Dzieciaczki,
po całym dniu, dziwnie umęczona siadam do pisania. Bo przecież obiad z dwóch dań miałam od Babci (wczoraj wróciliśmy z Podlasia), krótki spacer w słońcu z Marcelką, która to zażyczyła sobie zabrania z domu lalki i jechania w wózku, później samotne zakupy w Lidlu (tak, czasem wyprawa do sklepu bez towarzystwa innych osób jest formą wypoczynku, krótkiego relaksu), zabawy, czytanie książek, pieczenie chleba i bycie na każde Mamo, Mamo. Codzienność, która trochę inaczej wyglądała przez ostatnie kilka dni. Odpoczęłam od domowych obowiązków. Jeden wieczór spędzony na snuciu remontowych planów zakończony w towarzystwie cioci Emilki. (Tak, polecam białostocką Savonę, ale tylko tą na przeciw Siennego Ryneczku, bo serwują tam przepyszne Sałatki Paryskie. I nie, nie jest to post sponsorowany, nie dostałam nic w zamian za reklamę lokalu, choć cioci Emilce by się należała przynajmniej darmowa jedna pompka soku do piwa :]). A w piątek wyjechaliśmy z Tatą sami, tylko we dwoje do Białowieży. Silny wiatr, temperatura poniżej -10 stopni zniechęciła nas do planowanych długich, zimowych spacerów, a odprężaliśmy się w hotelowym SPA, w basenie, gdzie woda mogłaby być kilka stopni cieplejsza, (bo uwielbiam kąpiele w gorącej wodzie, co odziedziczyłam chyba po Babci), Tata w saunach, a ja na podgrzewanych leżakach z książką w ręku. I mieliśmy czas na spokojną kolację, szarlotkę w restauracji tuż przed pójściem spać, rozmowy, bliskość, miłość, na siebie. Czyli na wszystko to, co między nami jest, a w codziennym zabieganiu, zmęczeniu zwyczajnie brakuje chęci i sił. Nasze małe wakacje. Dziękujemy Dziadkowie! Urlop, który będziemy wspominać i, za którym zatęsknimy pewnie jeszcze w lipcu tuląc do snu już wtedy dwoje dzieci.
Marszczynosku,
w Twoim słowniku wyrazów każdego dnia pojawiają się nowe. Ja. Ty. Dziadzio, Sapiś - Saper, bat - brat, mima - mandarynka, je - jest, da - daj, Papi - Patrycja (sąsiadka w Bielsku).
Ja: Co byś chciała zjeść?
Ty: Kaka.
Dziadek: Jadę do miasta, co Ci kupić?
Ty: Kaka
Konsekwentnie. Zawsze czekoladka. W domu jej ilości dużo bardziej ograniczamy, a dawkę słodyczy odpowiednio wydzielamy, wyłamując się trochę z naszego schematu, gdy jesteśmy u Dziadków, jednych, czy drugich. Na szczęście w domu szybko zapominasz, że jeszcze chwilę temu miałaś ochotę na słodkości, a w zamian podjadasz rodzynki, które garściami wkładasz do buzi, łuskany słonecznik i pestki dyni.
Uwielbiam sposób komunikacji z Tobą. To, że tak na prawdę potrafimy się już dogadać. Umiem Cię zrozumieć, wiesz w jaki sposób pokazać mi, na co masz ochotę, w co się uderzyłaś i która część ciała Cię boli. Pokazujesz, że masz ochotę na moją herbatę, czy kawę (a zawsze masz), ale mam Cię nią napoić łyżeczką! (Leniwiec!) Książkę będziemy czytać tu i prowadzisz mnie w miejsce, które właśnie upatrzyłaś sobie na lekturę (nadal królują MamOko). Rozwieszając pranie podajesz mi poszczególne części garderoby mówiąc, która należy do kogo. Oczywiście najwięcej jest tych Niuni.W Bielsku, gdy nadchodziła Twoja pora drzemki, sama wskazywałaś na schody i mówiąc aaaa sygnalizowałaś zmęczenie i chęć odpoczynku. Tłumaczyłaś Saperowi poprzez głośne NIE, NIE, NIE i odganianie ręką, że nie może zabierać Twoich zabawek, ani zjadać mandarynki z talerza. Na dobranoc całujesz wszystkich domowników, a gdy masz gotowe swoje mleko, robisz papa i zmierzasz w stronę swojego pokoju. Czasem chcesz, bym to ja tuliła Cię do snu, czasem wołasz Tatę, a mi machasz dłonią na pożegnanie, cmokasz w powietrzu i zupełnie nie przejmujesz się, że opuszczam pokój. A niekiedy pokazujesz na łóżeczko mówiąc tu i chcesz zasypiać bezpośrednio w nim. Takich przykładów naszej komunikacji, Twojej właściwej interpretacji świata, codziennych sytuacji mogłabym opisywać i opisywać. Rozumiesz wiele, bardzo wiele.
I robisz się coraz bardziej...łobuzerska, chochlikowata. Co z jednej strony bardzo nam z Tatą pasuje. Z drugiej zaś wiemy, że nie możemy pozwalać na wszystkie Twoje pomysły. Twój uśmiech, spojrzenie i już wiemy, że coś będziesz kombinować, że jakaś myśl zaświtała w tej blond głowie, a z naszych twarzy starasz się wyczytać, czy masz pozwolenie na jej realizację. Dziś zezwoliliśmy. Podczas, gdy my z Tatą zagadaliśmy się w kuchni, Ty cicho - zbyt cicho bawiłaś się w pokoju. Czym? Zdjęłaś z deski do prasowania moje dwa lakiery do paznokci, a my zamiast Ci je zabrać - obserwowaliśmy ile frajdy sprawia Ci zabawa nimi. A ileż frajdy później miałam starając się zmyć z kremowego dywanu czerwony lakier do paznokci. W domu unosi się zapach/smród zmywacza zmieszanego z Vanishem. Efekty będę oceniać jutro.
Z Twoich ważnych życiowych wydarzeń:
- pełna doba bez Mamy. Babcia twierdzi, że mocno tęskniłaś. Dziadek miał łzy w oczach, gdy znalazłaś mój sweter i mówiąc Mama, Mama zaczęłaś tulić się do niego. Każdy dźwięk domofonu dawał Ci nadzieję, a później rozczarowanie, że to jeszcze nie Mama. A po naszym powrocie chyba odreagowałaś te godziny beze mnie, bo nie mogłam spokojnie się ruszyć, zrobić ciasta, ani pójść do toalety bez Twojej asysty.
- pierwszy pączek. Z czekoladą ze słoika. Babciny wyrób. Przepyszny.
- pierwszy świadomie wykonany malunek farbami. Dobrze, że ściany są łatwo zmywalne i ktoś wynalazł pralkę.
- pierwsze podcięcie grzywki, bo zbyt długie kosmyki wpadały Ci już w oczy. Wprawdzie to tylko centymetr, ale odnotować trzeba.
I wiesz, uwielbiam Cię. To jaka jesteś. Taka...moja. Radosna. Rozumna. Mądra. Nie płacząca z byle powodu. Konsekwentna i zdecydowana. Szczęście Świata. Cud. Uśmiech w oczach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz