2014-04-30

Marceluś moja,

zmieniasz się. I nie chodzi mi tylko o wygląd fizyczny, bo nowa fryzura i pinka we włosach, o którą dopominasz się jedynie przed wyjściem na spacer to atrybuty dziewczynki, nie noworodka, nie niemowlaka, którym przecież byłaś nie tak dawno temu. A w dżinsowych rurkach i skórzanej ramonesce wyglądasz na co najmniej trzy lata! 

Pisząc o zmianach mam na myśli charakter. Twoja chęć robienia wszystkiego ama wciąż przybiera na sile. Bo samodzielnie chcesz się kręcić na karuzeli (ja nie mam prawa jej dotknąć, a że sama nie masz jak się rozkręcić, więc po prostu na niej siedzisz i też masz frajdę), wspinasz na wysokie zjeżdżalnie i zjeżdżasz na brzuchu. Ama schodzisz z czwartego piętra i na nie wchodzisz (w jednym ręku z butelką wody, drugą przytrzymujesz się ściany, a w zębach (!) bywa, że niesiesz klucze). Czasem Twoje pomysły samodzielności mnie przerażają, muszę Ci zwrócić uwagę, wytłumaczyć dlaczego nie pozwalam na takie zachowanie, co kończy się kilkunastominutowym płaczem, marudzeniem, gryzieniem czego popadnie, waleniem ze złości w zmywarkę, czy pokładaniem się na podłodze. Zdaję sobie sprawę, że to elementy sławnego buntu dwulatka. Czytam o rozwoju dziecka w Twoim wieku, uświadamiam sobie, jak wiele masz w sobie emocji, nie potrafisz ich nazwać, poradzić sobie z nimi tak, jak dorosły - stąd Twoje nerwy, frustracje i krzyk. Nam potrzeba cierpliwości, mnóstwo cierpliwości, stanowczości i spokoju wobec Ciebie. Najłatwiej o tym napisać, trudniej wykonać. Bo - Ciociu Moniko - tracę cierpliwość. Często! Zasiskam wtedy zęby, wychodzę. Płaczę. I jest lepiej. Po krótkiej chwili. 

Jesteś coraz odważniejsza wobec osób Ci nieznanych. Chętnie podajesz rękę na przywitanie sąsiadce, pierwsza wyciągasz dłoń do dzieci na placu zabaw. Największe zainteresowanie wzbudzają w Tobie kilkuletnie dziewczynki - myślę, że to za sprawą Patrycji, z którą przez kilka popołudni wspólnie się bawiłyście. Zachęcona przeze mnie próbujesz wspólnej zabawy piłką (zwaną przez Ciebie pupką, która towarzyszy nam w codziennych spacerach) z rówieśnikami. Pięknie rzucasz i kopiesz. Uczymy Cię też łapać. Nie masz problemu z dzieleniem się zabawkami. Chętnie pożyczasz swoje, bawisz się innymi, po czym grzecznie właścicielowi lub jego opiekunowi oddajesz. 

Mówisz z dnia na dzień coraz więcej i więcej. Gdy siadasz do kolacji, wołasz Tatę, by przyłączył się do nas. Tato, o tu (wskazujesz na krzesło), jeść! 
Mamo, chodź bawić, o tam. 

Poprawnie odmieniasz członków swojej rodziny wymieniając po kolei kogo kochasz. Mame, Tate, Babe, Dziadzia ( i tu nas bardzo zaskoczyłaś, bo przecież kierując się pozostałymi formami mogłabyś powiedzieć Dziadzie), Ciocie, Melke, Hesie, Iske, Apiś. 

Ja: Marcelka, jakie dziś huśtawki były po deszczu?
Ty: Moke.
Ja: A jaka była trawa, którą pan kosił?
Ty: Moka.


I znów ogromne zaskoczenie, bo przecież nie chodzę i nie powtarzam Ci "huśtawki są mokre, trawa jest mokra, huśtawki są mokre, a trawa mokra..." Słuchasz, wyłapujesz, uczysz się z codziennych naszych rozmów. Chłoniesz, zapamiętujesz. Wprawiasz mnie w ogromne zdumienie, gdy w zeszłą środę, przechodząc trasą, którą nie spacerujemy często, odczytujesz napis APTEKA - po Twojemu "pteka". W kolejnych dniach znów prawidłowo odczytujesz na szyldach i reklamach, a także ten napisany Ci palcem na blaszce wysypanej mąką i zrobiony przeze mnie z plasteliny. Globalne czytanie!  I złość na samą siebie, że zaniedbałam kwestię związaną z nauką metodą Glenna Domana. Bo skoro wyłapujesz nazwy pokazywane Ci podczas spacerów, to wiem, że systematyczna nauka-zabawa przyniosłaby pewnie zaskakujące rezultaty.

Jeszcze kilka dni temu zapytana, jak chciałabyś, żeby nazywał się Twój brat - odpowiadałaś - chłopkal, czyli po prostu chłopczyk albo bat. Od przedwczoraj swojego bezimiennego jeszcze brata nazywasz - Kajoj. Imię Karol znalazło się pośród kilku tych, które dawałam Ci do wyboru. To zapamiętałaś doskonale i podczas codziennych czynności przypominasz sobie o nowym słowie, które znasz i z wielką radością na ustach powtarzasz Kajoj, Kajoj, Kajoj...

Nadal budzisz się w nocy. Najczęściej raz na porcję mleka, której nadal Ci nie bronię, nie oduczam, choć od wielu specjalistów pewnie usłyszałabym, jak to "marnuję" swoje dziecko. Że przyzwyczajam, że jesteś duża, że próchnica mlekowa i krzywy zgryz. I, że powinnaś już przesypiać całe noce. Tak, też bym tego chciała. 
Jako pierwsze po przebudzeniu na topie są: buju (czyli huśtawki), kejki (książki z naklejkami), bajka (ale taka do czytania, w komputerze nie oglądasz, nie chcesz, a ja wiem, że nic na tym nie tracisz), kaka (czekoladka - wypowiadana zawsze z uśmiechem, a nóż się uda i dostaniesz). 

Tata: Chodź tu do Ojca, wymyję Ci pupę.
Ty: I Sina (i zaczynasz się żegnać) 

:) 

Brak komentarzy: