2016-12-22

Serca moje,

trwa piękny grudzień. Chyba wraz z letnimi stanie się moim ulubionym miesiącem. Na ścianie, zamiast naszych fotografii wiszą już dwie ostatnie paczki, będące częścią kalendarza adwentowego. Obok najpiękniejsza nasza choinka. Z kolorowymi lampkami, ususzonymi pomarańczami, piernikami, papierowymi bombkami, ozdobami z makaronu, łańcuchem z kokardek, a wszystkiego strzegą dwa mikołaje na samej górze. Wszystko wykonywaliśmy razem, realizując po kolei zadania z naszego kalendarza. Był czas na pieczenie pierników (zrezygnowaliście z wycinania, gdy na stół wjechała pierwsza, ciepła blacha pełna gwiazdek, choinek, dzwoneczków i aniołów), czas na wspólne śpiewanie kolęd (z każdym rokiem uwielbiam je coraz bardziej, a nawet Karol podłapał słowa i podśpiewuje wspólnie z nami - "...małemu, małemu..." i "chwała na wysokości..."), na czytanie opowieści o narodzinach Pana Jezusa i wspólne oglądanie świąt u disnejowskich postaci. Był czas na spacer sankami (gdy tylko spadł pierwszy śnieg i ledwo Was w nich ciągnęłam), na wyprawę do lasu z parówkami i termosem herbaty, którymi posilaliśmy się w oczekiwaniu na nadjeżdżający pociąg. Był czas na wspólne zjazdy na pupie, brzuchu, plecach, bo przecież takie są najlepsze! Czas na rekolekcje i  poranne roraty (wprawdzie raz, ale dla mnie - a do porannych ptaszków nie należę - to spory wysiłek). I ogromnie się cieszę, że co rano pytacie mnie, kiedy jedziemy do Bielska, za ile dni będziemy u Babci. Nie możecie doczekać się spotkania z bliskimi, zwierzakami, które tak uwielbiacie. Nie wspominacie o prezentach, o których przecież wiecie, że będą. Nie zastanawiacie się, co Wam Święty Mikołaj przyniesie, a rozpromieniają Wam się oczy na myśl jutrzejszego spotkania z bliskimi...I wiecie - czuję wewnętrzny spokój. Dobro i ciepło na sercu. Mimo rozciętego Marcelkowego łuku brwiowego i kolejnej jutrzejszej wyprawy do szpitala, mimo nieumytych okien, braku porządku w komodach, nieupranych firanek i mnóstwa innych niezrobionych czynności na rzecz tych zrobionych, tych ważniejszych i istotniejszych.

I Wam i sobie życzę właśnie takiego wewnętrznego spokoju. By był to magiczny czas, nie ze względu na zapalone świeczki, zapach choinki, czy padający śnieg za oknem, ale by magia gościła w Waszych sercach ze względu na obecność w nich Nowonarodzonego i tych, których obecność wywołuje uśmiech na Waszych twarzach.

"...przyjdź na świat, by wyrównać rachunki strat, żeby zająć wśród nas puste miejsce przy stole...".