2016-04-10

Dzieciaczki,

w zeszłym tygodniu, wiosna w pełni zawitała do Lublina. Zdjęliśmy czapki, ba, nawet kurtki na rzecz rozpinanych bluz i narzucanych na wierzch kamizelek, gdy w piaskownicy zaczynał zapadać zmrok. Wyczyściliśmy balkon, na którym w krótkim rękawku i okularach przeciwsłonecznych zjedliśmy we trójkę pierwszy obiad. ("Mamo, mogę wyrzucić przez balkon ziemniaki dla gołąbków?") Przestawiliśmy się na rytm trzech spacerów dziennie. Pierwszy - do przedszkola, a po odprowadzeniu starszej zaglądamy z Karolem na puste jeszcze place zabaw, głaszczemy psy na porannym spacerze, robimy zakupy na obiad. Drugi - po Marcelkę, z rowerem i getrami na przebranie (bo do przedszkola obowiązkowo spódnica). Wracamy po 16stej na szybki obiad i po godzinie jesteśmy z powrotem na placu, gdzie zbiera się Wasza stała ekipa. Sandra, Maksio, Kalinka i Wy. Na rowerach i jeździkach, huśtawkach i zjeżdżalniach, trzepakach i osiedlowych chodnikach. Uwielbiam ten czas. Pełen śmiechu, beztroski i Waszej pełnej radości. Gracie w berka, chowanego, malujecie kredą. Dziewczyny urządzają sobie rowerowe wyścigi, a my próbujemy dotrzymać Waszego tempa, by mieć Was chociaż w zasięgu wzroku, dzielimy się, by ktoś czuwał nad starszymi, a ktoś nad młodszymi. Biegam za Karolem, który w wózku jeździ teraz w wyjątkowych sytuacjach, a największą frajdą jest świąteczny prezent - jeździk twistcar. Obowiązkowo zabierany na każdy spacer i obowiązkowo wnoszony z powrotem na górę - nie może zostać w wózkowni, bo Karol ostro protestuje. Na trasie Dom Kultury - Stokrotka rozpędza się do takiej prędkości, że biegnę, jak głupia mijając przedszkolne Mamy i doganiam Młodego z myślą, że jest przerażony tempem, w jakim jechał, a on z uśmiechem "pesio", "pesio", bo przecież jest największym miłośnikiem czworonogów. Mi serce biło jak oszalałe, bo już go widziałam lądującego na sklepowych drzwiach. Ale Karolowi zawrotne prędkości nie są straszne. Jeszcze szybciej odpycha się nogami i szelmowsko uśmiecha, gdy zauważa jakąś osiedlową górkę, wjeżdża i zjeżdża ze wszystkich krawężników i oczywiście wszystko "sam". Wieczorny, pospacerowy powrót do domu zajmuje nam kolejne 40 minut, bo przecież wszyscy muszą zostać odprowadzeni. Po kilka razy. "To co, może teraz Sandrę odprowadzimy? Nie, ja już byłam odprowadzana. Teraz Kalinkę". Po takich dniach, zasypiacie w kilkanaście minut, nasyceni świeżym powietrzem i dobrą energią, a ja mimo fizycznego zmęczenia, czuję że żyję. 
Witaj ukochana poro roku. Rozpieszczaj nas jak najdłużej!

Marcelko, moja mała kobietko ( "Ty jesteś dorosła, a ja jestem taka mała kobietka")

zastanawiam się, czy bunt dziecka kiedykolwiek się kończy... Bywają sytuacje, gdy trudno nam się jest dogadać, a moje próby okiełznania Twojej upartości i krzyku nie przynoszą efektów. W pewnych sytuacjach sama nie wiem, kiedy powinnam odpuścić, a kiedy jednak stawiać na swoim. Wyczytałam kiedyś mądre słowa, że o wiele lżej jest rodzicom, gdy sami przestaną się upierać. I sama łapię się też na tym, że po chwili namysłu, mój upór w jakiejś kwestii uważam za zupełnie niepotrzebny, że przecież mogłam odpuścić, że nie warto było. Ale z drugiej strony - chcę przecież byś przestrzegała zasad dobrego wychowania, z szacunkiem odnosiła się do najbliższych, używała "magicznych" słów. 
Niektóre nasze dialogi, Twoje odzywki potrafią wytrącić mnie z równowagi, szczerze zasmucić i sprawić, że wieczorami myślę, jak powinnam reagować, jak postępować, by od razu eliminować to, co mi nie odpowiada.

Marcelka, zaraz wychodzimy, zrób siku.
Robiłam.
Kiedy?
KIEDYŚ!!!

Ale Ty mnie męczysz. Ciągle tylko siku, umyj ręce, umyj buzie!!

Nie lubię Ciebie. 

Jestem na Ciebie zdenerwowana. Nie odzywaj się teraz do mnie. 

Pić! Wody! 

Daj mi coś słodkiego. W tej chwili!

Prawie codziennie prowadzimy debaty:
 - na temat słodyczy. Mogłabyś jeść je nieustannie i to trochę taka moja karta przetargowa. Nagroda za dobre zachowanie i kara za niewłaściwe postępowanie. Mi też wyznaczasz kary. "Mamo, to dziś zakaz słodyczy do końca dnia i zakaz placu zabaw. Nie możesz ze mną iść, tylko Tata może". 
- na temat ubioru. Stroje najczęściej wybierasz sobie sama. Sugeruję Ci, co moim zdaniem pasuje  do czego, co będzie wygodniejsze na rowerze, a co lepsze na tańce. Ale jak czasami uprzesz się na konkretny element garderoby, to żadne moje argumenty nie przebiją się przez potok łez i krzyk na pół osiedla. Już nie wiem, ile razy Ci tłumaczyłam, że nie musimy się przebierać po kilka razy dziennie, że plama na bluzce (gdy siedzimy tylko w domu) w niczym nam nie przeszkadza i, że wszystko  nie pierze się samo. 
- na temat zachowania przy stole. Jedzenia bez nieustannego kręcenia się, co skutkuje rozlewaniem i wywalaniem, prostego (w miarę siedzenia) i nie picia co kilka sekund.

Ale pozwalam Ci na złość i płacz, cieszę się, że sama potrafisz nazwać emocje, powiedzieć, że jesteś na mnie, czy Karola w danej sytuacji zła. Masz do tego prawo, jak każdy człowiek. Jesteś wybuchowa i impulsywna - jak ja. Ale po chwili już o tym nie pamiętasz, a ja wciąż jestem "najlepszą Mamusią w świecie". Od dziś "błogosławioną między niewiastami". :) 

Potrafisz samodzielnie zapiąć kurtkę/bluzę. Ułożyć puzzle z 60 elementów. Wejść do wanny, wymyć się, wyjść, wytrzeć i ubrać. Utrzeć jabłka, napisać MAMA i TATA. Wycinać proste kształty, żegnać się. Znasz na pamieć Ojcze Nasz. Potrafisz rytmicznie i melodyjnie śpiewać, wymyślasz piosenki "na poczekaniu" o tym, co akurat robimy, co się dzieje. Potrafisz napisać A,B,M,O,T,S. Rozpoznajesz, ale musisz zobaczyć, żeby samej napisać R,K,P,C,L. Wykonujesz proste działania matematyczne, kolorujesz bez wychodzenia za linię, coraz staranniej i z rzeczywistą przyjemnością, podobnie jak z układaniem puzzli, lubisz i jesteś w tym rzeczywiście dobra. 

Masz bardzo fajny kontakt z Karolem. Niespełna dwulatek jest coraz lepszym kompanem do wspólnych zabaw. Uwielbiacie posiedzenia w toalecie. Na sedesie/nocniku, albo po prostu w łazience przy zgaszonym świetle. Czytasz mu książki, zadajesz zagadki. Chwalisz "brawo Karoluś", gdy dobrze wskaże, to, o co go prosiłaś. Uwielbiam Twój uśmiech, gdy wstajesz wcześniej, a po jakimś czasie do pokoju wchodzi zaspany Karol. Te Twoje "czeeeeść" jest wtedy tak urokliwe, i stęsknione, jak te po powrocie z przedszkola, gdy w progu się ściskacie i przytulacie. Jesteś opiekuńcza i troskliwa. Lubisz być prawdziwą starszą siostrą i pomagasz Karolowi w codziennych czynnościach. "Mamo, ja mu założę skarpety."
"Mamo, ja wleję Karolkowi wody".
"Chodź Karoluś, ja Cię umyję".
"Daj, wycisnę Ci ketchup"
"Chodź, nałożę Ci pasty".

Widzę i doceniam. I chociaż w domu kłócicie się setki razy, ściskacie, bijecie, popychacie, to w towarzystwie podwórkowych/przedszkolnych dzieci zawsze stoisz w Jego obronie. To jest Twój brat, może się z Wami bawić, nikt nie może Go wyganiać. 

A ja uwielbiam tylko nasze "babeczkowe spacery", wyjścia na tańce i obowiązkowo po nich wizyta w Stokrotce. Uwielbiam nosić Cię na barana ( bo wiem, że za parę kilogramów nie będę dała rady) i na rękach - choć tak, wiem, jesteś już duża. Lubię jak wtulona zasypiasz na moim ramieniu, gdy przepychacie się oboje z Karolem, bo każde chce mieć kawałek mnie obok siebie. Uwielbiam 'kocham Cię Mamusiu' i Twoje: 'To może zrobimy tak, mam taki plan...'

Słońce moje. Znów śpimy razem. Ty w poprzek łóżka. Ja na jego skraju. I wiem Mamuś, zatęsknię i za tym. 


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Uwielbiam Cię czytać i ubolewam, że te wpisy coraz rzadsze... cudnie piszesz o macierzyństwie i mam nadzieję, że ta częstotliwość nie zwiastuje pożegnania z blogowaniem. Pozdrawiam serdecznie/Kasia z Madzią

jot-em. pisze...

Żegnać się z blogowaniem nie planuję, o ile moje pisanie w ogóle można zwać blogowaniem. ;)

Sama żałuję, że jestem tu tak mało, ale codzienne obowiązki okołodomowe i chęć własnego rozwoju każą odkładać pianie na następny i kolejny, i kolejny....wieczór. I tak robią się miesiące przerwy.

Ale dziękuję, że jesteście!