2013-09-02

Za oknem dziś deszczowo, zimno, pochmurno i szaro. Już jesiennie. Wiatr zwiewał ze sznurków suszące się ręczniki i sprawił, że zostałyśmy znów w domu. Ty nadal zakatarzona. Ja nastrojem dopasowuje się do pogody. Ze zmarzniętymi stopami tęsknie za latem. Uśmiechem przy Tobie ukrywam zmęczenie, żartem próbuję zamaskować sięgającą zenitu irytację, gdy Ty marudzisz, domagasz się mojej obecności non stop. Nawet w toalecie nie mam chwili dla siebie, bo przy otwartych drzwiach gramy razem w piłkę(!). Znudzenie chyba i Ciebie dopada. Potrzebujesz nowych wrażeń, powietrza i towarzystwa dzieci na placach. Trudniej Cię uspać, a po oczach i zachowaniu widać, że tak bardzo jesteś zmęczona. Staram się zachowywać pozory spokoju, gdy po raz kolejny nerwowo łapiesz mnie za włosy i ciągniesz, a ja po raz kolejny tracę białe jak Twoje garści z głowy. A gdy po raz szósty budzisz się w nocy ulatuje nadzieja na kiedykolwiek przespaną w pełni noc. 
Ale jestem. Czasem pełna energii i pomysłów, czasem zalegająca na Twoim tapczanie, i sennie przekładająca strony kolejnych książek, bardziej obserwująca niż uczestnicząca. Jestem.

W takie dni jak dziś towarzyszysz mi we wszystkich domowych czynnościach, nie odstępujesz na krok, a ja już nie mam wyrzutów sumienia, że je wykonuje, zamiast w pełni poświęcić się zabawie, czytaniu, klockom. Uczysz się dużo, szybko zapamiętujesz nowe słowa, wyrazy, rozmieszczenie przedmiotów codziennego użytku, więc razem wyciągamy pranie z kosza, ja sortuje, Ty przekładasz do bębna i wciskasz odpowiedni guzik uradowana, bo za chwilę usłyszysz dźwięk pracującej maszyny. Jesz w krzesełku jabłko, gdy podsmażam czosnek ze szpinakiem. Gąbką wycierasz po sobie plastikowy blat. Wyciągasz naczynia ze zmywarki i mi je wszystkie podajesz - robisz to też wtedy, gdy zmywarkę rozpakowuje Tata, a czyste talerze i miski przynosisz mi do pokoju. I uwielbiasz zamiatać, a widok Ciebie - z dwa razy większą miotłą i Ty starająca się ją odpowiednio uchwycić, jednocześnie czyszcząc podłogę - bezcenny. Moja Ty perfekcyjna Pani domu. 

Po raz kolejny zaskakujesz, gdy w sobotni poranek przynosisz mi - jeszcze skąpanej w pościeli - nocnik i kładziesz na łóżko, po czym z nieukrywaną dumą robisz, co należy. Podobnie po południowej drzemce palcem najpierw wskazujesz na korytarz, potem na łazienkę i swój zielony sedes. Wiesz, jak nazywa się czynność, którą wykonujesz - nie muszę używać słowa 'nocnik', chcąc byś go przyniosła. 

Rozumiesz znaczenie (nie całkiem takich) prostych poleceń jak: kucnij, zaśpiewaj, oprzyj się. Wiesz, gdzie się znajduje i do czego służy suszarka, że piekarnik może być gorący, a zamrażarka jest zimna. Zadziwiasz, gdy w mikroskopijnej książce o Czerwonym Kapturku właściwie wskazujesz jeszcze mniejszego kota o zabarwieniu zdecydowanie nie kocim, bo bajkowo żółto-niebieskim i nie wiem, skąd wiesz, że to właśnie kot. Potem uczymy się pokazywać słońce, motyla i wilka. 

I wiem, że bardzo dużo będę musiała przekazać Twej Babci, która zostanie z Tobą w weekend, podczas gdy my z Tatą po raz pierwszy od Twoich narodzin będziemy bawić się na weselu, w myśl towarzyszącej nam ostatnio piosence: będzie zabawa, będzie się działo, znowu noc będzie mało, będzie głośno, będzie radośnie, znów przetańczymy razem całą noc, bo masz swoje przyzwyczajenia, nawyki, a ja głupia myślę, że bez nich nie może obejść się żaden dzień i, że nikt inny, tak jak ja...

Bo...

- po zjedzonych posiłkach, gdy idziemy do łazienki umyć twarz i ręce od razu domagasz się szczoteczki i pasty, a gdy w ustach skończy Ci się truskawkowy smak, stoisz pod drzwiami i dopominasz się jeszcze kilkukrotnego mycia zębów do momentu, w którym rzucisz gdzieś szczoteczkę albo ktoś Ci ją zabierze, co spotyka się z płaczem z Twej strony, 
- po drugiej swej drzemce, która ostatnio trwa do 30 minut budzisz się marudna, płaczliwa, przez kilkanaście minut nie chcesz zejść z rąk. Ożywczo działa na Ciebie mleko, kasza albo ukochane borówki, po których dostajesz takiej energii, że chodzisz po salonie najczęściej zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Robisz kilkanaście, kilkadziesiąt okrążeń, padasz, wstajesz i cieszysz się z tego szalenie. 
- podczas wieczornej kąpieli nie siedzisz, tylko chodzisz po wannie, zrzucasz wszystko dookoła, wyrzucasz na ziemię. Ostatnio uwielbiane czynności: odkręcanie i zakręcanie kranu albo naprzemienne kucanie i wstawanie. Raz przeliczyłam - ponad 60 razy (podczas jednej kąpieli, a uda masz jak stal!). Kąpiel działa na Ciebie przeważnie tak samo jak borówki, z tą różnicą, że krążysz po mieszkaniu z butlą mleka. Wczoraj leżącego z bólem pleców na podłodze Tatę najpierw obdarzyłaś buziakiem, potem oddałaś Mu swoje mleko, a na koniec przytuliłaś się i pogłaskałaś (tak, pogłaskałaś - nie pociągnęłaś!) po włosach. Rozczulający serce widok. 
Często sama, w momencie, w którym poczujesz, że jesteś zmęczona gramolisz się do mnie na łóżko, przytulasz i pijąc mleko praktycznie usypiasz. Staram się nie nosić Cię przed snem, ze względu na kilogramy, moje siły, kręgosłup, a siadam w fotelu, przytulam do swej piersi, lekko kołysząc i śpiewając usypiam. Albo bezpośrednio po zjedzeniu odkładam na boku do łóżeczka i szepcząc Ci kołysanki, głaszczę lub poklepuję po plecach, a za chwilę słyszę Twoje miarowe, przyjemne dla mych uszu oddychanie. 
- podczas spacerów rzadko siedzisz w wózku, chyba, że zależy nam na szybkim przemieszczeniu się w konkretnym celu. Jeśli nie - Ty wyznaczasz trasę. Nie słyszysz słów: nie bierz tego do ręki, bo się pobrudzisz; nie siadaj na ziemi, bo wybrudzisz spodnie, nie bierz kamyków, bo wybrudzisz ręce. ( A słyszę je praktycznie codziennie i szlak mnie trafia). Jeśli masz na to ochotę - wygrzebujesz kamienie z ziemi, jeśli chcesz - zbierasz kapsle, jeśli sprawia Ci to frajdę - rozgniatasz w palcach jarzębinę, jeśli czujesz potrzebę - siadasz na chodniku i odpoczywasz, jeśli właściciel pozwoli - głaszczesz wszystkie psy, pozwalając jednocześnie, by lizały Ci dłonie, twarz wystawiasz sama :) Podchodzisz do wszystkich, do których podejść chcesz, witasz się z tymi, którzy i z Tobą się chcą przywitać. Wiesz, jak wyglądają kosze na śmieci i jeśli zbierasz jakieś papiery, śmieci, kartki - idziemy w ich stronę i je wyrzucasz. Jeśli próbujesz wkładać rzeczy z ziemi do ust, słyszysz, że nie wolno, po czym uczymy się znaczenia słów: pokaż mamie, jak rzucasz. Wychowawczy sukces, bo nie zjadasz, a rzucasz. I myślę, że mnóstwo uczysz się poprzez takie poznawanie świata bez przejmowania się bakteriami i zarazkami, o których istnieniu wówczas nie myślimy, a przecież i tak są wszędzie. Wycieranie chusteczkami rąk - zbędne, bo za chwilę i tak będą brudne. Po spacerze rzeczy lądują w pralce bądź Vanishu, obie jesteśmy do przebrania, zza paznokci czyścimy brud, z butów wysypujemy piach. Tylko takie spacery mają dla mnie sens. 

I w takie dni jak dziś, gdy dopada zmęczenie, sama nie potrafię nazwać własnych emocji, czuję tęsknotę, której określić nie umiem przypominam sobie samej, że przecież tylko takie życie ma dla mnie sens. 

Brak komentarzy: