2014-03-29

Skarby moje,

jesteśmy u Dziadków na Podlasiu. W naszym mieszkaniu remont - długo wyczekiwany, ale wreszcie rozpoczęty. Nie mamy już części ściany oddzielającej kuchnię od salonu, a Wasz pokój wypełniły szaro-białe pasy. Szukam dodatków, poduszek, pościeli i narzuty. I wiem, że będę wszystko dopinać na ostatni guzik w dziewiątym miesiącu ciąży. Bo meble kuchenne mają być gotowe na początku maja (wcześniej święta, weekend majowy - stąd pewnie jakiś poślizg, jak to w takich sytuacjach bywa), a razem z nimi przyjedzie dorosłe łóżko dla Marceli i piękna półka na książki, bo będzie trzeba wszystko wypucować, posprzątać, poustawiać, poprzestawiać, powyrzucać. Ale jak już to wszystko zrobię - jak to będzie pięknie. Jasno, przestronnie, świeżo i po naszemu.

I mogę Wam obiecać, że zrobię wszystko byście były szczęśliwe. Po prostu. Po ludzku. Decyzja o Waszym pojawieniu się na świecie nie była fanaberią, kaprysem, nieprzemyślaną emocją. A fakt, że jesteście - to największa radość i ogromna odpowiedzialność. Na całe życie. Wasze dobro jest moim priorytetem, a na szali po drugiej stronie nie ma odpowiadającej mu wartości. Tak, jestem dobrą Matką i zrobię wszystko, byście i Wy myślały, i czuły tak samo.


Moja Dziewczynko,

Babcia mówi, że z tymi włosami masz tak samo jak wujek Bartek. Coś, co sądziłam, że jest Twoim chwilowym kaprysem, stało się długotrwałym już przyzwyczajeniem. Zasypiając - szukasz włosów do zabawy. Bawisz się nimi, czasem delikatnie, czasem mniej w momencie, gdy jesteś zmęczona, usypiasz, czy budzisz się w nocy. Czasem mnie to drażni, szczególnie, gdy nie masz wyczucia i sprawiasz mi tym samym zwyczajnie ból, a gdy je zabieram po omacku szukasz i denerwujesz się, gdy nie możesz znaleźć. Jedni mają misie, inni kocyki, jeszcze inni zasypiają z pieluchą, Ty potrzebujesz włosów, ale na szczęście - te krótkie, Tacine też dają Ci poczucie bezpieczeństwa i spokój po całym dniu. 

Rozróżniasz Podlaskie koty pięknie nazywając je po imionach, na wszystkich przechodniów nie mówisz już pam, a płeć piękną akcentujesz prawidłowo końcówką - i. Samą siebie nazywasz po prostu - ja, albo Mika. Dziadkowie szybko załapali Twój język i już wiedzą, że gdy domagasz się inki, to masz po prostu ochotę na żurawinki, że uma to zarówno biedronka - ta, która ze sklepowego logo codziennie się do Ciebie śmieje (budowanie marki od najmłodszego klienta), jak i oznaka, że coś jest zimne. Nie mam pojęcie skąd to uma na określenie takich dwóch zupełnie odmiennych słów i nie wiele mających wspólnego z nazwą, którą Ty im przypisujesz. 

Coraz częściej się buntujesz. Czasem masz ochotę czytać książkę z Babcią, a mnie wręcz odpychasz, a czasem tulisz się do mnie i nie pozwalasz Babci nawet zmienić Ci pieluchy. Podczas ubierania często wszystko jest po prostu na nie. Zaczynasz też po prostu udawać, że płaczesz. Bez-łzowo, marudzeniowo i jęcząco. 

I choć wiem, że tu u Dziadków jest Ci prze-dobrze, w momencie zmęczenia domagasz się dodom, czyli gdzieś tam, w głębi serca być może tkwi Twoja tęsknota za miejscem, które znasz jako dom, a które właśnie w takich "kryzysowych" momentach do Ciebie powraca.


Chłopczyku,

odpoczywam. Więcej śpię i leżę, nie prasuję, nie gotuję, nie piorę - czyli jesteśmy u Dziadków. USG z zeszłego tygodnia potwierdziło, że nadal jesteś Nim i nie przewiduję tu absolutnie  żadnej niespodzianki, ważysz niecałe 1400 gram i jesteś już ustawiony w pozycji takiej, o jakiej marzę. A ja pamiętam wieczór, w którym to kręciłeś się w okolicach mego podbrzusza i być może był to właśnie ten moment, który mi daje nadzieję na naturalny poród i Ciebie blisko tuż po nim. Dwa miesiące. 9 tygodni. 

Nadal bardzo dużo się ruszasz i nie wiem, na podstawie czego autorzy książki, do której czasem zaglądam stwierdzili, że w 30 tygodniu ciąży kobieta powinna odczuwać przynajmniej 10 ruchów dziennie. Taką ilość fundujesz mi niekiedy w przeciągu kilku sekund, dając wrażenie, że jesteś dzieckiem, które nigdy nie śpi, a wciąż czuwa. Wtedy, kiedy ja odpoczywam i kiedy spaceruję, wtedy gdy zasypiam i budzę się, by nakarmić Twoją Siostrę. Głaszczę Cię po niezidentyfikowanych częściach Twego ciała, czuję wypukłości na wszystkich centymetrach swego całkiem sporego brzucha i cieszę się, że jesteś. Nawet wtedy, gdy po raz kolejny Twoja prawie 87 letnia Prababcia pyta: Ale jak Ty sobie poradzisz dziecko? Poradzę Babciu, poradzę. Lepiej lub gorzej, ale poradzę. Po swojemu. Czerpiąc z doświadczenia, które już mam, ucząc się od najlepszych, biorąc przykład i wyciągając wnioski. Intuicyjnie, nie podręcznikowo, czy internetowo. Z wiarą, uśmiechem i przekonaniem, że przecież to najlepsze, choć pewnie ciężkie czasy. Ale dzieci są przecież dziećmi tylko raz.


Brak komentarzy: