Najdroższa,
wszyscy mówią, że jesteś duża. Babcia, która nie widziała Cię półtora miesiąca, wujek Bartek, nasza pani ginekolog i położna, która pomogła Ci przyjść na świat, a mi bez obaw myśleć o zbliżającym się kolejnym porodzie. Ty sama mówisz o sobie, że jesteś duda, a ja choć codziennie dziwię się, że mam już takie Dziecko, zauważam to szczególnie po garderobie, którą piorę, prasuję, pakuję w worki i przekazuję Basi.
Za nami niezidentyfikowana infekcja wirusowo-jelitowa, bo doszłaś do siebie bez wizyty w przychodni. A ja dzięki niej mam poprane pościele, narzuty, koce, wyczyszczony dywan z Twego pokoju i lekcję na przyszłość, by zawsze w takiej sytuacji chować, zwijać wszystko to, co się da, a w pobliżu trzymać plastikową miskę.
Ostatni weekend, dzięki zaproszeniu na ślub i przyjęcie weselne wujka Tadzia i cioci Zuzy spędzasz w towarzystwie mojego Brata - zwanego przez Ciebie owa (wujek) Babik (Bartek), cioci Kasi i małej Basi. Gdy Tata tłumaczy Ci, że to Twoja siostra cioteczna, Ty wskazujesz na brzuch, tym samym pokazując nam swój logiczny tok myślenia, że mniejsze dziecko, że brzuch mamy, że niunia-Brat, na którego czekamy. Mój brzuch głaszczesz z czułością, sama podnosisz bluzkę do góry, odsłaniasz goły pępek i przytulasz się do niego. Całujesz, zasłaniasz i kwitujesz dwoma wyrazami - nie ma!
W stosunku do Basi jesteś delikatna, opiekuńcza. Nie było sytuacji, w której próbowałabyś ciągnąć Ją za włosy, uderzyć, czy ugryźć, co zdarza Ci się w stosunku do nas. Sama lub na naszą prośbę przynosiłaś zabawki, oddawałaś tą, którą aktualnie się bawiłaś, a która spodobała się Twej Siostrze. Bez problemu, złości, krzyku. Gdy Basia zasypiała w Twoim łóżeczku, prosiliśmy Cię, byś zachowywała się cicho, a Ty przechadzałaś się po domu - nie krzycząc, nie hałasując, a przykładając palec do ust i robiąc ciiii...Cicho też weszłaś do pokoju, popatrzyłaś na śpiącą Basię, wzięłaś zabawkę i delikatnie zamykając drzwi wyszłaś ze swojego pokoju.
Z przyjemnością obserwuję Twoje interakcje z rówieśnikami podczas codziennych wizyt na placach zabaw. Choć to nie jest jeszcze etap wspólnej zabawy, cieszy mnie sytuacja, w której jako jedyna masz łopatkę i grabki do piasku i bez problemu pożyczasz je innym dzieciom, nie reagujesz, gdy biorą je bez pytania. Nie wyrywasz, nie płaczesz, nie biegniesz do mnie z wrzaskiem, nie histeryzujesz, co często obserwuję wśród innych. Nie wiem, czy po prostu nie zależy Ci na zabawie daną rzeczą, czy to taki przejściowy etap grzeczności i dobroci wobec innych dzieci, czy po prostu jesteś taka ułożona, wychowana...
Widzę, jak ogromne znaczenie ma tłumaczenie Ci wszystkiego. Począwszy od wizyt w sklepie i wyjaśniania dlaczego nie kupimy paczki wafli, mielonki tyrolskiej i wszystkiego, co bierzesz do ręki, a posłusznie odkładasz na miejsce. Dlaczego musimy już wracać ze spaceru do domu - bo Mamie bardzo chce się do toalety, musi skończyć robić obiad, a Marcelka powinna zjeść niebawem zupę i, że wyjdziemy jeszcze raz popołudniu - być może o tym już nie pamiętasz, ale ja dotrzymuję słowa. Dlaczego nie możesz nosić mojego zegarka i dlaczego musimy się ubierać przed wyjściem na spacer. I choć na wszystko początkowo reagujesz słowem NIE, spokojne wytłumaczenie, że zegarek może się zbić, a nie ubrana na dworze po prosu zmarzniesz sprawia, że zmieniasz swoje podejście. Szczególnie to ostatnie jest Ci ciężko zaakceptować. Trudno wytłumaczyć Ci, byś przez chwilę stała spokojnie, nie rozpinała guzików, które przed chwilą Ci pozapinałam, z trudem wywiązuję chustkę i na samym dole klatki chodowej zakładam kurtkę. Pokładasz się wtedy na podłodze, denerwujesz się i mnie jednocześnie i nie łatwo wtedy pamiętać, że tylko mój spokój, normalny ton głosu i konsekwencja mogą zdziałać cuda. Wiem, że krzykiem nie osiągnę nic, a Twoją złość jeszcze dodatkowo spotęguję.
Każdego dnia mówisz coraz więcej. Niektóre przedmioty nazywasz w ten sam sposób, bo buba to jednocześnie bułka i buzia, a mime to mleko, którego domagasz się przed snem i w nocy oraz mięso, które zajadasz z porcją zupy. Baban - to banan, czapa o czapka, a kuka to kurtka, Kok to krok, który stawiasz, gdy samodzielnie schodzisz i wchodzisz na czwarte piętro (Będziemy je jeszcze nie raz przeklinać). Je - oznacza, że chcesz jeść, dodom, że chcesz wracać już do domu, aaa - że jesteś zmęczona i chcesz iść spać, a mić, że czekasz już na kąpiel. Odróżniasz kółko, kwadrat, trójkąt i kolor czerwony. Gdy przechodzimy obok Kościoła/słyszysz dźwięk dzwonów/w książce widzisz zakonnice mówisz amin i składasz ręce, jak do modlitwy.
Jesteśmy na etapie nauki samodzielnego jedzenia. Rano nie przebieram Cię z piżamki, a codziennie wieczorem nakładam świeżą, bo każda po zjedzonym śniadaniu nadaje się do prania. Bez mojej pomocy zjadasz czekoladowe płatki na mleku i nie przejmuję się, że zabarwione mleko spływa Ci po spodniach, a kulki przyklejają się do pupy. Wiem, że inaczej nie nauczę, a chciałabym byś samodzielnie posługiwała się łyżką, zjadała posiłki z jednoczesnym najadaniem się nimi, póki Twój Brat przyjdzie na świat. Ze zjedzeniem dań obiadowych, parówek, kanapek nie ma problemu. Kroję na mniejsze kawałki i albo posługujesz się widelcem albo zjadasz rękoma.
Za przykładem Cioci Asi uczę Cię wierszyków. Powtarzam kilka razy, po czym mówię bez ostatniego słowa, które dopowiadasz. Ulubiony - Mamo, Mamo co ci dam. Bywa, że w ciągu dnia mówmy go kilkanaście razy, bo przybiegasz do mnie i sama zaczynasz mówić dwa pierwsze słowa.
W sobotę, w dniu ślubu wujka Tadzia - po raz pierwszy nie spałaś w ciągu dnia. Z emocji, wrażeń i motorowych odgłosów, które gdyby się nie pojawiły - zamieniłby Twój senny wzrok w przedobiednią, codzienną drzemkę. Prezentowałaś się lepiej niż Matka. Ubrana w białą, pikowaną tunikę, modnie dłuższą z tyłu ganiałaś się ze mną, uciekałaś krzycząc po swojemu trzy, cztery i czekając na mój okrzyk start. Podziwiałam Cię za siły i energię od pobudki o 6 rano, aż do 19.30, gdy bez kąpieli, za to ze łzami ze zmęczenia - zasnęłaś.
Codziennie się Tobie przyglądam, uwielbiam to robić i nie wiem, czy kiedykolwiek mi się to zajęcie znudzi. Uwielbiam Twoje wymowne, krótkie O, gdy coś na siebie sama nałożysz (najczęściej czapkę/szalik, okulary, moją koszulkę, moje majtki, które nakładasz sobie na głowę, kosmetyczkę, którą przekładasz przez ramię i paradujesz z nią jak z torbą) i przychodzisz do mnie, by się zaprezentować. Uwielbiam, gdy z uśmiechem patrzysz na siebie w lustrze, gdy wypinasz brzuch i pokazujesz, co masz na sobie. Uwielbiam Twoje Tato, które jest zupełnie różne od Mamo. Pełne czułości, miłości i takiego smutku, czy żalu, że Tata jeszcze nie przyszedł, a przecież Go wołasz. Uwielbiam poranki, nawet te o 6 rano. I choć chciałabym wtedy pospać dłużej, nie wstawać z łóżka, nie zmieniać Ci pieluchy, to Twoje przytulanie, całowanie dodaje sił i chęci do wszystkiego.
Uwielbiam całą Ciebie. Całą sobą!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz