2013-07-17

Pierwsze cztery samodzielne kroki - Alleluja!! Radość, po prostu radość. I Twoja, i nasza.
 
Przedpołudniem postawiłaś pierwszy - przy Cioci Emilce i przy mnie, ćwiczyłaś cały dzień, próbowałaś, by później przy obecności dwóch najbliższych Ci osób postawić te kolejne.
 
Przesyłasz buziaki, czyli przykładasz rączkę do buzi, ale dmuchnąć jeszcze nie potrafisz. Z pełną świadomością krzyczysz tata albo ata i palcem wskazujesz na naszego mężczyznę. Mama - rzadziej, gdy jesteś zmęczona, senna albo po przebudzeniu. Chodzisz po mieszkaniu pchając przed sobą swoje jeżdżące pudło na zabawki, taboret z kuchni albo w bardzo zgiętej pozycji - nocnik, opakowanie pieluch. Wpadasz w ogromną złość, połączoną z krzykiem, nerwowym podskakiwaniem, wyginaniem się do tyłu, gdy Ci czegoś zabraniamy, zabieramy z rąk albo przenosimy w bezpieczne miejsce. Na moje nie wolno nie reagujesz, na Taty płaczem i chowasz się w moich ramionach.
 
Spacerówka - parasolka, elektroniczna niania, półnamiot, parasol plażowy, zestaw do nurkowania, pieluchy do pływania, jaskrawo-zielony materac, letnie sukienki i pogoda ducha, czyli pierwsze nasze we trójkę wakacje.
 
Zaczniesz ganiać węgierskie dzieci?
 
Udanego wypoczynku i plażowania Miła Moja.

2013-07-11

z kubkiem zielonej ananasowej herbaty kończę wczorajsze myśli, na które sił już nie starczyło.

Ostatnie dni czerwca i pierwsze lipca spędziliśmy na Podlasiu, wyczekiwany wyjazd, który wreszcie doszedł do skutku, którego w myślach starałam się nie planować, wiedząc, że życie lubi płatać figle i samo pisze scenariusze - nie do końca takie, których byśmy sobie życzyli. Wyjazd, który jednocześnie stał się spotkaniem rodzinnym, bo w takim gronie widzimy się głównie podczas uroczystości weselnych, a zjazd absolwentów, na który właściwie poza Twoim Tatą i Ciocią Kasią moglibyśmy się wybrać całą rodziną przyciągnął do Bielska także siostrę Twego Dziadka - ciocię Ewę razem z moim rodzeństwem ciotecznym: Twoją Ciocią Gosią i wujkiem Mateuszem, którzy widzieli Cię po raz pierwszy.
I tych kilka dni to dla mnie prawdziwe wakacje, odpoczynek fizyczny i psychiczny, czas na książkę w towarzystwie kawy, rozmowy przy grillu, spacer tylko z Tatą - we dwoje, bo rzadko mamy ku temu okazję, relaks u kosmetyczki, ciepłe słońce i Ty - szczęśliwa, uśmiechnięta, jeżdżąca w swoim rowerku (na stojąco oczywiście) wyprostowana i dumna. Człapiąca albo na czworaka, albo trzymana za dwie rączki zawsze tam, gdzie pies i koty. Babcia nauczyła Cię nucić aaaaaa (coś na kształt aaa, kotki dwa) na widok wylegujących się na słońcu, zaspanych kotów. Sapera karmiłaś biszkoptami i swojską bułką drożdżową, wszystkie próbowałaś ciągnąć za sierść, ogon, łapy. Nie wiem, jak przekonać Cię do głaskania... Razem z Dziadkami wąchałaś  kwiaty, najpierw wdech nosem, czego jeszcze nie potrafisz, a potem szeroko usta i z dźwiękiem aaaa. To drugie opanowałaś perfekcyjnie i teraz na widok wszystkich kwiatków i tych w domu, i tych na zewnątrz, drzew, roślin, chwastów, trawy szeroko otwierasz usta i robisz aaaaa.... Podczas spacerów najczęstszy obrazek - Ty z szeroko otwartą buzią, wskazująca palcem na wszystko co wokół zielone. I wąchamy, wciąż wąchamy.
Podczas pobytu u Dziadków pokazałaś też, że schody na górę nie są dla Ciebie żadną przeszkodą, której pokonać byś nie potrafiła. Samodzielnie, bardzo szybko, bez zbędnego zatrzymywania się, z kimś dorosłym za plecami. I jak zawsze - w momencie, gdy Ty zaczynałaś klimatyzować się na dobre, przyzwyczajać do innych osób i jednocześnie mojej mniejszej obecności - nadchodzi czas wyjazdu i powrotu do Lublina. Tym razem tylko na trzy dni, bo ostatni weekend spędziliśmy w Warszawie, a po drodze kilka intensywnych godzin u rodziców Twego Taty. Intensywnych, bo początkowo odwiedzasz swoją Babcię Alinkę i jak nakręcona raczkujesz po mieszkaniu, wychodzisz z pokoju, by po chwili do niego wrócić, pędzisz do kuchni, by zobaczyć, co robi Babcia, a potem wspinasz się tam, gdzie wspiąć się da, wywalasz gazety z półki pod stołem, próbujesz odpakować kremy, zjeść papierową torbę, w której dostałaś prezenty, a gdy jemy obiad chodzisz to do mnie, to do Taty, to do Babci i Cioci, by dostać kawałek tego "dorosłego" jedzenia. I zdecydowanie jesteś fanką kokosowego Rafaello. Później wizyta u Twojej prabaci, i na przeciw u Dziadka, a tam porzeczki prosto z krzaka, krowy w oborze, małe cielaki i kury, czyli to, co oglądasz w książeczkach, ale tylko na żywo tak zachwyca. (Poza psami na łańcuchach, czego zaakceptować nie potrafię). 
Niedziela siódmy lipca to dzień Chrztu małej Basi - Twojej o siedem miesięcy młodszej siostry ciotecznej, a mojej chrześnicy. Piękna, słoneczna pogoda, spacer do pobliskiego Kościoła i grzeczne jak Anioł pobłogosławione, wyświęcone dziecko. Obiad w uroczym miejscu - nad samym Zalewem Zegrzyńskim, spacer z najbliższymi to taka niedziela, jakie lubię. A Ty Królewno najpierw w granatowo - białej sukience, potem przebrana w białe legginsy i marynarską tunikę, bo na wyłożonej wykładziną podłodze dużo swobodniej mogłaś raczkować. I najbardziej rozkoszny widok, moment, który zapamiętać chcę na zawsze to Ty, która na kolanach przemierzasz cały hol, zatrzymujesz się, przysiadasz (by mieć dwie wolne ręce ) i machasz/pozdrawiasz/witasz wchodzących do środka hotelowych gości - od razu uśmiech na ich twarzach. Ogólny zachwyt Tobą i moja duma, która wciąż rozpiera! A w poniedziałek ganiamy się wokół krzewów i drzew pod Warszawą na działce Cioci Kasi, odpoczywamy na tarasie i wspominamy, jak jeszcze nie tak dawno temu z Ciocią Kasią relaksowałyśmy się malując paznokcie, czytając książki, później wszyscy wspólnie graliśmy w badmintona, grillowaliśmy do późna i usypialiśmy oglądając film na ścianie domu. Jakże przez ten krótki czas zmieniło się nasze życie. Jesteście Wy na świecie, Ty i Basia. Są inne priorytety, wartości. doceniam czas ten, który spędzam w samotności, mam w sobie dużo więcej radości i uczę się - bo nauczyłam to jeszcze za wiele powiedziane - odpuszczać. Sobie samej. Bo to przecież ja sama wyznaczam sobie granice. Już nie jestem perfekcyjną panią domu. Mam kurz na parapecie, pranie do poprasowania długo czekało na swoją kolej, nic na jutrzejszy obiad i plany na wakacje! Nasze pierwsze wspólne we Trójkę. 
Czekam z utęsknieniem. 


2013-07-10

Najpiękniejszy nasz uśmiechu, wszędobylski Paciaciaku

najchętniej zarzuciłabym nogi na ścianę i czytała Twój Styl, bo po całym dniu, który wspólnie rozpoczęłyśmy o 5.15, dwóch spacerach, praniu, gotowaniu nie mam sił już na cokolwiek. 

Rozpiera Cię energia. Nie wiem, z jakiego kosmosu ją czerpiesz, ale nie zatrzymujesz się nawet na chwilę. Jesteś wszędzie. W sypialni otwierasz szuflady i wyciągasz z nich Tacine bokserki i skarpetki, z małej komody o której już wiesz, że może się przewrócić (dlatego dla bezpieczeństwa jedną ręką przytrzymujesz się kaloryfera) wyjmujesz nagrania z USG i kadzidełka, z dużej szafy - ubrania. W łazience z wanny ściągasz pielęgnacyjne medykamenty, z szafki pod umywalką maszynki do golenia, kosmetyczki i wszelkie kremy. Przewracasz kosz na śmieci, otwierasz i zamykasz jego metalową pokrywę. Potem kierujesz się ku korytarzowi i szafie z butami, a z tej pod lustrem wyciągasz pasty do butów, śrubokręty, i cały zawarty tam męski warsztat. W kuchni uwielbiasz zabawę taboretami, przewracanie ich i obijanie o metalową nogę stołu. Wyjmujesz papier śniadaniowy, folię aluminiową i worki na śmieci. Chętnie też wisisz trzymając się uchwytu od piekarnika. W toalecie nadal fascynują Cię zapasowe rolki papieru, ręczniki papierowe i mop. Gdy pakuję Ci na spacer plecak to po chwili cała jego zawartość jest na środku pokoju. Gdy szykujemy się już do wyjścia z domu, a ja niespostrzeżenie zostawię go na Twoim widoku po kolei wyciągasz wszystko to, co dla Ciebie przygotowałam. W sekundkę ściągasz chustę, buty i skarpetki, więc te elementy garderoby zakładamy na dworze, choć ostatnio buty służą Ci właściwie tylko do gryzienia, uwielbiasz swoje sandały i nieziemski smak ich rzepów. 
Nie ma mowy, byś leżała spokojnie podczas zmiany pieluszki, więc stawiam Cię opartą o łóżko/wannę/sedes i zakładam Ci ją w biegu. Podczas spacerów - stawiam przy wózku i gdy Ty penetrujesz zawartość zakupowego kosza, ja próbuje w miarę prosto zapiąć Ci pampersa. I nawet gdy jesteś u mnie na rękach, Twój wzrok i ręce szukają czegoś, co możesz złapać - chociażby ręcznik, wiszące waciki, szczotkę do włosów, cokolwiek...Gdy wywieszam pranie, Ty ściągasz to, co właśnie znalazło się na suszarce albo trzymając się balustrady, obserwujesz osiedle i wesoło pokrzykujesz do ludzi, bądź latasz jak szalona po balkonie i ciągniesz za sobą zakurzoną, pustą skrzynkę na słoiki. Ostatnio podczas raczkowania bardzo lubisz nieść coś ze sobą. A to swoje gumowe klucze, a to moje majtki albo klapki Taty. 
Podczas posiłków stukasz łyżką, bawisz się pokrywkami, wskazujesz elementy, które proszę byś mi pokazała, zabawiam Cię jak mogę, nie po to byś jadła - bo to czynisz z przeogromną ochotą, a po to byś wciąż nie wstawała z krzesełka i nie próbowała sama z niego wychodzić. Moje prośby i kolejne usadzenia Cię na miejscu i we właściwej do jedzenia pozycji kończą się Twoim awanturnym krzykiem. Podobnie jest na huśtawkach, z których ostatnio coraz rzadziej korzystamy, bo Ty wciąż w nich wstajesz, więc ja co sekundę je zatrzymuje, tłumaczę Ci, sadzam i tak kilka razy, aż w końcu obie stwierdzamy, że dużo fajniejsze jest raczkowanie za dziećmi po całym placu zabaw. Bardzo lubisz ten w wąwozie wyłożony gumą, gdzie jest dużo żwirku i małych kamyków, które ściskasz, sypiesz, udajesz, że zamiatasz. Ganiasz na czworaka za innymi dziećmi, uciekasz ode mnie i sama wchodzisz na zjeżdżalnię. Dziś też po raz pierwszy - w sekundzie znalazłaś się na ławce - oczywiście samodzielnie, a potem próbowałaś wspiąć się na jej oparcie i gdyby nie to, że Cię nie puszczałam - pewnie byś to zrobiła. Na spacerach nie lubisz gdy trzymam Cię na rękach, wyginasz się, złościsz byle tylko znaleźć się w ruchu - samej, bez pomocy i asekuracji. Zaczepiasz inne dzieci, śmiało podchodzisz, bierzesz zabawkę, ale też nie protestujesz, gdy Ci je zabierają, potrafisz po chwili zająć się czym innym. Zbierasz wszystkie śmieci, kamienie próbujesz wkładać na buzi, a patyki oddajesz dla mnie. Wciąż Cię coś interesuje, nie zajmujesz się dłużej niż przez kilka minut jedną czynnością.

Czy to typowe dla 11 miesięcznych dzieci? Czy wszystkie na tym etapie są aż tak aktywne, czy to kwestia genów, naszego wychowywania? Ale bardzo mnie cieszy ten Twój sposób poznawania świata, nie z ubocza, nieśmiało, ale odważnie, samodzielnie, bo chcę, byś taka była. Wierzę, że to jaka jesteś teraz ukształtuje Twój charakter, Ciebie na lata. Da podwaliny i przyniesie dobre rezultaty w przyszłości.

Z ostatnich dni: nowy ząb - prawa dolna dwójka (to już ósmy) i brak jednego paznokcia. (Bawiłaś się w swoim pokoju, siedziałaś przy przymkniętych drzwiach i podłożyłaś rękę, w momencie, gdy Tata je otwierał - nie mając pojęcia, że jesteś tuż przy nich...) Nawet nie przypuszczaliśmy, że ból musiał być dużo większy, bo Twój chwilowy płacz tego nie pokazywał.

Czereśnie, maliny, mnóstwo świeżego powietrza, dużo radości, i dużo dobrego.

A z ostatnich wydarzeń:

( o tym mam nadzieję - jutro )