2014-06-26

Karolu Wojciechu,

już oficjalnie mogę tu w tym miejscu napisać o drugim Twoim imieniu (Imię Twego Dziadka, bierzmowane Taty, drugie mojego Brata), które ukrywane było w tajemnicy przed Dziadkiem do niedzieli i wraz z piłkarskim tortem (nie tylko fan, a ile aktywny oldboy) stanowiło urodzinowy prezent.

Jutro kończysz miesiąc. Ważysz 5 kg, czyli od dnia wyjścia ze szpitala przybrałeś ponad 1,6 kg! I wcale nie dziwię się Twojej wadze, bo nie dość, że rośniesz mi oczach, to przy piersi mógłbyś leżeć godzinami. Jesz często, dużo, łapczywie, a po posiłku odbija Ci się tak po męsku, solidnie, na cały dom. Nie mam pojęcia, ile razy jesz w ciągu dnia, w nocy budzisz się, co dwie godziny. I po rozmowie z położną, obie stwierdziłyśmy, że być może Twoja niespokojność w ciągu dnia, trudności w zaśnięciu, twardy brzuch to efekt przejedzenia. Pewnie powinnam wprowadzić bardziej regularne odstępy w karmieniu, by dać odpocząć Twojemu wciąż pracującemu żołądkowi, ale też wiem, że matczyna bliskość, ciepłe mleko Cię uspokaja. Podobnie jak nasze ręce, kołysanie i lulanie, do którego naprawdę Cię nie przyzwyczajaliśmy. W ciągu dnia potrafisz być marudny, płaczliwy, mimo zaspokojenia wszelkich Twoich potrzeb - krzyczysz. Nie masz na razie fazy czuwania, oglądania świata, która łączyłaby się ze spokojnym leżeniem, rozglądaniem się. Chyba, że na rękach! I najbardziej nie lubię tych momentów, gdy wybieramy się we trójkę lub wracamy ze spaceru, Ty odłożony do łóżeczka płaczesz. Nie - nie płaczesz, krzyczysz w niebogłosy, a Marcelka buntuje się przed ubraniem/rozebraniem/wymyciem rąk i wtóruje Tobie w niosącej się chyba po całym bloku "muzyce". Jak Ty to wytrzymujesz całymi dniami? Sama nie wiem. I chyba pociążowe hormony (którym przypisywałam swoją dobrą energię, siły i nieustanną radość) przestają już działać albo w końcu po miesiącu nadszedł czas, by poczuć zmęczenie po nieprzespanych nocach,  zniecierpliwienie i chęć odpoczynku w samotności.

Ale mimo deszczu - widzę słońce. Urlop Taty się zbliża. Wizja odpoczynku na Podlasiu. Chrzcielno-urodzinowe spotkanie w gronie najbliższych i...marzy mi się morze. Wspólnie, we czwórkę, poza mieszkaniem, które bardzo lubię. Wizja siebie na plaży ( to nic, że z Dzieckiem przy piersi - tu na placach zabaw, w domu robię to samo), Marcelki w tej ogromnej "piaskownicy" i Taty, który ma chociaż chwilę na książkę, samotny bieg brzegiem morza, cokolwiek innego niż dom, dzieci i pracę, bo każdy potrzebuje przecież chwili wytchnienia.
A my czasu innego, niż ten codzienny, domowy, dość ściśle ustalony i przestrzegany, czasu wakacyjnego wykraczającego poza tygodniowy, nasz normalny rytm. Takiego, który da siłę na jesienne dni, zimowe wieczory i będzie miłym wspomnieniem rodzinnego lata. Takie wakacje mi się marzą.

2014-06-23

Promyku,

niebawem minie miesiąc, odkąd w Twoim i naszym życiu nastąpiły kolejne, ogromne zmiany. Ale jest bardzo dobrze. Tak, jak przypuszczałam - najlepsza, najgrzeczniejsza jesteś wtedy, gdy zostajemy we trójkę sami - Ty, Karol i ja. Wtedy bez problemu, złości i krzyku akceptujesz fakt, że muszę nakarmić Twojego Brata, zmienić Mu pieluchę, przebrać w strój dzienny, czy zwyczajnie poprzytulać, ponosić na rękach, bo Jego płacz sygnalizuje, że tego potrzebuje. Ale staram się wtedy jednocześnie skupiać na Tobie. Siedząc, czy leżąc z Młodocianym przy piersi jednocześnie czytać Ci bajki (Tuwim i Brzechwa na topie) albo lulając budować z Tobą kolejny dom z Lego. Nie marudzisz, nie płaczesz, ale towarzysz we wszystkich czynnościach, zabiegach pielęgnacyjnych młodszego Brata. Jednocześnie jesteś bardzo pomocna i sama tą pomoc proponujesz. Przynosisz pieluchę, okrywasz kocem, podajesz krem, który wmasowujesz w mikroskopijne ciało. 

Przez kilka pierwszych dni, gdy tuż po przebudzeniu przychodziłaś do naszej sypialni miałam wrażenie, że patrzysz, czy Karol wciąż z nami jest, nie z nadzieją, że wreszcie go nie ma, ale z radością w oczach, że ponownie Go zobaczyłaś. Nie przypuszczałam, że będziesz  wobec Niego tak ogromnie czuła. Całujesz, przytulasz, gdy płacze - przynosisz zabawki i pełnym troski głosem mówisz: Oooo, maś, maś. Przystawiasz swoją twarz tak, by była na wyciągnięcie Jego ręki i masz wiele radości z tego, gdy Karol przypadkowo głaszcze Cię po niej, zaczepia po nosie, czy policzkach. Często kładziesz się obok Brata na boku, z twarzą zwróconą w Jego stronę i wzajemnie się sobie przyglądacie. Patsi, patsi! I nie ma większej radości, niż moment w którym wieczorem, tuż przed pójściem spać biegniesz na sypialnię i się rozglądasz, potem do swojego pokoju i zaglądasz do swojego, byłego już łóżeczka. Szukasz Karola? Jest w salonie, w bujaczku. Po czym całujesz Go dwa razy w czoło i słyszę: Do juta, papa. 

Na naszych osiedlowych placach zabaw większość znajomych nam Mam, Babć, Cioć i Opiekunek już wie, jak nazywa się Twój Brat i, że jedyne co robi to: bąki, kupę, siku, bo nawet nie pytana o Karola sama krzyszysz: Kalol, tutaj! I pokazujesz albo biegniesz w stronę wózka jednocześnie wymieniając czynności, które potrafi zrobić Twój młodszy Brat. Prezentujesz Go z radością, dumą, bez zazdrości, co mnie ogromnie cieszy. 

I choć obawiałam się (zupełnie niepotrzebnie, jak wielu rzeczy), jak będą wyglądały nasze spacery, to jestem wdzięczna zarówno Twojemu Bratu, że powietrze tak kojąco wpływa na jego sen oraz Tobie za zrozumienie i spokój, że muszę usiąść na ławce i kilkanaście minut spędzić na karmieniu, że nie zawsze mam jak huśtać Cię wtedy, kiedy mnie o to prosisz, że przez chwilę nie mam jak pomóc Ci lepić babki z piasku, bo muszę pokołysać wózkiem chłopczyka, który o dziwo(!) - nie wiem, jak i kiedy do tego lulania się zdążył przyzwyczaić. Nie uciekasz z placu zabaw, nie biegniesz w przeciwnym kierunku, nie płaczesz, gdy nie poświęcam Ci całej swej uwagi, nie wiszczysz, gdy na chwilę oddalam się i nie pilnuję każdego Twego kroku, bo i takie zachowania obserwuję. A może Twoje podejście do całej,  nowej sytuacji to wynik tego, że ogromnie się staram, by Twój świat po pojawieniu się w nim Karola zmienił się w jak najmniejszym stopniu. Codzienna rutyna nie została zburzona, bo spacerujemy jak zawsze od 9-10 rano z tą różnicą, że teraz idziesz piechotą, bo nie miałabym jak wieźć jednocześnie dwóch pojedynczych wózków. Chodzisz dzielnie przez 2-3 godziny, podczas których jesteśmy na kilku placach zabaw, malujemy kredą po chodnikach (zawsze dom i koty), gramy w piłkę, huśtamy się, czyli Twoje ukochane buju buju - mogłabyś z nich nie schodzić, karmimy ptaki, wygłupiamy się do łez i umęczone wracamy na drzemkę. Karol przy piersi z jednej strony, Ty z drugiej bawisz się (choć słowo bawić, powinno zostać zastąpione słowem - wyrywać/ciągnąć) moimi włosami i usypiacie (czasem) oboje. Piękna, błoga cisza. Po zupie/obiedzie, przyjeździe Taty, przy ładnej pogodzie wychodzimy po raz drugi często już we czwórkę i wracamy do domu na wieczorny rytuał kąpielowy i usypianie. I wreszcie dorosłaś do zasypiania podczas czytania bajek. Nie przewracasz stron, a słuchasz i domagasz się wciąż (ku mojej ogromnej radości) jeście, jeście. 

Z całą pewnością to pojawienie się Karola na świecie sprawiło, że stałaś się bardzo Tatusiowa! W ciągu dnia wystarcza Ci moja obecność, gdy Tata wraca po pracy do domu, wtedy jest tylko Tata i Tata. Tata ma wyciągnąć Cię z krzesła i umyć po posiłku, Tata ma czytać Ci książkę i Cię nakarmić. Do Taty biegniesz, gdy się przewrócisz, uderzysz. Przy Tacie nie schodzisz sama ze schodów, bo Tata ma Cię nieść. Na spacer musimy brać wózek, bo chcesz, żeby Tata Cię w nim wiózł. I najlepiej, jeśli nie rusza, nie kąpie, nie bierze na ręce Karola - bo się wtedy złościsz -  tylko Niunię. Mój 'związek', konieczność przebywania, zajmowania się Twoim młodszym Bratem zaakceptowałaś jako coś naturalnego, normalnego i wcale Ci to nie przeszkadza. 

Mówisz, mówisz, ciągle mówisz. Powtarzasz wszystko, łączysz dwa, trzy wyrazy w proste konstrukcje zdań.

Mamo, patrz - homoń.

- zamiast 's' wymawiasz 'h'.
homoń - samolot
hama - sama

Alti, kubek, soczku.

- tak, uwielbiasz nazywać Tatę po imieniu.
 Altul, umyń! Alti, chodź. Za każdym razem bawi mnie sposób w jaki wypowiadasz to jakże trudne imię swego ukochanego Taty.

Przyjedzie Dziadzio z Babem!  :)
Ładny Brum Dziadzia.
Czeka w Belsku basien, Pika (Patrycja), Ania, Sapel, Heśka, Iska. 
Nie to nie. 

Jesteś w fazie moje. Wszystko jest Twoje. Nawet mój telefon, czy Taty zegarek. Uczymy Cię zwrotów grzecznościowych, nowych piosenek (Ogórek, ogórek; Sto lat - na wczorajsze urodziny Dziadka; Nie chcę Cię znać). Drugi dzień z rzędu sygnalizujesz chęć zrobienia dwójeczki do nocnika, po której zawsze parzysz na nas i od razu pytasz: Kakę?? (Czekoladkę?)  ;) I wiesz, kiedy odpowiednio użyć słowa: Ooo kurdę! 

I choć często Twoje hama, ham; nie kę (czyli nie chcę); nie, nie,nie; Mama nie, Tata tak, Mama tak, Tata nie potrafi doprowadzić do wewnętrznego wyczerpania, zniecierpliwienia i zwyczajnej chęci wlania w tyłek, to jesteś najcudowniejszą Istotą, ogromną moją Radością, Dumą i Szczęściem.


Wartość we mnie i w moim życiu to radość z rzeczy małych. 

Zapisałam. Czytam codziennie. Powtarzam i wpajam. 

2014-06-14

Karolku,

oficjalnie jesteś już Karolem. Lolkiem. Takie imię wybrała Ci Twoja Siostra, a mi Jej wybór bardzo pasuje. I choć zupełnie jak niespełna dwa lata temu, jeszcze w dniu zapisu do Urzędu Stanu zastanawialiśmy się to co, Karol?, to w głębi serca jeszcze przed Twymi Narodzinami wiedziałam, że będziesz Karolem. Bo jakie inne imię by bardziej do Ciebie pasowało, skoro już od kilku tygodni przed Twoim Przyjściem na światem byłeś Kalolem i wszyscy tak się zwracali mówiąc o Tobie. Dziwnie byłoby zacząć nazywać Cię inaczej, skoro Marcelka widząc Cię po raz pierwszy w szpitalu, pełna zaskoczenia, zmieszania i radości patrząc to na Ciebie, to na mój (jeszcze nie płaski) brzuch mówiła Kalol, Kalol. Nie znam wielu mężczyzn o tym imieniu, mam same dobre skojarzenia, Tata też, więc decyzja zapadła i mam nadzieję, że żadnych zażaleń do swojej Siostry składać nie będziesz. 

W pierwszym tygodniu po naszym powrocie do domu, we wszystkim pomagała nam Twoja Babcia Beatka. Niezastąpiona, bo ogarniała wszystko. Gotowanie, pranie, prasowanie, zakupy. Ja oddawałam się przyjemnym zajęciom: karmieniu Ciebie, zabawom z Marcelką, odpoczywaniem. A Ty przez pierwsze dni - Złote Dziecko, wręcz książkowe, bo tylko sen, załatwianie potrzeb fizjologicznych i zaspokajanie uczucia głodu. Ale przeczuwałam, że taka sytuacja długo nie potrwa. Od kilku dni wykazujesz silny odruch ssania. Uspokajasz się przy matczynej piersi, przy niej usypiasz, a po kilku minutach znów domagasz mojej obecności obok. Jesteś spokojny przez kilkanaście minut po zjedzeniu, patrzysz, obserwujesz, po czym znów płaczem wyrażasz niezadowolenie z braku matczynego, mlecznego ciepła. I choć w kwestii smoczka miałam swoje wyrobione poglądy, tak w przypadku drugiego dziecka musiałam trochę je zweryfikować. Nie mogę pozwolić sobie na całodzienne leżenie na łóżku i karmienie Ciebie, bo mam mnóstwo obowiązków związanych zarówno z Twoją Siostrą, jak i z prowadzeniem domu. Nie chcę zaniedbywać Jej, sprawiać, by poczuła się odsunięta, mniej ważna, a samą siebie przekonałam, że smoczkiem krzywdy Ci nie robię. I choć wiem, że dla Ciebie moja obecność byłaby o niebo lepsza, nie mogę sobie na to pozwolić. Od dziś zaprzyjaźniasz się więc z czerwono-białym "przyjacielem", który mam nadzieję będzie wykorzystywany jedynie w kryzysowych momentach. Pięknie śpisz na świeżym powietrzu, ale rześkim - takie jak dziś, bo temperatury, które ostatnio wskazywały termometry w Lublinie i Tobie też nie służą. W nocy budzisz się co 2-2,5 godziny i póki co, nie masz problemów z ponownym zaśnięciem po zjedzeniu, i nocnej toalecie. Rośniesz w oczach, zmieniasz się bardzo i jesteś podobny do Taty. Przyglądam się Tobie i widzę rysy świadczące o Ojcowskich genach. Nos, układ ust i ich wykrojenie, długie nogi i palce. Będziesz wysoki? 

A ja Synku, czuję się na prawdę bardzo dobrze. I fizycznie, i psychicznie. Po wyjeździe Babci staram się być porządnie zorganizowana. I choć obawiałam się pierwszych dni bez mojej Mamy, myślę, że całkiem nieźle sobie radzę. Codziennie około 9 tej rano wychodzimy we trójkę na 2-3 godzinny spacer. Ty przysypiasz, budzisz się na jedzenie, Marcelka szaleje na huśtawkach, w piaskownicy i bawi się z innymi dziećmi. Wracamy na drugie śniadanie i drzemkę Marcelki, która nie zawsze pokrywa się z Twoją ochotą na sen. Popołudniami spacerujemy wraz z Tatą. Po Waszym zaśnięciu ogarniam prasowanie, porządki, gotowanie zupy i pielęgnację samej siebie. 
Przyzwyczajam się, że podczas śniadania/obiadu/kolacji jedną ręką (czasem lewą) zjadam swój posiłek, doglądam, żeby Marcelka zjadła swoją porcję i jednocześnie karmię Ciebie. Z Tobą przy piersi myję zęby i biję brawo nad pełnym nocnikiem. Na spacerach jedną ręką huśtam Twoją Siostrę, drugą wózek, w którym śpisz. Karmię Ciebie i jednocześnie przyklejam naklejki. Karmię Ciebie i czytając bajki usypiam Twoją Siostrę. I jest tak, jak być powinno. 

A dziś piękna sobota. Energetyzujący, rodzinny spacer do dawno nieodwiedzanego przez nas wąwozu. Zaliczona ścianka wspinaczkowa na placu zabaw - tak, weszłam na samą górę, bo zawsze miałam na to ochotę. Malowaliśmy kredą po chodniku i spacerowaliśmy w deszczu. 
Tata: Ale jesteś szczęśliwa co? 
Tak, drogi Mężu - jestem. Bardzo. I choć od dwóch lat nie przespałam w pełni żadnej nocy, nie byłam na porządnej dyskotece, nie spałam w weekend do południa - jestem szczęśliwa. 

Wiesz, atrakcyjna jesteś. Gdybym tak zobaczył Cię na placu zabaw, zwróciłbym na Ciebie uwagę.
Ucz się Synu od Taty, jak sprawić kobiecie nieziemską przyjemność. Jedno zdanie, a ile daje radości. W 18 dni po porodzie. To chyba wszystko, dzięki tym dżinsom. ;) Tak - już się mieszczę w swoje przed ciążowe spodnie! 

4 czerwca - pierwszy spacer
9 czerwca - odpada Ci kikut, który łączył nas ze sobą przez tych kilkadziesiąt tygodni. 

2014-06-10


Marcelko,

już kilka dni przed Narodzinami Twego  Brata czuję, że jestem gotowa. Nie tylko w sensie przygotowania wszystkiego, spakowanej torby, pełnej wyprawki. Spędzam z Tobą mnóstwo czasu, chcąc wynagrodzić Ci trochę jakby na zapas ten czas zmian, który ma lada moment nastąpić. Popołudniami urządzamy sobie babskie spacery. Wpatrujemy się w zachmurzone niebo, wsłuchujemy w dobiegające gdzieś z dala odgłosy burzy, idziemy pod pocztę, byś mogła pięknie odczytać napis Poczta Polska. Rozbawia mnie za każdym razem ton z jakim go wypowiadasz. Głaskamy osiedlowe psy, gonię Cię - tak, biegnę(!!) za Tobą z olbrzymim, podskakującym na każdym kroku brzuchem, urządzając tym samym Twemu Bratu niezłe wyboisko. Kąpiemy się wspólnie, usypiam Cię czytając lub śpiewając i staram się mieć w sobie ocean cierpliwości. Zapisuję komputerowe kartki listą rzeczy Ciebie dotyczących,. Ubrań, posiłków, gdzie trzymamy farby i kredki, gdzie leżą Twoje ulubione śniadaniowe kulki, bo nie wiem, kto i o jakiej porze będzie Ci towarzyszył w momencie mojej nieobecności.

We wtorek - w dniu, którym rodzi się Twój Brat, a Ty płaczesz, gdy tylko oddalam się do szpitalnej łazienki, płaczę i ja, bo wiem, że będzie to pierwsza tak długa nasza rozłąka. I nie wiem, jak poradzę sobie z nią zarówno ja, jak i Ty - pozbawiona Mamy w codziennych rytuałach.

I choć byłam przeciwna Twojej wizycie na oddziale noworodków i według wcześniejszych ustaleń Brata miałaś poznać dopiero w domu, wyszło - jak to w życiu często bywa - zupełnie inaczej. W środę popołudniu Tata nie miał z kim Cię zostawić (pisząc 'z kim' mam na myśli osobę, z którą czułabyś się bezpiecznie, dobrze i radośnie, a ja miałabym pewność, że jesteś najedzona, nie płaczesz i jednocześnie bawisz się doskonale), a chcąc przywieźć mi potrzebne, brakujące rzeczy (ukochane babeczki z nadzieniem jabłkowym, które już zawsze będą mi się kojarzyły ze szpitalną lodówką) wziął Cię ze sobą,. Widząc Brata po raz pierwszy byłaś jednocześnie zdziwiona, podekscytowana, onieśmielona i pełna radości. Patrzyłaś to na Niego, to na mój brzuch. Głaskałaś Go, sprawdzałaś, czy ma wszystkie elementy twarzy na swoim miejscu, chciałaś nosić i wciąż przytulać. Ale też dałaś wyraz niezadowoleniu, gdy Tata wziął swego Syna na ręce. I właśnie w tamtym momencie poczułam, że bycie Matką, Rodzicem Dzieci z tak małą różnicą wieku nie będzie wcale takie łatwe. W jednej chwili Ty koniecznie chciałaś rozlewać marchewkowy sok i bawić się aparatem fotograficznym, najmłodszy w rodzinie zaczął płakać, a ja musiałam pójść załatwić potrzebę fizjologiczną. Wszystko na raz. W tej samej sekundzie.

W piątek pojawiliśmy się w domu z dużym opakowaniem Lego w ramach prezentu od Nowo Narodzonego dla Ciebie. Ale klocki zupełnie Cię nie interesowały. I dobrze, że Tata nagrał film przedstawiający Twoje podekscytowanie nową sytuacją, bo wszyscy płakaliśmy ze śmiechu.. Biegałaś po domu, skakałaś na gumowej krowie i na zebrze, którą się na co dzień nie bawisz. Zaczęłaś przynosić zabawki, popisywałaś się jak tylko potrafiłaś.

Pierwszy tydzień obecności Maluna (czyli Malucha) w naszej Rodzinie to jednocześnie tydzień Twojego najgorszego, jak do tej pory zachowania. I myślę, że złożyło się na to kilka czynników. Nie tylko obecność młodszego Brata, ale też Babci, która nieba by Ci uchyliła, a Ty bardzo dobrze wykorzystywałaś całą sytuację. Marudziłaś, piszczałaś, denerwowałaś się, krzyczałaś. Raz chciałaś mojej obecności, innym razem ze złością wykrzykiwałaś: idź!! Czasem chciałaś bawić się z Babcią, a po chwili zamykałaś drzwi swego pokoju, wypraszając z niego moją Mamę. A, gdy Tata wracał do domu po naszych ścianach niosło się nieustanne Tata, Tata, Tata. Nikt inny nie mógł wsadzić Cię, czy wyjąć z krzesła do karmienia, na towarzystwo Babci podczas popołudniowego spaceru też nie miałaś ochoty, tylko Tata i Tata. I wiem, że jesteś najlepsza, najgrzeczniejsza, gdy masz obok siebie, jak najmniej osób. Zbyt dużo bliskich sprawia, że sama nie wiesz, czego chcesz, domagasz się karmienia, nie dajesz się ubrać, uciekasz, piszczysz. Ale wszyscy staraliśmy się być wobec Ciebie wyrozumiali. Nowa sytuacja. Nowy, mały Człowiek obok Ciebie. Moja nieobecność przez trzy dni. Bunt dwulatka. Wiele emocji, nieumiejętność ich nazwania, wyrażenia inaczej niż płaczem, czy krzykiem.

Ale wszystko się normuje, prostuje, nasz świat układa się na nowo. A Ty całująca przed każdym spacerem, wieczornym pójściem spać swojego młodszego Brata utwierdzasz w przekonaniu, że to była bardzo dobra decyzja. A rodzeństwo to najpiękniejsze, co mogliśmy Ci dać!

2014-06-05

Synku,

Po upalnym weekendzie, który spędzamy jeszcze we trójkę nad zalewem - z Tobą pod sercem, bieganiu na bosaka z ogromnym brzuchem za Twoją Siostrą szalejącą na huśtawkach, w drewnianych domkach i zaglądającą z utęsknieniem do wszystkich wózków, po lodach z McDonald's zgłaszam się w poniedziałek na KTG. Dzień Matki. Poród za porodem. Mamy otrzymują najpiękniejsze prezenty, a ja mam zgłosić się następnego dnia na kolejne kontrolne badanie. I "bądź już bardziej spakowana". Szukam w sobie oznak zbliżającego się porodu. Każdy najmniejszy ból w okolicach podbrzusza odnotowuję w pamięci z nadzieją, że to początek Nowego. 

We wtorek - 27 maja przed południem słyszę bicie Twego serca, dzięki podłączeniu do specjalnej aparatury, Twój Tata spaceruje z Marcelką pod szpitalem. Nasza Pani Doktor zatrzymuje nas w szpitalu, bo z takim zapisem KTG nie kwalifikuję się do wyjścia do domu. Ruszasz się za mało. Na Izbie Przyjęć wypełniam wszystkie potrzebne dokumenty i płaczę, bo tyle emocji we mnie siedzi. Z jednej strony ogromna  już tęsknota za Tobą, z drugiej chęć bycia przy Twojej Siostrze i obawy przed bólem porodowym. I wszystko dzieje się tak szybko. Kontrolne USG, badanie i rozwarcie, które kwalifikuje mnie na trakt porodowy. O 14.15 wysyłam Mamie SMSa - "Idę na porodówkę". Dzwonię do Twego Taty, który odwozi Marcelkę do Cioci Sylwii (jak na złość - Ciocia na laboratoriach do 15stej, klucze do naszego mieszkania zostały w torbie na porodówce, a Dziadkowie z Bielska nie są w stanie przejechać w tak szybkim tempie 200km!) i proszę, by się pośpieszył, jeśli chce zdążyć przeciąć pępowinę. Cały personel nam w tym dniu towarzyszący twierdzi, że za moment będę w ramionach tuliła Ciebie. Po podłączeniu do kroplówki odczuwam może kilkanaście skurczy obejmujących obszar podbrzusza. Przesympatyczna położna towarzyszy nam od początku do końca, motywuje, chwali, że tak pięknie rodzę, choć ja śmieję się, że przecież nie robię właściwie nic. Leżę i czekam na kilkunastosekundowy, powtarzający się ból. Dziwię się bardzo, gdy po niespełna godzinie rozwarcie jest już prawie pełne i pytam się, gdzie ten kryzys siódmego centymetra. "Widocznie już go Pani przeszła". Kilka skurczy partych i słyszę Twój najpiękniejszy memu sercu płacz. Nowe Życie. 

Wtorek. 27 maj. 15.35 
Syn. 3620 gram. 56 cm. 10 pkt. 

Kolejny Cud Świata.. Ciemny, z kształtem nosa po Tacie, niewielką ilością czarnych włosów i długimi, chudymi nogami, salutujący przy narodzinach Rodzicom i personelowi medycznemu. Nasz. Ogrom emocji. Szczęście i niedowierzanie. 

W sali poporodowej spędzamy następne ponad dwie godziny. Tulimy się do siebie tak, byś słyszał bicie mego serca, bo zdaję sobie sprawę, że po takich przeżyciach, opuszczeniu swojego bezpiecznego przez 39 tygodni świata potrzebujesz tego najbardziej na świecie. Ja zresztą też. Tata przynosi mi wodę, paczkę herbatników, które smakują niebiańsko i twierdzi, że wyglądam jak po spacerze z Marcelką. Bo przecież jadąc kilka godzin wcześniej do szpitala zrobiłam makijaż, ułożyłam włosy, nałożyłam kolczyki, bransoletki i z wściekle czerwonym kolorem na paznokciach u stóp wylądowałam na porodówce. Klasa w każdej sytuacji!

Kolejne trzy doby spędzamy w sali numer jeden, na tak dobrze znajomym mi już piętrze i tymi samymi twarzami spośród personelu. Ale jest inaczej. Ja czuję się fizycznie dużo silniejsza niż niespełna dwa lata temu. Po kilku godzinach odpoczynku nie mam problemu by wstać, załatwić potrzeby fizjologiczne i wziąć orzeźwiający, dodający energii prysznic. Płaczesz melodyjnie. Nie tradycyjne łeeełeee..., ale laaalaaalaaa, dlatego też, gdy wracasz z badań, szczepień z daleka rozpoznaję już Twój płacz. Należysz do tych mających silny odruch ssania. Przez dwie pierwsze doby mam wrażenie, że chcesz ciągle tylko ssać i ssać. Mam problem, by spokojnie pójść do łazienki, bo próba odstawienia Cię od mlecznego napoju to grymas na Twej twarzy i w ostateczności "śpiew". Chętnie przysypiasz, ale będąc blisko matczynej piersi. Najdłuższe Twoje przerwy bez jedzenia to około 2,5 godziny.
I wiem, że być może dziwnie to zabrzmi, ale zarówno w przypadku pierwszego, jak i teraz - drugiego porodu, swój pobyt w szpitalu wspominam bardzo dobrze. Pomijając ból towarzyszący obkurczaniu się macicy, trudności w siadaniu i chodzeniu z wyprostowanymi plecami, to te trzy szpitalne doby to czas, gdy wpatruje się w Ciebie, śpimy w jednym łóżku, zmieniam Ci stosy pieluch (ponad 20 smółek!!), jedzenie przynoszą mi prawie do łóżka, plotkuję z Mamami z sąsiednich łóżek i poza Twoją pielęgnacją nie muszę nic więcej robić. Ale...bardzo tęsknie za Tatą, Twoją Siostrą, naszym Domem, własnym łóżkiem i wanną, z nadzieją czekam na piątkowe odczytanie poziomu Twojej bilirubiny i cieszę się z wyniku nie przekraczającego nawet 10. Zaczynasz przybierać na masie. 30 maja - w dniu wypisu - ważysz 3340 gram i popołudniu ruszasz, by rozpocząć fascynującą przygodę - Życie!

Wszystkiego Dobrego Synku! Dziękuję za te wspólne 39 tygodni noszenia Cię pod Sercem. Czas przepiękny, pełen Cudów i dobroci. Ale dobrze, bardzo dobrze, że jesteś już z nami i widzę Cię spokojnie śpiącego obok. Najwspanialszy!