Niedzielny wieczór według moich noworocznych postanowień miał być tym należącym do bloga. Chciałabym móc pisać przynajmniej raz w tygodniu, bo po dłuższym okresie milczenia nie mam pojęcia od czego zacząć, tyle jest chwil, sytuacji wartych zapamiętania, przekazania Wam na przyszłość. Pisać i mieć ku temu siły i chęci, ze świadomością, że głowa jeszcze pracuje, a zdania będą zrozumiałe dla innych. I tak przychodzi dzisiejszy wieczór. śpicie od 20stej, a ja jestem zbyt wyczerpana by składać jakiekolwiek mądre zdania. Ból brzucha i głowy, ogólne osłabienie i zmęczenie właśnie dziś postanowiły dać znać o sobie. Zmęczenie wynikające z tego, że chodzę spać koło północy, wstaję koło siódmej, a mój sen przerywany jest w przypadku dzisiejszej nocy - 5 razy. I to była noc należąca do tych dobrych, bo Karol miał maraton dwuipółgodzinnego snu bez żadnej przerwy. I gdy mam w planach wcześniejsze pójście spać, to najmłodszy członek rodziny postanawia wybudzać się, co godzinę i domaga albo dłuuugiego noszenia na rękach, albo karmienia.
Mój organizm potrzebuje krótkiego oddechu. Odpoczynku fizycznego. Jesteście całym moim Światem i dziękuję, że taki Świat mam, ale każdy traci czasem siły. Poza Wami praktycznie nie uczestniczę w innych aspektach życia. Wieczorami gotuję, staram się przeczytać dziennie choć kilka stron książki, wymalować paznokcie, odpocząć podczas kąpieli, porozmawiać na spokojnie z Tatą, zjeść kolację bez pośpiechu, wypić ciepłą (!) herbatę, wyciszyć się.
I czekam na wiosnę. Ciepłe, długie spacery, spotkania z innymi - nawet niech będą te w piaskownicy, czy na huśtawkach. Czekam na weekend w górach, spacerową wersję Karola i Marcelę na biegówce. Czekam na wiosenną parkę i cały dzień w trampkach. Na suszenie prania na balkonie i spacer tylko z Tatą.
To ostatnie być może niebawem się spełni. Mama <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz