2014-06-05

Synku,

Po upalnym weekendzie, który spędzamy jeszcze we trójkę nad zalewem - z Tobą pod sercem, bieganiu na bosaka z ogromnym brzuchem za Twoją Siostrą szalejącą na huśtawkach, w drewnianych domkach i zaglądającą z utęsknieniem do wszystkich wózków, po lodach z McDonald's zgłaszam się w poniedziałek na KTG. Dzień Matki. Poród za porodem. Mamy otrzymują najpiękniejsze prezenty, a ja mam zgłosić się następnego dnia na kolejne kontrolne badanie. I "bądź już bardziej spakowana". Szukam w sobie oznak zbliżającego się porodu. Każdy najmniejszy ból w okolicach podbrzusza odnotowuję w pamięci z nadzieją, że to początek Nowego. 

We wtorek - 27 maja przed południem słyszę bicie Twego serca, dzięki podłączeniu do specjalnej aparatury, Twój Tata spaceruje z Marcelką pod szpitalem. Nasza Pani Doktor zatrzymuje nas w szpitalu, bo z takim zapisem KTG nie kwalifikuję się do wyjścia do domu. Ruszasz się za mało. Na Izbie Przyjęć wypełniam wszystkie potrzebne dokumenty i płaczę, bo tyle emocji we mnie siedzi. Z jednej strony ogromna  już tęsknota za Tobą, z drugiej chęć bycia przy Twojej Siostrze i obawy przed bólem porodowym. I wszystko dzieje się tak szybko. Kontrolne USG, badanie i rozwarcie, które kwalifikuje mnie na trakt porodowy. O 14.15 wysyłam Mamie SMSa - "Idę na porodówkę". Dzwonię do Twego Taty, który odwozi Marcelkę do Cioci Sylwii (jak na złość - Ciocia na laboratoriach do 15stej, klucze do naszego mieszkania zostały w torbie na porodówce, a Dziadkowie z Bielska nie są w stanie przejechać w tak szybkim tempie 200km!) i proszę, by się pośpieszył, jeśli chce zdążyć przeciąć pępowinę. Cały personel nam w tym dniu towarzyszący twierdzi, że za moment będę w ramionach tuliła Ciebie. Po podłączeniu do kroplówki odczuwam może kilkanaście skurczy obejmujących obszar podbrzusza. Przesympatyczna położna towarzyszy nam od początku do końca, motywuje, chwali, że tak pięknie rodzę, choć ja śmieję się, że przecież nie robię właściwie nic. Leżę i czekam na kilkunastosekundowy, powtarzający się ból. Dziwię się bardzo, gdy po niespełna godzinie rozwarcie jest już prawie pełne i pytam się, gdzie ten kryzys siódmego centymetra. "Widocznie już go Pani przeszła". Kilka skurczy partych i słyszę Twój najpiękniejszy memu sercu płacz. Nowe Życie. 

Wtorek. 27 maj. 15.35 
Syn. 3620 gram. 56 cm. 10 pkt. 

Kolejny Cud Świata.. Ciemny, z kształtem nosa po Tacie, niewielką ilością czarnych włosów i długimi, chudymi nogami, salutujący przy narodzinach Rodzicom i personelowi medycznemu. Nasz. Ogrom emocji. Szczęście i niedowierzanie. 

W sali poporodowej spędzamy następne ponad dwie godziny. Tulimy się do siebie tak, byś słyszał bicie mego serca, bo zdaję sobie sprawę, że po takich przeżyciach, opuszczeniu swojego bezpiecznego przez 39 tygodni świata potrzebujesz tego najbardziej na świecie. Ja zresztą też. Tata przynosi mi wodę, paczkę herbatników, które smakują niebiańsko i twierdzi, że wyglądam jak po spacerze z Marcelką. Bo przecież jadąc kilka godzin wcześniej do szpitala zrobiłam makijaż, ułożyłam włosy, nałożyłam kolczyki, bransoletki i z wściekle czerwonym kolorem na paznokciach u stóp wylądowałam na porodówce. Klasa w każdej sytuacji!

Kolejne trzy doby spędzamy w sali numer jeden, na tak dobrze znajomym mi już piętrze i tymi samymi twarzami spośród personelu. Ale jest inaczej. Ja czuję się fizycznie dużo silniejsza niż niespełna dwa lata temu. Po kilku godzinach odpoczynku nie mam problemu by wstać, załatwić potrzeby fizjologiczne i wziąć orzeźwiający, dodający energii prysznic. Płaczesz melodyjnie. Nie tradycyjne łeeełeee..., ale laaalaaalaaa, dlatego też, gdy wracasz z badań, szczepień z daleka rozpoznaję już Twój płacz. Należysz do tych mających silny odruch ssania. Przez dwie pierwsze doby mam wrażenie, że chcesz ciągle tylko ssać i ssać. Mam problem, by spokojnie pójść do łazienki, bo próba odstawienia Cię od mlecznego napoju to grymas na Twej twarzy i w ostateczności "śpiew". Chętnie przysypiasz, ale będąc blisko matczynej piersi. Najdłuższe Twoje przerwy bez jedzenia to około 2,5 godziny.
I wiem, że być może dziwnie to zabrzmi, ale zarówno w przypadku pierwszego, jak i teraz - drugiego porodu, swój pobyt w szpitalu wspominam bardzo dobrze. Pomijając ból towarzyszący obkurczaniu się macicy, trudności w siadaniu i chodzeniu z wyprostowanymi plecami, to te trzy szpitalne doby to czas, gdy wpatruje się w Ciebie, śpimy w jednym łóżku, zmieniam Ci stosy pieluch (ponad 20 smółek!!), jedzenie przynoszą mi prawie do łóżka, plotkuję z Mamami z sąsiednich łóżek i poza Twoją pielęgnacją nie muszę nic więcej robić. Ale...bardzo tęsknie za Tatą, Twoją Siostrą, naszym Domem, własnym łóżkiem i wanną, z nadzieją czekam na piątkowe odczytanie poziomu Twojej bilirubiny i cieszę się z wyniku nie przekraczającego nawet 10. Zaczynasz przybierać na masie. 30 maja - w dniu wypisu - ważysz 3340 gram i popołudniu ruszasz, by rozpocząć fascynującą przygodę - Życie!

Wszystkiego Dobrego Synku! Dziękuję za te wspólne 39 tygodni noszenia Cię pod Sercem. Czas przepiękny, pełen Cudów i dobroci. Ale dobrze, bardzo dobrze, że jesteś już z nami i widzę Cię spokojnie śpiącego obok. Najwspanialszy! 

















3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Gratulacje!!!!!
Dużo, dużo zdrówka dla Was wszystkich
Pozdrawiam Agnieszka

Anonimowy pisze...

Wszystkiego dobrego ! :)

Anonimowy pisze...

Gratulacje!