2013-02-13

Córeczko,

po pięciu dobach wirusowego szaleństwa, wysokiej gorączki, męczącego kaszlu i braku sił - wracam do siebie, Ty niestety jeszcze nie. Ale patrząc na przebieg choroby, której objawy pojawiły się u Ciebie dzień później, niż u mnie - wierzę, że po dzisiejszej nocy będzie już dużo lepiej. Dwie lekarskie konsultacje, narazie bez antybiotyku, czekamy jeszcze do jutra. A zachowaniem wciąż nie przypominasz  naszego Dziecka. Babcia telefonicznie za każdym razem pyta ale czy taka wesoła? A Ty nie masz sił na uśmiechy, patrzysz gdzieś poza mnie, piszczysz, dużo piszczysz, jak młody szczeniaczek, nie masz najmniejszej ochoty na zabawę i to, co do tej pory sprawiało Ci przyjemność - podrzucanie do góry, tańce, obroty - teraz powoduje Twój grymas bólu na twarzy. W nocy z piątku na sobotę, gdy Tata o czwartej nad ranem pojechał do apteki po leki obniżające gorączkę - Ty usnęłaś na mnie, wtulona w moje ramiona obłożone z obu stron poduszkami. W takiej też pozycji spędziłyśmy całą sobotę. Marudzisz, płaczesz, śpisz, dużo śpisz(!) nie chcesz jeść zupek, owoców, ale i tak chwalę, znosisz to lepiej niż ja. I znów w myślach podziwiam te wszystkie kobiety - samotne matki. Kto w takich sytuacjach przynosi im mieszanki z miodu, cytryny i czosnku, kto wstaje w nocy do płaczącego dziecka, kto wyrywa się z łóżka, gdy tylko usłyszy pokasływanie maleństwa, kto im mówi - to teraz Ty odpocznij, może zaśnij, a ja się zajmę Małą. Masz wspaniałego Tatę - zawsze o tym pamiętaj, bo ja w przeciągu kilkunastu dni przekonuję się o tym na każdym kroku - sama lub z pomocą innych. Rozmowy uświadamiają, otwierają oczy na sprawy, które dla mnie są oczywistością, normalne, a za które powinnam być bardziej wdzięczna. Musisz częściej spotykać się z koleżankami.
I wiesz te ostatnie dni, to chyba najcięższy nasz czas. Chciałam móc być przy Tobie na każde Twoje piśnięcie, kaszlnięcie, ale moje siły fizyczne po prostu mi na to nie pozwoliły. Ty płakałaś, a ja razem z Tobą. Zmęczenie, zniecierpliwienie, którego dziś już praktycznie nie ma. 

I Ty Marcelino moja - wróć w swej najpiękniejszej, radosnej postaci. Wróć, bo tęsknię za Twoim uśmiechem.


 A 6tego obchodziłaś swoją pierwszą pół-rocznicę  którą zawsze będziesz świętować razem z Tatą. Ze mną okrągłe w sierpniu. Lwico Ty nasza.

Bilans Półroczniaka: 8200g, 70,5cm. dwie dolne jedynki. Pierwsza miętowo-różowo-żółta szczoteczka do zębów, biszkopt, zupa z mięsem z kurczaka, żurawina od Taty do pocmokania. Sen w łóżeczku, choć choroba totalnie rozbiła nasz rytm, Twoje drzemki, pory karmienia, godziny kąpieli, które w obecnych dniach musieliśmy ograniczyć. Kołysanki - Utulanki słuchane codziennie podczas ostatniego posiłku przed snem. I śpisz już, gdy śpiewam Ci melodię numer siedem - jedną z ulubionych piosenek Twego Dziadka Wojtka, która wciąż, nadal tak samo mnie wzrusza i Tatę też, gdy przypadkiem słyszy ją po Trójkowym reportażu.

 Ale dziś jesteś mały jak okruszek, który Los rzucił nam. 
Ty śpij, Ty śpij, a ja...




2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Kocham tą kołysankę! Też słuchamy jej z Adą codziennie przed zaśnięciem :)życzymy Wam zdrówka kobietki! emi

Aleksandra K. pisze...

Dobrze, że już jesteście. Dużo zdrówka! PS. ale z Marcelki kawał kobietki! :-)