2013-06-17

Skarbie mój, za nami

poszpitalna wcale nie łatwa rzeczywistość ostatniego tygodnia. Dwa pierwsze dni w domu to obraz zmęczonych fizycznie i psychicznie rodziców z marudzącym na rękach dzieckiem. Bo przez tydzień bardzo przyzwyczaiłaś się do naszej obecności not stop, w zasięgu wzroku zawsze było któreś z rodziców. pierś mamy na wyciągnięcie ręki - dostępna rzeczywiście na żądanie. Nawet w Twoim okresie niemowlęcym karmiłam Cię w mniej więcej trzy godzinnych odstępach czasu, byś się nie przejadała, a ostatnio - kiedy tylko chciałaś, marudziłaś, poczułaś potrzebę bliskości i matczynego ciepła.

    W niedzielę po powrocie ze szpitala sama na siebie nakrzyczałam za to, że za dużo od Ciebie wymagam, że za szybko chcę, by wszystko wróciło do normy. Denerwowało mnie, że chcesz spać tylko na rękach, a nawet kilkanaście prób odłożenia Cię do łóżeczka z przerwami na dłuuuugie kołysanie nie przynosi efektów. Byłam zła, zirytowana i wszystkim rozdrażniona z wrażeniem, że nic już nie będzie takie samo. A przecież Ty, Szkrabie najukochańszy spędziłaś tydzień poza swoim bezpiecznym światem, w pokoju o obcym kolorze ścian, z nieznajomymi twarzami, które często wybudzały Cię z i tak niespokojnego snu. I myślę, że przeżyłaś to bardzo, a my nawet nie wiemy, ile ten czas kosztował Cię nerwów, niepokoju, smutku i niepewności. Miałaś przy sobie nas - rodziców, ale jednocześnie to my pozwalaliśmy dla Twojego dobra oczywiście (ale czy miałaś tego świadomość? - mam nadzieję, że tak), że odczuwałaś fizyczny ból.

    I mimo tych przeżyć - jestem z Ciebie bardzo dumna, bo Twoja radość powróciła ze zdwojoną siłą. W ciągu dnia usypiasz na rękach, ale nie budzisz się od razu po przełożeniu do łóżeczka. Nie musimy Cię już tak długo kołysać i przyjmować dziwnych póz, byś nie poczuła momentu zmiany podłoża z ciepłych rąk na swój materac. I muszę przyznać, że już i noce są o niebo lepsze, bo przespałaś dziś bez przerwy całe dwie godziny! Ale nie bronię się już przed braniem Cię do naszego łóżka. Fizycznie po prostu nie mam sił w nocy Cię nosić i bujać, bo wiem, że przebudzisz się po czasie pewnie nie wiele dłuższym niż moje wędrówki po mieszkaniu z Tobą na rękach. W sypialni rodziców śpisz trochę spokojniej, choć nad ranem co mniej więcej pół godziny domagasz się matczynego ciepła płynącego z piersi. I choć pięknie wypijasz mleko z butelki - cieszysz się nią tak samo jak moimi sutkami, śmiejesz się do gumowego smoka i ewidentnie sprawia Ci to mnóstwo radości, to i tak najlepiej zasypiasz wtulona w moje ciało. I czemu mam Ci tego żałować? Niech do sierpnia trwa jeszcze ta Twoja radość, zbieraj przeciwciała i rośnij zdrowo.

    I wiesz, dzisiaj po kilku dniach obecności Twojej Babci Beatki wstałam z ogromną radością, nowymi siłami i zapasem energii. W ostatnich dniach miałam czas, żeby  odreagować w spokoju i ciszy, wybrać się na zakupy, z Tobą na spacer ze świadomością, że wrócę do czystego mieszkania. Dobrą masz Babcię, nawet nie wiesz jak! Nam - swoim dzieciom by Nieba uchyliła, Tobie - cały świat by na rękach przyniosła. I mimo, że na początku minę miałaś niepewną, po kilku dniach przyzwyczaiłaś się do nowego członka rodziny, i zupełnie nie reagowałaś na brak mamy w pobliżu. A sobotę spędziłaś z Tatą, bo my z Twoją Babcią wypuściłyśmy się w miasto ;) Przyjemny czas na zakupy, pogaduchy, ploteczki przy kawie z bitą śmietaną i kalorycznej babeczce. Już dawno nie spędziłyśmy tyle czasu mierząc sukienki, a tylko muzyki z Pretty Women brakowało. Dobry czas dla nas wszystkich. Potrzebna taka odskocznia, by potem nowy tydzień zaczynać tak jak my dzisiaj.

    A Ty Krasnoludku w różowych bermudach rozwijasz się ostatnio w bardzo szybkim tempie. Wiedzę, nowe słowa, zwroty chłoniesz jak gąbka. Jeden dzień z babcią i na słowa Sroczka kaszkę ważyła stukasz palcem wskazującym jednej ręki, w otwartą drugą dłoń. Masz swoją ulubioną drewnianą księżniczkę z zestawu klocków i choćbym Ci ją schowała pod stertą zabawek, zakryła kocem, czy położyła sobie na głowie, szukasz i zawsze znajdujesz, gdy zapytamy Cię gdzie jest księżniczka? Gdy tylko Twój wzrok ją zlokalizuje, uśmiechasz się szeroko, bierzesz do ręki i podnosisz zadowolona do góry. O dziwo w tym zestawie są jeszcze inne ludziki nie wiele różniące się od ukochanej księżniczki, bo tylko kolorem stroju, Ty jednak bardzo często wybierasz właściwy - ten pomalowany na różowo. Układam w rządku przed Tobą kilka zabawek, wśród nich właśnie ową księżniczkę i gdy proszę, byś mi ją podała - wybierasz  trafnie. A moja radość większa niż Twoja, gdy Cię za to wycałowuję i biję brawo. Potrafisz odróżnić też pluszowego kota, ostatni zakup - brązowego konia, bo dziś na pytanie - gdzie jest konik, najpierw podałaś mi księżniczkę, ale gdy wytłumaczyłam Ci, że nie o tą zabawkę mi chodziło, szukałaś wzrokiem, zaglądałaś pod inne zabawki, aż wreszcie znalazłaś właściwe zwierzę. Poproszona palcem wskazujesz lampę na suficie i lokalizujesz nos na czyjeś twarzy. Lokalizujesz, czyli zaciskasz tak, że czasem, aż łzy w oczach stają. Już kojarzysz słowo Babcia z moją Mamą, bo odwracałaś się we właściwym kierunku zapytana gdzie jest Babcia, albo wędrowałaś po mieszkaniu w akcji poszukiwawczej. Muszę już kontrolować zawartość swoich torebek, Twojego spacerowego plecaka, bo błyskawicznie opanowałaś zamek błyskawiczny.

    Po szpitalu apetyt powrócił Ci również ze wzmożoną siłą. Odnoszę wrażenie, że wciąż mogłabyś coś przekąszać, a nie chciałabym byś wyglądała jak chłopczyk, którego spotkałyśmy dziś na placu zabaw. Chodzący od niedawna, a jak sama powiedziała jego babcia - muszą już go odchudzać i wydzielać ilości posiłków. Ty zaczynasz cmokać, jak tylko zobaczysz coś do zjedzenia, zaczynasz płakać, gdy kończy Ci się danonek, więc zaraz po nim pochłaniasz całego banana - dziś sama operowałaś łyżeczką i każdy kęs trafiał prosto to Twojej buzi, bez mojej pomocy. Zjadasz na raz całego. Parówka na ciepło jako podwieczorek, a ktoś z boku pomyślałby, że nie jadłaś cały dzień. Jabłko obrane, z oberwanym ogonkiem dane Ci w całości i mam chwilę dla siebie. Lubisz jeść, ale sama. Samodzielnie. Przy zupie spędzamy około 20-30 minut. Bo mięso układam Ci na blacie i jesz sama - palcami. Z łyżeczki nie weźmiesz. Podobnie jest z marchwią, którą gotuję w całości, ale w takiej postaci dać Ci nie mogę, bo włożyłabyś/wepchała na siłę do buzi prawie całość. Uwielbiasz jeść wtedy, gdy jemy my, także staram się, jak mogę, byś codziennie, któryś posiłek jadła razem z nami. Rano wspólnie we dwie celebrujemy mleczne śniadanie. Towarzysz nam w obiedzie  podjadasz co możesz z naszych talerzy, dziś pomidory z ziemniakami, których (tych drugich) często w zupie nie tolerujesz. I nie ma co się dziwić, że w szpitalu waga Ci spadała, no bo ile można jeść słoikowe zupy i desery. 

    Na spacerach zachwycam się Tobą nie tylko ja sama, ale też mijający nas przechodnie, do których śmiejesz się i robisz papa bez proszenia. Wielu z nich podchodzi, by się z Tobą przywitać, wszyscy odwzajemniają uśmiech czyniąc mnie jeszcze bardziej dumną, chwalą Twój uśmiech, odwagę. Jaka radosna dziewczynka! A my nie spacerujemy już przemierzając osiedla wzdłuż i wszerz, nie czynimy tyle kilometrów, co wcześniej, tylko kierujemy się ku placom zabaw. Mamy kilka swoich ulubionych, ten z czerwono-żółtymi liczydłami i kamykami, których nie pozwalam Ci jeść. I obok domu z huśtawkami, na których śmiejesz się w głos, bo huśtam Cię tak, jak przystało na dużą dziewczynkę - byś poczuła wiatr we włosach. Oczywiście zatrzymujemy się przy wszystkich psach, nawet gdy jeszcze ich nie widzisz, a jeśli powiem, że zaraz zobaczysz pieska, patrzysz w obie strony i szukasz wzrokiem czworonożnych sierściuchów. A gdy przychodzi pora Twojej drzemki zmęczona usypiasz w wózku, Ty - schowana od słońca, a ja obok opalam się z gazetą w ręku i prawdziwie wypoczywam.

Czy potrzeba mi czegoś więcej?

Ja - Spalona słońcem Matka. 

Brak komentarzy: