2014-01-07

Po codziennym, wieczornym "obrządku" - zmyciu naczyń, bo w zmywarce się już nie mieściły, przetarciu kuchenki i blatów, naszykowaniu termosu z gorącą wodą (do nocnego mleka), uprzątnięciu zabawek z kuchni i ponownego namoczenia ubrań Marceli w Vanishu ( tak, dziecko je bez stresu, a ja nie biegam ze śliniakiem za każdym razem, gdy ma ochotę na mandarynkę, czy sok z aronii z mojego kubka) - zasiadam do pisania. 

Po dwutygodniowej nieobecności wróciliśmy do siebie, do Domu, mieszkania, które stwierdziliśmy z Tatą, że oboje bardzo lubimy. Mimo czwartego piętra, na które narzekamy, braku windy i miejsca parkingowego, starego osiedla bez ochrony i dużych tarasów, które oglądamy w blokach naprzeciwko. Ale jest nasze. Po prostu. Ze wspólnie malowaną sypialnią (tak, Tata musiał malować wszystko od nowa - łącznie z sufitem, gdy ja zabrałam się do prac malarskich koło 22giej, chcąc udowodnić, że też potrafię), obitym rogiem na korytarzu po uderzeniu odkurzacza, salonem urządzonym tak, jak zawsze chciałam, w kawowo-ziemskich barwach i pracowniczym kątem Taty, kuchnią, która w niedalekiej przyszłości "otworzy" się na duży pokój, a ja będę mieć poczucie jeszcze większej bliskości z najbliższymi i dodatkowej przestrzeni, kolorowymi obrazkami na ścianach i mnóstwem zdjęć. I choć w momencie, w którym test ciążowy wykazał dwie kreseczki zaczęliśmy się zastanawiać nad zmianą mieszkania, to ciężko byłoby opuścić mi to, w którym podjęliśmy z Tatą pierwsze nasze wspólne decyzje już jako małżeństwo. Mieszkanie, gdzie z ogromną radością i wielką miłością staraliśmy się o dwa nasze Cuda. Przecież to tu po raz pierwszy z Marcelą w ramionach staliśmy się prawdziwą rodziną i tu przyniesiemy też Groszka. I choć zdaję sobie sprawę, że gdybyśmy przeprowadzili się w najbliższym czasie, Marcelka nie pamiętałaby nic z tego okresu, a 20 tygodniowej Istocie pod sercem to nowe lokum byłoby tym pierwszym, najwspanialszym, to ja wciąż porównywałabym, wspominała i tęskniła, bardzo tęskniła. Mamy Dom, nie zawsze pięknie uprzątnięty, z zabawkami w każdym pokoju, które są oznaką życia, podsychającymi kwiatami, bo zapominam je podlać, za małą łazienką i bez firan w salonie. Najpiękniejszy. Ten, gdzie czuję się teraz najlepiej. 

Córeczko,

po dwóch tygodniach wizyt, odwiedzin, świętowania wróciliśmy do siebie. Tata stwierdził, że tu czujesz się chyba najlepiej. A ja wczoraj odniosłam wrażenie, że nie możesz nacieszyć się moją obecnością, nie snuciem się za Tobą, obok Ciebie i wyręczaniem Osobami, które robiły to z największą przyjemnością, a prawdziwym byciem, wspólną zabawą, spacerem. Tuliłaś się bez proszenia, przerywałaś zabawę, by na choć na chwilę się do mnie przytulić, pocałować, czy rzucić w ramiona. Nie odstępowałaś mnie - dosłownie - ani na krok! Śmiałyśmy się cały dzień, z niczego. Z głupich min, jedzenia, które spadało z łyżki, Twojego uciekania z łóżeczka, gdy przed wieczornym spaniem chciałam Ci - spokojnie leżącej poczytać bajkę na dobranoc. Nie ma dnia, żeby Tata nie wspominał, jak bardzo Cię kocha. Nie zachwycał tym, jaka jesteś. I widzę szczerą radość w Jego oczach, gdy po powrocie z pracy nie mówisz nic, a tylko się uśmiechasz i przez kilka minut przytulasz do Ojcowskich ramion. Myślę, że tęsknisz, potrzebujesz Jego obecności, bliskości, jednak innej niż ta moja. 

Poza nami, Dziadkowie też patrzą na Ciebie z podziwem w oczach. W Bielsku ostatni raz byliśmy przecież nie tak dawno, bo na początku listopada, a przez ten czas bardzo się zmieniłaś. Począwszy od rozwoju fizycznego - nie chodzisz, a biegasz. Babcia mówi, że przypominasz jej Pawlaka, z serii kultowych polskich komedii - z pupą lekko wypiętą i szybkim krokiem. No, ale u Dziadków jest przecież tyle do zrobienia! Trzeba dogonić uciekające koty, nadal cierpliwe, żaden Cię nie udrapnął, co w stosunku do dorosłego już dawno miałoby miejsce, zabrać Saperowi pluszaki i inne zabawki do niego nie należące, nakrzyczeć nie, nie i pogrozić palcem za gryzienie Babcinych koców, zamiast swego ręcznika i zdążyć wdrapać się na schody, zanim ktoś z dorosłych zorientuje się, gdzie jesteś. Czasem schodziłaś tyłem, a wchodziłaś opuszczając jeden stopień, bo "normalne" poruszanie się na górę i na dół już Ci się powoli zaczynało nudzić, choć schody budzą nadal Twoje wielkie zainteresowanie. Wszyscy patrzyliśmy z podziwem na energię, którą w sobie posiadasz, mimo lejącego się kataru z nosa, dwóch dób z gorączką, tylko jednej drzemki w ciągu dnia i częstszymi pobudkami w nocy. Ciągle w biegu, w tańcu z obrotami, aż do momentu upadku, po czym szybkie podnoszenie się i zabawa od nowa. Mnie by już zemdliło. 
Lubisz być obserwowana, z podziwem i głośnym biciem brawo. Popisujesz się przed innymi, powtarzasz zachowania, które nas - Twoją wierną publiczność rozśmieszają. Cudak z Ciebie niesamowity. Słuchasz się Dziadkowego i Babcinego nie wolno wiedząc, że w domu, w którym jesteśmy to Oni decydują, co możesz brać, a czego nie. Ze zniszczeń: mała figurka Jezusa (przez Ciebie nazywana po prostu lalą) - stracił głowę, połamany wielkanocny baran, pogryzione ozdobne Jajo, czyli wszystko to, co wyciągałaś sobie z szafki, którą sąsiadka Patrycja określiła szafką z dekoracjami, choć nie wiedzieliśmy, że takowa w naszym domu istnieje. Plus kilka pękniętych sznurów korali (na szczęście tych nieużywanych), pogryzione Dziadka opakowanie na okulary i mnóstwo bombek do sklejenia. A przecież wszyscy ciągle Cię pilnowaliśmy...! 

Jesteś miłośniczką koncertów kolęd - słuchasz w osłupieniu, z otwartą buzią i niezwykłym jak na Ciebie spokojem, kawy, suszonej żurawiny, cytrusów, soku z aronii i słowa NIE. Z przekory. Tak po prostu. Bez złości w głosie, a z miłością. Proste nie! Poza tym jesteś w fazie Tu i To. Będziemy jeść to, po czym pokazujesz, na co masz ochotę, czytać to i podajesz wybraną książkę, bawić się w to. Mam usiąść tu, Dziadek ma postawić kota tu, a Babcię bierzesz za rękę i prowadzisz tu. I udajesz, że samodzielnie czytasz. Z rozłożoną w obu rękach książką, wpatrujesz się w obrazy i litery, i czytasz...w swoim niezrozumiałym dla nas języku. Czytasz i sprawia Ci to ogromną frajdę. Nam też. 

Z noworocznych postanowień:
kolację zjadasz łyżeczką, a nie z butli. Potem mycie zębów, czytanie i usypianie. W ramionach, ale bez noszenia. I plany zmian pokoju, nowego łóżka dla Ciebie, gdzie wierzę będziesz zasypiała tuląc się po prostu do mnie i trzymając moje włosy, bo nadal one dają Ci poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że jestem obok. 



Brak komentarzy: