2013-08-10

Moja mała Blondyneczko,
 
od tygodnia jesteśmy u Dziadków. Dla Ciebie - raj na ziemi. Prywatna huśtawka, z której przez otwarte okno dobiega do mnie Twój śmiech tuż po siódmej rano, gdy ja jeszcze półprzytomna, odsypiająca Twoje nocne pobudki, a Ty razem z babcią i zapasem sił. Prywatna piaskownica, w której wspólnie robimy babki z kolorowych kubeczków, ja - lepię, Ty - rozwalasz. I prywatny dmuchany basen, gdzie z ogromną przyjemnością bawię się wraz z Tobą gumowymi zwierzakami, chowam pod wodą kaczkę, ganiam na czworaka i podrzucam do góry. (lub leżąc w basenie sama - opalam się i obserwuję śpiącą na kocu pod gruszą Ciebie). Raj, bo na zewnątrz spędzasz całe dnie - wąchasz kwiaty, chodzisz z małą konewką i udajesz, że je podlewasz, jeździsz rowerem, ganiasz za zwierzakami - na bosaka, bez przeszkadzającego w takie upały pampersa, a w samych majteczkach i koszulce.
 
Zadziwiasz mnie każdego dnia. Sobą. Swoim rozwojem fizycznym, ruchowym i miłością do zwierząt.
 
Gdy wyjeżdżaliśmy z Lublina podziwialiśmy, biliśmy brawo, gdy udało Ci się przejść samodzielnie bez lądowania na pupie pół salonu. Teraz rzadko można zobaczyć Cię raczkującą. Oczywiście zdarzają Ci się upadki - prosto na pupę lub na wyciągnięte do przodu dłonie. Padasz szczególnie wtedy, gdy chcesz wszystko zrobić zbyt szybko - biegnąc - dogonić psa, kota, który ucieka przed Tobą i chowa się pod samochodem. Ale jesteś ostrożna - pamiętasz, gdzie są progi i albo pokonujesz je przytrzymując się framugi, albo przechodzisz na kolanach. Wchodzisz na wszystkie schody, fotele, które stoją na werandzie (weszłaś w kilka sekund za sąsiadką Patrycją) i łóżko w pokoju Twego wujka Bartka.
Bez proszenia przytulasz się do małej Basi i zwierzaków. Saperowi oddajesz swoje pluszowe zabawki, wyciągasz z buzi i częstujesz ostatnim kęsem kurczaka. Poza tym, że nie potrafię nauczyć Cię głasku głasku, pomimo codziennego tłumaczenia, że psa/kota też boli, gdy ciągniesz za łapkę/ogon, wyrywasz sierść to cieszy mnie przeogromnie Twój stosunek do zwierząt i, że masz je w pobliżu, i chociaż w pewnym stopniu wychowujesz wraz z nimi. To Twoje prawdziwe motywatory do chodzenia, nauka miłości do wszystkiego, co żyje.
Potrafisz też artykułować swoje niektóre potrzeby/zachcianki. Poza cmokaniem i pokazywaniem na kubek z wodą, gdy chcesz się napić, podchodzisz do huśtawki lub rowerku, wyciągasz palec dając mi tym samym znak, że czas na przynajmniej kilkunastominutowe huśtanie, połączone z łapaniem za różne części ciała, rzucaniem piłką, czy zatrzymywaniem i puszczaniem pomarańczowego siedziska, czy wożenie Cię Twoim kosmicznym pojazdem po całym podwórku, a zwłaszcza tam, gdzie aktualnie odpoczywają umęczone słońcem koty. Z apetytem zajadasz amerykańskie borówki, a gdy odstawiam na blat miskę i wychodzę z Tobą na korytarz, Ty wracasz do kuchni, pokazujesz palcem na owoce, pokrzykujesz i domagasz się ich jeszcze.
 
Zaciskasz pięści i krzyczysz, denerwujesz się niesamowicie, gdy Ci coś zabieram z ręki, na coś nie pozwalam. Krzycz sobie, krzycz, pokrzycz trochę i mniej lub bardziej cierpliwie czekam, aż przejdzie Ci Twoja złość, zajmiesz się, czymś innym. Podobnie reagujesz, gdy ktoś poza mną, Tatą i Babcią bierze Cię na ręce. Nie potrafisz przekonać się do przebywania tylko z Dziadkiem bez mojego bycia obok. Do Dziadka z którym ze wspólnej chochli zjadacie zupę i który, gdy padał dziś deszcz wsadził Cię do huśtawki, złapał za sznurki i w korytarzu ćwiczył z Tobą mięśnie.
 
I pomimo tego, że nie chciałam byś tak została wychowana - na razie jesteś córeczką mamusi. Nie potrafię inaczej, gdy to właśnie ja jestem tą osobą, z która spędzasz najwięcej czasu. I wczoraj, gdy spędzałam przemiły wieczór w towarzystwie cioci Emilki, a babcia miała Cię wykąpać i uspać, to tak jak w kąpieli byłaś spokojna, tak później Twoja świadomość tego, że jestem w pokoju na dole wywołała salwy płaczu i konieczność schowania się w matczynych ramionach bezpieczeństwa i spokojnego w nich zaśnięcia.
 
Jesteś mistrzynią minek, uśmiechów, których rodzajów masz tysiące. Najbardziej uroczy jest ten  podczas jedzenia i robienia jak mawia prababcia Zosia huśdadana. Rozbrajający, łobuzerski i tak bardzo słodki!

Brak komentarzy: