Karolku,
masz skończone 2 lata i 4 miesiące, choć jeszcze w sierpniu pytany o wiek, odpowiadałeś za siostrą, że cztely. Mówisz. Ciągle. Wszystko. I pełnymi zdaniami. Swój dzień rozpoczynasz od Wstawaj Mama, nie śpij Mama, choć obić śniadanko. Mama chcę siku. Wstawaj Mama! I rozpoczynamy nasz wspólny dzień od porannej toalety i szykowania posiłku. Pchasz pod blat swoje zielone krzesło albo jedno z czterech od dużego stołu, robiąc przy tym niesamowity hałas i wszystko musisz widzieć, dotknąć, spróbować. Najczęściej chcesz palówkę albo płatki - sam wsypie, Mama sam wsypie, sam wsypie!!! I gdy po skończonym śniadaniu, które w Twoim przypadku nie należy do tych obficie zjadanych posiłków (bo nocne mleko), ogarniemy wszystkie wizyty w łazience i toalecie - tu jest taleta, tam łazienka (rozróżniasz), ubieramy się, żeby odprowadzić Marcelkę do przedszkola. I tu bywa różnie, raz chcesz iść i ubierasz się bez problemu. Innym razem ubieramy się właściwie przed samym wyjściem, kiedy Twoja siostra zakłada już buty, Ty spodnie, skarpety i bluzkę. Nie śpieszysz się do nauki samodzielnego ubierania. Majtki zakładasz tak, że obie nogi wkładasz do jednej dziurki i podciągasz gatki do samego pasa i zupełnie Ci nie przeszkadza fakt, że Cię cisną, a raczej masz rozbawioną minę z tego powodu. Spodni i skarpet nawet nie próbujesz ubierać, przecież możesz biegać w samych majtkach, ze wszystkim na wierzchu, więc ubieram Cię ja. Mama pomóż, cięśko ubrać kultkę/buty. I wyszykowani do wyjścia - ruszamy. Ale zanim postawisz na schodach chociaż z jeden krok, słyszę słynne Mama, na lęce. I wiem, źle robię, bo zbyt często noszę, znoszę i wnoszę, a Ty szantażujesz mnie płaczem na całą klatkę schodową, wiem, że wymuszasz, Ty wiesz, że ja ulegnę. Taki nasz cichy układ. Spółka synowsko-matczyna. Po pożegnaniu Marcelki - czasem się czule przytulasz, czasem nawet nie chcesz dać buziaka, spacerujemy (przy ładnej pogodzie) albo wracamy do domu. Jeśli spacer to plac zabaw - nie jestem w stanie zapisać, jak Ty to wymawiasz, bo czynisz to tak, że Cię rozumiem, ale powtórzyć nie potrafię albo biedonka - skep. (W Twoim rozumowaniu nie istnieje takie pojęcie jak biedronka, bo nawet gdy w książce widzisz czerwonego owada w czarne kropki to mówisz - Ooo, biedonka skep).
Na placu bawisz się w strażaka. Zjeżdżasz od tegorocznych wakacji na rurce sam (ku zdumieniu Mam innych trzy i czterolatków przytrzymywanych przy tej czynności) i krzyczysz przy tym stażak Sam, stażak Sam! Uwielbiam Twoje głośne i pełne radości czeeeeść, gdy wyglądasz do mnie z drewnianego domku. Lubisz huśtawki, zabawy w piaskownicy, ale najbardziej wspinanie się na płot i samodzielne otwieranie i zamykanie bramki na zasuwkę. W sklepie pomagasz mi w zakupach, chodzisz/biegasz między alejkami z koszykiem, wybierasz owoce i wkładasz do reklamówki, powtarzasz moje to mamy, to mamy, to mamy, wśistko mamy i wykładasz zakupy na taśmę, podajesz kartę, zabierasz paragony i czarujesz sklepowych pracowników płci pięknej. Po powrocie do domu - do tej pory najczęściej na ukochanym motorze (sibko jadę Mama, zobać, nie tśimam - wśród pozytywnych komentarzy przechodniów), na moich rękach, bądź własnych nogach, wracamy do domu, żeby się pobawić, zjeść zupę i podrzemać. Ulubione zabawy - czytanie książek - zagadki jak w przypadku Marcelki, gra w piłkę - kopanie, rzucanie, łapanie, turlanie. Najlepiej, gdy masz publiczność, trawę i bramkę do strzelania - jak u Dziadków na Podlasiu- wtedy zaczynasz swoje popisy ze strzelaniem, pięknym prowadzeniem piłki (zachwyty Dziadka - piłkarza), zwieńczonym sukcesem w bramce i brawami oglądających. I wszystkie zabawy związane z samochodami, w których możesz wydawać dźwięk bluuum, bluuummmm.... Kosz z samochodami kilka razy dziennie jest ściągany z parapetu, załadowujesz przyczepę zwierzętami, robisz wyścigi resorakami. Poza tym "kosisz trawę" - wielką łopatą z piaskownicy, prowadzisz rozmowy przez telefon (od niedawna), chodzisz ze swoim pękiem kluczy i zamykasz/otwierasz drzwi. Uwielbiasz skakać z łóżka w salonie/zielonego krzesła. Nauczyłeś się skakać na dwie nogi i wybijać do góry, z czego sam jesteś z siebie dumny, bo często krzyczysz: umiem, skakać Mama! Typowo męskie zabawy, różne od tych, które zajmowały w Twoim wieku Marcelkę. Nie przepadasz za pracami plastycznymi, ani ćwiczeniami z naklejkami, których tysiące robiłam ponad dwa lata temu. Ciebie raczej rozbawia fakt, że krzywo przyklejasz naklejkę albo specjalnie robisz to nie tak jak trzeba. Tak samo szybko wpadasz w zachwyt nad plasteliną, czy farbami, żeby po chwili równie szybko ten entuzjazm stracić. Uwielbiasz za to specjalnie przeszkadzać, psuć, czy wyrywać to, co zrobią inni. Nie chcesz po sobie sprzątać. Zapytany, a kto to posprząta, odpowiadasz: Melcia. A, że dobrą masz siostrę, to odwala za Ciebie całą robotę.
W okolicy południa zasypiasz na drzemkę. Najczęściej, gdy przychodzi pora jedzenia zupy słyszę: Nie chcę zupy, chcę spać. Idziemy spać Mama? I kładziemy się na sypialni, przykrywamy dużym kocem, nasze nosy praktycznie się ze sobą stykają, wsłuchujesz się we wszystkie odgłosy dobiegające z klatki i podwórka pytając przy każdym stuknięciu, warknięciu - co to było Mama? I bez marudzenia, przytulony do swojej podusi po kilkunastu minutach - śpisz. Jeśli budzisz się po 2-3 godzinach jesteś wypoczęty, uśmiechnięty i w dobrym humorze. Jeśli śpisz 1,5 - 2 godziny budzisz się wściekły, a jedyne co do mnie mówisz to rozkazującym tonem idź mama!! Popołudniu, gdy razem z Marcelką wracamy z przedszkola, w zależności od pogody i ilości posiadanego czasu, spacerujemy. Zbieramy kasztany - ostatnio całe Twoje kieszenie i plecak Melki. Zachodzimy na Wasz ulubiony trzepak - bo mały, mój nie - bo na betonie, gdzie nauczyłeś się robić, biorąc przykład z siostry i jej koleżanek - "parówkę" i swoją ostatnio ulubioną figurę - zwaną przeze mnie "żabką". Oczywiście wszystko sam, nie mogę Cię trzymać, ani stać za blisko.
Po powrocie do domu, zjedzonym obiedzie (Ty mięsko - lubię mięsko, Melka ziemniaki), pięćdziesiątym chcę wody niegazołanej/gazołanej, lubię gazołaną, chcę komkotu, nie chcę komkotu, chcę wody, chcę pupu, daj pup (ketchup) i setnej kłótni o to, gdzie ten ketchup ma stać, idziemy albo na tańce Marcelki, albo na spacer, albo wracamy do jesienno-zimowych zabaw na dywanie. Tak jak w zeszłym roku na zajęciach Marcelki grzecznie siedziałeś, przyglądałeś się tańczącym dzieciom, tak w tym, oswojony z miejscem, salą i nauczycielką - biegasz między dziećmi, próbujesz naśladować ich ruchy, wbiegasz pod nogi, robisz obroty, przysiady i gdyby nie fakt, że po 15 minutach Ci się nudzi i dopytujesz, kiedy idziemy, zapisałabym Cię do tej grupy mimo braku odpowiedniego jeszcze wieku.
Między 18, a 19 jemy kolację i bierzemy szybki prysznic/bądź długą kąpiel. Lubisz wodne zabawy, częstowanie mnie kawą (którą sam, realnie wraz z płynem nie raz wypijasz), puszczanie wody, mimo moich uwag, chowanie Legowych zwierzaków pod pianą, przelewanie, rozlewanie i chlapanie. A jak jeszcze uda Ci się wrzucić jakieś ubranie do wody, to w ogóle jest niezła frajda. Z myciem włosów - loteria. Raz pięknie odchylasz głowę i czekasz, aż (w niezłym tempie) wykonam wszystkie niezbędne czynności, innym razem, na same wspomnienie, kończysz kąpiel i wychodzisz z wanny.
Zasypiasz z podusią i mlekiem. Takie dwa atrybuty, które przypominają mi, że jesteś jeszcze wciąż taki mały. Twoja podusia to jak członek rodziny. Je z nami posiłki. Albo w Twoim krzesełku albo z obawy przed pobrudzeniem odkładasz ją na inne krzesło. Chodzi z nami to toalety. Nie pobludzę Mama. Nie odkładaj podusi na półkę. Kilkanaście razy dziennie słyszę pytanie: gdzie moja podusia? Przed wyjściem do przedszkola/na tańce/spacer zostawiasz podusię pod lustrem tłumacząc sam sobie. Podusia na mnie poczeka. Nigdzie nie pójdzie. Albo przytulasz się do niej przed "rozstaniem". Kiedy jedziemy gdzieś samochodem już mamy nauczkę, że zawsze musimy ją zabrać ze sobą. Podczas nocnego przebudzenia pada słynne pytanie: gdzie jest moja podusia? I lamenty, i płacz, gdy chwilę dłużej nie możesz jej znaleźć (zaplącze się w kołdrę, spadnie za łóżko). Zasypiasz podczas czytania, po wypiciu mleka (które jak sam mówisz - cięśko pije - bo pogryzłeś smoczek tak, że mleko bardzo szybko Ci wylatuje i co chwilę musisz robić przerwę, ale dzięki temu wypijasz jego mniejsze ilości) i wyściskaniu swej Matki ze słowami: kokam, mocno kokam!
Przy całej swej urwisowatości, łobuzerstwie i upartości, które ostatnio - mam wrażenie - jeszcze bardziej przybierają na sile, nie znam dziecka bardziej radosnego i rozkosznego od Ciebie. No bo, jak tu się na Ciebie denerwować, gdy po przeskrobaniu i mojej - trochę udawanej - smutnej minie, podchodzisz, gładzisz mnie i mówisz: ładna Mama, ładne masz włoski... albo supel masz te paluszki... Albo po posiłku, podczas którego spadał Ci widelec, wybrudziłeś ubranie, kilka razy wstawałam, żeby coś Ci podać/nalać, rozlałeś wodę, a na końcu z uśmiechem na twarzy odstawiasz talerz na stół i mówisz tak słodko: pękuję (dziękuję) Mama!
Dzielisz się wszystkim ze wszystkimi. Gdy dostajesz czegoś podwójną ilość, jedną przynosisz mi, czy Tacie. Gdy daję coś Tobie, Ty dbasz też o siostrę. Daj Melci Mama. I mimo kłótni, sporów najczęściej o zabawki widzę taką zwyczajną Twoją dobroć i troskę w stosunku do starszej Siostry. Mama, pomóc Melci. Mama, Melcia chce huśtać. Mama Melcia chce wody...Melciu, płoszę. Masz Melciu. Wszystko jest MELCIU! Z Miłością.
Uczysz się żegnać. Klękasz i modlisz się z nami słowami: pękuję (dziękuję) Bozie, bo zawsze my dziękujemy za miniony dzień i dobre rzeczy, które nam się przytrafiły. A Kościół kojarzy Ci się też z moimi obcasami, bo gdy je zakładam, a robię to na prawdę rzadko pytasz mnie: idziesz kościółka?
Twierdzisz, że boisz się pana, co kosi trawę, a ja myślę, że to tylko dobry pretekst, żeby wskoczyć na matczyne ręce.
Robisz swój słynny dziubek i przez długi czas tylko ten Twój był ładny, a wszyscy wokół robili brzydki. Bzidki dziubek. Nie tak. Oooo TAK!!
W Twoim słowniku:
tilanko to kolanko
pipidelka to kamizelka
didodono to winogrono
dididiczki to rękawiczki
titaminka to witaminka
Kiedy się zdenerwujesz, czyli kilkanaście razy dziennie, słyszę: bzidka Mama. Tato ładny. Do Taty chcę. Mama idź na dwót (czyli na dwór). Ale bywa też, że to ja jestem ta ładna, a Tata brzydki albo Marcelka, czy Babcia. Chyba tylko Dziadkowi się jeszcze nie oberwało. Ale z Dziadkiem to inna sprawa. Dziadek to jest ten najukochańszy. Pierwszy raz dane mi jest obserwować taką więź między wnuczkiem, a Dziadkiem. Taką Miłość i chęć spędzania wspólnie czasu. Wyprawy na "męskie" zakupy po śrubki, czy baterie, przejażdżki Fordem u Dziadka na kolanach. I te łzy płynące nie tylko w Twoich oczach Synku, w momencie Twego rozstania z moim Tatą i krzyk - chcę jechać z Dziadziem, ja jadę z Dziadziem. Chcę do Dziadzia!
Czarujesz świat uśmiechem i spojrzeniem.
Jesteś moim chodzącym Cudem. Iskrą i radością.