2014-01-24

Chłopczyku mój malutki,

w lodówce pachnie tartą z białą czekoladą i adwokatem  (tak, to moja jedna z nielicznych zachcianek ciążowych), obok na stole herbata zielona z kwiatem wiśni i radość, że mam swój ciepły kąt - tu na czwartym piętrze, bo na dworze kilkunastostopniowe przymrozki. Twoja Siostra po kilkudniowych chorobowych przebojach śpi spokojnie, Tata podjada daktyle, a Ty masz fazę czuwania i masujesz od wewnątrz mój brzuch. Kop co sił w nogach, wtedy kiedy tylko tego zapragniesz. Niesamowite uczucie, którego wiem, że po tegorocznym czerwcu znów mi będzie bardzo brakować. 

Kolejna comiesięczna wizyta u naszej pani ginekolog za nami. Co u Ciebie Judyta? A u Ciebie zawsze wszystko dobrze. Morfologia idealna. I jakie Ty masz spalanie! Tylko może już tego Dziecka tak nie utucz, bo z reguły drugie rodzi się jeszcze większe! Gotujesz obiady? Sama też zjadasz? Następnym razem podkoszulka i rajstopy! 

Pani Doktor jak zawsze nie zauważa dodatkowych kilogramów (choć zarówno ja, jak i waga widzimy coraz to większą liczbę na cyferblacie) i wbrew jej spekulacjom, tak - gotuję obiady, tak - sama też je zjadam. Nie jestem niedożywiona. Ale cieszę się, że nieustanne myślenie o jedzeniu, przeglądanie przepisów w internecie i książek kucharskich już mi przeszło. I błogosławię ciążę za to, że składa się z trzech trymestrów, a pierwszy po raz drugi przeszedł już do historii. Tak, u mnie rzeczywiście jest wszystko dobrze. Wróciła energia, siły i chęci. Już nie chodzę spać zaraz po tym, jak uśnie Marcelka, nie kładę się podczas codziennej Jej drzemki, nie pokładam, kiedy tylko mogę w ciągu dnia. I nie mówię już, że kolejnego pierwszego trymestru nie byłabym w stanie znieść, bo przecież trójka jest naszą wyczekiwaną liczbą. 

Dla niektórych jesteś Jasiem, dla innych Miłoszem, Frankiem, dla Cioci Emilki Kajetanem. Dla mnie Groszkiem i sama się dziwię, że to imię jeszcze mi się nie znudziło. Żadne z powyższych nie przekonuje mnie na tyle, by tak o Tobie myśleć, podobnie jak z innymi z kalendarza, które nie zachwycają i wiem, że jeszcze po porodzie pewnie będziesz bezimienny, a cała sytuacja wyklaruje się w dniu zgłoszenia do Urzędu Stanu Cywilnego. 

6 dodatkowych kilogramów, dużo zielonej herbaty, jedna Ricore jako przemiły, codzienny, kawowy rytuał, wieczorne oliwienie ciała i za 4 miesiące się spotkamy! 

2014-01-21

Pchło Mała,

kolejne sukcesy za nami. Przez kilka nocy z rzędu udało Ci się usnąć prawie samodzielnie. Prawie, bo po kąpieli, zjedzonej kolacji, umyciu zębów, bajce na dobranoc, zapaleniu lampki wchodzisz do swojego łóżeczka, a ja czuwam tuż przy nim. Śpiewam, głaszczę, poklepuje po plecach i cierpliwie czekam, aż zmorzy Cię sen. A Ty przez ponad pół godziny wiercisz się, przyjmujesz wszystkie możliwe pozy do spania, stukasz stopami o szczeble łóżka, całujesz kwiatki na poduszce, pytasz o Tatę. I zasypiasz spokojnie. 
Dla mnie sukces, choć rozumiem i te Mamy, które uśmiechnęły się odnośnie użycia tego słowa w opisanym kontekście. Wiem, że są dzieci, które od pierwszych dni przyzwyczajane są do samodzielnego zasypiania we własnym łóżku. Znam takie, które w momencie odstawienia od piersi zostały od razu nauczone systemu - całus na dobranoc, gaszę światło, wychodzę i zamykam drzwi na klamkę i po kilku dobach płaczu opanowały nową umiejętność. Ja jestem szalenie dumna, bo udało Ci się - bez noszenia, kołysania, tulenia w ramionach na fotelu, a co najważniejsze bez płaczu - spokojnie i z poczuciem bezpieczeństwa zasnąć. I jednocześnie nie żałuję ani jednej minuty, którą do tej pory poświęciłam na usypianie Ciebie tak, jak tego na danym etapie swojego rozwoju potrzebowałaś. I gdyby nie fakt, że robisz się coraz cięższa, a ja muszę chronić też Twojego Brata pewnie nosiłabym dalej w poczuciu, że przecież przyjdzie taki dzień, w którym nie będziesz już potrzebowała matczynych ramion, a ja będę za tym tęsknić...

Ale Najdroższa - nic na siłę. Nie zniechęcam się, bo przez dwa dni nasz system usypiania padł, a Ty zaczynałaś płakać, gdy próbowałam zachęcić Cię do położenia się w swoim łóżku. Więc tulę, tak jak potrzebujesz i próbuję dalej. Cierpliwie. Bez nacisku. Z wiarą w powodzenie.

Tak samo też cierpliwie czekam na moment, w którym pozbędziemy się pieluch. Zachęcam do korzystania z nakładki/nocnika, ale nie zmuszam. Nie denerwuje się, gdy poza przemiłym posiedzeniem na sedesie, nic poza papierem toaletowym nie ląduje w muszli. Po raz enty tłumaczę, gdzie robi się siku i wiem, że Ty to rozumiesz, tylko nie możesz się przemóc. I na nic zdało się wysadzanie za młodu, gdy z dumą robiłaś co i gdzie trzeba, a my nagradzaliśmy Cię oklaskami. Jesteś na etapie robienia dwójeczki gdzieś po kryjomu, na kucaka. Informujesz nas, że masz bleee w pieluszce. Mokrą też sygnalizujesz drapaniem się i wkładaniem rąk w pampersa. To chyba kolejny krok. Mamy czas do czerwca.

Mówisz coraz więcej. Powtarzasz po nas, tworząc wyrazy jeszcze nie końca nam zrozumiałe. Dodajesz nowe litery, sylaby, które do tej pory nie gościły w Twoim alfabecie. Teraz na topie jest ka, ko. Czekoladka to kaka, której smak w Twych ustach gości niezwykle rzadko. Niedzielna rozpusta. Ciasto to prawie ciasto, miś to mi(czasem z ś na końcu, czasem bez). Ryż to riś, którego ugotowałam jak dla połowy wojska i jemy go od kilku dni w różnych kombinacjach smakowych. Jajo to jajo, a kaszka to kaśka. Na poduszkę mówisz poba albo popa. Próbujesz zaśpiewać aaaa, kotki dwa.

Każdego ranka, gdy obie myjemy zęby w łazience, poklepujesz się po twarzy, co oznacza, że mam Ci nałożyć krem, a potem zrobić psik, psik, czyli wyperfumować - czego nauczyli Cię Dziadkowie. Czasem pachniesz mną, czasem Tatą, w zależności od tego komu pierwszemu towarzysz w porannej toalecie. Później biegniesz do tego drugiego, żeby Cię powąchał. Przed wyjściem na spacer czekasz, aż pomadką (bezbarwną oczywiście) pomaluję Ci usta. Czarujesz, czyli naśladujesz moje czary - mary, hokus - pokus. W Twojej wersji jest to many-mamy, mamy-many i kręcisz dłonią zataczając koła, jak prawdziwy czarodziej.

Uwielbiam Twój skojarzeniowy tok myślowy. Gdy w rozmowie z Tatą wspominam, że musimy dziś poćwiczyć (tak, tak, zaczęliśmy dbać o kondycję), Ty biegniesz pod drążek i mówisz si si si si, czyli naśladujesz dźwięki jakie podczas przeróżnych ćwiczeń, czy to robienia pompek, czy podciągania się na drążku wydaje z siebie zmęczony Tata, wyciągasz ręce do góry i też koniecznie chcesz na nim chwilę powisieć. Potrafisz przez sekundę utrzymać się sama.

Tańczysz, co uwielbiasz. A Twój podstawowy krok to kręcenie się w koło. Ulubiona zabawa bez towarzystwa innych osób - lala. Wkładanie jej i wyjmowanie z wózka, wożenie, przykrywanie i odkrywanie, karmienie. Chętnie budujesz z Lego Duplo, a ja z podziwem obserwuję, w jak krótkim czasie nauczyłaś się odpowiednio wkładać klocek na klocek. Precyzyjnie starasz się trafić tak, by powstała wieża, a głośnie AŁŁŁ towarzyszy Ci po każdym celnie ułożonym elemencie. Lubisz grać na harmonijce i książki, mnóstwo książek, ale te najlepiej przegląda się przecież z Mamą.

Uczymy Cię codziennego sprzątania zabawek, w czym chętnie uczestniczysz, pomagasz. Przed kąpielą wrzucasz klocki do odpowiednich pojemników, podajesz mi maskotki, a ja je usadzam na półce, z salonu sprzątasz wszystko, co należy do Ciebie i zanosisz do swojego pokoju. Gdy proszę, byś odniosła szczoteczkę do zębów na swoje miejsce - robisz to. Podobnie jak z niedojedzonym do końca kawałkiem sera pleśniowego, który podnosisz z podłogi i kładziesz na blacie swego krzesła i wszystkim, na co zwrócę Ci uwagę. Uczymy Cię sprzątania poszczególnych zabawek, zanim zajmiesz się kolejną. Jesteś grzeczna, posłuszna.

I staram się nie denerwować, gdy po raz kolejny podczas posiłku słyszę nie, nie, nie. Wczoraj stanowczo zaprotestowałaś przeciwko zupie porowej mówiąc nie i oddając mi pełną miskę. Czasem działam przekupstwem (do końca nie wiem, czy słusznie i potrzebnie). Zawsze masz ochotę na moją kawę/herbatę, więc możesz dostać jej odrobinę, gdy zjesz jeszcze kilka wagonów kanapki, naleśnika, czy porannej owsianki. Ty zjadasz, a ja dotrzymuję słowa. Kawoszka nam rośnie. Uwielbiasz, ale tylko taką z naszych filiżanek.

Pomelo, borówki, pomarańcze, żurawina, daktyle - wszystkie owoce we wszystkich postaciach, serki waniliowe, jajecznica z ketchupem, ser żółty, kabanosy, pieczone udka, trzymane w garści i obgryzane, a nie pokrojone na jakieś tam dziecinne kawałeczki to hity ostatnich dni. Jedna albo dwie porcje mleka w ciągu nocy. Do tego przynajmniej jedna pobudka, którą nazywam na przytulanie. Półtorej godziny snu w ciągu dnia zawsze między 12stą, a 13stą. I mnóstwo, mnóstwo uśmiechu.

 Jesteś moim promykiem, siłą i energią. Światem i radością. 

2014-01-15

Marcelko,

będziesz miała Brata, młodszego o 22 miesiące Brata, którego płeć nie ma dla Ciebie na tym etapie żadnego znaczenia. Nadal pozostaje przecież Niunią, którą próbujesz napoić swoją wodą wpychając mi do pępka ustnik od kubka-niekapka, całujesz i głaszczesz rozumując więcej niż zapewne przypuszczamy. 

Wierzę, że razem stworzycie cudny rozrabiająco-twórczy duet. Będziesz miała kompana do wspólnych zabaw. Być może to właśnie Brat nauczy Cię wchodzić na drzewa i wytłumaczy zasady gry w piłkę nożną. Może to On zrobi Ci pierwszą procę i pokaże, jak się skleja modele samolotów. To On będzie zachęcał Cię do samochodowych wyścigów i w każdą zabawę przemyci element chłopięcości. Patrząc na Ciebie, naśladując Twoje ruchy, gesty będzie uczył się chodzić, potem mówić. Będziesz Mu przewodniczką, najlepszą nauczycielką świata słów i znaczeń. 
A Ty będziesz miała "swoje" dziecko, gdy zechcesz pobawić się typowo dziewczyńsko - w dom.Nauczysz go nazw damskiej garderoby i będziesz miała modela do pierwszych prób makijażowych. Wyjaśnisz Mu jak działa kobieca natura i w jaki sposób może oczarować jedną z Twoich koleżanek. A On - być może wysoki i postawny jak Tata - będzie Twoim prywatnym ochroniarzem w szkole i na dyskotekach. 

Bądźcie swoimi najlepszymi przyjaciółmi. Siłą i wsparciem na każdym etapie życia. 


2014-01-14

Synku Najdroższy, Synku...

od wczoraj próbuję przyzwyczaić się do myśli, że będę miała Syna, chłopaka, chłopczyka. Twój Tata to istny rzeźbiarz :) Duma Go rozpiera, choć nie wiem kogo bardziej. Go, czy Dziadka Wojtka? Bo dostaję telefony z gratulacjami od rodziny, której mój Tata telefonicznie przekazał wieści, że został Dziadkiem przez duże D. A i Twój Tata przez 20 tygodni twierdził, że płeć nie ma żadnego znaczenia, choć widziałam po oczach to, do czego dopiero dziś otwarcie mi się przyznał... Będzie miał wyczekiwanego Syna. 

Ja czuję lekkie przerażenie. Docierają do mnie głosy, że Syna wychowuje się trudniej, bo ciężej przechodzi wszystkie choroby, wolnej się rozwija, później zaczyna mówić...Czy rzeczywiście tak jest? Od pierwszych dni czerwca - może Dnia Dziecka, a może od dnia, w którym z Twoją Siostrą będą dzielić Was dokładnie 22 miesiące zacznę przekonywać się o tym sama. Boję się , bo nie wiem jeszcze, jak wychować chłopaka by jednocześnie był silnym, ale wrażliwym mężczyzną. W przyszłości czuł odpowiedzialność za rodzinę. Z szacunkiem traktował kobiety, starszych i zwierzęta. Stawał w obronie słabszych. By był męski, czuły i opiekuńczy. Pomocny i zaradny. Nie bojący się świata i z odwagą realizujący swój życiowy plan. By w odpowiednim momencie puścił spódnicę Mamy, a Mama niech Mu na to bez żalu, a z rozpierającą dumą w sercu pozwoli. 

Bądź podobny do Taty. Postawny, wysoki i czarny - żeby zachować równowagę kolorystyczną - z cerą ciemniejszą od tej kobiecej w naszej rodzinie. Empatyczny i po prostu dobry. Jak Tata. Bo często słyszę o Twoim Ojcu - Ma dobry charakter. Wierzę, że w przyszłości takie słowa usłyszę też o Tobie. Będę się starała. Z całego serca. 

I bardzo się cieszę Synku, bardzo! Kolejne marzenie spełnione. Mamy ogromne szczęście. 




2014-01-08

Istotko,

ciepła kąpiel z książką w ręku dała chwilę wytchnienia moim stopom i zmęczonemu kręgosłupowi. Cały dzień z Twoją Siostrą - Tata do późnych godzin nocnych w piwnicy robi inwentaryzację swojego magazynu - potrafi zmęczyć tak bardzo, co nasycić radością. Co raz pojawiający się w ciągu dnia ból w pośladkach (ucisk na nerw?) - który sprawia, że nie wiem, jak mam się podnieść, zmienić pozycję, gdy wszystko boli - przypomina, że jesteś, a ja muszę chwilę poleżeć, odpocząć dla dobra Twego i swego jednocześnie. 

Masz skończone 20 tygodni, mierzysz według mądrych podręczników, do których rzadko zaglądam około 16 centymetrów. I dziwię się, że już tak dużo! Kiedy tak szybko urosłeś/urosłaś? Przecież dopiero dowiedzieliśmy się o Twoim Istnieniu, a lekarz na monitorze wypatrzył 5 centymetrowe ciałko. Połowa za nami. Połowa przed nami. Półmetek. Plany remontowe bliżej wiosny, która próbuje wkraść się już od listopada, zręcznie przeskakując jedną z pór roku. Później wielkie sprzątanie, porządkowanie, urządzanie pokoju, który mebluję przed zaśnięciem. Wicie gniazda? A w maju czyszczenie fug szczoteczką do zębów ;) Ma być idealnie. Inaczej sobie nie wyobrażam. 

Dajesz o sobie znać coraz intensywniej. Kopiesz mocno. Twoje ruchy są dobrze wyczuwalne i zdecydowanie nie przypominają trzepotu skrzydeł motyla. Potrafisz wypiąć część swego ciała tak, że na moim brzuchu powstaje twarda wypukłość idealna do głaskania. Każdego wieczoru biorę dłoń Taty i przykładam do swego brzucha, by spróbował wyobrazić sobie coś niewyobrażalnego, coś co czuje tylko Matka mająca Dziecko pod sercem. I szczerze żałuje, że choć na chwilę nie może wejść w moją skórę. Niebywała więź. 

A tuż po weekendzie, który zapowiada się niezwykle przyjemnie - odwiedziny Cioci Kasi, Wujka Bartka i Basi - wizyta USG, na której mam nadzieję poznamy, kim jesteś. 

13 stycznia! Czekam z niecierpliwością Groszku Pierdzioszku! A Twoja Siostra to przecież Rybka Pipka! 

2014-01-07

Groszku Malutki - jutro parę słów o Tobie. Dla Ciebie.

Fikaj śmiało!
Po codziennym, wieczornym "obrządku" - zmyciu naczyń, bo w zmywarce się już nie mieściły, przetarciu kuchenki i blatów, naszykowaniu termosu z gorącą wodą (do nocnego mleka), uprzątnięciu zabawek z kuchni i ponownego namoczenia ubrań Marceli w Vanishu ( tak, dziecko je bez stresu, a ja nie biegam ze śliniakiem za każdym razem, gdy ma ochotę na mandarynkę, czy sok z aronii z mojego kubka) - zasiadam do pisania. 

Po dwutygodniowej nieobecności wróciliśmy do siebie, do Domu, mieszkania, które stwierdziliśmy z Tatą, że oboje bardzo lubimy. Mimo czwartego piętra, na które narzekamy, braku windy i miejsca parkingowego, starego osiedla bez ochrony i dużych tarasów, które oglądamy w blokach naprzeciwko. Ale jest nasze. Po prostu. Ze wspólnie malowaną sypialnią (tak, Tata musiał malować wszystko od nowa - łącznie z sufitem, gdy ja zabrałam się do prac malarskich koło 22giej, chcąc udowodnić, że też potrafię), obitym rogiem na korytarzu po uderzeniu odkurzacza, salonem urządzonym tak, jak zawsze chciałam, w kawowo-ziemskich barwach i pracowniczym kątem Taty, kuchnią, która w niedalekiej przyszłości "otworzy" się na duży pokój, a ja będę mieć poczucie jeszcze większej bliskości z najbliższymi i dodatkowej przestrzeni, kolorowymi obrazkami na ścianach i mnóstwem zdjęć. I choć w momencie, w którym test ciążowy wykazał dwie kreseczki zaczęliśmy się zastanawiać nad zmianą mieszkania, to ciężko byłoby opuścić mi to, w którym podjęliśmy z Tatą pierwsze nasze wspólne decyzje już jako małżeństwo. Mieszkanie, gdzie z ogromną radością i wielką miłością staraliśmy się o dwa nasze Cuda. Przecież to tu po raz pierwszy z Marcelą w ramionach staliśmy się prawdziwą rodziną i tu przyniesiemy też Groszka. I choć zdaję sobie sprawę, że gdybyśmy przeprowadzili się w najbliższym czasie, Marcelka nie pamiętałaby nic z tego okresu, a 20 tygodniowej Istocie pod sercem to nowe lokum byłoby tym pierwszym, najwspanialszym, to ja wciąż porównywałabym, wspominała i tęskniła, bardzo tęskniła. Mamy Dom, nie zawsze pięknie uprzątnięty, z zabawkami w każdym pokoju, które są oznaką życia, podsychającymi kwiatami, bo zapominam je podlać, za małą łazienką i bez firan w salonie. Najpiękniejszy. Ten, gdzie czuję się teraz najlepiej. 

Córeczko,

po dwóch tygodniach wizyt, odwiedzin, świętowania wróciliśmy do siebie. Tata stwierdził, że tu czujesz się chyba najlepiej. A ja wczoraj odniosłam wrażenie, że nie możesz nacieszyć się moją obecnością, nie snuciem się za Tobą, obok Ciebie i wyręczaniem Osobami, które robiły to z największą przyjemnością, a prawdziwym byciem, wspólną zabawą, spacerem. Tuliłaś się bez proszenia, przerywałaś zabawę, by na choć na chwilę się do mnie przytulić, pocałować, czy rzucić w ramiona. Nie odstępowałaś mnie - dosłownie - ani na krok! Śmiałyśmy się cały dzień, z niczego. Z głupich min, jedzenia, które spadało z łyżki, Twojego uciekania z łóżeczka, gdy przed wieczornym spaniem chciałam Ci - spokojnie leżącej poczytać bajkę na dobranoc. Nie ma dnia, żeby Tata nie wspominał, jak bardzo Cię kocha. Nie zachwycał tym, jaka jesteś. I widzę szczerą radość w Jego oczach, gdy po powrocie z pracy nie mówisz nic, a tylko się uśmiechasz i przez kilka minut przytulasz do Ojcowskich ramion. Myślę, że tęsknisz, potrzebujesz Jego obecności, bliskości, jednak innej niż ta moja. 

Poza nami, Dziadkowie też patrzą na Ciebie z podziwem w oczach. W Bielsku ostatni raz byliśmy przecież nie tak dawno, bo na początku listopada, a przez ten czas bardzo się zmieniłaś. Począwszy od rozwoju fizycznego - nie chodzisz, a biegasz. Babcia mówi, że przypominasz jej Pawlaka, z serii kultowych polskich komedii - z pupą lekko wypiętą i szybkim krokiem. No, ale u Dziadków jest przecież tyle do zrobienia! Trzeba dogonić uciekające koty, nadal cierpliwe, żaden Cię nie udrapnął, co w stosunku do dorosłego już dawno miałoby miejsce, zabrać Saperowi pluszaki i inne zabawki do niego nie należące, nakrzyczeć nie, nie i pogrozić palcem za gryzienie Babcinych koców, zamiast swego ręcznika i zdążyć wdrapać się na schody, zanim ktoś z dorosłych zorientuje się, gdzie jesteś. Czasem schodziłaś tyłem, a wchodziłaś opuszczając jeden stopień, bo "normalne" poruszanie się na górę i na dół już Ci się powoli zaczynało nudzić, choć schody budzą nadal Twoje wielkie zainteresowanie. Wszyscy patrzyliśmy z podziwem na energię, którą w sobie posiadasz, mimo lejącego się kataru z nosa, dwóch dób z gorączką, tylko jednej drzemki w ciągu dnia i częstszymi pobudkami w nocy. Ciągle w biegu, w tańcu z obrotami, aż do momentu upadku, po czym szybkie podnoszenie się i zabawa od nowa. Mnie by już zemdliło. 
Lubisz być obserwowana, z podziwem i głośnym biciem brawo. Popisujesz się przed innymi, powtarzasz zachowania, które nas - Twoją wierną publiczność rozśmieszają. Cudak z Ciebie niesamowity. Słuchasz się Dziadkowego i Babcinego nie wolno wiedząc, że w domu, w którym jesteśmy to Oni decydują, co możesz brać, a czego nie. Ze zniszczeń: mała figurka Jezusa (przez Ciebie nazywana po prostu lalą) - stracił głowę, połamany wielkanocny baran, pogryzione ozdobne Jajo, czyli wszystko to, co wyciągałaś sobie z szafki, którą sąsiadka Patrycja określiła szafką z dekoracjami, choć nie wiedzieliśmy, że takowa w naszym domu istnieje. Plus kilka pękniętych sznurów korali (na szczęście tych nieużywanych), pogryzione Dziadka opakowanie na okulary i mnóstwo bombek do sklejenia. A przecież wszyscy ciągle Cię pilnowaliśmy...! 

Jesteś miłośniczką koncertów kolęd - słuchasz w osłupieniu, z otwartą buzią i niezwykłym jak na Ciebie spokojem, kawy, suszonej żurawiny, cytrusów, soku z aronii i słowa NIE. Z przekory. Tak po prostu. Bez złości w głosie, a z miłością. Proste nie! Poza tym jesteś w fazie Tu i To. Będziemy jeść to, po czym pokazujesz, na co masz ochotę, czytać to i podajesz wybraną książkę, bawić się w to. Mam usiąść tu, Dziadek ma postawić kota tu, a Babcię bierzesz za rękę i prowadzisz tu. I udajesz, że samodzielnie czytasz. Z rozłożoną w obu rękach książką, wpatrujesz się w obrazy i litery, i czytasz...w swoim niezrozumiałym dla nas języku. Czytasz i sprawia Ci to ogromną frajdę. Nam też. 

Z noworocznych postanowień:
kolację zjadasz łyżeczką, a nie z butli. Potem mycie zębów, czytanie i usypianie. W ramionach, ale bez noszenia. I plany zmian pokoju, nowego łóżka dla Ciebie, gdzie wierzę będziesz zasypiała tuląc się po prostu do mnie i trzymając moje włosy, bo nadal one dają Ci poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że jestem obok.