2015-12-11

Dzieciarnio,  (bo tak żartobliwie Was czasami nazywam, co bardzo się Marceli podoba i często prosi: Mamo zawołaj swoją Dzieciarnię),

za każdym razem, gdy publikuję kolejny wpis dla Was, o Was, o nas, obiecuję sobie, że to już ostatni raz taka długa przerwa, że będę pisać częściej, po to by samej pamiętać kiedyś więcej, by nie mieć problemu z napisaniem tego wszystkiego, co chciałabym napisać. A potem mija dzień, tydzień, miesiąc, dwa...

W październiku, kiedy to ostatni raz pisałam dla Was, kolejny wpis planowałam na wieczór 20go, bo tego właśnie dnia po raz pierwszy doświadczyłam takich emocji. Zobaczyłam Ciebie Marcelko pośród innych dzieci, przebraną za marchewkę, śpiewającą wspólnie z innymi piosenki, których kompletnie nie pamiętam, za to bardzo dobrze pamiętam recytowany przez Ciebie wierszyk: "wpadła gruszka do fartuszka...". Oczy mi się zeszkliły, gdy tylko przekroczyłam próg przedszkola i dojrzałam w sali stojącą Ciebie, i co chwila podczas przedstawienia zachodziły łzami, gdy uświadamiałam sobie, że jesteś już taka duża, mądra i przeurocza. Od tego dnia - oficjalnie przedszkolak, a ja dumna Mama. Czy kiedykolwiek takie uroczystości będą wzruszały mnie mniej? W przyszły piątek - kolejna. Wspólne z rodzicami kolędowanie, którego nie mogę się już doczekać, a urywkami świątecznych piosenek raczysz mnie ciągle w domu. "W koło choinki, w koło choinki...", "Przyszedł Pan, w kolebusi[...], obok swojej mamusi". 

Październikowe popołudnie, które tak dobrze pamiętam, a w kalendarzu już za moment połowa grudnia. W domu świąteczną atmosferę rozpoczął adwent, o którego istnieniu przypomina nam codziennie otwierana po śniadaniu jedna paczuszka.(zdrobniale, bo to rzeczywiście są paczuszki, - naklejki, kolorowanki, słodkości - drobnostki, które nie miały nadwyrężyć domowego budżetu, a mimo to - wywołać szeroki uśmiech na Waszych twarzach). Tata gałąź przywiózł z lasu, zamontował na ścianie, Mama paczki popakowała w szary papier, ponaklejała gwiazdy z numerami, poozdabiała drewnianymi reniferami i choinkami, i za pomocą sznurka na gałęzi wszystko powiesiła. W ten sposób powstał nasz prywatny kalendarz adwentowy, którego przygotowanie zajęło mi kilka wieczorów, dało mnóstwo radości, a teraz cieszy oko, bo jest jednocześnie fajną dekoracją świąteczną w naszych salonie. Piątego grudnia cały dom wypełnił zapach pieczonych pierników. Lukrowaliście, posypywaliście, przyklejaliście srebrne kuleczki, wyjadaliście posypki rękoma, zlizywaliście przesłodki lukier ze świeżo upieczonych, jeszcze ciepłych pierników, kilkanaście zjedliśmy od razu, kilka ponadgryzaliście, Tata kilka razy zamiatał, bo kolorowe kuleczki, czekoladowe wiórki roznosiliście po całym domu. A teraz czekamy, aż zamknięte w zielonym pudełku po klockach Lego pierniki zmiękną i będziemy się nimi zajadać w czasie świąt. Wieczorem wspólnie przygotowaliśmy posiłek dla Świętego Mikołaja - ciepłe mleko w żółtym kubku, kilka pierników w misce, "Mamo, i marchewka dla reniferów". "Mamo, a my mamy w domu komin? To jak Mikołaj do nas wejdzie?" I jakież zdziwienie było rano, nie prezentami, a faktem, że nie ma żółtego kubka po mleku...A Mikołaj - kulturalny facet, wypił, zmył i odstawił na szafkę. A Mama...? No cóż, gapa. Zdarza się każdemu. :)
I choć otrzymaliście prezenty, to największą radość sprawiły Wam żelki (zjadane na prawdę od święta), miska popcornu i bajka o świętym Mikołaju, wspólny spacer po Starym Mieście, biegi wokół pełnej światełek choinki, możliwość wejścia do ogromnej, świecącej się bombki i gorąca czekolada z bitą śmietaną w kawiarni. Dobry, wspólny czas. I mąż się tak uroczo uśmiechał w tym świątecznym blasku. 
Salon mamy już w połowie udekorowany, w Waszym pokoju palą się choinkowe lampki, które szczególnie Marcelce sprawiają mnóstwo radości i codziennie zasypiamy, czytając książki przy ich ciepłym świetle. A jeszcze z kalendarzowych zadań czeka nas Dzień Kolęd, czytanie biblijnych powieści o Narodzinach Pana Jezusa i oczywiście ubieranie choinki - chociaż na razie trudno jest mi sobie wyobrazić STOJĄCĄ choinkę, na której WISZĄ bombki, łańcuchy i kolorowe ozdoby , i jakoś nie widzę Karolka, który tylko oczami spogląda na te wszystkie świecidła, a srebrnymi koralikami nie obwiesza całego siebie. 
Ale to wszystko ma swój urok. Najpiękniejszy przecież czas w roku. 

W drugiej połowie listopada, przez dwa tygodnie po osiem godzin dziennie uczestniczyłam w kursie. Czas się w końcu przekwalifikować, pomyśleć o swoim udziale w domowym budżecie i rozwoju siebie. I wiecie, ten ośmiogodzinny system szkolenia, kiedy to wychodziłam rano na przystanek, popołudniu traciłam mnóstwo czasu na powrót autobusem do domu, uświadomił mi, jak mam dobrze będąc z Wami w domu. I jak podziwiam te Mamy, które poza obowiązkami związanymi z dziećmi i domem, mają również pracę zawodową. Miałam wrażenie, że nie mam czasu kompletnie na nic. Kiedy wracałam - była już prawie 17. Czyli niewiele ponad trzy godziny czasu z Wami. Czasu na to, by zjeść obiad, pobawić się, porozmawiać, dowiedzieć, co działo się w przedszkolu, wykąpać, poczytać przed zaśnięciem. A, gdy w domu panowała zupełna cisza, zabierałam się za szykowanie Wam obiadu/zupy na następny dzień, ogarniałam pranie i porządki "po swojemu". Nic nie czytałam, nic nie oglądałam, bo zwyczajnie nie miałam czasu i jednocześnie starałam się chodzić wcześniej, niż zazwyczaj spać. 

Było mi zdecydowanie za mało Was. Jesteście moim priorytetem i chociaż wiem, że zarówno praca zawodowa, rozwój osobisty są niezmiernie ważne w życiu każdego człowieka, ja chcę - póki mogę być jeszcze z Wami. I myślę, spoglądam w przyszłość i zastanawiam się, w którym kierunku pójść - by z Wami być jak najdłużej. W książce, którą podkradłam Tacie "Everest - na pewną śmierć", przeczytałam o tym, jakie myśli towarzyszyły człowiekowi, który był przekonany, że za chwilę umrze i nie wiedział jeszcze o tym, że od losu otrzyma jeszcze jedną szansę - drugie życie. "Może wasze myśli będą inne, ale mogę was zapewnić, że nie będziecie się skupiać na swoich sukcesach ani na materialnych aspektach życia". Dlatego jestem. I chciałabym byście i Wy w przyszłości dokonywali wyborów kierując się tym, co podpowiada Wam serce. Nie idźcie ślepo za innymi, nie dajcie sobie wmówić, że Wasz wybór jest gorszy. Kierujcie swoim życiem, tak jak Wy chcecie. A wtedy będziecie zwyczajnie, po ludzki szczęśliwi!

Z grudniowymi pozdrowieniami,
Wasza Mama. 








1 komentarz:

Anonimowy pisze...

No nareszcie jesteście:-) Pozdrowienia świąteczne od wiernej czytelniczki - też Mamy:-)