2012-09-11

Kropeczko,

w piątek wróciłyśmy z tygodniowego pobytu w Bielsku. Bliżej poznałaś głosy, twarze i zapachy zakochanych w Tobie Dziadków.
Dziadek Wojtek wpatrzony w Ciebie jak w obrazek. Wzruszony, bo nie pamięta mnie takiej małej, teraz tak dużej, karmiącej własne Dziecko. Przeszkolony u Taty - egzamin z kąpieli zdał na szóstkę z plusem. Uwielbiasz mycie twarzy, dziadkowe cmokanie i szczypanie w nosek. Nawet zmęczenie po pracy i chęć podrzemania przy Teleexpressie znikają, gdy w domu taka wnuczka!
Babcia Beatka towarzyszyła nam każdej nocy. Po karmieniu nosiła Cię, tuliła, kołysała, usypiała i śpiewała. Luli luli, babcia Cię utuli, luli luli, babcia Cię przytuli... I różne wersje, rymowanki na tę samą, jedną, wyciszającą Cię melodię. Poza tym i ja zostałam dzięki Twojej Babci porządnie dokarmiona. Gulasze, makaron ze szpinakiem, szarlotka, zupa buraczana, ciasto drożdzowe, kompot jabłkowy, czyli wszystko to, co wolno karmiącej matce.
Poznałaś też swoich Pradziadków. Prababcia Zosia, której już z trudem przychodzi zapamiętanie Twojego imienia, twierdząca, że za twardo masz na Tatusiowych kolanach i konieczna jest poduszeczka. Nie odpuszczająca, gdy na podwórku przebywałaś w wózeczku bez koca. I w ogóle za zimno Cię ubieram i za rzadko karmię! :) Prababcia Henia, która uważa, że powinnaś być mocniej opatulona, a gołe nóżki są niedopuszczalne, bo jakieś takie sine... nawet gdy w Jej pokoju termometr wskazywał 28st.! I biedny Pradziadek Marian, któremu Prababcia Henia zabroniła oddychać podczas robienia z Tobą zdjęcia - pali papierosy, więc lepiej, żeby w ogóle nie oddychał..! :)
O Cioci Emilce, dzięki krzesełkowemu prezentowi będziemy myślały codziennie, jak już zaczniesz siedzieć i jeść cokolwiek innego poza matczynym mlekiem. Piękne, drewniane, oczywiście z różowym siedziskiem - wielkie dzięki!
Sąsiadka - trzyletnia Patrycja, gdy Cię pierwszy raz zobaczyła: Cześć, jestem Patrycja (i podała Ci rączkę) twierdzi, że masz taką małą dupinkę, zdziwiona, w jaki sposób wyszaś z brzucha, skoro nie umiesz jeszcze chodzić...
I zostałaś bez problemu zaakceptowana przez czworonogów. Brązowooki zachowywał się jak należy, choć spodziewaliśmy się mega zazdrości, pilnował, czy nie dzieje Ci się krzywda, wył, kiedy płakałaś. Z kotów największe zainteresowanie przejawiała Szanta, która wykorzystywała naszą nieuwagę i pokładała się na kocach, pieluszkach, ubrankach, wszystkim mającym Twój zapach.
 
Podlaskie powietrze, nowe łóżeczko, pościel w misie i baldachim, któremu Babcia Beatka nie potrafiła się oprzeć dobrze Ci służyły. Spałaś często, mocno, w pozycji zdrowego dziecka.
 
Jednak piątkowy powrót do domu uświadomił Nam, że jesteś jeszcze za Malutka na takie wojaże, a samochód nie sprzyja sprawnemu karmieniu i przewijaniu. 200 km pokonujemy z Tobą dłużej, ostrożniej, robimy przerwy, żebyś za długo nie przebywała w foteliku samochodowym. Musimy bliżej zapoznać się z przydrożnymi restauracjami, karczmami, żeby zapewnić komfort zarówno Tobie, jak i sobie. Wróciłaś bardziej rozkapryszona, płaczliwa, wymagająca dużo więcej noszenia, kołysania, tulenia.
 
A Dziadkowie tęsknią, przeglądają zdjęcia, dzwonią i oferują pomoc. Gdybym tylko poczuła się zmęczona i zatęskniła za Podlaskim powietrzem i snem w nocy...
 

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Podziwiam, że zdecydowaliście się na taką podróż z Małą już teraz. Ale czego się nie robi dla tych wszystkich przeżyć w gronie najbliższych no i dla tamtejszego powietrza.
Powodzenia w odkrywaniu uroków macierzyństwa - oby było ich jak najwięcej :)
hedera

PopMum pisze...

Pięknie...