2013-12-31

Po świątecznych dniach - odpoczywamy na Podlasiu. Piękne, słoneczne dni przypominają przygotowania do Wielkanocy, a nie Sylwestrowej nocy, którą od dawien dawna spędzę z rodzicami. W domu. Przy tortillowych przekąskach, sałatce gyros, szampanie Picollo, chrypiącym Mężu, śmiechu Marceli i kopniakach dobiegających z mojego wnętrza. Na nic innego nie mam ochoty. Żadne bale, przebierane domówki i knajpowe dyskoteki, bo tak jak jest, jest dobrze.
 
Zakatarzony znów Cudaku,
 
ostatnio rozdmuchane ideologie głoszą, że dziecko do drugiego roku życia nie ma poczucia swojej płciowości. Więc jak wytłumaczyć Twoją już widoczną kobiecą naturę, gdy w Wigilię ubrana w czerwoną princeskę wygładzałaś ją, robiłaś obroty i wszystkim pokazywałaś jak pięknie wyglądasz, a dumny uśmiech nie schodził Ci z twarzy, gdy otrzymywałaś pochwały od wszystkich najbliższych ze strony Taty. Lubisz być w centrum zainteresowania. Biegniesz prosto do lusterka, gdy na szyję zakładasz sobie korale Babci, bombki z kolczyków, czy nowe kapcie, których jedynie nazwa Marcelina zachęciła nas do kupna. Po schodach wchodzisz jak stara, noga za nogą, a nie krokiem dostawnym, jedną ręką trzymając się kogoś dorosłego. Chwilę zajmuje Ci wejście na kanapę, fotele i krzesła, a z nich prosto na stół (nie pozwalamy), by obserwować wylegujące się na parapecie sierściuchy. Najwięcej czułości okazujesz psu i kotom, które głaszczesz z czułością, przytulasz się, całujesz albo wystawiasz buzię do wylizania. Książeczkowe zwierzęta też otrzymują od Ciebie więcej całusów, niż my wszyscy razem wzięci.
 
Każdy swój poranek na Podlasiu rozpoczynasz od słów Babo, Babo, kierujesz się w stronę sypialni Dziadków, a potem masz mnóstwo rzeczy do zrobienia. Bo przecież poranna kawa - podpijasz ją Babci, karmienie kotów, włączenie choinki, która za każdym razem zachwyca Cię tak samo. ŁAŁ!! I żałuję, że nie widziałam wyrazu Twojej twarzy, gdy podczas spaceru z Babcią trafiłyście na moment, w którym zapaliły się wszystkie świecidełka pod bielskim ratuszem - a jest ich całe mnóstwo. Twoim ochom, achom i zachwytom podobno nie było końca.
 
I jesteś już taka duża, dorosła, z całym rzędem białych zębów (wychodzą kły) siedząca przy stole z kartką i długopisem w ręku albo samodzielnie pijąca z kubka, którego prawie cała zawartość trafia tam, gdzie powinna. Moja Dziewczynka! Ta z pięknymi oczami!
 
Mały Groszku, Pani Groszkowo,
 
za dwa tygodnie dowiemy się, kim jesteś. Prababcia Zosia, która zapomina, że Twoja płeć jest nam jeszcze nie znana, twierdzi, że jesteś chłopcem. A gdy Jej mówię, że tą tajemnicę poznany dopiero 13 stycznia podsumowuje: Jak się dowiecie, że dziewczynka - powiecie no trudno, a jak będzie chłopiec - powiecie dobrze, bardzo dobrze...:) Ja sama nie mam żadnych przeczuć. Nie wiem, o kim marzę. Z perspektywy naszej obecnej sytuacji - dziewczynki, którą mamy już w domu, myślę, że połączyłaby Was silna więź. Siostrzana. Najmocniejsza ze wszystkich. Tego bym Wam i sobie życzyła. Jeśli okażesz się Nim - bo przecież w moich dawnych wyobrażeniach zawsze był starszy syn i młodsza córka, dwie kobiety i dwóch mężczyzn w domu - będę musiała nauczyć się, jak wychować chłopaka. Mężczyznę dobrego i pewnego siebie, silnego, ale wrażliwego, z szacunkiem traktującego kobiety i odpowiedzialnego za rodzinę. I, czy rzeczywiście chłopaka jest wychować trudniej? Czy gorzej przechodzi wszelkie choroby, rozwija się powolniej? Czy to kwestia płci? Genów?
 
Kopiesz coraz mocniej, Twoje ruchy wyczuwalne są już nie tylko dla mnie. I zapomniałam już, jakie to przyjemne uczucie. Wzruszające i przypominające, że jest nas już czworo.
 
Tak, to był dobry, bardzo dobry rok. W ubiegłym mówiłam/pisałam to samo. Bo narodziny Marcelki, silna więź z Mężem, poczucie prawdziwego, naszego domu. Wtedy jeszcze nie planowaliśmy, nie myśleliśmy o drugim Dziecku, które sprawiło, że końcówka tego roku okazała się jeszcze piękniejsza i jest zapowiedzią na cudny, kolejny rok. I takiego właśnie Nowgo Roku życzę Wam wszystkim! Pełnego Cudów i Nadziei.
 
 

2013-12-23

Piszę w biegu. Pomiędzy pakowaniem rzeczy, czekaniem na wyjęcie chleba z piekarnika i snem Marcelki. Chciałabym mieć więcej minut, by poświęcić Wam tutaj tyle czasu ile potrzebuję, by opisać wszystko to, co chciałabym mieć w pamięci. W lodówce podlaska szuba i śledzie w sosie tatarskim, na balkonie sernik i udawany marcinek, w szafkach pochowane prezenty, pięknie popakowane przy dźwiękach świątecznych piosenek i ciepłej herbaty w porze nocnego snu Marceli i ciszy w domu. Przede mną pierwsza Wigilia, pierwsza od grudnia 1986 roku, którą spędzę z dala od rodzinnego domu, a w gronie najbliższych mojego Męża. Wyjeżdżamy popołudniu, a wrócimy może przed sylwestrem, może w okolicach Trzech Króli albo pomiędzy tymi dniami. Planu nie mamy, za to wielką, niebieską walizkę już prawie spakowaną.
 
Od już chyba dwóch tygodni ciemne poranki i zimowe popołudnia oświetlają nam światełka zawieszone w kuchni na karniszu i myślę, że dają więcej uroku i przytulności, niż nie jedna firana, zasłona, czy roleta. A od piątkowego popołudnia salon zdobi choinka w kolorach takich, jak lubię - bieli, srebrze i szarości. Sztuczna, bo prawdziwej nie miałby kto podlewać w czasie naszej nieobecności. Sztuczna, czyli dla mnie taka nie do końca choinka, bo kojarzy mi się głównie z galeriami handlowymi i wystawami sklepowymi, która choćby nie wiem, jak pięknie wystrojona zawsze pozostanie w tyle za tą zieloną, pachnącą, spod której trzeba odkurzać igły. I czekam na rok, w którym ubierzemy choinkę tylko w te ozdoby, które już od pierwszych dni grudnia będziemy wszyscy wspólnie wykonywać. Łańcuchy z bibuły i wycinanek, bombki z kartonu, nici i styropianu. Powiesimy na niej cukierki, pierniki i plastry cytryny, wszystkie kolory tęczy i to, co tylko nam przyjdzie do głów. Żadnej plastikowej bombki i koralikowego łańcucha!
 
Maleństwo pod sercem od 17 grudnia daje delikatnie znać o sobie. A ja jedynie wieczorem mam czas, by spokojnie przyłożyć rękę na brzuchu, pogłaskać i podziękować Niebu za to, że Jest! Marcelka w fazie NIE, denerwuje się brakiem naszej pełnej uwagi w ostatnich dniach, bo pochłonął nas wir świątecznych przygotować, porządków trochę dokładniejszych niż zwykle, prania i prasowania rzeczy do zabrania. Fascynuje Ją wchodzenie na krzesła, siedzenie na nich z kubkiem soku, czy książką w ręku. Wygląda wtedy tak dorośle, a jednocześnie przekomicznie patrząc na Jej wiek i poważną minę, jaką próbuje wtedy utrzymać na twarzy. Wszystko co pada, łącznie z Nią samą robi baaa, a swój zachwyt wyraża naśladując Nas okrzykiem aaaałłłł !!
 
I cieszy mnie nadchodzący świąteczny czas, spotkania z bliskimi i świadomość odpoczynku, dłuższego snu, dzięki Dziadkom. Cieszę się, że na zabawę z moją już tak samodzielną Córą będę mogła poświęcić więcej tego czasu, którego ostatnio wciąż brak. Spokojnie poczytamy książki, pogramy w piłkę, porysujemy bez ciągłego myślenia, że jeszcze tyle rzeczy do zrobienia i przygotowania. Będziemy leniuchować, spacerować i cieszyć się sobą.
 
Radości na ten zbliżający się czas, spokoju w sercu, więcej czasu dla siebie i poczucia szczęścia, bo przecież mamy je z kim dzielić !

2013-12-17

Groszku najmniejszy,

wczoraj rozpoczęliśmy kolejny tydzień. I wiem już, że każdą ciążę przeżywa się inaczej. Ja o swojej w ciągu dnia zupełnie zapominam. A to dzięki coraz lepszemu samopoczuciu, mdłościom, które powoli ustępują, kwasotą w ustach, która dokucza już tylko wieczorami, a zmęczenie zrobiło miejsce siłom i energii aż do momentu przykrycia się kołdrą. Wtedy to też mam czas, chwilę dla Ciebie. Głaszczę się po brzuchu i zastanawiam kim jesteś, jak będziesz wyglądać po urodzeniu, czy fikasz właśnie koziołki, a może odpoczywasz zupełnie jak ja. 

Jest inaczej. Całkiem inaczej. Nie mam czasu na rozczulanie się nad sobą. Nie odczuwam, że mój stan jest w jakimś stopniu odmienny. Nie mam potrzeby większego odpoczynku, odpuszczenia w codziennych obowiązkach. 
Z przyjemnością słucham słów lekarki podczas comiesięcznych wizyt, że wszystko wygląda, tak jak powinno, a dno mojej macicy jest piękne. Nie przeraża mnie (już) świadomość badania obciążenia glukozą, o którym naczytałam się tyle będąc w ciąży z Twoją siostrą. Nie straszny mi był do wypicia ten słodki napój, a perspektywa spędzenia kilku godzin w przychodni z książką w ręku cieszy. I z niecierpliwością czekam 20-21 tygodnia, kiedy to mam nadzieję nie odwrócisz się pupą w naszą stronę, a pokażesz, czy jesteś dziewczynką, czy chłopcem. Póki co Marcelka nazywa Cię Niunią (dziewczynka? - może coś podejrzewa, wyczuwa?), głaszcze po brzuchu, a przez pępek próbuje nakarmić Cię suszonymi owocami. 

Daj znać, że jesteś. Zamachnij się rękoma i nogami, i puknij Matkę z całej siły. Czekam. Czekam.


Cudaku z irokezem na czubku głowy i lokami z tyłu,

od tygodnia chorujesz. Zaczęło się od kataru, który strzelał z Twego nosa niczym z armaty, a gluty znajdowaliśmy dosłownie wszędzie - na Twoich spodniach i skarpetkach, na naszych ubraniach, na ziemi. W pewnym momencie miałam wrażenie, że wszystko jest mokre i nadaje się do prania. Podwyższony - nie wiele, ale ponad normę stan temperatury Twego ciała zmusił nas do odwiedzenia przychodni i usłyszenia, że masz brzydkie, czerwone, bakteryjne gardło. Wstrzymaliśmy się z antybiotykiem - oczywiście za pozwoleniem lekarza - do momentu, gdyby gorączka była większa niż 38 stopni. W pamięci ciągle mam Twoje biedne, całe w plamach ciało, które w ten sposób zareagowało na jedyny do tej pory podany Ci antybiotyk i w efekcie tydzień spędziliśmy w szpitalu. Antybiotyk już zawsze będzie dla mnie ostatecznością, złem koniecznym w sytuacji, gdy wszystkie inne leki zawiodą. Nie zimowy jeszcze krajobraz oglądamy z nosami w szybach i nieco mniej szkoda nam braku świeżego powietrza. Na atak zimy jesteś gotowa. Masz dobrą kurtkę, nieprzemakalne spodnie, śniegowce i tylko z zakupem sanek jeszcze się wstrzymujemy.

Póki co staram się, na prawdę się staram z uśmiechem, bez nerwów i z cierpliwością, która czasem mam wrażenie, że się skończyła spędzać w domu te Twoje chorobowe, cięższe dni. Pierwszą noc spałaś z nami, bo męczący katar nie pozwalał Ci swobodnie oddychać, budziłaś się co kilkanaście minut wzywając tę, która jest Ci najbliższa. Tata na jednej połowie łóżka, my na drugiej, z czego mój był jedynie skrawek łóżka. Częste kuksańce w twarz, włosy, które mi powyrywałaś szukając poczucia bliskości i bezpieczeństwa, nieustanne wiercenie, zmienianie pozycji, Twoje odkrywanie się, moje przykrywanie, czyli noc w pełni nieprzespana. Druga - lepsza, bo Tata został wyeksmitowany do salonu, a my łóżkiem podzieliłyśmy się na pół. Ale musiałam czuwać obok Ciebie, bo gdy tylko wychodziłam z pokoju, budziłaś się z krzykiem i płaczem. Z kolacją zjedzoną w półbiegu i niezmytym makijażem głaskałam Cię, póki obie nie zasnęłyśmy snem spokojniejszym, dłuższym. W ciągu dnia domagasz się mojej obecności przy Tobie. Złościsz się, gdy tylko siadam przy komputerze, chcąc mieć chwilę dla siebie, a Ciebie uczyć tym samym zabawy i kreatywności bez udziału innych osób. Nie potrafisz. Wspinasz mi się na kolana, zaczynasz płakać, próbujesz mnie gryźć. Nie, czy nie wolno działa na Ciebie jak płachta na byka. Czasem więc staram się udawać, że nie widzę, nie zwracać uwagi, bo wtedy sama szybko odpuszczasz.

Nadal jesteś Niunią. Ty sama, wszystkie dzieci i mój niepowiększający się od jakiegoś czasu brzuch, który całujesz z czułością, a przez pępek próbujesz swojej Siostrze/Bratu wpychać rodzynki, morele i inne suszone owoce, które, jak Tata uwielbiasz w przeciwieństwie do mnie. Rozczulasz mnie tym bardzo i wyzwalasz takie pokłady miłości, przy których moje codzienne nerwy i irytacja znikają w okamgnieniu. Wprawdzie na krótki czas, ale znikają...

Najukochańsze Dzieci,

muszę, muszę zapisać zdanie, które wczoraj usłyszałam podczas rekolekcji, żeby nie uciekło, nie umknęło. Najważniejsza jest nie miłość rodziców do dziecka, ale miłość rodziców do siebie nawzajem. I to jest właśnie ta najważniejsza wartość, którą rodzice mogą dać dziecku. Miłość do siebie. Bo przecież z niej pochodzą wszelkie inne dobra. Na niej opiera się cała istota i sens rodziny. Chyba za często o tym zapominam, za rzadko doceniam starania Taty, za dużo chcę i sama śpiewam sobie czego wciąż mi brak, przecież wszystko mam... I rzeczywiście tak jest, nie mam, na prawdę nie mam powodów do narzekania, bo przecież wszystko to, o czym marzę, czego pragnę jest na wyciągnięcie ręki. Szczęście jest tu, w domu, w nas samych i naszych najbliższych. Takie najprostsze prawdy, które czasem ciężko sobie uświadomić, przypomnieć, odgrzebać z zakamarków.

Dziecko uczy się z tego, co widzi.
Jeśli żyje w strachu, nauczy się bać.
Jeśli żyje w smutku, nauczy się nudzić.
Jeśli żyje w swobodzie, nauczy się bezwolności.
Jeśli żyje otoczone ironią, nauczy się nieśmiałości.
Jeśli żyje w krzyku, nauczy się atakować.
Jeśli żyje w spokoju. nauczy się wiary.
Jeśli żyje w lojalności, nauczy się bycia szczerym.
Jeśli żyje szacunkiem, nauczy się szacunku,
Jeśli żyje w radości, nauczy się bycia pogodnym.
Jeśli żyje w miłości, nauczy się odszukiwać miłość w świecie.

I życzę Wam właśnie wzrastania w rodzinie pełnej spokoju, lojalności, wzajemnego szacunku, codziennej pogody ducha i miłości.  

2013-12-07

Maleństwo, 

zwane Moma, Momą, Momem? Nie wiem, jak odmieniać to nietypowe imię nadane Ci przez Twoją Siostrę. Z zachwytem patrzę, gdy Marcelka za każdym razem przytula się i całuje mój odsłonięty brzuch. Robi to niezwykle delikatnie i czule z troską wypisaną na twarzy. Tak, z troską i miłością. Zadziwia, bo wiem, jak potrafi na odczepnego podejść do Taty, czy do mnie i machnąć raz, dwa ręką po naszym policzku, robiąc mooo, czyli moja, a jeśli ma już ciut przy długie paznokcie, to jeszcze potrafi zostawić czerwony ślad. W stosunku do mnie, a raczej do Ciebie jest inna, opiekuńcza i ciekawe, czy będzie taka sama, gdy pojawisz się na świecie? 

Zaczynamy drugi trymestr, od poniedziałku 16 tydzień, jeszcze miesiąc i będę mogła śmiało mówić, że połowa za nami. Ta gorsza, cięższa, a lepsza przed nami? Bo przecież przypadnie na okres wiosenny, będę mogła pochować dopiero co wyciągnięte z szafy grube szaliki i kurtki. I godzinami przemierzać alejki spacerowe Lublina bez obawy przed zmarznięciem - szczególnie tych malutkich paluchów Twej Siostry, która nie zawsze ma ochotę na noszenie rękawiczek. Wiosenny, długi wyczekiwany maj, a za chwilę już i Ty pojawisz się z nami. W naszym mieszkaniu, które dziś po raz kolejny pachnie swojskim, domowym chlebem. I kalafiorem z Marcelkowej zupy. Zupa - danie, którego przyrządzania mistrzynią jeszcze do nie dawna nie byłam. Wychodziły bez smaku i nie wyobrażałam sobie możliwości jej ugotowania bez dodatku pełnej chemii kostki rosołowej. Ale, ale...praktyka czyni mistrza. Smakują całkiem nieźle, co chwali nawet Tata, a jak Tata mówi, że NAWET dobre, to znaczy, że są na prawdę bardzo dobre. W momencie, w którym zacznę rozszerzać Twoją mleczną dietę o dodatkowe smaki, będziesz miał/a niebo w gębie, bo wszystko testuje na naszym pierwszym, blondowłosym króliku doświadczalnym. 

Wujek Tadzio pyta, czy mam jakieś przypuszczenia, co do Twojej płci. Nie mam absolutnie żadnych. Nie wiem, co znaczą słowa kobiet, że Matka zawsze czuje. Ja nie czuję nic. Poza ogromną Miłością do Ciebie, bez względu na to, czy zostaniesz Momą, czy Momem :) W głębi serca przypuszczam, że Tata, jak to mężczyzna marzy o synu, ale głośno tego nie powie. Dla Marceli pewnie ogromną radość sprawi kompanka do wspólnych herbatek z lalkami i nastolatkowego plotkowania. 
Dla mnie jesteś dopełnieniem naszego szczęścia. Rodziny, o której zawsze marzyłam. 

2013-12-06

Loczku mały,
dziś grudniowy, mikołajkowy dzień, który dla Ciebie swej niezwykłości, niecierpliwego wyczekiwania i ogromnej radości z podarunku nabierze dopiero w przyszłym roku. Bo choć i w tym, zaraz po Twoim wstaniu podłożyliśmy zapakowaną paczkę pod poduszkę i musiałaś z naszymi wskazówkami sama ją odnaleźć to nie rozumiesz jeszcze całej tej sytuacji z brodaczem w roli głównej. Początkowo pominęłaś kolorowy papier i ukryte pod nim dwie kolejne pozycje książkowe na rzecz pierwszego jaja z niespodzianką w środku.
I krótki, wspólny poranek, który nabrał swej magiczności, bo Tata został chwilę dłużej z nami w domu, przeczytał kilka pierwszych stron nowej książki, z głośników sączyła się muzyka z nowego krążka (szukałam pod poduszką - nie było, sięgaj tam, gdzie wzrok nie sięga, prawie dupą siedzisz na swoim prezencie - znalazłam! był pod materacem) i my skupione na nowych ilustracjach. Plus moje dobre samopoczucie, samopoczucie drugiego trymestru i pierwszy śnieg za oknem!
Kończysz dziś kolejny miesiąc swojego życia. Mając ich już szesnaście mogę śmiało stwierdzić, że dogadujemy się razem coraz lepiej i nie są to już tylko moje monologi, które jak do tej pory pozostawały bez odpowiedzi. Bobas podobno lubi wybór, więc pytam Cię często, czy masz na coś ochotę, czy zjesz serek, czy kanapkę, czy poczytamy książkę o mieście, czy parku. Lubię te Twoje konkretne tak lub nie, które ma potwierdzenie w czynach. Jedząc zupę, przy kolejnej łyżce mówisz stanowcze nie, bierzesz miseczkę, podajesz mi i chcesz bym ją odstawiła na blat, a sama próbujesz wyjść z krzesełka, bo przecież zakończyłaś już posiłek. Jeśli płatki ryżowe na mleku, to tylko ta porcja trafia z ochotą do Twych ust, na środku której widnieje rodzynka. Krzywisz się na sam widok twarogu, czy to przyrządzonego na słodko, czy na ostro, chleb wypluwasz, podobnie czynisz z ugotowanym żółtkiem. Nie wmuszam, jesz to, na co masz ochotę, a Twoje preferencje smakowe zmieniają się tak samo szybko, jak z płaczu potrafisz przejść do głośnego śmiechu.
Na samą siebie mówisz Niunia i nie mam pojęcia skąd się to wzięło, owszem zdarza mi się w ten pieszczotliwy sposób zwracać do Ciebie, ale zdecydowanie częściej używam innych określeń. A może od Niutka, którym to Tata raczy Cię od pierwszych dni Twego Istnienia i nadal w ten sposób (rzadziej, ale nadal) mówi o Tobie. A na spacerze, gdy chcemy, żebyś poszła w naszym kierunku słychać prawie jednoczesne: (Tacine) Niutek, chodź idziemy! (I moje) Misia, chodź już! Na pytanie, kto jest u Mamy w brzuszku odpowiedasz: Moma (???) Nie wiem, skąd w Twojej głowie takie określenie, bo przecież mówimy Ci, że w brzuszku u Mamy jest Twoja siostrzyczka lub braciszek, dzieciaczek, dzidziuś, nie dzidzia - bo tego ostatniego nadzwyczaj nie lubię. A jak słyszę skierowane w stronę siebie słowa: Oooo zobacz, ciocia ma dzidzi w brzuszku... to mam ochotę zapytać, co to jest ta dzidzi...Czemu nie uczymy swoich dzieci poprawnego nazywania i określania świata, jednocześnie kaleczymy nasz język. Skoro sama wymyśliłaś Moma, niech tak będzie, jeśli za jakiś czas zaczniesz mówić dzidzi, będzie dzidzi, ale ja w ten sposób o swoich dzieciach mówić nie będę. Kaczka to ała, Mama/Tata robią sicisici w toalecie - wchodzisz do nas (bez pukania), podajesz papier rwany w metrach i naciągasz nam majtki, spodnie. Sama na nocnik ani nakładę siadać nie chcesz. Faza Nie.

Powoli chyba się przyzwyczajasz, odzwyczajasz od noszenia na rękach ot tak, dla przyjemności, której to ja serwuje Ci coraz mnie, za to Tata nadrabia. Jak tylko wraca z pracy, chodzisz za Nim i wyciągasz ręce ku niebiosom, co praktycznie nie zdarza Ci się, gdy jesteśmy tylko we dwie. Teraz to Tata jest od zabaw tych ruchowych, gimnastycznych. Skaczesz Mu po brzuchu, robiąc patataj, stojąc na klatce piersiowej niczym ruchome piaski, szeroko rozkładasz ręce i starasz się utrzymać równowagę albo stoisz obiema stopami na jednej dłoni Taty, drugą Tata Cię przytrzymuje, a Ty wyprostowana niczym pierwszoklasista do zdjęcia cieszysz się z dumą wypisaną na twarzy. A ja jestem od głośnego klaskania, wyrażania zachwytów, wszelkich ochów i achów.

I myślę, że nie pamiętasz, ale pierwsze samoloty, gdy Twoje małe ciałko układaliśmy na swoich łydkach robiliśmy Ci, gdy miałaś kilka miesięcy, a podrzuty do góry, gdy tylko sztywno zaczęłaś trzymać głowę.  Może dlatego dziś jesteś taka odważna, śmiała i wszystkiego ciekawa. Nie boisz się świata, ludzi, zwierząt.
Jesteś otwarta i mądra. Pewna siebie i zaradna. Dostrzegasz własne sukcesy i potrafisz się nimi cieszyć.

Jesteś wspaniała. I bądź już taka zawsze.


2013-11-30

Córeczko,

niebawem - w dniu świętego Mikołaja skończysz 16 miesięcy. Wkraczasz w etap histerii i złości, gdy Ci czegoś nie pozwalamy poprzez stanowcze nie wolno. Krzyczysz, denerwujesz się, zaciskasz pięści, robisz się czerwono-fioletowa na twarzy, a wielkimi łzami i miną najnieszczęśliwszego dziecka na świecie próbujesz - bez skutku - wymusić na nas to, co w danym momencie chciałabyś mieć, czy zrobić. Próbujemy nauczyć Cię, że nie możesz wchodzić na biurko z kanapy, ściągać mokrego prania, dając mi tym samym więcej pracy, czy dostać do ręki tego, na co akurat masz ochotę, a co ze względów bezpieczeństwa, czy obawy przed ekspresowym zepsuciem nie jest Ci przeznaczone. Choć czasem ciężko zachować kamienne serce i twarz to wiem, że robimy to dla Twojego dobra, właściwego w naszym pojęciu wychowania, którego skutki zobaczymy w niedalekiej przyszłości. Nie chcę byś była rozkapryszonym dzieckiem, któremu wszystko wolno, robi z rodzicami to, co mu się tylko podoba, bez poszanowania cudzej pracy i włożonych wysiłków. Ale myślę, że jesteśmy na dobrej drodze. Mamy dobre wzorce. Z nadzieją patrzymy w przyszłość - ostatnimi czasy oczami bardzo zmęczonymi. 

Uwielbiasz książki. Ku mojej wielkiej uciesze. Nie było jeszcze sytuacji, byś bez entuzjazmu zareagowało na moją propozycję: a może poczytamy książeczki? I tu pada rozradowane: doba! To idź przynieś tą, którą chcesz razem ze mną pooglądać. Wracasz zawsze z książką. Nigdy misiem, lalką, czy inną zabawką. I przeglądamy po stokroć te same, gdzie już na pamięć mogę powiedzieć, jaki przedmiot, w jakim kolorze pojawi się na kolejnej stronie. Zaskakujesz, bo zapamiętujesz wszystko bardzo szybko. Potrafisz rozróżnić wóz strażacki od policji, traktor od wywrotki. Uwielbiasz tą najmniejszą o Czerwonym Kapturku, a wiem, że ją niesiesz, bo już od progu krzyczysz baba, baba! I szukamy tej w okularach, którą zjeść chciał głodny wilk, a która wyglądem w niczym nie przypomina Twojej Babci. Potrafisz wskazać kilkumilimetrowe biedronki na obrazku, telefon z kablem, który dla Ciebie będzie już tylko historycznym wspomnieniem, a różowe japonki to przecież papci, papci. I właśnie dlatego szukając Ci mikołajkowego prezentu wybrałam dwie kolejne pozycje, które wzbogacą Twoją dziecięcą bibliotekę. Będziemy mieć oko na litery i pukać do wszystkich drzwi, żeby sprawdzić, czy jest tam kto. Upominek z okazji 6 grudnia musi być - choćby najmniejszy, najskromniejszy, słodki - ale musi. To przecież tak ważny element budowania naszej rodzinnej tradycji, którą będziemy wzbogacać o nowe, takie tylko nasze, łączące nas razem i dające poczucie swojskości. 

A w ostatnich dniach łączą nas razem Twoje pierwsze klocki Lego Duplo. Wybraliśmy zestaw lecznicę dla zwierząt, bo zawiera zarówno elementy do budowania, jak i figurki do zabawy. Dzięki temu wiesz już jak wygląda i potrafisz odróżnić żyrafę, żółwia, zebrę, niedźwiedzia i małpę, a dźwięki wydawane przez tą ostatnią naśladujesz idealnie. Póki co - rozwalasz, my budujemy. Tata zadowala się tym, choć marzy Mu się prawdziwy - a nie tylko oglądany w katalogu będąc dzieckiem - zestaw Lego Technic. Kup go sobie Tatulku! Należy Ci się za ciężką, codzienną pracę, a marzenia trzeba spełniać. Przecież z takich przyjemności życie się składa. A Twój Córeczko będziemy systematycznie powiększać, bo zdecydowanie wolę, byś raz na jakiś czas dostała porządną zabawkę, wytrzymałą i estetycznie wykonaną a nie chińskie, plastikowe, zupełnie zbyteczne przedmioty, które rażą mnie za każdym razem w oczy, gdy tylko je widzę na sklepowych półkach. Nie chcę by Twój pokój zaśmiecony był kolorowymi, świecącymi, siusiająco-płaczącymi gadżetami, które nie są ani ładne, ani wartościowe, ani nie rozbudzają kreatywności i fantazji. A takich pokoi widziałam już co najmniej kilka. 

Tymczasem bawisz się z Babcią, na której odwiedziny z Tatą czekaliśmy z wielką radością i nadzieją na wyczekiwany odpoczynek. Mam czas na sen w ciągu dnia, długą, gorącą kąpiel w ciszy i radość z bycia choć przez godzinę z samą sobą. Zaskakujesz Babcię, bo potrafisz zakomunikować gestami, czego oczekujesz od konkretnej osoby. Popychasz, prowadzisz za rękę do wskazanego pokoju, pokazujesz dłonią i krzyczysz taaa( na razie bez "m" na końcu )!! Nie, nie, nie, nie - na poranną jajecznicę, doba - na płatki na mleku i słodkie winogrona.

My dziś z Tatą randkujemy i pod nosem nucę sobie kino, kolacja i spacer...A Ty bądź grzeczna, zachowuj się w kąpieli, daj bez krzyku włożyć sobie piżamkę, bo ostatnio upodobałaś sobie bieganie na golasa i tuptanie bosymi stopami po zimnej terakocie, zaśnij spokojnie - tak jak u Taty w ramionach i śpij jak najdłużej mój Najsłodszy Aniele.

2013-11-23

Groszku malutki,

za oknem prawdziwa jesienna szaruga, po porannej krzątaninie, dzięki której w domu miesza się zapach szarlotki z pomidorówką i świeżo wywieszonym praniem - odpoczywam. Sama w mieszkaniu. Piszę. 

Malutki, bo nazywam Cię przecież per Groszek, ale Twoja płeć nadal pozostanie nam wielką tajemnicą przez najbliższe jeszcze kilka tygodni. 

W poniedziałek po raz pierwszy wszyscy zobaczyliśmy Cię w szaro-czarnych barwach. Badanie USG, które potwierdziło, że Jesteś i na tym etapie rozwoju miewasz się bardzo dobrze. Wierzę, że tak pozostanie już do końca. Mierzysz 5,53 cm i jesteś taki...kształtny. Po raz pierwszy poczułam, co to znaczy martwić się o Ciebie - o Dziecko, którego poza ekranem komputera jeszcze nie widziałam, ani fizycznie nie odczuwam realnego istnienia (czekam na delikatne motyle w brzuchu, które przerodzą się w solidne kopniaki). Lekarz, który przeprowadzał badanie chciał mieć odpowiedniej długości, ładny i miarowy zapis bicia Twego serca, stąd kilka razy przykładał urządzenie do mego brzucha i wyszukiwał życiodajnego organu. Zaczęłam się denerwować, bo badanie się przedłużało, a lekarz wciąż słuchał i słuchał rytmicznego, szybkiego Twego pulsu. Bałam się zapytać, zwyczajnie się bałam ze strachu, że usłyszę twierdzącą odpowiedź. Niepotrzebnie. Lekarz po prostu był dokładny, a Ty Wiercipiętku uciekałeś, przekręcałeś się uniemożliwiając tym samym choć przez dłuższą chwilę posłuchać najprzyjemniejszego memu sercu dźwięku zwiastującego życie we mnie. 
Jesteś. I choć przeżywam to po raz drugi, nadal trudno mi uwierzyć, że film, który w każdej chwili mogę obejrzeć z Tobą w roli głównej rozgrywa się tam, po drugiej stronie mnie. Niewiarygodne!

A ja? Nadal mam niepohamowany apetyt, który każe mi obawiać się o moją sylwetkę i dodatkowe ciążowe kilogramy. Skóra - z racji powtórki sytuacji - większe możliwości do rozciągania i nie wiem, jaki będzie wygląd mnie i mojego ciała w ostatnich tygodniach maja. Rosną mi biodra, centymetry w udach, pupa zrobiła się okrąglejsza, bardziej latynoska, a biust cieszy nie tylko  me oko. Nawet Tata twierdzi, że dziwnie zachowuję się w kwestiach związanych z jedzeniem - trochę tak, jakbym bała się, że mi zabraknie. Ciągle myślę o tym, co przyrządzić na obiad następnego dnia, co upiec słodkiego i co zapełni mój żołądek w porze drugiego śniadania. 

I tak, nadal jestem popołudniami notorycznie zmęczona. Jeśli rano nie zrobię wszystkiego, co zaplanowałam, wieczorem nie mam co liczyć na cud i przypływ energii, bo to nie nastąpi. Pokonując cztery piętra (pod górę) z Twoją siostrą na rękach, w grubych, zimowych już kurtkach, po uprzednim przynajmniej 1,5 godzinnym spacerze - jestem wykończona. Jak nigdy. Bo do tej pory nie narzekałam na 72 schody, które codziennie pokonywać musimy. Jak będzie później? Z dwójką Dzieci? Jednym niespełna dwuletnim, które nie wiem, czy samodzielnie będzie chciało przybywać taką drogę na dół i pod górkę i z drugim kilkudniowym w nosidle, gondoli, czy chuście? Do tego zakupy, piaskownicowe zabawki, hulajnoga...? 

Do 1 czerwca musimy wszystko ustalić, zaplanować, zrealizować. Do Dnia Dziecka, bo to jest przewidywany przez USG termin Twego przyjścia na świat. Ładna data prawda? Będzie piękny dzień. Słoneczny, bo każdy z ważnych w moim dniu właśnie taki był. 


2013-11-17

Niebieskooka Marcelino,

choć w domu Marceliną bywasz rzadko, częściej Marcelką, Marcelą, Miśką i milionem zdrobnień nawiązujących do świata roślin, zwierząt, gadów, płazów i takich, które nie określają właściwie niczego, nie wiem, skąd się wzięły, a nadal funkcjonują - jak na przykład Niutek. Śpisz w swoim pokoju, który jeszcze przez kilka miesięcy możesz uważać za należący tylko i wyłącznie do Ciebie. Później swoją niewielką, kolorową przestrzeń będziesz musiała dzielić z Groszkiem, a my tak urządzić Wasze wspólne metry kwadratowe, by każde z Was miało kawałek swojej ziemi. Śpisz w pokoju,  w którym po raz pierwszy od początkowego układu mebli poczyniliśmy niewielkie zmiany. A to za sprawą Twojej ciekawości, wszędobylskości i prób wspinania się tam, gdzie wspiąć się da. Musieliśmy zmienić położenie - stojącego do tej pory w rogu pokoju, tuż przy oknie, a obok komody - fotela, bo kiedy zobaczyłam, że próbujesz wejść z niego na parapet, a i bez problemu sięgasz do koszyka po (między innymi) Sudocrem, którego smak nie jest Ci już obcy, zaczęłam bać się o Twoje bezpieczeństwo. Niewielkie zmiany, a cieszą oko, bo przecież to zawsze jakieś nowości. No i piękny dywan, którego Twój pokój doczekał się po piętnastu miesiącach istnienia. Szukałam w sklepach internetowych, grzebałam w googlowskich grafikach i stronach wnętrzarskich w poszukiwaniu czegoś, co będzie odpowiadało mi zarówno wizualnie, jak i cenowo. Cóż mam poradzić, że nie podobają mi się te wszystkie mega kolorowe dywany, przedstawiające postacie z bajek, wielkie głowy zwierząt, czy esy-floresy, a od samego patrzenia można dostać oczopląsu. Prosty, biały w kolorowe guziki. Niebanalny, a jednocześnie dziecięcy, pasujący do wielu wnętrz - bo przecież jeszcze nie wiem, jak będzie wyglądał Wasz pokój wiosną, idealny do nauki kolorów i gry w rodzinnego Twistera. Śpisz - miałam napisać, że lepiej, bo Twój sen już się normował (jedna pobudka na mleko w godzinach 1-2 i sen do 6tej), ale od dwóch, trzech nocy znów wybudzasz się częściej niż raz i nie mam pojęcia, nawet już nie dociekam, czym jest to spowodowane. Tak po prostu masz i już. 

Zmieniasz też swoje upodobania żywieniowe, a może tylko akcentujesz samodzielność, możliwość decydowania o samej sobie (jak podają fachowcy w internecie) i dokonywania wyboru...Nie lubisz nowości, nie chcesz próbować nowych smaków, a jeśli uda mi się zachęcić Cię do zjedzenia, po chwili wszystko ląduje na ziemi. Jajek nie chcesz jeść pod żadną postacią, ewentualnie raz na jakiś czas - omlet z dużą ilością serka waniliowego. Kanapek nie tykasz, ani w postaci małych wagonów, ani w całości - do ręki. Czasem sam plaster sera żółtego, czy wędliny. Nie ma też mowy byś zjadła drugie danie. Nie chcesz gotowanych warzyw, ziemniaków, mięsa z kurczaka pod przeróżną postacią, kasz. Rano płatki na mleku, ale nie te zdrowe owsiane, nie musli, a miodowe, bądź czekoladowe. I tylko parówki, serki waniliowe, zupy - całe szczęście i owoce, mnóstwo owoców. Nadal najulubieńsze są winogrona (skazujesz je w książce i mówisz nono nono) i pomarańcze, najchętniej zjadane w ilościach hurtowych. Plus mleko modyfikowane z kaszką na noc i w trakcie nocnej pobudki. Ale się nie zniechęcam. Podaję - co lubisz, starając się od czasu do czasu zaproponować coś innego. Na przykład placki z bananami, domowe ciastka owsiane i muffinki z budyniem, których zapach roznosił się ostatnio po wszystkich pokojach.

W Twoim świecie wszystkiego musi być po równo. Tyle samo buziaków Mamie, tyle samo Tacie. Jeśli głaszczesz po poliku Tatę i mówisz moooo (co w Twym języku oznacza mój Tata), za chwilę taki sam gest wykonujesz na moim. A lodami, które Tata przyniósł dziś sobie (waniliowo-orzechowe których Matka smaku do tej pory nie lubiła. - Dobre. - Teraz to Ty wszystko zjadasz) zaczęłaś mnie karmić, po czym zabrałaś całą miskę Tacie i przyniosłaś mi, gdy ja trochę podjadłam, biegałaś z nimi raz od jednego, raz do drugiego rodzica, dbając by kolejność rozkoszowania się deserem nie została naruszona. Zadziwiasz, bo nie bierzesz sobie, a dajesz nam, dzielisz się, dbasz w pierwszej kolejności o innych, o najbliższe Ci osoby. Jesteś niezwykła wiesz?

Widać, już widać efekty naszego wychowywania, wartości i zasad, które codziennie Ci przekazujemy. Zapytana, jak należy być, gdy inne osoby śpią, przykładasz palec do ust i mówisz ciiii, a poza samym gestem uczę Cię, że nie wolno wtedy głośno krzyczeć, stukać drewnianymi zabawkami o ziemię, czy walić głową w ścianę, co ostatnio bardzo Cię bawi!

Od samego rana pokrzykujesz nowe słowo: awa, awa i wskazujesz na nasze kubki pełne stawiającego na nogi napoju w kolorze, który lubię. Dotykasz do piekarnika, szklanki z napojem, ubrań prosto spod żelazka i mówisz ciepe. Do Twojego głośnego, dosadnego MAMO, dołączył też TATO.

Uwielbiasz zwierzęta. Te spotykane na spacerach, które możesz ganiać, głaskać, a ich właściciele potwierdzają, to, że jesteś oswojona, przyzwyczajona do świata czworonogów, bo się nie boisz, idziesz ufnie, czasem nawet za bardzo, a ja cieszę się, że nie należę do tych Matek, które spotkany ostatnio na spacerze właściciel psa a'la Lessie widuje podczas swoich wędrówek z czworonogiem. Nie należę do tych, które będą krzyczeć Proszę zabrać tego psa. Nie podchodź. Nie dotykaj. I  lubisz te swoje domowe zwierzaki, figurki przedstawiające wiejską farmę, których odgłosy naśladujesz prawie idealnie, rozróżniasz baranie beee, od koziego meee, wiesz jak wyje wilk i bardzo lubisz udawać małpę...:)

A ja cieszę się z każdego takiego najmniejszego postępu w rozwoju. Że potrafisz pić przez słomkę, wyciągniesz pranie z pralki, przyniesiesz mi kapcie z sąsiedniego pokoju, sama nałożysz sobie czapkę,
odstawisz pojemnik z klockami na miejsce, otworzysz szafkę i poproszona wyciągniesz z niej zmiotkę, oddasz Tacie telefon i wiele, wiele innych, drobnych, codziennych czynności, które wykonujesz już sama, które znasz, rozumiesz. Mega zachwyt, którego dane jest mi każdego dnia doświadczyć, bo jestem obok. I to jest najpiękniejsze, mimo towarzyszącego mi ostatnio wciąż uczucia zmęczenia.

Jestem Córeczko. Dla Ciebie. 

2013-11-11

Dzieciaczki,

jedenaście to ważna w życiu naszej całej rodziny liczba. Dokładnie dwa lata temu, Ty Córeczko zakiełkowałaś, choć my jeszcze nie byliśmy tego świadomi. Dwa lata pełne cudów, miłości, o której istnieniu pojęcia nie mieliśmy, a której uczymy się każdego dnia, dobrych zmian, które sprawiły, że zapragnęliśmy nowego Istnienia. Tak, o Tobie mowa Groszku - kończysz dziś dwa miesiące! Jeszcze siedem i powitamy Cię okrzykami szczęścia i niemierzonej radości. 
Co dobrego przyniosą jedenaste dni kolejnych miesięcy? 

Rośnijcie szczęśliwie.
Całusy.
Wasza Mama.

2013-11-10

Robaczki,

od poniedziałku, po dwutygodniowym pobycie u Dziadków jesteśmy z powrotem w domu. Obawiałam się tego, jak będzie, gdy wszystkie domowe obowiązki spadną znów na moją głowę i nie będę miała okazji, żeby wyręczyć się Babcią, czy Dziadkiem. Obawiałam zupełnie niepotrzebnie, bo już teraz wiem, że ciąża, czy nie ciąża, zmęczenie większe, czy mniejsze - nie mogę nic nie robić. Fakt, że przez dwa tygodnie byłam poza przestrzenią gotowania, prasowania, sprzątania sprawiło, że czułam się jeszcze bardziej zmęczona, przytłoczona i za bardzo skupiałam na dolegliwościach pierwszego trymestru. W domu jest zupełnie inaczej. Tuż po szóstej, po półgodzinnym, wspólnym wylegiwaniu się w łóżku wstępuje we mnie energia, nowe pokłady sił, które opuszczają mnie dopiero popołudniu, a zmęczenie daje o sobie znać wtedy, gdy na dworze zapada jesienny zmrok. Lubię tę domową krzątaninę, nie potrafię bezczynnie leżeć, męczy mnie to i zdecydowanie źle wpływa na samopoczucie zarówno fizyczne, jak i psychiczne. I choć doceniam miejsce, dom, w którym mogę płakać ze zmęczenia, własnej bezsilności, odpocząć bez wyrzutów sumienia, przeczytać w ciszy książkę to cieszę się, że jesteśmy już u siebie. 


Córo Moja,

kończysz 15 miesięcy, a my jesteśmy na etapie podziwu Twojego artykułowania własnych potrzeb, myśli i oczekiwań. Gestami, słowami, które są zarówno dla nas zrozumiałe, jak i tymi, których znaczenia musimy się domyślać. We wtorek, gdy godzinę przed drugim śniadaniem spędzałyśmy czas na wspólnym czytaniu książek, oglądaniu obrazków, nauce nowych pojęć, Ty w pewnym momencie odłożyłaś książkę, zeszłaś z łóżka, po czym zaczęłaś cmokać kierując się w stronę kuchennego blatu.
 - Masz już ochotę na drugie śniadanie? 
- Taaa! 
- Może być parówka?
- Taaa! (ogromny uśmiech na twarzy i pełne zniecierpliwienia oczekiwanie w krzesełku).

Rozmowa z kolejnego dnia: 
- Mama tylko pójdzie i umyje głowę.
- Doba!
- A póżniej chcesz iść na spacer?
- Taaa! (i kierujesz swoje kroku ku drzwiom wyjściowym)

Gdy masz ochotę na jakiś owoc, sama sięgasz do miski, która stoi na parapecie. Podaję Ci banana, ale widząc Twoją niezadowoloną minę próbuję z jabłkiem, które jak się okazuje jest strzałem w dziesiątkę. Jesz, dopóki masz na nie apetyt, po czym - na prośbę Taty - odkładasz na blat swojego krzesełka. Zupę potrafisz zjeść w tempie ekspresowym, po początkowym marudzeniu - zobaczyłaś na szafce pomarańcze - powiedziałam, że deser dostaniesz po zjedzonych przynajmniej kilku łyżkach ciepłej ogórkowej. Zrozumiałaś, posłuchałaś i ręką zaczęłaś wyjmować z zupy ziemniaki, marchew, mięso i wpychać je do ust, aż do odruchu wymiotnego...Obiecane pomarańcze dostałaś, potem jeszcze garść winogron, a Twój bebolek rośnie wraz z moim. 
Pędzisz do łazienki po ręcznik (a wydawało się, że jesteś zajęta zupełnie czym innym i nie słuchasz tego, co mówimy), gdy Tata wspomniał, że woda rozlała się na parapecie i trzeba ją wytrzeć. 
Dmuchasz w stronę żarówki/grzejnika/zamkniętego piekarnika, gdy mówię, że jest gorący i musisz uważać. Słowo gorący kojarzy Ci się z kubkiem mojej kawy, wyjętą z wody parówką, zupą, którą trzeba poprzez dmuchanie wystudzić.

Rozumujesz, dobrze kojarzysz fakty, potrafisz łączyć znaczenia, sytuacje. Analizujesz i wnioskujesz. Zadziwiasz swoją znajomością świata, którego kolejne elementy odkrywasz wraz z nami. Nieświadomie, poprzez wspólne bytowanie, zabawę i życie. Cieszę się, że mogę tłumaczyć Ci codzienność, być przewodnikiem, wyznacznikiem tego, co właściwe. Cieszę się, że ode mnie uczysz się tego, co jest dobre, a co złe, co wolno, a czego nie powinnaś robić. Wierzę, że wpojone wartości zostaną, fundamenty, na których budujesz siebie. 

Z przyjemnością obserwuję Twoje interakcje z rówieśnikami. I chociaż nie dzielisz się jeszcze zabawkami z uśmiechem na twarzy, to też nie reagujesz histerycznym płaczem, nie lecisz z potokiem łez do Mamy, gdy dzieci zabierają Ci rzeczy, będące Twoją własnością. Samodzielnie próbujesz odzyskać to, co należy do Ciebie - mimo mojego tłumaczenia, że zabawkami należy się dzielić z innymi i przecież nikt bez pozwolenia nie weźmie sobie do domu Twojej zabawki - bez złości i buntu, gdy przeciwnik okazuje się być silniejszy.

Wczoraj po raz kolejny z Tatą stwierdziliśmy, że jesteś mądrzejsza i rozumiesz więcej, niż przypuszczamy. Wieczorem, tuż po Twojej kąpieli towarzyszyliśmy Ci oboje w pokoju,  w ciszy między sobą, odzywając się tylko do Ciebie, a Ty jak gdybyś wyczuła nasze nastroje, najpierw dałaś buziaka mi, potem Tacie, a później od tyłu zaczęłaś popychać Tatę w moją stronę, dając nam tym samym do zrozumienia, że i my mamy się pocałować. Rozczuliłaś nas tym gestem do łez, po raz pierwszy w tak prosty, a zarazem najwspanialszy sposób godząc pokłóconych rodziców. Jesteś mądra, cudna, wspaniała Córeczko!

Po powrocie od Dziadków stałaś się jeszcze bardziej Mamina. Świadome, głośne nie Ma-ma, lecz Ma-mo słyszę, gdy budzisz się w nocy, gdy wstajesz już na dobre, gdy zamykam się na kilka chwil w łazience, a Ty lamentujesz tuż pod drzwiami, gdy Tata zmienia Ci pieluchę albo zmywa kurz i pot z Twego ciałka po całodniowej zabawie. Wiem też, że największe poczucie szczęścia i bezpieczeństwa odczuwasz wtedy, gdy oboje jesteśmy w domu, najlepiej wszyscy razem w jednym pokoju. Nie musisz wtedy nasłuchiwać dźwięków dobiegających z klatki i patrząc w kierunku drzwi wołać Ta-Ta, ani z nadzieją podchodzić pod dzwoniący domofon, zwiastujący kolejne sklepowe ulotki, a nie ukochanego Tatę.

I od kilku dni jesteś na etapie biegania - nie chodzenia - po domu, a chcąc nas rozśmieszyć specjalnie poruszasz się mikroskopijnymi krokami, biegnąc niczym gejsza i śmiejąc się przy tym w głos. Płaczemy ze śmiechu, a Twój Brat lub Siostra podskakuje w moim brzuchu, bo codziennie funduję Mu/Jej radosne masowanie kilkucentymetrowego ciała.

Nowości:
auo - auto, papci - kapcie, Ma-MO, doby - dobry, to to? - co to?/kto to?, totia - ciocia.
Gładzisz ręką po twarzy, gdy poprosimy zrób moja/mój. Pierwsze zajęcia musical babies i zabawa w siedlisku zarazków, wirusów, i wszelkich bakterii, czyli w piłkowym basenie. Nie tylko Twój pierwszy raz.

Istotko wielkości dorodnej moreli,

jesteśmy dwa tygodnie do przodu. Ja Twoje istnienie liczę od dnia faktycznego Twojego zadomowienia się pod moim sercem, nasza pani doktor, jak wszyscy lekarze - od ostatniej miesiączki. I jakże wielkie było moje zdziwienie, i zarazem radość, że to już, gdy na ostatniej (środowej) wizycie kazała mi na następny tydzień umówić badanie USG. Już będzie dwunasty tydzień? Według moich obliczeń miał być dopiero dziesiąty. Przełomowy dwunasty stanowiący granicę bezpieczeństwa, dający poczucie większej pewności, choć tą mam od samego początku. Jesteś zdrowa! Nie ma potrzeby, żebyś przychodziła co cztery tygodnie. Wyniki badań wzorcowe. I choć odczuwam zwiększony ból brzucha przy nadmiernym wysiłku, niepokojące ciągnięcie, gdy noszę Twoją Siostrę, to staram się więcej odpoczywać, chwilę poleżeć i tak, tego się trzymam - jestem zdrowa!

Dajesz znać o sobie popołudniami, gdy chęci do życia i domowe obowiązki schodzą na dalszy plan, a ja marzę tylko o odpoczynku i możliwości nie robienia niczego. W nocy i rano dokuczają mi mdłości, nadal denerwująca i dające poczucie dyskomfortu kwasota w ustach. Ani częste mycie zębów, ani Tik-Taki nie pomagają.

Ale jest dobrze. Czuję, że pierwszy trymestr powoli dobiega końca. Dodatkowe 2 kilogramy i lekko zaokrąglony brzuch, choć nie wiem, czy to z powodu ciąży, czy ilości pochłanianego jedzenia, na które mam wciąż ochotę. Nawet wybierając się na wizytę do naszej pani ginekolog, zabieram ze sobą przygotowane wcześniej kanapki...Dobrze, że jest Twoja Siostra - mam mobilizację do codziennych długich spacerów i mnóstwo powodów do radości, głośnego śmiechu, który przecież wpływa na Twój rozwój.

W głowie powoli snuję plany zmian w Waszym pokoju. Kto, gdzie będzie spał, jak ustawić meble, by każde z Was miało swoją przestrzeń. Jeśli okażesz się chłopcem to chyba powinnam zaznaczyć obecność chłopięcego świata na Waszych wspólnych metrach kwadratowych. A może przeprowadzka gdzieś niżej lub tam, gdzie będzie dostęp do windy? Nie wiem, nie wiem, nie wiem...Niech syndrom wicia gniazda jeszcze nie daje znać o sobie, jeszcze mamy czas. Zdąrzymy. Póki co, cieszę się wolnym, dłuższym weekendem, obecnością Taty w domu i czasem, który daje pewność, że jestem na swoim miejscu.




2013-10-31

Maleństwo,

czy wiesz, że mierzysz już około 3-4 centymetrów? Swój ósmy tydzień życia rozpoczynasz na Podlasiu. Słyszysz głosy Dziadków i Pradziadków? Szczekanie psa, miauczenie kota i nieustanny śmiech Twojej siostry i moje muzykalne podrygi w postaci kołysanek śpiewanych do snu? Ciebie czeka to samo.

Czuję, że jestem w ciąży, czuję stan odmienny od mej normalności. Jestem zmęczona, wciąż senna i niewyspana. Najchętniej leżałabym pod kocem, z książką w ręku lub wgapiała się w monitor komputera, z którego dobiegają głosy serialowych bohaterów. Dobrze, bo jeszcze do niedzieli mogę sobie pozwolić na taki bezczynny i mało produktywny czas. A może to domowa atmosfera, a wcale nie Twoje Istnienie sprawia, że jestem taka rozleniwiona. Nie muszę gotować, prać, ani prasować. Mam wszystko podetknięte pod nos, a jedynym obowiązkiem jest opieka nad Marcelką, gdy zostajemy same w domu. I powiem Ci szczerze, że robię to z wielkim trudem. Po prostu mi się nie chce. Nie mam w sobie tej energii, pomysłów do zabaw i chętnie po prostu ją obserwuję. Biernie. Z fotela lub kanapy. I chcę już wrócić do dawnej siebie, ze swoim zapałem i radością.

Twój Tata twierdzi, że widać, że jestem w ciąży. Po raz pierwszy, gdy w piątek - prawie dwa tygodnie temu - jechaliśmy do Dziadków, ja zażyczyłam sobie po drodze wizyty w Mc'Donaldzie, co mi się do tej pory nigdy nie zdarzyło. Niezdrowy hamburger i smażone średnie frytki to to, czego w tamtej chwili potrzebowałam do szczęścia. Muszę jeść w odstępach trzygodzinnych. Inaczej fundujesz mi uczucie ogromnego ssania w żołądku i natychmiastowe złe samopoczucie. Nie mogę odpuścić sobie drugiego śniadania, ani podwieczorku. Codziennie jem praktycznie to samo. Rano czekoladowe kulki Nesquik albo bananowe Crunchy. Na drugie śniadanie i kolację kanapki - koniecznie z majonezem i pomidorem. Reszta zależy od inwencji kulinarnej Babci. Dziś na przykład będą placki z bananami i na samą myśl o nich cieknie mi już ślinka i nie mogę doczekać się pory obiadowej. 

Korzystaj Kruszynko. Śpij, bo od poniedziałku rzadziej będzie można zobaczyć mnie leżącą i wypoczywającą. Będę kołysać Cię biegając po mieszkaniu, porządkując, gotując i dotleniać Cię, i siebie podczas długich spacerów z Twoją siostrą.

2013-10-30

Córeczko,

śpisz w moim panieńskim pokoju, pokoju, który z każdym naszym pobytem u Dziadków staje się bardziej Twój niż mój. Moje skrupulatnie zbierane przez lata pluszowe maskotki - otrzymywane w zamian za dzielność i odwagę podczas przeróżnych wizyt lekarskich - już nie siedzą na szafie, a na podłodze, parapecie, pod stołem, obok telewizora i zabierane są (z zazdrości) przez czworonoga, któremu przydałoby się trochę więcej kalorii w postaci Tik-Taków, a ja nie musiałabym ich myć i suszyć na kaloryferze. 

Nie zabrałam ze sobą swojego laptopa, tabletem posługiwać się nie lubię, pisanie na stacjonarnym komputerze Dziadków nie sprawiałoby przyjemności, bo lubię się wygodnie rozsiąść, okryć kocem, podgryzać czekoladę w międzyczasie.  I choć mam tu dużo więcej wolnego czasu, to nie mogłam przez półtora tygodnia usiąść, zebrać myśli i pisać. Nie chciałam robić tego na siłę, bo postanowiłam, że pisanie ma być przyjemnością, odskocznią, wyciszeniem, a nie obowiązkiem, który nie chętnie spełniać muszę. Czekałam na dobry moment i mam. Dziadek na urlopie, jego służbowy komputer do mojej dyspozycji i Twoja półtoragodzinna drzemka to mój czas na poruszenie umysłu, składanie zdań, skupienie na Tobie, na tym co jest teraz, co przeżywamy i wypełnia naszą codzienność. Piszę.

Do Dziadków przyjechaliśmy w ubiegły piątek z trzydniówką, którą zdiagnozowaliśmy sami, bez wizyt w przychodni i lekarzy u nas w domu. Poza wysoką gorączką, utrzymującą się cztery doby i wysypką, która pojawiła się w trzeciej w postaci czerwonych plamek wokół pępka, narządów płciowych i pojedynczych na plecach i klatce piersiowej nie wykazywałaś żadnych innych objawów chorobowych. I odpuściliśmy sobie diagnozę lekarską, uprzedzeni trochę do naszych wcale nie złych pediatrów, bo Twoje prawie piętnastomiesięczne Istnienie sprawiło, że wiem już, co i w jakich ilościach podawać, gdy masz katar, kaszel, zaczerwienione gardło, gorączkę. Przed wejściem do gabinetu sama mogłabym powiedzieć, jakie leki za chwilę zostaną Ci przypisane, a tylko zalecane dawki zmieniają się, bo przecież przybierasz na wadze, rośniesz.Twoja domowa apteczka to dwa solidne pudełka leków. Trzydniówka i towarzyszące jej zmiany zniknęły tak samo szybko, jak się pojawiły. Sine plamy w miejscu górnych czwórek zamieniły się w kolejne dwie białe perełki. Twój sen - niespokojny, często przerywany, czego powodem była zapewne i wysoka temperatura, zmiana otoczenia, i wyrzynające się opornie zęby stał się bardziej regularny, przewidywalny, bo budzisz się w nocy wciąż dwa razy na butlę mleka i czasem raz nad ranem - koło godziny piątej, by się trochę poprzytulać i na poduszce obok Mamy pospać jeszcze 30-40 minut. 

Dziś po raz drugi przeprowadzałyśmy z Babcią eksperyment. Tak, chciałam mieć trochę wytchnienia, noc bez konieczności zrywania się z łóżka, karmienia i lulania do ponownego Twojego zaśnięcia. Babcia położyła się w pokoju z Tobą, a ja obok w pokoju wujka Bartka. Nie chciałaś pić mleka trzymanego przez Babcię, nie chciałaś uspokoić się i przestać zanosić płaczem bez obecności Mamy. Miałaś świadomość tego, że jestem, bo przecież kąpałaś się przy mnie i to ja ułożyłam Cię do snu. Jestem Twoim poczuciem bezpieczeństwa, a słyszane Mamo Mamo, wypowiadane w potoku łez rozczulają moje serce i wypełniają taką miłością, że nieprzerwany sen staje się zupełnie nieistotny. I chociaż wiem, że przecież z Babcią nie dzieje Ci się krzywda, to jednak czemuś chcesz, żebym to właśnie ja była przy Tobie. Zbudziłaś się z ogromnym płaczem jeszcze raz, po godzinie, ale to ja już czuwałam na łóżku, tuż obok Twojego i uspokoiłaś się bardzo szybko, słysząc, że jestem. Jeszcze przyjdzie czas, że i Ty zaczniesz spać całą noc bez potrzeby jedzenia i noszenia. Tymczasem przyzwyczajam Cię do usypiania bez konieczności chodzenia po pokoju, a siadam na łóżku, przytulam do siebie, kołyszę i śpiewam.To ze względu nie tylko na ciążowy stan, ale też i Twoje kilogramy, bo przecież nie robisz się z dnia na dzień lżejsza, a mi jest zwyczajnie ciężko. 

Poranki na Podlasiu - jak zawsze zresztą - należą do Ciebie i Dziadków. Nie wiem, co wtedy robicie, ale gdy wstaję i całuję Cię na dzień dobry, pachniesz Calvinem Clainem, masz gładziutko uczesane włosy i nawilżone pomadką usta. Kobietko Ty moja. Mój rodzinny dom to dla Ciebie wielka atrakcja, bo nowe, nieznane kąty, szuflady, szafki. Szczególnie uwielbiasz te dwie małe przy łóżku Dziadków - Babci, która trzyma w niej swoje apaszki, korale, klipsy noszone od rana do wieczora zdaje się tylko kilka lat temu. I Dziadka, w której przechowuje nieaktualne już banknoty i monety, ładowarki, świeczki. I ukochana szafka w pokoju Perełce, pełna Bożonarodzeniowych i Wielkanocnych ozdób. 

Z domowymi zwierzakami zaprzyjaźniłaś się już na dobre. Saper nie odstępuje Cię ani na krok. Idziesz na górę, on idzie za nami. Bawisz się na łóżku, wskakuje i pokłada się obok Ciebie. Biegasz po korytarzu - chodzi obok i pilnuje niczym Twój anioł stróż. Próbujesz nałożyć mu na głowę czapkę Dziadka, a gdy Ci nie wychodzi układasz na karku ogromnie zadowolona ze swojego dzieła. Darzysz go zdecydowanie większym szacunkiem niż kota, którego chwytasz dwoma rękoma, podnosisz i przestawiasz z miejsca na miejsce, otrzepując później ręce z sierści, której garściami pozbywasz kota. A kot? Ani fuknie, ani piśnie, ani drapnie, cierpliwie znosi Twoje tortury, może po prostu lubi takie zabawy..? Za pozostałymi (dwa prababci Zosi i jeden przybłęda z polikami niczym chomik, którego wszyscy karmią i dziwią się, że tak się dał oswoić) ganiasz po podwórku, biegniesz, nie patrzysz pod nogi, byle złapać tego miau miau.

Pięknie wchodzisz i schodzisz po schodach. Gdy jesteś trzymana za rękę robisz to ekspresowo. Codziennie ćwiczysz też samodzielne wejścia na górę i zejścia na dół, co sprawia Ci wielką frajdę. W domu przytrzymujesz się ściany, bo nie sięgasz do poręczy. Po schodach wejściowych do domu idziesz sama trzymając się barierki i w taki też sam sposób schodzisz. Ostrożniej, wolniej, ale bez pomocy, a z asekuracją obok. Dumnie wszystko nagrywam, żeby móc pokazać Tacie i pochwalić Twoje nowe umiejętności.

Potrafisz samodzielnie pić z kubka. Nie plastikowego, a zwykłego, dorosłego. Trzymasz za uchwyt, tak jak mówię, a drugą ręką przytrzymujesz mały, czerwony kubek Nescafe z wodą, kawą Inką lub świeżo wyciśniętym grapefruitowo-pomarańczowym sokiem. 

Nauczyłaś się dmuchać. Studzisz moją herbatę, swoją parówkę, płatki z mlekiem. Dotykasz do gorącego kubka, miski z zupą, grzejnika i sprawdzasz, czy nie są gorące.

Na śniadanie upodobałaś sobie ostatnio czarno-białe kuleczki Nesquik ze sklepowym mlekiem 3,2%. Nie masz po nim biegunek, bólów brzucha, wymiotów, ani innych objawów sugerujących, że powinnam je ostawić, że jest jeszcze za wcześnie. Uwielbiasz winogrona, zjadasz w je takich ilościach, że sama zastanawiam się, gdzie to wszystko mieścisz. Cieszysz się na ich widok dużo bardziej niż, gdy zobaczysz czekoladę, kinderka, czy inne słodkości. Dobrze, moja Ty owocowa Damo. 

I wiem, zdaję sobie sprawę, że nie jestem ostatnio tak energetyczna, produktywna jak zawsze. Ciążowe samopoczucie, zmęczenie - które mam nadzieję wraz z rozpoczęciem trzynastego tygodnia zmieni się w ogromne pokłady energii - każe leżeć, odpoczywać i korzystać z tego dobrego czasu jeszcze do niedzieli. 
Ale pamiętaj. Jesteś moim największym Szczęściem, nieustającym uśmiechem, promykiem, który po piątej budzi mnie najsłodszym na świecie Mamo, a widoku szczęśliwej, rozradowanej Twej buzi nie potrafię porównać z niczym.


2013-10-16

Pięciotygodniowa Kruszyno,

dziś rozpoczynasz kolejny, szósty już tydzień istnienia we mnie. A teraz serca mam dwa...Jeszcze trzydzieści pięć tygodni i się spotkamy. Trzydzieści pięć! Liczba nie brzmi tak strasznie, gdy spojrzy się z perspektywy upływającego w okamgnieniu czasu. Dni, tygodnie, miesiące biegną tak, jakby je ktoś gonił. Ale gdy pomyślę, że jeszcze tyle jesiennych dni przed nami, cała zima i wiosna, a Ty pojawisz się być może  w Dniu Matki, Dniu Dziecka, gdy słońce będzie przybierało coraz bardziej letnią barwę to pora Twego przyjścia na świat wydaje się tak bardzo odległa, wręcz nierealna. Ale czerwiec jest idealnym miesiącem. Powiększający się brzuch zimą nie będzie jeszcze wymagał zakupu kurtki w rozmiarze XL, a letnie upały, - które towarzyszyły mi podczas ostatnich tygodni ciąży z Twoją Siostrą - tęsknota za chłodem, deszczem i brakiem konieczności drzemania przy uruchomionym wiatraku - tym razem będą idealne do długich spacerów - będziesz podróżować jedynie w pampersie z narzuconą na ciałko kolorową tetrą. Bez czapek, bodów, śpiochów, bo o tyle już teraz jestem mądrzejsza. A wiosną, gdy najpierw będzie widoczny mój brzuch rozmiarów piłki do koszykówki, a dopiero później ja - legginsy i tunika wszystko załatwią. Tak, czerwiec wydaje się być idealnym miesiącem. 

Coraz bardziej zaznaczasz swoją obecność, istnienie, o którym oboje z Tatą zapominamy. Gdy Tata dzwoni i pyta, czy może mam ochotę na tatar na kolację, odpowiadam szczerze, że nie, dopiero po kilku godzinach uświadamiając sobie, że przecież przez najbliższe osiem miesięcy nie powinnam jeść surowego mięsa, ani jaj. Dajesz o sobie znać w nocy, gdy wstaję do Twojej Siostry i rano, gdy przechodzę do pionu. Męczą mnie mdłości, uczucie jakby nieświeżego posiłku dnia poprzedniego - póki co, nie muszę oglądać swoich posiłków w muszli klozetowej. I niech tak już pozostanie. Zaczyna brakować mi energii, apetytu na życie, a z utęsknieniem czekam i wypatruję, kiedy Marcelka zacznie trzeć oczy, a ja będę mogła położyć się obok niej i odpocząć przez godzinkę. Oczy same mi się zamykają, gdy oglądamy książeczki, tłumaczę jej, co widzi, pytam, co to jest. Dziś pierwszy taki - nazwijmy to kryzysowy dzień drugiego miesiąca wspólnej drogi. Oby jutro było lepiej. Słoneczniej i bardziej rześko. 

Czy Ty poza słodyczami, kanapkami i jabłkami masz ochotę na cokolwiek innego?

2013-10-15

Córeczko,

śpisz w swojej ulubionej pozycji, Tata w salonie zasypia przy komputerze, a ja objadam się czekoladowymi Pryncypałkami i popijam mocną Early Gray.

Jesteś coraz bardziej otwarta na ludzi, nowe miejsca, świat. Bez problemu odnajdujesz się w nowych sytuacjach, gdy w sobotę jesteśmy najpierw kilka chwil u Twej prababci Eugenii, potem w nowym domu Twego chrzestnego (dom jeszcze nie umeblowany, dużo przestrzeni do gry w piłkę i biegania), a na noc jedziemy do rodzinnego domu Taty. Bawisz się z osobami, których nie widzisz na co dzień, po swojemu poznajesz pomieszczenia, rozdajesz buziaki babci i prababci, jesz świeżo zrywane winogrona, maliny z krzaka. U dziadka Wacka jak zawsze zaglądamy do obory, żebyś na żywo mogła zobaczyć książkowe zwierzęta. Pierwsza taka - na własnych nogach - świadoma wizyta na wiejskim podwórku, bo wiesz, że krowa to krowa i robi muuuu, a kot to właśnie ten szaro-bury zwierz, który przed Tobą ucieka. Nauczyłaś się rozpoznawać kury i potrafisz naśladować dźwięki, które wydają. I był to zdecydowanie Twój pierwszy tak słodki weekend, bo już w piątek rozpoczęłaś go pierwszymi kinderkami - w prezencie od Cioci Ani, Wujka Mariusza i Zuzi z Radzynia, w sobotę - cukierki od Cioci Joli, a w niedzielę - urodzinowy tort prabaci, czekoladki merci od siostry Twego dziadka Wacka i w w drodze powrotnej - biszkopty + herbatniki, które uspokajały Twoje marudzenie i chęć wydostania się z pasów. Całe szczęście, że świeże maliny wzbudziły w Tobie większe zainteresowanie i chęć zjedzenia niż czekoladowe słodkości. 

Mówisz coraz więcej. Pięknie odmieniasz Mama, Mamo - które wypowiadasz tuż po przebudzeniu, z wielkim żalem i tęsknotą - gdy znikam z zasięgu Twego wzroku albo wychodzę na balkon wywiesić pranie, a Ty choć w towarzystwie Taty biegniesz do balkonowej szyby, by dać mi buziaka - najpierw mi, potem Tacie, potem znów mi i Tacie - zawsze po równo. Świadomie wypowiadane Baba, gdy na ekranie komputera widzisz swoją babcię z Bielska, Ala, ku uciesze drugiej babci, lala, papa i mnóstwo zdań, których znaczenia do końca nie rozumiem, ale podziwiam Twoje zaangażowanie, gdy starasz się przekazać nam to, czego w danej chwili potrzebujesz. A uwierz mi - potrzebujesz bardzo wiele. Nie zawsze osiągasz to, co chcesz, bo przecież nie dam Ci rzucać komputerem, biegać ze szklanką w ręku, czy niezakręconą butelką pełną wody, ciągnąć po całym domu za kabel moją suszarkę, wrzucać przedmiotów to sedesu, czy otwierać okna. Krzyczysz wtedy wniebogłosy, pokładasz się ze łzami w oczach na podłodze, uderzasz pięściami o ziemię albo idziesz poskarżyć się Tacie. I przyzwyczaiłam się już, że zawsze w takiej sytuacji Twój Tata mówi: mała Judytka! Ale w jaki inny sposób masz pokazać nam, że coś Ci nie pasuje, nie zgadasz się lub próbujesz wymusić swoje - w wielu przypadkach - nieskutecznie. Nie chcę nauczyć Cię, że krzyk to metoda, by osiągnąć zamierzony cel. Staram się wszystko tłumaczyć, usiąść na przeciw Ciebie i patrząc prosto w te niebieskie oczęta wyjaśnić, dlaczego nie wolno. Ale nie zabraniam Ci krzyku, złości, nie tłumię frustracji, bo to przecież codzienne emocje. 

Muszę wzbogacić Twoją biblioteczkę o nowe książki, bo zawartość tych jest Ci już bardzo dobrze znana. Wskazujesz wiele rzeczy, o których znajomość nawet bym Cię nie podejrzewała. Cytryna? Wiadro? Obraz? Zaskakujesz, codziennie zaskakujesz. A gdy wychodzimy wspólnie na zakupy, Ty już ubrana czekasz na klatce schodowej, ja pytam Tatę, czy zabieramy wózek, Ty reagujesz natychmiast, wracasz do domu ( co po wyjściu na klatkę już Ci się nie zdarza), biegniesz do salonu i ciągniesz swój wózek dla lalek! Bo przecież Mama pytała, czy zabieramy wózek!! :) Śmiało mogę prosić Cię już o drobne przysługi - byś zaniosła coś Tacie, czy przyniosła mi z pokoju, wyrzuciła do kosza na śmieci, podała suszarkę, uczesała włosy. 

Pięknie pijesz z kubka za pomocą słomki. Uwielbiasz winogrona. Potrafisz włączyć i wyłączyć przedpotopowe  radio w salonie, co jeszcze nie tak dawno sprawiało Ci problem ze względu na mechanizm góra-dół. 

Wkroczyłaś już w nowy etap zabaw, bo karmisz swoje zwierzęta, naśladujesz mnie i uroczo przy tym mlaskasz. Nawet konikowi, który narysowany jest na Twoim plastikowym talerzu oddajesz kawałki warzyw z zupy, czeszesz włosy lalce, czy myjesz zęby misiowi. A Ciocia Dodzia, która nas dziś odwiedziła mówi, że śmiało będę mogła zostawiać Twojego brata/siostrę pod Twoją opieką, bo tak pięknie wozisz swego królika w wózku i śpiewasz mu aaaaaa. 

Jesteś wspaniałą córką. Będziesz wspaniałą starszą siostrą.

2013-10-08

14 miesięczna Dziewczynko,

w niedzielę obchodziłaś swoje kolejne małe święto, tym razem wspólnie z imieninami Taty. Dobrze, że Twój wiek liczymy jeszcze w miesiącach, a czasy dzielone na tygodnie wydają się już tak odległe. Często zatrzymujemy się z Tatą by spojrzeć na Ciebie i wypowiedzieć to jedno zdanie: ależ Ona już duża! 
A pamiętam jak jeszcze nie dawno skrobałem Jej banana łyżeczką. Jak to będzie za dziesięć, piętnaście, dwadzieścia lat? Gdy przyprowadzisz pierwszego chłopaka do domu, będziesz uczyła się do egzaminu maturalnego, wybierała kierunek studiów (może gdzieś na końcu świata). NIE-WY-O-BRA-ŻAL-NE!! Wiem, że będę tęskniła, po nocach ryczała za czasami, które trwają, dniami, tygodniami, miesiącami spędzanymi razem, gdzie Mama to najważniejsza osoba na świecie, a jej ramiona najbezpieczniejsze. I choć czuję zmęczenie - gdy tak jak teraz - po całym dniu - siadam na łóżku i próbuję zebrać myśli, sfrustrowanie, gdy rozrzucasz jedzenie wokół stołu i po raz kolejny muszę zamiatać podłogę, zniecierpliwienie, gdy próbuję ubrać Cię na spacer, a Ty ganiasz po całym mieszkaniu, a ja wszystko muszę robić w biegu, złość, gdy piszczysz, krzyczysz z nerwów, bo Ci czegoś zabraniam, stanowczo nie pozwalam - wiem, że to najpiękniejszy nasz czas. 

Ale poza naszym ogromnym przywiązaniem, więzią, którą każde dziecko może stworzyć jedynie z Matką -zauważam jak ważna jest już na tym etapie dla Ciebie relacja Ty-Tata. Na ustach tata, tato, tatu towarzyszy Ci przez cały dzień, co uświadamia mi, jak często myślisz o naszym Mężczyźnie, gdy fizycznie nie ma go z nami. Miłość, którą Go darzysz coraz większa,  bardziej zauważalna, wyrażana w prostych gestach. Gdy Tata siedzi na kanapie - przynosisz Mu kapcie(!), później - gdy Tata przenosi się na podłogę - podajesz Mu poduszkę i wyciągasz zza kanapy koc, ciągnąc go za sobą - oczywiście dla Tatusia! Gdy w radiu słyszysz skoczną muzykę, nie tańczysz sama, a wyciągasz ręce w kierunku Taty, domagając się wspólnej zabawy. A wieczorem, tuż przed snem, gdy wtulona w moje ramiona pijesz mleko i usłyszysz, że Tata usadawia się w fotelu, od razu opuszczasz matczyne ciepło, zabierasz swoją butelkę i wdrapujesz się na  te potężniejsze kolana. 
Wiem, że czas tych 35 tygodni, który nam jeszcze pozostał do pojawienia się na świecie Twego brata lub siostry, to będzie czas umacniania Twych więzi z Tatą. Bo Matka potrzebuje po prostu odpocząć, poleżeć, pogłaskać się po brzuchu, zwyczajnie nie robić nic. 

A ja? 

czuję szczęście i spełnienie, bo jest tak dużo rzeczy, które wywołują uśmiech na mej twarzy. To te wspólne poranki we trójkę w jeszcze nagrzanej pościeli, popołudnia takie jak to dzisiejsze - ze śmiechem do łez, bo Ty specjalnie rozbawiasz mnie waląc głową w ścianę(!), przewalamy się po łóżku, robię najgłupsze miny świata, gilgoczę Cię stopami, spacery, na których ganiam za Tobą, zbiegasz z górki prosto w moje ramiona, śmiejesz się na całe osiedle, gdy psy liżą Cię po twarzy (nie, nie zabraniam Ci tej radości, bo widzę, jaką miłością darzysz wszystkie czworonogi, a ja mogłabym nie istnieć, gdy zobaczysz któregoś z nich), kąpiele, podczas których chlapiesz mnie ku swojej wielkiej uciesze po twarzy, a woda rozpryskuje się po całej łazience. 


I nie mam pojęcia, w jaki sposób zdążyłaś podczas mojej dwuminutowej rozmowy telefonicznej wywalić z szafy połowę butów, siedząc jednocześnie na zasłonie, którą uprzednio zerwałaś z okna!! A prania zimą chyba robić nie będę wcale, bo pięknie wywieszone - bodziaki do bodziaków, spodnie do spodni, wylądowało po chwili całe na ziemi, gdy tylko opuściłam pomieszczenie, w którym zostałaś sam na sam z suszarką. Czy Ty oby nie masz tego BEDEHA? ;)


Istotko,

przyjmujemy kolejne gratulacje od zaskoczonych znajomych. Wszyscy życzą mi byś był/była grzeczny/grzeczna. Poza zadyszką, którą już teraz łapię (to co będzie wiosną?) wnosząc po spacerze Twoją siostrę na nasze czwarte piętro, bólami brzucha, które od samego początku naszego istnienia pojawiają się każdego dnia - sporadycznie - ale są, najczęściej podczas wzmożonego wysiłku - zupełnie nie czuję swojego odmiennego stanu. Staram się więcej odpoczywać, leżeć podczas półtoragodzinnej - często jedynej - drzemki Marcelki, kłaść się wcześniej spać. 

Jeśli okażesz się chłopczykiem, ciocia Emilia już teraz podsuwa nam propozycje imion. Na liście są: Kornel i Kajetan. 

Nie mam czasu na zastanawianie się, jak sobie poradzimy, jak bez pomocy osób trzecich wychowamy dwoje tak małych dzieci, jak to wszystko zorganizujemy, by jednocześnie nie zwariować i mieć chwilę dla siebie. Bo zwyczajnie wiem, że damy radę. Po prostu. Razem. 

A przed oczami mam jeden czerwcowy obrazek - Ty  w chuście słyszący(a) bicie mego serca, a Twoja siostra idąca obok - trzymająca Tatę i mnie za rękę. Radośni. Szczęśliwi. 

Niczego więcej nam nie trzeba. 


2013-10-04

Ja: Marcelka, kto zmieni Ci pieluchę - Mama, czy Tata?
Marcelka: Ma-ma

:):)

2013-10-03

Córo Ty moja,

Pani doktor, która prowadziła nas przez dziewięć miesięcy, spokojnie, szczęśliwie, bezpiecznie teraz znów czuwa nad nami, nade mną i Twoją siostrą lub bratem. Wczoraj potwierdziła testowe dwie czerwone kreski, kazała mi odpoczywać razem z Tobą i nie widzi obaw przed noszeniem, lulaniem, czwartym piętrem, bo przecież od wieków tak chowane są dzieci. Pokazuję Ci swój wydęty brzuch, tłumaczę, że rozwija się w nim Twoje rodzeństwo, a Ty nie wiem, czy rozumiesz czy nie, ale głaszczesz, przytulasz się, całujesz skórę wokół pępka. Ale zapytana, gdzie jest dzidziuś i tak mówisz, że nie ma. 

Nadal w Twoim słowniku króluje tata, tato, tatu - tatuś? A od wtorku nowe słowo - dob(r)a.
Ja: Ale pamiętaj, sama nie możesz próbować wchodzić z tapczanu na biurko, bo możesz spaść. Tylko jak jest przy Tobie Tata lub Mama dobra?
Ty: Doba!
Śmiałam się do łez, bo zaskoczyłaś mnie tym swoim doba, i wypowiedzeniem słowa w tak stanowczy sposób. I choć wiem, że nowości słownych będzie coraz więcej, to z każdej cieszę się tak samo wielką i szczerą radością. Nie ma + gest rozkładanych rąk opanowałaś do perfekcji, a przecież wyrzucenie nie i zdublowanie ma stworzyłoby tak piękny wyraz, który przecież znasz, dobrze znasz, a jednak wypowiadasz, powtarzasz po mnie tak rzadko. Coraz częściej baba i papa plus miliony wyrazów/zdań/opowieści we własnym języku. Naśladujesz moje bleee z odpowiednio wystawionym językiem, gdy po dwójeczce zmieniam Ci pieluchę. Idziemy się kąpać? A Ty kiwasz twierdząco głową i mówisz taa. Wyciągasz z szafki suszarkę (czasem mylisz ją z prostownicą), gdy ja obok myję włosy, a po chwili podajesz mi ją do ręki. Codziennie czeszesz najpierw swoje włosy, później próbujesz rozczesać moje, mokre, ucząc się tym samym rozróżniać pojęcia mokre (moje) - suche (Twoje), suszymy wtedy, gdy są mokre. Coraz lepiej wychodzi Ci samodzielne jedzenie, pięknie trafiasz właściwą stroną łyżeczki do buzi. Dziś zjadłaś bez mojej pomocy połowę serka i myślę, że dokończyłabyś czynność, gdyby nie to, że Ci się po prostu znudziło - jak mnóstwo rzeczy - a rozsmarowywanie tego, co skapnęło na blat stolika jest po prostu bardziej interesujące i zajmujące. Podobnie jak karmienie świnki, stukanie łyżką o talerz, zrzucanie kubka z wodą i karmienie swej chudej jak szczypior Matki. 

Powoli kończymy wirusowe historie, mam nadzieje - pierwsze i ostatnie tej jesieni, i powracamy do codziennego, spacerowego rytmu dnia. Stylowo - w szarych botkach, berecie i rękawiczkach w tym samym kolorze i  w fuksjowym szaliku z mojej kolekcji wypatrujesz szczekające na balkonach psy, obserwujesz samoloty, zbierasz liście i jarzębinę i oczywiście uśmiechem pozdrawiasz przechodzących, a podaniem ręki witasz swoich rówieśników. 

I uwielbiam, najmocniej na świecie uwielbiam Twój niosący się po całym mieszkaniu, a pewnie i klatce schodowej śmiech, gdy pierdzę Ci w brzuch, całuję w szyję i gryzę w stopy. Radujesz się wtedy całą sobą. A razem z Tobą - ja, urządzając tym samym Twojemu bratu/siostrze niezłe turbulencje. 


Maleństwo,

Wczoraj był piękny dzień na to, by od dobrze mi już znanej Pani doktor usłyszeć, że Jesteś. Jej No oczywiście podczas badania stanu mojej macicy wywołało ogromny uśmiech na mej twarzy, mimo powtarzającej się historii emocje tak samo piękne. Po wyjściu dzwonię do Taty, Babci Beatki, by potwierdzić wszystkie znaki na niebie, a do Cioci Emilki, by przekazać Nowinę. Zdziwiona, że to już, tak szybko, ale cieszy się razem z nami. 

A Tata? Już teraz daje mi odczuć, że Jesteś. Rozwiesza pranie, czyli robi to, czego robić nie znosi. To wszystko z jednej pralki? Bo ja rozwieszam to pranie, rozwieszam, a ono wciąż jest jeszcze w misce. Doceniam - bo jest zimno, a Ty jesteś po kąpieli. Kiedy tylko jest obecny w domu, usypia Twoją siostrę, żebym ja nie musiała Jej nosić, znosi/wnosi, gdy wybieramy się/ wracamy ze spaceru. 

Staram się przyzwyczaić do jeszcze nierealnie brzmiących słów Kocham Was - całą czwórkę. Jaką czwórkę, jaką czwórkę!

I jak tu, tym miejscu rozróżnić myśli, napisać oddzielne zdania, które przecież dotyczą nas wszystkich, całej rodziny. Które myśli są Twojej siostry, a które Twoje?? 




26 września 2013 


Najdroższa,

nie martw się, że przestałam pisać do Ciebie, czynię to regularnie, o ile wieczorny zmęczenie nie jest na tyle duże, bym marzyła jedynie o otuleniu się ciepłą kołdrą. Piszę, choć świat przeczyta o tym z pewnym opóźnieniem.

Ty już wiesz, bo setki razy Ci dziś mówiłam. Będziesz starszą Siostrą! Ty moje Maleństwo - starszą o 22 miesiące. I wciąż nie mogę w to uwierzyć. Jeśli wszystko ułoży się po naszej myśli na początku czerwca mała Istota znów zagości w naszym domu. A przecież tak dokładnie pamiętam nasz wieczór 11 listopada 2011. I znów jedenastki w naszym kalendarzu odznaczone jako dni ważne. 

I mnóstwo mam obaw w sobie, bo choć o tym marzyliśmy, to przecież Ty jesteś tak ukochaną, wyczekiwaną przez cały świat naszą małą córeczką. Jak ja (nie tylko Ty) poradzę sobie z tym, że nie mogę być tylko dla Ciebie, a miłość, którą teraz miałaś całą dla siebie będę dzieliła na nowego członka rodziny, którego istnienie mam w świadomości dopiero od dziś.  Choć po cichu w sercu już wyobrażam sobie nas bawiące się razem na dywanie w salonie, a Istotę wiercącą się obok na kocu, to czy nie będzie mi brakowało nas - tak jak teraz tylko we dwie. Czy będę miała czas na tunele i namioty z krzeseł, miliardy całusów, wspólne kąpiele i ganianie za Tobą po placu zabaw...

A ciążowe dylematy? Ograniczenie podnoszenia przy małym dziecku? Jak mam Cię karmić, skoro najwygodniej posadzić w krzesełku, jak dbać o higienę pupy, bez wsadzania do wanny? Jak utulić do snu, skoro lubisz być przytulona i bujana w ramionach? Jak znieść i wnieść na czwarte piętro, wsadzić do huśtawki, posadzić na zjeżdżalni, podnosić do kosza na śmieci? Damy radę - nie my pierwsze. Matczyna intuicja już dwójki Dzieci!! Przez jakiś czas będziesz miała swój świat zabaw zarezerwowany tylko dla Ciebie i Taty - podrzucanie, wspólne tańce, noszenie na plecach i na barana, a ja będę obok, obserwować, zachwycać się i zapamiętywać wszystko migawką aparatu. 

Ale zapamiętaj sobie - Kocham Cię najmocniej na świecie i nic tego nie zmieni. 


Istotko pod sercem,  

pierwsze zdania tu, w tym nowym miejscu. Do Ciebie. Dziwne uczucie, bo to tej pory, do dzisiejszego poranka, to Twoja Siostra była tu główną bohaterką, a dziś pojawiasz się Ty. Jesteś, choć nie czuję tego jeszcze zupełnie, a cieszę się przeogromnie, choć emocje już inne, bardziej znane, naturalne, bo przecież tego chcieliśmy, planowaliśmy, marzyliśmy. Nie mogłeś/aś wybrać sobie lepszego dnia na testowe potwierdzenie swojego Istnienia we mnie. Urodziny Twojej Babci Beatki, a wczoraj trzecia rocznica ślubu Twoich rodziców. I gdy przytuleni ze łzami wzruszenia oglądaliśmy film z wesela, uroczystości, która miała miejsce jakby kilka dni/tygodni temu, to nie przypuszczaliśmy, że te trzy lata będą dla nas takie dobre. I ten czwarty rok wspólnego bycia razem, cały SENS potwierdzony dwoma kreskami, jedna jeszcze blada, ale jest! Czy może być coś piękniejszego? Ale owoc niepewności został zasiany już wczorajszego, ważnego w naszym życiu dnia, gdy popołudniu zrobiłam pierwszy test, po pojawieniu się jednej kreski, ze smutkiem wyrzuciłam do przepełnionego już kosza, a po kilku godzinach zupełnie przypadkiem zobaczyłam na nim drugą. I choć producent poinformował, by wynik odczytywać w przeciągu pięciu minut - myśli zaczęły krążyć, a dziś tuż po przebudzeniu pierwsze swe kroki skierowałam ku łazience. 

I proszę Cię - bądź. Rozgość się, czuj jak u siebie, bo będę Twoim schronieniem przez najbliższe miesiące. Będę uważać i dbać o nas. Odpoczywać na tyle, na ile pozwoli mi Twoja starsza Siostra! Nie dokazuj za bardzo, nie męcz porannymi wymiotami, daruj mdłości i senność. 

25 września 2010 roku my jeszcze nie wiedzieliśmy o Waszym istnieniu, a Wy już wpisani byliście w Boski plan!

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

30 września 2013

Moja Dziewczynko,

jesień przyszła do naszego mieszkania wraz z wirusami, katarami, bólem gardła, które dopadły zarówno Ciebie, jak i Tatę. Początkowa chrypa, która dzięki inhalacjom po dwóch dniach ustąpiła - dała miejsce katarowi, który litrami leje Ci się z nosa. Do tego lekarz stwierdził zapalenie spojówek i zaczerwienienie gardła plus wypisał syrop typowy na kaszel, mimo, że kilka razy powtarzaliśmy mu, że ta dolegliwość Ciebie nie dotyczy! Nie podajemy, nie będziemy faszerować Cię chemicznymi specyfikami. Po aplikowaniu całej listy leków i tak nie widzę żadnej poprawy. 

Weekend spędzasz w towarzystwie Babci Alinki, która po raz pierwszy widzi Ciebie chodzącą i będącą w sekundzie w kilku miejscach jednocześnie. Uczy się Ciebie i naszego, jednak odmiennego od Jej sposobu wychowawczego. Tłumaczymy, że nie trzeba chodzić za Tobą krok w krok, że nie zrobisz sobie sama krzywdy, bo jesteś uważna i ostrożna. Możesz otwierać szuflady, wszystkie szafki i nie przytniesz sobie palców. Możesz bawić się radiem, włączać, wyłączać, zmieniać stację. Jeśli chcesz możesz nosić po domu buty stojące w przedpokoju i wchodzić pod stół bez obawy, że za chwilę rozbijesz sobie głowę, kręcić się i tańczyć do upadłego, nawet jeśli się spocisz, zmęczysz, złapiesz zadyszkę! A na spacerze nie trzeba prowadzić Cię za rękę ze strachu przed upadkiem, bo upadasz setki razy, ale podnosisz się jeszcze szybciej. Możesz zbierać liście, świeżo skoszoną trawę i chodzić po błocie. 
Wszystko w granicach zdrowego rozsądku, ale w innym wypadku całe Twoje dzieciństwo to byłby monolog zbudowany z ostrzeżeń, zakazów, przestróg i koniec końców bałabyś się ruszyć z miejsca w obawie przed czyhającym niebezpieczeństwem. 

Twoja rozmowa z Babcią:

B: Powiedz baba
Ty:  Tata
B: Powiedz Ala
Ty: Tata
B: Powiedz Ola
Ty: Nieeeee maaaa

Mówisz coraz więcej, wyrazów, sylab, zdań(?) w swoim języku, w którym dominuje literka B. Czasem tłumaczysz coś tak zawzięcie, dosadnym głosem, z przekonującą miną chodzisz ode mnie do Taty i powtarzasz te same sekwencje, że trudno się wówczas z Tobą nie zgodzić. Zauważyłam, że w książeczkach łatwiej pokazać Ci nie rzeczy konkretnie nazywane, a czynności. Nie pokaż krzesło, a  gdzie siedzi misio, nie lusterko, a pokaż gdzie miś przegląda się w lusterku, nie pokaż miotłę, a  gdzie miś trzyma miotłę i pewnie będzie zamiatał. 

I nawet nie wiesz, jak bardzo lubię te (nie)zwykłe, a codzienne poranki, gdy tuż po Twoim przebudzeniu przynosimy Cię do naszego łóżka, a Ty bez proszenia tulisz się do nasz, całujesz, okazujesz uczucia, emocje, radość i ten szczery uśmiech, który łagodzi wszystko. 

A jak to będzie po czerwcu 2014? Czy damy radę udźwignąć tyle szczęścia na raz.


Istotko, 

nie mam za dużo wolnego czasu, by skupić się na Tobie, na sobie, odczuwanych emocjach, monologowaniu do Ciebie, głaskaniu poprzez skórę brzucha i dziękowaniu Niebiosom za szczęście, które nas spotyka. Twoja starsza siostra i obowiązki domowe pochłaniają całą moją energię, ale radość którą czerpię z bycia tu i teraz sprawi, że będziesz chyba najradośniejszym dzieckiem chodzącym po tej planecie, a głośny nasz śmiech codziennie będzie docierał do Ciebie - tam - po drugiej stronie mnie. 

W środę skończysz swój trzeci tydzień życia, a wizyta u naszej już tak dobrze znajomej Pani Doktor potwierdzi tę Dobrą Nowinę, bo czuję, że jesteś! 

Z myślą o Tobie zjadam pomarańcze, drzemię razem z Marcelką, nie piję uwielbianej tak kawy, a owocowe herbaty. Ale to zupełnie inny czas, aktywne dziewięć miesięcy, gdzie oglądanie kilku odcinków serialu pod rząd i cały dzień w łóżku pozostaje już tylko nie tak dawnym wspomnieniem. 

Głaszczę Cię, uśmiecham się do siebie i nie muszę wciągać brzucha, którego poobiedni wygląd to co najmniej 3 miesiąc. 


2013-09-20

Twój Tata mówi, że gdybym miała dodatkowe 16 rąk, byłabym cyborgiem. Ale w taki dzień jak dziś i bez tych dodatkowych par tak się czuję. Nie siadam. Swoją pupę sadzam tylko, gdy Cię karmię, sama spożywam posiłek lub przeglądam internet w poszukiwaniu butów dla Ciebie. Lubię maksymalnie wykorzystać dzień, by weekend mieć wolny od domowych obowiązków. Dlatego cały poranek sprzątam. I tu muszę przeciwstawić się stwierdzeniu Taty jakobyś była przeze mnie rozpieszczona i nie potrafiła się samodzielnie bawić. Bo owszem chodzisz za mną, patrzysz co robię, zabierasz szmatki, oglądasz płyny do mebli, liżesz lustra, ale też wozisz miśki w wózku, odpoczywasz przez chwilę (co ostatnio lubisz robić) w swoim bujaku, wchodzisz do plastikowego pojemnika i oglądasz swój zabawkowy świat. Później wspólny spacer na plac zabaw, do apteki po odbiór leków do Twoich inhalacji, małe zakupy i powrót do domu minutę przed Twym zaśnięciem. A ja w tym czasie kończę porządki, przygotowuję obiad i czekam na Tatę. Irytuję się, gdy nie chcesz zajadać z apetytem specjalnie przygotowanych z myślą o Tobie kotletów. A przecież mogłabym dać Ci zupę z wczoraj, ale nie, chciałam coś innego, nowego. Śliwkowe ciasto piekę, gdy Ty zajadasz się w krzesełku mandarynką i bacznie obserwujesz każdy mój ruch. Jeszcze tylko pranie w międzyczasie, wspólne granie w piłkę, tańczenie, noszenie Cię na barana, podskoki i przewalanki na dywanie, miliony całusów i tysiąc razy biorę Cię w ramiona, bo przychodzisz, patrzysz mi w oczy, wyciągasz ręce i tulisz swoją głowę do mojej szyi. Potrzebujesz tego. Ostatnio coraz bardziej. 

Jeszcze tylko kąpiel, jesienny pedicure i manicure i jestem gotowa na weekendowe odpoczywanie. 

A ciasto - przepychota! W sam raz do jutrzejszej porannej kawy, która jest naszym rytuałem z Tatą. Czasem zimna, czasem Jej picie trwa minutę albo jeden kubek noszę przez cały dzień z pokoju do pokoju. Ale jest! Nasz wspólny. I bardzo lubię, gdy Tata pyta, choć zna odpowiedź doskonale to co pijemy kawę? 

2013-09-18

Promyku Radości,

dom wypełnia cisza, a ja mam czas, by pisać tu do Ciebie. Dopiero teraz, bo Twoja już tylko jedna drzemka w ciągu dnia trwa zdecydowanie zbyt krótko, by ogarnąć całe mnóstwo spraw. Szacunek i podziw do Mam, które rok po roku mają dwoje, troje dzieci. 

Ostatnie nasze dni to: tunel z krzeseł na środku pokoju (namiastka placu zabaw), jeżdżenie po korytarzu w pudełku po butach (czyli mini karuzela), wożenie Cię w Twoim wiklinowym wózku dla lalek, trampolina do skakania - czyli jak pan jechał na koniku bezpośrednio na moim brzuchu i patataj, patataj z Mamą na krześle. Dobrze, że nikt nas wtedy nie widzi. 

Nadaj jesteś w fazie nie ma. Gdzie jest piłka? Nie ma. Gdzie jest Twoja lalka? Nie ma. Ogólnie niczego nie masz, rozkładasz zabiedzona ręce i rozczulającym głosem przeciągasz leniwie nie ma... 
Od kilku dni pięknie mówisz też Artur, co w Twoim języku brzmi Atu, bo przecież druga i ostatnia litera imienia Twego Taty są nie do wypowiedzenia na tym etapie, ale miłość z jaką wołasz, wypowiadasz - najpiękniejsza na świecie. I choć po przebudzeniu pierwsze tulisz się do mnie, to jeszcze w łóżeczku, nie w pełni świadoma poranka pokrzykujesz Atu, Atu, a ja dzięki temu mam jeszcze chwilę w ciepłej pościeli, bo skoro wołasz Tatę, to Tata podnosi się i idzie. I nie wiem, czy to przypadek, czy z wszechobecnym nie ma potrafisz połączyć jeszcze jeden wyraz, bo gdy w oknie żegnamy Tatę odjeżdżającego do pracy, Ty patrzysz i mówisz Atu?Nie ma. 

W książeczkach pokazujesz kolejne zwierzęta: słonia, małpę, niedźwiedzie, sowę, lisa. Zadziwiasz, gdy proszę, byś wyniosła papier do kosza na śmieci i chociaż nigdy nie uczyłam Cię, gdzie w domu wyrzucamy śmieci (bo na podwórku bardzo szybko potrafisz zlokalizować kosz na śmieci, wynajdujesz kapsle, papiery, paczki po papierosach i niesiesz we właściwym kierunku, którego jak widać wiele osób nie zna, nie zostało nauczonych), Ty zmierzasz do właściwej szafki w kuchni, otwierasz drzwi i do worka wkładasz papier. To samo robisz z leżącą na ziemi zużytą pieluchą i sprzątasz ją bez mojego choćby najmniejszego napomknięcia. Próbujesz naśladować odgłos szczekania, co w Twoim wykonaniu przypomina basowe: uu uu uu uu, a miauczenie to cieniutki pisk. Samochody jadą bum, bum.

Odkrywasz dobrodziejstwo internetu i skajpaja. Kładziesz głowę na klawiaturze i przytulasz się do Dziadka, całujesz ekran, chcąc ucałować Babcię. Świecą Ci się oczy na widok Sapera, którego przywołujesz gestem ręki. A Twoja Prababcia Zosia widząc nas w monitorze komputera stwierdziła, że pewnie Twoi Dziadkowie ukryli nas gdzieś w domu, bo to przecież niemożliwie, żeby widzieć siebie pomimo takiej odległości w kilometrach. A jak trochę podrośniesz posadzę Cię przed monitorem, Babcia usiądzie przed swoim z bajkami w ręku, a ja w długiej, bardzo długiej kąpieli będę leżeć z zamkniętymi oczami. 

A ja: 
nadal nie potrafię oduczyć Cię najbardziej irytującej mnie rzeczy na świecie - ciągnięcia za włosy. Mam wrażenie, że są wszędzie w domu, a ja mam ich co najmniej połowę mniej. Robisz to z całą swoją siłą, zaciskając przy tym pięści i zęby, a ból odczuwam przez kolejne kilkadziesiąt minut. Nie lubię przez to momentu usypiania, bo zamiast tulić Ciebie do siebie, trzymam na odległość, byś nie miała dostępu do moich włosów. Bez pomocy Taty często nie potrafię odwrócić Twojej uwagi, bo ani prośby, ani groźby na Ciebie nie działają. To jedyny taki moment, gdy mam ochotę sprać Ci skórę, gdy podnoszę głos i denerwujemy się obie. 

nadal też nie potrafię nauczyć Cię przesypiania całych nocy, choć bywają i takie, że budzisz się dwa razy -  koło 1szej i 6stej rano. Po takiej dobrej nocy analizuję Twoje menu, godziny snu, kąpieli i usypiania, i nie znajduję żadnych nowości, bo te same czynności, w tych samych godzinach staram się powielać codziennie. I nie wiem, co wpływa na to, że czasami jesz raz, a czasami trzy! I choć wiem, że to zdecydowanie zbyt dużo mleka jak na dziecko w Twoim wieku to nie potrafię uspać Cię inaczej, jak przy ciepłym posiłku. Ba, zdarza się, że zaśniesz po kilkunastominutowym kołysaniu, śpiewaniu, lulaniu, mówieniu ciiiciiichooo...ciiiciiichooo..., ale budzisz się jeszcze szybciej i zdecydowanie chce Ci się jeść. I czy powinnam Ci tego zabraniać, skoro potrzebujesz? Przecież nie masz w zwyczaju jeść na siłę. Ani woda, ani gęsta kaszka przed kąpielą, porcja mleka tuż przed spaniem, ani kolejna butla po około 3-4 godzinach nie zaspokajają Twego uczucia głodu. A nocą bez kija do mnie nie podchodź, bo jestem zła, po raz kolejny rozbudzona, zirytowana i choć marzę o w pełni przespanej nocy nie zastosuję poradnikowych mądrości. Nie wierzę, że na dobre wyjdzie Ci oduczenie od jedzenia poprzez pozostawienie samej sobie, w środku nocy, w płaczu i poczuciu niebezpieczeństwa, bo przecież zawsze była Mama lub Tata, ciepłe ramiona i ulubione mleko. 

Pierwsze Twoje: kluseczki kładzione ( i moje też), spacery w kaloszach, pierwsza wyprawa na grzyby i skakanie po kałużach. 

A co to ona ma na nosku? 
To błoto z kałuży.