2013-11-10

Robaczki,

od poniedziałku, po dwutygodniowym pobycie u Dziadków jesteśmy z powrotem w domu. Obawiałam się tego, jak będzie, gdy wszystkie domowe obowiązki spadną znów na moją głowę i nie będę miała okazji, żeby wyręczyć się Babcią, czy Dziadkiem. Obawiałam zupełnie niepotrzebnie, bo już teraz wiem, że ciąża, czy nie ciąża, zmęczenie większe, czy mniejsze - nie mogę nic nie robić. Fakt, że przez dwa tygodnie byłam poza przestrzenią gotowania, prasowania, sprzątania sprawiło, że czułam się jeszcze bardziej zmęczona, przytłoczona i za bardzo skupiałam na dolegliwościach pierwszego trymestru. W domu jest zupełnie inaczej. Tuż po szóstej, po półgodzinnym, wspólnym wylegiwaniu się w łóżku wstępuje we mnie energia, nowe pokłady sił, które opuszczają mnie dopiero popołudniu, a zmęczenie daje o sobie znać wtedy, gdy na dworze zapada jesienny zmrok. Lubię tę domową krzątaninę, nie potrafię bezczynnie leżeć, męczy mnie to i zdecydowanie źle wpływa na samopoczucie zarówno fizyczne, jak i psychiczne. I choć doceniam miejsce, dom, w którym mogę płakać ze zmęczenia, własnej bezsilności, odpocząć bez wyrzutów sumienia, przeczytać w ciszy książkę to cieszę się, że jesteśmy już u siebie. 


Córo Moja,

kończysz 15 miesięcy, a my jesteśmy na etapie podziwu Twojego artykułowania własnych potrzeb, myśli i oczekiwań. Gestami, słowami, które są zarówno dla nas zrozumiałe, jak i tymi, których znaczenia musimy się domyślać. We wtorek, gdy godzinę przed drugim śniadaniem spędzałyśmy czas na wspólnym czytaniu książek, oglądaniu obrazków, nauce nowych pojęć, Ty w pewnym momencie odłożyłaś książkę, zeszłaś z łóżka, po czym zaczęłaś cmokać kierując się w stronę kuchennego blatu.
 - Masz już ochotę na drugie śniadanie? 
- Taaa! 
- Może być parówka?
- Taaa! (ogromny uśmiech na twarzy i pełne zniecierpliwienia oczekiwanie w krzesełku).

Rozmowa z kolejnego dnia: 
- Mama tylko pójdzie i umyje głowę.
- Doba!
- A póżniej chcesz iść na spacer?
- Taaa! (i kierujesz swoje kroku ku drzwiom wyjściowym)

Gdy masz ochotę na jakiś owoc, sama sięgasz do miski, która stoi na parapecie. Podaję Ci banana, ale widząc Twoją niezadowoloną minę próbuję z jabłkiem, które jak się okazuje jest strzałem w dziesiątkę. Jesz, dopóki masz na nie apetyt, po czym - na prośbę Taty - odkładasz na blat swojego krzesełka. Zupę potrafisz zjeść w tempie ekspresowym, po początkowym marudzeniu - zobaczyłaś na szafce pomarańcze - powiedziałam, że deser dostaniesz po zjedzonych przynajmniej kilku łyżkach ciepłej ogórkowej. Zrozumiałaś, posłuchałaś i ręką zaczęłaś wyjmować z zupy ziemniaki, marchew, mięso i wpychać je do ust, aż do odruchu wymiotnego...Obiecane pomarańcze dostałaś, potem jeszcze garść winogron, a Twój bebolek rośnie wraz z moim. 
Pędzisz do łazienki po ręcznik (a wydawało się, że jesteś zajęta zupełnie czym innym i nie słuchasz tego, co mówimy), gdy Tata wspomniał, że woda rozlała się na parapecie i trzeba ją wytrzeć. 
Dmuchasz w stronę żarówki/grzejnika/zamkniętego piekarnika, gdy mówię, że jest gorący i musisz uważać. Słowo gorący kojarzy Ci się z kubkiem mojej kawy, wyjętą z wody parówką, zupą, którą trzeba poprzez dmuchanie wystudzić.

Rozumujesz, dobrze kojarzysz fakty, potrafisz łączyć znaczenia, sytuacje. Analizujesz i wnioskujesz. Zadziwiasz swoją znajomością świata, którego kolejne elementy odkrywasz wraz z nami. Nieświadomie, poprzez wspólne bytowanie, zabawę i życie. Cieszę się, że mogę tłumaczyć Ci codzienność, być przewodnikiem, wyznacznikiem tego, co właściwe. Cieszę się, że ode mnie uczysz się tego, co jest dobre, a co złe, co wolno, a czego nie powinnaś robić. Wierzę, że wpojone wartości zostaną, fundamenty, na których budujesz siebie. 

Z przyjemnością obserwuję Twoje interakcje z rówieśnikami. I chociaż nie dzielisz się jeszcze zabawkami z uśmiechem na twarzy, to też nie reagujesz histerycznym płaczem, nie lecisz z potokiem łez do Mamy, gdy dzieci zabierają Ci rzeczy, będące Twoją własnością. Samodzielnie próbujesz odzyskać to, co należy do Ciebie - mimo mojego tłumaczenia, że zabawkami należy się dzielić z innymi i przecież nikt bez pozwolenia nie weźmie sobie do domu Twojej zabawki - bez złości i buntu, gdy przeciwnik okazuje się być silniejszy.

Wczoraj po raz kolejny z Tatą stwierdziliśmy, że jesteś mądrzejsza i rozumiesz więcej, niż przypuszczamy. Wieczorem, tuż po Twojej kąpieli towarzyszyliśmy Ci oboje w pokoju,  w ciszy między sobą, odzywając się tylko do Ciebie, a Ty jak gdybyś wyczuła nasze nastroje, najpierw dałaś buziaka mi, potem Tacie, a później od tyłu zaczęłaś popychać Tatę w moją stronę, dając nam tym samym do zrozumienia, że i my mamy się pocałować. Rozczuliłaś nas tym gestem do łez, po raz pierwszy w tak prosty, a zarazem najwspanialszy sposób godząc pokłóconych rodziców. Jesteś mądra, cudna, wspaniała Córeczko!

Po powrocie od Dziadków stałaś się jeszcze bardziej Mamina. Świadome, głośne nie Ma-ma, lecz Ma-mo słyszę, gdy budzisz się w nocy, gdy wstajesz już na dobre, gdy zamykam się na kilka chwil w łazience, a Ty lamentujesz tuż pod drzwiami, gdy Tata zmienia Ci pieluchę albo zmywa kurz i pot z Twego ciałka po całodniowej zabawie. Wiem też, że największe poczucie szczęścia i bezpieczeństwa odczuwasz wtedy, gdy oboje jesteśmy w domu, najlepiej wszyscy razem w jednym pokoju. Nie musisz wtedy nasłuchiwać dźwięków dobiegających z klatki i patrząc w kierunku drzwi wołać Ta-Ta, ani z nadzieją podchodzić pod dzwoniący domofon, zwiastujący kolejne sklepowe ulotki, a nie ukochanego Tatę.

I od kilku dni jesteś na etapie biegania - nie chodzenia - po domu, a chcąc nas rozśmieszyć specjalnie poruszasz się mikroskopijnymi krokami, biegnąc niczym gejsza i śmiejąc się przy tym w głos. Płaczemy ze śmiechu, a Twój Brat lub Siostra podskakuje w moim brzuchu, bo codziennie funduję Mu/Jej radosne masowanie kilkucentymetrowego ciała.

Nowości:
auo - auto, papci - kapcie, Ma-MO, doby - dobry, to to? - co to?/kto to?, totia - ciocia.
Gładzisz ręką po twarzy, gdy poprosimy zrób moja/mój. Pierwsze zajęcia musical babies i zabawa w siedlisku zarazków, wirusów, i wszelkich bakterii, czyli w piłkowym basenie. Nie tylko Twój pierwszy raz.

Istotko wielkości dorodnej moreli,

jesteśmy dwa tygodnie do przodu. Ja Twoje istnienie liczę od dnia faktycznego Twojego zadomowienia się pod moim sercem, nasza pani doktor, jak wszyscy lekarze - od ostatniej miesiączki. I jakże wielkie było moje zdziwienie, i zarazem radość, że to już, gdy na ostatniej (środowej) wizycie kazała mi na następny tydzień umówić badanie USG. Już będzie dwunasty tydzień? Według moich obliczeń miał być dopiero dziesiąty. Przełomowy dwunasty stanowiący granicę bezpieczeństwa, dający poczucie większej pewności, choć tą mam od samego początku. Jesteś zdrowa! Nie ma potrzeby, żebyś przychodziła co cztery tygodnie. Wyniki badań wzorcowe. I choć odczuwam zwiększony ból brzucha przy nadmiernym wysiłku, niepokojące ciągnięcie, gdy noszę Twoją Siostrę, to staram się więcej odpoczywać, chwilę poleżeć i tak, tego się trzymam - jestem zdrowa!

Dajesz znać o sobie popołudniami, gdy chęci do życia i domowe obowiązki schodzą na dalszy plan, a ja marzę tylko o odpoczynku i możliwości nie robienia niczego. W nocy i rano dokuczają mi mdłości, nadal denerwująca i dające poczucie dyskomfortu kwasota w ustach. Ani częste mycie zębów, ani Tik-Taki nie pomagają.

Ale jest dobrze. Czuję, że pierwszy trymestr powoli dobiega końca. Dodatkowe 2 kilogramy i lekko zaokrąglony brzuch, choć nie wiem, czy to z powodu ciąży, czy ilości pochłanianego jedzenia, na które mam wciąż ochotę. Nawet wybierając się na wizytę do naszej pani ginekolog, zabieram ze sobą przygotowane wcześniej kanapki...Dobrze, że jest Twoja Siostra - mam mobilizację do codziennych długich spacerów i mnóstwo powodów do radości, głośnego śmiechu, który przecież wpływa na Twój rozwój.

W głowie powoli snuję plany zmian w Waszym pokoju. Kto, gdzie będzie spał, jak ustawić meble, by każde z Was miało swoją przestrzeń. Jeśli okażesz się chłopcem to chyba powinnam zaznaczyć obecność chłopięcego świata na Waszych wspólnych metrach kwadratowych. A może przeprowadzka gdzieś niżej lub tam, gdzie będzie dostęp do windy? Nie wiem, nie wiem, nie wiem...Niech syndrom wicia gniazda jeszcze nie daje znać o sobie, jeszcze mamy czas. Zdąrzymy. Póki co, cieszę się wolnym, dłuższym weekendem, obecnością Taty w domu i czasem, który daje pewność, że jestem na swoim miejscu.




Brak komentarzy: