Córeczko,
odpoczywasz po ponad 2,5 godzinnym, powolnym, o własnych siłach spacerze, podczas którego na moment odwiedziłyśmy ciocię i Oliwkę, żeby podzielić się przesłodkim 3 bitem, którego całej blachy tak szybko sami nie zjemy, zaliczyłaś przejażdżkę Lidlowym wózkiem, dwukrotnie - plac zabaw, wchodzenie i schodzenie po wszystkich możliwych krawężnikach, pogoń za osiedlowymi czworonogami, które zmierzały w kierunku zupełnie innym niż planowałam i co chwilowym wydmuchiwaniem nosa - umiesz, robisz chętnie, a to zasługa Taty.
Nie wiem, kiedy minęła tegoroczna zima, chociaż obawiam się mówić o niej w czasie przeszłym z obawy, że jeszcze nas wszystkich - spragnionych wiosennego słońca - zaskoczy. Była zupełnie inna, niż ją sobie wyobrażałam. Nie było spacerów na sankach, bo nie polubiłaś tego środka lokomocji, wspólne orły na śniegu mogę policzyć na palcach jednej ręki, a do wchodzenia w wielkie zaspy śnieżne sama musiałam Cię przekonywać. I w sumie to Ci się nie dziwię, bo ja sama nie jestem ogromną fanką tej chłodnej pory roku, po chwili marznę w stopy i ręce pomimo dwóch par rękawiczek, czy ciepłych skarpet. Wierzę, że i Tobie przeszkadzały i utrudniały sprawne poruszanie się dodatkowe warstwy ubrań, ciepła czapa, szalik na pół twarzy i ciężkie buty, które przed zimnem nie chroniły jednak tak jak powinny - zawsze wracałaś z lodowatymi, czerwonymi palcami...Ta zima kojarzyć mi się będzie z pluchą, dodatnimi albo kosmicznie niskimi temperaturami, wirusami gardła i czasem spędzonym w domu.
Pod oknami kwitną przebiśniegi, więc już chyba na prawdę czas na wiosnę!
A Ty Cudaku mały, zwany Królewiczem zaczynasz swój bunt dwulatka. Piszczysz, krzyczysz, gdy zabraniam Ci wchodzić na meble, zabieram swoją biżuterię, którą uparcie starasz się ściągać, zdejmuję z parapetu, na który potrafisz wspiąć się po bujaku w kilka sekund. Ze złości gryziesz samą siebie, mnie drapiesz po twarzy, ciągniesz za włosy - nadal, uparcie, mimo próśb, kar i tłumaczenia.
Na pytanie Taty: Kto tu rządzi: Leon, czy dzieci jego? - odpowiadasz Niunia, lekko zdziwiona, że Tata nie wie i pyta o coś tak przecież logicznego. Gdy jesz śniadanie, a ja w międzyczasie krzątam się po kuchni i coraz podtykam Ci łyżeczkę d ust, którą już i tak coraz lepiej operujesz - nawet w przypadku zup, Ty każesz mi usiąść na krześle obok Ciebie, a nie karmić Cię na stojąco. Gdy wszyscy razem wychodzimy na spacer, Ty siadasz na ostatnim schodku, czekasz aż założę Ci kurtkę i czapkę, a Tata koniecznie musi usiąść TU, czyli obok Ciebie. Czasem nie wyjdziesz z klatki - czekasz pod wózkownią - póki nie wyjmę brum brum i uparcie, konsekwentnie nie zamierzasz iść piechotą, tylko mam Cię wieźć - jak na królewicza przystało ;) Na płytach, które przyniósł Ci Tata zawsze po piosence jest jej wersja instrumentalna. Nie lubisz tych melodii bez słów, nie będziesz przy nich tańczysz, powtarzasz nie, nie, nie do momentu, aż któreś z nas przełączy na następną piosenkę albo sama zaczynasz kombinować przy odtwarzaczu. Masz swoje dwie ulubione. Tup, tup - czyli do Przedszkola idzie maluch i Kaki, czyli piosenkę o kasztanach. Uwielbiasz przy nich tańczyć, podskakiwać, chodzić na palcach/piętach, kręcić się wokół, a poproszona przez nas o chwilę odpoczynku (z powodu całej czerwonej twarzy, mokrych włosów i pleców) siadasz na całe 7 sekund (policzyłam).
Śpij Wulkanie Energii, Niesłabnąca Siło, Radości mego serca! I ja idę Ci potowarzyszyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz