I tak jest z wieloma rzeczami, co bywa dość uciążliwe, gdy np. w restauracji chcesz zamawiać dania jak Tata, wiedząc, że nie końca za tym przepadasz, lub smaki lodów - tylko takie jak Tata. Chcesz, żeby bajkę czytał Ci Tata, nie chcesz wieczorem odmawiać modlitwy, gdy nie ma Taty w domu. Spędzacie ostatnio sporo czasu tylko we dwóch i dobrze to na Ciebie działa. Zwykły wyjazd na myjnię, zakupy, czy na rowery, ale tylko w męskim gronie.<br />
<br />
W domu bywasz niesamowicie głośny, wręcz rozdarty, irytujesz się z dla nas wydawać by się mogło błahych powodów, zabranie się do sprzątania zabawek poprzedzone jest baaaardzo długim monologiem, jaki to jesteś zmęczony, jak masz dużo do zrobienia, że przez to sprzątanie nie zdążysz się pobawić, że właśnie miałeś zrobić coś innego i nie możesz tego robić później. Czasem sam się tak pogubisz w tym swoim rozumowaniu, że na końcu stwierdzasz, że Ty sam właściwie nie wiesz, o co Ci chodzi. A gdy proponuję, że może na urodziny dostaniesz coś innego niż zabawki, bo przecież masz już ich tyle, że nie dasz rady wszystkiego sprzątać sam, to oznajmiasz, że ubrania są nudne, a książki to przecież tak średnio jeszcze czytasz....Kiedy się na mnie zdenerwujesz, krzyczysz, że jestem okropna. Wypraszasz wszystkich z pokoju, bo chcesz pobyć sam i pomyśleć, a jak jest głośno to nie możesz się skupić.<br />
Dużo rysujesz i wycinasz. Najczęściej są to prace - jak sam zawsze podkreślasz - WSPÓLNE mi i Tacie. Codziennie, przynajmniej kilka obrazków. Masz swoje ulubione stałe motywy. Słońce. Kwiatek. Tęcza. Ostatnio cała rodzina. Albo Tata wspinający się na drabinę, żeby zerwać nam jabłka z drzewa. Albo Tata w motolotni. Prace zwijasz w rulon, owijasz w pasek papieru wycięty ozdobnymi nożycami, pakujesz w torby prezentowe i przywozisz swoim plastikowym żółtym autem, albo w koparce zdalnie sterowanej albo w jeździku - warsztacie. Mniejsze znaczenie ma praca, większe sam sposób jej zapakowania i dostarczenia.<br />
Znasz wszystkie cyfry, nauczyłeś się dzięki grze w UNO, wystarczyło kilka partii, że byłeś w drużynie z kimś z nas, byś po kilku dniach zaczął grać sam. Kładąc kartę z cyfrą, często specjalnie na głos ją nazywałam i Ty zacząłeś robić to samo " niebieska piąteczka", "żółta trójeczka". I tym sposobem znasz już je wszystkie.<br />
<br />
<br />
K: Czemu się tak ładnie ubrałaś, jak nigdzie nie wychodzimy?<br />
Ja: Bo zaraz będziemy mieli gości, to się przebrałam.<br />
K: Tak STILOWO wyglądasz.<br />
:)<br />
<br />
Wybieramy się z Karolem na przedstawienie.<br />
K: Jakie masz ładne kolcczyki. Takie w kropeczki.<br />
Ja: Dziękuję Synu,<br />
K: A bransoletki nie miałaś ładniejszej??<br />
<br />
Nadal pijesz mleko z butelki przed zaśnięciem. Świadomie nie wypiłeś raz - gdy była u nas Basia z Frankiem, przyszedłeś do mnie na kolana, przytuliłeś się i do ucha mi powiedziałeś, że dzisiaj nie będziesz pił przed snem mleka, bo jest Basia z Franiem, ale jutro to już tak.<br />
<br />
Jesteś fizycznie silny, niezwykle zacięty i bardzo wrażliwy. Mądry, na wszystko masz gotową (sensowną) odpowiedź.<br />
<br />
<br />
Marcelinko,<br />
<br />
kiedy patrzę na Ciebie nie potrafię nadziwić się, jaka jesteś już...duża, poważna. mądra, rozważna. Dziś, kiedy byłyśmy na kontroli w przychodni przypomniałam sobie, jak siedząc w tym samym miejscu, wyrywałaś się nam, żeby raczkować po podłodze.<br />
A dziś?? Nakładasz moje obcasy, przebierasz się, mimo, że tłumaczę Ci, żebyś się nie ubierała, bo za chwilę będziemy się znów przebierać na dwór, a Ty mi na to, że przecież masz sklep i nie możesz tak po sklepie chodzić i sprzedawać w piżamie. Robisz mi listy zakupów, zaczytasz czytać, do perfekcji opanowałaś "UNO" i jakoś tak zatrzymasz te karty na koniec, coś pokombinujesz, coś pozamieniasz, że bardzo często - wygrywasz. W "Memory" nie masz sobie równych. Bardzo lubisz bawić się w sklep, urząd, przyjmować faktury, dzwonić do "koleżanek", żeby sprawdzić, czy towary już dotarły, czy magazyn dojechał. Oczywiście jedną z zabaw numer jeden jest zabawa w dom. Spacery z Twoją, jak to określasz "dzidźką", przebieranie jej, karmienie i usypianie. Lubisz wspólnie ze mną gotować, chociaż w głębi serca myślę, że głównym motywem jest wylizywanie łyżek i mis po masach do ciast.<br />
<br />
Jesteś niezwykle opiekuńcza. Widać to nie tylko w stosunku do Karola, bo On już nie wymaga takiej troski, ale w Twoim podejściu do innych, młodszych dzieci. Uwielbiasz małą Basię, z którą spędzaliśmy weekend majowy. Mogłabyś spacerować z Nią i bawić się cały dzień. A gdy Basia szła spać, znalazłaś sobie inną, małą dziewczynkę - Maję, która stała się obiektem Twojej uwagi.<br />
<br />
Potrafisz świetnie podejść Karola. Zagadać Go, zabawić, żeby przestał marudzić. "Chodź Karolek zobacz, jakie Mama ładne Ci ubranie naszykowała. Chodź się ubierzemy". Jeśli zależy Ci na szybkim wyjściu, a Karol ociąga się z założeniem garderoby, wymyślasz Mu ćwiczenia, podczas których sama Go ubierasz. "Ręce do góry, ręce w dół itp..." Uwielbiasz czuć się taka dorosła, pomocna. Myjecie się we dwoje sami, potem razem się ubieracie, wszystko robicie "po cichu"tak, żebyśmy o niczym nie wiedzieli, po czym ubrani przychodzicie do kuchni i krzyczycie: "Niespodzianka"!<br />
<br />
Jesteś na etapie śpiewania piosenek i przyśpiewek ludowych, bo przygotowujecie się do zakończenia roku, więc królują u nas aktualnie: "Urodo, urodo", "Mazureczek" i "Czerwone jagody". Ale znacznie wolę te od poprzednich hitów: "Miłości w Zakopanem" i "Wymarzonej" - tak na marginesie - hity z przedszkola, nie z domu.<br />
<br />
Masz swojego pierwszego adoratora, bo chyba tak nazwać mogę Konrada - starszego brata Twojej koleżanki z przedszkola, których balkon jest na przeciw naszego. Gdy tylko Konrad wychodzi od razu krzyczy "Marceli", "Marceli" i Ty od razu biegniesz z uśmiechem na ustach i prowadzicie rozmowy, które słyszą co najmniej dwa bloki. I czekasz, kiedy Konrad wyjdzie, wyglądasz, spoglądasz....<br />
<br />
Masz swój temperament, charakterek - jak mówi Tata - oczywiście po Mamusi. Gdy Tata słucha Twoich wywodów twierdzi, że jakby słyszał mnie. Często nie dajesz sobie nic przetłumaczyć, wiesz swoje i tyle, i znajdziesz tysiąc argumentów, żeby ważność swojego zdania podkreślić.<br />
<br />
Nie znosisz wszelkich metek, sukienek/tunik odcinanych, z gumkami w pasie, wyprofilowanych wkładek w butach, klamer z boku butów, bo wszystko Ci przeszkadza. Zanim znajdujemy dwie pary sandałów, które Ci we wszystkim pasują, mierzymy nie tylko te, które Ci się podobają, ale wszystkie w Twoim rozmiarze.<br />
<br />
Często pomagasz mi w domowych porządkach i jak się porządnie weźmiesz za swój pokój - to rzeczywiście jest pięknie wysprzątany - łącznie z kurzem na swoich półkach, biurkiem i odkurzaniem łóżek!!<br />
<br />
I czekam na Was, bo zaraz wpadniesz zdyszana pierwsza do domu, wyprzedzisz na schodach Karola i Tatę albo w ogóle nie będziesz na nich czekać i zaczniesz mi od progu opowiadać, na jakim placu byłaś, co robiłaś i z kim się widziałaś. I będziesz się rozbierała i myła ręce i korzystała z toalety wciąż relacjonując mi dzisiejsze popołudnie. I bardzo bym chciała, żebyśmy nie straciły tego kontaktu, żebyś w miarę upływu lat, nadal dzieliła się ze swoją Matką wszelkimi radościami i troskami, przeżyciami z każdego dnia!<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br /></div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-5533516245406395482018-01-18T23:22:00.001+01:002018-01-18T23:22:34.754+01:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Serca moje,<br />
<br />
za oknem pierwszy, prawdziwy w tym roku śnieg. Samochody na parkingu pod naszym oknem zasypane tak, że nie można rozszyfrować jakiej są marki. A w ich rozróżnianiu jesteście całkiem dobrzy. Bycie Mamą chłopaka zobowiązuje, bo najpierw sama musiałam się ich nauczyć. Mieliście etap, że każdą naszą podróż, czy to pieszo, czy autem ciągle wykrzykiwaliście - Citroen! Peugeot! Renault! W tym tygodniu nasze podróże ograniczają się do chodzenia między pomieszczeniami naszego domu. Utrzymująca się od niedzieli gorączka Marcelki, kaszel, katar i ogólne osłabienie sprawia, że jesteśmy zdani na siebie i swoją kreatywność. I bardzo mi Cię szkoda Córeczko, bo widok Ciebie - pokładającej się na łóżku to niecodzienny obraz. Budzisz się koło 23.00, zabieram Cię do salonu, wtulasz swoje ciepłe ciało w moje ramię i oglądasz z nami nasz serial. Nie chcecie praktycznie robić niczego sami, co chwila pytacie: "A co będziemy teraz robić", "A w co się będziemy teraz bawić...". "A co porobimy jak zjemy obiad"? I tak cały dzień...<br />
<br />
Ty Marcelko jeszcze bardziej stałaś się "moją przylepką". Kiedy gdziekolwiek wychodzę (urząd/zakupy) od razu pytasz: "A wrócisz na obiad/"Będziesz na usypianiu". Gdy przygotowuję Wam budyń na drugie śniadanie - "Ale posiedzisz z nami". I choć bywa to irytujące, bo czasem każdy potrzebuje swojej przestrzeni niezmąconej żadnymi słowami, to godzinna przerwa - wyjście gdziekolwiek działa na mnie jak weekend w spa. Wracam z nową energią, żeby po raz setny odnaleźć Karola w szafie ze swoimi ubraniami, bo to Twoja Syna ulubiona kryjówka albo, żeby z Tobą Marcelko schować się pod kołdrą na górze Waszego łóżka i czekać, aż Lolek nas znajdzie. <br />
<br />
A Ty Synu jesteś mistrzem trafnych odpowiedzi i ripost.Gdy wychodzimy razem w niedzielę na przedstawienie komentujesz:<br />
<i>-Jakie ładne kolczyki założyłaś, takie w kropeczki. </i><br />
<i>- Dziękuję Synku. </i><br />
<i>-A bransoletki nie miałaś ładniejszej??? </i><br />
<br />
Albo wchodzisz do kuchni i ni z tego, ni z owego witasz mnie włoskim <i>"Bondziorno"</i> :)<br />
<i> </i><br />
A gdy proszę, żebyś posprzątał trochę w pokoju, bo nie ma jak przejść przez te wszystkie leżące samochody na ziemi to rezolutnie odpowiadasz: <i>"Przecież można przejść, zaraz Ci pokażę jak. O tak, ciach! ciach!" </i>I robisz dwa wielkie kroki między autami i tyle Cię widziałam.<br />
<br />
Jesteś na etapie uwielbiania tematów fizjologicznych. Do tego stopnia, że ostatnio wypowiedziałeś niesamowicie mądre zdanie: "<i>Żeby tak pomieszać sikuny z kupą i to zjeść, to by było ekscytujące".</i> Doprawdy nie wiem, każdego dnia się zastanawiam, skąd Ty czerpiesz inspiracje do swoich pomysłów, odpowiedzi, czy pytań nam zadawanych. <br />
<br />
Nie jestem w stanie się na Ciebie dłużej złościć, bo nawet kiedy próbuję, to Ty zbywasz to swoim przesłodkim uśmiechem albo wchodzisz na kolana, przytulasz się i mówisz <i>"Kocham Cię Mamo Judyto". </i>W ogóle ostatnio zrobiłeś się bardzo wylewny w uczuciach. Nie ma dnia, w którym byś się nie przytulał i nie wyznawał miłości swej rodzicielce.<br />
<br />
A Ty Starszy Blond Cudaku - jesteś mistrzynią w wymyślaniu zajęć swojemu młodszemu bratu (chyba naśladując bajkową Ruby). Jeśli chcesz pobawić się sama, a wiesz, że Karol będzie Ci przeszkadzał, to wymyślasz Mu niesamowite role w swojej zabawie w dom. Ostatnio zaproponowałaś, żeby Karol był listonoszem. On był niesamowicie szczęśliwy - chodził po pokojach, zostawiał w przejściach książki, mówiąc, że to ulotki, a Ty w spokoju mogłaś zająć się swoją lalką i udawaniem jej mamy. To zajęcie do tego stopnia tak mu się spodobało, że ostatnio Lolek sam zaproponował:<i> "Melka, a może pobawimy się w dom - ja będę listonoszem". </i>Kiedy Was obserwuję widzę, jak bardzo młodszy brat lubi spędzać z Tobą czas. Zgodzi się na każdą zabawę, byle bawić się wspólnie. I sam, często w takich nieoczekiwanych momentach przytula się do Ciebie i mówi - <i>bardzo Cię kocham. </i>Ty zaś szepczesz mi: zobacz Mamo, jaki on jest słodziutki, taki malutki. <i>Popatrz, jaką ma minę. </i><br />
<br />
Poza tym, że się kochacie, tak mocno - jak <i>nasz salon, jak choinka, jak nasze mieszkanie i balkon, i wszystko</i>, tak samo często się nie lubicie. Kłócicie o zabawki, kto, co wziął pierwszy. Kłócicie, kto pierwszy wsiądzie do samochodu, kto pierwszy zejdzie po schodach albo po nich wejdzie. Kto pierwszy dotknie drzwi od łazienki albo wyjdzie z wanny. Po tym z reguły jest płacz - najczęściej Karola, bo to on przegrywa, płacz przemienia się w wycio-darcie, że on już nie chce się w to bawić. I po chwili - na chwilę jest spokój. Standard. A, że Synu potrafisz się wydzierać to nawet skomentowała Ciocia Marta do wujka Mirka. "weź Go lepiej nie zaczepiaj, słyszałeś, jak on potrafi krzyczeć..."I Ty Córciu, masz często na Karola dobry wpływ - potrafisz Mu coś wytłumaczyć, zabawić tak, żeby zapomniał, czemu się właściwie zdenerwował. Dobrze, że macie siebie.<br />
<i> </i><br />
Śpijcie Robaczki. Przed nami jutro kolejny wspólny dzień. Ogórkowa? Szarlotka? Może wreszcie rozbierzemy choinkę. <br />
<br />
<br />
<br /></div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-32657761345130449562017-12-15T00:03:00.000+01:002017-12-15T00:03:08.437+01:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
Córo moja,</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
od tygodnia rusza Ci się dolna jedynka. Jesteś z tego niesamowicie dumna, bo już od początku nowego roku przedszkolnego słyszałam opowieści o koleżankach i kolegach, którzy utracili swoje pierwsze mleczne zęby i widziałam, że Ty też z niecierpliwością czekasz na ten dzień. Sprawdzasz, czy tkwi jeszcze na swoim miejscu, czy nie ruszają Ci się kolejne, czy Karol ma wszystkie tam, gdzie być powinny. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Od ponad dwóch tygodni śpisz na górze piętrowego łóżka. Zaliczyłaś pierwszy upadek. Nie, na szczęście barierka chroni Cię na tyle, że w nocy śpisz bezpiecznie, a przyczyną Twojego wylądowania na ziemi jest Twój młodszy brat, który po prostu z premedytacją leżąc u Ciebie, wypchnął Cię stopą, gdy chciałaś do niego dołączyć. I wiesz, podziwiam Cię za Twoją cierpliwość do Niego. Mądrość, że nie oddajesz Mu na tyle mocno, że nie chodzi posiniaczony i nie leci do nas z płaczem. Nie wiem, czy ja bym miała tyle cierpliwości, gdyby co chwila ktoś łapał mnie za nogę i nie pozwalał iść, zabierał zabawki, którymi akurat się bawię i twierdził, że bardzo potrzebuje własnie teraz tego fioletowego kucyka, gdyby był taki namolny i upierdliwy w swoich zabawach, przytulaniach i nawalaniach się ciężarem swojego ciała. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Uwielbiam obserwować, czy po cichu znad kuchennych garów przysłuchiwać się Waszym zabawom, Twoim próbom "urobienia" młodszego brata, gdy On chce się bawić z Tobą w dom, Ty zupełnie nie masz na to ochoty i dajesz mu zaszczytną rolę...listonosza :) A Karol? Przeszczęśliwy! Bierze książki i roznosi je po pokojach, twierdząc, że to ulotki, a on przecież jest listonoszem. Albo kiedy chcesz, żeby dał Ci chwilę spokoju to wymyślasz Mu jakieś zadania: "No masz tu kartkę i namaluj Mamie/Tacie ładny obrazek". Kiedy po powrocie z przedszkola chcesz spędzić trochę czasu tylko ze mną, pomóc mi w przygotowaniu obiadu/kolacji, móc w spokoju kroić/przyprawiać/przewracać naleśniki na patelni podstępem bierzesz Karola - "może pójdź do Taty i razem sobie pooglądacie motory"...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Obserwując Ciebie, Twoje zachowania, reakcje na codziennie sytuacje - często widzę siebie. Wulkan emocji. Wybuchowość i nerwowość, która po krótkiej chwili mija. Złość, kiedy coś idzie nie po Twojej myśli. Zamazany w złości cały rysunek/szlaczek, kiedy coś Ci się nie udało. Jakbym pamiętała siebie sprzed lat. Też w złości zamazywałam to, co mi nie wyszło, gniotłam kartkę i czym prędzej wyrzucałam, by zacząć od nowa lub wkurzałam się tak, że już do tego nie wracałam. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie lubisz przegrywać. Denerwujesz się, gdy ktoś pierwszy pozbywa się kart, gdy nie docierasz pierwsza do mety. Twierdzisz, że gra jest głupia i dalej grać nie chcesz. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I nasze relacje to nieustanna przeplatanka emocjonalna. Od ogromnej miłości po stwierdzenia, że mnie nie lubisz, nie chcesz mnie słuchać, po trzaskanie drzwiami i ogrom złości. Wiesz mi Słońce, czasem kiedy rano wstajesz, zastanawiam się, jaki humor będzie Ci towarzyszył. Czy zdenerwujesz się, gdy poproszę Cię o prężniejsze wybieranie się do przedszkola, czy z byle powodu będę słyszała burczenie. I po raz kolejny wtedy przebiegnie mnie dreszcz na myśl o okresie dojrzewania, bo czasem mam wrażenie, że jesteśmy już u jego początków. Podobnie z nastrojami bywa zaraz po odebraniu z przedszkola, bądź po przekroczeniu progu mieszkania. I wierz, nie jest łatwo być spokojną, mówić delikatnym głosem i tłumaczyć, tłumaczyć i jeszcze raz tłumaczyć. Nawet Tata zauważa, że w stosunku do mnie na dużo więcej sobie pozwalasz. Może wynika to z faktu, że zdecydowanie ze mną przebywasz więcej, ale też wiem, że zdecydowanie nas łączą najsilniejsze relacje. I wiem, że kochamy się najmocniej! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przeprowadzamy poważne rozmowy na temat dzieci. Skąd się biorą, w jaki sposób się rodzą. Wiesz już, że mogą przyjść na świat na dwa sposoby i dlaczego mamy pępek. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zaczynasz czytać sylabami. Przestałaś mi nieświadomie dogryzać podczas naszych wspólnych przejażdżek samochodem. Chyba zauważyłaś, że jak wyjeżdżamy do miasta, to nie słychać trąbienia, że ogarnęłam wycofywanie, co właściwie umiałam od początku, tylko Ty twierdziłaś, że nie umiem ;), że zaczęłam odpowiadać w samochodzie na Wasze pytania, nie wymagam już absolutnej ciszy i nawet kłócić się możecie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I mamy grudzień. Ba! Już nawet połowę. Na ścianie tradycyjnie już od 2014 roku wisi kalendarz adwentowy. Już ze 3 razy co najmniej chciałam go zdejmować, jak słyszałam Wasze jęki ( gumy??? ale ja wolę czekoladkę.; ale to dzisiaj tylko zadanie??? Samo zadanie???). Pod kalendarzem stoi nasz wieniec adwentowy, zapalamy odpowiednią ilość świec i się wspólnie przy nim modlimy. Chodzimy na wieczorne roraty z lampionami zrobionymi ze słoika i bibuły, i cieszy mnie, że po przyjściu wieczorem z Kościoła mówisz mi: "A wiesz za co ja dziękowałam w ciszy Panu Bogu, jak Ksiądz mówił, żebyśmy przez minutę za coś podziękowali? Za to, że mam fajnych rodziców i brata, że mamy mieszkanie, i że nie jesteśmy biedni, że mamy jedzenie i taki fajny kalendarz na ścianie...I dzisiaj zapalimy świecę i przez minutę będziemy w ciszy dziękowali, a potem w głos to powiemy, dobrze?Zrobimy tak?" </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I tak zrobiliśmy. I dziękowałaś za wszystkich członków naszej rodziny, łącznie z czworonogami, przeprosiłaś za krzyki do mnie, wysłuchałaś moich podziękowań i przeprosin. I cieszy mnie to, że myśląc o świętach, nie zastanawiasz się, co Ci przyniesie Mikołaj, trudno Ci było nawet powiedzieć, o czym tak naprawdę marzysz. Nie oglądasz reklam, nie interesują Cię żadne pełnometrażowe bajki, boisz się oglądać takich, gdzie występuje jakikolwiek element zła, więc wiem, że ucieszy Cię wszystko. A najbardziej to, że spotkasz się z najbliższymi, o czym sama często wspominasz. Chcę, byście wiedzieli, oczywiście z uwzględnieniem wieku, w jakim jesteście - o co tak naprawdę chodzi w tym Bożym Narodzeniu, że ubieramy choinkę, pieczemy pierniki, robimy ozdoby, przygotowujemy się do Świąt nie dlatego, że jest taka ogólna "moda" na "bożenarodzenie", ale, że w tym wszystkim chodzi o coś więcej. I zdecydowanie święta nie będą Wam się kojarzyły ze świątecznymi porządkami, bo takowe w naszym domu nie istnieją :) </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I wiesz za co jeszcze mogę dziękować Bogu?? Za mądrość mej Córki! </div>
</div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-75979333397682755582017-11-01T23:41:00.001+01:002017-11-01T23:42:02.001+01:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
Słońca Wy moje,</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
jesteśmy po wrześniowych zawirowaniach związanych z przedszkolem Karola. Moje wcześniejsze pozytywne myśli i przypuszczenia, że dobrze zadomowisz się Synu w miejscu, które odwiedzasz codziennie, w sali, która do tej pory była miejscem zabaw Twojej starszej Siostry, a od września miała być Twoim, po kilku pierwszych dniach całkowicie się zmieniły. Serce mi pękało, gdy widziałam Ciebie siedzącego samemu na dywanie, wtulonego w ukochaną podusię i nie jedzącego ze wszystkimi obiadu, bo przecież Mama powiedziała, że przyjdzie zaraz po obiedzie, więc siedziałeś i czekałeś, wpatrując się w drzwi. Drugi raz pękło mi na placu zabaw, wprawdzie Ciebie zabrałam całkiem radosnego ( bo Melka była obok), ale widok innych, płaczących, szwendających się po dworze dzieci, których nikt nie pocieszał, nie przytulił utwierdził mnie/nas w decyzji. Chyba tylko Wasz Tata i Babcia Beatka wie, ile mnie tych kilka dni Twojej obecności w przedszkolu łez, niepokoju i stresów kosztowało. A odetchnęłam dopiero gdy, podpisałam papier o Twoim wypisie. Potem przeszliśmy miesięczną infekcję(??) układu moczowego. Chociaż infekcją tego nazwać chyba nie można, bo wszelkie badania wyszły wzorowo. Do toalety biegałeś po kilkadziesiąt razy dziennie. Wychodziłeś z niej, by po 3 sekundach znów wrócić. Biegłeś przed nałożeniem butów i po nałożeniu, przed nałożeniem kurtki i już w niej na sobie. Przed wejściem do sklepu i zaraz po wyjściu. Kilka razy w ciągu jednego odcinka Peppy. Na kilka dni przerzuciliśmy się z powrotem na pieluchy, bo sytuacja bardzo męczyła i Ciebie, i nas, a zapach moczu odnosiłam wrażenie, że unosił się po całym mieszkaniu. Czy to był wynik stresów związany z sytuacją w przedszkolu, tak silne emocje, które w ten sposób dały o sobie znać? Potwierdzenia nie mamy, tak piszą mądrości internetowe, ale najważniejsze, że po miesiącu sytuacja sama się unormowała. Przestałeś się pytać (co jeszcze jakiś czasu temu było codziennością), czy dziś idziesz do przedszkola. Od razu sam odpowiadałeś, że nie chcesz, że nudzisz się tam bardzo i wolisz być z Mamą w domu, że mogę sobie pracować w domu/malować panie, a Ty nie będziesz przeszkadzał. A gdy wychodzimy gdzieś wszyscy razem do znajomych upewniasz się za każdym razem: <i>A rodzice tam będą? </i><i></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
I tak zostaliśmy razem Synu w domu. Pozmieniałam trochę plany, które do tej pory miałam w głowie, a których realizację miałam rozpocząć od września. Ciężej jest ogarnąć wszystko z Tobą, bo lubisz, kiedy moja uwaga jest skoncentrowana w całości na Tobie. I uwielbiasz wszystko robić ze mną? <i>Mogę wsadzić tabletkę do pralki/zmywarki? Mogę popsikać? Mogę zmywać podłogi? To ja będę to kroił. </i>Tak, te ostatnie czynności należą do Twoich ulubionych. Zapytany przedwczoraj o to, co możesz mi pomagać, wymieniłam Ci kilka czynności, na które wszystkie odpowiedziałeś, że to nudne. To co nie jest nudne? <i>Gotowanie nie jest nudne! - </i>odrzekłeś. I rzeczywiście. Wolisz być ze mną w kuchni, niż oglądać bajkę! Kroisz zwykłym nożem, mieszasz, przyprawiasz. I to jedne z nielicznych czynności, które Cię nie nudzą i które wykonujesz widać z przyjemnością. Do innych nie bardzo się garniesz. Sprzątanie? Schowanie ubrań do szafy? Ubranie się/rozebranie? O takich rzeczach trzeba Ci przypominać kilka(naście) razy, upominać, prosić, bo Tobie się nie chce/teraz nie możesz/zrobisz jak wrócimy/zjemy itp...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A poza tym to nerwowa i wybuchowa Istota z Ciebie. Krzyczysz gdy się mocno zdenerwujesz, walisz drzwiami od łazienki, stukasz w nerwach w szafę na korytarzu, próbujesz mnie ze złości ścisnąć. Grozisz, że <i>zaraz wyleję ten cały sok na podłogę/popsuję Ci szczotkę do zębów/rozsypie wszystkie kredki...</i>Niesamowicie wewnętrznie śmieszą mnie te Twoje groźby, bo zawsze silnie starasz się znaleźć coś takiego, co znajduje się w pobliżu Ciebie, a czego wykonanie mogłoby wprawić mnie w zdenerwowanie. Na szczęście ja się Twoich gróźb nie boję, wprawdzie żadnej jeszcze nie spełniłeś, a Twoja złość mija Ci tak samo szybko, jak przychodzi. Lubisz się przytulać, pieszczoch z Ciebie niesamowity, wrażliwiec jeszcze większy i esteta. Zwracasz uwagę na takie rzeczy, o które nie podejrzewałabym 3 letniego chłopca. Uwielbiasz kwiaty, co zawsze podkreślasz komentarzem <i>zobacz, jak piękny kjat! </i>Fordy Mondeo i taksówki z koniczyną wypatrujesz na odległość i buzia Ci się (dosłownie) nie zamyka. Nie wiem, ile razy dziennie słyszę <i>Prawda Mamo? </i>A mówisz tyle, że ostatnio sam stwierdziłeś <i>A ja Ci to już ostatnio mówiłem, prawda Mamo? Mówiłem w poniedziałek i wtorek i w czwartek i sobotę. </i>Tak Synu, mówiłeś, Ty w ogóle bardzo dużo mówisz. <i>A zobacz, jakie puste gałęzie, już nie ma nich liści. A zobacz tam są worki, pewnie są w nich liście, prawda Mamo? Zobacz, jaki mały traktor. Widzisz? Pewnie po te worki przyjechał. A zobacz Mamo, tak stoi taki podobny samochód do Twojego. A co to jest tam napisane na przedszkolu? A to drugie? A ciekawe, co dziś Melka jadła w przedszkolu? Ale dziś wieje, co Mama? </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A gdy do domu wraca Marcelinka, to Ona staje się dla Ciebie wzorem, to w niej szukasz wszelkiego uznania i odpowiedzi, a przedpołudniowe <i>prawda Mamo? z</i>amieniasz na <i>prawda Melcia? </i>Kiedy Marcelka śpiewa piosenki z przedszkola, Ty podłapujesz kilka wyrazów i układasz swoją piosenkę. Gdy Marcelka koloruje, Ty siadasz obok Niej i też chcesz kolorować. Kiedy Marcelka robi swoje baletowe figury, Ty też zaczynasz tańczyć. Tak wiem, czasem z przekory jej przeszkadzasz, każesz kończyć, bo Ty teraz chcesz zaprezentować swoje umiejętności i przerywasz jej w pół zdania, ale wiem, że to Twój najlepszy wzór do naśladowania. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A taka krótka migawka z dzisiejszego dnia, którą chciałabym zapamiętać. Ciebie - śpiącego w Kościele, rozłożonego, jak na łóżku w pierwszej ławce - przed samym ołtarzem. I chodzącego po cmentarzu na Lipowej, w Dziadkowej czołówce na głowie, co wzbudzało ogólne zainteresowanie innych, oglądającego groby po kolei i krzyczącego: <i>Zobacz Melcia, jaki piękny znicz, zobacz jaki malutki.</i>...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bądź spokojny Synu, jutro spędzimy kolejny wspólny dzień. </div>
</div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-53402373066973073862017-09-03T22:14:00.001+02:002017-09-03T22:14:15.530+02:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
Kajtki moje,</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
śpicie w sypialni, do której mam nadzieję powrócić w niedalekiej przyszłości. Bez fioletu. Z domieszką szarości. Przez okno wpada mocno orzeźwiające powietrze. Zwiastun jesieni. A przecież dopiero co rozpoczynaliśmy nasze wakacje. Porzuciliśmy chodzenie do przedszkola w ostatnim tygodniu czerwca, by cieszyć się ciepłem, słońcem i całodniowymi wypadami do miasta. Bawiliście się w Saskim, który stał się zdecydowanie Waszym ulubionym. Odpoczywaliśmy w klimatyzowanej Ikei po Sąsiedzku. Przy dobrej kawie, niezdrowym cieście, ja - albo z książką przy stoliku, albo z Wami - budując kilometry drewnianych torów, czytając Wam opowieści lub grając w Double. Na błotne zabawy, gotowanie zup z piasku, przelewanie wody z wiader do misek wybieraliśmy się do kuchni - specjalnie w tym celu zaaranżowanej przy Centrum Kultury. I tak stwierdziłam, że w tym roku nasze miasto stało się rzeczywiście fajnym miejscem do całodniowych wypadów. Przynajmniej my takie lubimy. Autobusem. Z wózkiem załadowanym ubraniami na każdą pogodę, drugim śniadaniem, zapasem wody, okularami, książkami. A nasze majowo-czerwcowe tegoroczne weekendy upłynęły nam pod hasłem - "festyny rodzinne". Na wielu z nich Marcelka tańczyła ze swoim Domem Kultury, więc nieco zmuszeni byliśmy do stania w kolejkach po balony (a potem wysłuchiwanie lamentów i zawodzenia, bo balon pękł/pan zrobił kwiatka, a miała być bransoletka na rękę...), cierpliwego czekania na wymalowanie buzi, zrobienie kolorowych warkoczyków we włosach, stania w pełnym słońcu przy dmuchańcach. I odetchnęliśmy z ulgą, gdy pod koniec czerwca występy się skończyły, a my po prostu mogliśmy włóczyć się po mieście, moczyć nogi w fontannach, obowiązkowo odstać swoje w kolejce po lody, by je później jeść na schodach pod Ratuszem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
A potem pojechaliśmy na Kaszuby, zwane przez Karola po prostu Czubami, bo Kaszub zapamiętać nie mógł, a kojarzyły Mu się po prostu z nazwą naszego osiedla. Pojechaliśmy nad jeziora, chociaż Karol codziennie mówił, że idziemy nad morze. I spędziliśmy tam fantastyczny tydzień. Ze znajomymi, których aż tak dobrze nie znaliśmy. Ale gdy jednego wieczoru wspomniałam Arturowi, że powinniśmy coś pomyśleć o wakacjach, a następnego zadzwoniła Marta z pytaniem, czy jedziemy z nimi do Lipusza, odpowiedź dałam Jej po pięciu minutach. I wiedziałam, że będzie nam się dobrze razem mieszkało. I moje przypuszczenia tylko się potwierdziły. Duży dom, ogromna kuchnia z salonem, plac zabaw kilkanaście metrów dalej, za domem las i jezioro, miejsce do grillowania i co najważniejsze - miejsce do jeżdżenia na rowerach dzieciom. Tuż po wstaniu, narzuceniu bluz na piżamy wychodziliście przed dom, by pokonywać dziesiątki kilometrów dziennie okrążając go, bawiąc się w berka na rowerach, w policjanta, który zapalał na zmianę czerwone i zielone światło. A gdy pogoda nie dopisywała urządzaliście bazy/domki na górze, Marcelka wraz z Asią kącik wizażowy (ku niezadowoleniu Taty z faktu Twych umalowanych oczu i ust Maleńka). To były zdecydowanie pierwsze takie nasze wakacje, podczas których Wy już nie potrzebowaliście na tyle naszej opieki i uwagi, co w poprzednich latach. Ba! Nawet miałam czas na kilka stron książki na leżaku, krótką drzemkę pod kocem na świeżym powietrzu, w towarzystwie lodów i kanapek zrobionych przez nasze 5 latki. Był czas na długi spacer do lasu, na którym tak wkręciliśmy się w zbieranie jagód (podziwiam Waszą zawziętość dzieciaki, bo ja bym już dawno odpuściła konieczność powrotu z pełnym słoikiem), że wspólnie zebraliśmy kilka słoików, a po powrocie mieliśmy prawie gotowy obiad (tak, z lepienia pierogów zrezygnowałyśmy na rzecz szybkiego makaronu). Był czas na rodzinne pływanie rowerem wodnym, wprawdzie wśród nieustannych kłótni, kto będzie sterował, krzyków Karola, który za nic, nie chciał posłuchać i dać sobie wytłumaczyć, w jaki sposób kierować tak, by ciągle nie płynąć w przeciwnym kierunku, niż ten przez nas obrany. I wieczorne rozgrywki dorosłych w badmintona i plażowanie w dzień. I wypad do Gdańska, zakończony zachodem słońca na plaży (tak, to nasza małżeńska miłość - zachody nad morzem). I pyszne lody w Kościerzynie. I musicie to wiedzieć dzieciaki, że Wasz Tata został okrzyknięty bohaterem ratującym dzieci. Bo wskoczył w butach do morza po Karola, który tak miał moczyć nogi, że oczywiście klapnął tyłkiem do wody i nie zamierzał sam z niej wstawać( a pogoda była średnio kąpielowa - Ciocia Marta otulona trzema bluzami), a przy fontannach ratował Asię, która wraz ze wszystkimi dziećmi, przebiegała przez nią w momencie, w którym woda przestawała się lać, a poślizgnęła się, akurat wtedy, gdy fontanna zaczynała na nowo zachwycać swoimi rytmicznymi strumieniami. I tylko Wasz Tata przejął się Jej losem, bo wujek Mirek zajęty był nagrywaniem całej sytuacji, a Ciocia Marta nie mogła opanować śmiechu. A poczucie humoru mamy zdecydowanie podobne. I podczas tego wypadu, jeśli wybieraliśmy się gdziekolwiek, gdzie była woda, Karol od razu pytał, czy mam Mu ubranie na przebranie, podciągał nogawki i do wody!<br />
Zdecydowanie dobry czas. Bez pośpiechu, który zawsze nam towarzyszył nad morzem, bez hałasu, towarzystwa innych urlopowiczów, straganów, błyskotek, pamiątek na każdym kroku. Z kilogramami czipsów - zjadanymi po północy, a które umilały nam zdobywanie kolejnych lądów w "Osadnikach", dobrą muzyką i rozszyfrowywaniem, jakimi typami osobowości jesteśmy. I nawet podczas rozstania przy kaszubskiej plaży - uroniłam jedną małą łzę, żałując, że czasu nie można trochę spowolnić.<br />
<br />
Po powrocie pranie, przepakowywanie walizek i w ostatnim tygodniu lipca zawitaliśmy na Podlasiu, by pozostać tam przez cały miesiąc. I właściwie nie wiem, co o tym naszym Podlasiu mam napisać, bo rok rocznie jest tam nam tak samo - błogo. Weszliście w rytm zupełnie inny od naszego. W piżamach, tuż po wstaniu usadawialiście się pod kocem w salonie, by obejrzeć bajkę, na którymś z kanałów od 91. Podobnie sytuacja miała miejsce wieczorem - tuż po kolacji. Tylko tak zachęcani, byliście w stanie wrócić z podwórka do domu i wziąć chociaż szybki prysznic. W Bielsku podwórko jest właściwie Waszym domem. Piaskownica, zjazdy ze zjeżdżalni do basenu, popołudniowe wyjścia moje z Marcelką na wrotki (które dostałaś Córeczko w spadku po Patrycji, a w których podczas trzeciego ich nałożenia puściłaś moje ręce i zaczęłaś przemieszczać się sama. Wolno, ostrożnie, ale sama!) Niesamowity postęp zrobiliście również, jeżeli chodzi o Wasze kontakty z wodą. Dla mnie niesamowity, bo wchodząc ostatnio do basenu, Ty Marcelko, miałaś na sobie rękawki, koło i nie chciałaś bym Cię w ogóle puszczała. Nic na siłę, więc trzymałam Cię, tak jak tego potrzebowałaś. A wychodząc pływałaś jedynie w rękawkach, skakałaś ze schodów do wody, próbowałaś nurkować, przekręcałaś się na plecy, za nic mając wlewającą się do uszu, czy oczu wodę. Dla Ciebie Synu, woda to najlepszy przyjaciel. Żywioł, który jest Twoim sprzymierzeńcem. Tryskasz energią i czystą radością. Ewidentnie czerpiesz z tego przyjemność. Podobnie, jak z wszelkich prac podwórkowych. Codziennie pytałeś Dziadka, czy dziś będziecie kosić trawę. A jeśli nadchodził taki dzień - wprost nie mogłeś się doczekać. Mimo zmęczenia, które widać było po Twoich oczach, kroczyłeś krok krok przy Dziadku. Każdy ze swoją kosiarką. Ty z miną niesamowicie skupioną i poważną. Przynosiłeś grabie, wyrywałeś niepotrzebne trawki, zamiatałeś i nie wracałeś do domu, dopóki mój Tata nie skończył tego, co miał do zrobienia. Siadałeś na chwilę "już jestem zmęczony, muszę odpocząć", "ale przecież Dziadek jeszcze nie wraca. Czekam na Dziadka". A gdy przyjechał wujek Bartek z dziećmi, Ty nie poszedłeś bawić się z pozostałą trójką, tylko podlewałeś kwiaty i towarzyszyłeś wujkowi w pracach około domowych. I bardzo lubię patrzeć wtedy na Ciebie. Na Twoje skupienie, energię jaką w to wkładasz i miłość z jaką to robisz.<br />
W Bielsku obchodziliśmy również Twoje Meluniu 5 urodziny. W towarzystwie obu Babć, Dziadka i dwóch Prababć, dwóch koleżanek z sąsiedztwa, ulubionej Ciotki, którą nazywacie "Ciotką-Klotką", tortu z różowym kotem i M&Msami, bo takie było Twoje życzenie. Na podwórku, w altanie z biało-różowymi girlandami i balonami.<br />
Jeden dzień spędziliśmy rodzinnie w Ełku, bo wszyscy stęskniliśmy się za Naszą Olcią, która uwielbia Was, a Wy/My Ją. I która spędza z nami część naszych Podlaskich wakacji, ale w tym roku zdecydowanie nie nacieszyliśmy się jej obecnością.<br />
Nie zabrakło oczywiście krótkich wycieczek po Podlaskich miejscach, atrakcyjnych dzieciom. Była "Chatka Baby Jagi" i muzykowanie na drewnianych instrumentach w "Majątku Howieny". Były pulepty i frytki na kolację w restauracji zjadane z takim apetytem, jakbyście nie jedli przynajmniej cały dzień i wspólne burgery z Basią i Frankiem, i lody na kolację.<br />
<br />
Beztrosko. Błogo. Bez pośpiechu. W innym rytmie. Tak sobie siedzę i myślę, że fajne te Wasze wakacje Dzieciaki!<br />
<br />
<i>Ja: Karol jedziemy na pizzę na kolację?</i><br />
<i>Ty: Ale przecież pizzy nie je się na kolację.</i><br />
<br />
(popołudniowy spacer w Bielsku - Karol obserwując Panią w długiej zielonej sukience)<br />
<i>Zobacz Mamo, jaka piękna sukienka</i> ( rozmarzonym głosem)<br />
<br />
(Z Dziadkiem w Kościele)<br />
<i>Dz: Wiesz, że Pan Jezus Cię bardzo kocha.</i><br />
<i>K: Wiem, bo ja drogi Syn jestem. </i><br />
<i><br /></i>
(Karol patrząc przez balkon)<br />
<i>Zobacz, jaki piękny świat </i><br />
<i><br /></i>
Przepiękny Synu. Cieszy mnie, że takie rzeczy dostrzegacie i potraficie się nimi cieszyć.<br />
<br />
<br />
<br />
<br /></div>
</div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-41598073357731532352017-08-06T23:48:00.002+02:002017-08-06T23:48:34.719+02:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Moja Najdroższa,<br />
<br />
Ty wiesz, bo powtarzam Ci to. Mówiłam wczoraj i przypominałam znów dzisiaj. Jesteś moją Najlepszą Córką pod Słońcem. Spędziłam z Tobą prawie wszystkie minuty Twojego dotychczasowego życia, a wciąż zaskakuje mnie świadomość, że to już pięć naszych wspólnych lat. <br />
<br />
Życzę Ci - na najbliższy rok, bo za rok o tej porze wymyślę coś nowego - wspaniałej drugiej połowy wakacji. Słońca na Podlasiu, byś mogła zaliczyć jak najwięcej zjazdów ze zjeżdżalni wprost do basenu. Życzę przepysznych lodów, które jedzone pod ratuszem są naszą codzienną rutyną. Mądrości. Nie denerwuj się proszę, gdy setny raz powtórzę: <i>Marcelko, musisz mieć swój rozum</i>.<i> </i>Nie patrz na innych, nie sugeruj się zdaniem koleżanek, nie przejmuj opiniami dzieci z placu zabaw. Rób tak, jak uważasz, że dobrze będzie Tobie, ale bez wyrządzania krzywdy drugiemu. Wierz we własne siły, miej nadal mocne argumenty swoich racji, ale głupio i na przekór się nie upieraj. Nie szukaj potwierdzenia swojej wartości w ocenach innych, ale Twoja pewność siebie niech wypływa z Twego wnętrza. Życzę Ci szybkiego opanowania sztuki jazdy na wrotkach, więcej odwagi podczas nauki pływania i świadomości, że oboje z Tatą chcemy dla Ciebie jak najlepiej. <br />
<br />
I pamiętaj, że w chwilach, kiedy Twoje emocje sięgają zenitu, kiedy płaczesz, bo coś poszło nie po Twojej myśli, kiedy złościsz się i chcesz zostać sama to szanuję Twoje zdanie i wychodzę. Ale Ty wiesz, że zawsze jestem obok i powtarzam, że jeśli tylko potrzebujesz - możesz przyjść i się przytulić. A te ramiona czasem są najlepszym lekarstwem.<br />
<br />
Cudownego czasu do kolejnych urodzin. I proszę, nie rośnij tak szybko. </div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-16483221262445485712017-05-29T23:38:00.001+02:002017-05-29T23:38:26.367+02:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Dzieci moje drogie,<br />
<br />
właśnie 5 minut temu postanowiłam, że będę pisać krócej, ale częściej. Nie wiem, czy słowa dotrzymam i jak mi to wyjdzie, ale jak ja już coś postanowię, to działam od razu. Tak, mam to zdecydowanie po Waszej Babci. Jest myśl - trzeba robić natychmiast :)<br />
<br />
Od dwóch godzin śpicie. Okupujecie naszą sypialnię, przybierając przeróżne pozycje do spania. Często, gdy do Was zaglądam, najpierw przez kilkanaście sekund próbuję zlokalizować, które gdzie jest. Sprawdzam, czy nie spadliście (póki co, jeszcze nie), przykrywam Wasze ciepłe ciałka, tak tylko dla spokoju własnego sumienia, bo zanim wyjdę, Wy już zdążycie się rozkopać.<br />
<br />
Po domu roznosi się zapach gotującej zupy. To taka moja wieczorna rozrywka, żeby nie tracić czasu w dzień, gdy maj wreszcie zaczął nas rozpieszczać temperaturami. Przerzuciliśmy się na sandały, (w Dzień Matki zrobiłam sobie test swej matczynej cierpliwości i z Waszą dwójką wybrałam się na zakupy po letnie obuwie. Kto ma dzieci ten wie, że przymierzanie kolejnych par butów, nie należy do najprzyjemniejszych. A ja zaczęłam doceniać telewizory z bajkami przy dziale dziecięcym. Karol przymierzył 4 pary, z czego 2 kupiliśmy. Marcelka, myślę, że lekko ponad 20. A to podeszwa niewygodna, a to paski za wąskie, a to klamra uwiera w nogę...Ale do domu wróciliśmy z sukcesem, a ja sama sobie przyznałam niewidzialny medal), krótkie szorty, czapki z daszkiem. Na spacery nie ruszamy się bez rowerów, hulajnogi, zestawu do piaskownicy i zapasu wody.<br />
<br />
Rozpoczęliśmy nasz sezon balkonowy. Dzięki Tacie mamy nową aranżację, kwitną surfinie, pachnie ziołami. Gdy tylko jesteśmy w domu, zabawę i posiłki przenosimy na zewnątrz. Siedzimy i obserwujemy padający deszcz, wypatrujemy kolorów na podwójnej tęczy, wpatrujemy się w ptaki i latające nam nad głowami owady.<br />
<br />
I łapię te momenty, kiedy trwa cisza i spokojna zabawa. Kiedy nie kłócicie się o kolor talerza do obiadu, zbudowany z lego dom i balkonowy leżak. Kiedy nie wyrywacie sobie zabawek, nie ściskacie się i nie szczypiecie. Kiedy nikt nie krzyczy, że kogoś nie lubi, nie będzie się z nim bawił albo jest głupi. Tak, ja też obrywam! Karol często mi grozi (ale słowa nie dotrzymuje), że nie będzie się ze mną bawił, a Marcela w spazmatycznym płaczu wzywa albo Tatę albo Babcię Beatkę.<br />
(M:Chcę do Mamy, chcę do Mamy! Ja: Przecież jestem! M: Ale chcę do Twojej Mamy! Do Babci, do Babci!). A gdy Tata wraca z pracy do domu, zaczyna się istny Meksyk. Karol po schodach musi schodzić obok Taty. Tata powinien wlać wody/soku/czegokolwiek. "Tata mnie będzie mył". 'ja nie chcę tego mleka, Tata mi zrobi". "kto dziś nas będzie usypiał? Ja chcę, żeby Tata nas usypiał, ja nie śpię z Mamą, śpię z Tatą". I tak w kółko...<br />
<br />
Więc, gdy tylko zasypiacie, to nawet gotowanie zupy w ciszy, wydaje się dobrą formą odpoczynku!<br />
<br /></div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-86751048537744852992017-03-24T23:22:00.001+01:002017-03-24T23:22:07.344+01:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
Robaki i żaby ("Mamo, nie jesteśmy robalami"),</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
czas wyjść z tego zimowego letargu. Babcia już kilka razy wspominała, że wiosna w kalendarzu, a u nas wciąż trwa piękny grudzień. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Śpicie od niespełna dwóch godzin. W domu zupełna cisza. Nikt się do mnie nie odzywa. Nikt niczego nie chce. Po tygodniu, gdzie Tata wracał do domu w momencie Waszej kolacji, taka cisza jest wymarzonym scenariuszem piątkowego wieczoru. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Z utęsknieniem czekam - jak zresztą co roku - na wiosnę. Ale tegoroczną zimę też będę dobrze wspominać. Bo było tak, jak nie raz sobie marzyłam. Może niekoniecznie o ciąganiu Was obydwojga w zaprzęgu i komentarzach przechodzących: "Ale frajdę mają dzieci, jaki fajny kulig im Pani urządziła. Ale tak Pani to chyba trochę ciężko?". Biorąc pod uwagę nieustannie odśnieżane chodniki, nie było lekko, ale dla tych dwóch uśmiechów warto. Wychodziliście z klatki i od razu rzucaliście się w śnieg. Zamieniliśmy naszą osiedlową małą górkę na porządne zjazdy w wąwozie. Marcela, która w ubiegłym roku przy każdym upadku z sanek krzyczała w wniebogłosy i zarzekała się, że więcej już nie zjedzie, a jak ktoś się z Jej upadku choć lekko zaśmiał, to miał przechlapane do końca wieczoru, tak w tym roku zjeżdżała na wszelkie możliwe sposoby. Na tradycyjnych sankach, plastikowych z Elsą (jakżeby inaczej), na brzuchu podczepiając się pod sanki, na których zjeżdżał Tata, razem ze mną, ale koniecznie tak, by zaliczyć wszelkie możliwe doły. I najlepsze były te zjazdy, które kończyły się upadkiem. Karol bardzo zachowawczo i ostrożnie. Sam - z małej górki, z tej większej, ale wspólnie z Rodzicem. I muszę stwierdzić, że największym zmarzluchem z całej rodziny jestem zdecydowanie ja. Kiedy Wy w najlepsze turlaliście się z góry na dół, mi - mimo ruchu odmarzały ręce i stopy i wiem, że zima nigdy nie będzie moją ulubioną porą roku. I dlatego właśnie chcę już wiosny. Ale takiej prawdziwej. Żebym wreszcie miała motywację do wyniesienia zimowych butów do piwnicy, pochowania grubych szalików, a wskoczenia w ulubione adidaski i krótką kurtkę. A Ciebie Synu uwielbiam za to, że jak po 14:00 wychodzimy na spacer w stronę przedszkola, Ty - mimo padającego deszczu, wiejącego wiatru, wychodzisz z klatki i po kilku minutach mówisz: "Ale świetna pogoda co?" I uśmiechasz się tak, że zastanawiam się, czy my oboje widzimy tę samą aurę na dworze. Grunt to dobre nastawienie. A Tobie akurat go nie brakuje. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Już rano wstajesz z uśmiechem. Zawsze. Nie zdarza Ci się wstać w złym humorze. I przychodzisz do salonu z pełną obstawą, z którą śpisz: poduszką, krokodylem, psem i plastikową nakręcaną sówką. Drużyna się wciąż powiększa, bo dłuższy czas towarzyszyły Ci tylko dwie pierwsze wymienione. I wszystko to przez cały dzień musi znajdować się gdzieś w Twoim zasięgu. Jeśli poduszki albo któregoś ze zwierzaków brakuje, biegniesz, szukasz i dopiero, gdy wszyscy są na miejscu możesz kontynuować zabawę. Na spacer zabierasz albo psa albo sówkę. Krokodyl zostaje w domu ze względu na zbyt duże rozmiary, a poduszka (jak Ci tłumaczę) ma służyć do spania. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Rozbrajasz mnie swym dobrym sercem. Kilkanaście razy dziennie słyszę: "Coś Ci pomóc"? Gdy w deszczu wracamy z zakupów, a ja się zatrzymuję, by wyjąć z reklamówki Twoje rękawiczki, Ty przytrzymujesz mi swój parasol nad moją głową: "przytrzymam Ci, żebyś nie mokła". "Pomóc Ci gotować zupę?", "To ja Ci będę podawał ziemniaki". Gdy z Melą przyklejamy naklejki, przychodzisz i pytasz: "Coś Wam pomóc dziewczyny?", "Poszukam Ci kapci, żebyś nie marzła w stopy", "to przyniosę nam koc, jak będziemy czytać książki", idę po poduszkę, żeby Ci w pupę było miękko". A Twoja starsza Siostra baaaardzo tę dobroć wykorzystuje i tylko, co raz słyszę: "Karol, podasz mi chusteczkę? Karol przyniesiesz banana?" A Ty co odpowiadasz? "Oczywiście, już idę." I idziesz, przynosisz i grzecznie z "proszę" na ustach podajesz. Jeszcze :) </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jesteś niesamowitym pieszczochem i przytulasem. Ale to chyba chłopaki tak mają. Minęła Ci już taka faza na Tatę. Owszem kilkanaście razy dziennie dopytujesz, kiedy Tata wróci z pracy, prosisz, żebym zadzwoniła i zapytała, kiedy będzie w domu i nadal chcesz (po całym dniu spędzonym przecież tylko ze mną), żeby to Tata czytał Ci wieczorną bajkę, ale już nie krzyczysz tak, jak jeszcze ze dwa miesiące temu, gdy ja próbowałam cokolwiek robić, gdy w domu był Tata. Chciałeś wylewać mleko, które do snu przygotowałam ja - nie Tata, ściągałeś piżamę, bo po chwili zorientowałeś się, że to ja Ci ją włożyłam - nie Tata, ścierałeś pastę do zębów, którą nałożyłam Ci ja - nie Tata. I wiesz, to wszystko sprawiało, że po powrocie Taty z pracy, gdzie powinnam cieszyć się z dodatkowej pomocy i wyręczania w codziennych obowiązkach - byłam zdecydowanie bardziej umęczona, bo Twoje wymysły i chęć postawienia na swoim męczyły mnie bardziej, niż cały dzień, gdy byłeś tylko ze mną. Nie powiem, żeby teraz trwała jakaś "faza na Mamę", ale masz wiele takich momentów w ciągu dnia, gdy podczas wspólnej zabawy raptem mówisz: "Mamusia..." i wtulasz się we mnie tak, jakbyśmy się przynajmniej kilka godzin nie widzieli. I te poranki, jak dzisiejszy...gdy ja jeszcze leżę w łóżku, a Ty wskakujesz do mnie pod kołdrę, przytulasz się tak, że nasze nosy praktycznie się dotykają i dajesz mi kilka całusów. Oczywiście dużo częściej są te, gdy stoisz pod łóżkiem i pytasz co chwila: "Wstajecie już? Wstajesz? Wstań już! Zrobisz mi śniadanko? Chcę śniadanko! Już nie ma nocy. Już wstań!" </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Poza przeogromną dobrocią, wyglądem anioła z tym rozbrajającym uśmiechem, masz swoją tajną broń - krzyk i płacz, gdy coś idzie nie po Twojej myśli. Gdy Marcela weźmie jakąś zabawkę i to akurat Ci się nie podoba, gdy nie zgadzam się na jakieś słodycze, czy oglądanie bajki. Krzyczysz, wybiegasz do sypialni, by za chwilę znów wrócić (najczęściej po psa, poduszkę, sowę i krokodyla) i znów trochę pokrzyczeć. I chyba już się na to uodporniłam, bo po prostu nie reaguję. Wiem, że to Twój sposób na złość, rozładowanie tych negatywnych emocji, które Ci w pewnych sytuacjach towarzyszą. W takich chwilach już nie raz słyszałam, że jestem brzydka. Albo: "JESTEŚ BRZYDKA, ZŁA i... (tu trwała chwila zastanowienia, a ja czekałam, co wymyślisz) i ...GŁUCHA!! Spodziewałam się wprawdzie głupiej, ale "głuchość" jest od jakiegoś czasu u Ciebie na topie. "Jesteś głucha Mela?", gdy Twoja Siostra udaje, że Cię nie słyszy. Uodporniłam się już też, gdy krzyczysz i lamentujesz przez wszystkie cztery piętra i domagasz się ode mnie niesienia na rękach, a ja twardo się nie daję i nie ustępuję. Nie potrafię jakoś tego ogarnąć, że masz siłę ganiać się z Marcelką na placu zabaw i w drodze powrotnej, kilkanaście razy wchodzić z motorem pod górkę i z niej zjeżdżać, a jak tylko przestępujemy próg klatki schodowej, słyszę: "Na ręce chce!". Ale to już też jest faza na etapie przechodzenia. Chyba zdałeś sobie sprawę, że ja nie ustąpię, przyzwyczaiłeś się do konieczności pokonywania naszych schodów i po prostu ten fakt zaakceptowałeś. A każda faza z Wami to etap przejściowy. Pojawia się i znika. Przy drugim dziecku łatwiej do tego przywyknąć i ze spokojem starać się przeczekać. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
cdn... (obiecuję, że szybciej niż za 3 miesiące)!!</div>
</div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-46833137823054611352016-12-22T23:05:00.001+01:002016-12-22T23:05:58.515+01:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Serca moje,<br />
<br />
trwa piękny grudzień. Chyba wraz z letnimi stanie się moim ulubionym miesiącem. Na ścianie, zamiast naszych fotografii wiszą już dwie ostatnie paczki, będące częścią kalendarza adwentowego. Obok najpiękniejsza nasza choinka. Z kolorowymi lampkami, ususzonymi pomarańczami, piernikami, papierowymi bombkami, ozdobami z makaronu, łańcuchem z kokardek, a wszystkiego strzegą dwa mikołaje na samej górze. Wszystko wykonywaliśmy razem, realizując po kolei zadania z naszego kalendarza. Był czas na pieczenie pierników (zrezygnowaliście z wycinania, gdy na stół wjechała pierwsza, ciepła blacha pełna gwiazdek, choinek, dzwoneczków i aniołów), czas na wspólne śpiewanie kolęd (z każdym rokiem uwielbiam je coraz bardziej, a nawet Karol podłapał słowa i podśpiewuje wspólnie z nami - "...małemu, małemu..." i "chwała na wysokości..."), na czytanie opowieści o narodzinach Pana Jezusa i wspólne oglądanie świąt u disnejowskich postaci. Był czas na spacer sankami (gdy tylko spadł pierwszy śnieg i ledwo Was w nich ciągnęłam), na wyprawę do lasu z parówkami i termosem herbaty, którymi posilaliśmy się w oczekiwaniu na nadjeżdżający pociąg. Był czas na wspólne zjazdy na pupie, brzuchu, plecach, bo przecież takie są najlepsze! Czas na rekolekcje i poranne roraty (wprawdzie raz, ale dla mnie - a do porannych ptaszków nie należę - to spory wysiłek). I ogromnie się cieszę, że co rano pytacie mnie, kiedy jedziemy do Bielska, za ile dni będziemy u Babci. Nie możecie doczekać się spotkania z bliskimi, zwierzakami, które tak uwielbiacie. Nie wspominacie o prezentach, o których przecież wiecie, że będą. Nie zastanawiacie się, co Wam Święty Mikołaj przyniesie, a rozpromieniają Wam się oczy na myśl jutrzejszego spotkania z bliskimi...I wiecie - czuję wewnętrzny spokój. Dobro i ciepło na sercu. Mimo rozciętego Marcelkowego łuku brwiowego i kolejnej jutrzejszej wyprawy do szpitala, mimo nieumytych okien, braku porządku w komodach, nieupranych firanek i mnóstwa innych niezrobionych czynności na rzecz tych zrobionych, tych ważniejszych i istotniejszych.<br />
<br />
I Wam i sobie życzę właśnie takiego wewnętrznego spokoju. By był to magiczny czas, nie ze względu na zapalone świeczki, zapach choinki, czy padający śnieg za oknem, ale by magia gościła w Waszych sercach ze względu na obecność w nich Nowonarodzonego i tych, których obecność wywołuje uśmiech na Waszych twarzach. <br />
<br />
"...przyjdź na świat, by wyrównać rachunki strat, żeby zająć wśród nas puste miejsce przy stole...".</div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-58198534573241536602016-11-04T21:30:00.001+01:002016-11-04T21:30:18.415+01:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Zobacz, jaką on śmieszną minkę zrobił. Nie mogę przestać na niego patrzeć."</div>
<div style="text-align: justify;">
"Masz swoją podusię Karoluś".</div>
<div style="text-align: justify;">
" I koń powlókł się za owieczką". (uwielbiam słowo powlókł się)<br />
<br />
<br />
(rozmowa z koleżanką z przedszkola)<br />
-Robert jest moim mężem.<br />
Ty: I moim też jest Robert. Ale nie. Ja już obiecałam Maksiowi. <br />
-Ja też obiecałam Maksiowi.<br />
Ty: To będziemy na weselu z Maksiem we dwie tańczyły. <br />
<br />
"A Wy idziecie tańczyć?" - do księży<br />
"Mamo, włącz nam bajkę, a Ty sobie wtedy odpocznij, poleż sobie"<br />
"Daj Mamo, ja posprzątam stół za Ciebie"<br />
<br />
(po powrocie z przedszkola)<br />
Ty: Ooo widzę, że odkurzaliście z Karolem.<br />
Ja: Ooo, zauważyłaś.<br />
Ty: Nie, po prostu kapcie leżą na fotelu. <br />
<br />
:) <br />
<br /></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Marcelinko,</b> <br />
<br />
" Ty: nie jestem Melką<br />
Ja: Ale przecież Karol wciąż tak do Ciebie mówi.<br />
Ty: Ale jak mówi Karolek, to mi wtedy jest tak słodko." </div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
w sierpniu skończyłaś 4 lata, a ja często patrząc na Ciebie mam wrażenie, że jesteś moją młodszą siostrą, o której tak zawsze marzyłam, a nie pierworodną córką. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wczoraj w myślach wspominałam nasze czerwcowe kryzysy, kiedy to trudno, bardzo trudno było nam dojść do porozumienia. Nie wiem, czy był kolejny etap buntu, czy nasza upartość, bo zarówno ja nie chciałam w wielu kwestiach ustępować, podobnie jak Ty. Długo nie potrafiłam Cię przekonać do piżam z krótkim rękawem i braku skarpet w upalne noce, jak i niezakładania kolorowych skarpet do lakierowanych sandałów. Pamiętam dni, w których nasze sprzeczki łączyły się z moimi hormonalnymi nastrojami i po prostu płakałam z bezsilności.. Wczoraj się z tego śmiałam, bo gdy tylko nadeszły chłodniejsze noce z miłością powróciłaś do skarpetek i długich spodni - a ja nie narzekam - bo i tak się wciąż odkrywasz, ale wczoraj ubrana w najkrótsze z możliwych szortów piżamowych oświadczyłaś, że Ty bardzo nie lubisz tych długich spodni... Spokojnie wytłumaczyłam i powiedziałam, żebyś zrobiła jak uważasz. Często tak mówię. Radzę, ale ostateczną decyzję zostawiam Tobie. Ale często nasze spory dotyczą kwestii ubrań. Kwestia kilkukrotnego przebierania się w ciągu dnia, bo mała plamka, mała dziura, bo ktoś inny ma spódnicę/getry. Bo w momencie wyciągania ubrań z szafy - sama wybierasz stroje, wyciągasz i się przebierasz - połowa ląduje na ziemi albo w stojącym niedaleko koszu z zabawkami. Bo zmieniane skarpety krążą gdzieś po dywanie, a potem nie mają swoich par, bo piżama zdjęta rano leży na podłodze do momentu, w którym zwrócę Ci na nią uwagę i słyszę: "Wiem, wiem, już mi to mówiłaś" albo "wiem, wiem, nie musisz mi tysiąc razy powtarzać". Bo wyjście na tańce bardzo często łączy się z moim nieustannym poganianiem i prośbą, byś wreszcie zdecydowała się na jakiś strój i w miarę sprawnie go założyła. Masz swoje rzeczy ulubione i takie, do których przekonać Cię nie potrafię - jak na przykład - przeze mnie uwielbiane- jeansy. Ale jak to z Tobą bywa, gdy tylko skończyły się letnie dni, wyciągnęłaś z szafy krótkie jeansowe szorty i koniecznie chciałaś się w nie ubrać. Być może te ubraniowe kłótnie to kwestia mojego nie do końca dobrego podejścia wychowawczego, bo od dawna masz prawo samodzielnie wybierać sobie stroje, wyciągać ubrania z szafy i kompletować zestaw, który chcesz nałożyć. A ja interweniuje wtedy, kiedy estetycznie coś zupełnie do siebie nie pasuje. Ale cóż, muszę się przyzwyczaić. Spojrzeć na samą siebie i przyzwyczaić się, że mam w domu po prostu prawdziwą kobietę, wprawdzie jeszcze zupełnie młodą, ale kobiecy pierwiastek się już uaktywnił.<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kolejne powody do codziennych sprzeczek to kwestia porządków w pokoju. Czasem posprzątasz bez proszenia i wtedy każesz mi zamknąć oczy i prowadzisz do lśniącego Waszego królestwa. Innym razem słyszę, że to ja mam posprzątać, bo przecież to ja wysypałam z pudła wszystkie Wasze klocki... Moje uwagi dotyczące bałaganu w pokoju często kończą się tym, że słyszę jaka to jestem złośliwa i denerwująca. Nie jest to czynność, którą uwielbiasz robisz, ale gdy tak siedzę, myślę i analizuję, to ostatnio jest chyba dużo lepiej. Mam przecież obok 2,5 latka pieszczotliwie nazywanego "leniuszkiem" i "obibokiem", bo Karolek do sprzątania jest ostatni i często niestety wykorzystuje Twoje Marcelko dobre serce, bo gdy sprzątasz pokój - sprzątasz wszystko to, co porozrzucał Twój młodszy brat. Gdy proszę o zrobienie porządku przed oglądaniem bajki, wiecie, że jej nie włączę, dopóki moja prośba nie zostanie spełniona, więc ogarniasz wszystko po kolei, a Karol wtedy stoi i patrzy...I po wizycie koleżanek, gdy zabawki są wszędzie, (butelka lalki w mojej szufladzie ze skarpetami, notatnik między prześcieradłami) sprzątasz pięknie, czując chyba wewnętrzną odpowiedzialność za swój pokój, bo robisz to bardzo sprytnie, z uśmiechem i bez mojego napominania. <br />
<br />
I kwestia posiłków. Sporny temat. Nieustannego wiercenia się, chodzenia po wodę/ketchup - zjadacie kilogramami, do toalety/po ręcznik papierowy itp. Ciągle coś spada. woda rozlewa się na legginsy, ketchup ląduje na sąsiednim krześle, widelec pod stołem. Do tego debaty między Wami, kto ma mieć jaki kolor talerza i kubka. Czy Karol ma komplet (dopasowany kolorem ikeowski talerz do kubka), czy nie, jeśli tak, to ja też chcę. Opornie idzie nauka sprzątania po sobie, dziękowania za zjedzony posiłek, samoobsługi w tym, co można, a nie nieustannego: "Mamo, chcę ketchupu. Mamo, nie mam widelca. Mamo, podaj nóż". Ale wiem, że kiedyś zatęsknię za tym Mamo...<br />
<br />
Jesteś dziewczynką pełną emocji i wrażliwości. Widzę trochę siebie w Tobie. Tata często mówi, że przecież Ty, to taka mała Judytka. Szybko wybuchasz, ale złość szybko Ci przechodzi. Zdenerwowanie na mnie, Tatę, czy Karola okazujesz ściskaniem, czasem widać, że aż Cię nosi, żeby komuś z nas przywalić, ale w porę sama reagujesz. Najbardziej w tym wszystkim to mi szkoda Karola, bo mimo godzin moich wykładów, podniesionego tonu, krzyku, ściskasz go codziennie i to za szyję...Nie wiem już jak Ci tłumaczyć, jak wyjaśniać zagrożenia, bo o wszystkim już setki razy słyszałaś, a mimo wszystko nie zmieniłaś swego postępowania. I z drugiej strony cieszę się, że przynajmniej Karol jest już starszy i też ma swoje (skuteczne) sposoby do obrony przed starszą i silniejszą (jeszcze) siostrą. <br />
Wzruszasz się, gdy czytam Ci o "Calineczce", mimo, że dobrze znasz tę bajkę, ale teraz, w wieku 4,5 lat moment porwania przez ropuchę wywołuje łzy w Twoich oczach. Podobnie jak bajka: "Gdzie jest Dory", w której tytułowa rybka się gubi i nie może odnaleźć swoich rodziców. Ogromny Twój smutek sprawia, że wyłączamy bajkę, bo nie chcesz jej oglądać, a ciągle dopytujesz, dlaczego ona zgubiła rodziców, gdzie jest jej mamusia...<br />
Denerwujesz się (jak ja), gdy coś idzie nie po Twojej myśli, gdy nie dajesz rady czegoś otworzyć, wyciąć, namalować. W duchu uśmiecham się do siebie, ze względu na podobieństwo do mnie, gdy na przykład kolorujesz i wyjdziesz za linię albo namalujesz obrazek nie taki, jak sobie założyłaś, wtedy ciśniesz kredką/mazakiem tak, że robi się dziura, więc z dziurą rysunku już malować na pewno nie będziesz, zgniatasz, wyrzucasz i próbujesz od nowa. <br />
<br />
Z ostatnich dwóch topowych tematów. Zamążpójście i rodzeństwo.<br />
Najpierw mówiłaś, że Twoim mężem będzie Tata. Potem, że Karol. A po moich wyjaśnieniach, zdecydowałaś się na rówieśnika Karola - sąsiada Maksia. Ale jest też Robert w przedszkolu. Wnioskuję z Twoich przedszkolnych opowiadań, że bardzo rozchwytywany przez koleżanki. Jak sama powiedziałaś : Nie chce się ze mną zakochać, bo jest zakochany z Nikolą. A ja chcę się z nim zakochać. I to jego wycałowujecie, z nim się bawicie w dom i odgrywanie ról rodziców. <br />
Co do rodzeństwa to często mi mówisz, że chciałabyś mieć siostrzyczkę, a po wyjaśnieniach, że to nie jest tak prosto zaplanować, czy to będzie chłopak, czy dziewczynka, stwierdziłaś, że młodszy brat też może być. Wypytujesz o to, skąd na świecie biorą się dzieci, gdzie byliście, jak Was jeszcze nie było, jak pan doktor bada maleństwo w brzuchu, oglądasz zdjęcia ze swoich pierwszych dni życia na tym świecie. <br />
<br />
Uwielbiasz towarzyszyć mi w dwóch czynnościach. Gotowanie i malowanie. W tej pierwszej najbardziej atrakcyjna jest możliwość wylizania mis i łyżek po masach, układanie herbatników w blaszce na ciasto kończy się tym, że bierzesz pierwszego i go zjadasz, podczas gdy ja robię resztę roboty. Ale chcesz się uczyć. Mieszasz ciasto na naleśniki, potrafisz wbić jajka tak, żeby nie wpadła skorupka, chętnie obsługujesz mikser i blender. Wsypujesz sobie płatki do miski, mleko wlewasz do garnka, kroisz mi boczek i ogórki do mizerii. <br />
<div style="text-align: justify;">
A podczas malowania najfajniejsze jest to, że gdy ja nie patrzę - Ty malujesz się, gdzie popadnie i czym popadnie. Czarną kredką po policzkach, różem po czole, tuszem po rękach. Otwierasz i zamykasz wszystkie pudełeczka, puderniczki i pojemniki z prędkością światła. </div>
<div style="text-align: justify;">
I tak to są też te czynności, które niekiedy doprowadzają mnie do ogromnej irytacji. Bo wszystko robisz bardzo szybko. Mieszasz tak, że mąka wysypuje się na blaty, bierzesz i zjadasz masę do naleśników, zanim zdążę powiedzieć, że jest niesmaczna. Zamykasz pomadki zanim je dobrze powkręcasz do środka, paznokciem wydłubujesz korektory do twarzy. I tu też wychodzi nasze podobieństwo. Takiej Małej siebie nie pamiętam, ale później, w starszym wieku chyba wiele rzeczy robiłam szybko, zbyt szybko. Nie zawsze dokładnie, bez pomyślenia, byle zrobić, byle szybciej :) </div>
<br />
Z ulubionych zabaw. Rysowanie. Pięknie wychodzą Ci domy, kwiaty, postacie z rzęsami i brzuchami, pszczoły i gwiazdy. Kolorowanie. Zabawa w dzidzię. Twoja ulubiona, moja niekoniecznie. Bo nie bardzo fascynuje mnie robienie czegoś, co robiłam przez ostatnie setki dni, a w zabawie mam karmić Cię butelką z mlekiem, zmieniać pieluchę i karmić deserkami. Czasem Karol mi pomaga, bo mianuję Go Tatą i On przejmuje część matczynych obowiązków. <br />
Chodzenie w obcasach. Druga ulubiona choć nie do końca zabawa. Bo w nich jeździsz jeździkiem z Karolem, gdy bawicie się w firmę taksówkową, w nich sprzątasz, mimo, że wrzucając klocki do pudełka, obcas co chwilę zaczepia Ci się o dywan, w nich siedzisz przy stole i zjadasz posiłki. Oddałam Ci takie, w których ja już chodzić nie będę, a Ty mogłabyś tak od rana do wieczora. Zdejmujesz tylko dlatego, że obawiam się reakcji sąsiadów, którzy mieszkają pod nami. Często na ulicy oglądasz się za jakąś kobietą, zwracasz uwagę na strój, buty na obcasach i sukienkę. Ostatnio tak zapatrzona z uśmiechem na twarzy zapatrzyłaś się na parę. Panią, która tak ślcznie wyglądała w jasnym płaszczu i pana w garniturze. Stworzyłaś do tego całą ich historię, że pewnie jadą do Kościoła na mszę, a potem na wesele, bo takie uroczyste stroje. "A pamiętasz jak my szaleliśmy z Babcią i Dziadkiem na weselu? A w tym roku też będzie jakieś wesele...?<br />
Tańczenie. Obroty, młynki, góra-dół, pięta-palce i wszystkie figury, które pamiętasz z tańców. A gdy słyszysz radiowy hit: "O nie chce być taka sama jak ja...", podgłaśniasz muzykę, biegniesz po mikrofon i zaczynasz swoje występy taneczno-wokalne. <br />
Skakanie po łóżku, skakanie z łóżka, bawienie się w basen na łóżku. <br />
<br />
Nadal nie lubisz sera żółtego i owsianki. A Twoje ulubione danie to pierogi z mięsem. Zjadasz Karolową skórkę z kurczaka, masło wyskrobujesz palcami, a śmietanę wyjadasz łyżką. Polubiłaś kanapki z serem białym i szczypiorem, pasztetem, a co jakiś czas masz ochotę na pomidora. I czasem zarówno Ciebie, jak i Karola muszę folgować z jedzeniem, bo w innym wypadku Wasze żołądki nie miałyby chwili czasu na odpoczynek i możliwość przetrawienia tego wszystkiego. <br />
<br />
-"Mamo, a jak Ty kiedyś już zmarniesz, to ja też tak o Tobie będę pamiętać?<br />
- Bardzo bym tego chciała córeczko. <br />
<br />
I potok łez. <br />
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<br />
<br />
<br /></div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-91782529577636645452016-10-06T00:14:00.000+02:002016-10-06T00:14:21.555+02:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Karolku, <br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
masz skończone 2 lata i 4 miesiące, choć jeszcze w sierpniu pytany o wiek, odpowiadałeś za siostrą, że c<i>ztely. </i>Mówisz. Ciągle. Wszystko. I pełnymi zdaniami. Swój dzień rozpoczynasz od <i>Wstawaj Mama, nie śpij Mama, choć obić śniadanko. Mama chcę siku. Wstawaj Mama! </i>I rozpoczynamy nasz wspólny dzień<i> </i>od porannej toalety i szykowania posiłku. Pchasz pod blat swoje zielone krzesło albo jedno z czterech od dużego stołu, robiąc przy tym niesamowity hałas i wszystko musisz widzieć, dotknąć, spróbować. Najczęściej chcesz <i>palówkę </i>albo <i>płatki - sam wsypie, Mama sam wsypie, sam wsypie!!! </i>I gdy po skończonym śniadaniu, które w Twoim przypadku nie należy do tych obficie zjadanych posiłków (bo nocne mleko), ogarniemy wszystkie wizyty w łazience i toalecie - <i>tu jest taleta, tam łazienka (rozróżniasz), </i>ubieramy się, żeby odprowadzić Marcelkę do przedszkola. I tu bywa różnie, raz chcesz iść i ubierasz się bez problemu. Innym razem ubieramy się właściwie przed samym wyjściem, kiedy Twoja siostra zakłada już buty, Ty spodnie, skarpety i bluzkę. Nie śpieszysz się do nauki samodzielnego ubierania. Majtki zakładasz tak, że obie nogi wkładasz do jednej dziurki i podciągasz gatki do samego pasa i zupełnie Ci nie przeszkadza fakt, że Cię cisną, a raczej masz rozbawioną minę z tego powodu. Spodni i skarpet nawet nie próbujesz ubierać, przecież możesz biegać w samych majtkach, ze wszystkim na wierzchu, więc ubieram Cię ja. <i>Mama pomóż, cięśko ubrać kultkę/buty. </i>I wyszykowani do wyjścia - ruszamy. Ale zanim postawisz na schodach chociaż z jeden krok, słyszę słynne <i>Mama, na lęce. </i>I wiem, źle robię, bo zbyt często noszę, znoszę i wnoszę, a Ty szantażujesz mnie płaczem na całą klatkę schodową, wiem, że wymuszasz, Ty wiesz, że ja ulegnę. Taki nasz cichy układ. Spółka synowsko-matczyna. Po pożegnaniu Marcelki - czasem się czule przytulasz, czasem nawet nie chcesz dać buziaka, spacerujemy (przy ładnej pogodzie) albo wracamy do domu. Jeśli spacer to plac zabaw - nie jestem w stanie zapisać, jak Ty to wymawiasz, bo czynisz to tak, że Cię rozumiem, ale powtórzyć nie potrafię albo <i>biedonka - skep. </i>(W Twoim rozumowaniu nie istnieje takie pojęcie jak biedronka, bo nawet gdy w książce widzisz czerwonego owada w czarne kropki to mówisz -<i> Ooo, biedonka skep).</i></div>
<div style="text-align: justify;">
Na placu bawisz się w strażaka. Zjeżdżasz od tegorocznych wakacji na rurce sam (ku zdumieniu Mam innych trzy i czterolatków przytrzymywanych przy tej czynności) i krzyczysz przy tym<i> stażak Sam, stażak Sam! </i>Uwielbiam Twoje głośne i pełne radości <i>czeeeeść</i>, gdy wyglądasz do mnie z drewnianego domku. Lubisz huśtawki, zabawy w piaskownicy, ale najbardziej wspinanie się na płot i samodzielne otwieranie i zamykanie bramki na zasuwkę. W sklepie pomagasz mi w zakupach, chodzisz/biegasz między alejkami z koszykiem, wybierasz owoce i wkładasz do reklamówki, powtarzasz moje <i>to mamy, to mamy, to mamy, wśistko mamy</i> i wykładasz zakupy na taśmę, podajesz kartę, zabierasz paragony i czarujesz sklepowych pracowników płci pięknej. Po powrocie do domu - do tej pory najczęściej na ukochanym motorze <i>(sibko jadę Mama, zobać, nie tśimam - </i>wśród pozytywnych komentarzy przechodniów), na moich rękach, bądź własnych nogach, wracamy do domu, żeby się pobawić, zjeść zupę i podrzemać. Ulubione zabawy - czytanie książek - zagadki jak w przypadku Marcelki, gra w piłkę - kopanie, rzucanie, łapanie, turlanie. Najlepiej, gdy masz publiczność, trawę i bramkę do strzelania - jak u Dziadków na Podlasiu- wtedy zaczynasz swoje popisy ze strzelaniem, pięknym prowadzeniem piłki (zachwyty Dziadka - piłkarza), zwieńczonym sukcesem w bramce i brawami oglądających. I wszystkie zabawy związane z samochodami, w których możesz wydawać dźwięk <i>bluuum, bluuummmm.... </i>Kosz z samochodami kilka razy dziennie jest ściągany z parapetu, załadowujesz przyczepę zwierzętami, robisz wyścigi resorakami. Poza tym "kosisz trawę" - wielką łopatą z piaskownicy, prowadzisz rozmowy przez telefon (od niedawna), chodzisz ze swoim pękiem kluczy i zamykasz/otwierasz drzwi. Uwielbiasz skakać z łóżka w salonie/zielonego krzesła. Nauczyłeś się skakać na dwie nogi i wybijać do góry, z czego sam jesteś z siebie dumny, bo często krzyczysz:<i> umiem, skakać Mama!</i> Typowo męskie zabawy, różne od tych, które zajmowały w Twoim wieku Marcelkę. Nie przepadasz za pracami plastycznymi, ani ćwiczeniami z naklejkami, których tysiące robiłam ponad dwa lata temu. Ciebie raczej rozbawia fakt, że krzywo przyklejasz naklejkę albo specjalnie robisz to nie tak jak trzeba. Tak samo szybko wpadasz w zachwyt nad plasteliną, czy farbami, żeby po chwili równie szybko ten entuzjazm stracić. Uwielbiasz za to specjalnie przeszkadzać, psuć, czy wyrywać to, co zrobią inni. Nie chcesz po sobie sprzątać. Zapytany, a kto to posprząta, odpowiadasz: <i>Melcia.</i> A, że dobrą masz siostrę, to odwala za Ciebie całą robotę. </div>
<div style="text-align: justify;">
W okolicy południa zasypiasz na drzemkę. Najczęściej, gdy przychodzi pora jedzenia zupy słyszę: <i>Nie chcę zupy, chcę spać. Idziemy spać Mama? </i>I kładziemy się na sypialni, przykrywamy dużym kocem, nasze nosy praktycznie się ze sobą stykają, wsłuchujesz się we wszystkie odgłosy dobiegające z klatki i podwórka pytając przy każdym stuknięciu, warknięciu - <i>co to było Mama? </i>I bez marudzenia, przytulony do swojej podusi po kilkunastu minutach - śpisz. Jeśli budzisz się po 2-3 godzinach jesteś wypoczęty, uśmiechnięty i w dobrym humorze. Jeśli śpisz 1,5 - 2 godziny budzisz się wściekły, a jedyne co do mnie mówisz to rozkazującym tonem <i>idź mama!! </i>Popołudniu, gdy razem z Marcelką wracamy z przedszkola, w zależności od pogody i ilości posiadanego czasu, spacerujemy. Zbieramy kasztany - ostatnio całe Twoje kieszenie i plecak Melki. Zachodzimy na Wasz ulubiony trzepak - bo mały, mój nie - bo na betonie, gdzie nauczyłeś się robić, biorąc przykład z siostry i jej koleżanek - "parówkę" i swoją ostatnio ulubioną figurę - zwaną przeze mnie "żabką". Oczywiście wszystko sam, nie mogę Cię trzymać, ani stać za blisko. </div>
<div style="text-align: justify;">
Po powrocie do domu, zjedzonym obiedzie (Ty mięsko - <i>lubię mięsko, </i>Melka ziemniaki), pięćdziesiątym <i>chcę wody niegazołanej/gazołanej, lubię gazołaną, chcę komkotu, nie chcę komkotu, chcę wody, chcę pupu, daj pup </i>(ketchup) i setnej kłótni o to, gdzie ten ketchup ma stać, idziemy albo na tańce Marcelki, albo na spacer, albo wracamy do jesienno-zimowych zabaw na dywanie. Tak jak w zeszłym roku na zajęciach Marcelki grzecznie siedziałeś, przyglądałeś się tańczącym dzieciom, tak w tym, oswojony z miejscem, salą i nauczycielką - biegasz między dziećmi, próbujesz naśladować ich ruchy, wbiegasz pod nogi, robisz obroty, przysiady i gdyby nie fakt, że po 15 minutach Ci się nudzi i dopytujesz, kiedy idziemy, zapisałabym Cię do tej grupy mimo braku odpowiedniego jeszcze wieku. </div>
<div style="text-align: justify;">
Między 18, a 19 jemy kolację i bierzemy szybki prysznic/bądź długą kąpiel. Lubisz wodne zabawy, częstowanie mnie kawą (którą sam, realnie wraz z płynem nie raz wypijasz), puszczanie wody, mimo moich uwag, chowanie Legowych zwierzaków pod pianą, przelewanie, rozlewanie i chlapanie. A jak jeszcze uda Ci się wrzucić jakieś ubranie do wody, to w ogóle jest niezła frajda. Z myciem włosów - loteria. Raz pięknie odchylasz głowę i czekasz, aż (w niezłym tempie) wykonam wszystkie niezbędne czynności, innym razem, na same wspomnienie, kończysz kąpiel i wychodzisz z wanny. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zasypiasz z podusią i mlekiem. Takie dwa atrybuty, które przypominają mi, że jesteś jeszcze wciąż taki mały. Twoja podusia to jak członek rodziny. Je z nami posiłki. Albo w Twoim krzesełku albo z obawy przed pobrudzeniem odkładasz ją na inne krzesło. Chodzi z nami to toalety.<i> Nie pobludzę Mama. Nie odkładaj podusi na półkę.</i> Kilkanaście razy dziennie słyszę pytanie: <i>gdzie moja podusia? </i>Przed wyjściem do przedszkola/na tańce/spacer zostawiasz podusię pod lustrem tłumacząc sam sobie. <i>Podusia na mnie poczeka. Nigdzie nie pójdzie</i>. Albo przytulasz się do niej przed "rozstaniem". Kiedy jedziemy gdzieś samochodem już mamy nauczkę, że zawsze musimy ją zabrać ze sobą. Podczas nocnego przebudzenia pada słynne pytanie: <i>gdzie jest moja podusia? I</i> lamenty, i płacz, gdy chwilę dłużej nie możesz jej znaleźć (zaplącze się w kołdrę, spadnie za łóżko). Zasypiasz podczas czytania, po wypiciu mleka (które jak sam mówisz - <i>cięśko pije</i> - bo pogryzłeś smoczek tak, że mleko bardzo szybko Ci wylatuje i co chwilę musisz robić przerwę, ale dzięki temu wypijasz jego mniejsze ilości) i wyściskaniu swej Matki ze słowami: <i>kokam, mocno kokam!</i></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Przy całej swej urwisowatości, łobuzerstwie i upartości, które ostatnio - mam wrażenie - jeszcze bardziej przybierają na sile, nie znam dziecka bardziej radosnego i rozkosznego od Ciebie. No bo, jak tu się na Ciebie denerwować, gdy po przeskrobaniu i mojej - trochę udawanej - smutnej minie, podchodzisz, gładzisz mnie i mówisz: <i>ładna Mama, ładne masz włoski... </i>albo <i>supel masz te paluszki... </i>Albo po posiłku, podczas którego spadał Ci widelec, wybrudziłeś ubranie, kilka razy wstawałam, żeby coś Ci podać/nalać, rozlałeś wodę, a na końcu z uśmiechem na twarzy odstawiasz talerz na stół i mówisz tak słodko: <i>pękuję </i>(dziękuję)<i> Mama!</i> </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Dzielisz się wszystkim ze wszystkimi. Gdy dostajesz czegoś podwójną ilość, jedną przynosisz mi, czy Tacie. Gdy daję coś Tobie, Ty dbasz też o siostrę. <i>Daj Melci Mama.</i> I mimo kłótni, sporów najczęściej o zabawki widzę taką zwyczajną Twoją dobroć i troskę w stosunku do starszej Siostry. <i>Mama, pomóc Melci. Mama, Melcia chce huśtać. Mama Melcia chce wody...Melciu, płoszę. Masz Melciu. </i>Wszystko jest MELCIU! Z Miłością.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Uczysz się żegnać. Klękasz i modlisz się z nami słowami: <i>pękuję (dziękuję) Bozie,</i> bo zawsze my dziękujemy za miniony dzień i dobre rzeczy, które nam się przytrafiły. A Kościół kojarzy Ci się też z moimi obcasami, bo gdy je zakładam, a robię to na prawdę rzadko pytasz mnie: <i>idziesz kościółka?</i></div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Twierdzisz, że boisz się pana, co kosi trawę, a ja myślę, że to tylko dobry pretekst, żeby wskoczyć na matczyne ręce. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Robisz swój słynny dziubek i przez długi czas tylko ten Twój był ładny, a wszyscy wokół robili brzydki. <i>Bzidki dziubek. Nie tak. Oooo TAK!!</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
W Twoim słowniku:</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>tilanko to </i>kolanko</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>pipidelka </i>to kamizelka</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>didodono</i> to winogrono</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>dididiczki</i> to rękawiczki </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>titaminka</i> to witaminka</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy się zdenerwujesz, czyli kilkanaście razy dziennie, słyszę: <i>bzidka Mama. Tato ładny. Do Taty chcę. Mama idź na dwót</i> (czyli na dwór). Ale bywa też, że to ja jestem ta ładna, a Tata brzydki albo Marcelka, czy Babcia. Chyba tylko Dziadkowi się jeszcze nie oberwało. Ale z Dziadkiem to inna sprawa. Dziadek to jest ten najukochańszy. Pierwszy raz dane mi jest obserwować taką więź między wnuczkiem, a Dziadkiem. Taką Miłość i chęć spędzania wspólnie czasu. Wyprawy na "męskie" zakupy po śrubki, czy baterie, przejażdżki Fordem u Dziadka na kolanach. I te łzy płynące nie tylko w Twoich oczach Synku, w momencie Twego rozstania z moim Tatą i krzyk - <i>chcę jechać z Dziadziem, ja jadę z Dziadziem. Chcę do Dziadzia! </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: justify;">
Czarujesz świat uśmiechem i spojrzeniem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Jesteś moim chodzącym Cudem. Iskrą i radością.</div>
</div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-13636321521018709792016-10-05T21:11:00.000+02:002016-10-05T21:11:01.945+02:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Zakatarzone nosy,<br />
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wrzesień mamy już za sobą. I to chyba dobrze. Bo choć aura była zupełnie letnia - powróciliśmy do sandałów, krótkich spodenek, placu zabaw i Waszych ulubionych kryjówek w krzakach, to byliśmy tylko we trójkę. Tata w służbowych rozjazdach w różnych częściach Polski, a ja sama ogarniałam przedszkole, spacery, zakupy, posiłki, tańce, usypianie i nocną wartę. Spaliśmy wszyscy razem, bo ten system bardzo nam podpasował podczas wakacji, wyjazdów, kiedy to często nocowaliśmy w jednym pokoju i wspólne Wasze zasypianie stało się normą. Z powodu braku Taty nie miałam innej możliwości, więc kładłam się między Wami - wysłuchując najpierw kłótni, gdzie mam leżeć, kto śpi z brzegu, a kto od ściany, czytałam - wysłuchując kłótni, bo Karol chce "Basię - słodycze", a Marcelka nie chce tego codziennie słuchać, bo już prawie zna na pamięć, wzięliśmy się za biblioteczne pozycje i zasypialiście - po uprzednich kłótniach, w którą stronę powinnam mieć odwróconą głowę ( koniec końców leżałam na plecach z oczami skierowanymi ku sufitowi ). I byłoby dobrze, gdybyście tak spali do rana, ale nie.. Karol budził i nadal budzi się po kilka razy w nocy na mleko, Marcelka ma manię spania z samego brzegu, więc kładłam się na dziesięciocentymetrowym skrawku tuż obok Niej, chcąc zapewnić jej bezpieczeństwo, a tym samym mając ciągle Jej ręce, bądź nogi na sobie. Niekiedy prowadziliście między sobą nocne, krótkie dialogi, nie otwierając nawet przy tym oczu. ( Melka w łazience myje w środku nocy nos, a tu odzywa się Karol powtarzając moje codzienne słowa - "Nie tak dużo wody Melciu", bądź Karolkowe "ciężko pije mleko" na co Melcia przytomnie, mimo środka nocy - "To sobie odstaw na parapet"). Wrzesień to taki miesiąc mojej stuprocentowej organizacji. Świadomość, że mogę polegać tylko na sobie i jeśli czegoś nie zrobię, to przecież nie ma obok nikogo, kto by to za mnie wykonał. I dzieci spały codziennie o 20stej i dom był czysty, a lodówka pełna. I tylko czasu dla siebie nie było, bo wieczór i kilka nocy zajęło mi rozliczanie z urzędem, zakupy w ramach dofinansowania, facecharty i sprawy, które mam nadzieję dadzą mi w najbliższej przyszłości możliwość wspierania domowego budżetu i rozwój w kierunku, który bardzo mi się podoba. </div>
<div style="text-align: justify;">
Wrzesień uświadomił mnie też, że nie ma takich sytuacji, które by mnie złamały, że zawsze ze wszystkim dam sobie radę. Mam Was i to dzięki Wam - taka wewnętrzna kobieca siła. Bo Wy i Wasze dobro to priorytety w moim życiu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-78795021314421186702016-08-24T00:10:00.001+02:002016-08-24T00:10:52.991+02:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 10pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: Calibri;"><b>Dzieciaczki,</b></span></div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 10pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: Calibri;">po naszych wakacyjnych podróżach
Podlasie-Lubelszczyzna-Pomorskie-Podlasie jesteśmy znów u siebie. Bez problemów
wdrożyliśmy się w stały rytm dnia, ze spacerami i drzemkami o ustalonych
porach, z obowiązkami domowymi, które z powrotem – po miłej odskoczni –
przejmuję. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 10pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: Calibri;">Po tegorocznych nadmorskich
wojażach czuję lekki niedosyt. Sama nie wiem czego. Niedosyt morza, słońca,
plażowania, czy może po prostu nas. Bo po raz pierwszy dzieliliśmy domek z
innymi, choć bardzo nam bliskimi, to nieprzyzwyczajona jestem do dzielenia się
kuchnią, czy łazienką, do śniadań i kolacji w gronie innym, niż nasza rodzina.
Po raz pierwszy nie spędzaliśmy tyle czasu z Wami, co zwykle, bo mieliście
towarzystwo w swoim wieku. Bo po przebudzeniu niczego więcej nie
potrzebowaliście niż śniadania i suchej – nie przemoczonej deszczem –
trampoliny, piłki i dużego terenu do wspólnych zabaw. I z jednej stronie fajnie
było Was obserwować uśmiechniętych, spoconych i brudnych, wszystkich na jednej trampolinie,
Karolka wciąż zabawianego przez starszą córkę znajomych, biegających,
krzyczących i wzywających nas – rodziców – tylko wtedy, gdy ktoś się w coś
uderzył, spadł, chciał do toalety, bądź był głodny. Z drugiej strony, ja po
prostu bardzo Was lubię, Was jako młodych ludzi i najzwyczajniej w świecie
chętnie spędzam z Wami czas. A wakacje choć powinny mieć coś wspólnego z odpoczynkiem,
to uważam za najlepsze wtedy, gdy jesteśmy razem, we czwórkę. I chyba najmilej
wspominam ten czas, który spędziliśmy we czwórkę na plaży, gdy wiatr zrywał nam
kaptury z głów, niezbyt wysoka temperatura sprawiła, że moje usta zsiniały, a Tata
pozował do zdjęć z Wami obydwojgiem na rękach. Czas, w którym spacerowaliśmy
tylko we czworo, objadaliśmy się najlepszymi goframi z widokiem na port i
morze, oglądaliśmy zachód słońca i po prostu byliśmy razem. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 10pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: Calibri;">Bo wakacje to taki czas, w którym
zjadacie lody na drugie śniadanie, a gofry na kolację, chlapiecie się w zimnym
morzu - mimo szczękających zębów - biegacie boso po mokrej trawie i
przemaczacie sobie ubrania skacząc na trampolinie. Czas, w którym Karol drzemie
w wózku wśród szumu nadmorskich fal, a cisza nocna zapada wtedy, gdy już sami
nie macie siły ganiać dłużej po dworze. Czas, w którym jesteście brudni,
umorusani błotem i piachem, i niesamowicie szczęśliwi. A w przyszłym roku, może
pod namiot? Jakiś dobrze zorganizowany kemping, jezioro obok, kajaki i
mazurskie szanty…</span></div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 10pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: Calibri;">A na Podlasiu, cóż jak na
Podlasiu – jak w domu. Po prostu. Najlepiej. Tygodniowa nieobecność Dziadków i
obowiązki, które przejęliśmy my. „Nasz domek” – tak określasz Ty Synu mój
rodzinny dom, gdy z zakupów na rynku z obowiązkową wizytą na lodach wchodzimy
na </span><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: Calibri;">Szkolną. </span></i><span style="font-family: Calibri;">To chyba najlepsze
określenie uczuć, którymi darzycie dom Dziadków. Macie tam wszystko, czego
potrzebujecie i w Waszych oczach, zachowaniach widać tę radość. Ty, Synu nawet
w nocy siadałeś na łóżku i mówiłeś swoje </span><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: Calibri;">na
dwót.</span></i><span style="font-family: Calibri;"> Słowa, które towarzyszyły nam setki razy dziennie, od razu po
przebudzeniu, w piżamie i sandałach albo po drzemce,</span><span style="mso-spacerun: yes;"><span style="font-family: Calibri;"> </span></span><span style="font-family: Calibri;">w samej koszulce i z gołym jeszcze tyłkiem. Mieliśmy
czas i na basen w sąsiedniej miejscowości, i popołudniową naukę jazdy na dwóch
kółkach na placu w szkole tuż obok. Był czas na wieczorny spacer Mamy z Córką i
romantyczną kolację z mężem na balkonie przy blasku świec. Pomagaliście mi w
codziennych obowiązkach. </span><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: Calibri;">Mamo, puść
Papepa. Puścić Liskę, mamo! Jogut zanieść Zosi. Daj męsko dla Papepa.</span><span style="mso-spacerun: yes;"><span style="font-family: Calibri;"> </span></span><span style="font-family: Calibri;">Mamo, pójdziemy wieczorem na herbatkę u Babci
Zosi. Mamo trzeba podlać kwiaty. </span></i><span style="font-family: Calibri;">I podlewaliśmy razem na trzy konewki.
Mieliście po tym mokre spodnie i koszulki, mokry był chodnik, a Babci zioła
podlewane były co najmniej dwukrotnie jednego wieczora. Nie wychowawczo – bo
przy olimpiadzie w Rio spędzaliśmy czas posiłków. Przypominaliście sobie kolory
flagi, uczyliście się, czym jest hymn, dowiadywaliście się, na czym polegają
konkretne dyscypliny sportowe, kibicowaliście naszym i wspólnie cieszyliśmy się
ze zdobytych medalów. Zraszaliście głowy lodowatą wodą w upalny (chyba jedyny
podczas naszej obecności ) sierpniowy dzień, wspólnie myliśmy nasz samochód,
wysłuchując uprzednio wykłądu Taty o wspólnym jego użytkowaniu, zjadaliśmy
borówki prosto z krzaka, liczyliśmy ślimaki po deszczu, graliśmy w memory,
strzelaliśmy gole, ku wielkiej radości najmłodszego i zasypialiście nie
wcześniej niż o 22giej. </span></div>
<br />
<div style="margin: 0cm 0cm 10pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: Calibri;">Dobry nasz czas. Zwykły,
codzienny, a jednak w swej prostocie – dla mnie niezwykły! Ulubiony. Jak Wy.
Jak My.</span></div>
<b></b><i></i><u></u><sub></sub><sup></sup><strike></strike></div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-11957023129223537512016-07-06T00:47:00.000+02:002016-07-06T00:47:01.913+02:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
Dzieciaczki,</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
wraz z końcem czerwca rozpoczęliśmy nasze wakacje na Podlasiu. Niespodziewanie, z walizką po raz pierwszy tak szybko spakowaną. Zawsze wszystko mieścimy w jednej dużej, nasze ubrania na każdą pogodę, kosmetyki, bieliznę i buty. Zabawek nie zabieracie - poza kilkoma przytulankami Marceli - bo tu czeka na Was kosz pełen najdziwniejszych pierduł, którymi od 2012 roku potraficie się nieźle bawić. Do tego kredki, kolorowanki, ciastolina i wyposażenie podwórka. Nic więcej Wam nie potrzeba. Gdy tylko w zeszłym tygodniu słońce od rana rozpieszczało nas swymi promieniami, zakładaliście sandały i jeszcze przed śniadaniem wychodziliście jak to mawia Karol <i>na dót</i>. Ganiacie na bosaka, bo Marceli wciąż spadają różowe japonki, a młodszy brat jak wierna kopia we wszystkim naśladuje starszą siostrę. Urządzamy zabawy w strzelanie goli, co jest ulubionym zajęciem Karola, kłócicie się o plastikowy, najzwykjlejszy motor - jeździk, zrywacie maliny i porzeczki prosto z krzaka, (<i>Musiu, mlinka!), </i>gramy w chowanego, codziennie chodzimy na lody przy rynku, śpimy w południe i jesteśmy razem. Po prostu. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>Karolku,</b></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
jesteś najbardziej uroczym dzieckiem, jakie dane mi było spotkać. Rozbrajasz mnie swym uśmiechem, minami i mową, którą z dnia na dzień rozwijasz i pojedyncze wyrazy łączysz w proste zdania. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Musiu, penkę piewaj. Nie tą, inną. O piesku. Citaj. Nie, nie citaj. Piewaj penkę.</i> </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Piewaj totki da.</i> </div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Nie kcę Zosi. Bzidka. Inną. </i>( A propo bajki "Jej wysokość Zosia")</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Musiu, badłam</i> (Mamusiu, zjadłam - tak, mówisz jak Siostra. Zjadłam i sama, czyli Twoje <i>pama. </i>Wszystko <i>pama.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Papep, Papepa - </i>Saper, Sapera</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>pup</i> - ketchup</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>pupy</i> - zakupy</div>
<div style="text-align: justify;">
bumę - gumę</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>guki</i> - okórki</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>apo</i> - światło</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>kakok kukek</i> - Karol Mikusek</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>meczko</i> - ukochane mleczko (tak, nadal jesz w nocy)</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>aki</i> - okularki, które gdy tylko słońce zaświeci, zawsze obowiązkowo na nosie podczas spacerów</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>brum</i> - jeździk trzymany w wózkowni, świąteczny prezent, który uwielbiasz, a który mnie zmusza do biegania (a nie spacerowania), przyprawia mnie o mocniejsze bicie serca (gdy puszczasz się drogą w stronę naszej Stokrotki), a ja już wtedy nawet nie biegnę, tylko obserwuje. I tak, czasem pędzicie oboje tak, że tracę Was z pola widzenia. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Za każdym razem, gdy Tata zbiera się do pracy, podchodzisz i pytasz - <i>jedzie?</i> Po czym biegniesz do sypialni i ze swoim rozbrajającym<i> cieść</i> na ustach, machasz Tacie. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Uwielbiasz wszystkie pojazdy. <i>Kapka</i> to koparka. <i>Moton</i> to motor, <i>totud</i> to samochód, a <i>totot</i> to samolot. I nikt mi nie wmówi, że jakieś g<i>endery, </i>że płeć nie ma znaczenia. Bo na wszystkie środki lokomocji reagujesz z zachwytem, na każdy przejeżdzający motor, choćby pięćdziesiąty tego dnia tym samym okrzykiem - MOTON! Podobnie jest z grą w piłkę. Gdy zabieramy ją ze sobą na plac, Marcelka po chwili mówi, że jej się nudzi, a Ty bez końca mógłbyś do mnie podawać, strzelać gole do bramki z szeroko roztsawionych nóg, czy po prostu za nią ganiać. Dziadek z zachwytem patrzy, jak kopiesz lewą nogą (w ogóle wszystko lepiej Ci wychodzi lewą stroną ), jak pięknie piłkę prowadzisz, jak strzelasz w dobrym kierunku i jak mocno. Jak to Dziadek na pierworodnego wnuka...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kilka tygodni temu na dobre rostałeś się z pieluchami. Pierwsze nasze podeście do oduczania - na początku roku - odpuściłam po dwóch tygodniach. Po kilku dniach przestało Ci się podobać ciągłe chodzenie do łazienki i nieustanne wysadzanie, zacząłeś się buntować, a ja zgodnie z myślą - nic na siłę - swoje ambicje o niesikającym w pieluchy półtoraroczniaku odłożyłam w kąt. Gdy w czerwcu znów podeszłam do tematu, w myślach miałam wspomnienie sprzed niespełna dwóch lat, że z Marcelką było prościej. Jednak teraz, z perspektywy czasu wiem, że tak na prawdę z Tobą miałam dużo mniej problemów. Dwie <i>dwójeczki</i> na dywanie i jedną wpadkę w sklepie z rowerami. I tu u Dziadków, gdzieś w zabawie na podwórku, gdzie nikogo nie było w pobliżu. Ani razu się nie zdenerwowałam, ze spokojem ścierałam, zmieniałam gatki i codziennie wieczorem przez 3-4 pierwsze dni wstawiałam pranie. Teraz po drzemce, sam zdejmujesz (suchą, ale na wszelki wypadek zakładaną) pieluchę, sam idziesz do łazienki, swoim sposobem siadasz na sedes (bez zadnych nakładek), robisz co trzeba, podcierasz się i wychodzisz. Mój Mężczyzna!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Lubisz <i>mięsio </i>pod każdą postacią, <i>mniaczki</i>, czyli ziemniaczki, <i>siaki</i>, czyli ptysiaki z biedronki, <i>kok</i>, czyli sok (taki z kranem najlepszy, nalewany samodzielnie, a te Twoje <i>koku, koku</i> słyszne nie raz miliony razy dziennie potrafi na prawdę wyprowadzić z równowagi) (w<i>)odę, </i>wszystkie owoce pod każdą postacią. Nie lubisz kanapek, wędliny innej niż tyrolska, sera żółtego, warzyw (poza tymi w zupie i przemycanymi w wyciskanych sokach), herbaty, chleba. Przekonałeś się do porannej jajecznicy i omleta. Oddajesz Marceli swój makaron, w zamian za boczek. Ona zjada Twoje gotowane ziemniaki, a Tobie oddaje kotlety i inne mięsne wynalazki. Lubisz owsiankę, w przeciwieństwie do Twojej Siostry, która zjada wtedy kanapki. Nieźle dobrana z Was drużyna. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Rozumiesz i właściwie używasz przeciwieństw.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>mało - duzio</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>czysty - bludny</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>tak - nie </i>(tak z akcentem na K, które tak wyrażnie zamiast dotychczasowego taaaa, powiedziałeś w nocy z 13 na 14 czerwca zapytany, czy chcesz mleczko. TaK! </div>
<div style="text-align: justify;">
na dół, na gólę</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatnio przestałeś być aż taki uparty, bo gdy skończyłeś dwa lata uwierzyłam że coś takiego jak bunt dwulatka na prawdę istenieje. Że dziecko w tym wieku zaczyna posiadać ogromną chęć wyrażania swego zdania tylko po to, żeby było ono odmienne od zdania rodzica. Tak po prostu. Dla samej zasadności buntu. Gdy z Melką siadałyśmy do obiadu i wołałam Ciebie, Ty krzyczałeś nie i nie przychodziłeś. Gdy mówiłam, że ja w takim razie zabieram obiad i stawiam na blat, wracałeś i krzyczałeś: <i>odiad, odiad.</i> Gdy stawiałam na stole - znów był krzyk i nie. Podobnie z każdym wieczornym przebieraniem się w piżamę, czy ubieraniem przed spacerem. Wymyślałeś, że nie chcesz, nie ta piżama/koszulka/.spodenki, że chcesz w innym miejscu się ubrać. Wreszcie przestałam kombinować i reagować. Wychodziłam i przestałam zwracać uwagę. Po kilku chwilach z anielskim wyrazem na twarzy, ubraniem/pieluchą w ręku wracałeś gotowy do działań. Gdy wieczorem zaczynałam czytać, Ty kzyczałeś: <i>nie citaj, nie kcę, piewaj. </i>Gdy zaczynałam śpiewać było:<i> nie piewaj, citaj.</i> Przestawałam robić cokowiek, aż się uspokojałeś i w spokoju mogłam dokończyć bajkę, czy piosenkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy się na mnie zezłościsz, wystawiasz język i prychasz w moją stronę. Ale gdy tylko zobaczysz mój groźny albo zasmucony wzrok od razu masz anielski i tak bardzo skruszony wyraz twarzy i mówisz najsłodziej jak potrafisz: <i>plaaasiam, </i>co rozbraja mnie za każdym razem, mimo, że słyszałam to już setki razy. Gdy coś Ci nie odpowiada grozisz palcem wskazującym donośnym <i>no no no.</i> </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Naśladujesz Marcelkę dosłownie we wszystkim. Uwielbiam Twoje <i>Melcia!! Cieść!! </i>I te Twoje wieczorne fazy, najchętniej po kąpieli i na golasa, gdy nie odstępujesz Melki na krok. Ba, przyklejasz się do Niej, łapiesz za plecy siadasz na Niej, przytulasz i obcałowujesz. Gdy tylko uda się Jej oswobodzić z Twoich uścisków, Ty zaraz atakujesz z drugiej strony. A Marcelka niby nie chce, "Mamo, weź Go zabierz", a po chwili sama do Ciebie idzie albo woła do dalszych wspólnych zpasów. Miłość! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zasypiasz z <i>dusią, </i>ukochaną podusią, w takiej pozycji, że jedną albo obie ręcę wkładasz do poszewki i jakoś się na nich układasz. Gdy tylko zaczynasz robić się zmęczony od razu wędrujesz po swoją podusię. Ta sama od urodzenia. Zwykła w poszewce w bialo-szare pasy. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Uwielbiam Twoje: <i>Musiu, odź!</i> <i>Kokam, kokam</i> i przytulasz, ile sił masz w swoim 12 kilogramowym ciele. I całujesz tak, że całe policzki mam mokre. Też uwielbiam. Najpiękniejszy czas! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ach uśnij mój Malutki....(<i>mlutki</i>...) Nasza wspólnie śpiewana kołysanka. Powtarasz co drugie słowo, śmiejąc się przy tym i rozbawiając tak, że sen nam zupełnie odchodzi. Ale i tak śpiewamy codziennie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Dobranoc już dobranoc.</div>
<div style="text-align: justify;">
MAMA</div>
<br />
<i><br /></i></div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2646721022739099710.post-8189229196162185002016-05-28T00:17:00.001+02:002016-05-28T00:17:14.666+02:00<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Najdroższy,<br />
<br />
skończyłeś dziś dwa lata. O 15.35 wnosiłam Cię na rękach po schodach (wróciliśmy z Podlasia) i odśpiewałam Ci "sto lat" całując Cię - ku Twej wielkiej radości- w szyję i poliki. Wieczorem zasnąłeś z głową na moim brzuchu, podczas gdy ja głaskałam Cię po Twoich blond włosach i śpiewałam:<br />
<br />
'Ach uśnij mój malutki, już dawno śpią krasnoludki.<br />
Śpi polny żuczek i mrówka, zasnęła Twoja poduszka.<br />
Dobranoc już dobranoc, melodia do snu ukołysze,<br />
zaśnijcie już moje dzieci, wsłuchajcie się w nocy ciszę..."<br />
<br />
A potem, gdy śpiącego odkładałam Cię do Twojego łóżka, wpatrywałam się w Ciebie kilka minut, chcąc zapamiętać i na zawsze zachować w sercu widok Ciebie - mojego dwuletniego chłopca. Chłopca, którego porodu oczekiwałam w Dzień Matki, a który następnego dnia zaskoczył mnie tak samo, jak dwie kreski dziewięć mięsiecy wcześniej, których przecież się spodziewałam.<br />
<br />
Życzę Ci Malutki tej wielkiej radości, którą nas wszystkich zupełnie nieświadomie obdarzasz. Niech Twoja upartość pomoże Ci w realizacji celów, a logiczne myślenie, dzięki któremu teraz osiągasz, to co chcesz, kiedyś pomoże Ci zdobywać świat. Nazywaj swoją siostrę "Melcią", pozostań miłośnikiem zwierząt, idź tam, gdzie Ci serce podpowiada, ciesz się z drobiazgów ( tak jak teraz na widok drożdżówki, czy gruszki buzia śmieje Ci się od ucha do ucha), dziel się tym, co masz, trenuj grę w piłkę nożną, a, po każdym upadku wstawaj z podniesioną głową i pamiętaj, że w moje ramiona zawsze możesz się wypłakać.<br />
<br />
Mój pterodaktylku! </div>
jot-em.http://www.blogger.com/profile/09924786947794921467noreply@blogger.com0