2013-05-25

Córeczko,
Tata w męskim gronie po drugiej stronie miasta ogląda mecz, Ty śpisz od 20stej bez przerwy, co w ostatnich dniach jest symptomem Twojego powrotu do zdrowia. Podobnie jak Twoje radosne, duże, nie czerwone już oczy. A ja mam chwilę dla siebie. Dla Ciebie - tutaj.
Tak wiele chciałabym opisać, by zapamiętać, by kiedyś móc do tego wracać i wspominać. Mieć wciąż przed oczami taką Ciebie. I muszę, muszę napisać, co lubisz, w zdaniach przekazać to, jaka jesteś, bo zmieniasz się za szybko.
Swój dzień rozpoczynasz między piątą, a szóstą, po około 9-10 godzinach przerywanego nadal snu (czekamy na przespaną noc). Po przebudzeniu stoisz w łóżeczku i nawołujesz, czekasz, aż któreś z nas po Ciebie przyjdzie, chyba, że nad ranem, po drugim najczęściej karmieniu zabieram Cię do nas. Wtedy baraszkowanie po łóżku, po nas zaczynasz od razu. Najlepsze obiekty to oczywiście my - Twoi rodzice, bo mamy tyle otworów w twarzy, włosów na głowie i ciała do wspinaczek. Ostatnio upatrzyłaś sobie parapet, z którego my kolejno zdejmujemy stojące na nim rzeczy. Najpierw fioletową świeczkę, na obitej już (bo wczoraj Ci spadła) pięknej podstawce - Wrocławskiego zakupu, następnie fiołka i kolejnych dwóch świeczek. Na końcu zdejmujemy koszyk z gazetami, który i tak zmienił już miejsce położenia, a Twój Styl i Pani straciły swoje okładki.
Do Twoich ulubionych zabaw należy oczywiście nadal wstawanie przy wszystkim i raczkowanie po mieszkaniu w celu zidentyfikowania obiektów jeszcze nie odkrytych. Wśród ostatnich z nich: szafka z narzędziami pod lustrem i zabawa pastami, i łyżką do butów. Szuflada pod piekarnikiem, ale wiesz, że nie wolno wyciągać z niej tych prostokątnych, szarych talerzy. Półka nad radiem w salonie i zabawa stojącymi na niej płytami. Wysuwanie drukarki - a tak cieszyliśmy się z Tatą, gdy pan projektujący meble do dużego pokoju zaproponował nam to rozwiązanie ze sprzętem - nikt wtedy nie pomyślał mimo sporego już rozmiarów mojego brzuszka o tych Twoich sprytnych, wszystkiego ciekawych rączkach. Drzwi balkonowe - tak pięknie prezentują się paluszki odbite na czystych, umytych przez twego Tatę szybach okiennych (i muszę przyzwyczaić się, że przejrzystość szybki w piekarniku przez długi jeszcze czas będzie pozostawiała wiele do życzenia). Skrzynka ze słoikami stojąca pod kuchennych stołem. Wiatrak, który do wczoraj stał na małej komodzie w sypialni - stał dopóki nie spadł na Ciebie, bo wyciągając jedną szufladę wysunęłaś ją całą, przechylając tym samym komodę i wiatrak wylądował na Tobie, a może tuż obok Ciebie, nie wiem, mimo, że byłam obok. I chyba bardziej przestraszyłaś się mojego przerażonego krzyku. Płakałaś chwilę, po czym zajęłaś się przeglądaniem zawartości szufladki. Podziwiam Twoją odporność na ból, wszelkie upadki, zderzenia ze ścianami, półkami mimo dużo większej ostrożności i pewności niż wcześniej.
Uwielbiasz swoje klocki i drewnianą księżniczkę, którą zawsze sadzamy na samym szczycie wieży lub w okienkach lochu, który budujemy - Ty rozwalasz. I wymyśliłam Ci nową zabawę, z racji tego, że uwielbiasz huśtawki, a ostatni tydzień zmusił nas do pozostania w domu, to czynię Ci namiastkę placu zabaw na czwartym piętrze. Obwiązuję się w pasie dwoma rogami koca, dwa pozostałe biorę w ręce, a Ciebie wkładam do środka i bujam, póki plecy nie zaczną mnie boleć i ręce odmawiać posłuszeństwa. Koniec zabawy to początek Twojego histerycznego krzyku i uderzania nogami o podłogę, a mi od razu nasuwa się przed oczy obraz supermarketu i rozwścieczonego dziecka, bo Mama nie chce kupić setnej zabawki i kolejnego słodkiego lizaka. Bunt dwulatka, który jak każda chyba mama mam nadzieję przejdzie u nas niezauważony.
Twoje ulubione miejsce w mieszkaniu - toaleta. I musimy przyzwyczaić się, żeby zamykać do niej drzwi na klamkę. Gazety i książki nie mogą już leżeć na podłodze, podobnie jak zapasowe rolki papieru, pudełka pieluch, bo wszystko zjadasz, a też nie chcę, by dom kojarzył Ci się z nieustannym nie wolno. Chcę, byś sama poznawała świat, tak jak Ty tego chcesz, na swój 10miesięczny sposób. Nie chcę stłumić  Twojej dziecięcej ciekawości, przegapić momentu samodzielności, bo ona uczy pewności siebie. Dlatego daję do ręki gotowaną marchew z zupy, nie kroję drobno ziemniaków, ani buraków, kładę wagoniki z kanapki i banana. Do ręki dostajesz ugotowane jajo, którego resztki wciąż leżą pod szafką w pokoju. Zmieniam kubek na taki z twardym ustnikiem, kupuję słomki i pokazuję jak się z nich pije. Od wczoraj regularnie, to znaczy kilka razy dziennie sadzam na nocniku, bo nie chcę, byś jako trzylatka biegała w pampersie i tym samym wspierała pieluchowy przemysł głoszący, że to jeszcze za wcześnie na przyuczanie do nocnika. Wiem - nic na siłę. Ale nie schodzisz, siedzisz przez około dwie minutki i praktycznie za każdym razem na moje siksiksiksiksiksik robisz to, co zrobić powinnaś. A ja cieszę się jak głupia, biję brawo, całuję i Ty też wynagradzasz siebie oklaskami - otwartymi już dłońmi.
A z nowych umiejętności - poza wspomnianym już biciem brawo z wydawanym odpowiednim odgłosem - urozmaiciłaś też swój taniec. Nie tylko kręcisz rytmicznie głową, ale opierając się o cokolwiek podrygujesz na nóżkach - często zanim zdążę włączyć muzykę, a tylko kieruję się w stronę odtwarzacza. Na słowo fyrfyrfyr wymachujesz dwoma rękami pokazując, jak robi wrona. A gdy tylko usłyszysz wyraz duża - użyty w obojętnie jakim kontekście - splatasz palce obu rąk i podnosisz je do góry. I uwielbiasz cmokać. Często ja zaczynam, a Ty od razu podłapujesz i mnie naśladujesz. Lubisz karmić nas biszkoptami i podajesz nam rzeczy, którymi się bawisz. Początki dzielenia się?
A z nowych smaków: mleko krowie - a na nim przyrządzana kasza manna i ryż z owocami (jutro płatki owsiane), melon, szynka, jogurt naturalny, omlet, twarożek, schab.
A ja, mimo pobudek o godzinie, która kiedyś była mi środkiem nocy mam w sobie mnóstwo sił i energii, którą czerpię z Twojego uśmiechu, spojrzenia, bo widzę, że na nikogo nie reagujesz tak jak na mnie. Mimo zmęczenia, nieustannego wydłużania listy rzeczy, które zrobić powinnam cieszę się, gdy w sobotę mogę pospać dłużej, wziąć długą kąpiel, czy w samotności przejść się na spacer.

A w perspektywie długi majowo-czerwcowy weekend. Rodzinne spotkania w domu, w którym zagości śmiech i płacz dwóch wnuczek. Ciebie i Basi. Czuję, że będzie to najpiękniejszy czas, bo w takim gronie nie byliśmy jeszcze razem.
I wiesz co Ci powiem - będziesz tam miała swoją prywatną piaskownicę, która do lata stanie się pewnie mini placem zabaw!

2013-05-22

Drobinko z rozpalonym ciałem,

znów zmagamy się z wysoką gorączką, kaszlem, który wybudza Cię w nocy i katarem utrudniającym spokojny, w miarę długi (o ile w Twoim przypadku można w ogóle użyć slowa długi) sen. Śpisz przez większość nocy z nami, doprowadzającym tymsamym moje sutki do bolesności, ale wstawanie do Ciebie co kilkanaście minut i lulanie przez czas dłuższy niż Twój sen męczy nas oboje. Wierzę, że bliskość matczynego ciała, spokojny, czuwający oddech Taty dają Ci poczucie bezpieczeństwa i opieki, której bardziej niż zwykle teraz potrzebujesz.
Ależ ona się zmienia, ale jest już duża to słowa, które niemal codziennie padają z naszych ust, gdy zadziwieni patrzymy na Twoje nowe umiejętności. Nie wiem kiedy przekroczyłaś granicę pełzajacego po całym domu niemowlaka w chodzącą przy meblach dziewczynkę. Tak - dziewczynkę, dużą, piękną, z okrągłymi polikami i brzuszkiem niczym u zawodnika sumo. Stajesz śmiało, pewnie trzymasz się na nogach, przytrzymujesz łóżka, balkonowych drzwi i przesuwasz zdecydowanie nie w żółwim tempie. Czasem w ferworze zabawy zapominasz, że jeszcze należy przytrzymać się mamainych kolan/półki/łózka  i przez kilka sekund stoisz sama(!!). A dziadek, który z wnukiem odwiedza ten sam plac zabaw co my, pyta się patrząc na Ciebie walącą w zjeżdżalnię, rozdającą uśmiechy pierwszy raz widzianym twarzom - Czy ten Pani Maluszek ma już roczek? Czynisz mnie bardzo dumną Mamą.

Rozumiesz więcej niż przypuszczamy. Na stanowcze: Marcelka, nie wolno odkładasz szklaną butelkę, którą wyjmujesz z kuchennej szafki i nie idziesz za nią, gdy ta toczy się po całej kuchni. Gdy sięgasz po coś nowego, stajesz przy nieodkrytych jeszcze meblach, otwierasz nieznane Ci dotąd szafki, szuflady patrzysz na naszą reakcję i jakby czekasz, czy zobaczysz aprobujący uśmiech, czy usłyszysz znane Ci nie wolno. Buntujesz się i  histerycznie krzyczysz, gdy po raz nasty sadzam Cię w wannie i nie zgadzam się, byś na jej śliskiej powierzchni stała. Podczas posiłków najpierw patrzysz na zawartość łyżeczki i albo szeroko otwierasz buzię, albo odwracasz się w drugą stronę - najczęściej druga opcja przy zupach, warzywach i mięsie, które staram się codziennie przemycać w Twoim menu - czasem z bardzo marnym skutkiem. Z apetytem zjadasz mięso z krewetki z Tatusiowego talerza, po czym ukradkiem podanego Ci królika wypluwasz z ust. Gdy drzemiemy razem na sypialni, przebudzasz się i z chochlikiem w jednym oku, bo drugie jeszcze na w pół zamknięte ruszasz w stronę parapetu, by zwalić drewnianą szkatułkę, wyciągnąć z niej moje kremy, przewrócić świeczkę i zerwać liście fiołka. Szerokim uśmiechem darzysz swoje kotki, kaczkę i pozostałe pluszowe zabawki, które strzegą Cię z półki obok łóżka, a których pluszowa sierść smakuje Ci najbardziej. Gdy znikam z Twojego pola widzenia wędrujesz po całym mieszkaniu, by mnie zlokalizować. Najpierw zawsze idziesz do kuchni. I lubię te momenty, gdy zostawiam Cię w salonie, tak jak dziś, a sama idę do łazienki, by na przykład nastawić pranie, a po chwili słyszę znane człap, człap i jesteś już obok mnie - oparta albo o kosz z bielizną, albo o wannę.

I mimo, że w zamiarach miałam dłuższy wpis o Tobie, Twoim rozwoju, o tym, co lubisz, a czego nie, co wywołuje uśmiech na Twej twarzy, a co Cię złości - nie mam sił i możliwości by się skupić i napisać wszystko, co chciałam. Śpisz od 20stej, a wybudziłaś się już osiem razy! Uporczywy kaszel, który nie daje Ci spać, dusi i dławi.

Zdrowiej Najpiękniejsza! I sił nam obu na jutro.

2013-05-14

Dziewczynko o najpiękniejszych oczach jakie świat widział,

mówią, że moje, ale moje aż takiego koloru nieba nie mają. Twoje zachwycają każdego. Duże z wywiniętymi rzęsami niczym skrupulatnie podkręcane zalotką co rano. Od tygodnia walczymy z Twoim zapaleniem gardła, kaszel prawie już niesłyszalny, katar nie widoczny, została tylko chrypka. Ale czy to w związku z przeziębieniem, czy marudzenio-krzyczeniem, gdy coś Ci nie pasuje, gdy znikam z Twojego pola widzenia, gdy z okrzykiem witasz wszystkie przechodzące obok psy i koty. Nie reagujesz tak żywo na ludzi, jak na cały czworonożny świat. Szczególnie ten na Podlasiu, u Dziadków, który odwiedziliśmy w weekend po szybkim namyśle, spakowaniu i chęci uczynienia najbliższym niespodzianki. Bo stęsknieni za Tobą, dzwonią, oglądają zdjęcia, które Twej wspaniałości nie są w stanie ukazać, a życie zmieniło ich plan przyjazdu i odwiedzenia wnuczki. 
I bardzo podobała mi się weekend na kocu, Ty obok ze swoim okrzykiem zdziwienia (uwielbiam ten okrzyk - pełne radości zdziwienie na całe gardło), gdy tylko pies lub koty pojawiały się w zasięgu Twego wzroku, próbująca wyrywać cierpliwym jeszcze zwierzakom sierść, zamykająca oczy - zawsze z uśmiechem na twarzy, gdy tylko ogon dotykał Twoich polików, otwierająca szeroko usta, gdy Sapek z czułością próbował je całować. Bez marudzenia zjadłaś porcję Babcinej zupy, w kąpieli - uosobienie szczęścia. Z okazji (przyspieszonego) w tym roku dnia dziecka - powinien być to dzień wnuczki - dostałaś swój pierwszy rowerek. Czerwono - granatowy, z daszkiem przeciwsłonecznym, melodiami, światłami i koszykiem na wodę, kapelusz i buty. A ja sen do 9 tej w niedzielę - marzenie Matki spełnione!  

A ja czasem zadziwiam samą siebie ilością sił, które posiadam, energią czerpaną z niebiańskiego świata. Długi dzień, ciepłe noce kuszą, by po Twoim wieczornym rytuale zrobić coś ze sobą, bo aż mnie nosi, mimo naszego całego dnia, który rozpoczyna się niekiedy przed 6stą, często dwóch spacerów, obowiązków domowych, które niespełnione, w mojej głowie burzą cały porządek. I jakże wielką radość sprawia mi samotna rowerowa przejażdżka nad zalew, letnie słońce, wiatr we włosach i poczucie...wolności? Spokój i upragniona cisza, której Tata dziś powiedział, że będzie życzył mi w dniu moich urodzin. I bardzo dobre wieczory: z ciocią Justyną (tą od Oliwki) - pierwszy taki mój w Lublinie bez Ciebie i Taty spacer po lubelskim deptaku i starym mieście (spełniony nakaz Babci Beatki, by nie poruszać tematu dzieci) oraz balkonowy z ciocią Moniką. Przy lampce wina, limonkowych delicjach, parówkach z serem, mozarelli z pomidorem i odgłosie zmierzających nie wiadomo dokąd pociągów. Na prawdę bardzo tego potrzebowałam i wiem, że takich wieczorów, moich - poza domem, bez Ciebie i Taty będzie coraz więcej. Relaksują, odprężają, dają siłę. Myślę, że każda Matka tego potrzebuje. Czas dla siebie. 

2013-05-06

Marcepanowa Królewno,

w domu zwana Rozdarciuchem. Skończyłaś dziś 9 miesięcy i nie potrafisz/nie lubisz być sama. Po przebudzeniu towarzysz mi podczas śniadania, gotowania zupy, przygotowywania obiadu. Później kilkugodzinny spacer - więc też razem. Powrót na obiad, drzemkę i pisk, gdy chcę zostawić Cię samą. Nerwowy krzyk, ewidentna złość, bo wszystko chcesz robić razem ze mną. Bawisz się pięknie, gdy jestem obok, najlepiej na wyciągniecie ręki, tak byś mogła wspinać się po Mamie, kiedy tylko masz na to ochotę. 

Opanowałaś już całe mieszkanie. Ściągasz płyty stojące na półce w salonie, z koszyczka stojącego na korytarzu pod lustrem wyciągasz moje błyszczyki i balsamy do ust. Za lodówką szukasz zmiotki, z kuchennej półki bierzesz worki na śmieci, folię aluminiową i papier do pieczenia. Próbujesz zdjąć ze ściany ramki na zdjęcia, które tak ładnie do tej pory prezentowały się w oświetlonych wnękach. Uwielbiasz grzejniki i balkonowe drzwi. Stajesz, nie trzymasz się niczego, opierasz biodrami i stukasz. Próbujesz wdrapywać się na łóżka, bo na swój bujak już potrafisz. Jesteś coraz ostrożniejsza. Już nie lecisz, jak popadnie do tyłu na głowę, a powoli siadasz albo na kolana/pupę, albo bezpiecznie czujesz się, gdy dłonią dotkniesz do ziemi. Siadanie z każdej pozycji opanowałaś do perfekcji. Podobnie jak papa, duża, duża - lewą ręką łapiesz palec wskazujący i środkowy prawej i złączone obie dłonie podnosisz do góry, pokazując tym samym jaka już jesteś duża, tani, tani - czyli kręcenie głową, a od niedzieli bijesz też brawo. Czasem otwierasz szeroko usta, gdy chcę dać Ci buziaka i na słowo daj - podajesz trzymany przedmiot. 

Nadal budzisz się w nocy, czasem jest to jeden raz (rzadko, oj rzadko), częściej co 2-3 godziny. Nadal nie chcesz jeść zup. Zjadasz marchew - jeśli gryziesz ją sama, podobnie jest z ziemniakiem, warzywa nie mogą być rozgniecione, papkowate, a w kawałku, który najchętniej sama trzymasz i wtedy zjadasz. Lubisz poranną i wieczorną kaszę, serki waniliowe, banany, gruszkę, którą dostajesz do łapek i bez pomocy rodziców całą sama pochłaniasz, wszelkie owocowe desery, biszkopty, bułki na spacerze, huśtawki, zjeżdżalnie, które wpisały się już w nasz codzienny rytuał. 

Czwarty już tydzień masz katar. O dziwo weekend, który spędziliśmy poza domem obył się bez fridy do nosa i nieustannego wycierania tworzących się bąbli. Powrót do Lublina i znów kichanie, problemy z oddychaniem przez sen - alergia?? 

A weekend majowy musisz zapamiętać jako czas zapoznania z gospodarskimi zwierzętami, których odgłosy znałaś do tej pory w wersji Taty i mojej. I zdecydowanie jesteś - tak jak ja - miłośniczką zwierząt. Piszczysz, krzyczysz na widok psów, rwiesz się do kotów. I myślę, że jak nauczysz się chodzić, u Dziadków w Bielsku cały dzień będę miała wolny. 

Zamieniłaś ciągłe tatatatata na mamamama. I bawełnianą czapkę na przepaskę, którą robię Ci z chustki - z kokardką na czubku głowy - uwielbiam!!