2015-05-27

Karolku,

skończyłeś dziś rok. Nie jesteś już niemowlakiem, a małym Dzieckiem. Moim chłopczykiem, chłopcem. A ja bardzo dobrze pamiętam ten dzień rok wstecz, gdy maj był taki upalny. Towarzyszyło mi mnóstwo emocji, strach, tęsknota za Twoją wtedy przecież jeszcze tak małą siostrą, podniecenie i niecierpliwość, by tulić Cię wreszcie w ramionach. Pamiętam wszystko. Siebie wymalowaną niczym na randkę z Tatą, Panią Doktor, która smiała się, że po KTG miałam w planach powrót do domu i prawiącą mi komplementy, że tak pięknie rodzę. Pamiętam, jak leżałam i czekałam na kolejne skurcze, a położne szykowały Ci rożek i podgrzewały miejce, w którym położyły Cię zaraz po tym, gdy opuściłeś po raz pierwszy ciepło moich ramion. Pamiętam Twoją śmieszną czapeczkę na głowie i swoją niesamowitą radość i szczęście.
 
Tak. Jestem szczęściarą. Mam mnóstwo. Mam wszystko to, czego potrzeba mi by być szczęśliwą. Uwielbiam Cię. Twoje wielkie, niebieskie oczy i łobuzerski śmiech, w momencie w którym coś kombinujesz, śmiech, od którego myślę, że może boleć Cię gardło. Uwielbiam Twoje miny pełne skupienia, gdy wyciągasz lego z pudełka i próbujesz samodzielnie budować coś na kształt wieży. Uwielbiam Twoją zawziętość, próby zrobienia czegoś, co powstało w Twojej głowie i mimo przeszkód, zabezpieczeń uslinie starasz się to zrealizować. Wchodzisz na Marceli krzesełko, z krzesła na stół i po chwili słyszę śmiech i wiem, że wykombinowałeś coś, co wprawiło Cię w wielką dumę i daje Ci mnóstwo frajdy. Wiesz, że skarpety i buty nakłada się na stopy. Nauczyłeś się pokazywać palcem, więc teraz wskazującym i okrzykiem wyrażasz to, co chcesz dostać, to, o co Ci chodzi. Poproszony lokalizujesz lampy na sufitach, nos na swojej twarzy i wrony za oknem. Sprzątasz kredki do pudełka i klocki po zabawie. Jesz sam. Widelcem. I złościsz się,. gdy go nie masz, a ja próbuję Cię nim karmić. Śniadania - parówki, jajecznicę, pokrojoną w wagony kanapkę układam na talerzu i stawiam przed Tobą. Podobnie jest z obiadami. Karmię Cię jedynie zupami/kaszami i pokarmami w postaci płynnej. Fakt, sprzątanie po posiłku zajmuje mi niekiedy więcej czasu niż jego przygotowanie, ale nie zamierzam z tego powodu hamowac Twojego pędu ku samodzielności i radości z naśladownictwa starszej Siostry. Nie znosisz czapek i notorycznie zdejmujesz i wyrzucasz je na spacerach i albo ja po nie wracam, albo ktoś je znajduje i nam oddaje. Nie lubisz wychodzić z wanny po kąpieli, otulany w ręcznik od razu zaczynasz płakać. Podobnie jest z myciem zębów, nie dajesz sobie ich wyszorować, bo sam chcesz trzymać szczoteczkę i zjadać samą pastę, gdzieś mając ich porządne szczotkowanie. Nie masz jeszcze ochoty na stawianie pierwszych kroków. czy chodzenie za ręce, a co raz częściej puszczasz się i stoisz samodzielnie przez dosłownie kilka sekund.
 
Życzę Ci najbliższy memu sercu Chłopczyku, byś zawsze miał w sobie pogodę ducha taką, jaką masz w sobie każdego dnia. Uśmiechaj się do ludzi i zwierząt, promieniuj radością i roztaczaj ją wokół. Miej przy sobie dobrych i wartościowych ludzi. Uparcie realizuj cele i pamiętaj, że marzenia się spełniają. Bądź dzielny i odważny. Nie bój się być tym, kim tylko zechcesz, a ja będę Cię wspierała we wszystkich Twoich decyzjach. Czy postanowisz, że się ożenisz i zamieszkasz w Lublinie, czy zechcesz podróżować i zwiedzać afrykańskie kraje. Czy będziesz chciał być księdzem, czy mechanikiem reperującym samochodzy. Czy wybierzesz zawód strażaka, czy filozofa. A może zechcesz pracować jako weterynarz albo to Ty zostaniesz w domu i zajmiesz się wychowaniem dzieci. We wszystkich decyzjach będę Cię wspierała, będę stała obok i Cię wysłucham. Nie będę narzucać swoich pomysłów, a zrobię wszystko, byś mógł spełniać to, o czym tylko marzysz. Co da Ci spełnienie i uczyni Cię szczęśliwym człowiekiem. Takim po prostu bądź! Tego, z całego serca Ci życzę. Mój Roczniaku!
 

2015-05-17

Cisza wypełniła dom. W lodówce "udawany marcinek", w SMSach Babcia pisze, żebym odpoczęła. Ale ja już chyba nie potrafię leżeć/siedzieć i właściwie nie robić nic. Na prawdę nie pamiętam wieczoru, kiedy to po Waszym zaśnięciu wzięłam książkę i po prostu ją czytałam. Błąd. Bo nie potrafię się skupić, bo za chwilę mam tysiąc myśli w głowie i zaległych rzeczy do zrobienia. Ostatnich kilka spędziłam na segregowaniu zdjęć, tworzeniu albumów i folderów z tymi, które chcę mieć w papierowej formie. Ograniczyłam się do 600 z ostatnich dwóch i pół lat, a jest ich cały ogrom. Wasze pierwsze uśmiechy, jedynki widoczne w szczerych uśmiechach, pierwsze posiłki zjadane łyżeczką i samodzielnie rękoma, pierwsze próby stawania przy meblach. Oglądam, wspominam, porównuję, szukam podobieństw wizualnych i w charakterze. Marcelka w wieku w jakim obecnie jest Karol swobodnie chodziła trzymana za obie ręce, Karol nie chce nawet prostować nóg i od razu siada na kolanach. Za to jest mistrzem naśladowania. Gdy wycierałam wilgotną chusteczką pozostałości masła z Marcelkowej kanapki, On nie wiem skąd , ale również znalazł chusteczkę i patrząc na mnie, pomagał mi w porządkach. Gdy Tata mróży oczy, Karol robi to samo. I chociaż Marcela była dużo sprytniejsza w nauce nowych sztuczek (a może to ja miałam więcej czasu na naukę nowych umiejętności) tak Karol obserwując starszą Siostrę szybciej uczy się praktycznych umiejętności i poważniejszych zabaw. Samodzielnie zjada śniadanie w postaci parówki, czy kanapek, lubi mieć widelec w ręku i coraz sprawniej się nim posługuje. Wspólnie rysujemy i lepimy z plasteliny, budujemy z Lego i układamy konstrukcje z drewnianych klocków. I chociaż bywają dni, że Karol piszczy na widok Marcelki i nie jest to niestety pisk oznaczający radość, a Marcela ściska Go i popycha, bo młodszy brat przeszkadza w Jej zabawach, tak widać troskę starszego o młodsze. Gdy w złości ubieram Karola, bo ciągle się wyrywa, wygina i marudzi i mówię Mu, że teraz ma siedzieć i się uspokoić, to Marcelka mnie upomina: Ale nie mów tak do Karola, On chce teraz iść. Uwielbiam gdy po długiej drzemce Karol wstaje, a Marcelka od razu krzyczy, to ja do Niego już idę. I wchodzi do łóżeczka i go stęskniona przytula, a z pokoju nie dobiegają żadne płacze i jęki. Uwielbiam, gdy mówi: Chodź Karol, pobawimy się. Chcesz to? Proszę, masz, weź sobie, pobaw się. Karol tu nie możesz iść, tu możesz upaść. A młodszy wpatrzony w starszą Siostrę, chce towarzyszyć jej w zabawach i robić wszystko to samo. Rodzeństwo. 22 miesiące różnicy. Siostra i Brat. Wierzę, że niebawem najlepsi przyjaciele.
 
Marcelko,
 
córeczko moja najukochańsza. Wiesz jak fajnie jest być Mamą Córki. Ogromna odpowiedzialność, bo patrząc - naśladujesz mnie we wszystkim. Chcesz malować się, jak Mama, spryskać perfumami, nosić korale i obcasy, mieć czerwone paznokcie i błyszczych na ustach przed wyjściem na spacer, koczek jak Mama i kolczyki, gdy podrośniesz. Dziewczynka. Mała Kobieta.
 
Ostatnie wieczory spędzone na segregowaniu zdjęć przeniosły mnie do czasów, które z jednej strony były przecież całkiem nie dawno, a z drugiej patrząc na Ciebie teraz wydają się tak odległą przeszłością. Wszystkie Twoje najważniejsze momenty - uwieczniane na fotografiach. Pierwsze uśmiechy, samodzielne siedzenie, pierwszy posiłek w krześle do karmienia, kilka kroków postawionych tuż przed wyjazdem na Węgry. A niebawem - pierwsze wyjście do przedszkola. Tak, od września oficjalnie dołączysz do grona trzylatków naszego osiedlowego przedszkola. I z jednej strony bardzo mnie ten fakt cieszy, bo jak sama mówisz, chcesz już chodzić do przedszkola i nie możesz się doczekać. Rozumiesz w teorii, jak wygląda dzień przedszkolaka, wiesz, że Cię tam zaprowadzę i po Ciebie przyjdę. Myślę, że zaadoptujesz się szybciej, niż przypuszczam. Ale w momentach, gdy w domu zasypiasz na drzemkę - która zbiega się z porą odpoczynku Karola i usypiam Go na rękach, a Ty leżysz obok - domagasz się mojego głaskania i przytulenia do Ciebie, a  ja zwyczajnie nie mam, jak tego zrobić z niespełna 10 kg Synem na rękach. Miewam wtedy wiele obaw. Kto Cię w takich sytuacjach przytuli i pogłaszcze. Domyślam się, że  to właśnie będzie moment Twojej największej tęsknoty za Mamą, bo być może wyrwana z zabawy, w której o domu myśleć nie będziesz, właśnie wtedy sobie przypomnisz. I dylematy, bo przecież, jestem w domu, mogłabyś jeszcze zostać i czasem czuję się tak, jakbym pozbywała się jednego Dziecka dla większego swojego spokoju i możliwości odpoczynku. Ale to zupełnie nie jest tak.  Wiem, że takiej ilości zabaw ruchowych, plastycznych, towarzystwa rówieśników, których uwielbiasz, wspólnych przedstawień, nauki wierszy i piosenek nie jestem w stanie Ci zapewnić. Jestem pozytywnej myśli, bez spinania się i przymusu. Ale też wiem, że Twojego dłogotrwałego płaczu za domem, jeśli taki zaistnieje nie zniosę. I nie wiem, gdzie mieści sie moja granica rozróżniająca płacz krótkotrwały od długotrwałego. Czy są to trzy dni, tydzień, czy kilka tygodni. Nie wiem, czy będę potrafiła zaprowadzić Cię do sali, jeśli w Twoich oczach zobaczę smutek i chęć zostania z Mamą. Nie wiem, nigdy tego nie doświadczyłam, a przecież jesteś moim Sercem Najdroższym i Twoja radość, poczucie bezpieczeństwa i wewnętrzny spokój są moimi priorytetami. Ty w tym wszystkim jesteś najważniejsza, pamiętam o tym i będę pamiętać.
 
Jesteś mądra, rezolutna i bardzo sprytna. Gdy na placu zabaw w wąwozie, siedzę sobie na ławce i słyszę dobiegające - Mamo patrz - jestem przekonana, że bawisz się z Oliwką w piaskownicy, a właściwie nie jest to piaskownica, tylko kamkownica (no bo jak nazwać piaskownicę, w której właściwie nie ma piasku, tylko kamyki) i zdziwienie moje jest ogromne, bo siedzisz na samej górze wspinaczkowej góry i mam dwie możliwości reakcji. Albo kazać Ci natychmiast zejść i zabronić wchodzić kolejny raz, bo jesteś za mała, możesz spaść i zrobić sobie krzywdę, albo podziwiać, pochwalić za spryt, pozwolić wejść jeszcze raz i kazać uważać. Wybieram drugą opcję i jestem bardzo dumna! Kombinujesz, balansujesz ciałem, trzymasz równowagę i zwyczajnie się nie boisz. Więc jak tu nie być dumnym. Następnego dnia wspinasz się na tak zwanego pajączka, czyli konstrukcję w kształcie trójkąta, zbudowanego z połączonych ze sobą sznurków, bo których trzeba się wspinać, by wejść na sam szczyt. Wchodzisz prawie na samą górę, pewnie weszłabyś wyżej, ale poprosiłam, żebyś zeszła ze względu na mój brak możlwości jakiejkolwiek asekruacji Ciebie, a nawet patrzenia, bo...Karol w tym czasie zajadał się piachem! Samodzielne zjeżdzanie z rurki na placach zabaw opanowałaś już do perfekcji, a nawet pokazujesz i tłumaczysz innym dzieciom jak należy to dobrze robić.
 
Pogadać można już z Tobą na wiele tematów, jesteś wszystkiego ciekawa. Gdy używam zwrotu Francja - elegancja, pytasz mnie, co to znaczy, by po jakimś czasie w momencie wyjścia na spacer powiedzieć: Ale się elegancko ubrałaś Mamo - można powiedzieć Francja - elegancja! Wprawdzie szare, dresowe spodnie i trampki to może niezbyt elegancji strój wyjściowy, ale fakt, że wszystko rozumiesz, zapamiętujesz i używasz w odpowiednich sytuacjach - zaskakuje, bo nawet trzech lat jeszcze nie masz. Ostatnio bardzo lubisz używać zwrotów: Co o tym myślisz? A jak myślisz? Ale super pomysł. A Ty, na co masz ochotę?
 
Jesteś w fazie wymyślania piosenek na poczekaniu, o tym, co widzisz lub usłyszysz. Śpiewasz piosenkę, gdy jedziemy samochodem o samochodzie, w którym kręcą się koła, a na huśtawce o drzewach i kwiatach, które widzisz przed sobą. Znasz na pamięć Aniele Boży, a akutlanie uczymy się Ojcze Nasz. I to Ty przypominasz mi o codziennej modlitwie do Niebios! A właśnie Mamo, nie pomodliłyśmy się jeszcze. A dziś, zanim jeszcze zdąrzyłam przyjść do Ciebie do pokoiku, bo z  Karolem na rękach przygotowywałam Mu wieczorne mleko, Ty już klęczałaś przy łóżku i sama dziękowałaś Bogu za dobry dzień i prosiłaś o dobrą noc.
 
Nauczyłaś się zapinać zamek błyskawiczny, potrafisz kolorystycznie skompletować sobie ubranie. Któregoś poranka do sypialni przyszłaś ubrana w majtki z zielonymi sercami, do tego zielone dresowe spodnie i białe skarpety z zielonymi serduszkami. Wszystko w jednym odcieniu. Tylko bluzki leżą za wysoko i nie miałaś możliwości samodzielnego wyboru.
 
Pomagasz mi w kuchennych czynnościach, daję Ci nóż (nie plastikowy, nie tepy - obiadowy), ale zwykły, mały nóż, którym kroisz mi pieczarki, czy kalafiora. Razem zagniatamy ciasta, odmierzasz składniki, licząc kolejne łyżki cukru, czy mąki. Oczywiście - to rodzinne - uwielbiasz słodycze, więc przy każdej pomocy w kuchni masz nadzieję na słodkie masy do wylizywania. Jak mawiasz: Troszkę smaruję, troszkę próbuję. Przygotowujesz sztućce do posiłków, wyciągasz miski na zupę, bo leżą w zasięgu Twoich rąk, sama nalewasz sobie sok z kartonów z dozownikiem (a sytuacja, w której ja pośpiesznie nalałam Ci sok, nie wiedząc, że chcesz zrobić to sama, skończyła się Twoją ogromną złością, płaczem i specjalnym wylaniem go na podłogę! - tak miewasz bunty).
 
Jesteś bardzo wrażliwa. Gdy czytamy książkę o biedronce, która została zamknięta w pudełku po zapałkach, masz w oczach łzy. Podobnnie, gdy wspólnie pierwszy raz oglądamy Krainę Lodu ( i tak wolisz Peppę), a Elza nie wraca ze swoją siostrą do zamku. Bliska łez ciągle dopytujesz, gdzie jest Elza.
 
I rozczulasz mnie, gdy bawisz się z koleżankami na placu zabaw, zjeżdzacie ze zjeżdżalni, huśtacie się, a Ty przybiegasz do mnie i szepczesz mi coś bardzo cicho. Przekonana byłam, że chcesz po prostu siku, a Ty mówisz: Bardzo Cię kocham i biegniesz dalej.
 

2015-05-05

Dzwońce najukochańsze,

dużo się ostatnio dzieje. Sytuacje, o których Wy na tym etapie swojego życia pojęcia nie macie, a które dla mnie mają ogromne znaczenie. W czwartek 16 kwietnia zmarł Wasz pradziadek. I po raz pierwszy w swoim życiu straciłam Kogoś niezwykle ważnego. Bo to właśnie Dziadek w moim przed-przedszkolnym czasie spędził ze mną mnóstwo czasu. To Dziadek karmił mnie cytryną z cukrem i nauczył jeść chleb z wodą i cukrem. Śmiał się, gdy zawsze podczas posiłków przewracałam stopami plastikowe czerwono-białe okrągłe taborety. Pozwalał się leczyć i potrafił mnie nakarmić. Miał na mnie swój niezawodny sposób, o którym dopiero po latach dowiedziałam się prawdy. Codziennie robiłam Dziadkowi masaże twarzy - 20 "głaskań" każdego z policzków, 30 razy po czole i 60 razy po oczach, i długo wierzyłam w ich lecznicze działanie. A był to po prostu patent bym przez chwilę posiedziała/poleżała spokojnie, czasem zasnęła. O jakże było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że one wcale nie przywracały Mu zdrowia!
A w późniejszych - moich nastoletnich latach, gdy całe dnie spędzałam razem ze swoją cioteczną siostrą Gosią właśnie u Dziadków na 3go Maja, to Dziadek był tym, który o niewiele pytał, a wszystko wiedział. Gdzie byłyśmy, co robiłyśmy. To Dziadek któregoś dnia poprosił Gośkę o papierosa, bo Mu się skończyły, a Ona przecież swoje ukrywa za doniczką na klatce schodowej. To Dziadek był wysyłany na zwiady pod "ósemkę" do chłopaków, o których w tamtych czasach marzyłyśmy, by w przyszłości zostali naszymi mężami. Nauczył nas grać w karty i pokazał jak się kantuje. I wiecie, chociaż w sobotę dwa dni po całym zdarzeniu Go pożegnałam, wycałowałam, opłakałam, to mam wrażenie, że to dwie różne osoby i sytuacje. Ciężko mi jest w głowie poprzestawiać fakty, przyzwyczaić się do nowych myśli. I chociaż mam w głowie obraz cmentarnego grobu pełnego kwiatów, tabliczkę z nazwiskiem, to wydaje mi się, że gdy następnym razem pójdę odwiedzić Babcię, to w sypialce - jak zawsze zastanę Dziadka. Albo w kuchennym oknie. Albo na klatce schodowej w kraciastej koszuli. Ostatnimi czasy bardziej małomównego, mniej uczestniczącego  w życiu rodzinnym, bardziej podporządkowanego Babci, ale będzie, bo przecież był zawsze. I tak było dobrze i tak być powinno. I mimo mej szczerej chrześcijańskiej wiary w Niebo, i w to, że spotkamy się w niebie - jak napisałam na wieńcu, jest mi po prostu nadal smutno na samą myśl. Będę Wam o Nim opowiadać, bo ja tak naprawdę o swoich pradziadkach nie wiem kompletnie nic. A z Dzidka był naprawdę dobry człowiek. I będzie brakowało mi jego „dzwońcu, kozo, niuniu, skoczysz do sklepu i kupisz najtańsze bez filtra”.

Nie pisałam tyle, że trudno jest mi zebrać myśli, napisać wszystko to, co bym chciała, bo po raz pierwszy w swoich zapiskach do Was mam aż tak długą przerwę. A biorąc pod uwagę Wasz codzienny rozwój, poziom interakcji, wzajemne stosunki – wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Ostatnimi czasy mam w sobie mnóstwo spokoju i cierpliwości. I nie mam pojęcia, skąd to czerpię i skąd te moce na mnie napływają. Ale po prostu czuję wewnętrznie, że to ja mam być tą ostoją dla Was, bo przecież nadal stanowię centrum Waszego świata. W pamięci mam okropny dzień, najgorszy z dotychczasowych pod względem mojej złości, krzyku, bezradności i słabości. Po raz pierwszy zamknęłam się w łazience, pod którą staliście i oboje płakaliście, a ja próbowałam uspokoić nerwy. To był bardzo zły dzień, kolejny już raz dał mi dobitnie zrozumieć, że tylko moje opanowanie jest w stanie podziałać na Was kojąco. Teraz naprawdę doświadczam niezwykłego wewnętrznego spokoju, nie denerwują mnie sytuacje, w których oboje płaczecie. I choć staram się zachować ogromną powagę, bo przecież rozumiem emocjonalność niespełna trzylatki, to w głębi  uśmiecham się do Marcelkowego NIE na wszystko. „ Nie podobają mi się te schody, nie będę po nich wchodzić, nie chcę takich schodów, nie będę się rozbierać, nie chcę nic robić, cały dzień chcę oglądać bajki, nie chcę się myć, chcę się myć, nie chcę się myć z Karolem, chcę długo siedzieć w wannie, nie chcę wychodzić, nie chcę spać z Tatą…” – i tak w przeciągu niecałej godziny w połączeniu z płaczem, krzykiem, marudzeniowym jęczeniem. Owszem – podnoszę głos, staram się być stanowcza, nie dać sobie wejść na głowę, nie usprawiedliwiać Waszego zachowania zmęczeniem i z tego tytułu nie pozwalam na wszystko. Ale robię to bez negatywnych emocji w sobie i oby tak mi pozostało jak najdłużej.
Patrzę na Was i chcę zapamiętać, to jacy jesteście, patrzę i się zachwycam każdym z Was z osobna. Czerpię radość z tego, że z Wami jestem, że w południe mogę urządzić sobie piknik na dywanie i razem z Marcelką jeść kanapki z nutellą, że z kubkiem kawy w ręku przez pół godziny obserwuję Was jedzących śniadanie, że wychodzimy na kilkugodzinne spacery, przynosimy do domu w skarpetach piach z piaskownicy, a ubrania lądują bezpośrednio w pralce lub odplamiaczu, że tańczymy do boogie woogie i kaczuszek i we trójkę gramy w chowanego w domu.  Nie powtórzy się to, co trwa teraz. Za niczym nie tęsknie, nie chcę niczego przyśpieszać. Owszem, dobrze jest spędzić wieczór bez Was, wolny od szykowania kolacji i usypiania, dobrze jest wybrać się na samotne zakupy, by poczuć się kobieco i nadal atrakcyjnie, dobrze jest obejrzeć film z mężem i posiedzieć w barze z sąsiadką i to wszystko jest niezwykle potrzebne do mojej wewnętrznej równowagi, ale po prostu lubię być z Wami. Bardzo.

Karolku,
W kwietniu skończyłeś 11 miesięcy. Półtora miesiąca przerwy to niesamowity postęp w Twoim rozwoju i naszych relacjach. Półtora miesiąca podczas, którego miałeś kilkakrotnie katar, bakteryjne zapalenie gardła, lekkie zmiany w oskrzelach i dwutygodniową biegunkę – reakcja poantybiotykowa? Okres, w którym na sam widok łyżeczki do karmienia odwracałeś głowę i wyginałeś się w krześle najdalej jak mogłeś ode mnie, a każdy posiłek wiązał się z zabawianiem, zagadywaniem, odwracaniem uwagi. Ale nie jesteś niejadkiem. Masz swoje smaki, rzeczy, które zjadasz z apetytem – wszystkie owoce (w kawałkach lub w całości – jedzone samodzielnie), banany z jogurtem naturalnym, twarogi, parówki, pieczywo z masłem, omlety, naleśniki, szpinak, żurawina suszona zblenderowana z ugotowanymi płatkami owsianymi i owocami. Nadal odwracasz głowę na widok jajecznicy, plujesz jajkiem na miękko, wyrzucasz z buzi wszelkie kawałki kotletów, jesteś w stanie zjeść kilka łyżek zupy. O dziwo – najchętniej (chociaż słowo najchętniej w Twoim przypadku odnośnie zup brzmi absurdalnie) te słoikowe. Kombinowałam i nadal kombinuję, żeby rozpoznać Twoje preferencje. Miksuję na gładko, albo wcale. Rozgniatam widelcem warzywa albo daję sam wywar, karmię Cię albo układam kawałki warzyw i mięsa na blacie. Po każdym Twoim posiłku podłoga w kuchni wymaga zmycia, niekiedy (po pieczywie) odkurzenia, ale lubisz samodzielnie. Gdy Cię karmię i tak wyjmujesz wszystko z buzi, by zobaczyć, co dostałeś, więc cały proces mija się z celem, bo i tak wszystko wokół jest brudne. Ty jesz, ja mam chwilę, w której siedzę albo planuję posiedzieć, ale moje plany często ulegają zmianie. Bo starsze Dziecię – „Mamo soku, mamo dasz mi żurawinki i rodzynek, mamo poczytamy książkę, mamo obierzesz mi jabłko…”
Ostatnie półtora miesiąca to również czas, w którym przeszliśmy od etapu Twojej niechęci wobec butelki z mlekiem modyfikowanym – na sam widok wpadałeś w histeryczny płacz połączony z wyginaniem się na rękach – do momentu obecnego, czyli Twojej radości na sam jej widok połączonej z charakterystycznym  odgłosem wydawanym na samą myśl o za chwilę mającym nastąpić mlecznym posiłku. Moje mleko dostajesz raz na dwa dni, bo chcę spokojnie, bez pośpiechu całkowicie zrezygnować z karmienia, byś zarówno Ty, jak i mój organizm miał czas przygotować się do zmian. Obawiałam się rezygnacji z karmienia, bo widziałam Twoją miłość w oczach i miałam, i nadal mam świadomość dobra, jakie dzięki temu otrzymujesz, a Twoja reakcja na butelkową postać mleka nie rokowała dobrze. Ale przyzwyczajałam, stawiałam pełną w ciągu dnia na Twoim widoku, aż wreszcie po raz pierwszy wypiłeś mleko po przebudzeniu w nocy z rąk Taty w postaci innej niż z matczynej piersi. I mam więcej luzu, bo nie jestem już niezbędna do wieczornego usypiania ani ograniczona czasowo podczas wszelkich wyjść.
Jesteś wszędobylski. Nadal chodzisz trzymając się mebli i choć w tym, co robisz jesteś niezwykle sprawy i pewny, to nie próbujesz wykonywać jeszcze pierwszych kroków. Wspinasz się na bujak, otwierasz szafki i szuflady, a ostatnio za cel swoich codziennych odkryć postawiłeś sobie kuchnię. Szufladę ze spożywczymi artykułami suchymi  - nie wiem, w jakim stanie jest makaron do lasagne i canelloni oraz szafka, w której trzymam słoiki z przetworami i te, z których zawartość została już zjedzona. Twoja obecność w kuchni – usiłowanie otwarcia piekarnika, czy zamrażarki, grzebanie w śmieciach znacznie utrudnia moje sprawne przygotowywanie posiłków, bo co chwila zabieram Ci coś z rąk, chowam, wynoszę do drugiego pokoju, by po sekundzie znów zobaczyć Cię, od wejścia do kuchni nieśmiało skręcającego w stronę ulubionych szafek.
Masz kilka swoich sztuczek - Babcia w Bielsku nauczyła Cię pokazywać Twoje „loki” na prawie łysej jeszcze główce. wiesz gdzie sroka ważyła kaszkę, witasz się wyciągając rękę na słowo „cześć”, pokazujesz, jaki już jesteś duży, no i bijesz brawo. Uwielbiam, gdy to robisz, bo bijesz za każdym razem sobie samemu w momencie, gdy Ci się coś uda – ułożyć klocek na ukochanej Ikeowskiej, drewnianej piramidce, czy zbudować cokolwiek z Duplo. Patrzysz wtedy na mnie albo na Tatę i bijesz sobie sam brawo i czekasz aż my też zrobimy ten sam gest. I pamiętam, jak ostatnio krzątałam się w kuchni i kątem obserwowałam Ciebie zajętego wspomnianą wyżej piramidą. Wkładałeś jeden klocek, patrzyłeś na mnie i z uśmiechem wyczekiwałeś mojej reakcji. Po każdym kolejnym klocku robiłeś tak samo, z dumą zerkałeś w moją stronę i oczekiwałeś braw pochwały. Chwalę Synku, chwalę. Głaszczę z uznaniem po głowie, całuję i klaszczę. Dumna Matka! I zastanawiam się nad jakąś zabawką dla Ciebie, bo masz ogromne zamiłowanie do budowania wież z wszystkiego. Nawet podczas jedzenia posiłków, na kubku do picia układasz jedzenie i gdy kawałek marchwi wyląduje na czubku ustnika nagradzasz siebie brawami. Potrafisz robić i mówić papa. Machasz wprawdzie wykonując gest, jakbyś chciał kogoś przywołać do siebie, ale robisz to z ogromnym przejęciem, a gdy wychodzimy z domu na spacer, podczas zakładania butów i kurtki zaczynasz się już żegnać (chyba) z domem, bo słyszę tylko wielokrotnie powtarzane papa papa…
Jesteś ogromnym przytulasem i tego typu zachowań doświadczam po raz pierwszy w życiu, bo Twoja starsza Siostra nie była aż tak skora do przytulania się i wszelkich pieszczot. A Ty, bardzo często gdy bawimy się na podłodze, podchodzisz do mnie i kładziesz swoją głowę na moich kolanach, wspinasz się i przytulasz do matczynej piersi – szczególnie w sytuacjach, w których jesteś zmęczony. Gdy na podłodze kładę poduchy, przewalasz się po nich, kładziesz i odpoczywasz. Podobnie jest po przebudzeniu, turlasz się po łóżku, przytulasz do mnie i Taty, siadasz, by po chwili przewrócić się na poduchy. Uwielbiasz to tak samo, jak i ja. A w piątek, gdy pojechaliśmy do rodziców Waszego Taty, to czekał na Nas Dziadek Wacław, którego nie widujecie zbyt często. Usiadłam na podłodze, Ty położyłeś głowę na moich kolanach i leżałeś tak przytulony przez kilka minut. Czułam, że jestem tą, która daje Ci poczucie bezpieczeństwa, tą, której obecność i bliskość zapewnia Ci wewnętrzny spokój. Cały sens wszystkiego w takich chwilach.
Nie masz lęku przed wodą, uwielbiasz kąpiele i rozchlapywanie wody wokół. Śmiejesz się, gdy jej krople spadają Ci po twarzy. Rozumiesz słowo „chlap”, a ja lubię patrzeć na Was w kąpieli, wzajemnie opryskujących się wodą, cieszę wspólnie z Wami, nie protestuję nawet wtedy, jeśli zarówno ja, jak i podłoga w łazience jesteśmy całe mokre.
Lubisz wspinać się po schodach – te w Bielsku u Dziadków podczas Wielkanocy opanowałeś do perfekcji i nie można było spuszczać Cię z oczu, bo przemieszczałeś się po nich niezwykle szybko i sprawnie.
Nie boisz się czworonogów, dajesz się całować Saperowi, „głaszczesz” koty, wyciągasz ręce do koni, które po raz pierwszy z tak bliskiej odległości widzisz w sobotę podczas majówkowego weekendu  u Dziadków.
Uwielbiasz huśtawki. Śmiech w głos, uzębienie na widoku i chwilowy płacz tuż po zejściu.
Lubisz dzielić się jedzeniem ze wszystkimi. Wyjmujesz z buzi, by nadgryzionymi kęsami karmić tych, którzy są najbliżej Ciebie. Rozczulające.
Lubisz przemieszczać się po mieszkaniu pchając przed sobą chodzik – prezent od współpracowników Taty.
Uwielbiasz wylewać z buzi wodę, którą na obecnym etapie pijesz z poMarcelkowego kubka Lovi 360.
Niezwykłą frajdę sprawia Ci ściąganie czapki na spacerze, co robisz ewidentnie specjalnie, bo zaczynasz się śmiać, gdy tylko podnosisz rękę w stronę swojego okrycia głowy, a ja z uśmiechem grożę Ci palcem.
Masz już za sobą:
- owsiankę na bazie zwykłego mleka 3,2 %, kompot z truskawek, zabawy w piaskownicy, zjazdy ze zjeżdżalni na brzuchu, malowanie kredkami i mazakami, lepienie z plasteliny, pół czekoladowego Kinderka.

Rozpływam się w miłości do Ciebie. Uwielbiam etap, w którym obecnie się znajdujesz. Taki jeszcze nadal mały, wymagający obecności Mamy, przytulający się i spragniony pieszczot. Podziwiam i uczę się Twojej radości. Jesteś tak rozkosznie szczęśliwy i zadowolony we wszystkim co robisz. A swoich najbliższych obdarowujesz najpiękniejszymi uśmiechami, jakie świat widział. I nie znam takich słów, bym potrafiła opisać to, co do Ciebie czuję i jakie emocje wywołujesz w swojej Matce. Szczęśliwej Matce!