Córeczko,
śpisz w moim panieńskim pokoju, pokoju, który z każdym naszym pobytem u Dziadków staje się bardziej Twój niż mój. Moje skrupulatnie zbierane przez lata pluszowe maskotki - otrzymywane w zamian za dzielność i odwagę podczas przeróżnych wizyt lekarskich - już nie siedzą na szafie, a na podłodze, parapecie, pod stołem, obok telewizora i zabierane są (z zazdrości) przez czworonoga, któremu przydałoby się trochę więcej kalorii w postaci Tik-Taków, a ja nie musiałabym ich myć i suszyć na kaloryferze.
Nie zabrałam ze sobą swojego laptopa, tabletem posługiwać się nie lubię, pisanie na stacjonarnym komputerze Dziadków nie sprawiałoby przyjemności, bo lubię się wygodnie rozsiąść, okryć kocem, podgryzać czekoladę w międzyczasie. I choć mam tu dużo więcej wolnego czasu, to nie mogłam przez półtora tygodnia usiąść, zebrać myśli i pisać. Nie chciałam robić tego na siłę, bo postanowiłam, że pisanie ma być przyjemnością, odskocznią, wyciszeniem, a nie obowiązkiem, który nie chętnie spełniać muszę. Czekałam na dobry moment i mam. Dziadek na urlopie, jego służbowy komputer do mojej dyspozycji i Twoja półtoragodzinna drzemka to mój czas na poruszenie umysłu, składanie zdań, skupienie na Tobie, na tym co jest teraz, co przeżywamy i wypełnia naszą codzienność. Piszę.
Do Dziadków przyjechaliśmy w ubiegły piątek z trzydniówką, którą zdiagnozowaliśmy sami, bez wizyt w przychodni i lekarzy u nas w domu. Poza wysoką gorączką, utrzymującą się cztery doby i wysypką, która pojawiła się w trzeciej w postaci czerwonych plamek wokół pępka, narządów płciowych i pojedynczych na plecach i klatce piersiowej nie wykazywałaś żadnych innych objawów chorobowych. I odpuściliśmy sobie diagnozę lekarską, uprzedzeni trochę do naszych wcale nie złych pediatrów, bo Twoje prawie piętnastomiesięczne Istnienie sprawiło, że wiem już, co i w jakich ilościach podawać, gdy masz katar, kaszel, zaczerwienione gardło, gorączkę. Przed wejściem do gabinetu sama mogłabym powiedzieć, jakie leki za chwilę zostaną Ci przypisane, a tylko zalecane dawki zmieniają się, bo przecież przybierasz na wadze, rośniesz.Twoja domowa apteczka to dwa solidne pudełka leków. Trzydniówka i towarzyszące jej zmiany zniknęły tak samo szybko, jak się pojawiły. Sine plamy w miejscu górnych czwórek zamieniły się w kolejne dwie białe perełki. Twój sen - niespokojny, często przerywany, czego powodem była zapewne i wysoka temperatura, zmiana otoczenia, i wyrzynające się opornie zęby stał się bardziej regularny, przewidywalny, bo budzisz się w nocy wciąż dwa razy na butlę mleka i czasem raz nad ranem - koło godziny piątej, by się trochę poprzytulać i na poduszce obok Mamy pospać jeszcze 30-40 minut.
Dziś po raz drugi przeprowadzałyśmy z Babcią eksperyment. Tak, chciałam mieć trochę wytchnienia, noc bez konieczności zrywania się z łóżka, karmienia i lulania do ponownego Twojego zaśnięcia. Babcia położyła się w pokoju z Tobą, a ja obok w pokoju wujka Bartka. Nie chciałaś pić mleka trzymanego przez Babcię, nie chciałaś uspokoić się i przestać zanosić płaczem bez obecności Mamy. Miałaś świadomość tego, że jestem, bo przecież kąpałaś się przy mnie i to ja ułożyłam Cię do snu. Jestem Twoim poczuciem bezpieczeństwa, a słyszane Mamo Mamo, wypowiadane w potoku łez rozczulają moje serce i wypełniają taką miłością, że nieprzerwany sen staje się zupełnie nieistotny. I chociaż wiem, że przecież z Babcią nie dzieje Ci się krzywda, to jednak czemuś chcesz, żebym to właśnie ja była przy Tobie. Zbudziłaś się z ogromnym płaczem jeszcze raz, po godzinie, ale to ja już czuwałam na łóżku, tuż obok Twojego i uspokoiłaś się bardzo szybko, słysząc, że jestem. Jeszcze przyjdzie czas, że i Ty zaczniesz spać całą noc bez potrzeby jedzenia i noszenia. Tymczasem przyzwyczajam Cię do usypiania bez konieczności chodzenia po pokoju, a siadam na łóżku, przytulam do siebie, kołyszę i śpiewam.To ze względu nie tylko na ciążowy stan, ale też i Twoje kilogramy, bo przecież nie robisz się z dnia na dzień lżejsza, a mi jest zwyczajnie ciężko.
Poranki na Podlasiu - jak zawsze zresztą - należą do Ciebie i Dziadków.
Nie wiem, co wtedy robicie, ale gdy wstaję i całuję Cię na dzień dobry,
pachniesz Calvinem Clainem, masz gładziutko uczesane włosy i nawilżone
pomadką usta. Kobietko Ty moja. Mój rodzinny dom to dla Ciebie wielka
atrakcja, bo nowe, nieznane kąty, szuflady, szafki. Szczególnie
uwielbiasz te dwie małe przy łóżku Dziadków - Babci, która trzyma w niej
swoje apaszki, korale, klipsy noszone od rana do wieczora zdaje się
tylko kilka lat temu. I Dziadka, w której przechowuje nieaktualne już
banknoty i monety, ładowarki, świeczki. I ukochana szafka w pokoju Perełce, pełna Bożonarodzeniowych i Wielkanocnych ozdób.
Z domowymi zwierzakami zaprzyjaźniłaś się już na dobre. Saper nie odstępuje Cię ani na krok. Idziesz na górę, on idzie za nami. Bawisz się na łóżku, wskakuje i pokłada się obok Ciebie. Biegasz po korytarzu - chodzi obok i pilnuje niczym Twój anioł stróż. Próbujesz nałożyć mu na głowę czapkę Dziadka, a gdy Ci nie wychodzi układasz na karku ogromnie zadowolona ze swojego dzieła. Darzysz go zdecydowanie większym szacunkiem niż kota, którego chwytasz dwoma rękoma, podnosisz i przestawiasz z miejsca na miejsce, otrzepując później ręce z sierści, której garściami pozbywasz kota. A kot? Ani fuknie, ani piśnie, ani drapnie, cierpliwie znosi Twoje tortury, może po prostu lubi takie zabawy..? Za pozostałymi (dwa prababci Zosi i jeden przybłęda z polikami niczym chomik, którego wszyscy karmią i dziwią się, że tak się dał oswoić) ganiasz po podwórku, biegniesz, nie patrzysz pod nogi, byle złapać tego miau miau.
Pięknie wchodzisz i schodzisz po schodach. Gdy jesteś trzymana za rękę robisz to ekspresowo. Codziennie ćwiczysz też samodzielne wejścia na górę i zejścia na dół, co sprawia Ci wielką frajdę. W domu przytrzymujesz się ściany, bo nie sięgasz do poręczy. Po schodach wejściowych do domu idziesz sama trzymając się barierki i w taki też sam sposób schodzisz. Ostrożniej, wolniej, ale bez pomocy, a z asekuracją obok. Dumnie wszystko nagrywam, żeby móc pokazać Tacie i pochwalić Twoje nowe umiejętności.
Potrafisz samodzielnie pić z kubka. Nie plastikowego, a zwykłego, dorosłego. Trzymasz za uchwyt, tak jak mówię, a drugą ręką przytrzymujesz mały, czerwony kubek Nescafe z wodą, kawą Inką lub świeżo wyciśniętym grapefruitowo-pomarańczowym sokiem.
Nauczyłaś się dmuchać. Studzisz moją herbatę, swoją parówkę, płatki z mlekiem. Dotykasz do gorącego kubka, miski z zupą, grzejnika i sprawdzasz, czy nie są gorące.
Na śniadanie upodobałaś sobie ostatnio czarno-białe kuleczki Nesquik ze sklepowym mlekiem 3,2%. Nie masz po nim biegunek, bólów brzucha, wymiotów, ani innych objawów sugerujących, że powinnam je ostawić, że jest jeszcze za wcześnie. Uwielbiasz winogrona, zjadasz w je takich ilościach, że sama zastanawiam się, gdzie to wszystko mieścisz. Cieszysz się na ich widok dużo bardziej niż, gdy zobaczysz czekoladę, kinderka, czy inne słodkości. Dobrze, moja Ty owocowa Damo.
I wiem, zdaję sobie sprawę, że nie jestem ostatnio tak energetyczna, produktywna jak zawsze. Ciążowe samopoczucie, zmęczenie - które mam nadzieję wraz z rozpoczęciem trzynastego tygodnia zmieni się w ogromne pokłady energii - każe leżeć, odpoczywać i korzystać z tego dobrego czasu jeszcze do niedzieli.
Ale pamiętaj. Jesteś moim największym Szczęściem, nieustającym uśmiechem, promykiem, który po piątej budzi mnie najsłodszym na świecie Mamo, a widoku szczęśliwej, rozradowanej Twej buzi nie potrafię porównać z niczym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz