2013-12-06

Loczku mały,
dziś grudniowy, mikołajkowy dzień, który dla Ciebie swej niezwykłości, niecierpliwego wyczekiwania i ogromnej radości z podarunku nabierze dopiero w przyszłym roku. Bo choć i w tym, zaraz po Twoim wstaniu podłożyliśmy zapakowaną paczkę pod poduszkę i musiałaś z naszymi wskazówkami sama ją odnaleźć to nie rozumiesz jeszcze całej tej sytuacji z brodaczem w roli głównej. Początkowo pominęłaś kolorowy papier i ukryte pod nim dwie kolejne pozycje książkowe na rzecz pierwszego jaja z niespodzianką w środku.
I krótki, wspólny poranek, który nabrał swej magiczności, bo Tata został chwilę dłużej z nami w domu, przeczytał kilka pierwszych stron nowej książki, z głośników sączyła się muzyka z nowego krążka (szukałam pod poduszką - nie było, sięgaj tam, gdzie wzrok nie sięga, prawie dupą siedzisz na swoim prezencie - znalazłam! był pod materacem) i my skupione na nowych ilustracjach. Plus moje dobre samopoczucie, samopoczucie drugiego trymestru i pierwszy śnieg za oknem!
Kończysz dziś kolejny miesiąc swojego życia. Mając ich już szesnaście mogę śmiało stwierdzić, że dogadujemy się razem coraz lepiej i nie są to już tylko moje monologi, które jak do tej pory pozostawały bez odpowiedzi. Bobas podobno lubi wybór, więc pytam Cię często, czy masz na coś ochotę, czy zjesz serek, czy kanapkę, czy poczytamy książkę o mieście, czy parku. Lubię te Twoje konkretne tak lub nie, które ma potwierdzenie w czynach. Jedząc zupę, przy kolejnej łyżce mówisz stanowcze nie, bierzesz miseczkę, podajesz mi i chcesz bym ją odstawiła na blat, a sama próbujesz wyjść z krzesełka, bo przecież zakończyłaś już posiłek. Jeśli płatki ryżowe na mleku, to tylko ta porcja trafia z ochotą do Twych ust, na środku której widnieje rodzynka. Krzywisz się na sam widok twarogu, czy to przyrządzonego na słodko, czy na ostro, chleb wypluwasz, podobnie czynisz z ugotowanym żółtkiem. Nie wmuszam, jesz to, na co masz ochotę, a Twoje preferencje smakowe zmieniają się tak samo szybko, jak z płaczu potrafisz przejść do głośnego śmiechu.
Na samą siebie mówisz Niunia i nie mam pojęcia skąd się to wzięło, owszem zdarza mi się w ten pieszczotliwy sposób zwracać do Ciebie, ale zdecydowanie częściej używam innych określeń. A może od Niutka, którym to Tata raczy Cię od pierwszych dni Twego Istnienia i nadal w ten sposób (rzadziej, ale nadal) mówi o Tobie. A na spacerze, gdy chcemy, żebyś poszła w naszym kierunku słychać prawie jednoczesne: (Tacine) Niutek, chodź idziemy! (I moje) Misia, chodź już! Na pytanie, kto jest u Mamy w brzuszku odpowiedasz: Moma (???) Nie wiem, skąd w Twojej głowie takie określenie, bo przecież mówimy Ci, że w brzuszku u Mamy jest Twoja siostrzyczka lub braciszek, dzieciaczek, dzidziuś, nie dzidzia - bo tego ostatniego nadzwyczaj nie lubię. A jak słyszę skierowane w stronę siebie słowa: Oooo zobacz, ciocia ma dzidzi w brzuszku... to mam ochotę zapytać, co to jest ta dzidzi...Czemu nie uczymy swoich dzieci poprawnego nazywania i określania świata, jednocześnie kaleczymy nasz język. Skoro sama wymyśliłaś Moma, niech tak będzie, jeśli za jakiś czas zaczniesz mówić dzidzi, będzie dzidzi, ale ja w ten sposób o swoich dzieciach mówić nie będę. Kaczka to ała, Mama/Tata robią sicisici w toalecie - wchodzisz do nas (bez pukania), podajesz papier rwany w metrach i naciągasz nam majtki, spodnie. Sama na nocnik ani nakładę siadać nie chcesz. Faza Nie.

Powoli chyba się przyzwyczajasz, odzwyczajasz od noszenia na rękach ot tak, dla przyjemności, której to ja serwuje Ci coraz mnie, za to Tata nadrabia. Jak tylko wraca z pracy, chodzisz za Nim i wyciągasz ręce ku niebiosom, co praktycznie nie zdarza Ci się, gdy jesteśmy tylko we dwie. Teraz to Tata jest od zabaw tych ruchowych, gimnastycznych. Skaczesz Mu po brzuchu, robiąc patataj, stojąc na klatce piersiowej niczym ruchome piaski, szeroko rozkładasz ręce i starasz się utrzymać równowagę albo stoisz obiema stopami na jednej dłoni Taty, drugą Tata Cię przytrzymuje, a Ty wyprostowana niczym pierwszoklasista do zdjęcia cieszysz się z dumą wypisaną na twarzy. A ja jestem od głośnego klaskania, wyrażania zachwytów, wszelkich ochów i achów.

I myślę, że nie pamiętasz, ale pierwsze samoloty, gdy Twoje małe ciałko układaliśmy na swoich łydkach robiliśmy Ci, gdy miałaś kilka miesięcy, a podrzuty do góry, gdy tylko sztywno zaczęłaś trzymać głowę.  Może dlatego dziś jesteś taka odważna, śmiała i wszystkiego ciekawa. Nie boisz się świata, ludzi, zwierząt.
Jesteś otwarta i mądra. Pewna siebie i zaradna. Dostrzegasz własne sukcesy i potrafisz się nimi cieszyć.

Jesteś wspaniała. I bądź już taka zawsze.


Brak komentarzy: