2014-01-21

Pchło Mała,

kolejne sukcesy za nami. Przez kilka nocy z rzędu udało Ci się usnąć prawie samodzielnie. Prawie, bo po kąpieli, zjedzonej kolacji, umyciu zębów, bajce na dobranoc, zapaleniu lampki wchodzisz do swojego łóżeczka, a ja czuwam tuż przy nim. Śpiewam, głaszczę, poklepuje po plecach i cierpliwie czekam, aż zmorzy Cię sen. A Ty przez ponad pół godziny wiercisz się, przyjmujesz wszystkie możliwe pozy do spania, stukasz stopami o szczeble łóżka, całujesz kwiatki na poduszce, pytasz o Tatę. I zasypiasz spokojnie. 
Dla mnie sukces, choć rozumiem i te Mamy, które uśmiechnęły się odnośnie użycia tego słowa w opisanym kontekście. Wiem, że są dzieci, które od pierwszych dni przyzwyczajane są do samodzielnego zasypiania we własnym łóżku. Znam takie, które w momencie odstawienia od piersi zostały od razu nauczone systemu - całus na dobranoc, gaszę światło, wychodzę i zamykam drzwi na klamkę i po kilku dobach płaczu opanowały nową umiejętność. Ja jestem szalenie dumna, bo udało Ci się - bez noszenia, kołysania, tulenia w ramionach na fotelu, a co najważniejsze bez płaczu - spokojnie i z poczuciem bezpieczeństwa zasnąć. I jednocześnie nie żałuję ani jednej minuty, którą do tej pory poświęciłam na usypianie Ciebie tak, jak tego na danym etapie swojego rozwoju potrzebowałaś. I gdyby nie fakt, że robisz się coraz cięższa, a ja muszę chronić też Twojego Brata pewnie nosiłabym dalej w poczuciu, że przecież przyjdzie taki dzień, w którym nie będziesz już potrzebowała matczynych ramion, a ja będę za tym tęsknić...

Ale Najdroższa - nic na siłę. Nie zniechęcam się, bo przez dwa dni nasz system usypiania padł, a Ty zaczynałaś płakać, gdy próbowałam zachęcić Cię do położenia się w swoim łóżku. Więc tulę, tak jak potrzebujesz i próbuję dalej. Cierpliwie. Bez nacisku. Z wiarą w powodzenie.

Tak samo też cierpliwie czekam na moment, w którym pozbędziemy się pieluch. Zachęcam do korzystania z nakładki/nocnika, ale nie zmuszam. Nie denerwuje się, gdy poza przemiłym posiedzeniem na sedesie, nic poza papierem toaletowym nie ląduje w muszli. Po raz enty tłumaczę, gdzie robi się siku i wiem, że Ty to rozumiesz, tylko nie możesz się przemóc. I na nic zdało się wysadzanie za młodu, gdy z dumą robiłaś co i gdzie trzeba, a my nagradzaliśmy Cię oklaskami. Jesteś na etapie robienia dwójeczki gdzieś po kryjomu, na kucaka. Informujesz nas, że masz bleee w pieluszce. Mokrą też sygnalizujesz drapaniem się i wkładaniem rąk w pampersa. To chyba kolejny krok. Mamy czas do czerwca.

Mówisz coraz więcej. Powtarzasz po nas, tworząc wyrazy jeszcze nie końca nam zrozumiałe. Dodajesz nowe litery, sylaby, które do tej pory nie gościły w Twoim alfabecie. Teraz na topie jest ka, ko. Czekoladka to kaka, której smak w Twych ustach gości niezwykle rzadko. Niedzielna rozpusta. Ciasto to prawie ciasto, miś to mi(czasem z ś na końcu, czasem bez). Ryż to riś, którego ugotowałam jak dla połowy wojska i jemy go od kilku dni w różnych kombinacjach smakowych. Jajo to jajo, a kaszka to kaśka. Na poduszkę mówisz poba albo popa. Próbujesz zaśpiewać aaaa, kotki dwa.

Każdego ranka, gdy obie myjemy zęby w łazience, poklepujesz się po twarzy, co oznacza, że mam Ci nałożyć krem, a potem zrobić psik, psik, czyli wyperfumować - czego nauczyli Cię Dziadkowie. Czasem pachniesz mną, czasem Tatą, w zależności od tego komu pierwszemu towarzysz w porannej toalecie. Później biegniesz do tego drugiego, żeby Cię powąchał. Przed wyjściem na spacer czekasz, aż pomadką (bezbarwną oczywiście) pomaluję Ci usta. Czarujesz, czyli naśladujesz moje czary - mary, hokus - pokus. W Twojej wersji jest to many-mamy, mamy-many i kręcisz dłonią zataczając koła, jak prawdziwy czarodziej.

Uwielbiam Twój skojarzeniowy tok myślowy. Gdy w rozmowie z Tatą wspominam, że musimy dziś poćwiczyć (tak, tak, zaczęliśmy dbać o kondycję), Ty biegniesz pod drążek i mówisz si si si si, czyli naśladujesz dźwięki jakie podczas przeróżnych ćwiczeń, czy to robienia pompek, czy podciągania się na drążku wydaje z siebie zmęczony Tata, wyciągasz ręce do góry i też koniecznie chcesz na nim chwilę powisieć. Potrafisz przez sekundę utrzymać się sama.

Tańczysz, co uwielbiasz. A Twój podstawowy krok to kręcenie się w koło. Ulubiona zabawa bez towarzystwa innych osób - lala. Wkładanie jej i wyjmowanie z wózka, wożenie, przykrywanie i odkrywanie, karmienie. Chętnie budujesz z Lego Duplo, a ja z podziwem obserwuję, w jak krótkim czasie nauczyłaś się odpowiednio wkładać klocek na klocek. Precyzyjnie starasz się trafić tak, by powstała wieża, a głośnie AŁŁŁ towarzyszy Ci po każdym celnie ułożonym elemencie. Lubisz grać na harmonijce i książki, mnóstwo książek, ale te najlepiej przegląda się przecież z Mamą.

Uczymy Cię codziennego sprzątania zabawek, w czym chętnie uczestniczysz, pomagasz. Przed kąpielą wrzucasz klocki do odpowiednich pojemników, podajesz mi maskotki, a ja je usadzam na półce, z salonu sprzątasz wszystko, co należy do Ciebie i zanosisz do swojego pokoju. Gdy proszę, byś odniosła szczoteczkę do zębów na swoje miejsce - robisz to. Podobnie jak z niedojedzonym do końca kawałkiem sera pleśniowego, który podnosisz z podłogi i kładziesz na blacie swego krzesła i wszystkim, na co zwrócę Ci uwagę. Uczymy Cię sprzątania poszczególnych zabawek, zanim zajmiesz się kolejną. Jesteś grzeczna, posłuszna.

I staram się nie denerwować, gdy po raz kolejny podczas posiłku słyszę nie, nie, nie. Wczoraj stanowczo zaprotestowałaś przeciwko zupie porowej mówiąc nie i oddając mi pełną miskę. Czasem działam przekupstwem (do końca nie wiem, czy słusznie i potrzebnie). Zawsze masz ochotę na moją kawę/herbatę, więc możesz dostać jej odrobinę, gdy zjesz jeszcze kilka wagonów kanapki, naleśnika, czy porannej owsianki. Ty zjadasz, a ja dotrzymuję słowa. Kawoszka nam rośnie. Uwielbiasz, ale tylko taką z naszych filiżanek.

Pomelo, borówki, pomarańcze, żurawina, daktyle - wszystkie owoce we wszystkich postaciach, serki waniliowe, jajecznica z ketchupem, ser żółty, kabanosy, pieczone udka, trzymane w garści i obgryzane, a nie pokrojone na jakieś tam dziecinne kawałeczki to hity ostatnich dni. Jedna albo dwie porcje mleka w ciągu nocy. Do tego przynajmniej jedna pobudka, którą nazywam na przytulanie. Półtorej godziny snu w ciągu dnia zawsze między 12stą, a 13stą. I mnóstwo, mnóstwo uśmiechu.

 Jesteś moim promykiem, siłą i energią. Światem i radością. 

Brak komentarzy: